Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1336

Blazorasz.
  • Postów: 5
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

Witajcie ! :mrgreen:

Jestem świeży na paranormalne.pl - założyłem konto raczej dla creepypast. Bardzo lubię takie straszne smaczki. Ale do rzeczy - mój pierwszy strasznomakaron własnego autorstwa.
Enjoy the show !






Maszynka

- Cześć! - dzieci krzyczały do okna.


- Dzień dobry! - rzekł ktoś z ulicy.

Mężczyzna w hawajskiej koszuli z uśmiechem na ustach odmachiwał przechodniom. Za ramą okienną ukrył maszynkę. Przerobioną elektryczną maszynkę do mięsa. Do bolca przymocowana była jeszcze ciepła, krwawiąca u dołu, oderwana ludzka ręka. Machała w prawo i w lewo pod wpływem ruchów maszynki. Mężczyzna uśmiechnął się raz jeszcze do idącego przechodnia. Wszystko wyglądało, jakby sam machał do ludzi.
Polizał rękę

- Już stygnie - powiedział do siebie - trzeba wymienić.

I zniknął w głębi domu, zabierając rękę.
  • -8

#1337

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

109.3 MHz



Jest noc, jadę sam samochodem drogą prowadzącą przez las. Do celu mam jeszcze 300 km, ale jestem zmęczony i nie wiem czy zdołam dojechać. Już dwa razy się zatrzymałem na kawę ale mimo to oczy mi się kleją. Po obu stronach drogi mam tylko drzewa, co chwilę odwracam głowę bo wydaje mi się że widzę oczy wpatrujące się we mnie. Eee, to tylko halucynacje, po prostu jestem zaspany. Nic, żadnego samochodu. Odkąd wjechałem na tą drogę nie minąłem żadnego samochodu, to trochę dziwne bo droga wygląda na często używaną. Jadę tak i jadę a droga zdaje się nie mieć końca, wszystko dookoła wygląda tak samo, czyżbym krążył cały czas w kółko? Pewnie to dlatego że jestem zaspany. Muszę włączyć radio, inaczej zaraz zasnę i rozbiję się pewnie o jakieś drzewo. A niech to, nic tylko szum, na wszystkich 5-ciu kanałach tylko szum. Wcisnę ,,scan” może mi coś znajdzie. Coś znalazło, to trochę dziwne wyskoczyło mi 109.3 MHz, myślałem że w moim radiu jest max 108.0 MHz. Nic, nic nie było słychać przez pierwsze 5 min. A teraz słyszę coś, jakby ciche piszczenie. Dziwne, piszczenie jest już trochę głośniejsze, a ja czuję się nad wyraz żywy, oczy już mi się nie kleją, energia trochę mnie rozpiera, czy slalom pomiędzy drzewami jadąc 120 km/h jest niebezpieczny? Chyba śnię, na niebie przede mną świeci słońce zamiast księżyca a i tak jest ciemno jak w nocy. Drzewa, one zaczynają tańczyć, jedno z nich chciało mnie złapać ale mu umknąłem, boję się. Wszystko poczerwieniało, nawet moje światła od samochodu, słońce za to jest białe jak śnieg, ten dźwięk z radia jest coraz głośniejszy, moje uszy krwawią. Aaa!, głowa mi pęka nie mogę wyłączyć tego pieprzonego radia! Moje głośniki zaraz wybuchną. Ok już dobrze, dźwięk ucichł, ale cały czas go słyszę, chcę mi się płakać i śmiać jednocześnie, energia mnie rozpiera. Droga nie ma końca, i tak w sumie muszę jechać do przodu, mały slalom nie zaszkodzi. Dźwięk nagle się zgłośnił, A moja głowa! Drzewo! Nie zdążę wyha…

Z lokalnej gazety: Dzisiaj w nocy pewien człowiek rozbił się na drodze prowadzącej przez las w okolicach miasta. Samochód rozbił się o drzewo znajdujące się… 150 m od drogi. Policja jeszcze nie ustaliła co było powodem zjechania z drogi. Ofiara wypadku nie przeżyła, wyglądała zadziwiająco dobrze, tylko z uszu wychodziły dwa zaschnięte strumienie krwi. Samochód z przodu był zgnieciony, stwierdzono brak radia. Droga na której rozbił się samochód ma 5 km długości…
  • 6

#1338

gzygza.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Jest to pierwsza pasta mojego autorstwa, ale i tak proszę o jak najbardziej subiektywną ocenę, nastawiam się również na sporą krytykę w komentarzach. Motyw wzięłam z tematu Jawa czy sen? autorstwa mag1-21 , która oczywiście wyraziła zgodę na wykorzystanie wątku w creepypaście. Bardzo jej dziękuję ;)

Letarg
Działo się to pięć lat temu, kiedy spędzałam urlop u mojej siostry. Pewnego wieczoru byłam bardzo zmęczona i postanowiłam pójść szybciej spać. Niestety nie było mi dane odpłynąć do krainy marzeń sennych, gdyż światło, które dawała mi pełnia księżyca, wpadało przez okno wprost na moją twarz. Na szczęście moja siostra też nie mogła usnąć, a z racji tego, że przebywałyśmy w tym samym pomieszczeniu, zaczęłyśmy rozmawiać. Siostra mówiła, że jest już mocno znużona, ale nie może jeszcze zasnąć, gdyż jej syn jest na imprezie i kiedy wróci, będzie musiała go wpuścić, ponieważ młody nie ma kluczy. Oprócz tego, rozmawiałyśmy o wielu różnych sprawach, jak to siostry. Kiedy już czułam, że dłużej nie wytrzymam, powiedziałam siostrze "dobranoc" i odwróciłam się do niej plecami. Po chwili zasnęłam.
Kiedy odpłynęłam, byłam już pewna, że mam świadomy sen. Robiłam wszystko co tylko chciałam. Po pewnym czasie poczułam ogromną potrzebę wyjścia z domu siostry na zewnątrz. Udałam się na podwórko nawet nie zakładając butów. Zostawiłam również otwarte drzwi. Szybkim krokiem podążyłam w stronę ulicy. Ale... Coś było nie tak. Było za jasno, nawet jak na pełnię księżyca. Ale, ale, ta jasność jest tylko naokoło mnie, taka jakby poświata bijąca z mego ciała. Dziwne - pomyślałam i potruchtałam dalej środkiem asfaltu. W oddali dostrzegłam postać. Zakapturzone ciało, w odzieniu niczym mnich podążało w moją stronę. Wzdrygnęłam się, gdyż coś otarło się o moją stopę. Coś obślizgłego, a jednak miłego w dotyku, dlatego też odwróciłam wzrok w tamtą stronę, ale niestety "to" było szybsze i nie zdążyłam już zobaczyć cóż to. Spojrzałam znów na mroczną istotę, teraz była o wiele bliżej i do tego nie była sama. W okół mnie ustawiło się z pięćdziesiąt takich samych dziwadeł i poczęły wirować, niczym rozweselone dzieci. Było jednak w nich coś, dzięki czemu nie bałam się ich. Czułam do nich respekt, ale jednocześnie miałam świadomość, że oni też darzą mnie odrobiną poważania. Żaden z człekopodobnych stworów nie przekroczył linii światła bijącego ode mnie. Intuicja podpowiadała mi, że czekają na "pozwolenie". W myślach wydałam zgodę na przekroczenie granicy bezpieczeństwa, ale przez tylko jedno stworzenie. Tajemnicza istota powolnym tempem sunęła w moją stronę. Zatrzymała się w odległości piętnastu centymetrów ode mnie. Powoli uniosła chude ręce do miejsca, gdzie powinna być jej twarz. Zauważyłam, że dłonie, których nie okrywał żaden materiał, są pokryte odpadającą tu i ówdzie skórą, a raczej jej pozostałościami. Z końców palców wyrastały też długie, czarne i na pierwszy rzut oka bardzo ostre szpony, zakręcone niczym pazury jakiegoś drapieżnego ptaszyska. Postać ostrożnie złapała za kaptur okrywający jej głowę i flegmatycznym ruchem poczęła go zdejmować. Światło najpierw rozjaśniło jej żuchwę. Spostrzegłam, że mnich posiada małe, ale ostre i gęsto osadzone zęby, które bardzo mocno lśniły, pomimo tego, że były żółte. Później odsłonił resztę tego, co ledwo można nazwać twarzą - puste oczodoły i szparki zamiast nosa, prawie jak u węża. Wszystko, tak jak i na dłoniach, okryte gdzieniegdzie ledwo trzymającą się, gnijącą skórą. Okropny widok na moment wrył mnie w ziemię. Dopiero, kiedy usłyszałam cichy, pełen zawodu, ale również pewny siebie, mocny męski głos w mojej głowie, wyszłam z osłupienia. To ta istota zwracała się do mnie, ale nie za pomocą słów, a w sposób niewerbalny. Mówił mi, że gdybym nie była taka harda w stosunku do niego i jego braci, już dawno skończyłabym marnie. Patrzałam wprost w jego okropne oblicze, a nozdrza uderzał intensywny swąd stęchlizny i rozkładającego się ciała. Nagle poczułam, że robi mi się bardzo słabo i upadam uderzając potylicą w asfalt.
Obudziły mnie odgłosy kłótni dochodzące z parteru. Ostrożnie i po cichu udałam się na dół. Z ukrycia przysłuchiwałam się sprzeczce. Dowiedziałam się, że awantura była wywołana tym, że siostra nie zamknęła drzwi. Ona jednak uważała, że na pewno zakluczyła je, ale szwagier i tak swoje. Do moich uszu dotarło, że ktoś zbliża się w stronę schodów, więc szybko ewakuowałam się do sypialni. Dopiero wtedy poczułam jak bardzo boli mnie głowa,a raczej jej tylna część. Dotknęłam tego miejsca dłonią - guz jak dorodny orzech włoski. Serce zabiło mi szybko, kiedy zaobserwowałam, jak bardzo mam brudne stopy. Kątem oka zauważyłam też, że mam umazaną czymś kostkę, dokładnie w tym miejscu, gdzie otarło się o mnie coś obślizgłego. Wtedy powrócił cały sen, każdy nawet najmniejszy szczegół. Wszystko. Już wiedziałam, dlaczego drzwi były otwarte.

Użytkownik gzygza edytował ten post 14.08.2013 - 23:00

  • 3

#1339

Drops.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Sąsiedzi z dołu
Autor: TopOfTheWhirled
Oryginał


Ludzie mieszkający pode mną są bardzo porządni. Nie zachowują się nadmiernie głośno, nigdy się nie kłócą, nie imprezują ani nie hałasują zbyt późno… Od czasu do czasu słyszę jak uprawiają seks, ale jeśli mam być szczery, nieszczególnie mi to przeszkadza.

Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy, ale wiem o nich trochę z rozmów, które wychwyciłem. On jest bankierem inwestycyjnym, ona agentem nieruchomości i żyją typowym amerykańskim życiem. Nie mają żadnych zwierząt, co bardzo mi pasuje (żadnych psów, które szczekałyby w nocy ani kotów szwendających się po okolicy).

Nie wydaje mi się, żeby w ogóle mnie zauważyli, nawet pomimo tego, że wiem tyle o nich. Nie uraża mnie to, zwykle unikam innych, żeby im nie przeszkadzać.

Mieszkam nad nimi od około 3 miesięcy. Wprowadziłem się pewnego dnia, kiedy byli w pracy. Nie mam dużo rzeczy, więc nie zajęło mi to dużo czasu. Nie mam też samochodu i jeżdżę autobusem, kiedy muszę się gdzieś dostać, więc przyniosłem wszystko, co miałem, zadomowiłem się i kontynuowałem swoje życie w spokoju.

Wydają się miłymi ludźmi, ale trudno to stwierdzić tylko podsłuchując. Może pewnego dnia powiem im, że mieszkam na ich strychu i wszyscy będziemy przyjaciółmi.


Zegar
Autor: gridster2
Oryginał


Dostał go na dziesiąte urodziny. To był szary, plastikowy zegarek na rękę, zwyczajny pod każdym względem, poza faktem, że odliczał czas w dół. „To cały pozostały czas, który posiadasz, synu. Wykorzystaj go dobrze”. I w rzeczy samej, zrobił to. Kiedy zegarek tykał, chłopiec, potem mężczyzna, żył pełnią życia. Wspinał się na góry i przepływał oceany. Rozmawiał i śmiał się, żył i kochał. Nigdy się nie bał, bowiem wiedział ile dokładnie czasu mu pozostało.

W końcu zegarek rozpoczął ostateczne odliczanie. Stary człowiek stał, patrząc na wszystko, czego dokonał, wszystko, co zbudował. 5. Uścisnął dłoń swojemu staremu partnerowi biznesowemu, człowiekowi, który długo był jego przyjacielem i powiernikiem. 4. Jego pies przyszedł i polizał go po ręce, zasługując na klepnięcie po głowie za towarzystwo. 3. Uścisnął swojego syna, wiedząc, że był dobrym ojcem. 2. Pocałował żonę w czoło, ostatni raz. 1. Stary człowiek uśmiechnął się i zamknął oczy.

Nic się nie stało. Zegarek wydał pojedynczy dźwięk i wyłączył się. Mężczyzna stał tam, bardzo żywy. Mógłbyś pomyśleć, że w tym momencie ogarnęło go szczęście.
Zamiast tego, pierwszy raz w życiu, był przerażony.

Użytkownik Drops edytował ten post 15.08.2013 - 13:10

  • 18

#1340

d1ler.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Witam! To moje pierwsze opowiadanie i jestem ciekawy, co o nim sądzicie:


Jestem ślusarzem "od pokoleń". Warsztat, założony przez mojego pradziadka, znajduje się od początku w tym samym miejscu. Pewnego późnego jesiennego popołudnia, tuż przed moim wyjściem do domu, zadzwonił telefon. Przez trzaski w słuchawce ledwo rozumiałem rozmówcę. Ktoś chciał, abym przyjechał wstawić nowe zamki w drzwiach gdzieś na Pradze. Miałem już dość tego męczącego dnia, ale w dzisiejszych czasach każdy klient się liczy, więc wziąłem narzędzia, dwa zamki, zapakowałem sie do mojego leciwego Peugeota i po 40 minutach przepychania sie przez korki dotarłem pod wskazany adres.
Stara kamienica, jakich w tej dzielnicy wiele. Podwórko-studnia, ze stojącą po środku kapliczką, ściany bez śladu tynku, za to z dziurami po kulach... Wszedłem na nieoświetloną klatkę schodową i skierowałem się do windy. "Szóste piętro, ostatnie" - pamiętałem głos w słuchawce.
Wsiadłem do kabiny, chyba równie wiekowej, co sam dom. Na konsoli wysłużone przyciski, obok nich rzymskie cyfry. Wcisnąłem VI i winda powoli ruszyła w górę. Wysiadłem na o dziwo oświetlony korytarz i odnalazłem właściwe drzwi. Zadzwoniłem. Z wnętrza mieszkania usłyszałem stłumiony odgłos dzwonka, a po chwili kroki. Otworzył mi starszy pan.

- Zapraszam, zapraszam - powiedział - proszę wejść.

Wnętrze mieszkania, choć większość mebli była z pewnością przedwojenna, ani trochę nie pachniało "muzealnym starociem", jak mawia mój kolega. Właściciel, na oko po 80-ce, poruszał się dość żwawo.

- To może pan przed robotą się herbatki napije?

I zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, krzyknął w głąb mieszkania:

- Zosiu, zrób nam proszę herbaty! A pana zapraszam do salonu.

Usiedliśmy przy stole nakrytym haftowaną serwetą, a ze ścian patrzyły na nas portrety wąsatych przedstawicieli przeszłych pokoleń, sądząc po podobieństwie zapewne przodków gospodarza.

- Pan się pewnie dziwi, że mam w drzwiach trzy zamki i jeszcze mi mało, ale wie pan, czasy niespokojne, to wolę się zabezpieczyć.

Skinąłem głową, myślami będąc już w domu.

- A może i wojna będzie, bo to różnie mówią...

No tak, starsi to wciąż o wojnie... I tak dobrze, że nie o Żydach i cyklistach.

- A wie pan, ja to jeszcze pod Marszałkiem służyłem...

Ta, jasne, Piłsudski zmarł w 1935, to miałeś dziadku wtedy z 5 lat max, ale co ja tam wiem...

- Jakeśmy w 20 roku Ruskich pogonili... - nie dokończył, bo do pokoju weszła dziewczyna, niosąc na tacy dwie parujące filiżanki.

- Oj dziadku! Było, minęło, po co to wracać, świat naprzód idzie - zaśmiała się, a ja poczułem, że ten wieczór nie jest wcale tak nieudany, jak początkowo sądziłem. Wiem, że to banalne określenie, ale to była najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem. Kasztanowe włosy zaplecione w warkocz, błękitne oczy... Stał przede mną mój wyśniony ideał, w dodatku całkiem realny i podający mi herbatę z uśmiechem, którego nie zapomnę do końca życia.

- Pan pozwoli, Zosia, moja wnuczka - dziadek, stara szkoła, nie zapomniał o konwenansach.

Wstałem, ująłem jej wyciągniętą dłoń i wymamrotałem pod nosem coś, co od biedy można by uznać za moje nazwisko. Resztę wizyty pamiętam jak przez mgłę. Wypiłem herbatę, zabrałem się do roboty, a starszy pan asystował mi, opowiadając jakieś historyjki ze swojej młodości. Nawet gdyby właśnie objawiał mi tajemnicę nieśmiertelności, nie zapamiętałbym ani słowa. Przez moment tylko zwróciłem uwagę, że zamki, które już były w drzwiach, to stara, przedwojenna robota, ale utrzymane w znakomitym stanie. Gdzieś już takie widziałem... Chyba kiedyś dziadek mi pokazywał... Przez cały czas kombinowałem, jakim sposobem poznać bliżej wnuczkę staruszka, ale oszołomiony jej widokiem nie mogłem zebrać myśli. Skończyłem montaż, pozbierałem narzędzia i zacząłem zbierać się do wyjścia, ale staruszek był bardziej przytomny ode mnie.

- A szanowny pan bez zapłaty chce nas opuścić? - zapytał wesoło.

- Proszę bardzo, reszty nie trzeba - wetknął mi w dłoń banknot, który schowałem do jeansów, nawet nie patrząc. Ociągałem się z wyjściem, mając nadzieję, że w długim przedpokoju zobaczę jeszcze choć przez moment "moją" Zosię. Niestety, nie było mi dane, więc ze smutkiem wyszedłem na klatkę schodową.

- Powiem panu Zielińskiemu, że ma pracownika na schwał! - staruszek pomachał mi dłonią.

Panu Zielińskiemu? Przeciez to ja! Chciałem zapytać staruszka, o co mu chodziło, ale zniknął już za drzwiami mieszkania. Machnąłem ręką, powoli zszedłem po schodach, dotarłem do samochodu i pojechałem do domu.

Nie spałem całą noc, mając przed oczami obraz tej przecudnej dziewczyny. Nadal nie wiedziałem, jak sprawić, żeby zobaczyć ją jeszcze raz. Nagle nad ranem uświadomiłem sobie, że w roztargnieniu nie dałem staruszkowi drugiego kompletu kluczy! Wyskoczyłem z łóżka, złapałem pudełko z kluczami i pognałem do samochodu. Dopiero zimne krople deszczu ostudziły mnie na tyle, żebym zdał sobie sprawę, że jest po piątej i ani dziadek, ani wnuczka nie będą zachwyceni wizytą o tej porze. Wróciłem do mieszkania. Czas wlókł się niemiłosiernie, ale w końcu wsiadłem w auto i pognałem na Pragę. Kilka minut po ósmej zaparkowałem przed kamienicą, biegiem przeleciałem przez podwórko, wpadłem do windy i...

Na wysłużonej konsoli było tylko sześć przycisków, ostatni z V. Ale ze mnie bałwan, pomyliłem budynki! Wybiegłem na ulicę, rozejrzałem się... Nie, to ta kamienica, na dole jest spożywczak, pamiętam go z wczoraj. Ponownie wbiegłem na podwórko, do klatki, do windy... Znów to samo,
winda jeździ najwyżej na piąte. Pognałem schodami. Na piątym piętrze serce waliło mi jak młotem. Spojrzałem w górę, ale zobaczyłem tylko drewniane drzwi na strych, z zardzewiałym skoblem i wysprejowanym napisem HWDP. Zbiegłem na dół i bezradnie zatrzymałem się przy kapliczce. Co sie dzieje? Przyśniło mi się, czy co? Nagle przypomniałem sobie o pieniądzach od staruszka, które wczoraj schowałem do kieszeni. Namacałem w kieszeni banknot...

- A kawaler co tak z samego rana biega w te i wewte? Zgubił coś? - usłyszałem za plecami. Stała tam kobieta w trudnym do określenia wieku, dobrze "zakonserwowana" płynnymi eliksirami dostępnymi za kilka złotych w każdym monopolowym.

- Aaa.. bo wie pani... byłem tu wczoraj zakładać zamki, zapomniałem dać klucze, ale nie mogę znaleźć tego mieszkania...
- A nazwisko jakie?
- Jabłoński, Henryk.
- Jabłoński... Jabłoński... - kobieta podrapała się po głowie. - Na pewno to u nas? Tu żadnego takiego nie ma i nie było, a mieszkam tu od Bieruta... od urodzenia znaczy się.
- Na bank tutaj, w tej klatce, szóste piętro.

Spojrzała na mnie jak na wariata. Pomilczała chwilę, przestąpiła z nogi na nogę:

- Panie, ale tu nie ma szóstego piętra, na szóstym to strych jest, w każdej klatce.
- Niemożliwe, byłem wczoraj wieczorem, na pewno na szóstym!
- Panie... co pan bajki opowiadasz... Znaczy tu było kiedyś jeszcze jedno piętro, matka mi opowiadała, bo my tu od przedwojny mieszkamy, rodzina nasza czyli. Ale we wojne sie spaliło i potem już nie odbudowały, strych zrobiły i tyle...

Czułem się jak we śnie, z którego nie mogę się obudzić. Zrezygnowany odwróciłem się w kierunku bramy, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje.

- Khm... aaa... a za informacje nie poratowałby kawaler drobnymi na jakie piwko? - kobieta upomniała się o zapłatę za "usługi".

Prawie nie zdając sobie z tego sprawy wyjąłem z kieszeni rękę z banknotem od staruszka, dałem kobiecie i ruszyłem do samochodu.

- Oooo, dziękuje bardzo kawalerowi, że z rana taki hoj... Eeeee! Zaraz! Co mi tu za obrazki daje! Ładnie to tak!? To ja z sercem, z pomocą, a ten takie cyrki odstawia? A udław się tym!

Odwróciłem się do niej. Odchodziła w kierunku klatki, a na ziemi leżał pomięty banknot. Podszedłem i podniosłem go. Spojrzałem. Dwadzieścia złotych. Polskich. Z Emilią Plater. Data emisji: 1936...
  • 13

#1341

inside.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moja córka


Zaginęła moja córka,Anabelle.Zniknęła,tak po prostu.Wiecie jak to jest,gdy kochacie kogoś całym sercem,a w przeciągu jednego dnia ta osoba poprostu zapada się pod ziemię? Piszę wam to,bo nie mam nic innego do roboty.Policja przeszukała całe miasto. Ja i moja żona także dołączyliśmy do poszukiwań. Ale nic z tego. Jej poprostu nie ma.
Moja żona ode mnie odeszła.Stwierdziła, że nie może być z kimś takim jak ja. Ale jeśli ona wróci,to znaczy nasza córka,jak na to zareaguje? To jest straszne.Rodzina także odwróciła się ode mnie.Mam wrażenie,jakby to wszystko,to zaginięcie..to była moja wina.Ale co takiego zrobiłem? Owszem,ostatnio zaniedbałem się.Nie mam ochoty nawet wstawać z łóżka,patrzeć w lustro.
Zadzwoniłem przed chwilą do mojego przyjaciela. Powiedział, że nie ma czasu na spotkanie.Wczoraj idąc ulicą,powiedziałem sąsiadowi "dzień dobry".Jak myślicie,odpowiedział?
No właśnie. To wszystko jest takie dziwne. Ale ja się nie poddaję.

Anabelle ma trzy latka.Jest śliczna.Mówi "mama,mama".A ja tylko czekam,aż powie "tata".

Jedziemy nad jezioro.Mijamy wioski,lasy i pola. Anabelle ma 10 lat.Siedzi obok i pyta,czy będzie mogła przejść się brzegiem jeziora.

Jesteśmy w domu. Zimowy wieczór.Anabelle ogląda tańczące płatki śniegu za oknem.Bierze łyk gorącego kakao. Moja żona ogląda swój ulubiony serial.

Anabelle kończy 12 lat. Widzę,jak plecie swoje długie brąz włosy w perfekcyjny warkocz przy swoim różowym lusterku.Jest skupiona. Potem odbiera prezenty,je tort.Cieszy się.


Jej nie ma.

Zapomniałem wam napisać, że ostatnio śni mi się pewien mężczyzna.Twarz tego faceta jest nie wyraźna,nie pamiętam jej ale mam wrażenie, że skąś ją znam.Stoi on i trzyma kogoś na rękach. Osobie tej zwisają długie,ciemne włosy.Mężczyzna mówi coś w stylu "wiem gdzie ona jest" a potem "nie chciałem".Olśniło mnie. Pojadę zaraz na policję i powiem im o tym. Niewiem,czy będzie to jakiś trop dla nich,szansa na odnalezienie jej, ale warto spróbować.

Idę do łazienki.Otwieram skrzypiące białe drzwi. Łapię za niebieski ręcznik w pomarańczowe kwiaty i ściągam go z grzejnika. Biorę prysznic,cały czas rozmyślając nad tym wszystkim. Wychodzę spod prysznica i wycieram się. Spoglądam na lustro.Jest zaparowane. Przecieram je ręcznikiem. Widzę swoją twarz i dziwnie się czuję. Mam wrażenie, że gdzieś już ją widziałem.

Słyszę damski głos za drzwiami.
- Panie Josh,nie wolno wychodzić panu samemu do łazienki.Już wołam doktora.

Patrzę na swoją twarz.Dziwne uczucie przeszywa całe moje ciało.

- Słyszy mnie pan?

Anemicznie pochylam się nad zlewem.Mówię, że nie chciałem.

- Czego pan nie chciał? Proszę mówić głośniej.

Mówię coraz ciszej,prawie szeptem:"zrobić jej krzywdy".

- Komu? Proszę wyjść,panie Josh.Proszę wyjść natychmiast.

Patrzę na swoją twarz ponownie.

Anabelle ma 14 lat. Widzę mężczyznę,który trzyma ją na rękach.Widzę,jak zanurza się w ciemnej,mętnej wodzie.Mężczyzna nie płacze.Na rękach ma krew. Następnie odchodzi,zostawiając ją duszącą się w otchłani jeziora. Ostatni raz widzi jej piękny i długi warkocz,zapleciony przez jej dłonie.


Widzę swoją twarz i już nie lecą mi łzy.Nie płaczę.

Otwieram drzwi,za którymi stoi przerażona kobieta w białym fartuchu. Ona nie może wymówić słowa.

W oddali widzę idącego doktora. Widzę grymas na jego twarzy.

Zabiera mnie na spacer. W kapciach i szpitalowej piżamie idziemy wzdłuż ścieżki prowadzącej do ogrodu.

- Posłuchaj,rozumiem, że jest ci ciężko. To okrutne,co zrobiłeś.

Pytam go,dlaczego mi nie wierzy. Ja jej nie skrzywdziłem.

Doktor odwraca się.Widzę,jak odbiera telefon. Rozmawia z kimś,wydaje mi się, że jest zmartwiony.Wykorzystuję okazję. Uciekam z ogrodu. Wdrapuję się na płot. Udowodnię im.

Gdy jestem już za płotem,odwracam się by spojrzeć na doktora. Widzę,jak chowa komórkę do kieszeni jasnoniebieskich spodni.Jest oszołomiony tym, że nie ma mnie obok niego. Woła moje imię i krzyczy: "jasna cholera!". A ja śmieje się patrząc na grymas na jego twarzy.

Oni mnie szukają.

Biegnę w stronę jeziora. To niedaleko. Kiedy już tam jestem,w kapciach wchodzę na złoty piasek Czuję się wolny. Drzewa kołyszą się delikatnie.

Anabelle ma roczek.Moja żona Rachel delikatnie kołysze ją w swoich rękach.

Wchodzę na drewnianą kładkę. Patrzę na swoje odbicie w tafli wody.

Po chwili jestem już w zimnej wodzie.Zanurzam się w niej a chłód przechodzi przez całe moje ciało i duszę.

Czuję pod stopami gęsty muł jeziora.Przebijam się przez niego sinymi rękami. Czuję coś twardego.Powoli to wyciągam i wynurzam się z wody. Zanim spojrzę ostatni raz na to, co wyciągnąłem,rozglądam się dookoła. Nikogo nie ma.

Widzę mężczyznę,który trzyma ją na rękach.

Patrzę na jej twarz. To twarz mojej córki. Ale nie jest już taka jak kiedyś. Smród gnijącego ciała sprawia, że chcę to zakończyć raz na zawsze. Trzymam ją na rękach.Rzucam jej martwe ciało do wody. Na rękach mam krew.

Ostatni raz widzi jej piękny i długi warkocz,zapleciony przez jej dłonie.

  • -1

#1342

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie spędzaj zbyt dużo czasu przed komputerem





Witaj, jeśli jesteś uzależniony od komputera i spędzasz przed nim dużo godzin dziennie, to proszę cię, przestań. Jestem tu po to żeby cię ostrzec, od ciebie zależy czy mnie posłuchasz. Wszystko co musisz o mnie wiedzieć to to że kiedyś pracowałem w agencji brytyjskiego wywiadu MI5/MI6. Przez 10 lat miałem dostęp do archiwów i plików British Museum, których społeczeństwo nie może zobaczyć. Przez te 10 lat przeglądając różne tajne dokumenty odkryłem spisek który ma na celu pociągnąć za sobą wielką falę samobójstw i w konsekwencji zmniejszyć populację Ziemi.
Sprawa tyczy się komputera i prawie wszystkiego co się na nim znajduje, stąd to ostrzeżenie na początku. Tak więc czytaj uważnie, i sam na końcu zdecyduj co zrobisz


Kiedy pracowałem w tej agencji, mniej więcej w 9 roku mojej pracy tam odkryłem pewien dokument o nazwie ,,How reduced population of Earth”. Tytuł wydał mi się niepokojący więc postanowiłem przeczytać ten dokument, i nie myliłem się. W tym dokumencie zawarty był(i nadal jest) długofalowy projekt, który jeśli pójdzie zgodnie z planem to spowoduję falę samobójstw.
Sprawa dotyczy tak naprawdę jednej klatki filmu, pewnie zastanawiasz się co w niej takiego strasznego? Zaraz ci opowiem.


Mniej więcej w 1997 roku zaczęły się prace nad tą klatką. Miała ona przedstawiać wszystko i nic jednocześnie. I bez względu na to co o tym myślisz udało im się. Prace nad tą klatką trwały 11 lat, i w końcu we wrześniu 2008 roku udało im się stworzyć coś co b. powoli i b. źle oddziałuje na mózg człowieka. Przez 2 lata porywano żebraków z ulicy i testowano na nich jak działa ta klatka. Dlaczego porywano żebraków? Ponieważ nikt się nimi nie interesuje, jeden więcej czy mniej, nie ma to dla ludzi znaczenia. Klatka działała dokładnie tak jak zaplanowano. Kiedy porywano żebraków, przewożono ich do tajnego zakładu i puszczano im filmy. Jak się pewnie domyślacie, umieszczano w nich klatkę. Jednak puszczano ją z około 200x większą częstotliwością niż teraz. Zwykle ci ludzie po 5 filmach wariowali. Najpierw patrzyli się ze strachem w jedno miejsce, a potem zaczęli biegać po całym pokoju w którym byli zamknięci i krzyczeli żeby otworzyć drzwi. Kiedy to zaczęło się dziać, wpuszczano do pokoju dwóch ochroniarzy, za którymi zamykano drzwi. Jeden z nich dawał żebrakowi nóż a potem ze swoim kolegą siadali na fotelach i nic nie robili. W ciągu 15 min. żebrak podcinał sobie gardło…


Kiedy testy wypadły pomyślnie w 2010 roku wprowadzono klatkę do obiegu. Umieszczono ja wszędzie: w filmach, grach, w internecie(zawsze pojawia się na ułamek sekundy ze stałą częstotliwością, szczególnie na ,,sławnych stronach” typu facebook, twitter itd. jednak dzieje się to na tyle rzadko że na krótki okres czasu jest praktycznie nie szkodliwe. Jednak jeśli spędzasz sporo czasu przed komputerem, telewizorem itd. I to codziennie, to kwestia kilku lat zanim sam siebie zabijesz. Pewnie chciałbyś wiedzieć jak działa ta klatka i co ona przedstawia? Już mówię.


Klatka tak naprawdę nie przedstawia niczego, jest to tylko zbiór wzorów, kolorów i kształtów. Jednak mózg jest ,,zmuszony” jakoś ją zinterpretować. I interpretuje ją jako to czego boisz się najbardziej. Dlatego przedstawia ona wszystko i nic jednocześnie. Już wiesz co ona przedstawia teraz opiszę ci jak ona działa.


Klatka pojawia się na ułamek sekundy, jest to coś pokroju ,,wiadomości podprogowej”, im dłużej siedzisz przed swoim sprzętem tym bardziej obraz klatki utrwala ci się w mózgu i na siatkówce. Najpierw, kiedy odejdziesz od sprzętu widzisz kątem oka czarną plamę przez ułamek sekundy. Z biegiem czasu(dni, miesięcy, lat zależy jak często siedzisz) zaczynasz kątem oka dostrzegać jakąś niewyraźną postać. Później widzisz już wyraźnie postać(to czego się najbardziej boisz) kątem oka lecz gdy się odwracasz, nic tam nie ma. Następnie widzisz postać tuż przed sobą, najczęściej w nocy kiedy się obudzisz, najpierw stoi daleko potem coraz bliżej.
Przedostatnie stadium zaczyna się wtedy, kiedy postać zaczyna się poruszać i wydawać odgłosy. Ostatnie stadium jest wtedy, kiedy widzisz ją cały czas po odejściu od komputera. Ona chce cię dopaść więc zaczynasz uciekać i prosić o pomoc, lecz nikt nie może ci pomóc ponieważ tylko ty ją widzisz. Łatwo popadasz w obłęd, jedynym sposobem żeby to zakończyć jest samobójstwo…





Przekazałem ci moją wiedzę, od ciebie zależy co z nią zrobisz.
  • 0

#1343

Black_Dream.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Przestroga


Znasz to uczucie zazdrości, gdy ktoś ma coś lepszego lub jest w czymś lepszy od Ciebie, prawda?
Powinieneś więc zastanowić się nad tym co za chwilę przeczytasz. Nigdy nie usłyszysz o tym w telewizji, nigdy nie przeczytasz o tym w gazetach. Oni na to nie pozwolą...
W mieście (którego nazwy nie wolno mi zdradzić) mieszkała pewna dziewczyna (nazwijmy ją D) Z pozoru normalna nastolatka. Duże znaczenie miały dla niej ubrania, kosmetyki i oczywiście popularność, wzbudzanie zachwytu. Jej rodzice byli bardzo zamożni, dlatego też nic jej nie brakowało. Miała wszystko o czym zamarzyła jednak coś nie dawało jej spokoju. Nie mogła znieść myśli, że ktoś może być od niej ładniejszy, lepiej lubiany a co gorsza bardziej popularny od niej. Miała wiele pozornych przyjaciółek, jednak żadnej z nich do końca nie ufała. Każda z nich miała choć jedną rzecz, która wzbudzała w D zazdrość. Wielokrotnie dawała to do zrozumienia w internetowym blogu, którego nikt nawet nie odwiedzał. Uczucie to było coraz silniejsze, coraz częściej nie spała w nocy. Wtedy zasiadała przed komputerem i pisząc na swoim blogu jednocześnie zastanawiała się co zrobić by być najlepszą z najlepszych. Szperając w Internecie natrafiła na pewien wpis na forum, który brzmiał mniej więcej tak ‘’Wiem jak to jest gdy nie możesz być sobą i nie możesz poczuć tego wspaniałego uczucia jakim jest świadomość, że najdoskonalszym człowiekiem jesteś właśnie Ty, że nikt inny już Ci nie zagraża. Czujesz nienawiść do tych, którzy niszczą Ci życie swoją doskonałością? Napisz do mnie <adres email> na prawdę warto>
Dziewczyna oczywiście podzieliła się tym na swoim blogu, pisząc że zamierza natychmiast skontaktować się z tą osobą.
Następnego dnia dokładnie opisała swoją korespondencję z nieznajomą osobą. Osoba ta wysłała jej plik w którym znajdował się kilku minutowy filmik, który ponoć miał jej pomóc. D napisała także, że wysłał jej jakąś formułkę, którą miała przeczytać zaraz po obejrzeniu filmiku. Była podekscytowana, ale pisała też że coś ją niepokoi.
Przez kilka następnych dni nie było ani jednego wpisu.
Po 6 dniach w końcu napisała, jednak ciężko było cokolwiek zrozumieć z jej wypowiedzi.
D napisała że one nie żyją. Nawet jej matka, z którą nigdy za dobrze się nie dogadywała, mająca piękne, długie blond włosy i mnóstwo osobistego uroku także nie żyła. To był koszmar. Wtedy dopiero dotarło do niej, że jej dwie najlepsze przyjaciółki i matka nie żyją. Dziewczyna nie do końca wiedziała co się stało. Może pod wpływem jakiegoś psychodelicznego nagrania sama dokonała zbrodni a może ktoś jej pomógł? Tego nie udało się ustalić bo dziewczyna zniknęła. Policja przeszukała jej komputer, nie udało się ustalić adresu IP człowieka z którym korespondowała. Pozostawiła jedynie niedokończoną notkę ‘’Nie to jest najgorsze że nie żyją osoby które kochałam tylko to w jaki sposób muszę teraz za to zapłacić ! Nie mogę o tym nikomu powiedzieć BŁAGAM POMÓŻCIE mi. Oni chcą ‘’
Ciała zmasakrowanych osób pochowano, a dziewczyny nigdy nie udało się odnaleźć.
Osoba ściśle związana z tą sprawą nigdy więcej nie chciała o tym mówić, raz jedyny opowiadając te strzępki informacji. Sprawę zamknięto.

Użytkownik Black_Dream edytował ten post 18.08.2013 - 16:34

  • 4

#1344

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Świeże twarze cz. 2


źródło: Reddit

A także policyjny wóz, sprawdzający czy wszystko w porządku w okolicy, żeby sprawdzić, czy są jacyś ocaleni. Nie było to zabawne, patrzeć na to każdego ranka. Przestawili moje auto, więc byłem zablokowany. I znów policjanci na ratunek. Nie potrzebowali jedzenia, więc nie dokończyły zjeść tego biednego gościa. Jednakże rozczłonkowały go; właśnie dlatego nie mógł stać i bawić się z innymi. Może też z tego powodu zgrzytał na próżno zębami.

Przez tydzień, koleś przez radio zasugerował, żeby to po prostu zaczekać, aż zombie się rozpadnie. Jednak był niecierpliwy i wyszedł. Przez kolejne dwa tygodnie nie było radia.

Jestem w tarapatach. Widzicie, w domu skończyło mi się jedzenie. Nie mogę czekać, aż te stwory rozlecą się na kawałki i powrócą do umarłych. Wykonałem kilka ekspedycji na sklepy spożywcze. Całe szczęście, miałem na górze ciekawą kolekcję mieczy. Były zbyt powolne, że by mnie złapać. Ostatnio prawie mnie dopadły. Zepsułem drzwi frontowe, starając się wejść do środka. Teraz mróz zacina każdej nocy i widzę w tej chwili jednego, stojącego na ganku niecałe dziesięć stóp ode mnie. W budynku jest bezpiecznie. Nie pytajcie mnie, dlaczego nie mogą wejść do środka. Dopóki tak jest, mam wyznaczoną linię życia. Niestety, zdaje się, że one wyczuwają czyjąś obecność w tym domu. Nie pytajcie mnie, jak; ci kolesie z ganku już są nawet pozbawieni oczu. Może słyszą bicie serca, albo wyczuwają pot. Albo krew.

Spędziłem kilka dni, nadając im imiona. Niektóre z twarzy pamiętałem, więc dawałem im stare imiona. Ten sam stary gang panoszył się od dobrych kilku tygodni, powoli tracąc członków, którzy zaczęli się rozsypywać. Nigdy nie przemieszczali się gdzieś daleko. Było ich 79 kiedyś mężczyzn i 63 kiedyś kobiet tam, na zewnątrz. Raz, żeby zobaczyć, co się stanie, strzeliłem do jednego z shotguna prosto w głowę. No wiecie, w myśl starego powiedzenia: „Strzel zombiakowi w łeb, a na pewno padnie trupem”. W ostatecznym rozrachunku mam aktualnie 79 kiedyś mężczyzn, 62 kiedyś kobiet i 1 kiedyś kobietę stojącą jak gdyby nigdy nic z brakiem 80% głowy. Tym sposobem został mi tylko jeden nabój.

Więc czekały, a mnie powoli to wykańczało. Non stop mówiłem sam do siebie i zjadłem wypchane zwierzęta ubiegłej nocy. Bawełna wchodziła ciężko, ale dobrze było znowu poczuć coś wypełniającego żołądek. W okolicy nie było żadnych owocowych drzew, a poza tym, był listopad. Zaczynało brakować wody. Rozdzielnia zaprzestała pracy 8 dni temu. Na szczęście napełniłem wannę wodą po same brzegi, a ponadto zbierałem każdą możliwą napełnioną wodą butelkę, jaką tylko udało mi się znaleźć.

No świetnie! Oświetlenie zaczyna być coraz jaśniejsze i wydaje charakterystyczne brzęczenie. Jestem ciekaw, czy prąd też pa

Cóż, to nie było zabawne. Totalny brak prądu przez cztery dni. Czy kiedykolwiek próbowałeś zasnąć w kompletnych ciemnościach wiedząc, że gdzieś tam jest coś, co chce cię zabić i wykorzysta pierwszą lepszą okazję by tego dokonać? Są wszędzie w zasięgu mojego wzroku i prawdopodobnie też jest ich mnóstwo poza nim. Szybka wzmianka: wspominałem już o Herschel, tym gościu z werandy? Jedna z nóg mu odpadła, więc teraz siedzi i pociąga nosem. Dzięki Bogu, że zatraciły wyższe funkcje mózgu. Jestem prawie pewien, że dusza nie jest w nich uwięziona i jedyne co z nich pozostało to choroba rozprzestrzeniająca się tak daleko, jak tylko jest to możliwe.

Nie wiem czy zauważyłeś, czytelniku, ale zwierzęta po prostu wydają się być nietknięte chorobą. To lekkie pocieszenie. Oczywiście umierają, jeśli zombie ich pogryzą, ale nie wracają z martwych. Dziwne, nie? Zaczynam być głodny i zdesperowany. Może jakimś cudem uda mi się załadować stare naboje kalibru 0,22 cala i ustrzelić wiewiórkę z wnętrza mieszkania, ale jak ja mam to zrobić?

Z jednej strony, mam w sobie trochę optymizmu, wiedząc, że jesteś gdzieś tam po drugiej stronie, kimkolwiek jesteś. Zasilanie nie mogło by zostać przywrócone, gdyby nie ludzie, którzy przyszli i to naprawili. Czuję się szczęściarzem; jak to mówią, pora chwycić miecz i utopić go w potoku. Może ten cały koszmar niedługo się skończy.

Może. Choć z drugiej strony, jeśli to już prawie koniec…

Dlaczego zauważyłem dziś świeże twarze na zewnątrz?

Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 19.08.2013 - 13:26

  • 1

#1345

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Kelnerka"

źródło: Reddit

Był zaskoczony, kiedy kelnerka uśmiechnęła się do niego. Para unosząca się nad kawą nadała jej twarzy jakiegoś nieuchwytnego, ulotnego wyrazu. Wydawało się to takie prawdziwe. To nie był jeden z tych typowych uśmiechów, którymi obdarzasz klienta, lecz taki pełen zrozumienia; uśmiech mówiący: „masz problemy ze snem, prawda?”

Zastanawiał się nad jej uśmiechem, czy nadal byłby tak piękny, gdyby dostrzec całe struktury go tworzące, od skóry przez mięśnie aż do kości. Czy skóra i mięśnie ukrywają jej prawdziwe piękno… blade i lśniące? Zastanawiał się też, czy jej uśmiech również byłby taki przyjazny, gdyby wiedziała, że wyobrażał sobie jej klatkę piersiową, rozdzierając ją tak, żeby cały świat widział, jak delikatne światło prześwieca pomiędzy żebrami i pada na goły kręgosłup. Bundy musiał czuć podobnie, potwór chodzący po świecie wśród społeczeństwa, zniechęcony żądzą pieniądza, pragnąc pokoju. Chciał jedynie zaszczepić światu swoją skrzywioną rzeczywistość.

Przekroczył granicę i wiedział o tym. Zawsze myślał tylko o pięknie skrywającym się pod skórą od czasu do czasu. Ot przemijające upodobanie. Teraz jednak go zżerało, cały czas próbując wyobrażać sobie oddzielanie mięsa od kości i masakrowanie wszystkich dookoła samymi myślami. Już niedługo rzeź nie będzie uwięziona w myślach.

Czasem czuł się jak w pułapce. Skóra mu ciążyła, mięśnie ciasno go oplatały. Oddech ograniczały płuca. Jego organy były ciężarem, które spowalniały jego ruchy; garb, którego chętnie by się pozbył, gdyby był prawdziwie wolny.

To dziwne planować czyjąś śmierć. Zaczyna się próbami w myślach; coś, co obiecywał sobie, że nigdy nie będzie miało miejsca, nigdy. Żadnych skrupulatnych, pedantycznych rytuałów; dokładne zgranie w czasie nigdy nie będzie czymś więcej niż zwykłą fantazją. To było kłamstwo, którym się karmił, obmyślając w tym samym czasie, kiedy kelnerka kończy zmianę. Mapka z zaznaczoną trasą powrotną dziewczyny wisiała w sypialni, sugerując, że kelnerka wraca metrem, mija ciemną alejkę otoczoną opuszczonymi magazynami w okolicy, gdzie nikt nie zgłasza policji nocnych krzyków i hałasu.

Kubek kawy był biały i, patrząc na odbijające się od niej światło, wyobrażał sobie, czy jej czaszka równie uroczo lśni bielą, czy też będzie musiał ją odparzać; gorąca woda oczyszcza spomiędzy zębów wszystkie kawałeczki mięsa. Może zastosuje emalię dla uzyskania olśniewającego błysku. Cóż, będzie jeszcze czas, żeby to dobrze przemyśleć… oderwał się jednak od tych myśli. Nie. Jeszcze nie. Nie chce podejmować decyzji zbyt pochopnie i zniszczyć swoich wizji przedwcześnie.

Nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego. Wręcz przeciwnie, wszelkie seksualne akty go obrzydzają- za dużo potu, płynów i te odgłosy uderzania kawałków mięsa o siebie…

Gorące powietrze unoszące się nad kawą zaparowały okno i niemal to widział, paliczki świecące w ciepłym świetle ulicznych latarni, wiecznie, przyjaźnie wyszczerzone w uśmiechu twarze przechodniów. Świat, w którym powinien się urodzić.

Pociągnął łyk kawy i poczuł kawałek śniedzi na zębach. Wciąż ukryte piękno. Ale już wkrótce.
  • 0

#1346

CierpnacaSkora.
  • Postów: 35
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Domek W Głębi Lasu

W końcu nadszedł upragniony weekend. Korzystając z okazji, wybrałem się do swojego domku w głębi okolicznego lasu. Dzień wcześniej zaprosiłem dwójkę znajomych. Mieli przyjechać następnego dnia wieczorem. Dzisiaj natomiast, zająłem się ogarnięciem domku samego w sobie. Nie byłem w nim przez kilka miesięcy, toteż uprzątnięcie tego wszystkiego trochę mi zajęło. Uporawszy się z tym, zająłem się gotowaniem. Domek wypełnił się gamą różnorodnych zapachów. W momencie, gdy kilka przystawek było już gotowych, udałem się do piwnicy, trzymałem w niej kilka potrzebnych składników. Piwniczne drzwi skrzypnęły przeciągle, gdy je otworzyłem. Zacząłem powoli schodzić po starych, spróchniałych schodach, które skrzypiały równie donośnie co i drzwi. W dłoni trzymałem latarkę, oświetlając mroczne czeluści pomieszczenia. Z jakiegoś powodu, miałem wrażenie, że coś jest nie w porządku...Bardzo nie w porządku. Zszedłszy ze schodów, światło latarki zaczęło mrugać, a sekundę później zgasło całkowicie. Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało, wzdłuż kręgosłupa. Zacząłem panicznie stukać dłonią w latarkę. Kilka kropel potu spadło z mojego czoła na ziemię. Parę sekund później latarka zaczęła działać ponownie. Zacisnąłem dłonie na niej i odetchnąłem głęboko z ulgą, przymknąwszy oczy. Gdy tylko je otworzyłem, strach ponownie ścisnął mój żołądek. Zamurowało mnie, moje nogi nie chciały się poruszyć. Przez głowę przeleciały mi dziesiątki myśli. Po sekundzie, która dla mnie wydawała się być wiecznością, moje kończyny przestały odmawiać posłuszeństwa. Szybkim krokiem wbiegłem po schodach. Wybiegłem z domku, trzaskając za sobą mocno drzwiami. Była już noc, zrobiło się bardzo ciemno. Zacząłem gnać najszybciej jak potrafię, wbiegłem w głąb lasu. Gałęzie drzew uderzały moje ciało, smagały moją twarz. Panika dodała mi sił, adrenalina zaczęła robić swoje. Myślałem o wszystkich możliwych scenariuszach tego co może się teraz wydarzyć. Każdy z nich mroził mi krew w żyłach. Wybiegłem z leśnej gęstwiny. Pędziłem wzdłuż leśnej dróżki. W oddali usłyszałem pohukiwanie sowy. Zacząłem tracić oddech ale biegłem dalej. Szybko. Wiedziałem, że jeśli się zatrzymam to będzie to dla mnie koniec. Przewróciłem się boleśnie, jednak zacisnąłem zęby i gnałem dalej. Czułem piach w ustach. Moje zmęczone ciało nie zdołało przeskoczyć dużej kałuży, tak czy inaczej byłem już mokry od zimnego potu. Pracowałem nogami zużywając ostatki energii, sapiąc głośno. Myślałem, że cała nadzieja już stracona. Wtem, ujrzałem ją. Kilka metrów przede mną kuśtykała młoda kobieta.
"URATOWANY!"- pomyślałem. Zużywając resztkę sił, dobiegłem do niej. Wyciągnąłem nóż myśliwski, lewą dłonią schwyciłem jej nadgarstki, wykręcając je, prawą natomiast przyłożyłem wspomniany nóż pod jej gardło.
-Myślałaś, że przytargałem cię do tego domku, tylko po to, żeby dać ci uciec?!- warknąłem.
-Za jakiego gospodarza uznaliby mnie moi goście, gdyby główne danie nie zostało podane do stołu!? - Wypuściłem nóż z dłoni i gwałtownym ruchem skręciłem jej kark. Nie chciałem zepsuć jej mięsa.
  • 13

#1347

Gebol.
  • Postów: 153
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Krótka historia. Część I: Lato

Lato. W końcu, po kilku miesiącach przedzierania się przez urzędowe problemy, udało mi się przeprowadzić. Co prawda mieszkanie, które kupiłem było w części do remontu jednak razem z najlepszym przyjacielem udało nam się je doprowadzić do ładu. Byłem dumny z siebie, z tego co zrobiłem używając narzędzi. Przeprowadziłem się razem z dziewczyną i kotem. Dziewczyna miała na imię Weronika – najpiękniejsza, najwspanialsza ze wszystkich dziewczyn, jakie kiedykolwiek poznałem. Nie widziałem po za nią świata. Byliśmy razem już czwarty rok.

Wracając jednak do mieszkania - było ono umieszczone w odnowionej kamienicy w Podgórzu, w Krakowie. Aby się dostać do mieszkania, trzeba było przejść przez drzwi wejściowe, następnie po kwadratowym podwórku minąć dość duży, lekko zaniedbany ogródek i stanąć przed drzwiami do mieszkania. Naszymi sąsiadami byli właściciele kamienicy mieszkający po lewo i młode małżeństwo mieszkające po prawej stronie. Nad nami były jeszcze trzy mieszkania, w których mieszkało kilku studentów. Nie wiem jak tam się mieścili, no ale cóż nie interesowałem się nimi zbyt. To byli specyficzni ludzie. Naprzeciwko naszego mieszkania znajdował się wspomniany przedtem ogródek. Za nim znajdował się ceglany mur, zastępujący jakby jedną ścianę tejże kamienicy. Był bardzo stary, zniszczony, obrośnięty mchem, jednak trzymał się. Pomijając remont i problemy z prądem było okej. Co prawda musiałem dość długo czekać na dostęp do Internetu, ponieważ gdzieś były problemy z dostawą spowodowane burzą, ale jakoś dałem radę.


Właściciele byli mile do nas nastawieni. Rzekłbym, że nawet za mile, ale było to może spowodowane tym, że byli to starzy ludzie, potrzebujący rozmowy, towarzystwa. Zapraszali nas niejednokrotnie na herbatę, miło się z nimi rozmawiało. Właściciel uwielbiał wędkować, jednak nie interesowało mnie to zbytnio. Tak czy siak, kilka godzin spędziło się z nimi na rozmowie od wprowadzenia się. Z wspomnianym młodym małżeństwem zapoznaliśmy się wnet po przeprowadzce. Mieli na imię Radek i Klaudia. Z Radkiem znaleźliśmy wspólne zainteresowanie, jakim było granie na instrumentach. On był naprawdę niesamowicie utalentowanym gitarzystą, który wyprawiał takie rzeczy ze swoim Stratocasterem, że kolokwialnie mówiąc szczęka opadała. Ja zaś perkusistą, może nie jakimś super grającym, jednak dawałem radę dzięki czemu mogliśmy nie raz sobie pograć jazz wieczorem. Przychodzili wtedy do nas właściciele i słuchali tego co gramy. Bardzo im się to podobało, na ich twarzach widać było rozjaśnienie, radość z tego, że mają towarzystwo.

Pewnego dnia, było to jakoś w sierpniu, wakacje się kończyły, rozmawiałem z Radkiem przy piwie. Zapytał się mnie w pewnym momencie czemu się przeprowadziłem akurat do tego mieszkania. Odpowiedziałem, że dojazd dość dobry, blisko była pętla autobusowa, a także udało się nam kupić to mieszkanie po znajomości. Nasze poprzednie było bardzo małe, w sumie tylko na jedną osobę, jednak mieściliśmy się jakoś. Potrzebowaliśmy nowego, ponieważ wnet nasza rodzinka miała się powiększyć o nowego członka i brakowało po prostu miejsca. Radek uśmiechnął się na wieść o dziecku i opowiedział mi o poprzednich lokatorach. Przed nami mieszkała tutaj czteroosobowa rodzina, jednak wyprowadziła się szybko jakoś na zimę, ubiegłego roku. Nie podali powodu dlaczego się wyprowadzili, zostawili nawet niektóre meble. Natomiast przed nimi mieszkanie stało długo puste, prawdopodobnie jeszcze kilka lat przed tym jak on z Klaudią się wprowadzili. Pomyślałem, że po prostu nikt nie był nim zainteresowany, a tamta rodzina pewnie znalazła lepszą ofertę. Wypiliśmy jeszcze kilka piw, po czym poszedłem spać. Śniło mi się coś jakby jakiś stary film. Taki naprawdę stary, czarno-biały, na którym widać było wszystkie te plamy z rolki z filmem. Przedstawiał on o dziwo naszą kamienicę. Była ona w o wiele lepszym stanie niż obecnie, na podwórku ogródek był bardziej zadbany, posiadał więcej roślin, na środku stało drzewo. Na tym drzewie zauważyłem wiele kruków. Miały w sobie coś tajemniczego, złego, niepokojącego. Wpatrywały się to na mnie, to na wejście do naszego mieszkania. Nagle z okien mieszkania nad nami pojawiły się dwie, wielkie ręce z białymi rękawiczkami na dłoniach. Trzymała ona dwa stelaże? Nie wiem jak to dokładnie nazwać, jednak zwisały z nich nici jak dla kukiełek. Jedne nici szły do naszego mieszkania, drugie zaś do muru, który był jak nowy w tym śnie. Po chwili zaczęła grać melodyjka jak ze starych kreskówek Disneya. I wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy – z mojego mieszkania wyszła Weronika. Wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że wyglądała jak drewniana lalka. Widać było jednak, że jest w ciąży mimo drewnianego ciała. Szła w kierunku drzewa krokiem jakby tańczyła. Było to chore, a w dodatku po chwili z muru wyłoniła się jakaś niska, ubrana w czarną szatę, czy coś podobnego, postać. Podeszła ona do mojej dziewczyny i wyciągnęła dłoń w stronę jej brzucha. Zaklekotało i jej brzuch się otworzył z dźwiękiem, który towarzyszy otwieraniu szampana. Wyleciał z niego czarny jak smoła kruk. Podleciał do drzewa i usiadł na gałęzi obok innych. Wtedy postać odwróciła się w moją stronę i zaczęła coś do mnie mówić w nieznanym mi języku. Kiedy skończyła kruki rzuciły się na moją dziewczynę i zaczęły ją dziobać. Co dziwne nie krzyczała, jednak widać było, że cierpi. Podeszła do mnie i zaczęła mną trząść co mnie obudziło. Po przebudzeniu Weronika faktycznie mną trzęsła i krzyczała żebym się obudził. Szybko ją objąłem, wyściskałem i całowałem ponieważ cieszyłem się, że nic jej nie jest. Zdziwiona czemu tak się zachowuję zapytała co mi jest. Odpowiedziałem, że miałem po prostu koszmar.


Część kolejna wkrótce.
  • 0

#1348

mizantrupia.
  • Postów: 25
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

tytuł: He Stood Against My Window
autor: sabethookl


Nie wiem dlaczego podniosłem wzrok, ale gdy to zrobiłem, spostrzegłem go od razu. Stał za moim oknem. Czoło opierał o szkło, oczy miał nieruchome i jasne, a usta rozciągnięte w jaskrawoczerwonym, kreskówkowym uśmiechu. Po prostu stał sobie przy oknie. Moja żona spała na górze, mój synek w swojej kołysce, a ja nie mogłem się poruszyć; zamarłem z przerażenia i tylko patrzyłem jak gapi się na mnie przez szkło.
Boże, błagam, nie. Uśmiech nie zniknął mu z twarzy, ale podniósł rękę i przesunął ją w dół po szkle, dalej mnie obserwując. Miał zmierzwione włosy, ziemistą cerę i był za oknem.
Nie mogłem nic zrobić. Stałem tam tylko nieruchomo, pomiędzy krzakami, które właśnie przycinałem, patrząc z oddali na mój dom. On stał za moim oknem.





tytuł: Picture Day
autor: royal_antelope


Biorę kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić i próbuję przygładzić rozczochrane włosy palcami. Cała moja reputacja będzie opierać się na tym momencie, zależeć od tego jednego zdjęcia, które stanie się nieśmiertelne w kartach historii. Poprzedniej nocy nie spałem, dopracowując detalicznie ostatnie szczegóły. Najlepiej będzie reprezentować mnie klasyczny, lekki uśmiech, czy poważna postawa myśliciela? A może powinienem zrobić coś kompletnie nadzwyczajnego, czego nie da się zapomnieć po spojrzeniu na fotografię?
Zanim ostatecznie zdecydowałem, oślepił mnie błysk flesza. Zamrugałem kilkakrotnie, próbując pozbyć się migoczących gwiazdek przed oczami. Rozczarowanie odczułem fizycznym wręcz ciężarem na klatce piersiowej. To zdecydowanie nie miało tak wyglądać.
- Proszę wybaczyć - zagaiłem uprzejmie fotografa. - Czy mógłbym prosić o jeszcze jedno?
Policjant nie odpowiedział. Nie potrafił nawet spojrzeć mi w oczy.





tytuł: So I lost my phone...
autor: Lynxx


Wczoraj wieczorem, gdy zbierałem się do wyjścia, mój przyjaciel wciąż mnie pośpieszał, nie chcąc spóźnić się na koncert w lokalnym barze. Dopiero po kilku piwach zorientowałem się, że nie mam telefonu w kieszeni. Sprawdziłem wszędzie - stolik, przy którym siedzieliśmy, łazienki, cały bar. Niestety nigdzie go nie było, użyłem więc komórki kumpla żeby zadzwonić na swój numer. Po dwóch sygnałach ktoś odebrał. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, w słuchawce rozbrzmiał niski, chrypliwy rechot i osoba po drugiej stronie się rozłączyła. Kolejnych telefonów już nie odbierał. Pogodziłem się z tym, że ktoś go ukradł i wróciłem do domu.
Mój telefon spoczywał na moim nocnym stoliku. Dokładnie tam, gdzie go zostawiłem przed wyjściem z domu.

Użytkownik guest edytował ten post 22.08.2013 - 21:35

  • 13

#1349

CierpnacaSkora.
  • Postów: 35
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ostrość Na Nieskończoność

Autor: CierpnacaSkora AKA RivetTheEmperor

Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Podniosłem głowę, oparłem się na łokciach. Mrugnąłem dwukrotnie i przetarłem twarz dłonią. Powoli świat przed moimi oczami nabrał ostrości. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w szpitalu, leżałem na szpitalnym łóżku, a ubrany byłem w typowy kitel pacjenta. Cholera, co się mogło stać? Zdarzyło mi się już kilka razy obudzić w dziwnym miejscu, nic nie pamiętając, ale szpitalne łóżko to już przesada. Wstałem, odrywając przy tym kroplówkę i kilka innych medycznych przyrządów od mojego ciała. Poczułem przeszywający ból w nogach. Zakląłem i zacząłem powoli iść, pokój wypełnił się dźwiękiem klapków stukających o podłogę. Wspomniany pokój był strasznie ciemny. Powoli wyszedłem na korytarz, który był równie kiepsko oświetlony oraz zupełnie pusty. Udałem się w poszukiwaniu recepcji na tyle szybko, na ile pozwalały mi obolałe nogi. Jarzeniówki na suficie mrugały niepokojąco. Raz na jakiś czas słyszałem jakiś hałas, ale w momencie, gdy odwracałem się, aby sprawdzić co ów hałas wywołało, nic nie dostrzegałem. Brzmiało trochę, jakby ktoś przechodził się po pokoju, gdzieś niedaleko mnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszystkie pokoje obok których przechodziłem, były puste. Uznałem, że jestem zmęczony po...po czymkolwiek co sprawiło, że obudziłem się w szpitalu. Po kilku minutach przemierzania mdło-zielonych korytarzy, dotarłem do recepcji. Również i tam nikogo nie było. Bardzo dziwne...Czyżby w mieście coś się stało? Szpital został ewakuowany? Stałem przed pustym biurkiem recepcjonistki. Zacząłem krzyczeć "Halo! Czy ktoś tu jest? Ktokolwiek?" Odpowiedziało mi jedynie echo, ale się nie poddawałem. Po dwóch kolejnych próbach usłyszałem
-Jesteśmy przy tobie... - wysoki, dziwnie zdeformowany kobiecy głos dochodził zza moich pleców. Poczułem jak zimny dreszcz przechodzi wzdłuż mojego kręgosłupa, odwróciłem się gwałtownie. Za mną nie było niczego oprócz drzwi wyjściowych z budynku. Ten głos...musiało mi się wydawać. Nie było sensu zostawać w pustym szpitalu. Udałem się w kierunku drzwi wyjściowych. Na zewnątrz przywitał mnie nocny, jesienny krajobraz. Przeszedłem przez szpitalny parking nie napotykając ani żywej duszy. Nie kojarzyłem tego miejsca... Czy to na pewno było moje rodzinne miasto? Udałem się w dół ulicy, nogi bolały mnie potwornie, ale dałem radę iść bez problemu. Chodnik był niemalże całkiem pokryty zżółkłymi, opadłymi liśćmi, które trzeszczały pod moimi stopami. Wiatr wiał wydając ten specyficzny, świszczący dźwięk. Jedynymi źródłami iluminacji w bezkresnej ciemności były uliczne latarnie. Rozglądałem się, próbując dostrzec cokolwiek. Widziałem jedynie niemalże bezlistne drzewa po swojej lewej oraz prawej stronie. W pewnej chwili wiatr zadął mocniej, a sterta liści zasłoniła mi pole widzenia.
-Wszytko w porządku? - usłyszałem niski, męski głos dochodzący z mojej prawej strony. Obejrzałem się w ów stronę, ale nie zobaczyłem nic. Cholera, czy znów mi się coś przesłyszało? Czy to był tylko wiatr? Zimne dreszcze przeszły przez moje ciało. Zacząłem iść szybciej, niemalże biec. Latarnie uliczne zaczęły mrugać, a po chwili zgasły całkowicie.
-Nie ma już żadnej nadziei... - powiedział inny męski, zdeformowany głos, po którym nastąpiło echo tych słów dobiegające tym razem zewsząd. Nie miałem pojęcia co się dzieje, więc zacząłem biec. Chciałem uciec od tych głosów. Spojrzałem na drzewa na poboczu, wydawały się teraz jeszcze bardziej powykręcane, a na ich korze widniały...twarze? Tak, twarze! Niektóre szyderczo uśmiechnięte, a inne lamentujące. Między drzewami widziałem czerwone światełka. Zbliżały się w moją stronę. Przyśpieszyłem. Spomiędzy drzew zaczęły wyskakiwać włochate...monstra! Miały czarną sierść, pieniące się od śliny pyski o czarnych kłach oraz krwistoczerwone oczy. Skręciło mnie w żołądku i przyśpieszyłem. Biegły za mną szczekając przeraźliwie.
-Pozwól im to zakończyć... - rzekło zdeformowane echo. Drzewa zaczęły się śmiać. Z łzami w oczach biegłem przed siebie. Zeskoczyłem z chodnika i biegłem środkiem drogi. Z prawej strony wyskoczył...pacjent szpitala psychiatrycznego! Miał na sobie kaftan bez rękawów, a na głowie jakieś metalowe ustrojstwo. Dołączył do pościgu krzycząc dziko. Biegłem ile tchu w płucach, ale pościg był coraz bliżej. Czułem ich śmierdzące rozkładem oddechy.
Nagle zobaczyłem przed sobą rozmazane światło. Światło w tunelu? Nie zdążyłem zeskoczyć na bok, światło się rozdzieliło na dwa. Kontury pojazdu nabrały ostrości. Poczułem jak maska samochodu uderza w moje nogi.

Tymczasem, gdzie indziej.

Para w średnim wieku, kobieta oraz mężczyzna wchodzą do szpitalnego pokoju. Kobieta usiadła przy łóżku, tuż za głową leżącego na nim chłopca.
-Jesteśmy przy tobie... - powiedziała powstrzymując się od płaczu. Mężczyzna uchylił okno, a następnie stanął po prawej stronie łóżka.
-Wszystko w porządku...? - rzekł - Synku, jeśli nas słyszysz... - Nie dokończył. Do pokoju wszedł lekarz w podeszłym wieku i okularami na nosie.
-Nie ma już żadnej nadziej... - rzekł z smutkiem w głosie. - Chłopak nigdy już się nie obudzi. Jego mózg jest zbyt uszkodzony. Nawet, gdyby stał się jakiś niemożliwy cud, to chłopak byłby przykuty do wózka do końca życia. Uraz kręgosłupa sprawił, że jest sparaliżowany od pasa w dół. Z jego nóg też dużo nie zostało.
Kobieta zaniosła się płaczem.
-Sugeruję państwu, abyście zakończyli jego oraz swoje cierpienia...To byłoby najrozsądniejsze - rzekł lekarz. Kobieta patrzyła na leżącego chłopca przez chwilę, widać było, że nie może się zdecydować.
-Pozwól im to skończyć...- powiedział mężczyzna, kładąc dłonie na jej ramionach. Kobieta kiwnęła głową. Doktor natomiast podszedł do medycznej aparatury.
-Panie doktorze... - odezwała się nagle kobieta - Czy on...kiedykolwiek słyszał to co do niego mówiliśmy?
-Wątpię. - powiedział stanowczo medyk, odłączając medyczny sprzęt.

Użytkownik CierpnacaSkora edytował ten post 22.08.2013 - 21:41

  • 15

#1350

mizantrupia.
  • Postów: 25
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

tytuł - Only a Mother Could Love
autor - CaseByCase


Matczyna miłość

- Mamo, znów widziałem potwora! - zaszlochał Taylor, uczepiając się spódnicy matki. - W łazience, gapił się na mnie przez okno!
Kobieta zaczęła pocieszać małego chłopca, wyjaśniając mu, że potwory przecież nie istnieją. Na pewno musiał sobie to wyobrazić.
- W porządku - odpowiedział, pociągając nosem. Jak u każdego chłopca w tym wieku, jego myśli bardzo szybko powędrowały gdzieś indziej. - A mogę jutro wyjść na podwórko? Chcę się pobawić z innymi dziećmi.
- Przecież wiesz, że jesteś chory, kochanie - wytłumaczyła mu po raz kolejny i wyciągnęła dłoń, by pogłaskać syna po głowie. Cofnęła ją w ostatnim momencie. - Wyjdziesz wtedy, kiedy poczujesz się lepiej.
Taylor pobiegł do swojej sypialni, by pobawić się samemu, a jego matka obróciła się w stronę milczącego męża stojącego za rogiem korytarza.
- Nie mogę uwierzyć, że znów zostawiłeś otwarte drzwi do łazienki! Przecież wiesz, jak reaguje na widok luster.





tytuł - Elevator Action
autor - funendgames


Zabawy w windzie

Pocałowałem Lucy w szyję, a ona spojrzała na mnie ciepło tymi swoimi ślicznymi, brązowymi oczami i uśmiechnęłasię szeroko. Widziałem tę minę już kilka razy i zawsze prowadziła ona do bardzo przyjemnych momentów. Wsunąłem jej dłoń pod kitel - była studentką medycyny - i zastanawiałem się czy nie zatrzymać windy, nim zniżyłaby się do kolejnego piętra. Było już późno, zatem mogło nie być już nikogo w tej części kampusu.
Zajęci sobą, prawie nie zauważyliśmy jak winda zwolniła i zatrzymała się, a do środka wkroczył mężczyzna wyglądający na nieco zdenerwowanego. Miał na sobie duży fartuch laboratoryjny. Cały był poplamiony i brudny, ale wciąż - to przecież fartuch laboratoryjny. Lucy gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Nic tu się nie dzieje. Szybko wyjąłem rękę spod jej kitla. Absolutnie nic. Mężczyzna stanął naprzeciwko nas, ale nie patrzył w naszą stronę. Wydawał się patrzeć w nicość, jakby był bardzo zamyślony. Kołysał się lekko w przód i tył na stopach. Wyglądał jak stereotypowy profesor żyjący we własnym świecie.
Musiałem bardzo się starać, żeby szeroki, głupkowaty uśmiech nie rozciągnął mi ust - ten facet pewnie był jej nauczycielem, więc musiała być nieco zażenowana. Winda zjechała jeszcze niżej i drzwi się otworzyły. Lucy pociągnęła mnie mocno za rękę, wybiegając na korytarz. Zacząłem się głośno śmiać.
- Kto to był? Twój profesor? - zapytałem ją z rozbawieniem. Zerknąłem przez ramię. On również opuścił windę. Szedł bardzo szybko. Spojrzałem na Lucy i uśmiechnąłem się, ale mina szybko mi zrzedła, gdy w jej dużych, brązowych oczach zobaczyłem panikę.
- Nie - odpowiedziała, chwytając mnie mocniej za rękę i zaczynając biec. - Uczyliśmy się na tym trupie trzy godziny temu.





tytuł - I'm on a boat in the middle of a lake.
autor - jhnsen


Jestem na łodzi na środku jeziora.
Oni nie są szybcy.
Byłem w stanie prześcignąć ich bez problemu.
To nie tylko moja rodzina. Wygląda na to, że to całe miasteczko.
Wciąż stoją wzdłuż brzegu, otaczając jezioro.
Gapią się na mnie.
Zadzwoniłem na policję.
Mieli przyjechać wiele godzin temu.
Wciąż mam nadzieję, że ktoś przybędzie.
Wygląda na to, że oni nie potrafią pływać.
Jezioro nie jest głębokie.
Mogliby dojść do mojej łódki, nie mocząc sobie nawet ramion.

Mam nadzieję, że nie zdają sobie z tego sprawy.
  • 13


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych