Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1321

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

ta historia przydarzyła się na obozie, opowiedział mi to mój kolega: jest noc, śpimy w 9 w jednym pokoju, wszyscy razem ze mną już usnęli oprócz kolegi który słuchał muzyki, przed snem czytaliśmy sobie straszne historie. Mój kolega w końcu przestał słuchać muzyki. Zdjął słuchawki i położył się, głową był zwrócony w moją stronę(ja już spałem), miałem piętrowe łóżko blisko okna. Nagle podobno ja zacząłem lunatykować(nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało), najpierw podobno zacząłem coś majaczyć przez sen, mój kolega zrozumiał tylko słowo ,,okno" nagle według jego relacji, podniosłem się z łóżka i usiadłem na nim w pozycji leżąco-siedzącej(nogi leżące wyprostowane a tułów podniesiony) i gapiłem się w okno, mój kolega był za mną więc myślał że się obudziłem(jak sie później okazało miałem oczy cały czas zamknięte) i spytał mnie na co się tak patrzę. Podobno odpowiedziałem: ,,patrzę na tą istotę która chce się dostać do środka" po czym odwróciłem się do mojego kolegi, i on zobaczył że miałem oczy zamknięte, uśmiechnąłem się i położyłem znowu głowę na poduszce, okno w naszym pokoju wychodziło na las. Za oknem było słychać jakieś dźwięki. Mój kolega przez resztę nocy nie spał, był odwrócony tyłem do okna i wtulony w śpiwór i starał się uspokoić słuchając muzyki. Później cały następny dzień chodził niewyspany. Później podczas kolejnych nocy nic podobnego się nie wydarzyło. Tylko mój kolega nie chciał już żebyśmy czytali straszne historie przed snem. Nie wiem czy mu wierzyć czy nie, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się lunatykować.
  • 0

#1322

Nothing.
  • Postów: 200
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Pierwsza Pasta

"Witam oto moja trzecia pasta Sorki że tak rzadko je piszę, ale nie mam zbytnio pomysłów Jednak teraz mam fajny temat i przedstawię go Wam
poniżej. Pozdrawiam!"

Żeby już nie przedłużać, czytałem pasty bardzo, bardzo długo zanim wogóle postanowiłem coś napisać. Ta pasta jest całkowicie prawdziwa, gdyż wydarzyła się niedaleko mojego domu ,ale niestety, nie mam na to dowodów i dlatego teraz opisuje to dla was, jak mi uwierzycie to będę miał dowód i będę się z tego powodu bardzo cieszył.

12:00

A więc tak, już miałem pisać tą moją paste, gdy nagle w jakiś niesamowity sposób nic się nie działo. To nienormalne, ponieważ tutaj zawsze coś się dzieje. Jeśli nic się nie dzieje, to wiedz, że coś się dzieje.

13:00

Sprawdziłem każdy zakamarek domu w poszukiwaniu pomysłu. No nie wiem, szukałem kogokolwiek, złodzieja, potwora, płatnego zabójcy w płatkach śniadaniowych. Nawet dr.Housa nie było...

15:00

Wtedy stało się to, usłyszałem jakiś hałas na górze, to tam gdzie akurat było moje miejsce do pisania. Nie myliłem się, to odkrycie może nas doprowadzić 100 lat w przód w badaniach nad zjawiskami paranormalnymi... Zegarek pokazywał 3:15 (15:15) a moje kartki ułożyły się na znak odwróconego krzyża. (sam je tak ułożyłem)

16:00

To nie mógł być przypadek, dlatego teraz o tym pisze dla was.

17:00

To coś, jest we mnie, nie wiem co to jest, ale to okropnie straszne, to chyba krew, ale taka mroczna krew, z domieszką ketchupu.

18:10

Brakuje mi krwi, bo odciąłem sobie zyłę, teraz potrzebuje jej od was...
-------------------------------------------------------------
Tutaj kontakt z tym debilem się urywa, wiemy tylko, że spadł z 6 piętra, krzycząc transformacja...

Dołączona grafika

Dołączona grafika

HPL
  • -2

#1323

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

12 Minut

Dołączona grafika

Jesienią 1987 roku, lokalny kanał informacyjny WSB-TV2 z Atlanty w stanie Georgia próbował zapełnić lukę w niedzielnym programie.

Po namowach ze strony lokalnych biznesmenów, zdecydowano, że młody Wielebny Marly Sachs poprowadzi magazyn o tematyce religijnej. Program miał swoją premierę 18 października.

Był to zwyczajny program religijny, w którym siedzący na krześle ksiądz czytał fragmenty Biblii, interpretował je i omawiał ich znaczenie w codziennym życiu. Audycja zdobyła dość dużą widownię i była nadawana aż do początku grudnia. Wtedy do studia zaczęły napływać dziwne skargi od widzów programu „Słowa światła z Wielebnym Marly Sachsem”.

Telefony były od kobiet (i tylko od kobiet), które skarżyły się na dziwne dolegliwości, jakie odczuwały w pewnych odstępach w czasie trwania programu. Narzekały na nudności, ból pleców, zawroty głowy i zaburzenia widzenia. Dzwoniące, bez żadnego wyraźnego powodu, twierdziły, że nadawany program wywoływał te objawy. Po 3 tygodniach skarg stwierdzono, że dolegliwości pojawiają się w około 12-minutowych odstępach w czasie programu.

Kilkuosobowa ekipa sprawdziła cały sprzęt nagrywający, ale niczego nie znaleziono. Kiedy Wielebny został poinformowany o incydencie, wzruszył tylko ramionami i tajemniczo stwierdził, że „niektórzy nie potrafią znieść głosu Boga…”. Szef stacji, nie mogąc znaleźć powodu tych skarg, zdecydował się kontynuować audycję.

Do lutego widownia programu drastycznie spadła, zapadła decyzja o zdjęciu go z anteny. Władze telewizji zdecydowały, że bardziej rozsądne będzie poświęcenie jak największej ilości czasu sprawie, która zajmowała dwie inne lokalne telewizje: epidemii poronień. Zaczynając od listopada, liczba zdrowych kobiet w ciąży w Atlancie, które poroniły sięgnęła powyżej 300. Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom nie mogło znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia dla tego strasznego zjawiska.

Duchowny przyjął zakończenie programu z dużą obojętnością. Gdy został o tym poinformowany, nie protestował, pokiwał tylko głową, jakby był na to przygotowany. Opuścił studio po nagraniu ostatniego odcinka, bez żadnego słowa. Słuch po nim zaginął. Nikt więcej o nim nie słyszał, ani jego dawna parafia, ani żaden z członków kościoła. Luka w programie została wypełniona ogłoszeniami, nadal koncentrowano się na sprawie poronień.

Półtora roku później, pewien stażysta odkrył taśmy ze „Słowami światła” i zaczął je przeglądać w celu znalezienia materiału do reportażu o wpływie religii na mieszkańców miasta. Incydent w Atlancie (tak zaczęto nazywać epidemię poronień w mediach) zanikł 3 miesiące po zaprzestaniu emisji audycji Sachsa i zaczął znikać ze świadomości publicznej. Podczas przeglądania nagrań, stażysta dokonał niepokojącego odkrycia.

Kiedy próbował zatrzymać nagranie na 10 minucie i 45 sekundzie, przypadkowo mocno wcisnął przycisk szybkiego przewijania. Podczas przewijania próbował odblokować przycisk śrubokrętem. Kiedy mu się to udało, taśma zatrzymała się na 32 minucie i 1 sekundzie. Mężczyzna prawie spadł z krzesła, gdy zobaczył, co było na ekranie: obraz odciętej, rozkładającej się głowy wypełniał cały kadr. Gdy się już pozbierał, cofnął film o kilka klatek, potem przewinął o kilka do przodu i zrozumiał, że jego umysł nie spłatał mu figla. Zaczął przeglądać resztę nagrania i odkrył, że dokładnie co 12 minut zdjęcie pojawiało się na jedną klatkę.

Dołączona grafika
Jedna z klatek przedstawiających głowę.

Myśląc, że to jakiś żart dla nowego pracownika, pokazał je jednemu z techników filmowych, przygotowany na kpiny. Technik był tak samo zaskoczony, jak on. Nikt nie dotykał nagrań od czasu zdjęcia programu z anteny. Stażysta namówił go, żeby przejrzeli resztę odcinków „Słów światła”. Okazało się, że każdy odcinek zawierał tę przerażającą anomalię.

Zdali sobie sprawę, że w czasie programu zdjęcie stawało się coraz okropniejsze – larwy zaczynały zjadać kawałki skóry, fragmenty włosów i skóry odpadały od czaszki. Technik wyjaśnił stażyście, że to co zobaczyli, było technicznie niemożliwe, gdyż nagranie nie miało śladów montażu. On sam był przy nagrywaniu i wiedział, że nie było czasu na dodanie zdjęcia.

Sprawa została przedstawiona szefowi stacji, który bojąc się afery po jej ujawnieniu, rozkazał zniszczyć wszystkie nagrania. Powiedział mężczyznom, że nie obchodzi go, kto to zrobił, że „teraz ważne jest tylko chronienie ich tyłków”. Zakazał mówienia o tym komukolwiek.

Technik sobie z tym poradził, traktując incydent jako osobistą anegdotę, jednak stażysta nie odpuścił. Skopiował tyle nagrań, ile mu się udało przed ich zniszczeniem i próbował znaleźć cokolwiek, co naprowadziłoby go na sprawcę.

Tydzień później ponownie próbował namówić technika do pomocy, twierdząc, że znalazł coś jeszcze bardziej niepokojącego niż same zdjęcia: kiedy pojedyncze klatki zostały połączone w chronologicznej kolejności, wydawało się, że głowa rusza ustami, jakby chciała coś powiedzieć. Technik, bojąc się o pracę, kazał mu pozbyć się kopii i zapomnieć o całej sprawie.

Tydzień później, wieczorem, policja otrzymała telefon od starszej kobiety mieszkającej na przedmieściach Atlanty. Słyszała okropne hałasy dochodzące z mieszkania sąsiadów – młodego małżeństwa. Powiedziała dyspozytorowi, że kobieta jest w ciąży i boi się, że coś się jej stało. Gdy po 20 minutach przybyli policjanci, zobaczyli, że w mieszkaniu nie świeci się światło, a drzwi wejściowe są uchylone. Powoli weszli do salonu.

W środku znaleźli młodą kobietę, martwą, z rozciętym brzuchem. Ślady krwi prowadziły od ciała do kanapy na końcu pokoju. Tam siedział jej mąż, stażysta z telewizji, nagi, u jego stóp leżały zwłoki nienarodzonego dziecka. W ręce trzymał zardzewiały kawałek metalu, którym zamordował żonę. Telewizor odtwarzał 18-sekundowe, zapętlone nagranie bez dźwięku, przedstawiające głowę, która wypowiadała niezrozumiałe słowa.

Historia, która do dziś krąży wśród policjantów, mówi, że gdy wyprowadzono mężczyznę, powtarzał pod nosem: „Światło Boga ich wzywa…”.


Źródło: http://creepypasta.w...wiki/12_Minutes
Autor: RoboKy aka Gumbercules

Użytkownik Lupus28 edytował ten post 05.08.2013 - 11:33

  • 33



#1324

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Pralka"

Nie wiem, czy ktokolwiek mnie jeszcze pamięta, ale hej! Mam dla was historię. Usłyszałam ją od koleżanki, której przyjaciółce się to przytrafiło. Po ostatnim zdaniu byłam raczej sceptyczna co do opowieści, ale moim skromnym zdaniem jest całkiem niezła.

Dziewczyna opiekowała się dwójką dzieci i po wysłaniu ich do łóżek, oglądała telewizję. Usłyszała włączoną pralkę w piwnicy i nie mogła sobie przypomnieć, czy była uruchomiona, kiedy dziewczyna przyszła do domu. Zamiast to sprawdzić, zadzwoniła do matki, żeby zapytać, czy urządzenie ma timer oraz czemu włączyła się tak późno w nocy. Kobieta odpowiedziała, że nie przypomina sobie, żeby nastawiała pralkę i doradziła córce, by zabrała dzieci do domu sąsiadów, tak na wszelki wypadek. Dziewczyna obudziła więc dzieci i pobiegła z nimi do najbliższego domu, tłumacząc całą sytuację. Dorośli zadzwonili po policję w celu rozejrzenia się wokół domu. Niebawem przyjechał wóz policyjny, a stróże prawa natychmiast skierowali się ku piwnicy. Po chwili wyszedł z niej policjant razem ze skutym w kajdanki mężczyzną. Spojrzał na dziewczynę z przerażającym wyrazem twarzy. Przestępca siedział w piwnicy i włączył pralkę, aby zwabić tam dziewczynę i ją zaatakować.

Moja współlokatorka mi o tym opowiedziała. Mam nadzieje, że jednak ta historia została trochę podkoloryzowana i przekręcona. Czułam się trochę niepewnie, schodząc tej nocy do piwnicy, żeby wyciągnąć pranie...



"Cervine Birth"

Legenda Cervine Birth zaczęła się w 2009 roku wraz z udostępnieniem w internecie dziwnym nagraniem. Mówi się, że film na Youtubie umieścił nieznany artysta amator studiujący w Wielkiej Brytanii. Krótko po jego opublikowaniu, został on usunięty przez serwis z powodu niepokojącej zawartości. Film rozpoczyna się widokiem na mglistą łąkę, po czym kamerzysta robi zbliżenie na wyglądającego na chorego, leżącego jelenia albinosa. Kamera zbliża się do jego oka, po czym oddala się i tworząc lustrzane odbicie ukazuje upadnięcie zwierzęcia w bardzo nienaturalny sposób i słychać głuchy odgłos upadku.

Spod jego ogona zaczyna wypływać ciemny płyn, po którym można wnioskować, że zaczyna się poród. Po kilku minutach z ciała zwierzęcia wypada nieżywe humanoidalne stworzenie. Pokryte jest ciemną, smolistą substancją, dlatego dokładniejsza identyfikacja jest niemożliwa. Mówi się, że artysta stworzył model niemowlęcia do wykorzystania w filmie. Po chwili następuje niewyraźne zbliżenie na twarz noworodka, a następnie ukazuje zapętloną scenę klaszczącej widowni w zwolnionym tempie. W 2009 roku pewna grupa ludzi utrzymywała, że widziała Cervine Birth. Jednakże sam film jest niezwykle trudny do zlokalizowania, co zrodziło legendę o narodzinach humanoidalnego stworzenia.



Groupie


Marilyn Manson (Brian Warner) jest kontrowersyjną gwiazdą rocka, która sprzedała ponad 50 milionów albumów na calym świecie. Zyskał rozgłos w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to media rozpisywały się na temat jego ekscentrycznych i szokujących zachowaniach na scenie i poza nią. Przez lata Manson był celem wielu słownych ataków medialnych, ukazując jego muzykę jako szkodliwą dla dzieci. Sam artysta stworzył jedne z najbardziej niepokojących filmików i umieścil je w internecie. W 2011 razem z aktorem Shia LaBeouf stworzyli film Born Villain, która zawiera szokujące i pełne przemocy sceny.

Jednak jego najbardziej kontrowersyjnym filmem jest bez wątpienia Groupie. Wg legendy dotyczącej taśmy został nagrany przez zespół w czasie trasy koncertowej Superstar Antichrist (1996-1998) i ukazuje fankę torturowaną przez Mansona i Twiggyego (Jeordie White). Zgodnie z przesłankami, film został nakręcony podręczną kamerą i pokazywał Marilyna rozkazującego dziewczynie odgrywać różne sceny. Nagranie rozpoczyna się powiadomieniem gości, że dziewczyna będzie filmowana. Kiedy przyjeżdża, impreza zaczyna przybierać dziwny obrót.

Po chwili, groupie zostaje poinstruowana do wykonania serii scen, w tym wypicia szklanki moczu razem z Stephenem Bierem (keyboard). Potem następuje zaciemnienie, Manson związuje dziewczynę i kpi sobie z niej. W ciągu trwania filmu zaproszeni goście zaczynają mieć wątpliwości i sami do końca nie wiedzą, czy wszystko zostało specjalnie przygotowane czy nie. Wideo zawiera tortury, broń i rozlew krwi.

Są tylko trzy osoby, które mają dostęp do Groupie: Marilyn Manson, Tony Ciulla i Andy Dick. Jednakże pewne jej części znajdują się pod koniec serii nagrań pod tytułem Dead to the World, gdzie chaotycznie i niewyraźnie widać związaną dziewczynę. W tej scenie słychać jedną z kpin wypowiedzianą Marilyna do Groupie, rozkazując, żeby ją powtórzyła: "Jezus mnie kocha, ponieważ tak mówi Biblia". Ujęcie to może pochodzić z filmu "Groupie".

http://www.youtube.com/watch?v=1AoU810vkLI

Źródło: listverse.com, reddit.com
  • 11

#1325

mbbacia.
  • Postów: 61
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

SCP-058 - Serce Ciemności


Identyfikator podmiotu: SCP-058

Klasa podmiotu: Keter

Dołączona grafika

Specjalne Czynności Przechowawcze: SCP-058 przechowywany jest w komorze o wymiarach 5 [m] : 5 [m] : 5 [m]. Ściany przechowalni wykonane są ze wzmocnionej, żaroodpornej stali o grubości 3 [m] (10 [stóp]). Poza nimi znajduje się kolejne 10 [m] (33 [stopy]) żelbetu. SCP-058 należy do trzy dni, karmić żywą krową. Konserwacje przeprowadza się co sześćdziesiąt (60) minut, w czasie kiedy obiekt znajduje się w stanie uśpionym; kiedy podmiot znajduje się w stanie aktywnym, konserwacje przeprowadza się co piętnaście (15) minut. Pod żadnym pozorem, nie wolno wypuścić podmiotu z jego przechowalni. Dźwięki wydawane przez obiekt muszą być nagrywane bez ustanku. W razie ucieczki, placówka zostanie uznana za uszkodzoną i w rezultacie, zdetonowany zostanie, znajdujący się na niej, ładunek jądrowy. Do tej pory, SCP-058 jest odpowiedzialny za śmierć przynajmniej stu czterdziestu dziewięciu (149) członków personelu klasy D, oraz czternastu (14) agentów placówki.

Opis: SCP-058 przypomina bydlęce serce, z czterema (4) stawonożnymi odnóżami, wykorzystywane głównie do poruszania się, oraz czterema (4) mackami o zmiennej długości, które pokryte są ostrymi kolcami. Z tyłu, w miejscu gdzie w zwyczajnym organie znajdował by się otwór górnej żyły głównej, obiekt posiada "szpikulec". Macki SCP-058, mogą zostać wydłużone do długości 3,2 [m] (10,5 [stopy]) z prędkością ponad 320 [km/h] (200 [mil/h]). SCP-058 jest skrajnie wrogi, i zrobi co w jego mocy, aby wywrzeć jak największe szkody na swoje otoczenie. SCP-058 okazał się być wysoce odporny na urazy, wobec czego należy zachowywać daleko idącą ostrożność podczas zbliżania się do niego - nawet, kiedy wydaje się być pozbawiony przytomności.
SCP-058 jest wysoce mobilny i zdolny do szybkiego poruszania się zarówno na powierzchniach poziomych, jak i pionowych. Nagrano poruszanie się obiektu z prędkością około 90 [km/h] (55 [mil/h]) na krótkich przebiegach, podczas których pokrywał on dystans do 200 [m] (656 [stóp]) w czasie dwóch (2) [s]. Obiekt używał swoich macek, w celu zwiększenia nacisku i stabilności, a także do przyciągania się do innych powierzchni podczas bardzo szybkiego poruszania się.
SCP-058 "mówi" ludzkim głosem, jednakże nie zidentyfikowano metody produkcji dźwięku według jego fizjologii. Przemawia on tonem i akcentem starszego Brytyjczyka, delikatnie sepleniącego głębokim głosem. SCP-058 mówi bez ustanku, nie ważne w jakim znajduje się otoczeniu: nawet podczas atakowania, głos i tempo mówienia, się nie zmieniają. Mowy SCP-058 nie sposób odnieść do wydarzeń, osób lub lokalizacji zewnętrznych, które miało cokolwiek wspólnego z obiektem (szczegóły w Transkrypcie Wywiadu 058-04).

Notatki: SCP-058 został po raz pierwszy znaleziony na Terenie-[USUNIĘTO], kiedy wyszedł z [USUNIĘTO]. Podmiot był skrajnie wrogi i roztrzęsiona. Początkowo, zaatakował Teren-‡‡[USUNIĘTO] co zakończyło się śmiercią [USUNIĘTO]‡‡ naukowców, i [USUNIĘTO]‡‡ agentów. W następnej kolejności, SCP-058 zaatakował leżące nieopodal miasteczko [USUNIĘTO] ‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡, co zakończyło się śmiercią przeszło [ZMIENIONO] obywateli, i zniszczeniem siedemdziesięciu procent (70%) zabudowań.
Analiza incydentu, ujawniła że większość zgonów powiązana została z ogniem i oparzeniami, co było rezultatem rozprzestrzenienia się "płynu szpikulcowego" SCP-058. Płyn ten, uważa się też za środek, która wyrządził większość uszkodzeń strukturalnych. [USUNIĘTO]‡‡‡‡‡‡‡‡‡ przez SCP-058, spowodowało jedynie 8% wszystkich zgonów, co rzeczowo udowadnia [USUNIĘTO].
SCP-058 został zabezpieczony po zmiażdżeniu i pozbawieniu przytomności, pod tym jak zawalił się na niego budynek. Podmiot został wtedy pozyskany i przetransportowany do [USUNIĘTO] ‡‡‡‡‡‡‡‡ przez agentów i zespoły MFO. Obiekt był przechowywany w [USUNIĘTO] ‡‡‡‡‡‡‡‡, przez trzy tygodnie, podczas których prawie się nie ruszał - było to wywołane urazami fizycznymi oraz wzdęciem przez [USUNIĘTO] ‡‡‡‡‡‡‡‡‡ podczas pierwszego incydentu. W tym czasie ograniczono eksperymenty, a podmiot bez względu na jego osłabiony stan, nadal traktowany był jako zagrożenie wysokiego poziomu.
SCP-058 uszkodził przechowalnię dnia ‡‡[USUNIĘTO]‡‡‡‡, podczas próby transferu obiektu na Zabezpieczony Teren SCP. W rezultacie incydentu, wiele osób zostało zabitych i zranionych. SCP-058 został pozbawiony przytomności przez Agenta [USUNIĘTO] ‡‡‡‡‡‡, który zdołał opanować obiekt poprzez przejechanie go czołgiem M1 i przytrzymanie podmiotu pod pojazdem. SCP-058 został następnie zabezpieczony i przetransportowany do Zbrojnej Biostrefy Przechowawczej 14.

Dołączona grafika

Transkrypt Wywiadu 058-04:

SCP-058: Śniłem o cudach, które żyły w sercach miłości i cichej opieki nad starszymi, o których wiem, że kiedyś byli całością.

Dr Johnston: Jak się nazywasz?

SCP-058: Poszukuję objawień wszystkiego, o czym świętość powiedziała niemądrym, w snach o zimnym żarze skąpanym w promieniach słońca, które przecinają jezioro czarnej krwi i węży, które jesienią żrą chleb dzieci z jagnięcych drzew.

Dr Johnston: Jak się nazywasz?

SCP-058: Wieczne cierpienie niedolą jest ignorantów, którzy nigdy strudzeni poszukują głębi własnych serc, a widzą jedynie bogactwo biednego świata, cierpiącego obkładanie swoich własnych pleców srebrnymi ranami od noża i brutalną radością.

Dr Johnston: Skąd pochodzisz?

SCP-058: Koszmar jest snem bezimiennego próżniaka, który przechadza się po polu minowym i szczątkach i jeleni i króli.

D-067: To jest porąbane - (D-067 zaczyna krzyczeć.)

SCP-058: Zasłona nocy to cienie wszystkich uczciwych mignięć, które porządkują gorycz noworodzonych plag, natychmiastowe ciepło to matczyne mleko w snach, kiedy jeszcze nic nie było złe.

D-067: (Nadal krzyczy.)

Dr Johnston: Puść go!

SCP-058: W sekundach Słońce uderza, tak jak bębny we wszystkich serca żrą uszy hałasu.

D-067: (Krzyk gwałtownie się urywa.)

SCP-058: Zmysłowa brutalność pożądania, to jedyne zapewnienie o wartości życia, które kiedykolwiek będzie ci potrzebne.


<Zakończenie Nagrania>



Źródło

Użytkownik mbbacia edytował ten post 08.08.2013 - 08:26

  • 2

#1326

Kentucky.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mój sąsiad Henry


Mam na imię James. Mieszkam w małym miasteczku w stanie Ohio. Historia, którą Wam przedstawię, może wielu wydać się nieprawdopodobna .Ale daje słowo. Wydarzyła się naprawdę, i wcale nie musicie w nią wierzyć. Chciałem się tylko z Wami podzielić, bo z nikim innym nie chciałem o tym rozmawiać, a w internecie wszystko przychodzi łatwiej. Ale od początku..


Wszystko wynikało z pewnej obserwacji, a miało to miejsce w zeszłym roku. Mieszkam w dość spokojnej okolicy. Jak to na wsi. Mój dom jest wielki, ale nie mieszkamy w bogatej willi. Na przeciwko nas stoi duży dom. Mama mówiła mi, że powstał za nim my wybudowaliśmy swój (długo przed moimi narodzinami). Dom, był duży. Dwu piętrowy, pełno w nim okien i odkąd pamiętają moi rodzice stał pusty. Trawa w ogrodzie urosła do wielkich rozmiarów (Nikt nie zajmował się pielęgnacją ogrodu) . Jak by ktoś go wybudował i porzucił. Jest idealny do zamieszkania, lecz w poszczególnych pomieszczeniach jest pusto, bo niema mebli. Także zasłon w oknach brak, przez łatwo zauważyć przez dzień, że pomieszczenia są po prostu puste. Był lipiec, około 1 w nocy. Wstałem z łóżka, by pójść się czegoś napić. I co widzę? W jednych z okien, opisywanego wyżej domu, jest włączone światło. Światło było bardzo jasne, ale koloru niebieskiego (jakiś filtr?). Przez to, że niema żadnych zasłon, żaluzji etc, starałem się dojrzeć jak najwięcej szczegółów. (obserwowałem z balkonu). Pomieszczenie było puste, a posadzka wypełniona kafelkami. Tyle dostrzegłem pierwszej nocy. Następnej nocy wstałem gdzieś w godzinach 2 - 3 nad ranem. Tradycyjnie poszedłem się napić. Ale znowu moją uwagę przykuło owe dobrze oświetlone pomieszczenie. Podszedłem na balkon i kolejny raz wpatrywałem się z nad przeciwka w to pomieszczenie. Światło świeciło tak samo jak wtedy, lecz teraz dostrzegłem klęczącego przed kimś, lub przed czymś mężczyznę. Mężczyzna jakby błagał / prosił o coś. Jego wzrok skierowany był na ścianę. Ja jednak nie mogłem dostrzec w co się dokładnie wpatrywał, bo rozmiary okna skutecznie mnie "ograniczały". Ale mnie to cholernie zaintrygowało.

Następnego ranka, przy śniadaniu dopytywałem się mamy, czy kiedyś widziała, żeby ktoś mieszkał w tym domu. Mama odparła, że kiedyś w nim mieszkał pewien górnik. Dorobił się pieniędzy w swoim zawodzie, jednak był uzależniony od alkoholu, popadł w długi i jego stan finansowy nie pozwolił utrzymać domu. Od tej pory nie wracał. Nazywali go Henry. Pomyślałem, że może mężczyznę, którego zobaczyłem w nocy to po prostu Henry. Ale dlaczego wtedy klęczał i błagał?
Całymi dniami rozmyślałem nad tym. I wtedy wpadłem na bardzo głupi pomysł. Dziś żałuję, że przyszło mi to do głowy. Otóż postanowiłem w nocy się zakraść do ogrodu Henriego i przez okno zobaczyć dokładnie z kim rozmawia Henry. Zakradłem się koło godziny pierwszej w nocy. Światło już mocno świeciło. Wszedłem przez płot. Trawa wydawała się większa niż z balkonu. Przyparłem do muru i z kocią precyzją podszedłem do okna. Widziałem jak Henry klęczy i błaga. Mówi coś w stylu "Nie chce Ci więcej służyć". Jego wzrok wpatrywał się w jedną stronę. Dokładnie w ścianę. W ścianę, której nie mogłem dostrzec z okna balkonowego swojego domu, jednak teraz dostrzegłem. Zauważyłem stare wysokie krzesło, a na nim manekina(!). Manekin był dość wysoki, miał może z 2 metry i przypominał kobietę z kręconymi czarnymi włosami. Siedział(a) bezwładnie na krześle, a jego twarz była kamienna, bez wyrazu twarzy, jak to u manekina. Manekin siedział nieruchomo, aż do momentu kiedy Henry krzyknął "Dość! Nie chce Ci już służyć! Gnido!. Wtedy manekin zaczął się trząść Tak jakby dostał padaczki (?). Wystraszyło mnie to nie nażarty. Uciekłem z stamtąd i obiecałem sobie, że już nigdy nie zakradnę się w nocy do tego domu. Rano obudziłem się dość późno. Wstałem spóźniony na śniadanie. I wtedy mama powiedziała mi dziwną nowinę:

-- Wiesz co Jamie, kogo o 6 rano widziałam w ogrodzie?
-- Nie mamo, nie wiem. Nie mam pojęcia.
- - Henriego! Nie uwierzysz, chyba znalazł sobie jakąś żonę i wrócił do domu!
- Żonę? Jak wyglądała?
- O ile pamiętam, miała kręcone czarne włosy. I była dość wysoka. Trzymali się za ręce.

Zatkało mnie. Wtedy mama dodał jeszcze.

- Ale nie wyglądali zbyt szczęśliwie. Ona strasznie sztuczna i sztywnie się poruszała, Jak robot. Henry natomiast miał dziwny wyraz twarzy. Pomyślałam, że to może ze zmęczenia, wydawało mi się, że jego wybranka jest sztuczna. Wzruszyłam ramionami. Potem poszłam robić śniadanie...

Sam nie wiedziałem co o tym myśleć. Cały czas chodziłem zamyślony,. Nie umknęło to uwadze dziadka, który co prawda był już stary, ale zapytał co mnie gryzie. Ja, wykorzystując sytuacje, zapytałem dziadka, czy znał Henriego. I co o nim wie. Zaczynam dyskusje, że podobno był górnikiem... Dziadek na to, Górnikiem? Kto Ci takich bzdur naopowiadał? Przecież pracował w fabryce produkującej manekiny. Obecnie fabrykę zlikwidowano, ale jeszcze kiedy funkcjonowała, pracował tam Henry. Po śmierci jego żony, odbiło mu. Zginęła w wypadku samochodowym, przed Twoim przyjściem na świat. Wtedy Henry zbyt bardzo oddawał się pracy. Współpracownicy, którzy z nim pracowali, mówili, że zamiast robić standardowe manekiny, tworzył je na wzór / podobiznę swojej żony. Szef go wywalił z roboty. I od tego czasu dom stał pusty.

Hmm, czyżby ambicje Henriego przerosły go na tyle,że przez te lata w zapomnieniu stworzył swoja żonę jako żywego manekina?.Czy coś wspólnego Henry miał z voodo? Czy to wszystko ma związek z zjawiskami paranormalnymi? Ja do dziś nie wiem co o tym myśleć. I póki co wole żyć w nieświadomości.
  • 2

#1327

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

"Łupież"

Instytut Badań Dermatologicznych
Materiał poddany analizie: audio dziennik profesor A.
Brak danych o miejscu przebywania nosiciela patogenu.


Poniższy raport zawiera skrypt nagrań poczynionych przez wyżej wymienionego naukowca. Proszę o zapoznanie się z materiałami dowodowymi. Jakąkolwiek uwagę lub spostrzeżenie należy niezwłocznie zgłosić osobie kompetentnej, a w przypadku jej tymczasowej nieobecności zanotować na przygotowanej tablicy znajdującej się na wprost. Jeżeli mają państwo jakieś pytania, należy je zadać przed rozpoczęciem analizy, po tym czasie nie udzielimy żadnych odpowiedzi. Przypominam- każda, nawet najmniejsza uwaga musi zostać odnotowana.


1 lipca 2013
Tu profesor A. Zakupiłam dyktafon ze względu na rozpoczęcie pracy w nowym Instytucie Badań, gdzie od pierwszego dnia przydzielono mi dział analiz tkanek skóry. Prawdę mówiąc, jestem nieco rozczarowana; liczyłam na dział badań nad komórkami czerniaka, ale najwyraźniej wzięto pod uwagę mój młody wiek i świeżo skończone studia w doborze sektora. Jak dotąd zostałam oprowadzona po każdym zakątku Instytutu. Po wypełnieniu wszystkich warunków bezpieczeństwa zabrałam się do pracy. Poza standardowymi procedurami mam w planach uzyskanie zgody na prowadzenie własnych badań gatunku Malassezia.

3 lipca 2013
Udałam się dzisiaj z wizytą do kierownika Instytutu, aby wyraził zgodę na moje osobiste badania. Przekraczając próg gabinetu, dostrzegłam małą istotkę w różowej sukieneczce, z grubym blond warkoczem i błękitnym spojrzeniem. Przyznam, że ten widok wywołał we mnie mieszane uczucia ze względu na absolutny zakaz osób postronnych i zbyt dziecinny ubiór jak na 13 latkę. Posłałam pytające spojrzenie profesorowi K. na co ten parsknął uprzejmym śmiechem. Wytłumaczył, że to jego córka, H. Ze wstępnym obserwacji wynikało, że H. została wychowana w sposób, delikatnie ujmując, swobodny. Jej wiercąca się obecność drażniła mnie z każdą kolejną chwilą. K. wyjaśnił uprzejmie, że przyjechał z nią do pracy, bo bała się zostać sama w domu. Dalsza konwersacja, a właściwie monolog profesora K. nie jest warta przytaczania. Przeszłam do sedna sprawy. Profesor lekko uniósł brwi w niewątpliwym geście zdziwienia, po czym oznajmił, że w obecnej sytuacji finansowej wszelkie osobiste badania zostały odsunięte na nieokreśloną przyszłość. Zaczerwieniona z oburzenia zdołałam wymamrotać tylko przeprosiny za zajęcie cennego czasu i w pośpiechu opuściłam pomieszczenie. Cóż za ignorancja! Gdyby nie skąpili na rozwoju, byliby jedną, jeśli nie jedyną najlepszą placówką medyczną w Polsce!

6 lipca 2013
Fakt niespełnienia moich ambicji nadal krąży w zakątkach umysłu i nie pozwala się skupić na codziennych czynnościach. Postanowiłam zacząć badania na własną rękę i kieszeń. Znajomy z poprzedniej pracy w krakowskim Instytucie podesłał mi ciekawe próbki Malassezia. Zamierzam dokonać dokładnej analizy w ciągu najbliższego tygodnia, opisując wszystko na dyktafon. Podczas przerwy obiadowej po raz kolejny natknęłam się na H. Biegała wesoło między ławkami stołówki i rozmawiała beztrosko z każdym poznanym naukowcem. Strzępki zasłyszanych rozmów nie można uznać za górnolotne. Skandal! To nie jest miejsce odpowiednie dla dzieci. Myślę nawet o zgłoszeniu tej sytuacji odpowiednim organom.

10 lipca
Cóż za bezczelność! Pracowałam nad moimi próbkami, kiedy ta mała wparowała do sterylnego pomieszczenia, usiadła obok mnie i ciekawsko zaglądała mi przez ramię. Starając nie wpaść w panikę chwyciłam ją za barki i powiedziałam bardzo powoli i dokładnie, że nie wolno tu wchodzić, bo jest to bardzo niebezpieczne. Mała zarumieniła się i spuszczając wzrok zeskoczyła z fotela. Przy zeskakiwaniu potrąciła dwie próbki, których nie zdążyłam przeanalizować. Przerażona cofnęła się dwa kroki, po czym uciekła z płaczem. Spojrzałam na rozbite szkło i bezużyteczny w obecnym stanie materiał. Tak samo jak dziewczynka, byłam bliska płaczu. Znajomy mówił, że akurat te dwa patogeny wydają się ciekawe. Chwyciłam natychmiast za telefon i spytałam go, czy jest w posiadaniu dwóch dodatkowych próbek materiału. Niestety, wraz z ich strąceniem przepadła możliwość ich przebadania. NIECH TO SZLAG!

17 lipca 2013
Profesor K. jest dziś niezwykle podenerwowany. Przy jego pogodnym usposobieniu jest to dość… nietypowe, muszę przyznać. Zdążył już zwolnić dwóch pracowników za niewielkie błędy, na które najczęściej przymykał oko. Sytuacja jest niezwykle frustrująca.

19 lipca 2013
Na naszym małym interwencyjnym oddziale została umieszczona H. Nie widziałam tego zdarzenia, jednak plotki na moim sektorze rozprzestrzeniają się z niezwykłą prędkością. Tłumaczyłoby to zatem ostatnie wybuchy złości kierownika. Myślę, że zdołam zajrzeć na oddział jeszcze dzisiaj.

Jestem po rozmowie z profesorem K. Ze łzami w oczach wytłumaczył mi całą sytuację i błagał o zachowanie dyskrecji. Zaskoczona jego nagłym przypływem zaufania spytałam, czemu akurat moją osobę informuje o obecnym stanie rzeczy. Okazuje się, że mała 6 dni temu zaczęła mocno gorączkować i po raz pierwszy w życiu pojawił się u niej łupież. Na początku zbagatelizowano problem, używając leków zbijających gorączkę i szampony zwalczające najbardziej oporny łupież. Ze względu na niezwykłą troskę, jaką została otoczona, można przypuszczać, że wszystko powinno wrócić do normy w przeciągu nocy. Niestety, gorączka ustąpiła wymiotom i krwistym biegunkom, a złuszczająca się skóra głowy zaczęła wydzielać nieprzyjemny, stęchły zapach. Z każdym kolejnym dniem, stan się pogarszał. H. zaczęła nerwowo rozdrapywać skórę głowy, powodując poranienia i wyzwalając jeszcze większe podrażnienia i uczucie swędzenia. Od samego początku, majacząc w łóżku, mamrotała moje imię i domagała się diagnozy oraz leczenia z mojej strony. Profesor na początku pomyślał, że to efekt majaków, jednak dziewczynka była na tyle uparta, że w końcu przywiózł ją na nasz oddział. On myśli, że H. za mną przepada i dlatego o mnie pytała.

Podejrzewam, że owe strącone sprzed kilku dni próbki mogły w jakiś sposób zarazić 13-latkę, choć wydaje się to mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że dotknęła je jedynie kolanem. Jednak samo zdarzenie jest niezwykle fascynujące i zamierzam jak najszybciej przeprowadzić serię badań.

20 lipca 2013
Nadal zajmuje się sprawą H. Jej stan uległ znacznemu pogorszeniu. Rany zaczęły się pogłębiać i gnić. Codziennie rano ściągam jej strzykawką ponad 0,5 litra ropy i krwi. Za zgodą ojca w sprawę wtajemniczono dwie dodatkowe osoby- dwóch mężczyzn, wyręczających mnie w przytrzymywaniu i krępowaniu chorej. Zostaliśmy zmuszeni do przykucia jej do łóżka ze względu na jej obsesyjne rozdrapywanie ran. Ilość zamawianych leków uspokajających zaczyna przyciągać podejrzenia działu farmaceutycznego. Profesor powiedział, że dopóki zajmuje się badaniem i szukaniem właściwego leczenia jego córki, nie powinnam się niczym innym przejmować. Niestety, jak narazie, bazuje na obserwacjach i analizie wycinków badanych pod mikroskopem. Wygląda na to, że grzyb Malassezia wywołujący łupież zwykły zmutował z innym, nieznanym mi gatunkiem grzyba. Znajomy nie ma pojęcia, czym była druga próbka, dlatego też nazwał ją „intrygującą”. Poza wieloma objawami ogólnoustrojowymi zmutowany patogen zachowuje się niezwykle agresywnie jak na jakikolwiek znany mi dotąd gatunek grzybicy ludzkiej. To może być wielkie odkrycie.

23 lipca
Dzisiejszego ranka H. wydostała się ze skrępowania i zaczęła szaleńczo zdzierać skórę z głowy. Niekompetencja moich współpracowników spowodowała, że dziewczyna została sama na dosłownie 15 minut. Nagranie z kamery przemysłowej ukazuje, że chora wyrwała sobie włosy, wbiła paznokcie w poranioną tkankę i przeorała nimi całą głowę, co sprawiło jej ulgę i nieopisaną przyjemność wymalowaną na twarzy. Mogłabym przysiąc, że dostrzegłam błysk czaszki…

Po sprowadzeniu z niezasłużonej przerwy pracowników siedzę na miejscu obserwacyjnym i sporządzam notatki dla profesora. Ze skupienia wyrwał mnie przeciągły niski ryk. O mój Boże. To nie może być prawda, to nie jest możliwe. Opiszę, co się dzieje. Mianowicie H. obezwładniła, a właściwie rozszarpała pracowników… Na podłodze leży okrwawiona ręczna piła do cięcia kości. Dziewczyna pozbyła się ciemieniowej części własnej czaszki. Jak to w ogóle jest możliwe?! Wygląda na to, że grzyb jakimś cudem zmusił ją do otworzenia czaszki, aby miał łatwiejszy dostęp do systemu nerwowego. To jest niesamowite. Muszę ją jakoś powstrzymać… Jeśli uda mi się pobrać próbkę z obecnego stadium patogenu to nagrodę Nobla mam w banku!

Włączyły się syreny alarmowe i rozpoczęła się ewakuacja. Spuściłam z niej wzrok jedynie na moment. Próbuje ją namierzyć… ona zniknęła!
<w tle słychać przeciągły ryk>
Proszę… nie, błagam. NIE ZBLIŻAJ SIĘ, TY KREATURO! Jak śmiesz mnie dotykać?! Ostrzegam cię, ani kroku daaa… <słychać krzyk i łomot. Po chwili nagranie rejestruje ciche odgłosy mlaskania i pomruk zadowolenia>

Skrypt kończy się w tym miejscu. W materiale dowodowym znajdują się również notatki i wspomniane wcześniej nagrania z kamery przemysłowej. Wszelkie próbki zostały zniszczone 23 lipca prawdopodobnie podczas wtargnięcia nosicielki do miejsca obserwacyjnego profesora A. Ostatnie ujęcie chorej z kamery przemysłowej: osobnik kierował się w kierunku wyjścia, powłócząc nogami i kołysząc głową z prawej na lewą stronę. Żaden pracownik nie uszedł z życiem. Na chwilę obecną położenie podejrzanej pozostaje nieznane. Dokonano dokładnych oględzin placówki. Ze względu na wysokie prawdopodobieństwo zakażenia budynek został odpowiednio wyizolowany i poddany kwarantannie na czas śledztwa.

Ostatni dowód w sprawie H.
Krwisty napis na ścianie: „W górę…”


Fotografia wczesnego stadium H. znaleziona w notatkach profesor A.

19 LIPCA 2013
  • 7

#1328

mbbacia.
  • Postów: 61
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Mutanty z Czarnobyla

Jak na ogół wszystkim wiadomo Czarnobyl to miasto położone na Ukrainie, znane głównie ze względu na oddaloną o 18 kilometrów elektrownię jądrową, w której wydarzyła się największa w dziejach katastrofa atomowa.

Mówi się, że Czarnobyl jest opuszczony, nie wspominając o niewielu zamieszkanych domach w jego okolicach.Lecz czy na pewno? Naukowcy stwierdzili, że aby móc ze spokojem znów zacząć rozwijać tamtejsze tereny musimy odczekać jeszcze co najmniej 50 lat, by promieniowanie mogło dostatecznie zmaleć.

Władze polskie i ukraińskie zastrzegają sobie, że Czarnobyl jest jak najbardziej pozbawiony życia, a wszyscy ludzie którzy przeżyli zostali ewakuowani.Jednak wśród osób mieszkających nieopodal tego miasta krąży bardzo wiele dziwnych i mrożących krew w żyłach historii o zmutowanych osobnikach grasujących najczęściej nocami.

Legendy

Mutanci opisywani są na różne sposoby, lecz niektóre z nich powtarzają się w kilku opowieściach.Poniżej wymieniono najciekawsze przypadki.

Snorki

Z budowy ciała bardzo podobni do ludzi, jednak poruszają się na czterech kończynach i potrafią wykonywać bardzo długie skoki.Niekiedy Snorki byli opisywani z maską przeciwgazową na twarzy oraz strzępkami mundurów, co może oznaczać, że są to zakażeni wojskowi stalkerzy.Ludzie którzy mieli przyjemność spotkać się z takim osobnikiem oko w oko podobno ledwo uszli z życiem, ponieważ Snorki są bardzo szybkie i w ciągu jednej sekundy, podczas skoku, potrafią zadać śmiertelne uderzenie w głowę.

Dołączona grafika

Poltergeisty

Istoty nawiedzające tereny w głębi Czarnobyla – zazwyczaj stare, opuszczone budynki – są przez niektórych uważane za nadprzyrodzone. Nic nie wiadomo o ich pochodzeniu, choć jeśli ufać plotkom, są to duchy stalkerów uderzonych potężną falą promieniowania.Niestety, wszelkie informacje o poltergeistach zaczerpnięte zostały z niejasnych i czasem sprzecznych ze sobą opowieści, którym nie zawsze można zaufać.

Nibypsy

Swą nazwę zawdzięczają tezie, że pochodzą od wilka.Zamieszkują opuszczone tereny, najczęściej lasy.W przeciwieństwie do dwóch poprzednich mutantów, Nibypsy można spotkać jedynie po zmroku.Bardzo prawdopodobne jest, że istoty te są ślepe i co dziwniejsze ich węch został również bardzo upośledzony, ponieważ ludzi którzy mieli z nimi styczność ratowało bezszelestne zachowanie i odczekanie, aż kreatura odejdzie.


Źródło
  • 5

#1329

VXVXV.
  • Postów: 1
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Oddech w cierpieniu

Może przeżywałeś kiedyś prawdziwy ból. Nie fizyczny, psychiczny.
Może kiedyś rzuciła cię dziewczyna, umarła bliska ci osoba, pamiętasz jak wtedy oddychałeś?
Mogłeś poczuć jak każdy wdech uderza jakby w ściane, którą jesteś, ściane która powinna
zostać wyburzona. Ten oddech mówi, że nie warto już żyć...


Ciemność

Widziałeś kiedyś prawdziwą ciemność, mroczną, czarną bezkresną?
Wiedz, że to ona pozwala mi cie widzieć, tak jak tobie oczy.

Użytkownik VXVXV edytował ten post 10.08.2013 - 12:21

  • -3

#1330

mbbacia.
  • Postów: 61
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ostatnia runda

Pamiętam to jakby było wczoraj.. Myśli te wracają do mnie cały czas kiedy tylko spojrzę na drzwi od piwnicy. Mimo już dwóch przeprowadzek ciągle widzę go w snach, jak dogania mnie, łapie swoimi dużymi dłońmi i z całej siły wbija wielkie ostrze noża w mój brzuch, powoli przesuwając go ku górze, żeby moje wnętrzności wypadły na ziemie, a on z uśmiechem na ustach będzie je deptać i kazał mi na to patrzeć..

Mając dziesięć lat wraz z kolegami na osiedlu którzy byli w podobnym wieku wymyśliliśmy zabawę. Mieszkaliśmy na typowym osiedlu z blokami, kilkoma
sklepami, dużą dwupasmową ulicą i nie rzucającym się w oczy przedszkolem. Całe nasze osiedle służyło nam za plac do zabawy w "Zabójcę". Prosta zabawa wymyślona przez nas podczas przerwy w chowanego przynosiła nam mnóstwo frajdy przez następne 3 lata. Wtedy zaczęliśmy dorastać..

Gimnazjum w pierwszej klasie wymagało trochę nauki zwłaszcza jeżeli chciało się zaimponować rodzicom więc nie było czasu na zabawy do późnego wieczoru, niemniej jednak każdy z naszej ośmioosobowej paczki marzył zagrać ostatnią rundkę w zabójcę. Przez cały rok szkolny, aż do wakacji rozmawialiśmy o tym, żeby podsycić oczekiwanie, ustaliliśmy także, że zagramy po dwudziestej pierwszej specjalnie kiedy będzie już ciemno, aby było ciekawiej niż kiedyś.

W końcu drugiego dnia wakacji spotkaliśmy się całą grupą na placu zabaw przed moim blokiem. Przez trzy godziny graliśmy w zaklepywanego chowanego na "małym terenie" oczekując, aż się ściemni. W końcu gdy wybiła dwudziesta pierwsza, większość osiedla była pusta zaczęliśmy!!

Zasady były proste. Wybieramy jedną osobę która będzie wspomnianym zabójcą. Reszta grupy stoi w jednym miejscu (zawsze był to nasz plac zabaw) i odlicza do pięćdziesięciu co dawało czas zabójcy na schowanie się. Następnie chodziliśmy po całym osiedlu i musieliśmy nie dać się zabić, a można było zginąć tylko wtedy kiedy zabójca doganiał nas i udawał że wbija nóż w plecy/brzuch.
Praktycznie zawsze reszta grupy poruszała się razem, nawet jeżeli niby się rozdzielaliśmy to już przy następnym bloku spotykaliśmy się wszyscy razem.

Wybraliśmy Mateusza który nadawał się do tego zadania najlepiej. Był niski i szybki, do tego potrafił być cicho.
Tak więc zaczęliśmy odliczać do pięćdziesięciu co dało mu czas na ukrycie się gdzieś w pobliżu. Kiedy skończyliśmy od razu udaliśmy się w stronę "Tiny" sklepu spożywczego ponieważ był to dobry punkt obserwacyjny na jedną-trzecią osiedla. Prowadzą do niej tylko dwie drogi więc zawsze mogliśmy uciec.

Usiedliśmy na ławce pod sklepem w pięciu, a dwoje z nas obserwowało obie drogi. Jeżeli tylko zobaczyli by Mateusza mieli krzyczeć. Niestety nie pojawiał się on mimo że minęło dziesięć minut co było dziwne ponieważ prawię zawsze udawaliśmy się tam na początku co sprawiało że mógł się domyślić gdzie nas znajdzie. Z jednej strony pomyśleliśmy, że skoro to nasza ostatnia rundka to chce on zagrać jak najlepiej i pewnie czeka na nas w jakichś krzakach. Dlatego właśnie jeden z obserwatorów Krystian postanowił że pójdzie wzdłuż chodnika i jeżeli zacznie krzyczeć mamy uciekać jak najdalej. Zgodziliśmy się i puściliśmy go w drogę.

Długo nie musieliśmy czekać, aż usłyszeliśmy krzyk. Był on bardzo stłumiony (tak jakby ktoś zasłonił mu usta ręką) i krótki. Ruszyliśmy z kopyta śmiejąc się przy okazji z adrenaliny która w nas popłynęła. Pobiegliśmy w stronę kotłowni tuż za górką która zimą służyła jako zjeżdżalnia. Mieliśmy tam kolejny dobry punkt obserwacyjny na sklep, niestety teren osiedla kończył się zaraz obok kotłowni więc mogliśmy biec tylko w prawo i schować się za blokiem. Oczywiście nie było mowy o chowaniu się w klatkach ponieważ takie mieliśmy zasady od zawsze.

Niedługo po tym jak wciąż staliśmy przy kotłowni zobaczyliśmy przy "Tinie", a po chwili sylwetkę niskiego człowieka. Poczekaliśmy chwilę ponieważ mieliśmy nadzieję, że może nas nie widzi. Nie, zbyt wiele razy bawiliśmy się w to, aby nie mógł się domyśleć gdzie jesteśmy. Jak tylko zaczął biec ruszyliśmy w stronę bloku. Nie był on daleko dlatego zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy za siebie. Nikogo nie było, nie było też Piotrka. Jak tylko zrozumieliśmy, że kolejny z nas odpadł cała piątka ruszyła dalej w stronę kolejnego bloku (bloki leżały na przeciw siebie oddalone o około pięćdziesięciu-siedemdziesięciu metrów, było ich pięć).

Biegliśmy, aż do ostatniego tego w którym ja mieszkałem. Za nim czekały nas tylko trzy sklepy, a dalej koniec terenu zabawy czyli droga dwupasmowa. Mieliśmy stąd dobry widok na miejsce z którego przybyliśmy. Oddychaliśmy głęboko, adrenalina buzowała, śmialiśmy się, ale tylko przez chwilę. Ni z gruszki ni z pietruszki z ciemności tylko blok dalej wybiegł jak wtedy jeszcze sądziłem Mateusz. Ruszyliśmy znowu do ucieczki. Za blokiem, od strony balkonów było jeszcze trochę trawy i kilka małych drzew między sklepami, a blokiem. Jako że postać biegła bardzo szybko wskoczyłem na jedno z tych drzew, i modliłem się żeby mnie nie zobaczył. Kiedy przebiegł, omal nie spadłem z drzewa. TO NIE BYŁ ON!

Nie Mateusz, nie Krystian i Piotrek. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Widziałem jak reszta biegnie do końca bloku skąd mogli wbiec miedzy inne bloki lub znowu na plac zabaw, niestety drugi Mateusz został złapany. Mężczyzna był potężny, przewrócił go na ziemię i zaczął kopać. Od razu wbił mu nóż w plecy i rozcinał. Myślałem że śnie, zrobiło mi się bardzo niedobrze. Patrzyłem na to jak wmurowany. Nieznajomy wyjął w końcu nóż z martwego już ciała Mateusza i zaciągnął je pod balkon. Potem zaczął się wracać. Myślałem że idzie po mnie, ale nie widział mnie. Wstrzymałem oddech i starałem się siedzieć na gałęzi nieruchomie. Wtedy usłyszałem krzyki reszty kumpli którzy krzyczeli do mnie bo myśleli, że wciąż jestem tuż za nimi. Mężczyzna przeszedł pod drzewem powoli dzięki czemu mogłem się przyjrzeć. Nie wierzyłem własnym oczom.

Natychmiast uznałem że muszę ostrzec resztę, nie najpierw muszę powiadomić kogoś dorosłego, a może krzyczeć ile sił w gardle? Miałem tysiące myśli przez co omal nie spadłem kiedy ze strachu moje śliskie ręce którymi trzymałem się drugiej gałęzi zsunęły się, na szczęście w porę złapałem się z powrotem. Nagle mężczyzna znowu ruszył niesamowicie szybko i znikł mi z pola widzenia kiedy skręcił za blok po drugiej stronie. Bałem się zejść. Siedziałem tak jeszcze przez piętnaście może i więcej minut.

Kiedy już się ogarnąłem pomyślałem "przecież jestem tuż przy swoim bloku" wystarczyło tylko zejść, przejść na drugą stronę, pójść chodnikiem do klatki i byłem bezpieczny. Łatwo powiedzieć.. Nie wyobrażacie sobie jaki to był strach, jak to jest się czuć bać ruszyć. Jednak nie miałem wyboru. Nie wiedziałem gdzie teraz jest ON dlatego postanowiłem zrobić to szybko, najszybciej jak tylko potrafię. Zszedłem z drzewa i ile sił w nogach ruszyłem. Wtedy nie liczyło się dla mnie nic jak tylko biec. Zajęło mi to może trzydzieści sekund? Wtedy koszmar dopiero się zaczął.

Przed klatką stał on, ja stałem ledwie pięć metrów od niego. Patrzył na mnie uśmiechnięty z wielkim nożem w ręku. Byłem tak sparaliżowany, że mimo tych miliona myśli "KRZYCZ KRZYCZ ILE SIŁ!!!" nie mogłem z siebie wydać ani słowa. Z łzami w oczach spytałem tylko dlaczego.. Nic nie odpowiedział, ale ja już wiedziałem dlaczego, wszystko się ułożyło w całość. Mężczyzną był nasz znienawidzony sąsiad. Rok temu zanim zaczęło się gimnazjum on sam powiedział "Jak jeszcze raz zobaczę jak latacie po całym osiedlu i hałasujecie to będzie wasza ostatnia runda". Pamiętam to dokładnie, powiedział to tak spokojnie, z uśmiechem na ustach. Nasi rodzice to zignorowali.

Nie zdążyłem wrócić do końca myślami do aktualnej sytuacji kiedy poczułem ciepłe od krwi moich znajomych ostrze wbijające się w mój brzuch. Jednak moja wola życia była silna, bardzo! Odepchnąłem go i pobiegłem do klatki. Jeden z sąsiadów zdążył zauważyć że coś się dzieje więc szybko otworzył mi domofonem drzwi i zaczął schodzić po schodach na dół. Wtedy straciłem czucie w nogach i spadłem po schodach w dół gdzie było wejście do piwnicy. On szedł za mną , wciąż uśmiechnięty z nożem w ręku z którego kapała moja własna krew.. Znów miliony myśli "KRZYCZ KRZYCZ" ciągle widziałem je przed oczyma, nie zdałem sobie nawet sprawy, że wtedy na prawdę krzyczałem. Głośno, bardzo głośno.

Na tyle że wystarczyło, aby obudzić cały blok i pewnie nie jednego zmarłego na cmentarzu. Sam morderca musiał zatkać uszy co pozwoliło mojemu sąsiadowi uderzyć go młotkiem w głowę. Wtedy straciłem przytomność..

Nie pamiętam co działo się dalej. Obudziłem się w szpitalu, wokół była moja rodzina, znajomi, kilku sąsiadów. Ledwo mnie uratowali, straciłem mnóstwo krwi. Niestety mimo zeznań które złożyłem policji nie złapali go. Sąsiad też ledwo uszedł z życiem, a zabójca uciekł. Niestety żaden z moich znajomych tego nie przeżył .Byłem jedyny. Do dziś muszę z tym żyć, ze świadomością, że pewnego dnia mogę w nocy wstać do toalety i za oknem zobaczyć go stojącego z nożem w ręku, uśmiechającego się do mnie...
To może być moja ostatnia runda.
  • 12

#1331

owczarek skoli.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ciała


"Pierwsze Ciała zaczęły spadać koło południa. Tak, tak, pamiętam - akurat zerkałem na tarczę ogromnego zegara na kościelnej wieży. Wtedy dwa spadły na dużą wskazówkę i obłamały ją. Metalowa strzałka z hukiem trzasnęła o ziemię razem z trzema Ciałami. Nagi starzec i dwie nagie kobiety.

Ludzie nie od razu zaczęli krzyczeć. Pamiętam, że wstałem z ławki na przystanku i wytężyłem wzrok. To, że na wieżę kościoła spadły trzy nagie Ciała, dotarło do mnie chyba dopiero, kiedy dziecko stojące obok mnie powiedziało to na głos do swojej matki.
- Mamo, mamo! Jakieś golasy spadają z nieba! - usłyszałem jak przez mgłę. Gdzieś w oddali na mieście zaczęły powoli dobiegać stłumione huki, brzęki i wwiercające się w czaszkę alarmy samochodów. Ciała spadały na początku sporadycznie. Kilka w odstępie paru minut. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Przeszedłem przez ulicę z dwoma gapiami, chcąc podejść bliżej kościoła. Z tyłu dobiegło mnie "Dziecko, co ty pleciesz, jakie golasy?". Matka pewnie nie zauważyła od razu. Dres obok mnie zasadził parę soczystych "ku*ew", kiedy zbliżył się do dziedzińca kościoła na tyle, żeby wyraźnie zobaczyć Ciała. Moje oczy powiększyły się ze strachu. Roztrzaskana wskazówka zegara kościelnego i trzy rozsmarowane po ziemi korpusy. I motłoch nasilający się gdzieś za mną. Coraz bliższy motłoch.

Kolejne ciało upadło na jakiegoś kolesia, który jako trzeci podszedł z nami na dziedziniec kościoła. Dres zaczął wrzeszczeć i uciekł. A koleś, który miał nieszczęście zostać przygniecionym przez jakiegoś 200 kilowego otyłego faceta, już się nie podniósł. Usłyszałem potężny huk, odwróciłem się z sercem w gardle i zobaczyłem, jak na przystanek, który właśnie opuściłem, spada kolejne Ciało. Matka z dzieckiem w ostatniej chwili odskoczyła.

Wtedy rozległy się pierwsze krzyki. Jazgot alarmów stanowił chaotyczny akompaniament do tego wszystkiego.
Już nie kojarzę, co mnie wyrwało z transu. Czy Ciało małej dziewczynki, które rozbiło się tuż przede mną, czy mdła i ciężka woń krwi rozkwaszonych na ziemi zwłok. Nie pamiętam, co krzyczałem biegnąc do najbliższego budynku, w którym mogłem schronić się przed kolejnymi kroplami.

Bo to był deszcz, cholerny deszcz.

A na dobre "rozpadało" się właśnie, kiedy wbiegłem do kościoła. Przez niedomknięte drzwi mogłem obserwować, co się dzieje na zewnątrz.
Jak kolejne nagie i oślizgłe zwłoki uderzają częściej i gęściej w zaskoczonych i już na dobre spanikowanych żywych miotających się w popłochu na ulicach. Jak rozbijają się o budynki, znacząc ściany krwawymi stemplami. Jak spadają na samochody, te zaparkowane i te na chodzie. Ten huk, ten pieprzony huk... Może to chore, ale chyba ten hałas wrył mi się w pamięć bardziej niż widok Ciał. Huk i woń.

Głupi, zamiast zamknąć oczy i zatkać uszy, skazywałem swoje zmysły na ten koszmar...
- Na Boga, co się dzieje? - dobiegło mnie, jakby z oddali. Dotarło do mnie, że klęczę przy uchylonych do wewnątrz drzwiach kościoła, trzymając się ich kurczowo, brodząc we własnych wymiocinach. Nie pamiętam, kiedy się porzygałem.
Zacząłem wrzeszczeć, kiedy ktoś z tyłu złapał mnie za ramię. Podniosłem się raptownie i odskoczyłem, wierzgając ramionami. Odwróciłem się
i dojrzałem jakąś babcię. Z tyłu, zza ławek wyglądało jeszcze parę zdziwionych twarzy. Babcia zbliżyła się do wejścia i zmrużyła oczy, chcąc dojrzeć, co jest przyczyną potwornego zamieszania na zewnątrz. O dach kościoła coraz częściej rozbijały się Ciała. Słyszeliśmy te straszne mlaskające odgłosy od strony sufitu. Zasłoniłem sobą widok na zewnątrz i znów złapałem za drzwi, chcąc je zamknąć. Poczułem, że coś je jednak zablokowało.

Spojrzałem w dół. W przestrzeni między drzwiami a framugą leżało ramię. Wykopałem je z obrzydzeniem na zewnątrz i zatrzasnąłem drzwi.

Hałas. Cały czas ten hałas. Ogromny huk, krzyki, piszczenie, brzęk szkła. I wszystko bezlitośnie zmieszane ze sobą. Kakofonia końca świata.

W kościele było nas jakieś siedem osób. A może osiem. Nie wiem, łzy trochę mi blokowały widzenie. Widziałem i słyszałem tam różne rodzaje płaczu. Od cichych łez sunących mimowolnie po policzkach, poprzez ledwie słyszalny szloch, aż po otwarty lament i histeryczny ryk.

Za witrażami w oknach było już ciemnawo, kiedy usłyszałem głos, który oznajmił cicho:
- Już.
To był mój głos. Siedziałem w pierwszej ławce. Wokół gniło jakieś siedem zwłok. A może osiem. Nie wiem, łzy trochę mi blokowały widzenie."


- Chaos, panie komendancie, totalny chaos. Zeznania tego czuba ograniczają się do jakichś bredni o apokalipsie i deszczu zwłok. Do niego chyba wciąż nie dociera to, co zrobił.

'Nadal nie są znane dokładne okoliczności wczorajszej rzezi w kościele im. św. Jana Chrzciciela. Udało nam się dowiedzieć, że sprawca, odpowiedzialny za brutalny mord ośmiu osób, jest zupełnie nieświadomy swojego czynu. Nie zdaje sobie sprawy, że tego popołudnia wtargnął pod koniec majowego nabożeństwa do kościoła i z wyjątkowym okrucieństwem zaszlachtował pozostałych w świątyni wiernych. Mamy niepotwierdzone informacje, że morderca działał w kompletnym amoku i zabijając, miał swoją wizję totalnie innej rzeczywistości.'
  • 10

#1332

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Harold
Nie pisałem za dużo w ciągu ostatnich dni, więc postanowiłem, że zrobię to teraz.
Pierwszy raz spotkałem go, mając cztery lata. Byliśmy wtedy dziećmi. Pamiętam, jak wchodziłem do toalet i czułem zapach kostek do toalet i antybakteryjnego mydła. Te dwie rzeczy do tej pory kojarzą mi się z Haroldem. Wspominam również, jak poznaliśmy się w toalecie i Harold zapytał mnie, skąd mam tą fajną bluzę z miasteczkowym potworem. Od razu wiedziałem, że zostaniemy przyjaciółmi.

Ja i Harold wszystko robiliśmy razem. Wspinaliśmy się po drzewach, dotrzymywaliśmy obietnic i mówiliśmy, że się wspólnie zestarzejemy.
Jednak Harold miał problem. Nie radził sobie najlepiej z zawieraniem innych znajomości poza mną. Wyglądało to tak, że nieważne, gdzie bym nie poszedł, przez całe liceum, on zawsze był przy mnie.

Pomagał mi oszukiwać na testach, pomógł w znalezieniu pierwszej dziewczyny, a nawet towarzyszył mi przy kupnie pierwszego auta. Koniec końców, Harold nie miał nikogo bliskiego poza mną. Większość nocy sypiał u mnie, gotowy porozmawiać na każdy temat o każdej porze. Znał moją dziewczynę równie dobrze jak ja, co mi nie przeszkadzało, ponieważ wiedziałem, że jest jedyną osobą na świecie, której mogę zaufać.

Kiedy poszedłem na studia, Harold rzadziej się ze mną spotykał. Myślę, że doszedł do wniosku, by w końcu dorosnąć. Skończyło się na tym, że całe studia nie dostałem znaku życia od Harolda. Po studiach zwyczajnie wypadł mi z pamięci, nawet nie jestem pewien, czy istniał naprawdę, tak jak wiele moich znajomych z wczesnych lat.

Jednakże, dwa lata temu, coś bardzo dziwnego miało miejsce. Harold skontaktował się ze mną, a ja na sam dźwięk jego imienia znów poczułem się jak dzieciak.
Od czasu, gdy się ożeniłem, nie miałem możliwości spotkania, jednak w pewien weekend moja żona wyjechała, więc zaprosiłem Harolda do siebie. Siedzieliśmy całą noc, opowiadając sobie historie z czasów studenckich, śmialiśmy się z naszych problemów z dziewczynami, i muszę szczerze przyznać, że nagle... znowu byłem szczęśliwy.
W poniedziałek wróciła moja żona, a Harold najwidoczniej musiał wyjść nad ranem. Zaśmiałem się w duchu, rozmyślając, gdzie ten stary zgrywus może się teraz podziewać.

Wszedłem do kuchni, by zastać żonę we łzach. To jest właśnie część opowieści, którą chciałbym, żeby nie była prawdą. Po prostu wybrałbym tą część historii, w której siedzę z Haroldem i gadamy całą noc po ciemku w pokoju.
„Kochanie, kim jest Harold?” zaczęła pytać
Do tej chwili, w miejscu, gdzie panoszył się zapach antybakteryjnego mydła, pragnąłem, żeby był tam ktoś, o kim mógłbym jej powiedzieć.
„Kochanie, proszę, powiedz mi prawdę. Chcę usłyszeć szczerą prawdę. Z kim rozmawiałeś przez cały weekend?” kontynuowała pytanie.
Chciałbym coś powiedzieć o Haroldzie, ale prawda jest taka, że to nie była do końca osoba.
„Skarbie, musiałam wrócić wcześniej, w niedziele wieczorem. Nie usłyszałeś, że wchodzę do domu, ja z kolei usłyszałam, że z kimś rozmawiasz. Widziałam cię, musisz być teraz ze mną szczery i odpowiedzieć mi na pytanie, kto wg ciebie był u nas w sypialni w ciemnościach?”
Nagle, w toalecie, do której się przeniosłem, odlegle odczuwalny był zapach pozostawionego w tyle Harolda i… byłem tam sam.





Papuga

Dołączona grafika

Powyższy obraz (kolokwialny tytuł: ”Papuga”) jest jedynie rekonstrukcją oryginału Turner i Berriman pt. „Logical Imaging Technique”, obrazu wyprodukowanego przez Laboratorium Komputerowe Cambridge IV (teraz, rzecz jasna, zlikwidowane) gdzieś w roku 1983. Ten obraz, razem z kilkoma innymi przypadkowo stworzonymi-najmniej znany „Langford Basilisk”- zostały stworzone w wyniku błędu w 23 numerze Your Sinclair w dziale Fun with Fractals- generowano wzory, które od ludzkiego oka wymagają wysiłku, by je przetworzyć. Jest to tzw „Godelian shock input”, który potrafi, ujmując to bezpośrednio, zniszczyć ludzki umysł. Obraz ten co prawda nie wywołuje natychmiastowych objawów (przez opóźnione neurochemiczne substancje kodujące ten efekt), ale często „zaskakuje” kilka dni później w przypadku obejrzenia powtórzonego wzoru, który wyzwoli je z umysłu, który przypomni sobie oryginał.


Modelka

Zaczął odczuwać ból ręki.

Jego nadgarstek drżał, kiedy przeciągał ołówek lekkim, szybkim łukiem po papierze. To była linia jej policzka. Miękka. Delikatnie przesunął rękę, by uchwycić subtelny zarys jej noska i rozkoszny dołek nad jej górną wargą. Następne były jej usta, delikatnie cieniowane grafitem na papierze, lecz w jego umyśle były pełne, różowe i smakowały jak nic innego na świecie. Były lekko rozchylone i mógł dostrzec perliście biały rządek jej zębów, świecących jak gwiazdki w ciemności. Lok jej kręconych włosów przylgnął do ust modelki, ale nie poruszał się pod wpływem wydychanego przez nią powietrza. Była bardzo dobrą modelką, siedziała w bezruchu godzinami, więc mógł ją malować w nieskończoność. Wokół niego walały się szkice i niedokończone obrazy, pogryzmolone w każdym możliwym kierunku, a niektóre nawet pokryte były jej krwią.

Ostrzegał ją. Powtarzał w kółko, żeby siedziała nieruchomo. Czy ona nie rozumie, jak skomplikowane jest uchwycenie ludzkiej formy? Czy nie może pojąć, że jej każdym, najmniejszym ruchem, może wszystko spieprzyć? Ale teraz już wie. Teraz jest w tym naprawdę dobra.

Zgiął swoje zmęczone dłonie i przeniósł wzrok na czoło portretowej kobiety. Nieźle, delikatne brwi, z perfekcyjną, subtelną strużką krwi płynącą spod włosów aż do czubka nosa. Ten kawałek brakującej tkanki na skroni może dodać niezwykłą strukturę dla całości i te perfekcyjne odpryski głębokiej czerwieni tworzące piękny wzór chaosu. Oh, była piękna.

W końcu, jej oczy. Okna duszy, mawiają. Jednak w jej przypadku były to okna do wnętrza głowy. Zachichotał pod wpływem jego własnej ironii. Jej oczodoły były tak samo rozdziawione niczym usta błagające o coś do jedzenia, ale w porządku. Wspaniałość jej odsłoniętej anatomii twarzy była o wiele przyjemniejsza od jakiejkolwiek pięknej kobiety. Rozgorączkowany, kierowany silnymi emocjami cieniował papkowatą próżnię oczodołów. Jego serce waliło niemiłosiernie ze szczęścia wywołanym widokiem prawdziwego, ekscytująco pięknego obrazu, który razem stworzyli.

Zlizał pot z górnej wargi i obrócił sztalugę w jej stronę.
„Widzisz?” zapytał jej, rozkojarzony pod wpływem dreszczy z powodu destrukcji i stworzenia.
„Widzisz, co stworzyliśmy?”

Modelka, skąpana we własnej krwi, siedziała nieruchomo zgodnie z jego zakazem poruszania się i nie powiedziała już nic więcej.



Świeże twarze część pierwsza

Cześć! Mam na imię Seth. Piszę to, przelewając wszystko na papier i miotając się po całym domu. Pisanie utrzymuje moje zdrowie psychiczne w kupie. Mam cichą nadzieję, że ktoś to przeczyta i mi pomoże.
Wszystko zaczęło się miesiąc temu. Byłem w piwnicznym gabinecie i przeglądałem w Internecie „Mystery Science Theater” trzy tysięczny raz. Telefon dzwonił tuz obok mnie, lecz nie zwracałem na to uwagi. Nigdy nikt do mnie nie dzwonił, najczęściej były do mojego brata, a połowa połączeń była z moim kuzynem. Mama wrzasnęła z góry, że jest do mnie telefon. Tak, tak, nadal mieszkam z rodzicami. Ukrzyżujcie mnie. W każdym bądź razie, odebrałem.

„Halo?” spytałem, zwracając większą uwagę na antyki robotów na ekranie komputera.

„Zaczęło się…” głos wydawał się lekko płaczliwy, brzmiał jak zarzut. Nie byłem w stanie go rozpoznać.

„Słucham…?” spytałem, zastanawiając się, kto to może być.

„Przybyli, nie mam za dużo czasu, Jeff; miałeś do mnie zadzwonić, jeśli to, co zrobiliśmy przysporzy nam kłopotów.”

Lekko zaniepokojony, powiedziałem: „Myślę, że wybrałeś zły numer. Tutaj Seth, nie Jeff”.

„NIE WYCHODŹ NA ZEWNĄTRZ!” osoba po drugiej stronie wrzasnęła. Spanikowany, natychmiast się rozłączyłem. To musiał być jakiś żartowniś, ale nie byłem pod wrażeniem dowcipu. Wstrząśnięty, w końcu o tym zapomniałem.

Dużo później, skończyłem oglądać filmiki i zgasiłem światło, po czym zacząłem wchodzić po schodach. Była nieprzenikniona ciemność, ale znałam drogę. Ta ciemność wydawała się w tym momencie niemal dusząca. Otrząsnąłem się i zacząłem wspinać po schodach na górę. Kiedy minąłem salon, zerknąłem na okno. Było tam dużo ludzi idących w jednym kierunku. Sprawdziłem godzinę, była 3 w nocy.
„To dziwne” wymamrotałem. Powlokłem się schodami do mojego pokoju, po czym położyłem się spać.

Zachowałem się jak idiota tej pierwszej nocy. Jeśli zareagowałbym w tamtym momencie, byłbym teraz bezpieczny, z dala od tego terroru. Następnego ranka, telewizor był ustawiony na wiadomości, dziwne… mój ojciec zawsze ustawiał rano kanał sportowy przed pójściem do pracy. Nigdy nie poświęcałem temu dużej uwagi, po prostu wiązałem krawat i wchodziłem do łazienki. Nieprzyjemne uczucie opanowało mnie podczas porannej toalety. Zazwyczaj musiałem walczyć o dostęp do łazienki, lecz dzisiaj nic takiego nie miał miejsca. Wyjrzałem zza drzwi swojego pokoju i zauważyłem, że drzwi frontowe są otwarte, natomiast druga, szklana para drzwi jest zamknięta. Zapadła kompletna cisza. Wyglądając na zewnątrz zauważyłem tych samych ludzi co wczoraj w nocy.

Otworzyłem drzwi.

Momentalnie ich głowy zwróciły się w moim kierunku. Cofnąłem się i wskoczyłem do środka najszybciej jak umiałem, czując, że coś przeskoczyło mi w kostce. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji, usta były rozchylone i ociekały krwią. Spojrzałem w dół i spostrzegłem jednego na werandzie zabierającego własne ramię; próbował mnie złapać. Mając mdłości spowodowane tym całym horrorem, rozpoznałem młodszego brata. Trzasnąłem drzwiami, solidnie je zablokowałem i wycofałem się do salonu. Telewizja zdawała relację, mówiąc, że choroba rozprzestrzenia się od południa od Kanady po Stany Zjednoczone. Wyłączyłem odbiornik i, jak się później okazało, bezsensownie krzyknąłem, chcąc sprawdzić, czy ktoś jest w domu.

Żadnej odpowiedzi.

Rozpocząłem zatem moją samotną egzystencję. Wiadomości podawano jeszcze przez kilka dni, potem zostali złapani. Wciąż popełniali ten sam głupi błąd, wracali po ciemku do domu. Elektryczność cały czas działała; podejrzewam, że ktoś w elektrowni pozostawił włączniki otwarte. A może tylko północna część Nowej Anglii została opanowana, nie wiem. Internet padł, co było irytujące.

Kiedy jeszcze nadawano wiadomości, nazywano ich zombie, powracając do wytartych schematów. Myślę, że takie określenie jest odpowiednie. Mam na myśli to, że niewiele są w stanie zrobić i z całą pewnością są martwi; chodzą dopóki nogi kompletnie im nie zgniją i nie odpadną, po czym się czołgają aż dosłownie całkowicie się nie rozlecą. Kiedy mają nogi, są szybkie. Podejrzewam, że właśnie tak napadnięto na moją rodzinę.

Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 11.08.2013 - 23:49

  • 13

#1333

Kentucky.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moja poduszka


Mieszkam na totalnej wiosce zabitej deskami w stanie Kentucky, mniejsza z tym jak się nazywa, bo i tak mało kto ją skojarzy. Liczba mieszkańców tak na oko wynosi plus minus 200 czyli wszyscy się znają. Ja jednak mieszkam w takie okolicy, że do najbliższego domu dzieli mnie odległość 800 metrów, mój dom jest położony blisko szosy, przy której rośnie kukurydza. Czyli totalne odludzie. Jednak tamtego dnia była zima, nie lato.

Wracając jednak do tematu. Pamiętam jakby to było wczoraj. Miałem wtedy 8 lat, moi rodzice pracowali do późnego wieczoru, więc byłem zmuszony zostać w domu sam z starszym bratem, którego nie bardzo trawiłem. Była zima, a więc gdy wybiła godzina 7 PM było już ciemno na dworze. mój brat jak zwykle oglądał telewizje, a ja tymczasem w swoim pokoju układałem puzzle. Nagle ktoś głośno zapukał do drzwi. Brat, jak to on, zbyt leniwy, ryknął na mnie abym sprawdził kogo niesie o tej porze, ja jednak myślałem, że to rodzice już wrócili, ponieważ słyszałem odgłos samochodu przed domem. No cóż pobiegłem z wywiniętym jęzorem do drzwi, mając nadzieje, że za chwile zaniosę do kuchni zakupy ze słodyczami, jakie mama zawsze robiła, gdy wracała z pracy. Jednak ku mojemu zdziwieniu, po otworzeniu drzwi wejściowych nikogo nie zauważyłem, dostrzegłem jednak samochód, który szybko odjeżdża z naszej posesji. Zamknął bym drzwi , ruszając ramionami, gdyby nie fakt, że na podeście przed drzwiami leżała brudna, mała poduszka z wizerunkiem klauna.

Poduszkę oczywiście chwilę później pokazałem rodzicom, którzy ją wyrzucili, ponieważ była zbyt zniszczona. Opowiedziałem o tym, co się stało, że trochę się przeraziłem, rodzice jednak mnie uspokajali, że wielu różnych obłąkanych ludzi kręci się w tych okolicach. Ja jednak wiedziałem, że ten incydent nie był przypadkowy i zmuszał mnie do refleksji. Następnej nocy, śnił mi się przerażający sen, którego do dziś nie mogę zapomnieć. We śnie, ktoś głośnio wali w drzwi (trudno to nazwać pukaniem), schodzę na dół i otwieram je. Za drzwiami stoi chuda, blada, wysoka postać, bez wyrazu twarzy, która w rękach trzyma ową poduszkę. Sen wydawał się realny, czułem jak strach przejmuje kontrole nad moim ciałem, stałem przed drzwiami zszokowany nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Nagle, owa kreatura kładzie poduszkę przed drzwiami, obraca się w kierunku szosy i sztywnymi ruchami idzie w stronę drogi, znikając w ciemnościach. Zbudziłem się cały spocony, przerażony jakby sen był na jawie, tamtej nocy nie mogłem dalej zasnąć, więc przeniosłem się do pokoju rodziców.

Od tamtego dnia minęło 12 lat. Jednak to nie koniec mojej historii. Gdy miałem 18 lat i nadal mieszkałem z rodzicami mój strach ponownie powrócił. Tamtego feralnej nocy, przeglądałem do późnej nocy 4chana, moi rodzice już dawno spali, a ja trzymałem w rękach jakiegoś energetyka, śmiałem się z głupich postów internautów. Nagle słyszę głośne pukanie do drzwi, potem pukanie przerodziło się w walenie. Od razu przypomniała mi się sytuacja gdy miałem 8 lat. strach od razu mnie ogarnął, nie ukrywam, bałem się wtedy zejść na dół i otworzyć drzwi, jednak to mi nie dawało spokoju, a ciekawość stała się silniejsza. Gdy zszedłem na dół "pukanie" zostało przerwane. Zerknąłem na zegarek, dochodziła 2 w nocy, wahałem się czy otworzyć drzwi, czy nie, cholernie się bałem, w końcu się przełamałem, otworzyłem, nikogo nie było, na ziemi leżała mała, brudna, zniszczona poduszka z dziwnym wizerunkiem klauna. Nie miałem zamiaru jej podnosić, wybiegłem na drogę, zerkając w stronę kukurydzy, krzycząc na cały głoś, że te żarty wcale nie są śmieszne. Dostrzegłem w kukurydzy błysk światła, pobiegłem w tamtą stronę.

Ciężko było się przedrzeć, przez trzciny idąc za małym źródłem światła, w totalnych ciemnościach. Biegłem ile sił w nogach, światło stało się coraz bardziej jaśniejsze, po chwili dostrzegłem, że owe światło pochodzi z reflektorów jakiegoś samochodu. Na samym końcu kukurydzy stał samochód, silnik wciąż był włączony. Jednak ku mojemu zdziwieniu nikogo w środku za kierownicą nie było, jednak ciekawe było to, że na tylnych siedzeniach były rozrzucone poduszki, takie same jakie dostałem tamtego dnia i 10 lat temu.

Wróciłem szybko do domu, strach ponownie mnie ogarnął gdy dostrzegłem w kukurydzy, chudą istotę, która cały czas biegła za mną. Strach był taki silny, że nie mogłem się ruszyć, zaraz pewnie wybiegnie prosto na mnie, już widziałem ową kreaturę, która sztywnymi krokami porusza się w kukurydzy i zaraz wyjdzie na sosze. Po chwili głowa wyłania się z ciemnej kukurydzy. Nie mogłem na to patrzeć, wziąłem się jednak w garść i szybko pobiegłem w stronę domu. Moment później zadzwoniłem na policję, i czekałem na świt...

Następnego dnia, szeryf o wszystkim się dowiedział. Jednak ani policji ,ani rodzicom nie mówiłem o dziwnej postaci z kukurydzy. Od tamtego dnia minęło 2 lata, właściciela samochodu nie odnaleziono, sprawę umorzono. Poduszki które znajdowały się w samochodzie zostały wyrzucone. Ja do dziś nie wiem, czy sztywna , przerażająca, blada postać z mojego snu była właścicielem tego samochodu? Jeśli tak kim ona była? Istotą z innego wymiaru? Dlaczego rozdawała poduszki? Jakie miała intencje kiedy mnie goniła? Może to tylko wytwór mojej wyobraźni? Nie, wiem i na razie nie chcę wiedzieć, odpowiedź może być bardziej przerażająca niż może nam się to wydawać. Boje się tylko, że za 8 lat, znów się to powtórzy. Do końca życia nie zapomnę, tych psychodelicznych małych, brudnych poduszek, z wizerunkiem klauna.

Najdziwniejsze, jest jednak to, że mimo przerażającego strachu do tych poduszek czuje jakąś potencjalną więź, trzymam je pod łóżkiem. Ludzie, się że mnie śmieją, nie tylko, że bardzo schudłem i jestem nieopalony, ale dlatego, że jestem strasznie dziecinny...
  • 3

#1334

Ichigo.
  • Postów: 18
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam. Oto moja pierwsza pasta. Mam nadzieję, że chociaż trochę się spodoba. Ps. wyszło trochę bardziej obrzydliwie niż planowałem, ponieważ mam nieszczęście wiedzieć jak wygląda przebieg opisanej poniżej choroby- nie czytać przy jedzeniu.

Larwy

Wszystko zaczęło się jakieś 2 tygodnie temu. byłem na urlopie, na Karaibach. Podczas leniwego opalania się przy hotelowym basenie, usłyszałem głośne brzęczenie. Zanim zdążyłem zareagować, jakiś robal wleciał mi do ucha. Od razu spróbowałem wydłubać palcem małą gnidę, która śmiała przerwać mój błogi wypoczynek, lecz jedynym skutkiem było dziwne spojrzenie starszej damulki siedzącej naprzeciwko, po drugiej strone basenu. Wredne stworzenie ani zamierzało wychodzić. Szybko udałem się do pokoju hotelowego, cały czas czując, jak robal łazi mi głęboko w kanaliku ucha. Po chwili, uzbrojony w wacik do uszu, wyrwałem, jak się okazało zwykłą muchę z nowego lokum i wróciłem na leżak. Tego i następnego dnia nie działo się już nic ciekawego.
Trzeciego dnia obudziłem się z bólem głowy.czułem się, jakby ktoś wbił mi w nią rozgrzany do białości drut i nim kręcił. Przeleżałem tak do południa, a gdy objawy jeszcze się nasiliły, wziąłem silne leki nasenne, jakieś ibupromy i inne pierdółki, zły na cały świat, że mój urlop mija, gdy ja leżę w łóżku. W nocy obudził mnie jeszcze silniejszy ból. "no tak. Leki przestały działać" pomyślałem. Okazało się, że słabo, bo słabo, ale wciąż działały. Zorientowałem się, że tak jest, gdy w ciągu kilku chwil rozgrzany drut w mojej głowie przeistoczył się w grubą rurę.
Z ucha cieknęła mi jakaś wydzielina z krwią. Żona obudziła lekarza, który zajmował się naszą wycieczką za granicą, a ten po obejrzeniu mnie stwierdził, że mucha złożyła jaja w uchu, a ból jest zbyt gwałtowną reakcją organizmu na ciała obce. Uznał, że odrobinę wydzieliny, wytworzyły same larwy, a krew to skutek podrażnienia przez nie delikatnej skóry kanaliku ucha. Wypłukał małe białe robaki, które sprzedaje się hurtowo w plastikowych pudełeczkach jako przynęta na ryby, zaaplikował jakiś lek, przeciw podrażnianiu ciała śluzem po larwach i poszedł do siebie. Gdybym wtedy wiedział, co to za konował, nigdy nie puściłbym go przed dokładnym przebadaniem. Cały następny dzień wyłem z bólu, który objął już górne 2/3 głowy i zmierzał w dół. W końcu trafiłem do szpitala.
Na miejscu, prześwietlenie niczego nie wykryło, lecz gdy moja żona, wspomniała nieśmiało o owadzie (na szczęście udało jej się dogadać po angielsku) natychmiast personel wsunął mi do ucha jakąś rurkę którą zaczęli zasysać płyn(myślę, że zrobiliby to i bez jej sugestii). Zapytali czy mogą operować i pojechali ze mną na jakąś inną salę. Tam urwał mi się film. Gdy się obudziłem, ból był zdecydowanie mniejszy. wciąż czułem się jak po dniu pielgrzymki w chóralnym wyciu śpiewie, kiedy to jedynym marzeniem jest uciszenie tych ćwiczących już 10 godzinę wyjców.Okazało się, że jaśnie konował uznał, że jest to zwyczajna mucha, która żwyi się głównie rozkładającą się materią,a takowej w mojej głowie nie było. Był to jednak jeden z niewielu gatunków, których larwy są drapieżne i złożone w zakamarkach ciała stworzeń żywych, żywią się ich mięsem, aż nie będą gotowe do odlecenia i grzebania w kupie. Małe potworki wgryzły się w moją głowę, a "lekarz" wypłukał jedynie małą część z nich.
Dopiero podany mi antybiotyk zabił to cholerstwo, lecz i tak musieli operować mi głowę, aby wyciągnąć małe trupki. Inaczej wszystko zgniłoby w mojej głowie. Niestety nigdy nie będę już słyszeć na to ucho, poniewać delikatne narządy słuchu, zostały bezpardonowo przegryzione. Szczęście w nieszczęściu, nie dostały się do mózgu, bo nikomu nie uśmiechało się otwierać czaszki i do tego jeszcze tak od boku, gdziedostęp do mózgu blokują inne narządy.

Oto 2 pasta. Nie stworzona przeze mnie, lecz zauważyłem, że na tym forum jej nie ma, w związku z czym przeklejam.

Letarg Pana K

Jakiś czas temu miałem wypadek samochodowy. Jechałem sam ze spotkania ze znajomymi. Żona była w tym czasie na delegacji, i dziękuje za to Bogu. Nie darowałbym sobie gdyby była wtedy ze mną. Było już późno, przejeżdżałem akurat przez polną drogę w lesie, kiedy jakieś zwierzę momentalnie wyskoczyło mi przed maskę samochodu. Jechałem dość szybko i dlatego gdy próbowałem wykręcić by je minąć zarzuciło mną i uderzyłem w drzewo.
Na szczęście nic mi sie nie stało. Po kilku dniach mogłem normalnie funkcjonować...

Kilka dni po wypadku poszedłem do apteki. W swojej kieszeni znalazłem receptę od lekarza. Nie pamiętam kiedy on mi ją dał, ale strasznie bolała mnie głowa, więc domyślałem się że doktor przewidział taką możliwość i zapisał mi lek przeciw bólu głowy. Wszedłem do apteki. Nie było dużo osób, w kolejce czekały dwie staruszki i facet w średnim wieku. Kiedy przyszła moja kolej podałem pani w recepcji kartkę z nazwą leku który przypisał mi lekarz. Kobieta spojrzała na mnie badawczo i podała małe jasno niebieskie pudełko.
- Proszę bardzo, ale pamięta Pan aby zażywać je raz dziennie.
Powiedziała, a ja nieco zdezorientowany kiwnąłem głową.
- Dobrze, dziękuję.
Zakończyłem krótką rozmowę i wyszedłem. Zazwyczaj zagadywałem ludzi pracujących w sklepach, kioskach czy właśnie w aptekach, ale tym razem nie miałem jakoś ochoty. Może to przez ten wypadek? W domu zorientowałem się że kobieta z apteki podała mi leki na nadciśnienie, a nie przeciw bólu głowy. Odpuściłem sobie "reklamację", doszedłem do wniosku że jakoś wytrzymam z bólem głowy.

Na drugi dzien obudziłem się wcześnie rano. Kiedy otworzyłem oczy żona leżała obok. Nie spała. Patrzyła sie na mnie.
- Cześć kochanie. Właśnie wpadłam na genialny plan.
Na dzień dobry poinformowała mnie Jane.
- Jaki genialny plan?
Chrypkim głosem zapytałem żonę.
- Jak to zrobić. No wiesz, tak aby nikt nic nie podejrzewał.
Żona spojrzała na mnie śmiertelnie poważnie.
- Jesteś tego pewna? Na pewno chcesz zrobić to co wymyśliłaś?
Zapytałem w ogóle nie wiedząc o co chodzi Jane.
- Tak, jestem pewna. Potrzebuję te pieniądzę, spłacę długi a potem wyjedziemy gdzieś na wakajce. Powiem że jadę na delegację... ups, muszę lecieć. Nie mogę się spóźnić dziś do pracy.
Przerwała gdy budzik wybił godzinę 7:30. Kiedy wyszła z łazienki i kierowała się już ku drzwi wyjściowym zawołała do mnie jeszcze:
- Kiedy będziesz wychodzić zaklucz drzwi, a klucz schowaj pod doniczką na tarasie! Do zobaczenia!
Po tych słowach wyszła z domu.

Kolejnej nocy nie mogłem zasnąć. Było bardzo późno, stałem w kuchni. Słyszałem tylko tykanie zegara wiszącego w przedpokoju na ścianie. Było mi bardzo zimno, trząsłem się. Dziko rozglądałem się po ciemnnym, nieoświetlonym pomieszczeniu. Nagle usłyszałem jak ktoś przewraca się przez sen w sypialni. Nasza sypialnia mieściła się o piętro wyżej. Z wielkim trudem wdrapałem się po schodach, strasznie bolały mnie nogi podczas wchodzenia na górę. Nie wiem czemu, może uszkodziłem sobie coś podczas wypadku... ale przecież wtedy lekarze by coś mi powiedzieli. Nagle zorientowałem się, że zamiast normalnych dłoni mam ręce nie należące do człowieka, ani nawet do żadnego zwierzęcia! Moja dłoń była oślizgła, zamiast paznokci miałem długie czarne pazury. Musiałem wtedy śnić... po wypadku samochodowym często zdarzają się koszmary.
Na piętrze usłyszałem pikanie. Ciche, regularne pikanie. Jedne drzwi były lekko uchylone, były to drzwi do naszej sypialni. Jednak nie stąd wydobywał się odgłos. Nie zwracając już uwagi na pikanie wszedłem do pokoju gdzie znajdowała się moja żona. Spoglądałem na nią. Spała tak spokojnie... Wtedy zignorowane przeze mnie pikanie zrobiło się głośniejsze i odstęp pomiędzy dźwiękami był znacznie mniejszy. Jane obróciła się, powiedziała coś niezrozumiale przez sen. Ja natomiast szybko instynktownie wybiegłem z sypialni kierując się ku kuchni.

Kilka dni później czekałem na przystanku. Sam nie wiem dlaczego jechałem do centrum autobusem skoro wraz z żoną mieliśmy dwa auta. Kiedy tak czekałem na tym przystanku, podszedł do mnie mój sąsiad. Był to starszy już mężczyzna z osiemdziesiątką na karku. Starzec przywitał się i zaczął rozmowę.
- O, witaj Matt. Jak się czuje twój brat?
- Dzień dobry Panie Qwilleran. Ja nie jestem Matt, Matt to mój brat. Czuje się bardzo dobrze. Czemu Pan pyta?
Staruszek od zawsze mylił mnie z moim bratem bliźniakiem. Byliśmy rodzeństwem jednojajowym, nic więc dziwnego że Pan Qwilleran nas mylił.
- A jak czuje się twoja narzeczona?
Staruszek zignorował moje pytanie i ponownie zadał nietrafne swoje.
- Panie Qwilleran, ja i Jane jesteśmy małżeństwem już od 5 lat. To Matt nie miał jeszcze ślubu. Pan mnie z nim myli. Jestem jego bratem, jestem Tom.
Chciałem przekonać sąsiada, ale wtedy przyjechał mój autobus. Nie miałem więc czasu na dalszą rozmowę. Pożegnałem się i odjechałem autobusem do centrum.
Staruszek został na przystanku... najdziwniejsze było to że on miał rację, to ja nie wiem sam dlaczego wmawiałem mu nieprawdę...

Kilka dni później obudziłem się w środku nocy. Leżałem na łóżku podłączony do respiratora. Było to łóżko takie jakie są w szpitalu, byłem jednak u siebie w domu. W pokoju znajdującym się obok sypialni. Czułem się o dziwo bardzo dobrze. Mogę nawet powiedzieć że najlepiej od klikunastu dni. Czułem się wyraźnie, wydawało mi się że oddycham bardzo świeżym powietrzem, takim jakim nie oddychałem od dłuższego czasu.
Odłączyłem się od różnego rodzaju sprzętu medycznego, wiedząc że nie jest mi już potrzebny. Poszedłem do sypialni. Lekko otwarłem drzwi. W łóżku leżała moja żona. Podszedłem do niej i pogłaskałem ją po policzku.
- Kochanie...
Jane obudziła się. Na jej twarzy malowało się ogromne zaskoczenie i zdziwienie.
- Kochanie możesz mi powiedzieć dlaczego byłem podłączony do respiratora?
Żona rzuciła mi się na żyje.
- Matt kochanie, byłeś w śpiączce przez ponad 2 tygodnie! Martwiłam się. Byłam w delegacji kiedy zadzwonił telefon. Powiedzieli że miałes wypadek samochodowy w lesie. Uderzyłeś w drzewo z dużej prędkości. Miałeś mało szans na przeżycie...
Zdziwiłem się. Przecież normalnie funkcjonowałem przez ostatnie dni... Jednak Jane nie dała szans mi się wypowiedzieć i od razu wezwała lekarza.

Lekarz okazał się też dawnym psychologiem, który porzucił swoją pierwszą pasję dla "medycyny fizycznej". Żona siedziała w kuchni i rozmawiała z kimś przez telefon. Tym czasem lekarz badał mnie w pokoju gdzie podobno spałem przez 2 tygodnie.
- Dobrze, tętno w normie, ciśnienie również. Jest Pan zdrów jak ryba, Panie Kowalsky.
Wyjaśnił doktor po zbadaniu mnie. Spojrzałem na niego.
- Panie doktorze, mówił Pan że był Pan niegdyś psychologiem.
Lekarz pakując swoje rzeczy medyczne kiwnął głową.
- Czy istnieje jakieś wyjaśnienie z psychologicznego punktu widzenia dlaczego podczas śpiączki miałem wrażenie, że normalnie żyję i funkcjonuję jak zwykle? To znaczy wykonywałem różne rzeczy, rozmawiałem z ludźmi, chodziłem po zakupy, oglądałem telewizję...
Lekarz spakował swoje rzeczy do torby, spojrzał na mnie i powiedział:
- Mogły to być zwykłe sny. Jednak niekiedy, jest to do końca nieudowodnione, ale zdarza się że, tak zwana dusza osoby pod wpływem śpiączki zmienia ciało. Wędruje do kogoś innego dzieląc jedno ciało z inną duszą, a wydarzenia które widzi są jak najbardziej realne i prawdziwe.
W tym momencie zawiodłem się na swojej żonie. Po chwili naszło mnie również przerażenie.

Wiesz, dlaczego?

Użytkownik Ichigo edytował ten post 14.08.2013 - 09:08

  • 3

#1335

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tapeta część II




Znowu to się stało. Już druga osoba zniknęła za sprawą tapety. Najpierw syn później matka. Krystian z synem załamali się. Można by powiedzieć że wpadli w depresję. Ta strata była dla nich zbyt bolesna. Przez pierwsze kilka dni chodzili jak zahipnotyzowani. Chcieli zapomnieć o tym co się stało ale nie mogli, chociażby przez sam zapach. Tak, zapach lasu. Ten który był w salonie po pierwszym zniknięciu i teraz. Jednak w przeciwieństwie do pierwszego zdarzenia zapach nie ulotnił się tak szybko, tylko był w pokoju przez kilka dni. Krystian próbował go wywietrzyć np. otwierając okna i drzwi do ogrodu w salonie, ale nic to nie dawało, do czasu.

Po paru dniach kiedy już ochłonęli postanowili zadzwonić na policję. Tak, mogli zrobić to od razu ale ślepo sądzili że oni jeszcze wrócą. Chyba każdy by tak myślał. Kiedy Krystian zadzwonił na policję poprosił śledczego do telefonu. Tego samego śledczego który rozwiązywał zagadkę zaginięcia jego syna. Kiedy ten zapukał do drzwi razem z ekipą nagle zapach się ulotnił. A więc zapach się ulatniał kiedy przyjeżdżała policja! Ciekawe. Postanowiono to sprawdzić. Kiedy znowu nadszedł nów, Krystian wpuścił do domu policję. Ta schowała się na górze w pokoju Tomka, Krystian był sam na dole w salonie a jego syn Jakub spał u kolegi. Kiedy nadeszła północ, Krystian wyczekiwał czegokolwiek paranormalnego. W razie czego był uzbrojony w nóż. Czekał i czekał. Minęło pół godziny ale nic się nie stało. I tak Krystian niepostrzeżenie zasnął w fotelu który stał odwrócony tyłem do ściany gdzie znajdowała się tapeta.

Miał sen, ale nie był to typowy sen, miał pełną świadomość że śpi. W zasadzie można powiedzieć że miał LD. W tym śnie znajdował się w lesie. Takim samym jak na tapecie, tylko że widok miał taki rozmazany. Jeśli oglądałeś władcę pierścieni to pewnie pamiętasz co widział Frodo jak włożył pierścień na palec, mniej więcej taki widok miał Krystian podczas snu. W tym śnie poruszał się mimo woli. Coś go gdzieś prowadziło. Słyszał w oddali krzyki… to były krzyki jego żony i syna! Wołali o pomoc, słyszał ich ale nie widział , chciał im pomóc ale nie panował nad tym gdzie idzie, coś go prowadziło w dokładnie wybrane miejsce. Minął już kolejne drzewo, w oddali uciekał jeleń, ten sam co był na tapecie. Przeszedł przez krzaki, teraz las już nie wyglądał znajomo, była to jego inna część, krzyki teraz były wyraźniejsze, bliższe. Nagle zauważył chatkę, taka typową chatkę z drewna jakie nie raz widział podczas podróży. Tylko ta była strasznie zaniedbana. Wyglądała na opuszczoną ale taka nie była, to z niej wydobywały się te krzyki. Nagle Krystian stanął, teraz mógł poruszać się według własnej woli, a więc miał wybór, mógł wejść do tej chatki albo oddalić się stąd. Postanowił wejść, drzwi same się przed nim otworzyły. Wszystko wewnątrz było zabite deskami oprócz drzwi prowadzących do piwnicy. Zszedł na dół, było strasznie ciemno, lecz po chwili zaczął widzieć normalnie, tak jakby ktoś założył mu na oczy noktowizor. Szedł przed siebie, aż doszedł do drzwi. Te znowu się przed nim otworzyły, oświetlając go światłem które znajdowało się wewnątrz pokoju. Byli tam! Jego żona i syn. Lecz to jak wyglądali… mieli wychudzone twarze, strasznie blade, ich twarze miały dziki wygląd, jakby rozwścieczonego lwa. Byli przywiązani do pali które wyrastały z podłogi. Już nie krzyczeli, stali tak w ciszy nie odzywając się do siebie. Wyglądali na wykończonych, jego syn miał pod okiem ,,śliwę”. Krystian gdy tylko ich takich zobaczył od razu ruszył im na pomoc, chciał ich stąd wydostać jak najszybciej, lecz niestety jego ręce przenikały przez nich tak jakby był duchem. I wtedy zaczął się cofać znów przeciw swojej woli. Zupełnie jakby była do niego przywiązana jakaś lina i ktoś ciągnął za nią. Gdy znalazł się znowu przed domem, nagle zaczął się powoli unosić w górę, jak ptak. I wtedy zobaczył że do chatki ktoś wchodzi. Był to ten sam koleś co sprzedał mu tapetę! Kiedy już był na wysokości korony drzew usłyszał krzyk… dochodził z chatki. W tym momencie wszystko pociemniało, Krystian poczuł że ktoś potrząsnął jego ramieniem i wtedy się obudził. Leżał tuż pod tapetą pół metra za fotelem, a nad nim stali policjanci, ci którzy schowali się na górze.

-Coś się stało niezwykłego?- zapytał śledczy

-Nie, miałem tylko dziwne sny-odparł Krystian

-Czuje pan to?

-Co?

-Pana ubranie, ono pachnie lasem.

Faktycznie, pachniało lasem. Dziwne, bo tym razem w salonie tego zapachu nie było. Zapach był na tyle intensywny że trudno było wytrzymać. Krystian wyprał ubranie 3 razy ale zapach nadal się utrzymywał, odniósł je więc do piwnicy ponieważ jak trzymał je w domu to z praktycznie każdego pokoju było je czuć. Wracając do śledztwa. Krystianowi udało się ustalić że w obecności policji nic się nie dzieje. I miał mały problem, chciał odzyskać żonę i syna ale bał się(właśnie tak, mimo że był dorosły) zostać sam w domu. Nie wiedział czy sam sobie poradzi, z tym czymś lub kimś kto był odpowiedzialny za zniknięcie jego żony i syna. Gdyby był w czasie nowiu z policjantem w domu czuł by się raźniej, ale w obecności policjanta nic się nie działo. W końcu postanowił że zaprosi swojego kumpla. Był on ,,trochę” przy pakowany więc w razie niebezpieczeństwa mogli by sobie razem poradzić. Nadszedł przeddzień nowiu, Krystian już umówił się że on i jego kolega będą w domu, jego syn znowu będzie nocować u kolegi a policjanci będą siedzieć w nieoznakowanym samochodzie przed domem tuż przy bramie. Zamontowano podsłuch w salonie, jakby nagle zaczęli wołać o pomoc, wtedy policjanci mieli jak najszybciej wbiec do domu.

Nadszedł dzień nowiu. Nikt nie był pewny co się stanie, wszystko było zaplanowane, ale wiadomo jak to jest, nie zawsze wszystko musi pójść zgodnie z planem. Krystian z kumplem postanowili jakoś się uzbroić na tą noc. Główną ich bronią były noże. W końcu nadeszła ta noc, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Krystian i jego kumpel siedzieli w salonie i ,,oglądali mecz”(mecz był tylko przykrywką, tak naprawdę cały czas byli czujni a ręce mieli zaciśnięte na rękojeściach noży). I w końcu nadeszła północ…

Nagle obraz w telewizorze zaczął ,,śnieżyć” a Krystian z kumplem słyszeli szum, ale nie dochodził on z telewizora. Brzmiało to bardziej jak wiatr przeciskający się między liśćmi. Powoli wstali z krzeseł i odwrócili się. To co zobaczyli przerosło ich oczekiwania. Przed nimi nie było już ściany, znajdowała się tam czarna plama, z której wychodziły gałęzie z mnóstwem liści, powiew wiatru który wychodził od tej plamy poruszał liście, stąd pochodził ten szum. Gałęzie prawie ich dotykały, wychodziły ze ściany(a raczej stąd gdzie przed chwilą była) i dyndały im przed twarzą. Podłogi przy tapecie też już nie było, zastępowała ją miękka ściółka pełna liści. Kiedy tak wpatrywali się osłupieni w tą czarna plamę dostrzegli 4 pary czerwonych plamek które stopniowo się powiększały. Nagle odkryli że nie są to plamki, tylko oczy. Były już jakieś 15 m od nich, gdy Krystian wytężył wzrok spostrzegł że należą one do zwierząt leśnych. A raczej do tego co nimi kiedyś było. Nagle te zwierzęta stanęły i wpatrywały się w nich. Mimo że wzrok ich był przerażający nie mogli oderwać oczu od tych czerwonych ślepi, czuli się jak zahipnotyzowani. I nagle te zwierzęta ruszyły na nich biegiem. Krystian i jego kumpel ocknęli się jak ze snu i wrzasnęli. Nagły wrzask obudził już lekko zaspanych policjantów którzy siedzieli w wozie. Wyskoczyli jak błyskawica z samochodu i ruszyli pędem do drzwi.
-A niech to!- wrzasnął jeden z nich. Drzwi… zacięły się.

W tym samym czasie Krystian z Darkiem(jego kumplem) walczyli z demonicznymi zwierzętami. Kiedy tylko zobaczyli jak na nich pędzą od razu odskoczyli w bok i wyciągnęli pistolety.

-Niech to szlag!- krzyknęli niemal jednocześnie. Pistolety tak samo jak drzwi, zacięły się.

Nie mając innego wyboru wyciągnęli noże, były to typowe noże harcerskie, średniej długości z ząbkowanym ostrzem. Krystian rzucił się na coś co wyglądało jak jeleń. Niestety zwierzę rzuciło nim o ścianę za pomocą poroża. Darek próbował ugodzić coś co wyglądało na wilka. Zwierzę warczało a z jego pyska wydobywała się zielona piana. Dwa pozostałe zwierzęta siedziały w czarnej plamie i patrzyły się. Darek zobaczył że Krystian leży pod ścianą a w jego stronę idzie ,,jeleń” rzucił więc swój nóż z całej siły w stronę zwierzęcia. Wbił się prosto w głowę, zwierzę wydało z siebie okropny dźwięk i upadło a jego zwłoki zmieniły się w ściółkę która pokrywała podłogę. Krystian wstał był obolały, ale wciąż żywy, niestety nie był to jeszcze koniec. Nóż który wbił się w jelenia zniknął wraz z nim więc Darkowi zostały gołe ręce do walki z wilkiem. Na szczęście Darek był przy pakowany, lecz zwierzę było silniejsze. Wilk skoczył na niego i przewrócił go, Darek zacisnął ręce na szyi zwierzęcia i próbował odsunąć od siebie pysk pełen zębów które były gotowe rozszarpać mu twarz. Krystian gdy to zobaczył uciekł do kuchni, Darek prawie się załamał myśląc że przyjaciel go zostawił, lecz Krystian wrócił po chwili niosąc butelki. Podbiegł do zwierzęcia i z całej siły rozbił mu je na głowie. Zwierzę upadło a z jego głowy ciekła czarna, jak ta plama na ścianie, krew. Darek odetchnął z ulgą. Był wykończony walką ze zwierzęciem. Niestety nie był to koniec, gdy dwa pierwsze zwierzęta padły, dwa kolejne wyszły do przodu, były to dwa niedźwiedzie.

Krystian i Darek zaczęli uciekać lecz, potknęli się i upadli na podłogę. Niedźwiedzie zbliżały się, w tym momencie policjantom udało się wedrzeć do środka. Gdy zobaczyli niedźwiedzie natychmiast zaczęli strzelać. Zwierzęta zamiast uciekać, zaryczały i zaczęły iść powoli w stronę policjantów. Oni zamiast uciekać stali jak zahipnotyzowani i wpatrywali się w czerwone ślepia. Krystian szybko podniósł się z podłogi i pobiegł znowu do kuchni, wziął noże i butelki i szybko wrócił do salonu. Wręczył jeden nóż i dwie butelki Darkowi. Chciał odwrócić uwagę zwierząt które zbliżały się do policjantów chcąc ich rozszarpać, gdy oni nie reagowali. Krystian z Darkiem rzucili butelki w zwierzęta. Rozbiły się na głowach zwierząt, lecz te nie upadły. Zaryczały przeraźliwie i odwróciły się w ich stronę, były wściekłe, a oni mieli dwa noże na dwa potężne niedźwiedzie. Żeby przeżyć musieli uciekać, jedynie na dużej przestrzeni mieli szansę pokonać zwierzęta. Jedyną drogą ucieczki była czarna plama, która prowadziła do lasu…


CDN


  • 0


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych