Napisano 25.06.2013 - 10:18
Popularny
Napisano 26.06.2013 - 16:06
Popularny
Użytkownik black96 edytował ten post 26.06.2013 - 16:41
Napisano 26.06.2013 - 17:25
Napisano 26.06.2013 - 22:11
Napisano 29.06.2013 - 10:56
Popularny
Użytkownik Shi edytował ten post 29.06.2013 - 10:57
Napisano 30.06.2013 - 16:01
Napisano 30.06.2013 - 19:14
Napisano 30.06.2013 - 20:24
Napisano 01.07.2013 - 19:07
Użytkownik Andżela edytował ten post 01.07.2013 - 19:41
Napisano 02.07.2013 - 20:27
Napisano 03.07.2013 - 12:10
Napisano 03.07.2013 - 14:07
Użytkownik Eriko edytował ten post 03.07.2013 - 14:09
Napisano 04.07.2013 - 11:05
Ostatni raz próbuję z Łowcą
BTW Bardzo wszystkich przepraszam za moje ostatnie zachowanie, obiecuję poprawę
Łowca Vi - Raiden
Obudziłem się rano. Pokój był przepełniony stęchłym powietrzem. Od ścian odchodziła tapeta, a drewniana podłoga gniła. Byłem zdezorientowany, a gdzie pozostali? Wstałem. Od razu mój wzrok przykuło biurko, a na nim rzeczy. Torba, jakieś notatki i ... zegarek? To był jakiś dziwny zegarek, średniej wielkości ciężki zegarek z niewielką antenką. Założyłem go, potem zacząłem czytać notatki. "Musisz odnaleść Siebie, aby odnaleśc drogę do domu". Po przeczytaniu tego raczej nie za bardzo zrozumiałem o co chodzi. Josh! Himunaru! Jeżeli to wasz kolejny głupi kawał to leiej uważajcie - krzyknąłem. Przeczytałem następny skrawek papieru - "Odnajdź Siebie, a odnajdziesz moc" Hmmm tak jasne, niech będzie że rozumiem - szepnąłem do Siebie. Czytając trzecią notatkę zaciekawił mnie jej koniec. "Staw czoła cieniom, odnajdź prawdę.. "Odnajdź prawdę"? Pomyślałem.Założyłem torbę na plecy, notatki schowałem do kieszeni i zacząłem kierować się do drzwi. Na korytarzu to samo co w pokoju... Smród stęchlizny, odpadające tapety. Gnijąca podłoga. Zaszokowało mnie jedno - podłoga była we krwi. Ostrożnie zacząłem się kierować ku wyjściu na zewnątrz. Drzwi były otwarte. Po wyjściu znalazłem się w... Tak, to Ponyville. Wszędzie mgła. Było zimno, lecz to nie był chłod zimy. Było znacznie cieplej na tę porę roku. Zacząłem się rozglądać po okolicy - pustka, nikogo nie ma. Przechadzając się po pustym mieście prawie się zabiłem. W ostatniej chwili zauważyłem wielką przepaść bez dna. Zdezorientowany cofnąłem się. Odwróciłem się a tam... Kucyk. Nie miał paru zębów, jednej z przednich nóg też mu brakowało i miał wyrwany... kawałek pleców. Wszystko w porządku? - zapytałem. Czy potrzebujesz pomocy? jesteś poważnie ranny - dokończyłem. Kucyk zawarczał, po czym zaczął zmierzać w moją stronę powolnym krokiem. Rzucił się na mnie. Gdy odskoczyłem powiedziałem - co się tu dzieję?! Cofnij się! Nie podchodź!. Gdy To coś wyciągnęło zęby z ziemi ponownie na mnie skoczyło. Powtórka z Silent Ponyville co? - pomyślałem. Możliwości walki nie miałem. Bez mocy, nawet niczego pod ręką nie było, żeby go jakoś unieszkodliwić. Uciekłem. Nie wiedziałem gdzie mam się udać, nie znam tego miasta, błąkam się od jakiejś godziny, może dwóch. Wtedy coś znalazłem... Kącik Kostki Cukru, czy jakoś tak. Gdy Josh oglądał tylko na chwilę podpatrzyłem. Rozglądając się jeszcze chwilę po innych budynkach postanowiłem przeszukać ten cały Koncik... Drzwi frontowe jak zwykle były zamknięte. Obchodząc budynek zauważyłem balkon z przystawioną do niego drabiną. Gdy tylko chwyciłem szczebli zabrzmiał głos w mojej głowie. Paskudny, zachrypły straszny głos - Wiesz co się stanie, jesteś o pare minut za późno. Stuknąłem się dłonią w głowę, żeby się pozbyć tego głosu. Wspiąłem się po drabinie i wszedłem do pokoju. Znów to samo... Stęchlizna i zgnilizna. Na podłodze leżał... kucyk, dziecko. Było białe i miało zawiązane oczy. To była raczej tylko połowa dziecka. Wtedy zacząłem przypominać sobie Silent Ponyville. Podszedłem do klaczki, chwyciłem ją za szyję i ustawiłem przed swoją twarzą. Marne ścierwo - powiedziałem lekko zdenerwowanym tonem. Z pełnią szału wyrzuciłem truchło przez okno. Udałem się do łazienki. Krew, na kafelkach, na podłodze, w wannie, krew wszędzie!. Podeszłem do wanny. Leżał tam zmasakrowany aligator z rozwartym pyskiem. Przypomniałem sobie, że w jego pysku był klucz do szkoły. Zapewne tam się udała - pomyślałem. Bez zastanowienia zszedłem drabiną w dół i poszedłem szukać szkoły. Szczęśliwym zrządzeniem losu szkoła była niedaleko, a ja ją znalazłem po 10-ciu minutach poszukiwań. Tak jak się spodziewałem - drzwi były otwarte. Wszędzie było ciemno. Po kilku minutowej wędrówce po szkole usłyszałem krzyk, krzyk dziewczyny. Z poczuciem zdezorientowania pobiegłem w stronę źródła krzyku. Dziwny pokój. Po drugiej stornie drzwi. Otwarte drzwi. w tych drzwiach tkwiły dwa klejnoty i dwa wizerunki. To chyba Luna i Celestia - pomyślałem. Przy obrazku Celesti widniał czerwony klejnot w krztałcie balonika, przy obrazku Luny była wiolonczela. Wszedłem do pokoju, a jak, zgnilizna i dziwny brązowy sufit z brakującymi kafelkami. Dwa martwe kucyki wisiały w rogach pomieszczenia, przypięte metalowym łańcuchem. Pomiędzy nimi widniał napis napisany ich krwią : Uciekaj . To nie tutaj! - wykrzyczałem. Oczy się przyzwyczaiły do mroku. Widziałem lepiej, ale i tak widocznośc pozostawiała wiele do życzenia. Sprintem biegłem w stronę krzyków. Biegnąc przez korytarz zobaczyłem Biała Klaczkę ze zmiażdżoną głową. Lekkie obrzydzenie mnie nie powstrzymało. Biegnąć przez korytarze zobaczylem otwarte drzwi. a tam - szary kucyk w garniturze. Zawarczalem ze wściekłością. Zwolniłem i cichym krokiem podszedłem do drzwi przystając do ściany, żeby się jakoś uniewidocznić. Zegarek zaczął dzwonić. Nie interesowało mnie to wtedy. On to usłyszał. Nie widziałem co się dzieje tam w środku więc czekałem. Po chwili wyszedł. Stanął tuż przed moją twarzą. Patrzałem mu prosto w twarz, albo raczej w brak tej twarzy. Uważaj co robisz - powiedziałem, dobrze wiesz, że niedługo nadzieje cię na ostrze - dokończyłem. On mnie zignorował i poszedł. Jeszcze zdążyłem krzyknąć - Nie popełnij błędu. Wszedłem do pomieszczenia. Była to piwnica. Najzwyklejsza piwnica, rury, bojlery. Latarenka stała po środku pokoju dając delikatną pośtwiatę na moje ciało. Obok latarenki siedziała dziewczyna, klacz oczywiście. Było jeszcze trochę ciemno, a ja byłem zszokowany spotkaniem ze Slenderpony. Nie mogłem ustalić kim ona jest. I wtedy znów pojawił się ten głos. Dobrze wiesz kim ona jest, przypomnij sobię tę historię. Wtedy przypomniało mi się Silent Ponyville. Rozdział trzeci, wszystko działo się w szkole. Ale moje przerażenie było na tyle wielkie, że nie potrafłem nic powiedzieć.Nie zauważyła mnie gdy wstawała. Wzięła wielki łyk powietrza, gdy wynurzała głowę z wiadra z wodą. Potem oglądała swoje rany. na nogach, na głowie. Zrobiło mi się jej żal. Tyle przeszła... A ja, jako ktoś kto potrafi z Tym czymś walczyć chciałem jej pomóc. Zaczęła pić wodę z wiadra. Przymknąłem na chwilę oczy, chciałem trochę pomyśleć - czy kiedyś wyjdę z tego "Drugiego Świata"?, czy w ogóle wrócę do swojego świata. Usłyszałem westchnięcie, co natychmiast otworzyło moje oczy. W jednej chwili zdałem sobie sprawę że nagle jesteśmy w stołówce... Nie, pokój znowu się nie przemienił, czy ja ją śledziłem? To było dziwne, nie pamiętam tego. Po chwili Pinkie zaczęła się rozglądać po stołówce, a gdy mnie zobaczyła... Nagle na jej twarzy pojawiło się przerażenie, gwałtownie się cofnęła krzycząc COFNIJ SIĘ! Ehhh, biedaczysko, tyle przeszedła i jeszcze ja ją wystraszyłem. Spokojnie, uspokój się, wszystko jest dobrze, ja jestem tym dobrym, spokojnie. - powiedziałem głosem najłagodniejszym, jaki mogłem wydobyć z siebie. Nic ci nie grozi, spokojnie - dokończyłem. Ona wiedziała kim ja jestem, ale szok nie pozwalał jej na rozumowanie. „Wydaje mi się, że...” powiedziała biorąc głęboki wdech i przechylając głowę, „Pozostało mi tylko... otworzenie tego pudełka...” nagle powiedziała. Śmiało, zrób to - powiedziałem łagodnym tonem. Pinkie z niechęcią to robiła. Nie bój się nieznanego - powiedziałem normalnym tonem. Gdy to zrobiła... w środku pudełka był zwykły klucz. Na jego widok Pinkie najwyraźniej była zszokowana. Chodźmy, nie marnujmy czasu - powiedziałem. Wyszedliśmy ze szkoły. Śnieg delikatnie piętrzył się pod naszymi nogami. Szedłem za nią i czułem poczucie bezpieczeństwa, ona znała to miasto. Pewnie przy mnie też czuła się bezpieczniej. W oddali zauważyliśmy kilka Groanerów. Mój zegarek zaczął delikatnie dzwonić. Zdenerwowałem się na ich widok, po czym zaszarżowałem z pustymi rękoma. Hej co ty robisz - krzyknęła do mnie Pinkie. Bestie to usłyszały i skierowały głowę w naszą stronę. Walcze o lepsze jutro - odpowiedziałem ucieszonym głosem. To wszystko co tutaj się działo. Musiałem odreagować mordując to coś. Dopiero wtedy przypomniało mi się że atakuje gołą dłonią i nie wiem jak ich wykończyć. Skoczyłem na jednego z nich. Zacząłem okładać go po gębie pięściami. Gdy noga zatopiła mi się lekko w dziurze którą miał na plecach wpadłem na pomysł. Zeskoczyłem z niego. Kopem w twarz zdezorientowałem go. Chwyciłem go za szyję i prawą rękę wsadziłem w otwór. Nie wiedziałem co robię, gniew przesłaniał mój umysł. Po chwili wyczułem coś pod palcami. Zacisnąłem dłoń i z całej siły szarpnąłem. Groaner padł. Nie wiedziałem co z nego wyrwałem i nie miałem zamiaru na to patrzeć. Widząc, że dwa kolejne Groanery się zbliżają dałem susa w strone Pinkie, która na mnie czekała. Dobiegłem do niej, zegarek z potężnego dzwonienia przeszedł w delikatne szumienie. Spojrzalem na swoją rękę. Od łokcia do dłoni była cała we krwi. Na mojej twarzy zrobił się szyderczy uśmiech. Znowu w formie - powiedziałem cicho. Bez chwili czekania poszedliśmy w stronę Kącika. Drzwi tak jak wcześniej były zamknięte. Pinkie ostrożnie wyciągnęła klucz i włożyła go do dziurki. Drzwi się odblokowały. Lekko zdezorientował mnie fakt, że klucz obrócił się w popiół. W pomieszczeniu było ciemno. Pinkie wyciągnęła z torby latarenkę. O dziwo w środku wyglądał całkiem dobrze, a nawet było przygotowane na przyjęcie. Nie interesowało mnie to, ale moją uwagę przykuł transparent : Witamy Pinkie Pie. To dla mnie? - powiedziała Pinkie. „Och! Mamy gościa? Kocham gości!” dobiegł nas brzmiący nieco zbyt znajomo głos. Pinkie stanęła jak wryta, rozglądając się dookoła. Nie słyszała ŻADNEGO kucyka, odkąd znalazła się w tym okropnym miejscu, i nagle wypełniła ją nadzieja. Po chwili Pinkie i drugi kucyk zaczęły rozmawiać -
-„Tak! Tak macie gościa! To ja! Pinkie Pie!” zawołała szybko Pinkie Pie, nie ukrywając swego podniecenia, chcąc w końcu spotkać jakiegoś kucyka. -„Gdzie jesteś? Wyjdź! Obiecuję, że nie jestem jak te potwory na zewnątrz!”
-„Naprawdę?” zachichotał głos, „W te dni po prostu ciężko stwierdzić, kto czym jest, a kto czym nie jest” odpowiedział wesoło.
-„Proszę, czy mogłabyś wyjść? Naprawdę chciałabym zobaczyć twoją twarz.” powiedziała Pinkie, nie dbając o to, że głos brzmiał dziwnie znajomo; po prostu chciała zobaczyć innego kucyka.
-„Oki-doki-loki! Skoro tak ładnie prosisz!” Ciemna plama w rogu pokoju poruszyła się, przemieniając się w kształt kucyka, tuż przed oczami Pinkie. Cień otaczający kucyka ustąpił, gdy padły na niego promienie światła. Pinkie westchnęła w szoku, zakrywając sobie usta kopytkami.
Co do?! - wtrąciłem się do rozmowy. Raisen! - wykrzyknąłem, jednak ostrze się nie wyrobiło. Kiedy odzyskam tę cholerną moc?! - zapytałem sam Siebie.
-„Co się stało? Wyglądacie na zaskoczonych widząc mnie! Mówiłaś, że nazywasz się Pinkie Pie, prawda? Co za zbieg okoliczności! Ja też jestem Pinkie Pie!” Nie mogło być wątpliwości, jasnoróżowa skóra, kędzierzawa kręcona grzywa i ogon, niebieskie i żółte baloniki na jej Cutie Marku, ta pełna życia aura... to była Pinkie Pie. „Ale to byłoby bardzo mylące, gdybyśmy OBYDWIE zaczęły mówić na siebie Pinkie Pie!” wyjaśniła myśląc nad tym, gdy przestała na chwilę podskakiwać, „Musimy dać Ci przezwisko!”
-„C-co... ale ja...”Pinkie nie wiedziała co powiedzieć. Dlaczego były jej dwie? A ta Pinkie nie wyglądała na cierpiącą z powodu smutku i rozpaczy, nie była obwiązana bandażami i nie wyglądała, jakby cokolwiek ją bolało. Ta Pinkie wyglądała dokładnie, tak jak ona, zanim zaczęły ją nachodzić koszmary, doprawiając wszystko szczyptą tego miasta.
-„Och! Widzę, że Twoje włosy oklapły, czy to znaczy, że jesteś smutna? Musisz być! Moje włosy są oklapnięte tylko, gdy jestem smutna! Więc będziemy mówić na Ciebie Saddie Pie!” – szczęśliwa wersja Pinkie Pie znów zaczęła podskakiwać, „Dlaczego jesteś smutna Saddie Pie? Czy ktoś ukradł Ci słodkości? Zawsze możesz zrobić sobie więcej!” chichotała wesoło, „Och! Już wiem co odwróci ten grymas do góry nogami! Zróbmy babeczki!”
-„B-babeczki?” zapytała z niepokojem Pinkie, „Ale... ja chcę się wydostać z tego miasta...”
--„Ooooo, już chcesz iść?” powiedziała szczęśliwa Pinkie Pie kręcąc głową, „Ale dopiero co przyszłaś! No chodź! Przed nami jeszcze tyle zabawy!” pokicała w kierunku drzwi na zaplecze Kącika Kostki Cukru, prowadzących do piwnicy. Otworzyła drzwi i odwróciła się „Chodź za mną głuptasku! Będziemy się dobrze bawić! A potem upieczemy te babeczki!” Szczęśliwa Pinkie Pie pokicała w ciemność po schodach, znikając z pola widzenia.
Na chwilę uklękłem z powodu bólu, który rozsadzał mi skronie. Wszystko w porządku - zapytała Pinkie zdziwionym głosem. A co się stanie, jak tobie nie pozwolę przypomnieć tej creepypasty? PODDAJ SIĘ CIEMNOŚCI - rozebrzmiał przeraźliwy głos w mojej głowie. Nie mogłem sobie przypomnieć co się wydarzy za chwilę. Tak.. jest ok... - powiedziałem niepewnym tonem. Pinkie chyciła latarenkę i poszedliśmy tam, gdzie poszedła druga Pinkie. Schodząc do piwnicy w oddali było słychać chichot drugiej Pinkie. Gdy doszliśmy na koniec schodów spodziewaliśmy się normalnej piwnicy. Zamiast tego ciągnął się przed nami długi korytarz, z szeregiem czterech drewnianych drzwi, zwieńczony drewnianymi drzwiami na jego końcu. „No chodź no chodź! Pobawmy się już!” - rozebrzmiał głos drugiej Pinkie. Pinkie poszedłe w kierunku pierwszych drzwi. Poczekam tutaj na Ciebie - zawołałem. Pinkie skinęła głową i otworzyła drzwi. To, co tam się działo... Pamiętałem to ale przez ten głupi głos nie potrafię przypomnieć sobie tej Creepypasty. Po paru minutach Pinkie wyszedła z pokoju z zszokowaną miną. „Powiedz, nie chcesz się pobawić?” - znowu rozebrzmiał głos tamtej Pinkie. Ehhh zamknij te jape w końcu - powiedziałem to na tyle cicho, że tylko Ja i moja Pinkie to usłyszeliśmy. Pinkie po chwili wszedła do drugiego pokoju. Wyszedla z niego po kolejnych paru minutach. „Ooooch, chcesz żebym czekała, tak?” - powiedziała druga Pinkie. Głos dochodzil z drzwi na końcu korytarza. Ingorowałem to. Pinkie wszedła do trzecich drzwi. Wyszedła po 5-ciu minutach. „No choooooodż... Przygotowałam dla ciebie przyjęcie i wszystko!” - ciągle emanowała szczęściem, ale tak jakby zaczynała lekko się niecierpliwić. Zuhhhhhhhhhhhhyyyyyyyaaaaaaaaaaaaaa... - wydałem z siebie jęk. Próbowałem medytować czy coś, żeby odzyskać choć trochę energi na jeden strzał z błyskawicy. Pinkie wszedła teraz do ostatnich drzwi. Wyszedła z nich z miną jakby czegoś zapomniała. „Nie jesteś zbyt zabawowa Saddie Pie! Gdyby to mnie powiedzieli, że wyprawiają mi przyjęcie, poszłabym prosto na nie!” - głos drugiej Pinkie brzmiał, jakby jej cierpliwość się kończyła. Chodźmy - powiedziała do mnie Pinkie Pie. Wszedliśmy do pomieszczenia. „Och! Tu jesteś! Już się bałam, że gdzieś się zgubiłaś! Co byłoby trochę dziwne, bo jak można się zgubić w prostym korytarzu? To znaczy myślę, że da się znaleźć sposób i na to, ale mimo wszystko spóźniłaś się na przyjęcie!” Druga Pinkie stała na środku pokoju, oświetlona przez latarenkę zwisającą pod sufitem. Reszta pomieszczenia tonęła w czerni, poza okręgiem światła, który rozjaśniał miejsce, w którym stała. Pinkie wyłączyła latarenkę i włożyła ją do torby. Po chwili znów zaczęły rozmawiać -
-„Powiedz mi... wiesz czego dotyczyły te wizje prawda?” zapytała tak poważnie, jak tylko mogła.
Inna Pinkie zmarszczyła brwi, -„Co? Kazałaś mi czekać na to? To niezbyt ładnie z twojej strony.” powiedziała podirytowana, „Ale ci wybaczę! W końcu tu przyszłaś i będziemy się razem świetnie bawić!”- Podskakiwała szczęśliwa.
-„Proszę! Chcę się móc bawić tak samo, jak ty... ale nie mogę, dopóki nie uzyskam odpowiedzi.” - potrząsnęła głową Pinkie, -„Co stało się z Ponyville? Czemu są tu potwory? Czemu widziałam obrazy, które widziałam? Nie pragnę niczego bardziej, niż powrotu do organizowania przyjęć i spędzania czasu z przyjaciółmi...” - lekko zniżyła głowę, - „Ale nie mogę... przynajmniej dopóki będą zżerać mnie te wszystkie wątpliwości.”-
Druga Pinkie przestała kicać i zmarszczyła brwi.
„W porządku, już widzę jak to jest.” Druga Pinkie odwróciła się, „Myślę, że po prostu muszę usunąć z Ciebie ten smutek Saddie Pie.”
Nagle pokój opanował całkowity mrok. Znów dźwięk syreny rozbrzmiewał. Czułem, jak pod moimi stopami przesuwa się grunt, znowu nas gdzieś przenosi. Po chwili syrena uchichła, a pokój zmienił się w brudny i gnijący. Ztęchłe powietrze znowu opanowało całe pomieszczenie. Druga Pinkie stała tam gdzie wcześniej, ale tym razem miała na sobie dziwną suknię ze skrzydłami. Gdy Druga Pinkie zaczęła się odrwacać fonograf w torbie Pinkie i mój zegarek zaczęły jednostajnie buczeć.
-„Wiesz co...” – przemówiła druga Pinkie – „bawienie się z samą sobą może naprawdę być najlepszą zabawą, jaką kiedykolwiek miałam.” Odwracając się lekko chichotała, pozwalając Pinkie na zobaczenie jej stroju w pełnej krasie. -„W końcu będę musiała to zrobić... ale przecież nic nie trwa wiecznie”.
Jej sukienka była... 6 skrzydeł każde inngo koloru, przyszyte bardzo niezdarnie. Naszyjnik z rogów jednorożców, a sama sukienka była jakby szachownicą z tymi... Cutie Markami...
-„Och, podoba ci się moja sukienka?” Druga Pinkie zauważyła jej otwarte ze zdziwienia oczy. Druga Pinkie, wygięła ciało tak, aby lepiej wyeksponować swoje dzieło,- „Bardzo się cieszę, że tak Ci się podoba, pracowałam bardzo ciężko, aby je zrobić. Nie było łatwo uzbierać ten cały materiał, żeby pozostał tak... nienaruszony. Kucyki bardzo się wiercą wiesz?” Śmiała się, z nonszalancją bawiąc się jednym ze skrzydeł. -„Jestem dumna z tego, jak dobrze mi to wyszło. Ale muszę przyznać, widzę coś, co mogłabym dodać, aby było jeszcze lepsze!”
Latarenka zaświeciła mocniej, rozświetlając większy kawałek pomieszczenia, odsłaniając stół wcześniej ukryty w ciemności. Druga Pinkie odwróciła się i podeszła w jego stronę, sięgając do postawionej na nim medycznej torby. Z torby wycągnęła ogromny rzeźnicki nóz.
-„A teraz mogłabyś być takim dobrym kucykiem i stać w miejscu? Nie chciałabym zabrudzić twojego ślicznego Cutie Marka.”
Wiedziałem co się będzie działo. Przyjąłem postawę bitewną, po czym wykrzyknąłem Arkaplus!. W morde! Kiedy odzyskam tę moc?! KIEDY?! - krzyczałem. Już nie było nadziei. Prawdziwa Pinkie odskoczyła w samą porę, nóź był bliski do zadania głębokiej rany. No dawaj Raiden, co powinieneś zrobić? - rozebrzmiał głos w mojej głowie. Stalem zamurowany, sparaliżowany strachem. Latarenka zaświeciła mocno, oświetlając całe pomieszczenie. Na hakach rzeźnickich wisiały kucyki, Pinkie odskoczyła, niechcąc ich dotykać. Meble i ściany udekorowane czaszkami. Zagapiona Pinkie poczuła, jak nóź przeszywa jej nogę. Gdy to zobaczyłem paraliż natychmiast minął. Poczułem jak gniew rozsadza moje wnętrze. Byłem odpowiedzialny, nie chciałem, żeby coś się jeszcze raz stało prawdziwej Pinkie Pie. Nóź zanił jej drugą nogę. Druga Pinkie coś mówiła, ale ja to ignorowałem. w pewnej chwili Pinkie Pie kopnęła drugą Pinkie w szczękę. Z jej ust płynęła krew i zęby. Podbiegłem do torby i wyciągnąłem drugi nóż.
„Niewhzl... pprópb...” - Druga Pinkie próbowała przemówić, ale zdołała tylko wybełkotać coś bez sensu. Wyglądała na cierpiącą, ale powoli podniosła się na chwiejnych kopytkach. „Zarllsh... cszie... wrlykonszczee...” - Druga Pinkie coraz mocniej pluła krwią. Podczas gdy prawdziwa Pinkie stanęła na poważnie zranionych nogach ja powiedziałem - nie zdążysz, gdyż Łowca dorwie Ciebie. Druga Pinkie już szarżowała. Ja także zuchwałą szarżą wykonalem cięcie. Chciałem trafić w brzuch, ale ostrze zjechało na tylną nogę. Rzeźnicki nóż przejechał po metalowych kratach rozsiewając iskry. na szczęście druga Pinkie spudłowała, a ja ponowiłem natarcie. Udało się! Zatopiłem nóż w jej brzuchu, po czym nastawiłem twarz do jej ucha i zacząłem szeptać. Dorwałem cie, i co teraż? Co teraz zrobisz śmieciu? Nie masz już dokąd uciec, Łowca cię dorwał, z twojego ciała będzie doskonały worek treningowy - wyszeptałem lagodnym głosem, po czym psychicznie zaśmialem się. Gardzę takim ścierwem jak ty - powiedziałem glośno. Wyrzuciłem drugą Pinkie, a ta odbiła się od ściany. Ładnie się odbijasz - zaszydziłem kolejny raz. Złapałem ją za głowę i precyzyjnym cięciem odciąłem wszystkie włosy głowy z wielkim płatem skóry. Hej, łysa, lepiej nie patrz - powiedziałem gdy już wbijałem nóź w jej oko. Zakończmy to - powiedziałem. Delikatnie naciąłem szyje, po czym odrzuciłem nóź. Wsadziłem rękę najgłębiej jak tylko się dało. Chwyciłem chyba kręgosłup i z całej siły pociągnąłem. Usłyszałem chrupnięcie, a po chwili z dziury w szyji wyłonił się wyrwany kawałek kręgoslupa i masa krwi. Odrzuciłem cialo. Zginęłaś z honorem, chociaż na niego nie zasłużyłaś - powiedziałem godnym tonem. Nagle spojrzałem na moją Pinkie. Natychmiast potrzebowała pomocy medycznej. Podbieglem do medycznej tobry. Co tam było. jeszcze jeden nóź, piła do cięcia kości i strzykawki wypełnione dziwnymi płynami. Złapałem za nóź i rzuciłem nim prosto w ścierwo drugiej Pinkie, wbił się perfekcyjcie w tłów, całym ostrzem. Znalazłem w torbie bandarze. Spokojnie, jestem przy tobie - powiedziałem troskliwym tonem. Dokładnie zabandarzowałem jej ranne nogi. Przysłoniłem jej oczy ręką, żeby nie widziała tej masakry. Nie patrz na to, proszę nie patrz - powiedziałem łagodnym głosem. Powoli ruszyliśmy gnijącą podłogą Kącika Kostki Cukru, w stronę pokrytych kurzem lad sklepowych. W suchym miejscu, na ladzie stała brązowa butelka. Napis na etykiecie mówił, że jest to „Leczniczy Napój”. Pinkie z przytłumionym umysłem, zdjęła zębami korek, po czym chwyciła i opróżniła całą butelkę. Napój smakował jak mix gorzkich ziół, z posmakiem truskawek, więc był jak większość lekarstw do picia. Jej ciało było jej wdzięczne, za dostarczenie napoju. Odłożyła pustą butelkę na ladę i powoli zaczęła zmierzać na środek Kącika Kostki Cukru. Położyła się, dysząc ciężko, gdy mgła w jej głowie w końcu ustąpiła, pozwalając jej zapaść w niespokojny sen. Tak, prześpij się, ja czuwam. - powiedziałem szeptem. Siedziałem przy niej z jakaieś dwie godziny, po czym znów rozbrzmiala syrena, pokój opanowała ciemnośc. znowu poczułem smród stęchlizny, wiedziałem, że znowu wszędzie jest brud i gnijące meble. Pinkie się obudziła. Ale tym razem mnie dopadło zmęczenie, położyłem się bezradnie, jakbym dostał czymś w głowę. Raiden, wszystko w porządku? Raiden? RAIDEN! - krzyczała pinkie. Mi juz nic nie zostało, tylko popłynąc z prądem niespokojnego snu.
-------------------
No i jak? Poprawiłem się?
Napisano 05.07.2013 - 18:59
Użytkownik Avii edytował ten post 05.07.2013 - 19:04
Napisano 05.07.2013 - 23:29
Druga część Łapajcie:D
Łowca - Raiden II
Moje ciało rozpierała rozpacz, moje oczy wypełniały łzy, nie wierzę, że ja to robię. Przecież miałem ich chronić a nie... boże, zaraz zwymiotuje... To jest takie ohydne ale musze! Pcham kawałki mięsa do ust garściami, czuję jak surowe krwiste mięso przechodzi przez moje gardło. Nie chcę tego, ale muszę, coś mnie przymusza. Krzyczą, błagają o litość, a ja wsadzam im język do ust, żeby ich uciszyć. Gdy krzyczą odgryzam im języki. To takie ohydne ale muszę inaczej nie wiem co ze sobą zrobię! Moja przyjaciółka, Rainbow Dash, błaga o litość, a ja się z niej śmieje, zaczynam ją gwałcić, nie wiem co ja robię, ale daje mi to satysfakcję. Ciemność zapada. Znów ten cholerny głos. Śmieje się ze mnie, szydzi ze mnie. Brawo, tak powinien się zachowywać prawdziwy łowca - rozebrzmiał głos w ciemnej hali. Muszę, po prostu muszę ale ja tego nie chcę. Krew tryska a mi się to podoba, boje się, płaczę ale to nic nie daję, nie panuję nad sobą, ktoś mnie kontroluje!. Obudziłem się w tym cholernym Kąciku. Krzyczałem, róbowałem pozbyć się krwi i organów ze swojego pocharatanego ciała, ale moje ciało było suche, pomijając rany, które zdobyłem w tym swiecie. Byłem sam. Dziwny fonografowy zegarek wskazywał 3-cią. Spałem półtora godziny? Pinkie Pie nie było przy mnie, ale po chwili przyszła. Wszystko w porządku? Usłyszałam krzyki - zapytała. Nie, nic nie jest w porządku - odparłem zrozpaczonym głosem. Odkąd tutaj jestem... Słyszę głosy w swojej głowie, gadają jakieśdurne wskazówki, przez nie tracę pamięc - dokonczyłem poprzez łzy. Nagle w kieszeni poczułem coś niewielkiego. Bandarz. Całe szczęście. Przyda się na potem. Wstałem, lecz ból przyparł mnie do ziemii spowrotem. Nie czułem nogi. Nie wiem dlaczego była cała pocharatana. Bez namysłu wyciągnąłem bandarz i dokładnie opatrzyłem zmasakrowaną łydkę. Mogliśmy iśc w drogę. Po wyściu z Kącika Kostki Cukru całe Ponyville uległo przekształcenu. Ulica przekształciła się w rozpadającą się nawierzchnię. Nagle do naszych uszu dobiegł cichy dźwięk, a ziemia lekko się zatrzęsła. Fonograf w torbie Pinkie zaczął cicho brzęczeć, mój zegarek po chwili zaczął wydawać z siebie odgłosy. „Ghhaaaarrrrgghhh...” usłyszeliśmy jęk potwora, lecz dalej go nie widzieliśmy. To był Groaner, zmierzający na nas z charakterystycznym kuśtykaniem. Nie wyglądał on, jakby miał nas zaatakować, po prostu przed czymś... uciekał? „Ruua-GHRA” - Groaner wydał z siebie ostatni okrzyk bólu, gdy z ciemności wyłoniły się masywne usta, wgryzając się stwora i biorąc go do góry w całości. Byliśmy zszokowani gigantyczną bestią, która stała przed nami. Różowa, wielka, bez głowy bestia z ustami bezpośrednio przylegającymi do ciała. Nie ma chwili do namysłu. Od razu zaczęliśmy uciekać. Coś muszę mieć przy sobie no! - wykrzyknąłem. Nożem go nie załatwie - dokończyłem rozpaczając nad naszym losem. Wtedy w od dłuższego czasu pustej torbie poczułem ciężar. Sięgnąłem ręką za polecy do torby, żeby wyciągnąć tajemniczy obiekt. To był... Miecz? Nie, za krótki. Nóź? Nie, za długi. Nie ważne co to było. Krzyknąłem do Pinkie- Biegnij, ja odwrócę uwagę tego czegoś! Co kolwiek by się dziło, co kolwiek byś usłyszała pod żadnym pozorem nie odwracaj się. Nie! Nie zostawie cię - krzyknęła do mnie zrospaczona Pinkie. Po prostu biegnij - krzyknąłem zwalniając tempa. No dobra cwaniaku, zaczynaj - powiedziałem , gdy bestia zaczęła skupiać swoją uwagę na mnie. Wgryzła się, zrobiłem unik po czym chwiciłem ją i potężnym ruchem ręki wyrzucilem siebie na grzbiet potwora. Nie myśląc wbiłem to coś co znalazłem w swojej torbie. Bestię najwyraźniej to zabolało, więc ponowiłem cios. Wierzgała i zrzuciła mnie z grzbietu. Chwyciła mnie swoimy potężnymi szczękami i zaczęła miotać we wszystkie strony. Po kilku sekundach rzucania mną jak szmatą bestia rozluźniła swe szczęki rzucając mną z potężną siłą w budynek. Upadłem. Plułem własną krwią. Nie miałem siły żeby wstać. Rzuciłem ostrzem prosto do gardła bestii, co ją natychmiast zatrzymało. Miałem kilka sekund na ucieczke. Mimo poważnych ran na całym ciele biegłem ile sił w nogach. Serce biło mi jak szalone, próbując dostarczyć krew do nóg. Dogoniłem Pinkie Pie, która była ucieszona na mój widok. Skręciliśmy w uliczkę, biegnąc dalej czasami patrząc za plecy. Nagle naszą uwagę przykuła wielka brama ze stalowymi prętami, która odcinała jedną część świata od drugiej. Spojrzałem za Siebie, stwór zaczął nas doganiać! Plując potężną masą krwi. W bramie zobaczyliśmy otwór wielkości drzwi. Ostatni raz zmuśiłem swoje ciało do sprintu na najwyższych obrotach. Bez problemu wślizgneliśmy się do otworu, po czy zamknęliśmy bramę. Bezmyślna bestia zderzyla się z bramą robiąc ogromny hałas. Dyszac patrzeliśmy jak monstrum próbuje kolejną szarżą dostać się do nas. Brama byla wystarczająco silna, aby go zatrzymać. Głośne pęknięcie rozbrzmiało, gigantyczny stwór zorientował się, że zrbił dziurę w ziemii. Ziemia po drugiej stronie bramy zaczęła się rozpadać, tworząc gigantyczną otchłań bez dna. Słychac było jego głośne krzyki zakłucane krwotokiem gdy spadał w bezdenną przepaść. O mało brakowało - powiedziałem dysząc ze zmęczenia. Powoli ruszyliśmy w kierunku zniszczonej okolicy. Spojrzałem jeszcze raz za Siebie, patrząc ze szczęściem jak tamta część się rozpada. Byłem zadowolony. Tamto miejsce przysporzyło nam tyle cierpień. Gratuluję refleksu - rozebrzmiał znów ten cholerny głos. Obszar przed nami poznaczony był kamieniami różnych rozmiarów, rozciągających się tak daleko, jak tylko wzrokiem mogliśmy uchwycić. Pośród kamieni stał domek, mały, ale orginalny. Chyba... była to farma, gdzie Pinkie dorastała. ‘Farma? Nie powinna być tak blisko Ponyville!’ myślała, ruszając w jej kierunku. Urok rodzinnego domu i sentyment do niego, wołały ją do środka. Wizja ducha-klaczki pojawiła się przed drzwiami frontowymi, zbliżając się w stronę domu. Mała klaczka wbiegła przez drzwi prosto do mieszkania. Pinkie musiała pójść za nią. Hej, zaczekaj - wykrzyknąłem lekkim tonem. Wewnątrz, w dużym pokoju znajdowała się jej młodsza siostra w postaci ducha, stojąc naprzeciwko niej. „B-Bellamina!” krzykneła, wypuszczając latarenkę z ust. Uderzyła w podłogę z brzęknięciem i potoczyła się do młodego ducha klaczki, który zatrzymał ją kopytkiem.
„Jestem... zaskoczona, że udało Ci się dotrzeć aż tutaj Pinkamino.” Bellamina postawiła latarenkę z powrotem. „Widzę, że byłam w błędzie myśląc, że nie jesteś w stanie poradzić sobie z prawdą.”
„Bellamina! T-Ty...” zaczęła Pinkie, ale zamilkła patrząc na siostrę. „Ty... Ciebie nie ma tu naprawdę, mam rację?” powiedziała, a jej wesołość rozwiała się, widząc, że jest w stanie spojrzeć przez ducha swojej siostry.
Niczego nie rozumiem - powiedziałem zdezorientowany. Dla mnie ten świat eksplodował, tak jak mój mózg - dokonczyłem lekko śmiejąc się.
„Ujrzysz tutaj prawdę.” Bellamina odwróciła się wskazując Pinkie na schody prowadzące na górne piętro, „Ten dom jest jednak twoją ostatnią, bezpieczną przystanią. Potem, nie będzie już odwrotu.” powiedziała złowrogo jej młodsza siostra.
„...Co masz na myśli?”
„Żegnaj siostrzyczko.” Ostatnie słowa Bellaminy rozbrzmiewały jeszcze echem, gdy jej wizerunek znikał z pokoju.
Usiadłem ze zmęczenia i przerażenia, wyciągając nóż z torby. Odpocząłem prezchwilę, po czym zmarnowanym tonem powiedziałem - chodźmy, będę cię chronił, możesz zawsze liczyć na moje wsparcie.
Pinkie mogła tylko obserwować miejsce, gdzie stała jeszcze przed chwilą jej siostra, nie do końca pewna, co widziała i co powinna teraz zrobić. Poczuła ukłucie smutku, ale również... lekką radość. Była krótka, niewielka, i nie trwała tak długo jak by chciała, ale...
Rozmawiała ze swoją siostrą.
Podeszła do latarenki i chwyciła ją z powrotem w usta. Nie mogła się tu zatrzymać. Nie teraz. Ostatnie słowa jej siostry dały jej zastrzyk siły, zastrzyk, którego mogła użyć by przebrnąć przez całą resztę. Spojrzała na schody, które wskazała jej siostra. Prowadziły do sypialni na drugim piętrze.
Na szczycie zobaczyliśmy drewniane drzwi. Popchnąłem je. W środku znajdował się korytarz. Po jego bokach znajdowały się cztery otwory przy którywch widniały jakies napisy. Wszedliśmy do pomieszczenia. Nagle drzwi zatrzasnęły się za nami. Z przerażenia chwyciłem nóz z całej siły. Na końcu korytarza stał Slender Pony. Zegarek nawet nie zadzwonił. Slender Pony odwrócił się, przechodząc przez drzwi po drugiej stronie korytarza. Pinkie uspokoiła się, po czym podeszła do pierwszych drzwi. Oczy błyszczą wewnątrz,Czai się na ofiarę, Ogon kiwa się w oczekiwaniu. - przeczytała na głos. Nic nie rozumiałem. Nagle w otwór wsadziła jakąś płytkę, po czym weszła do tych drzwi. Nagle narósł gigantyczny ból w mojej głowie, upadłem pod jego naporem mdlejąc. Byłem w ciemnym pokoju, przede mną stała postać w czarnej szacie w kapturze z kosą. Więc dotarliście aż tutaj co? - rozebrzmiał ten sam ohydny głos. To ty! Czego ty chcesz ode mnie?!- wykrzyknąłem trzymając się za głowę z bólu. Po chwili z drzwi wyszedła Pinkie. Nie zatrzymuj się! Idź dalej - powiedziałem to, chociaż tego nie chciałem, nie kontrolowałem siebie. Nie posłuchałeś mojej rady... oj oj,nie dobrze. odwal się ode mnie - krzyknąłem bolesnym głosem. Ostatnie drzwi po boku. Wejdź do nich po twojej marnej przyjaciółeczce. AAAAARHHHA - wydałem z Siebie bolesny jęk. Pinkie wychodziła z czwartych drzwi. Wstałem i powiedziałem - muszę tam wejść, ten głos w mojej głowie mi każe. Wszedłem do tych drzwi. Nagle gdzieś mnie przeniosło. Byłem tam biernym obserwatorem. jakiś szary, paskudny kucyk skarpelem brutalnie mordował dziecko. Druga, różowa klacz siedziała zamknięta w klatce. Niedaleko pośród drzew zauważyłem... Człowieka, bardzo znajomego człowieka. Patrzał z obojętnością, a zarazem z przerażeniem, po czym odszedł. Wizja minęła, a ja wyszedłem z pokoju, po czył przytuliłem Pinkie. Ten Ogier... on zabił twoją siostre tak? - zabytałem zmartwiony. Ona czkała i płakała, kiwając głową. Mój ojciec tam był...mógł coś zaradzić, ale stchórzył - powiedziałem przez łzy. Nie pójdę w jego ślady! - wykrzyknąłem. Puściłem ją z objęcia a w mojej głowie znów rozebrzmiał ten chatoyczny głos - Stał czoła cieniom, odnajdź prawdę. Wyciągnąłem nóż z torby, po czym wypowiedziałem to zdanie. Straszny jęk rozebrzmiał w pomieszczeniu, a z dwóch stron wyszedłem... Ja?! Patrząc z przerażena jeden"Ja" przemówił - O tak Raiden, to my. Pamiętasz nas, gdy nas zniewoliłeś? Zginiesz za to!. Szok minął, a ja przyjąłem postawę bitewną. Zaszarżowałem na jednego "mnie". Odepchnął mnie do drugiego. Rzucali mną jak szmatą, a ja nie potrafiłem zadać cięcia. Po chwili udało się. Ostrze noża zatopiło się w gardle jednego "mnie". Zamiast krwi wypłynęła cienista ciecz. Alterego - pomyślałem. Dokładnie - odparł kolejny "ja". Próbując go trafić zniszczyłem nóż o ściany. Bezbronny z pięściami rzuciłem się na niego. Lałem go przez kilka minut, po czym on wykrzyknął znajome mi słowo- Akraplus!. Z jego dłoniwystrzelił grom, o mało nie trafił Pinkie. On ma moc! - pomyślałem. Ooo tak, mam moc - odparł. Zacząłemgo dusić. uderzałem jego głową o ściany. Zamiast krwi tryskała lustrzana ciecz. Tak. Właśnie zabiłem swoje alter ega - cień i odbicie w lustrze. Wchłoń ich! Połóż dłonie na ich martwych piersiach. Stawiłeś czoła Cieniom, odnalazłeś prawdę - rozebrzmiał już przyjemny głos. Zrobiłem to, co mi kazał. Po kilku sekundowym blasku ciała "mnie" zniknęły. Czułem, jak w moich żyłach płynęła moc. Chodźmy - powiedziała Pinkie. Ja chcę poznać prawdę - dokończyła. Przeszedliśmy przez drzwi na końcu korytarza. Po drugiej stronie drzwi zobaczyliśmy cztery pochodnie rozświetlające otwarty plac. Prowadząca na niego ścieżka była również rozświetlona. Wzdłuż ścieżki i placu rozciągała się siatka, więc nie mogliśmy pójść nigdzie indziej.
Delikatnie postawiła latarenkę i ruszyła na środek placu. Czuła niewielkie wstrząsy przechodzące pod jej kopytkami, gdy powoli zmierzała do celu.
Gdy byliśmy z jednej strony placu, z ziemi po przeciwnej stronie wyłonił się Slender Pony. Stał tam, górując nad nią, a jego obecność powodowała zaciskanie szczęk.Ale... tym razem się nie bała.
„Nareszcie zrozumiałam.” powiedziała delikatnie Pinkie, kręcąc powoli głową, zanim spojrzała z uśmiechem na miejsce, gdzie stał Slender Pony. „Strach przed twoją obecnością, twoja przewaga wzrostu, samo twoje istnienie... jesteś Ogierem, prawda?” Slender Pony po prostu stał tam, niewzruszony słowami Pinkie. „To znaczy... nie jesteś dokładnie nim... ale moim wyobrażeniem o nim.” zamknęła oczy i uśmiechnęła się. „Co znaczy... że już się ciebie nie boję.”
Slender Pony zaczął zmierzać w naszym kierunku, zamieniając każde stąpnięcie w echo rozchodzące się po arenie. Pinkie otworzyła oczy i zobaczyła idącego na nią kucyka. Jej usta zaczęły drgać, widząc go zbliżającego się coraz bardziej. Poczuła mgłę, zaczynającą opadać na jej umysł, fonograf i mój zegarek wydawały swój statyczny dźwięk.
Możesz próbować, Ogierze, ale ja poznałem prawdę i nie stchórzę jak mój ojciec - powiedziałem pewnym Siebie tonem. Slender Pony się zbliżał. Raisen - z moich ust wydobył się krzyk, a z mojej dłoni wyrosła brzytwa. Patrząc z uśmiechem na broń cieszyłem się, że w końcu odzyskałem moc. Pinkie na widok broni poważnie się przeraziła. Zacząłem biec ku Slender Pony. Wyskoczyłem i próbowałem zatopić ostrzę w jego ciele. Lecz on kopnął mnie, odrzucając na drugi koniec placu. Arkaplus! - krzyknąłem, a z lewej dłoni wystrzelił grom. Trafiłem go. Slender Pony zatrzymał się na chwilę, ukazując lęk, lecz po chwili znów zaczął się kierować z moją stronę. Znowu zadał kopnięcie, lecz obroniłem się lewą ręką. Kop był na tyle potężny, że złamał mi kość. To mnie nie powstrzymalo. Pinkie Pie zamknęła oczy, zaczęła coś szeptać, po czym zaczęła się śmiać. Z każdą chwią coraz głośniej i mocniej. Jasne światło wystrzeliło z jej karku, gdy pojawił się na nim złoty naszyjnik z klejnotem w kształcie balonika. Jej śmiech trwał w najlepsze, gdy światło z naszyjnika zmusiło Slender Pony do odskoczenia i wydania przenikliwego krzyku, zupełnie jakby światło sprawiało mu ból. Wstałem i precyzyjnym ciosem zatopiłem ostrze w jego brzuchu, które wyszło mu plecami. Patrzałem prosto w jego brak twarzy. Heeheh i co teraz? Pamiętasz, jak ci mówiłem, że w końcu uda mi się ciebie nadziać na ostrze? - zapytałem chichocząc zlośliwie. Mowiłem przecież " Nie poepłnij błędu" ale ty jak na złość mnie nie posłuchałeś - dokończyłem. Wracaj tam skąd przyszedłeś! - wykrzyknąłem, kręcąc ostrzem w jego ciele. Cały plac zaczął drżeć pod wpływem gigantycznych wstrząsów, a następnie zaczął się rozpadać. Cała sceneria dookoła nas zaczęła zapadać się w bezdenną otchłań, leżącą pod nami. Cały świat pękał i kruszył się dookoła.
Slender Pony wydał z siebie jeszcze jeden ryk pełen bólu i został wciągnięty z powrotem w ziemię, znikając nam z widoku.Uspokoiła swój śmiech na tyle, że mogła teraz spokojnie mówić.
„Nie wybaczę Panu, Panie Ogierze. I nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek mogła do końca wybaczyć ci to, co zrobiłeś, ale teraz wreszcie mogę ruszyć do przodu.” Zamknęła oczy i uśmiechnęła się szeroko. Złoty naszyjnik na jej szyi błyszczał jasno, a po chwili strzelił promieniem światła w powietrze, formując drzwi utworzone ze światła. Następnie naszyjnik zniknął, czekając na czas, kiedy byłby znów potrzebny. Pinkie pie! - krzyknąłem, plując krwią. Podszedłem do niej, uklekłem, żeby moja twarz była na równi z jej twarzą. Pinkie Pie... Ohh Pinkie Pie... Ocaliłaś nas. Dzięki tobie odzyskałem moc i poznałem prawdę. Dziękuje ci. Nie możemy zapomnieć, co tutaj się wydarzyło. Jeżeli się obudzisz przy przyjaciółce opowiedz jej o tym - o mnie, że tybyłem, o tobie, o tym co się tutaj wydarzyło. Obiecaj mi to. - powiedziałem głosem poważnym. Ona ucałowała mnie w czoło i powiedziała - obiecuję. Czas do domu - powiedziałem szczęśliwy. Ona kiwnęła głową, na znak zgody. Uśmiechnąłem się. Poprzez białe zęby wyciekała krew. Wstałem i oboje przeszedliśmy przez drzwi. Cisza.
Budzę się we własnym łóżku w domu Fluttershy. Raiden! - wykrzyknęli chłopaki. Ty żyjesz! - dokończyli uściskując mnie z radości. Opowiedziałem im o wszystki, co się tam wydarzyło. Odkryłem w końcu prawdę. Moc wróciła, znowu byłem prawdziwym Łowcą. Jeszcze pod koniec przysięgłem sobie, że NIGDY nie stchórze. Będę kroczył ścieżką Łowcy aż do śmierci. Nie popełnie błędu swego ojca... Nigdy...
-------------
No i jak? podobało się? Poprawiłem się? BTW. Zakończenia dodam w następnej historii. Dziękuję za uwagę i jeszcze raz przepraszam
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych