Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1351

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

CB Radio

Byłem jeszcze młody, kiedy bawiliśmy się starym CB Radiem mojego taty. Jeśli dobrze pamiętam, miałem 16 lat, kiedy przyniosłem je ze strychu i zapytałem o nie przy kolacji. Tata wyjaśnił mi co to jest – mogłem komunikować się na krótkich falach radiowych z ludźmi w okolicy. Zaproponował, że podłączy je i pokaże mi, jak działa.

Nie było wtedy internetu, więc mój kumpel Tom i ja mieliśmy dużą frajdę używając tego urządzenia. Stało ono w moim pokoju przez kilka miesięcy i dobrze bawiliśmy się, próbując rozmawiać z kierowcami ciężarówek lub farmerami. Wielu z nich nas ignorowało lub zmieniało częstotliwość; my sprawdzaliśmy je wszystkie i gadaliśmy z każdym, kto odpowiedział.

Na kanale 29 zaczęliśmy rozmowę z kimś, kto wydawał się być w naszym wieku. Powiedział, że ma na imię Bobby. Rzadko robiliśmy coś więcej, niż opowiadanie kawałów, albo podawanie fałszywych komunikatów drogowych. To wszystko było ciekawe, ale w końcu, po miesiącu lub dwóch, zdecydowaliśmy się z nim spotkać. Spytaliśmy go o adres – powiedział, że mieszka na farmie, zaraz przy Harris Road, 15 lub 16 mil od naszego miasta.

Pewnego pochmurnego, niedzielnego popołudnia Tom pożyczył samochód od rodziców. Jechaliśmy autostradą w deszczu i skręciliśmy w stronę Harris Road.

Zbliżając się do drogi krajowej, szukaliśmy nazwy farmy lub starego drewnianego znaku, o którym mówił nam Bobby przez radio.

W końcu dojechaliśmy na miejsce, spodziewając się, że będzie na nas czekał.

Zamiast tego zastaliśmy zniszczony, zaniedbany dom, a obok niego rozpadającą się stodołę. Zdrowy rozsądek mówił nam, żeby stamtąd odejść, ale mimo początkowego zdziwienia byliśmy przekonani, że Bobby po prostu tam przesiadywał, że radio znalazł w stodole. Mówił, że właśnie tam przebywał, gdy rozmawialiśmy.

Wysiedliśmy z samochodu i przeszliśmy wyłożoną kamieniami drogą do stodoły. Pchnęliśmy drzwi, które przeraźliwie zaskrzypiały. Zawołaliśmy go po imieniu – nie usłyszeliśmy odpowiedzi, więc postanowiliśmy szukać dalej. Poszliśmy w głąb, Tom szedł z przodu. Po minięciu pierwszego zakrętu znaleźliśmy stary system radiowy stojący na starym stole, włączony, ze świecącym wyświetlaczem i odbiornikiem wydającym szumiące dźwięki.

Ale to, co zmusiło nas do ucieczki, to zgniłe ludzkie zwłoki leżące na ławce.

Autor: Scotty
Źródło: http://creepypasta.w...m/wiki/CB_Radio

  • 2



#1352

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mgła


autor: marcin szeregowy



Witaj pewnie już nie raz w życiu widziałeś mgłę, poprostu przychodzi znikąd, utrzymuje się jakiś czas i znika. W mgle jest ograniczona widoczność, zazwyczaj do 100 m, chociaż bywają i gęstsze mgły, niestety(na szczęście?) rzadko, wtedy ciężko jest dostrzec nawet wyciągniętą rękę. Mgła to poprostu chmury które ,,schodzą" na ziemię, albo para która paruje rano od zbiorników wodnych. To tyle z teorii, tyle każdy wie, lecz pozwól że opowiem ci coś co nie każdy wie. Opowiem ci co się dzieje podczas mgły, kiedy masz ograniczoną widoczność. Jeśli kiedyś byłeś sam, na otwartej przestrzeni, z dala od cywilizacji, podczas mgły i przeżyłeś, to jesteś wielkim szczęściarzem. One czają się we mgle. Tak naprawdę ciężko je nazwać bo nie wiadomo czy to one czy oni, więc ustalmy że to ,,one". Jak każde żywe stworzenie na Ziemi one też muszą się odżywiać, mgła jest czasem ich łowów. Zazwyczaj polują na zwierzęta takie jak króliki, które samotnie biegają po łące. Lecz ich głód jest wielki, one chętnie polowałyby na człowieka, ale człowiek jest istotą społeczną. Zazwyczaj porusza się w grupie a wtedy one boją się zaatakować. Lecz jeśli jakiś człowiek znajdzie się sam podczas mgły, one nie pogardzą takim kąskiem. Im gęstsza jest mgła tym bardziej możesz być pewien że są w pobliżu, oto właśnie im chodzi, żebyś ich nie widział. Stoją zawsze poza zasięgiem twojego wzroku, więc nawet jeśli patrzysz się w ich kierunku to ich nie widzisz, a one czekają aż się odwrócisz żeby podejść bliżej. Najgorsze jest to że nigdy nie wiadomo z której strony nastąpi atak. Mogą cię zaatakować z tyłu kiedy nie będziesz się tego spodziewać, a wtedy łatwo cię upolują. Kim są one? Raczej nie ludźmi, jakimiś stworzeniami które wyewoluowały z naszego wspólnego przodka. Żyją zapewne pod ziemią, kolor skóry mają taki jasno szary. Dlatego idealnie maskują się we mgle. Jeśli kiedykolwiek będzie mgła to pamiętaj aby być w domu i mieć zamknięte okna. Wbrew pozorom one nie boją się blisko podchodzić do domów, czają się pod oknami czekając aż je otworzysz. Jeśli mieszkasz na odludziu i zostawisz dom z otwartymi oknami, a przyjdzie mgła, to one na pewno tam wejdą i będą czekać aż wrócisz. Wtedy jesteś w najgorszej możliwej sytuacji, one czają się na zewnątrz i obserwują cię, ale nie masz gdzie się schować. Jeśli mgła zastanie cię na otwartej przestrzeni szukaj drzew, one nie umieją się wspinać. Przynajmniej ja nie umiem...
  • 2

#1353

d1ler.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Hotel Elisee


Adres i numer telefonu znalazłem w sieci, niestety nie było mozliwości rezerwacji online. Trochę to dziwne w naszych czasach, ale skusiła mnie mała odległość do firmy, którą miałem odwiedzić.

- Hotel Elisee, słucham?
- Dzień dobry, chciałbym zarezerwować pokój dla jednej osoby na 25 listopada.
- Dobrze pan trafił, mamy właśnie promocję, koszt pokoju w tym dniu to tylko 10 $.

Przecież to prawie darmo! - pomyślałem.

- 10 $? Czy dobrze usłyszałem?
- Tak, proszę pana, tylko tyle. Jest pan naszym tysięcznym gościem w tym roku, stąd taka cena, pobieramy tylko opłatę administracyjną.
- W takim razie chętnie skorzystam.

Po podaniu niezbędnych danych recepcjonista potwierdził rezerwację.

Po kilku dniach podjechałem pod hotel. Parterowy budynek, jakieś 100 metrów za ostatnimi na tej ulicy zabudowaniami, lata świetności miał już za sobą. Tu i tam spod tynku widać było cegły, ale mimo to zaryzykowałem. Zawsze przecież mogę zrezygnować i poszukać czegoś innego, a cena kusiła. Wszedłem do środka. Uderzyła mnie nienaturalna cisza, jakbym wraz z zamknięciem drzwi odciął się zupełnie od świata zewnętrznego. Za podniszczonym kontuarem stał młody mężczyzna w nieskazitelnie białej koszuli. Jednak jego twarz, mimo "firmowego" uśmiechu, zdradzała olbrzymie napięcie.

- Witam pana! Pokój juz czeka! - prawie wykrzyknął.

Skąd on wie, że ja to ja? Nie ma innych gości, czy jak? Byłem zbyt zmęczony podróżą, by to roztrząsać. Mężczyzna wcisnął mi do ręki klucz i wskazał koniec korytarza.

- Drugie drzwi na lewo - powiedział.

Poszedłem we wskazanym kierunku i kiedy włożyłem klucz do dziurki, usłyszałem za soba jakiś hałas. Recepcjonista rzucił się do drzwi wyjściowych i zanim zdązyłem cokolwiek zrobić, zniknął za nimi, zostawiając mnie samego. Wszedłem do pokoju. Nie oczekiwałem cudów, ale tego się nie spodziewałem. Ze ścian odłaziła wyblakła tapeta. Dywan w kolorze, którego nikt już by nie odgadł, miał więcej dziur niż szwajcarski ser. Przez czarną od brudu szybę niewiele było widać. Na stojące w rogu łózko wolałem nawet nie patrzeć. Wróciłem do recepcji, postawiłem walizkę i podszedłem do drzwi wejściowych, by rozejrzeć się za recepcjonistą. Były zamknięte na klucz! Szarpnąłem je kilka razy, bez skutku. Ruszyłem na poszukiwanie innego wyjścia, w myślach układając przemowę, jaką uraczę tego pajaca, który wybiegł stąd zatrzaskując drzwi. Po chwili znalazłem tylne wyjście, ale było tak samo zamknięte, jak frontowe. Wróciłem do recepcji i usiadłem na zakurzonej kanapie. Pewnie koleś zaraz wróci, już ja go opierniczę! Mijały minuty, ale nikt nie nadchodził. Z wnętrza budynku nie dobiegał żaden, najmniejszy nawet, odgłos. Zaczęło sie robić coraz później, w dodatku mimo listopadowej pogody było duszno. Okna okazały się tak samo zamknięte, jak drzwi. Co więcej, przez żadne z kilkunastu, które sprawdziłem, nie było widać zupełnie nic! Eh, te jesienne mgły... Duchota robiła się jednak coraz większa, a facet nie wracał.
Trudno - pomyślałem - wybiję któreś okno, nie będę siedział tu nie wiadomo ile. Niech recepcjonista się martwi.Podniosłem kosz na smieci stojący w rogu i podszedłem do najbliższego okna. Wziąłem zamach i uderzyłem z całej siły. Kosz odskoczył, a na szybie nie zauważyłem ani jednej ryski. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz... I jeszcze... Nie wiem, ile razy waliłem w szybę. Ogarnął mnie jakiś irracjonalny lęk, że zostanę tu na zawsze. W końcu szyba pękła. Oczyściłem ramę z resztek i wydostałem się na zewnątrz. Mgła była tak gęsta, że ledwo widziałem koniec mojej wyciągniętej ręki. Co teraz? Zacząłem w myślach odtwarzać drogę, jaką tu przyjechałem. Ostatnim budynkiem na ulicy był bar. Potem już tylko jakies nieużytki i hotel. Skierowałem się w lewo po asfalcie, który bardziej wyczuwałem stopami, niż go widziałem. Nagle potknąłem się o coś i przewracając się przyłożyłem głową w asfalt. Przez chwilę zrobiło mi sie ciemno, ale szybko się pozbierałem. Nogi zaplątały mi się w jakąś szmatę, w której rozpoznałem białą koszulę, czystą, ale podartą, jakby ktoś zerwał ją z siebie w pospiechu. Ruszyłem dalej. Po kilku minutach zamajaczyła przede mną bryła budynku. To chyba ten bar. No, tu przynajmniej ktoś na pewno będzie. Pchnąłem drzwi i...

Wszedłem do recepcji "mojego" hotelu! Przeciez stąd (stamtąd?) przyszedłem! Stałem przez chwilę próbując zebrać myśli. Przy kontuarze zobaczyłem swoją walizkę. No jasne! Przy upadku musiałem stracić poczucie kierunku i zamiast do sklepu, wróciłem do hotelu. Ale przecież drzwi były zamknięte! Pewnie ta łajza recepcjonista wrócił w międzyczasie. Krzyknąłem głośno, ale odpowiedziało mi tylko echo. A trzy mu w cztery! Niech się chowa. I tak tu nie zostanę. Wziąłem walizkę i wyszedłem na ulicę. Tym razem szedłem jeszcze wolniej, starając się wypatrzeć we mgle ewentualne przeszkody. Po chwili dotarłem do baru. Nie! To niemożliwe! Znów stałem przed hotelem!
Przez kolejne kilka godzin próbowałem iść w różnych kierunkach. Zawsze po chwili docierałem do hotelu. To musi być sen! Zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku. Niestety...
Wszedłem do recepcji. Nigdzie ani śladu faceta, w ogóle nikogo... Podniosłem słuchawkę telefonu - głucho. Zacząłem przetrząsać biurko w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Otwierałem kolejną szufladę, gdy dźwięk dzwonka sprawił, że aż podskoczyłem.
Złapałem słuchawkę:

- Halo! Halo!
- Dzien dobry, czy to hotel?
- Proszę posłuchać! Jestem tu uwięziony, nie mogę się wydostać, proszę zawiadomić polic...

W tym momencie połączenie zostało przerwane. Telefon znów był głuchy. Nie wiem, ile czasu spędziłem w tym hotelu. Nie odczuwałem głodu, pragnienia, nie chciało mi się spać, czas płynął jakby obok mnie. Zacząłem snuć się po pokojach, ale w żadnym nie było nic, co byłoby warte uwagi. Usiadłem przy biurku i po raz pierwszy w życiu zupełnie nie wiedziałem, co robić. Bezsensownie wpatrywałem się w przyklejoną do biurka karteczkę z napisem : "Daj mu klucz!!!" Nagle zadzwonił telefon.

- Dzień dobry, ja w sprawie pokoju.
- Proszę się nie rozłączać! Proszę posłuchać! Zostałem tu uwięziony, nie wiem jak, ale...

Usłyszałem jakieś trzaski i w słuchawce zapadła cisza. Do cholery! Mam 28 lat. Czy mam tu spędzić resztę życia? Czy ja w ogóle jeszcze żyję? Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl. Usiadłem w fotelu, telefon postawiłem przed sobą.
Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek:

- Hotel Elisee, słucham? - powiedziałem spokojnie.
- Dzień dobry, czy macie państwo wolne pokoje?
- Tak, oczywiście.
- W takim razie chciałbym zarezerwować jeden na najbliższy poniedziałek, na jedną osobę.
- Dobrze pan trafił, mamy właśnie promocję na ten dzień, koszt pokoju w tym dniu to tylko 10 $. Jest pan naszym tysięcznym gościem w tym roku, stąd taka cena, pobieramy tylko opłatę administracyjną.

Prawie usłyszałem, jak facet po drugiej stronie linii się uśmiechnął.

- W takim razie proszę zarezerwować.

Nie wiedziałem, kiedy będzie poniedziałek, ale plan miałem gotowy. Zamiotłem recepcję, zrobiłem porządek na biurku, przytachałem nawet kwiatek w doniczce, znaleziony w jednym z pokoi, byle by tylko wnętrze wzbudzało choć minimum zaufania. Z walizki wyjąłem świeżą koszulę, przebrałem się, usiadłem i czekałem.

Mężczyzna wszedł szybkim krokiem, podszedł do kontuaru, omiótł wzrokiem recepcję.

- Nie wygląda to zbyt luksusowo... Mam nadzieję, że pokoje są w lepszym stanie?
- Oczywiście, a dla pana mamy nasz apartament - skłamałem gładko.
- W takim razie chciałbym go najpierw obejrzeć.

Wszystko szło strasznie nie tak, czułem to jakoś, choć nie potrafiłem tego sprecyzować. Mój wzrok padł na karteczkę. "Daj mu klucz!!!" No jasne!

- Proszę, oto klucz, drugie drzwi na lewo, proszę się rozejrzeć.

Nie wiedziałem, co się stało. Dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że znów słyszę z zewnątrz odgłosy miasta. Po raz pierwszy od przyjazdu.

W chwili, gdy mężczyzna włożył klucz do dziurki, wybiegłem na zewnątrz. Po mgle nie zostało ani śladu, w oddali zobaczyłem bar i inne budynki. Zacząłem biec w ich stronę, z radości zerwałem z siebie koszulę. Upadła na ulicę, obok innej, już mocno przybrudzonej...

W barze siedział jeden facet. Kogoś mi przypominał. Jakby... jakby dziadek recepcjonisty. Na mój widok zerwał się z krzesła:

- Wiedziałem, że w końcu Ci się uda! Przeczytałeś karteczkę! Ja, zanim na to wpadłem, straciłem czterech klientów. I 78 lat... Tam nie czujesz upływu czasu, ale tu płynie normalnie - dodał, widząc moją minę.

Spojrzałem w lustro. Facet z odbicia przymrużył oczy, ogladając swoją siwiznę i mnóstwo zmarszczek...
  • 17

#1354

mizantrupia.
  • Postów: 25
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny


tytuł - First Words
autor - alatus_corruptrix
tłumaczenie - guest


Pierwsze słowa

Lada dzień nasza mała wypowie swoje pierwsze słowa!
Moja i żona i ja żartobliwie obstawiamy zakłady o to, co powie najpierw - "tata" czy "mama". Nie raz słyszałem, jak nuci w kółko podczas karmienia: "Kto jest dziewczynką mamusi? Kogo mamusia kocha najbardziej?". Czasami nawet nie stara się robić tego subtelnie: "Mama! No dalej, powiedz! Mama!".
Nie przeszkadza mi to. Nadal uważam, że wygram. Kiedy po raz pierwszy przekroczyłem próg z domu z nią w ramionach, ciągle płakała i krzyczała. Moja żona nie potrafiła jej uspokoić, ale ja wiedziałem dokładnie w jakiej pozycji ukołysać ją tak, by zasnęła. Była córeczką tatusia, więc pozwalałem mojej żonie na takie niesprawiedliwe zagrywki.
Usadziłem małą w jej foteliku, a żona i ja zaczęliśmy pieszczotliwie się przekomarzać.
- Mama!
- Tata!
- Powiedz: "mama"!
- Kto jest córusią tatusia?
Wyciągnąłem knebel z jej ślicznych usteczek.
- P...proszę... czego ode mnie chcecie? Proszę, wypuśćcie mnie...
Uśmiech zniknął z twarzy mojej ukochanej. Z ciężkim sercem włożyłem knebel na swoje miejsce, tłumiąc rodzący się w dziewczynie krzyk.
Wziąłem ją w ramiona i zabrałem z powrotem do jej pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz i zgasiłem światła. Kiedy wróciłem, zastałem moją żonę płaczącą w salonie.
- Kochanie, wszystko będzie w porządku - powiedziałem jej. - Następnym razem będzie lepiej. Obiecuję.




tytuł - Mother's Praise
autor - fatheadlargetoe
tłumaczenie - guest


Pochwała matki

Tata powiedział, że nastały ciężkie czasy. Nie mieliśmy wiele pieniędzy. Nie mogliśmy już sobie pozwolić na wiele rzeczy. Pomyślałem sobie, że rodzice na pewno by się ucieszyli, gdybym im jakoś pomógł. Przypomniało mi się co mama mawiała o moim młodszym braciszku. Mały Alfie. Najsłodszy chłopiec pod słońcem! Niebieskie oczy, uśmiech aniołka. Zgadzałem się z tym; wszyscy się zgadzali. Ale miała na niego specjalne powiedzonko.
Małe zawiniątko w mokrym ręczniku pacnęło o stół, przy którym siedziała mama.
- Nie rozumiem, mamusiu. Dlaczego kłamałaś?
Spojrzała na mnie, zupełnie zaskoczona. Rozwinąłem ręcznik, pokazując jej, że nie miała racji.
- Widzisz, mamo? Alfie wcale nie miał serduszka ze złota.




tytuł - Insane?
autor - RossyJ
tłumaczenie - guest


Szaleństwo

Wszyscy myśleliśmy, że jest szalony. Niemal nigdy nie przestawał mówić o trzaskach rozbrzmiewających w jego głowie. W końcu doprowadziło go to do stanu, w którym rozbił sobie głowę o słup na placu w centrum miasta. Zebraliśmy się wokół, by spojrzeć na jego ciało.
Wszyscy zobaczyliśmy, jak wypełzło z pęknięcia na czole.

Użytkownik guest edytował ten post 26.08.2013 - 18:17

  • 9

#1355

michal1.
  • Postów: 8
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witajcie, jest to moja pierwsza CreepyPasta, więc proszę o wyrozumiałość. Zapraszam do przeczytania.

Bar



Koniec szkoły, matura zdana. Czego więcej chcieć od życia. Wystarczyło tylko znaleźć pracę i w końcu zarabiać swoje własne pieniądze. Tak bardzo chciałbym wyjść w sobotni wieczór z kumplami na miasto, odwiedzać ekskluzywne kluby, pić drogie alkohole i bawić się w najlepsze do rana, nie przejmować się marnymi kieszonkowymi otrzymanymi od rodziców. Myśl ta zdeterminowała mnie do podjęcia jakiejkolwiek pracy od zaraz. Na szczęście kierunek szkoły, który skończyłem to praca w restauracji, bądź w barze, więc nie martwiłem się o przyjęcie do jakiegoś lokalu, bo w moim mieście takich nie brakuje. Pierwsze o czym pomyślałem to pewien bar niedaleko mojego domu, jakieś 700 m stąd. Może tam mi się powiedzie i dostane moją pierwszą poważną robotę.

We wtorek napisałem swoje CV i wydrukowałem kilkukrotnie, aby za jednym zamachem zakręcić się w kilku knajpach i zaoferować się jako dodatkowa para rąk do pracy. Oczywiście pierwszym miejscem jakie odwiedziłem to wspomniany wcześniej bar. Dochodząc do niego zauważyłem kartkę na drzwiach z informacją o potrzebie pracownika na stanowisku barmana. Ucieszyłem się bardzo i nie zastanawiając się dłużej, szybkim krokiem wstąpiłem do środka. Nie wyglądał on tak jak go sobie wyobrażałem. Zamiast wesołych, kolorowych plakatów i światełek można było zobaczyć ponure brązowe oraz nieco zniszczone ściany. Idąc dalej moim oczom ukazało się spore pomieszczenie ze stolikami, krzesłami i ławkami. Wszystkie wyglądały na długo używane i nie wymieniane przez spory okres czasu. Jak to w każdej knajpie, bar znajdował się pod jedną ze ścian, na którym była kasa, jakieś szklanki i oczywiście nalewaki do piwa. Za tym wszystkim nie dało się nie zauważyć wielu kolorowych wódek, whisky, rumów itd. W całym lokalu pozapalane były niewielkie żarówki w pewnej odległości od siebie, co dawało smutny , ponury, może nawet i niepokojący klimat. Paru klientów lokalu w wieku ok. 40-50 lat siedziało w środku i popijało piwo.
Podszedłem do lady gdzie stał pewien mężczyzna i od razu zacząłem z nim rozmowę:
- Dzień dobry, chciałbym porozmawiać z kierownikiem baru.
- Ja nim jestem – odpowiedział tonem jakby chciał zakomunikować mi, że ma do czynienia z bezkonkurencyjnym mistrzem prowadzenia baru.
- Przychodzę w sprawie pracy – rzekłem.
- O, to bardzo dobrze – widać było w jego wypowiedzi ekscytację i radość – masz może CV?
- Tak, proszę bardzo – dałem mu je i czułem się tak jak bym dawał napisany sprawdzian do oceny nauczycielowi, nie wiedząc jaki będzie efekt. Po chwili odparł:
- Widzę, że szkoła odpowiednia, brak doświadczenia, ale to nic - po chwili namysłu dodał – no niech będzie, daje ci tę robotę. Praca od poniedziałku do piątku, oczywiście 8 godzin w dniu, na miesiąc dostaniesz no jakieś 1800 zł, pasuje?
- Tak, pasuje – odpowiedziałem, z miłym zaskoczeniem, bo nie spodziewałem się, że dostane aż tyle bez żadnego doświadczenia w zawodzie.
Potem zaczął mi tłumaczyć jak wszystko działa, co do czego dodać, gdzie składować różne rzeczy. Jednak podczas tego wykładu od czasu do czasu rozglądał się nerwowo, zupełnie jakby czuł się przez kogoś lub przez coś obserwowany albo tego czegoś szukał. Kilkukrotnie podczas tych znaków gubił się w swoich wypowiedziach i próbował ukryć lęk, jednak nieskutecznie. Wreszcie skończył gadać, a ja wiedziałem już wszystko o tym barze i gotowy byłem pracować od zaraz. Powiedział mi, że zaczynam od jutra, po czym pożegnałem się z nim i wyszedłem. Jeszcze jedno spojrzenie na drzwi wejściowe, chwila zastanowienia i powrót do domu. Nie zamierzałem już więcej chodzić po mieście i szukać pracy, bo przecież już ją mam - pomyślałem. Jednak kilka rzeczy nie dawało mi spokoju i wywoływało u mnie niepokój, mianowicie kartka na drzwiach. Od kilku dobrych lat co jakiś czas tam wisiała z jedną, tą samą informacją o pracy. Może to brak wywiązywania się z obowiązków przez pracowników, może smutny wystrój, a może mała płaca powodowała rezygnację z pracy. Pieniądze na pewno nie. Co do zarobków, nie małe jak na pierwsza pracę i brak doświadczenia. Nie uważacie, że trochę podejrzane dostać takie pieniądze za taką robotę? Sam nie wiem co o tym myśleć. Uznam to po prostu za szczęście. Była jeszcze jedna rzecz, która najbardziej nie dawała mi spokoju – zachowanie kierownika. Te szybkie ruchy w stronę ciemnych kątów i okien, liczne błędy oraz motanie się w wypowiedziach naprawdę mogły dać do myślenia. Starałem sobie wmówić, że może jest przepracowany lub zmęczony. Postanowiłem o tym wszystkim zapomnieć i cieszyć się z udanego poszukiwania pracy. Reszta dnia minęła mi wesoło w towarzystwie przyjaciół i nic niepokojącego się nie działo. Postanowiłem pójść spać trochę wcześniej, aby wstać wypoczęty oraz nie dać plamy już pierwszego dnia i nie spóźnić się. Nie wiedziałem co czeka mnie jutro, ale nie zamierzałem się nad tym zastanawiać i szybko zasnąłem zagłębiając się w tajemniczej i nie znanej otchłani snów.

Wstałem niechętnie, lekko zaspany. Jeszcze przez chwile miałem w swojej głowie jakiś durny sen, jednak szybko ulotnił się wśród innych myśli. Ubrałem się, zjadłem śniadanie, jednym słowem ogarnąłem i wyszedłem do pracy. Była godzina 8:30, a na zewnątrz pochmurne, brzydkie niebo. Akurat kiedy dochodziłem do baru spotkałem kierownika. Rzucił mi kluczyki do lokalu i powiedział tylko, żebym otworzył i wyszykował wszystko, bo sam musi jechać załatwić pewną sprawę. On odjechał, a ja zostałem sam. Już miałem otworzyć drzwi, kiedy w ciemnym pomieszczeniu knajpy zauważyłem przez okno jakiś ruch, ciemny cień. Szybko obróciłem głowę w jego stronę, jednak nic tam nie zauważyłem. Lekko przestraszony i zdezorientowany zacząłem się oglądać wokół siebie, gdyż od razu przeszyło mnie uczycie bycia obserwowanym. Jedynie bujające się krzaki i drzewa od niespokojnego wiatru szalejącego wokół. Niczego ani nikogo nie zauważyłem i uznałem ten ruch za przywidzenie, bo przecież niedawno wstałem, więc umysł mógł mi płatać figle. Po powrocie do swojego zajęcia otworzyłem w końcu ten bar, wszystko wyszykowałem i czekałem na pierwszych klientów. Minęło trochę czasu, a na zewnątrz zaczęło się przejaśniać i wyszło słońce. Także w lokalu zrobiło się nieco ciekawiej, bo wreszcie przyszło paru klientów i od razu zaczęli pić piwo i żartować miedzy sobą, więc była okazja do rozluźnienia się i śmiechu. Wraz ze słońcem pojawiły się muchy. Już po chwili kilka latało w całym lokalu. Po jakimś czasie było ich sporo. Klienci baru powoli wychodzili, nie dziwiło mnie to, bo przecież był środek tygodnia. Prawie wszyscy wyszli, a mi znowu zaczęła doskwierać nuda i samotność. Został jedynie jeden gość baru. Mężczyzna po pięćdziesiątce, niezadbany, w starych ubraniach, czasami nawet można było poczuć nieprzyjemną woń wydobywającą się z jego osoby. Koło niego było najwięcej much, nie na nim, lecz na ścianie tuż obok. Siedział pod nią z piwem w ręku i zaczął:
- To miejsce zawsze powoduje u mnie, że czuję się przygnębiony i smutny. Też to czujesz?
Już chciałem mu odpowiedzieć kiedy dodał:
- Jak dla mnie to miejsce ma mroczną historię. Często musiałem patrzeć na spiętego kierownika, który ciągle się rozgląda – powiedział otwarcie, po czym dalej zaczął mówić – albo barmani, którzy pracują maksymalnie 2 tygodnie i odchodzą z pracy jako wraki ludzi i do tego ta atmosfera wnętrza. Stałem i słuchałem uważnie mężczyzny. W pewniej chwili wstał i powoli podchodził do lady, aby odłożyć pusty kufel w międzyczasie mówiąc:
- Trzech z nich prawie skończyło w psychiatryku – podszedł do lady, pewnym ruchem postawił kufel i pochylił się blisko mojej twarzy patrząc prosto w oczy. Ja mogłem wtedy poczuć silny, intensywny zapach jego brudnego ciała. Wzięło mnie na wymioty, jednak dalej byłem w tej samej pozycji i nie dawałem niczego po sobie poznać. Rzekł cichym, niskim, bardzo poważnym tonem:
- Jeden nawet – już wiedziałem co powie… - skończył ze sobą na sznurze.
Po tym ostatnim zdaniu przez całe moje ciało przeszły dreszcze, a ja pogrążyłem się w poczuciu niepewności i niepokoju. On wyprostował się i rozluźnił, powoli szedł do wyjścia, uśmiechnął się i dodał:
- No młody, uważaj na siebie – wyszedł, a ja stałem jak wryty i ciągle myślałem o tym co powiedział mi ten klient. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Może uznał, że jestem nowy i chce mnie nastraszyć, jednak zachowanie kierownika i ten ruch przy otwieraniu baru robiły się coraz bardziej podejrzane. Na samą myśl o nawiedzonym miejscu, w którym się znajduję ogarnął mnie strach, a do tego jestem fanem horroru i creepypast, co jeszcze potęgowało uczucie.
- I zrób coś z tymi muchami - krzyknął chwilę temu obecny gość knajpy, będący teraz za drzwiami wyjściowymi z baru w drodze do swojego celu.
Od razu spojrzałem na ścianę naprzeciwko mnie, obok której siedział mężczyzna. Były tam, gromadziło ich się coraz więcej – muchy. Wpadłem na pomysł zamontowania lepu na muchy koło ściany i w tym celu poszedłem po niego na magazyn. Kiedy w końcu go znalazłem i już chciałem się kierować do baru, wtedy usłyszałem głośny huk, i dźwięk pobitego szkła rozprzestrzeniającego się po całym pomieszczeniu, spowodowany siłą uderzenia. Zamarłem. Słyszałem przyspieszające uderzenia serca, poczułem zimny pot na całym ciele. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to kufel, który stał na ladzie po ostatnim kliencie. Pomyślałem, że muszę przecież tam wrócić i to posprzątać, ale nie mogłem. Nie mogłem tego zrobić, za bardzo się bałem. To na pewno żaden z ludzi, bo nikogo tam, nie było, a nie słyszałem, żeby ktoś wchodził. Pytanie więc brzmiało, nie kto, ale co to zrzuciło. Nie było to jednak teraz ważne. Miałem zadanie tam iść i zrobić swoje. „Bądź mężczyzną” rzekłem do siebie i powoli, niepewnie zacząłem podążać w stronę lady. Prawie jestem na miejscu i… nic. Jedynie pobity kufel. Sięgnąłem po zmiotkę oraz szufelkę i szybko to pozamiatałem. Podczas tego, rozglądałem się w różnych kierunkach pod wpływem lęku, aby sprawdzić, czy nic mnie nie obserwuje. Po wszystkim wstałem i spoglądnąłem na ścianę z muchami. Ciągle tam były. Podszedłem do miejsca, gdzie się gromadziły i postanowiłem gdzieś obok powiesić lep. Ciągle w mojej głowie słyszałem ten cholerny kufel uderzający o podłogę. Starałem się wymyślić w jaki sposób mógł się roztrzaskać, lecz do głowy przychodziło mi tylko wyobrażenie ducha, który zrzuca go na ziemię. Powodowało to u mnie przerażenie, przez które rozglądałem się po całym barze z nadzieją, że go nie zobaczę. Po zawieszeniu pułapki pod ścianą, wpatrywałem się w nią i patrzyłem jak muchy zaczynają na nią siadać jedna za drugą. Myślami jednak byłem wciąż w momencie upadku kufla i raz za razem odtwarzałem ten wstrętny dźwięk rozbijanego szkła.
Po chwili nadal z poczuciem niepokoju powróciłem do lady i czekałem na klientów. Niedługo trzeba było czekać na niego. Po nim do baru wstąpiło jeszcze kilku i atmosfera od razu się rozluźniła. Coraz mniej myślałem o tym dziwnym incydencie i optymistycznie wpajałem sobie, że to na pewno albo jakiś szczur, albo może kufel stał na kancie lady i się zsunął. Nie chciałem już więcej się nad tym zastanawiać. Razem z klientami podłapaliśmy jakiś wspólny temat i zaczęliśmy rozmowę. Czas mijał, a słońce na zewnątrz zaczęło wychodzić z za chmur i od razu zrobiło się cieplej. Kiedy w końcu moja zmiana dobiegała końca do lokalu wszedł szef i oznajmił mi, że mogę już iść do domu i on wedle grafiku poprowadzi bar do końca dnia. Widziałem na jego twarzy zrezygnowanie i lekki niepokój. Zastanawiałem się i chyba zacząłem pojmować czemu chodzi wciąż taki zdenerwowany. Jeżeli on widzi rzeczy i zjawiska, których ja tak bardzo się boję i nie chce zobaczyć? Nie chciałem już o tym myśleć, szybko pożegnałem się z szefem oraz klientami baru i prędkim krokiem podążyłem w stronę domu. Jedynie tam mogłem poczuć się spokojnie.

Późno poszedłem do łóżka. Niestety prawie całą noc nie mogłem spać. Jedynie na chwilę udało się zasnąć. Śnił mi się ten przeklęty bar i jakaś ciemna postać wpatrująca się prosto we mnie z rogu pomieszczenia. Po obudzeniu spojrzałem na zegarek, który wybijał godzinę 3 nad ranem. Czy to zawsze musi być ta sama cholerna słynna godzina 3? Uznałem to za bzdurę i pragnąłem znów zasnąć, lecz do samego dzwonka budzika leżałem i myślałem nad tym miejscem. Wstałem i postanowiłem, że nie będę już się tym przejmować i porostu zobaczę co przyniesie nowy dzień. Jak zwykle ogarnąłem się i wyszedłem z domu. Słońce dawało się we znaki i oznaczało ciepły dzień. Dotarłem do baru i ujrzałem szefa. Jak zwykle był zestresowany i rozkojarzony. Nic nie powiedział, tylko otworzył bar i wpuścił mnie do środka. Przygotowałem się do pracy i stanąłem za ladą. Mój przełożony gdzieś pojechał, a ja zostałem sam. Od razu poczułem niepokój jednak z czasem przemijał. Nawet pomimo tak pięknej pogody, bar odwiedzało nadzwyczaj mało klientów. Jedynie paru wstąpiło na piwko. W całym lokalu było już ciepło od nagrzanych murów budynku. Kiedy minęła siódma godzina mojej pracy, stwierdziłem, że wczorajsza sytuacja z kuflem to jedynie jakieś nieporozumienie. Okazywałem szczęście, że nic się nie wydarzyło. Popatrzyłem na lep do much. Był cały w robactwie i postanowiłem go zmienić na nowy. W tym celu wybrałem się na magazyn, aby go znaleźć. Przyszedł mi do głowy dziwny pomysł. Wziąłem do ręki jeden z kufli i postawiłem na ladzie. Niepewnym krokiem pokierowałem się do składu, szukając muchołapa i nasłuchiwałem czegoś podejrzanego, jednak nic się nie działo. W końcu go znalazłem i wróciłem do baru. Obejrzałem cały bar i doszedłem do wniosku, że nic się nie stało. Zadowolony udałem się pod ścianę, by wykonać wyznaczone przez siebie zadanie. Właśnie skończyłem montować pułapkę, kiedy do moich nozdrzy doszedł okrutny odór gnijącego mięsa. Zakręciło mi się w głowie i dostałem mdłości, aż musiałem się oprzeć o krzesło, żeby nie upaść. Nigdy wcześniej nie czułem takiego smrodu. Byłem zdezorientowany, co tak zaśmierdziało. Czyżby było coś pod stołem? Może ktoś zrobił ze mnie żart? Nie wiedziałem skąd dochodził, bo nic w okolicy tej ściany i stolików nie znalazłem. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że to ten smród przyciąga tyle much. Tylko jakim cudem ta ściana tak śmierdziała? Pomyślałem żeby poinformować o tym szefa jak skończę zmianę. Kilkadziesiąt minut później do lokalu wstąpił przełożony, gdy zmiana dobiegła końca. Powiedziałem mu o tym przykrym zapachu. On popatrzył na to i rzekł z obojętnością, żebym się tym nie przejmował, bo co jakiś czas ta ściana brzydko pachnie, najczęściej w lato, kiedy mury się nagrzeją, jednak zapach ten czuć tylko kilka, kilkanaście dni w roku. Bardzo zdziwiło mnie to co oznajmił mi szef. Czyżby nie miał pieniędzy na remont tej ściany? Może nikomu to nie przeszkadzało i nie było sensu tego robić? Sam nie wiem. Po naszej rozmowie odesłał mnie do domu i sam przejął rolę barmana lokalu. Ja wróciłem do domu, później spotkałem się z przyjaciółmi, jednak nie chciałem im nic mówić, pewnie wyśmiali by mnie, że mam jakieś "schizy" czy coś takiego. Była to kolejna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Jednak wiedziałem jedno, że muszę się za wszelką cenę dowiedzieć co jest nie tak z tym barem.

Nadeszła kolejna noc i cholera znowu ta bezsenność. Kilka przeleżanych i przemyślanych godzin, jedynie krótki czas odpoczynku sennego i znowu ten koszmar. Stoję za ladą i patrzę na postać, która znajduje się w najbardziej oddalonym ode mnie kącie baru. Tym razem to coś jest wyraźniejsze i jest nieco bliżej mnie, jednak tak samo jak wcześniej, nie można w niej zobaczyć nic oprócz głębokiej czerni. Mało tego, wokół niej emanuje ciemna energia, jakby zabierała całe światło dookoła siebie. Obudziłem się w strachu i poczuciu, że nie jestem sam w pokoju. Szybko rozglądnąłem się, ale na szczęście nic podejrzanego nie zauważyłem. Ciągle miałem w głowie tą postać, jednak spokój zaczął ogarniać moją duszę. Uśmiechnąłem się do siebie, bo uświadomiłem sobie, że to już piątek, czyli ostatni dzień pracy w tym tygodniu. Do tego trzeba wziąć pod uwagę dzisiejszą imprezę u kolegi, na której będzie okazja do rozluźnienia. Z tą pozytywną myślą szybko wstałem, ułożyłem się do ładu i podążyłem do pracy.
Doszedłem do pracy i mimo optymistycznej myśli o imprezie ogarnęło mną przygnębienie spowodowane smutna atmosferą baru. Oczywiście spotkałem szefa na wejściu i jak zwykle wyglądał źle, aż zrobiło mi się go żal, bo bez przerwy władał nim stres i zaniepokojenie. Spytałem go z troską w głosie:
- Coś się stało? Ma pan jakieś problemy?
On mi na to odpowiedział zimnym, zrezygnowanym tonem:
- Nie interesuj się młody i rób swoje.
Zbesztany zacząłem rozkładać rzeczy na ladzie, w tym czasie on wyszedł i powiedział, że idzie załatwiać swoje sprawy.
Czekałem i czekałem, jednak nikt nie przychodził do baru. Owszem, nie było tak słonecznie jak dzień wcześniej, ale to był piątek, koniec tygodnia, więc ktoś powinien przyjść na piwo. Już druga godzina bez klienta, a zmęczenie ostro dawało się we znaki, nie dziwi mnie to, bo przecież dwie noce pod rząd nie spałem. Pomyślałem nad książka Kinga. Mistrz horroru na pewno sprawi, że na dobre się obudzę. Wyciągnąłem spod lady swoją lekturę i kontynuowałem nie skończony kiedyś rozdział. Przeczytałem pierwszą stronę, drugą, trzecią i tak dalej. Coraz bardziej zagłębiałem się w opowieści. W pewniej chwili poczułem wielkie zmęczenie i moja głowa w końcu wylądowała w książce. Trwało to jednak nie długo, bo po kilku sekundach jakimś sposobem udało mi się obudzić. Spoliczkowałem się kilka razy i mówiłem pod nosem, że przecież nie mogę spać w robocie i znowu powróciłem do czytania. Nagle mój zmysł węchu poczuł potworny smród. Był to ten sam zapach zgnilizny co pod ścianą jednak ze spotęgowaną siłą. Podniosłem wzrok w celu zlokalizowania przyczyny i kątem oka zauważyłem jakiś cień w rogu baru. Spojrzałem tam, a moje serce zamarło. Stała tam. To ta sama postać z moich snów. Stała i gapiła się na mnie swoimi szeroko otwartymi oczami. Wiem to, bo zamiast samej czerni tym razem zobaczyłem jej całą osobę. Miała długie rozczochrane włosy. Jej twarz była niezwykle przerażająca. Prawie cała pokrywa ciemną zaschniętą już krwią oraz rozkładającym się, starym mięsem i skórą. Okrywała ją biała, jednak zniszczona i brudna długa koszula bez rękawów sięgająca do kolan. Ręce i nogi tak samo jak twarz były zgnite i pokryte bordową cieczą. Poruszając lekko głową i rękami na różne strony dało się usłyszeć plaskanie mięsa i strzelane połamanych kości. Sterczałem tak wryty nie mogąc poruszyć żadną częścią ciała, gdyż ogarniał mną nieludzki wręcz strach. Nie dało go się porównać do żadnego innego lęku. Poczułem tylko, że nogi uginają się pode mną, a ręce drżą z przerażenia. Nagle zjawa powoli podniosła rękę i wskazała na ścianę, gdzie znajdowało się pełno much. Na tą samą, z której wydobywał się poprzedniego dnia odór. Potem otworzyła szeroko usta i krzyknęła z całej siły. Jej głos był niewiarygodnie donośny, tak że od razu rozbolała mnie głowa i doświadczyłem silnego uczucia słabości. Odruchowo chwyciłem się za głowę i zamknąłem oczy, a twarz wygiąłem w grymasie cierpienia. Dłużej nie mogłem tego wytrzymać. W jednej chwili zapanowała cisza i spokój. Otworzyłem oczy, a jedynym widokiem były strony książki. Szybko zdałem sobie sprawę, że to był okropny sen, lecz nadal przed oczami wyobraźni miałem tą straszliwą twarz, a strach nadal władał mną całym. Rozglądnąłem się. Nie było jej. W pierwszej chwili poczułem ulgę, ale nie na długo. Zamiast postaci zobaczyłem długi pas krwi. Przypominał ślad, jakby ktoś ciągnął obficie wykrwawiające się ciało po podłodze. Rozciągał się od drzwi wejściowych do tej cholernej tajemniczej ściany. Ona też była nie w porządku. Wokół niej latało więcej much niż normalnie, a tynk i farba częściowo wykruszyły się na podłogę. Drzwi trzasnęły. Serce biło jak oszalałe. Ponownie trzasnęły. Szybkie spojrzenie w ich stronę. To żaden człowiek, dziwnym przerażającym sposobem same trzaskały. Nagle parę szklanek spadło na podłogę. Dźwięk trzaskania i pobijania szklanek mieszały się ze sobą. Po chwili do tego doszły okna. Niespokojnie i gwałtownie poruszały się w jedną i drugą stronę. Chciałem się obudzić, ale wiedziałem, że nie mogłem, bo to wcale nie był sen. Tak bardzo się bałem, tak bardzo chciałem uciekać. Najszybciej jak mogłem zacząłem biec w stronę wyjścia, jednak kiedy już koło nich byłem, zatrzasnęły się na dobre. Zdezorientowany nie wiedziałem co robić. W tej kakofonii różnych dźwięków stukania, niszczenia i spadającego szkła mogłem również usłyszeć szepty. Były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Brzmiały bardzo dziwnie, powtarzały się w różnych kolejnościach. Głosy, które słyszałem w moim umyśle to: "ściana", "magazyn", "kilof", "tajemnica", "wolność". W tym momencie przypomniał mi się koszmar i wskazywana przez upiór ściana. Zamiast strachu, całe moje ciało zaczęła ogarniać złość. To wszystko działo się tak szybko. Podążyłem za wskazówkami tajemniczych słów z mojego umysłu i pobiegłem na magazyn. Leżał tam. Kilof. Nie wiem jakim sposobem znajdował się akurat tu. To było bardzo dziwne. Pewnym ruchem wziąłem go do ręki i podążyłem do ściany. Przerażające dźwięki okien i szklanek nie dawały mi spokoju. Zaczerpnąłem głęboki oddech, zamachnąłem się i padło pierwsze uderzenie. Po nim drugie, trzecie i następne. Waliłem narzędziem nieprzerwanie. Złość przerodziła się w prawdziwą furię. Biłem i biłem, bez opamiętania. Wszędzie tylko pył, tynk i kawałki cegieł. Szepty przerodziły się z czasem w krzyki, a okna i szklanki wydawały dźwięk jeszcze donośniej. Nagle zauważyłem na ostrzu kilofa krew i strzępy ludzkiego ciała. Jednak jakimś niewytłumaczalnym sposobem nie dałem rady przestać, mimo takiego widoku. Dotarło to do mnie dopiero jak wykułem całą rękę, która powoli osunęła się na podłogę. Widząc to doznałem głębokiego szoku. Wraz z tym wszystkie hałasy i szepty ucichły, a ja dostałem torsji. Powrócił strach, a ja z obrzydzenia puściłem pawia. Obraz przed oczami zaczęła ogarniać czerń, aż w końcu straciłem przytomność.

Obudziłem się w innym miejscu, którego nie mogłem zlokalizować. Po chwili jednak poznałem, że to szpital. Obejrzałem całe pomieszczenie wzrokiem. Na korytarzu spostrzegłem mojego przyjaciela, który siedział na krześle. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, on krzyknął, że sie ocknąłem i w kilka sekund moja rodzina i kilki przyjaciół znajdowało się przy łóżku. Wszyscy zaczęli zadawać pytania jak się czuję, czy wszystko w porządku. Po chwili do sali przyszedł lekarz uspokajając całą grupę. Powiedział do mnie:
- To straszne co przeżyłeś w tym barze. Znalazł cię jeden z klientów i zadzwonił po policję. Cały szpital o Tobie mówi, skąd wiedziałeś, że tam jest jakieś ciało?
- Przeczucie - Odpowiedziałem mu niechętnie i leniwie.
- Byłeś nieprzytomny 2 dni - rzekła mama ze zmartwieniem w głosie. Ja na to zapytałem:
- A co z szefem, gdy dowiedział się o...
- Znaleziono go w mieszkaniu. Nie wytrzymał chłop i powiesił się jak doszły go słuchy o twoim odkryciu - usłyszałem głos zza lekarza. Poznałem, że to policjant po ubiorze. Po chwili dodał - będziemy musieli cię przesłuchać jak już zostaniesz wypisany.

Wyszedłem ze szpitala po 5 dniach. Bardzo wyczerpały mnie te całe procedury przesłuchania i trudnych pytań. Powiedziałem im o dziwnym zapachu, który skłonił mnie do kucia w ścianie. Nie potrafiłem jednak wyjaśnić skąd w magazynie znalazł się kilof i czemu na ziemi było tyle krwi i potłuczonych szklanek. Oni w zamian opowiedzieli mi cała historię, którą ułożyli w jedną całość po odkryciu przeze mnie ciała. Podobno 20 lat temu facet pod wpływem gniewu zabił swoją żonę podczas kłótni. Nie wiedział co zrobić z ciałem. Akurat budował gmach, w którym był bar. W makabryczny sposób poćwiartował jej zwłoki i zamurował tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Otworzył tam lokal, długo jednak nie mógł tam wytrzymać ze świadomością, że obok niego w ścianie leży zmasakrowana żona, więc sprzedał go. Kupił go twój szef, który po odkryciu przez ciebie tajemnicy popełnił samobójstwo. Pomyślałem, że pewnie go też nawiedzała przez cały ten czas, stąd to załamanie nerwowe.
Od samego słuchania włosy stanęły mi dęba i przeszły mnie okropne ciarki. Od razu zapisałem się do psychologa, bo nadal bałem się, że zobaczę tą postać z baru. Ciągle czułem niepokój i chciałem zapomnieć o tym na dobre.

Teraz jest już lepiej. Udało mi się zapanować nad tym lękiem i czuję się dobrze. Znalazłem nową pracę i jestem szczęśliwy, że to już koniec. Siedzę sam w domu i piszę dla Was moją historię, ale zaraz... Co to za okropny smród...

Autor: Michał Karwaszewski


  • 1

#1356

Black_Dream.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Miłość wszystko zwycięży.


Poznała go podczas jednego z wielu samotnych wieczorów. Szła parkiem, on siedział na ławce i wydawał się być nieobecny. Postanowiła usiąść obok niego. Był smutny czy po prostu zamyślony? Gdy tylko ją zobaczył uśmiechnął się do niej zalotnie. Widziała w jego oczach smutek. Ale wydawał się bardzo sympatyczny.
-Cześć! - usłyszała po chwili.
Tylko delikatnie się uśmiechnęła.
-Co robisz sama o tej porze w parku?
-Nie mogę spać więc postanowiłam wybrać się na spacer. Piękny wieczór,prawda?
W odpowiedzi uzyskała tylko porozumiewawcze spojrzenie.
Minął miesiąc a oni niemal codziennie spotykali się na tej pamiętnej ławce. Opowiedział jej o swoim smutnym życiu. Zawsze był czarną owcą mimo że bardzo się starał. Rodzice nawet nie chcieli z nim rozmawiać. Gotował obiady, których nie chcieli jeść,sprzątał, robił pranie. Mimo niedocenienia przez rodziców był na swój sposób szczęśliwy. Wiedział,że robi więcej niż ktokolwiek inny dlatego był dumny z siebie. Najbardziej urzekło ją to jak z łzami w oczach mówił jej,że bardzo chciałby znaleźć miłość swojego życia,że dbałby o kobietę tak samo jak dbał o swoją rodzinę. Nawet w nocy opiekował się swoimi schorowanymi rodzicami. Dużo o nich opowiadał. Widocznie bardzo ich kochał.
Kobieta wracając do domu uśmiechała się do siebie. Ciągle o nim myślała, nie mogła skupić się na niczym innym. Był to jej wymarzony ideał. Przystojny, szarmancki, z dobrym sercem. Tak, to jest to o czym marzy każda kobieta.
Następnego dnia zaprosił ją do siebie. Chciał by poznała jego rodziców. Wtedy też pierwszy raz powiedział jak bardzo ją kocha. Powiedział, że czuje, że to właśnie ona jest tą jedyną.
Mimo stresu jaki odczuwała przed poznaniem jego rodziny, nie dawała tego po sobie poznać. Była szczęśliwa. Tak, wreszcie szczery uśmiech niemal nie schodził jej z ust.
Poczuła dziwny chłód wchodząc do jego domu. On natychmiast zamknął drzwi, wyjaśniając, że zawsze to robi, ponieważ boi się złodziei i włamywaczy. Może bał się czegoś więcej? Kobieta rozglądała się po domu. Był bardzo zadbany i przytulny. Wszędzie panował porządek. Zniknął, pojawiając się za chwilę z półmiskiem pełnym pyszności.
W pokoju panował półmrok. Dziewczyna natychmiast pomyślała, że może to z powodu choroby jego rodziców. Zauważyła w drugiej części pokoju dwie postacie. Siedzieli na fotelach patrząc w stronę włączonego telewizora.
-Dzień dobry, jestem Kate! - w odpowiedzi usłyszała głuchą ciszę.
-Nie przejmuj się - rzekł chłopak - Na pewno Cię polubią. Oprócz mnie nie mają nikogo. Będą szczęśliwi móc Cię gościć u siebie.
Chłopak znów zniknął w kuchni, gwizdając przy tym wesoło.
Dziewczyna postanowiła podejść do nich by zamienić z nimi choć kilka zdań. To co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach. Na fotelach siedziały dwa trupy, w lekkim stanie rozkładu. Podejrzewała,że długo już są martwi lecz mężczyzna dobrze je zakonserwował. Siedzieli i patrzyli nieruchomo przed siebie. Mieli wypatroszone wnętrzności. Mężczyźnie brakowało nogi, a kobiecie obu rąk. Dziewczyna była przerażona. Postanowiła jak najszybciej stamtąd uciekać, ale przypomniała sobie, że drzwi są zamknięte. W pośpiechu otworzyła więc okno lecz w tym momencie usłyszała ciche gwizdanie tuż za sobą. Odwróciła się i ujrzała twarz człowieka, którego uważała za ideał. W tym momencie przestał gwizdać. Uśmiechnął się tylko smutno i powiedział, że jego rodzice zawsze są tacy milczący. Kobieta dobrze wiedziała co jest tego przyczyną. Byli martwi!
Mężczyzna uśmiechnął się ponownie, tym razem bardziej wesoło niż zwykle. Zaprosił kobietę do stołu. Najmocniej jak potrafił chwycił ją za nadgarstek, po czym zamknął okno bo dobrze wiedział co planuje zrobić. Była sparaliżowana ze strachu. Usiadła posłusznie naprzeciwko jego rodziców, drżąc i cicho łkając.
-Widzisz,polubili Cię! Mama poświęciła nawet własną rękę bym przygotował Ci obiad!
Mężczyzna podsunął dwa talerze pod martwe ciała swoich rodziców, po czym podał go także swojej ukochanej.
Milion myśli przepływało przez jej głowę. Muszę uciekać! Jak najszybciej!
Chłopak jakby słysząc jej myśli, chwycił ją za dłonie i mocno pocałował. Po chwili poczuła straszny ból w środkowej części brzucha. Spojrzała i zauważyła mnóstwo krwi.
-Będziesz ze mną na zawsze.
To ostatnie słowa jakie usłyszała. Osunęła się nieprzytomna. Mężczyzna kilka razy jeszcze zadał jej cios w brzuch i z radością oblizał nóż.

Kobieta stała się jednym z jego martwych eksponatów. Siedziała tuż przy jego rodzicach z wzrokiem utkwionym w ścianę. Mężczyzna gotował, sprzątał, gwizdając przy tym radośnie. Często mówił do swojej ukochanej. Opowiadał jak będzie wyglądało ich wesele. Powiedział, że bardzo ją kocha. Jednak po chwili zasmucił się i spojrzał prosto w martwe oczy wybranki. Patrzył, jakby szukając odpowiedzi, choć zazwyczaj sam odpowiadał sobie na zadane przez siebie pytania. Popatrzył raz jeszcze po czym smutno zapytał:
-Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?


Historia mojego autorstwa.

Użytkownik Black_Dream edytował ten post 28.08.2013 - 12:41

  • 8

#1357

michal1.
  • Postów: 8
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Podróże we śnie



To wszystko zaczęło się całkiem niedawno, a konkretnie jakieś pół roku temu. Jakiś czas wcześniej napotkałem w intrenecie na różne miejskie legendy zwane CreepyPastami. Bardzo zainteresowałem się tą dziedziną, codziennie spędzałem dużo czasu na czytaniu i słuchaniu tych opowiadań. Lubiłem wszystkie, bez wyjątku, od tych krwawych rzezi, po te o duchach oraz zjawach, aż do snów świadomych i astralnych. Zwłaszcza te ostatnie wywołały u mnie dużą fascynację, ponieważ były najbardziej prawdopodobne w rzeczywistym świecie. Sam chciałem osiągnąć ten stan podczas marzeń sennych.

W tym celu zacząłem wyszukiwać różnorodne poradniki. Wszystkie wydawały mi się dosyć skomplikowane i trudne, ale nie zamierzałem tracić chęci. Nie czekając długo, chciałem sprawdzić jeden ze sposobów w pierwszą noc po odnalezieniu kilku poradników. Bez zastanowienia wybrałem najprostszy sposób jaki znalazłem, tłumacząc sobie, że najprostsze rozwiązania są najlepsze.

Pamiętam, że to była środa. Cały dzień chodziłem podekscytowany, nie mogąc się doczekać pory spania. Kiedy wreszcie nadchodziła godzina 23, jeszcze raz przeczytałem instrukcję snu astralnego i w końcu położyłem się w swoim łóżku. Wcześniej upewniłem się, że nic nie będzie zakłócać mojego spokoju, więc w tym celu wyłączyłem telefon i wyjąłem baterię z budzika na szafce nocnej. Zamknąłem oczy i powoli wyciszałem się zapominając o problemach codziennego dnia. Całe moje ciało ogarnęło przyjemne zimno świeżej pościeli, która z czasem robiła się coraz cieplejsza. Za wszelka cenę próbowałem osiągnąć spokój fizyczny i psychiczny, zagłębiając się w transie. Moje myśli tak jak w poradniku skupiały się jedynie na przekraczaniu barier lub ściany, która mnie otaczała. Jak alpinista wspina się na sam szczyt najwyższej góry, albo jak piękny motyl opuszcza kokon gąsienicy, tak samo ja chciałem duszą wyjść z mojego ciała. Wyobrażenia stawały się coraz bardziej intensywne, czułem jak łagodnie odpływam, tracę kontakt ze światem realnym i zagłębiam się w otchłań snów...

Obudziłem się. Przed moimi oczami jedynie sufit. Za oknami już słońce dawało się we znaki. Rozejrzałem się leniwie po pokoju. Wszystko było całkiem normalne. "Chyba nic z tego nie wyszło" pomyślałem, powoli wstałem i udałem się w stronę kuchni. Po drodze nieszczęśliwie uderzyłem się małym palcem u nogi we framugę. "Na pewno nic z tego nie wyszło" wyszeptałem pod nosem, zdając sobie sprawę, że to rzeczywistość. W kuchni zrobiłem sobie śniadanie i poszedłem do salonu oglądać telewizję. Podczas jedzenia i słuchania porannych informacji przy telewizorze zastanawiałem się co poszło nie tak. Po dłuższym namyśle postanowiłem nie poddawać się i jeszcze raz poczytać poradnik.

Po śniadaniu ubrałem się i cała reszta dnia minęła mi podobnie jak wczoraj. Siedziałem przy komputerze i czytałem portale oraz fora poświęcone tematyce snów. Dowiedziałem się, że nie należy się poddawać, bo sen astralny nie przychodzi łatwo. Wielu użytkowników tych stron internetowych napisało, żeby podczas zasypiania należy wyobrazić siebie w łóżku oczami trzeciej osoby. "Niegłupie" burknąłem pod nosem i chciałem wytestować tą metodę podczas następnej próby.

Zbliżała się godzina 23, a ja przygotowany położyłem się do łóżka. Zastosowałem wszystkie procedury tak jak poprzednio wraz z wyobrażeniem siebie stojącym obok mojego ciała. Powoli zasypiam w transie z nadzieją, że to zakończy się to sukcesem. Już prawie byłem w innej rzeczywistości i... budzę się. Przed oczami to samo co zeszłego poranka: sufit, słońce i mój pokój. W głowie jedynie jakiś porypany sen, który nie ma nic wspólnego z podróżą astralną. Wkurzony wstałem i tak samo jak wczoraj udałem się zjeść śniadanie. Rutynowo minął mi dzień na tych samych czynnościach jak zawsze: telewizja, informacje i czytanie miejskich legend oraz porad kontrolowania snów. Wakacje czasami potrafią być takie nudne. Na szczęście przypomniałem sobie, że dzisiaj jest piątek, więc będzie okazja do spotkania z przyjaciółmi, rozluźnienia się oraz napicia piwka. Wieczorem wyszedłem z domu bez zamiaru kiszenia się w pokoju. Trochę byłem zawiedziony, gdyż nie będę miał okazji wyjść w nocy z ciała, ale ważniejsi byli dzisiaj przyjaciele i wspólne spotkanie.

Imprezka u kolegi jak zawsze wyszła bardzo dobrze. Te rozmowy o wszystkim i o niczym, picie piwa i wspaniałe towarzystwo. Do domu wróciłem dobrze "podchmielony", więc nie myślałem nawet o wychodzeniu z ciała podczas snu. Po za tym i tak nic by z tego nie było, gdyż zaraz jak poczułem moje łóżko zasnąłem od razu. Wstałem późnym rankiem z kacem, suszą w gębie i upierdliwym bólem głowy. "Zawsze to samo" wyszeptałem do siebie leżąc jeszcze w pokoju, po czym wstałem, by wreszcie doprowadzić się do ładu. Poszedłem pod prysznic, ubrałem się i postanowiłem poczytać CreepyPasty. Tak minęła mi cała sobota, a wieczorem ponowne spotkanie ze znajomymi. Postanowiłem, że w niedzielę spróbuje snu astralnego.

Niedziela przeciągała się w nieskończoność, jak to zwykle niedziela. Nareszcie dobijała późna godzina wieczorna, a ja poszedłem spać. Zrobiłem wszystko to co należy i znowu nic. To samo w poniedziałek i wtorek. Zaczęło mnie to irytować. Tyle starania i nic. Coraz bardziej wątpiłem w tą metodę, dałem sobie warunek. Jeżeli nie uda się następnej nocy to chrzanie całe te sny.

Środa była przełomem. Myślę, że wtedy się udało. Po zaśnięciu, moje wyobrażenie stojącego mnie obok łóżka podczas snu stało się niezwykle realistyczne. Sterczałem na samym środku pokoju i oglądałem... siebie. To bardzo niezwykłe oglądać się bez pomocy lustra. Odkryłem, że mogę poruszać się po pokoju bez żadnego problemu. Podekscytowany postanowiłem popatrzeć przez okno. Zobaczyłem totalnie inną rzeczywistość. Panowała tam lekka mgła. Wszystkie przedmioty: samochody, drzewa, ławki, domy jakby zabierały światło niż je odbijały, a czerń nocy była bardziej czarna. Nie chciałem już tej nocy wędrować po za ciałem, bo dowiedziałem się, że to działa. Powróciłem i położyłem się koło siebie na łóżku po czym zasnąłem.

Obudziłem się około dziesiątej rano. W głowie nadal miałem wspomnienia z ówczesnej nocy i bardzo dobrze je pamiętałem. Ucieszony wstałem i dumny z siebie rozpocząłem nowy dzień. Nie mogłem doczekać się następnej nocy, w tym celu robiłem wiele ciekawych rzeczy, żeby tylko szybko zleciał czas.
W końcu pora spania. Ułożyłem się wygodnie na łóżku, przykryłem pościelą i zacząłem wchodzić w trans. Cierpliwe zasypianie i po chwili już byłem po drugiej stronie. Jednak coś było nie tak. Zamiast stać w swoim pokoju, znajdowałem się przed drzwiami do niego. Poczułem się dziwnie i z ciekawości spróbowałem wejść do środka. Były zamknięte. Przeraziłbym się, gdyby to było na prawdę, ale to tylko sen, a we śnie wszystko jest możliwe. Odpuściłem i zacząłem zwiedzać swój dom. Niestety mgła senna pozwoliła mi jedynie dostrzec przedmioty kilka metrów przede mną. Dodawało to tajemniczości i klimatu grozy, dzięki temu mogłem poczuć się jak bohater strasznych opowieści. Zwiedziłem cały dom. Od kuchni, po salon, do sypialni rodziców i brata. Trochę już straciłem chęć do oglądania mieszkania. Chciałem powrócić, ale jak, jeżeli drzwi do mnie były zamknięte? Pomyślałem więc o oknie, a że mój pokój jest na parterze, to nie powinno być problemów. Wyszedłem z domu, kiedy zapanowała ciemność i po chwili poczułem zimno na swojej skórze.

Otworzyłem oczy i ujrzałem otwarte okno, z którego dochodził chłód. Na moje oko była godzina 9 lub 10 rano. Zdziwiło mnie to, ale pomyślałem, że to jeden z domowników mi zrobił psikusa, abym lekko zmarznął. W tym momencie do pokoju weszła mama. Bez wahania spytałem się jej:
- Kto w nocy był w moim pokoju?
Nic nie odpowiedziała, jedynie popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby nie zrozumiała pytania. Wzięła ze sobą moje znoszone ubrania, po czym skierowała się w stronę pralki znajdującej się w łazience. Zdałem sobie sprawę, że nie udzieliła mi odpowiedzi, bo wszyscy w domu doskonale wiedzieli, iż nikt nie miał prawa wstępu do mnie bez mojej zgody. Groziło by to awanturą, a tego żaden z nich nie chce. Prędko zamknąłem źródło zimna i wyszedłem jak zwykle robić śniadanie oraz oglądać wiadomości. Dzisiejszy dzień już z samego początku zapowiadał się chłodny, co mogłem zauważyć na swojej skórze, która była nieźle zmarznięta.

„Dzisiaj piątek” powiedziałem do siebie w myślach. Jak zawsze wieczorem miało odbyć się spotkanie z przyjaciółmi. Ja jednak nie miałem ochoty na nie iść, bo za bardzo byłem zafascynowany snami i za wszelką cenę chciałem co noc odbywać podróże. Znajomym wytłumaczyłem, że źle się czuję i nie dam rady dzisiaj iść na piwo. Wymówkę „łyknęli” bez problemów, a ja mogłem znów robić w nocy to samo co w poprzednie. Czułem jednak lekką niepewność, gdyż rozmyślałem nad tymi zamkniętymi drzwiami do mojego pokoju podczas spania oraz otwartym oknem po przebudzeniu, Szybko jednak odrzuciłem te myśli i postanowiłem nie przejmować się tym więcej.

Wreszcie nadeszła godzina by położyć się spać, a ja podekscytowany poszedłem do łóżka i powoli według sprawdzonego wcześniej sposobu znalazłem się w niedostępnej dla ciała rzeczywistości. Znów ta sama sytuacja co poprzednio. Stoję przed drzwiami do mojego pokoju. Nagle moim oczom ukazała się ciemność i po chwili znalazłem się w innym miejscu. Chwila namysłu i zlokalizowałem miejsce mojego pobytu. To park znajdujący się około 1,5 kilometra od mojego domu. Stałem tam i nic się nie działo. Tylko ja, drzewa i atmosfera niczym z horroru. Minął moment zanim zacząłem gdzieś iść. W pewnej chwili znów zapadła ciemność. Czułem, że wybudzam się ze snu, powoli otworzyłem powieki i zdałem sobie sprawę, że patrzę na sufit swojego pokoju. Kilka minut zastanawiałem się, czemu nie pamiętam wszystkiego z podróży po za ciałem. Nie dawało mi to spokoju, lecz leniwym krokiem udałem się w stronę kuchni. Jak zwykle śniadanie i poranne wiadomości. Po drodze jednak ujrzałem dziwną sytuację. Moja mama ścierała mopem jakiś brud z przedpokoju. Nigdy tego nie robi, chyba, że jest naprawdę ubrudzone. Po ciemnej wodzie w wiadrze wywnioskowałem, że to błoto. Spostrzegła mnie i jedyne co zrobiła to rzuciła krzywe spojrzenie we mnie.

Nie zastanawiając się nad tym zacząłem oglądać wiadomości. Dowiedziałem się, że w mojej miejscowości zaginęła jakaś kobieta. Lekko zaniepokojony pomyślałem, że mógłby to być każdy z nas i trzeba trzymać się na baczności w każdą porę dnia i nocy. Zapomniałem jednak o tym szybko i poszedłem do siebie czytać CreepyPasty. Później mama poprosiła mnie żebym poszedł do sklepu po kilka artykułów spożywczych. Zgodziłem się i udałem we wskazane miejsce. Po drodze nie dało się nie zauważyć kilka radiowozów policyjnych, powoli krążących wokół mojego osiedla. „Na pewno szukają sprawcy zaginięcia kobiety lub nawet samej zaginionej” burknąłem do siebie pod nosem i wróciłem z powrotem czytać straszne historie.

Dzień dobiegał końca, a ja już leżałem u siebie i próbowałem wpaść w trans. Czułem jak przenoszę się do świata marzeń sennych i mogłem poczuć ponurą rzeczywistość tamtejszego świata. "Cholera" pomyślałem stojąc kolejny raz pod swymi drzwiami. Chciałem sprawdzić czy wejdę do pokoju bez żadnych problemów, ale zanim to zrobiłem, to obraz przed oczami jeszcze raz wypełniła ciemność. Następne czego doświadczyłem to cmentarz, a zasadzie jego niezagospodarowane miejsce. Stałem tam i trzymałem łopatę w ręku nachylając się nad jakimiś dwoma kopkami ziemi. Zdziwiłem się, wyrzuciłem łopatę i wracałem w stronę domu. Cały świat przypominał wymarłe miasto pogrążone w cieniu zła. Te przedmioty i atmosfera jak z filmu grozy wywoływała u mnie lęk, zwłaszcza na cmentarzu. Zdziwiony całą tą sytuacją podążałem do celu, kiedy kolejny raz nic nie widziałem. Pomyślałem, że znowu się obudzę bez przyczyny w niewyjaśniony sposób.

Tak się też stało. Wybudziłem się z tego snu i ponownie jedynym co widziałem to biały sufit. Leżąc jeszcze chwilę intensywnie zastanawiałem się, czemu nie pamiętam całego snu. "No nic, trzeba wstać" rzekłem do siebie i pokierowałem się standardowo w stronę kuchni. Robiąc śniadanie zauważyłem, że bolą mnie ręce i jestem nie do końca wypoczęty. Nie mogłem tego wyjaśnić, bo przecież nie ruszałem się z łóżka całą noc. Kilka minut potem, kiedy już siedziałem w salonie usłyszałem w dzienniku o kolejnych dwóch zaginięciach osób w moim rejonie. Prezenterka wiadomości dodała również, iż policja jest już na tropie ofiar, ale także przestępcy. Wzdrygnąłem się, bo rzadko zdarza się, że w dwa dni giną 3 osoby. Przestraszony postanowiłem zachować ostrożność podczas wyjść z domu.

Nie byłem pewien, czy chcę tej nocy śnić astralnie. Ostatnie podróże były co najmniej dziwne. Powiedziałem sobie jednak, że jutro zadecyduję zależnie od snu, czy będę dalej to robił czy zaprzestanę. Gdy w końcu wybiła umowna godzina 23, rozłożyłem łóżko i zacząłem cały ceremoniał prowadzący do odbycia kolejnej wędrówki. Niezawodny trans powiódł mnie do innego tajemniczego świata. W głębi duszy czułem lekki niepokój, bo nie wiedziałem czego mogę się spodziewać.

Po niedługiej chwili byłem już koło moich drzwi. Tak, znowu koło tych pieprzonych drzwi. Ogarnęła mnie złość, bo kolejny raz przytrafia się to samo. Nie miałem pojęcia co zrobić, aby przywrócić normalność temu snu. Nie trzeba było długo czekać, aż zacząłem się mimowolnie przenosić w inne nieznane mi miejsce. Moment ciemności i obraz powrócił. Miejsce, w którym śniłem to prawdopodobnie kościół, lecz to co zobaczyłem... moje serce zamarło. Przede mną leżały zakrwawione części ciał: ręce, nogi, głowy. Było tyle tego, że nie dało się rozpoznać czy leżą tam dwie, czy trzy osoby. Pośród tych odrąbanych kończyn znajdowały się także porozcinane korpusy ludzi, z których leniwie i oślizgle wylewały się wnętrzności. Wszystko to pływało w wielkiej kałuży ciemnej krwi. To najbardziej przerażający widok jaki w życiu widziałem. To groteskowe połączenie scenerii kościoła ze znajdującymi się przed ołtarzem zmasakrowanymi ciałami wywoływało u mnie dziką panikę i nieludzki strach. "Uciekaj!" powtarzałem raz za razem w myślach i nie zastanawiając się dłużej wybiegłem z kościoła. Na zewnątrz świat wydawał się jeszcze bardziej okrutny. Mimo nocy dało się zauważyć krwisto czerwone chmury, a przedmioty, drzewa, samochody, budynki zdawały się jeszcze bardziej pochłaniać światło, atmosfera otoczenia z kolei również wydawała się wrogo do mnie nastawiona. Zalany łzami biegłem ile sił w nogach do domu. Bałem się jak nigdy. W pewnej chwili znowu przerwanie akcji, a przed oczami tylko czerń. Nie chciałem już tego więcej. Pragnąłem wreszcie się obudzić.

Coś się wydarzyło. Znów coś zobaczyłem. Stałem zdyszany pod drzwiami do pokoju, jednak dalej śniłem. Chwyciłem za klamkę i nastąpił przełom. Udało się otworzyć drzwi. Powoli skrzypiąc przeraźliwie uchyliły się. Znów doznałem szoku przez to co ujrzałem, a raczej czego NIE ujrzałem. W łóżku nikt nie leżał, nie było tam nikogo. "Co to się dzieje!" krzyknąłem zdezorientowany całą sytuacją. Nagle wszystko ogarnęła ciemność. Już wiedziałem, iż znajdę się w innym miejscu, bądź obudzę się.

Na szczęście zobaczyłem sufit. Tak bardzo upragniony sufit. Byłem pewien, że już nie podróżuję w snach i mogłem odetchnąć z ulgą. Wstałem z łóżka i poszedłem w stronę kuchni. Niby byłem już spokojny, ale czułem, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem jednak co. Po za tym odczuwałem potworne zmęczenie. Idąc zrobić śniadanie moim oczom ukazała się mama, jednak ona była zbyt zajęta by na mnie spojrzeć przygotowywaniem dla siebie i młodszego brata jedzenia. Zadała tylko pytanie:
- Czemu chodziłem w nocy po mieszka...
Odwróciła głowę w moją stronę i nie skończyła zdania. Upuściła trzymający w ręku nóż, który spadł na podłogę i wrzasnęła z przerażenia. Nie wiedziałem co ją tak przestraszyło, dopóki nie zwróciłem wzroku na siebie. Moje dłonie, ręce, stopy, nogi... całe moje ciało pokrywała czerwona ciecz, prawdopodobnie krew. Serce biło mi jak oszalałe. Nie wiedziałem co robić. TRZASK! Od strony drzwi wydobył się głośny huk i kilku ubranych na czarno ludzi wbiegło do domu. Wszyscy krzyczeli hasła w stylu: „Policja”,
"Na ziemię!", "Nie ruszać się!", "Jesteś zatrzymany!" Prędko dopadli mnie i unieruchomili. Szybko zabrali ze sobą do radiowozu i pojechaliśmy w stronę komisariatu. Wtedy zacząłem pojmować o co chodzi.

Usłyszałem oskarżenia, które mówiły o bestialskim zamordowaniu sześciu osób w trzech różnych miejscach: w parku, na cmentarzu i kościele. Wszystkie dowody bez cienia wątpliwości wskazywały na moją osobę. Nietrudno się domyślić, zostałem skazany na dożywocie. Siedzę teraz w więzieniu i tak bardzo żałuję. Nie mogę zrozumieć, czemu zamiast podróżować we śnie, ja to robiłem naprawdę. Pewnie do końca życia się tego nie dowiem. Gdybym wiedział co to grozi i jak się to skończy... Ile bym dał żeby nigdy nie poznać działu snów astralnych na portalach internetowych poświęconych CreepyPastom.

Biorąc pod uwagę całą historię, którą Ci przedstawiłem, ostrzegam Cię: Nigdy nie próbuj osiągnąć snów astralnych. Może się to skończyć tragicznie nie tylko dla Ciebie, ale także innych ludzi. Mam nadzieję, że cała ta opowieść będzie przestrogą dla wszystkich czytelników.

Autor: Michał Karwaszewski


  • 4

#1358

CierpnacaSkora.
  • Postów: 35
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Hałasy
Autor: always_through
Tłumaczenie: CierpnacaSkora AKA RivetTheEmperor

Nienawidzę hałasów tworzonych przez ludzi. Nie przeszkadzały mi za bardzo, ale niedawno coś się we mnie zmieniło. Zazwyczaj, ciche kaszlnięcie tam czy pociągniecie nosem tu pozostałoby przeze mnie niezauważone, ale ostatnio...ostatnio słyszę tylko to.
Jest nieprzerwane i nieustające.
Widzisz, niedługo po zbalansowaniu swojego życia, ponownie zacząłem pracować i mam teraz niezłą pracę za biurkiem, która pasuje do mnie idealnie. Pracuję w obsłudze klienta, więc w zasadzie, pomagam ludziom z ich problemami, gdy dzwonią. Mam nawet headset i program do rozpoznawania mowy! Jestem bardzo kiepski jeśli chodzi o komputerowe sprawy, więc wszystko zostało ustawione dla mnie przez kogoś innego. Mogę teraz wysyłać maile i tworzyć dokumenty używając tylko mojego głosu! Kocham technologię.
Po raz pierwszy w moim życiu, wszystko układało się świetnie. Nowa praca, nowi przyjaciele, nowe możliwości związku, a nawet załatwiłem sobie nowego psa! Nazywa się Elle. Moja firma pozwala mi nawet przynosić Elle do biura! Naprawdę nigdy nie byłem szczęśliwszy.
Wtedy się zaczęło.
Kaszlnięcie.
Pociągnięcie nosem.
Kaszlnięcie.
Kichnięcie.
To były normalne dźwięki, które słyszałem przez całe życie ale z jakiegoś powodu, teraz są jakby...wzmocnione. Jakby były głośnymi, wyolbrzymionymi wersjami samych siebie. Brzmiały tak jakby ktoś chciał przedrzeźniać kichnięcie lub kaszlnięcie kogoś innego. Sprawiały, że w uszach mi dzwoniło. Jak to było możliwe?
Czy to tylko ja?
To było tak jakby ci ludzie kaszleli i niuchali przez jebany megafon. Czy wiedzieli jak głośni byli? Jak uciążliwi byli? Jak denerwujący?
Nie, to nie mogłem być tylko ja. Wszyscy musieli słyszeć, to znaczy, jak mogliby nie słyszeć? To działo się praktycznie nonstop każdego dnia. Co każde kilka sekund było małe pociągnięcie nosem, kaszlnięcie, chrząknięcie lub kichnięcie. Jak niby miałem się skoncentrować, gdy to wszystko sprawiało, że byłem taki...rozproszony? Byłem nowy i nie chciałem zostać "narzekaczem" w biurze, przynajmniej nie tak szybko ale te hałasy...były nie do zniesienia. Zacząłem tworzyć paskudnego maila do szefa z moimi skargami ale się zawahałem.
Nie.
To był stary ja. Stary, znerwicowany, nieszczęśliwy ja. Ja, który martwił się o wszystko i nie mógł nie być kontrolowany. Wziąłem głęboki oddech i podjąłem świadomy wybór, żeby odpuścić sobie.
To było dwa miesiące temu.
Jest teraz wiosna. Sezon na alergie.
Myślałem, że wtedy było źle. Teraz jest piekłem. Każda jedna osoba w moim biurze ma alergię. Każda jedna osoba ciągnęła nosem, albo kaszlała, albo kichała, albo chrząkała.
Przez. Cały. Dzień.
Siedziałem na swoim biurku, każdej minuty każdego dnia, słuchając ich hałasów.
Znasz to uczucie, gdy idziesz popływać albo przechylasz głowę w złą stronę pod prysznicem, a woda dostaje się do twojego ucha? Znasz te ścierpłe (;D), pulsujące uczucie w środku twojej głowy? To czułem za każdym razem, gdy jedno z nich robiło hałas.
Zacząłem się pocić nieprzerwanie, przez cały dzień. Zrywałem się na ludzi, gdy coś do mnie mówili. Krzyczałem na klientów przez telefon. Dostałem nawet wysypki. Przynajmniej wydaje mi się, że to była wysypka. Wiem tyle, że tył mojej szyi cały czas swędział. W końcu, rozprzestrzenił się do środka moich uszu. Musiałem zużyć setki wacików, żeby pozbyć się swędzenia. Mój współpracownik poinformował mnie w pewnym momencie, że wyjmowałem je przemoczone krwią. Nie zauważyłem.
To musiało wystraszyć trochę ludzi wokoło mnie, bo ostatecznie złożyli skargę do mojego szefa. Złożyli skargę na mnie. Wyjaśniłem mu problem, a on udał współczucie. Powiedział mi,"Sezon na alergie niedługo się skończy" i, że "będę czuł się dobrze za kilka miesięcy". Potem wysłał mnie na moją wesołą drogę z powrotem do piekła.
Zacząłem iść z powrotem do mojego biurka, jednak gry przechodziłem obok pokoju przerw, usłyszałem głośne "apsiuuuuuu" po którym nastąpił stłumiony śmiech. Nabijali się ze mnie. Nie mogłem rozpoznać kto zrobił hałas ale byłem pewien, że wszyscy się zaśmiali. Wróciłem do swojego biurka i usiadłem. Żarty i drwiące hałasy ustąpił wraz z upływem czasu, jednak prawdziwie pozostały. Ból głowy znów się pojawił. Moje ręce zaczęły się trząść niedługo potem. Ostatecznie, słyszałem tylko ciągłe dzwonienie.
Nie. Tylko nie to znowu. Miałem to za sobą. Miałem to za sobą.
"Nie chcę tego." Wyszeptałem do headset'a. Odpowiednie słowa wpisały się same do komputera...tak założyłem.
Ktoś musiał mnie usłyszeć, bo słyszałem szepty, po których było więcej drwiących hałasów. Potem wszyscy się śmiali. Zdjąłem swój headset, wstałem i poszedłem do pokoju przerw, słysząc ich hałasy i śmiechy. Otworzyłem pierwszą szafkę, którą znalazłem i pogmerałem w środku, aż uchwyciłem coś co w dotyku przypominało kombinerki. Wepchnąłem je do środka mojego lewego ucha, wpychając przez przewód słuchowy, niszcząc ściany po drodze. Rozwarłem kombinerki najmocniej jak się dało, wepchnąłem naprzód trochę i zamknąłem, aż do momentu, gdy poczułem ciało między kombinerkami. Potem pociągnąłem. Wyciągnąłem wszystko na zewnątrz. Zamknąłem kombinerki i wykonałem trochę ruchów, jakby dźgnięć, żeby poluzować wszystko co mogło zostać i wyciągnąłem jeszcze kilka większych kawałków. Dźgnąłem jeszcze kilka razy, aż mój bębenek uszny i te wszystkie małe, działające części, które sprawiały, że mogłem słyszeć, stały się niczym więcej niż rozdrapanym mięsem. Po raz ostatni, usłyszałem jak mokre ciało uderza o kafelek z plaśnięciem.
Uderzyłem palcami blisko ucha, żeby upewnić się czy na pewno nic już nie słyszę.
Wsadziłem kombinerki do mojego prawego ucha...niezdarnie. Były trochę otwarte, a ja wciąż trząsłem się, a adrenalina działała, więc tak jakby dźgnąłem się w górną i dolną sekcje mojego kanału usznego. Głęboko. Wyśliznęły mi się kombinerki, czułem i słysząc jak krew zaczyna lecieć. Ktoś wszedł do pokoju w tym momencie i zaczął krzyczeć. Wiedziałem, że zatrzasnąłem kombinerki poprawnie za drugim razem, bo krzyk ucichł. Mimo to, tak dla pewności, wyszarpałem jeszcze kilka kawałków wewnętrznego ucha.
Upuściłem kombinerki, czując wibracje przez swoje stopy i wróciłem do swojego biurka, czując jak ciepłe płyny lecą w dół, po mojej szyi. Usiadłem, odchyliłem się w swoim krześle, skrzyżowałem nogi na swoim biurku, a moje ramiona za swoją głową. Potem tylko słuchałem.
Cisza.
Ten stary, znajomy uśmiech zagościł na mojej twarzy.
-Dyktowane, ale nie czytane.

Użytkownik CierpnacaSkora edytował ten post 31.08.2013 - 17:04

  • 2

#1359

amadox.
  • Postów: 38
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

"40 bardzo krótkich i cholernie strasznych historyjek."



Nie wiem czy były tutaj, zgaduję iż nie. Jeśli jest inaczej grzecznie proszę o wybaczenie, ale przejrzałem prawie cały temat i nie dostrzegłem tego zbiorku. Część zapewne już znacie, mimo to proszę oto są! :szczerb: (Jakby co to tylko tłumaczyłem, źródło poniżej).

1. Zacząłem układać synka w łóżku a on powiedział mi: "Tatusiu, pod moim łóżkiem jest potwór." Dla świętego spokoju zajrzałem tam i ujrzałem go, drugiego "jego", mojego synka, który wyszeptał: "Tato. Ktoś jest na moim łóżku."

2.Gdy amputowanu mu rękę doktorzy uprzedzili go, ze od czasu do czasu może czuć złudzenie swojej brakującej kończyny. Nikt nie przygotował go na moment w którym poczuł zimne palce na swoim "złudzeniu".

3.Nie mogę nic słyszeć, widzieć, oddychać ani się poruszać i jest tu cały czas tak ciemno. Jeśli wiedziałbym że tak będzie to wyglądać chciałbym zostać skremowany.

4.Nie bój się potworów, po prostu ich poszukaj! Spojrzyj w lewo, w prawo, zajrzyj pod łóżko, do szafy i za komodę, ale nigdy nie patrz w górę- ona nienawidzi gdy się ją zauważa.

5.Obudziło mnie stukanie w szkło. W pierwszym momencie sądziłem że dochodzi zza okna, ale wtedy zdałem sobie sprawę że po raz kolejny słyszałem je z lustra.

6.Oni świętowali pierwsze udane zamrożenie człowieka. On nie miał żadnej możliwości powiedzieć im ze wciąż jest przytomny.

7.Zastanawiało ją czemu rzuca dwa cienie. W końcu była tu tylko jedna żarówka.

8.Siadło na mojej półce z bezmyślnym, porcelanowym spojrzeniem i najpiękniejszą, różową sukienką dla lalek którą udało mi się znaleźć. Dlaczego musiała się urodzić martwa?

9.Twarz wyszczerzona w uśmiechu wpatrywała się we mnie zza okna mojego mieszkania. Mieszkam na czternastym piętrze.

10.W moim telefonie znalazłem zdjęcie mnie śpiącego. Mieszkam sam.

11.Przed chwilą zauważyłem jak moje odbicie mrugnęło.

12.Pracujesz samotnie na nocnej zmianie. W piwnicy jest twarz któa wpatruje się w kamerę.

13.Przywieźli manekiny w folii bąbelkowej. Usłyszałem pykanie z głównego pokoju.

14.Ty się obudziłeś. Ona nie.

15.Zapytała czemu tak ciężko oddychałem. Nie oddychałem.

16.Docierasz do domu po męczącym dniu w pracy, gotowy na relaksującą, samotną noc. Sięgasz po włącznik swiatła ale znajduje sie tam już druga dłoń.

17.Moja córką ciągle krzyczy i płacze nocami. Odwiedziłem jej grób i poprosiłem by przestała ale to nie pomogło.

18.Dzień 312. Internet ciągle nie działa. ( ;( )

19.Zapadałeś wygodnie w sen kiedy usłyszałeś jak ktoś wyszeptuje twoje imię. Mieszkasz sam.

20.Pocałowałem na dobranoc moją córkę i żonę. Kiedy się obudziłęm byłem w izolatce i pielęgniarki powiedziały mi że to był tylko sen.

21.Musiałem szybko wpisać komendę SQL by zaktualizować rząd w Oracle DB. Z przerażeniem spostrzegłem że powróciło z komunikatem: "–2,378,231, rząd zainfekowany."

22.Leżysz w łóżku ze stopą wystawioną spod kołdry. Nagle czujesz rękę łapiącą twoją stopę.

23.Uczestnicy pogrzebu nigdy nie opuścili katakumb. Coś zablokowało drzwi od środka.

24.Zeszłej nocy żona obudziła mnie by stwierdzić ze w naszym domu jest intruz. Moja żona została zabita przez włamywacza 2 lata temu.

25.Miałem przyjemny sen kiedy dźwięki uderzeń młotka obudziły mnie. Po tym mogłem usłyszeć stłumiony odgłos uderzania ziemi o trumnę połączony z moimi krzykami.

27. Ostatni człowiek na ziemi usiadł w pokoju. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

28. Kiedy wróciłem do domu zobaczyłem jak moja dziewczyna kołysa nasze dziecko do snu. Nie wiem co było straszniejsze: widok mojej martwej dziewczyny i poronionego dziecka czy świadomość że ktoś włamał mi się do domu by ich tu ustawić.

29.Słyszysz jak twoja mam woła cię na dół do kuchni. Gdy do niej schodzisz słyszysz szept ze schowka obok: "Nie schódź kochanie, też to słyszałam."

30. Byłem naćpany. A Taco Bell było zamknięte. ( x] )

31. Nigdy nie zasypiam. Ale ciągle się budzę.

32. Notatka pielęgniarki: "Urodzone, 7 funtów 10 uncji, długość- 18 cali, 32 w pełni wykształcone zęby. Ciche, zawsze uśmiechnięte.

33.Zaszła na górę by zajrzeć do swojego śpiącego malucha. Okno było otwarte a łóżeczko puste.

34. Im dłużej to noszę tym bardziej to na mnie rośnie. Miała taką piękną skórę.

35."Nie mogę spać" wyszeptała wślizgując się ze mną do łóżka. Obudziłem się trzymając w rękach sukienkę w której ją pochowano.

36.Słyszysz krzyki z korytarza ale nie możesz otworzyć oczu ani się poruszyć.

37. Rola pierwszej osoby na miejscu wypadku samochodowego to zawsze najbardziej traumatyczna rzecz w zawodzie policjanta. Ale dzisiaj, kiedy zmiażdżone ciało małego dziecka otworzyło oczy i zachichotało w moją stronę wiedziałem że to mój ostatni dzień na służbie.

38.Wyjrzałem za okno. Gwiazdy zniknęły.

39.Zawsze myślałem ze moja kotka ma problem z gapieniem się, bo ciągle patrzyła się na moją twarz. Jednak w końcu zrozumiałem że ona zawsze patrzyła się za mnie.

40. Liczba zabiedzonych par oczu przewyższała pojedynczą serię z mojego pistoletu. Ze łazmi spadającymi na jej lalkowe włosy skierowałem lufę na moją ostatnią ocalałą córkę.



źródło KLIK
  • 2

#1360

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Creepypasta stworzona na podstawie pomysłu i pierwowzoru Angeliki Drab. Oczywiście, za jej pozwoleniem.

Złączeni

Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)
Pomysł: Angelika Drab


Mały, metalowy stolik na kółkach. Na nim sprzęt przypominający narzędzia chirurgiczne jakie znajdują się w szpitalu. Liczne skalpele, precyzyjne małe obcęgi, strzykawki, igły... Strzykawki. Poczułem jak w moją żyłę wbito igłę i wpuszczono coś do niej. Silne znieczulenie, które mogło już podchodzić pod narkotyk...

Po otwarciu oczu, zauważyłem, że znajduje się w jakimś ciemnym pokoju, siedzę na zimnej, betonowej posadzce. Chcę podnieść rękę do twarzy, by przetrzeć oczy lecz przy pierwszej próbie czuje szarpnięcie. Czyżbym był do czegoś przywiązany? Staram się obrócić głowę by zorientować się co jest za mną. Widzę jedynie długie, postrzępione włosy a moje nozdrza wypełnia nieprzyjemny zapach. Zapach będący mieszanką krwi, potu i prawdopodobnie zgnilizny.
Próbuje podnieść drugą rękę, lecz to również na nic. Jestem chyba przywiązany do tej kobiety, która - jak mi się wydaje - śpi. Staram się poruszyć całym ciałem, mając nadzieję, że uda mi się wyswobodzić z tego czym mnie do niej przywiązali.
Ból, okropny ból przechodzący przez całe plecy, jak gdyby ktoś wbił mi w nie zakrzywione igły i z całej siły zaczął ciągać. Zaprzestaje prób uwolnienia się, bo ból jest nie do zniesienia i opieram głowę o kobietę, czuje na sobie jej tłuste włosy. Mój oddech przyśpieszył, serce zaczęło bić szybciej i mocniej, spowodował to ból i strach. Strach przed kimś, kto nas ze sobą związał i zamknął tutaj. Kim mógł być ten człowiek? Czy to jakiś psychopata, który zamierza tu wrócić i zabawić się naszymi ciałami, jak robią psychopaci na filmach? Jeśli tak, ból który odczuwałem przed chwilą pewnie był niczym. A może zostawi nas tutaj, żebyśmy umarli z głodu i pragnienia?
Zaczynam krzyczeć, licząc na to, że przyjdzie tu ktoś, kto nas uwolni. Lub chociaż wezwie policje. Może mam szczęście i znajdujemy się w jakimś mieszkaniu, a za ścianą spacerują niczego nieświadomi ludzie. Jeśli tak to na pewno ktoś mnie usłyszy w końcu. Moje krzyki chyba zaczęły budzić kobietę, ponieważ usłyszałem kilka cichych chrząknięć i odgłos przełykanej śliny. Sam ten odgłos był okropny. W prawdopodobnie pustym pomieszczeniu, gdzie roznosiło go echo brzmiał przeciągle i głośno.
Zaschło mi w gardle, a moje struny głosowe były już pewnie mocno naruszone, więc musiałem przestać krzyczeć przynajmniej na jakiś czas. Zaraz po tym jak moje krzyki ustały, pokój rozświetliły trzy lampy zwisające z sufity. Złapałem się na tym, że zapomniałem na chwile o oddechu przez to, co zobaczyłem.
Znajdowaliśmy się w dużym pokoju, mniej więcej na jego środku. Każda ściana w tym pomieszczeniu była wielkim lustrem, nawet na suficie było lustro. Wyjątkami były stalowe drzwi, podłoga i miejsca z którego zwisały lampy. W lustrze naprzeciwko zobaczyłem siebie. I wcale nie byłem do niczego przywiązany... Byłem zszyty z tą dziewczyną grubą, białą - już miejscami przebarwioną na czerwono od krwi - nicią. Moje ciało nie było takie jak wcześniej. Miałem na sobie mnóstwo ran ciętych, za jakiś czas zostaną z nich tylko głębokie blizny. Większe i poważniejsze rany były zszyte, żebym nie wykrwawił się na śmierć. Moja twarz... A raczej połowa mojej twarzy. Była porozcinana w różnych miejscach, lewy policzek zwisał mi na szczęce, mogłem przyjrzeć się moim zębom przez powstałą wyrwę w ciele. Chociaż zębów też nie miałem już wszystkich.
W tym momencie rozległo się kolejne chrząknięcie. Gwałtownie obróciłem głowę by spojrzeć na osobę za mną. Ona też miała głowę skierowaną do mnie. Twarz co prawda miała całą, lecz jej powieki, i wargi... Były zaszyte, mogła oddychać już wyłącznie przez nos. Miała gorzej niż ja bo nawet nic nie widziała... Chociaż w tym przypadku, to nawet lepiej, że nie mogła nas zobaczyć. Reszty jej ciała nie mogłem dostrzec.
Kobieta zaczęła coś bełkotać, jednak przychodziło jej to z wielkim trudem ze względu na zaszyte usta. Udało mi się zrozumieć tylko dwa słowa wypowiedziane po sobie, brzmiące jak "jesteśmy razem".
I teraz wszystko mi się zaczęło przypominać. Sami się tu zgłosiliśmy, chcieliśmy być inni niż wszyscy, chcieliśmy być zawsze przy sobie. Para nieidealna pod każdym względem, złączona ze sobą do końca, nawet i po śmierci.
-Kocham Cię, odpocznij - wyszeptałem i oparłem się o nią wygodnie samemu przymykając oczy. Jeden z kącików moich ust uniósł się poprzez uśmiech, lecz dzięki rozerwanemu policzkowi na pewno nie wyglądało to jak zwykły uśmiech u przeciętnych ludzi.
  • 0

#1361

michal1.
  • Postów: 8
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Szpital



Każde średnie, bądź większe miasto posiada opuszczony szpital w kartach swojej historii. Wiele z nich uważanych jest za nawiedzone, ponieważ rzecz jasna, umierali tam ludzie. Także w moim mieście takiego nie brakuje. Stoi na obrzeżach miasta na wzgórzu, dzięki temu już z dalekiego dystansu można go oglądać...

Szpital zamknięty został kilkanaście lat temu z powodu kiepskiego podłoża znajdującego się pod nim. Powodowało to osuwanie się ziemi i co za tym idzie, pochylanie się budowli. Niedługo potem wyniesiono z niego wszystkie cenne przedmioty i materiały. Przez takie działania i przez czas, jedyne co w nim się ostało to zniszczone ściany, pobite szkło oraz kafelki na podłodze, a także różnorodne graffiti. Czynniki te połączone ze sobą nadają temu miejscu tajemniczości i uczucie smutku. Niektórzy jednak mogą odczuć niepokój i grozę odwiedzając to miejsce. Ja oczywiście jestem fanem horroru i wszelkiej maści strasznych historii, jednak nie wywołują one u mnie strachu i nie wierzę w żadną z nich. Owszem miewam lęki, ale to na pewno nie są duchy albo ciemność. Dlatego więc uznałem, że z dużą swobodą będę mógł oglądać i zwiedzać pomieszczenia od samego parteru do ostatniego piętra. W związku z tym zacząłem planować wypad na owy obiekt.

Zadzwoniłem do kilku kumpli z prośbą o towarzyszenie mi w tej przygodzie, ponieważ wybieranie się samotnie byłoby niebezpieczne, gdyż jakby coś mi się stało, to nie miał bym nikogo koło siebie do pomocy. Tylko dwóch z nich zgodziło się pojechać ze mną. Reszta, która usłyszała propozycję i odmówiła, informowała mnie o braku czasu albo po prostu niechęci do wyprawy.

Były wakacje, więc każdy dzień był dobry, aby odwiedzić opuszczony budynek. Zdecydowaliśmy, że będzie to środa. Wzięliśmy ze sobą trzy łomy, trzy latarki, duży sekator na kłódki, jakieś podręczne narzędzia oraz stare ciuchy. Zaopatrzeni także w odwagę i determinację wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę rzekomo nawiedzonego szpitala.

O osiemnastej dojechaliśmy na miejsce, jednak, aby dotrzeć do celu trzeba było kierować się kilkanaście minut pieszo pod górę, ponieważ wjazd dawno został zablokowany. Szliśmy, a oczom naszym ukazał się między drzewami spory blok, który przedstawiał jedynie surowe, puste piętra i ściany utworzone z grubych płyt. Dodam jeszcze, że w promieniu wielu setek metrów otaczał go las, co potęgowało efekt niczym z filmów grozy. Po chwili dotarliśmy do szpitala i podekscytowani od razu weszliśmy na jego teren.

Zachęciłem kolegów, żebyśmy na samym początku poszli do prosektorium. Kompani lekko przestraszeni zgodzili się na to, więc udaliśmy się we wskazany przeze mnie obiekt. Moment później będąc gdzieś w głębi szpitala ujrzeliśmy stary, zniszczony, ponury napis "prosektorium" Pod nim znajdowało się kilka stopni prowadzących w dół pod parter oraz ciężkie stalowe drzwi. Ich ogrom naprawdę robił wrażenie i miałem wątpliwości co do możliwości otwarcia. W centrum tych drzwi umieszczona była gruba kłódka. Nie zastanawiając się chwyciliśmy za sekator i przystąpiliśmy do zniszczenia jej. Najpierw we dwóch, potem w trzech siłowaliśmy się chwilę, by ją pokonać i stanowiła ona dla nas niezłą potyczkę. Jednak przegrała pojedynek i mięliśmy dostęp do najbardziej mrocznego miejsca całego budynku. Chwyciliśmy za tzw. rączki przytwierdzone do wrót i pociągnęliśmy z niemałą siłą. Powoli i ociężale uchylały się pod naszym wpływem i towarzyszył temu przerażający dźwięk skrzypienia. Zdziwił mnie on, bo łudząco przypominał krzyk człowieka. Po ich otwarciu nie było widać nic prócz głębokiej czerni. Latarki oświetliły nam pomieszczenie. Postanowiliśmy rozejrzeć się i poszukać czegoś ciekawego. Już od samego progu odczułem niepokój, ponieważ miałem świadomość, że leżało tutaj wiele ciał oraz dokonywano sekcji zwłok. Obeszliśmy całe prosektorium jednak niczego nie znaleźliśmy. Nie dziwiło mnie to, bo przecież wszystko zostało wyniesione na złom, na śmietnik lub po prostu było spalone. Wyszliśmy stamtąd, a ja od razu poczułem się swobodniej i nie byłem już tak spięty. Z kolei kumple bardziej się przestraszyli, ale powoli to mijało po wyjściu z podziemi. Równym głosem zdecydowaliśmy pójść na wyższe pietra, w związku z tym udaliśmy się szukać schodów.

W innej części szpitala odnaleźliśmy je, a raczej ich brak. Stopnie do góry zostały doszczętnie zniszczone, a jedyne co koło nich się znajdowało to drabina. Jeden z kompanów powiedział niezadowolony:
- Świetnie! Odkryliśmy jedyne schody do góry, co jest bardzo dziwne i do tego zniszczone. Trzeba będzie wspinać się na starej drabinie.
- Nie bój żaby, damy radę - odpowiedziałem mu optymistycznie i jako pierwszy zacząłem wspinać się po szczeblach. Drabina była długa, bo mierzyła około 6 metrów i ledwo starczyła na poziom pierwszego piętra. "Strasznie wysoko" pomyślałem, bo rzadko się zdarza, że piętro ma aż tyle. Nie zastanawiając się nad tym dłużej ostrożnie wchodziłem szczebel po szczeblu na kolejny poziom. Zniszczona już drabina dawała się we znaki, co można było poznać po skrzypieniu. Niedługo potem bezpiecznie już stałem i obserwowałem swoich przyjaciół na dole. Jeden z nich trudził się ze wspinaczką, kiedy kątem oka zauważyłem ruch w krzakach nieopodal szpitala. Szybko popatrzyłem w tamtą stronę, jednak niczego nie dostrzegłem. Zerknąłem na zegarek, który wskazywał prawie godzinę dziewiętnastą. Kolega wyszedł po drabinie i stał koło mnie, a potem trzeci do nas dołączył. Tak znaleźliśmy się na pierwszym piętrze. Postanowiliśmy, że przeszukamy wszystkie pomieszczenia na każdym piętrze.

Czas mijał, a my wciąż badaliśmy budynek. Staraliśmy sobie wyobrazić szpital wiele lat temu kiedy wszystko normalnie funkcjonowało. Oglądając zdewastowane i zniszczone pomieszczenia ogarnął mnie smutek. Takie widoki naprawdę potrafią zdołować człowieka. Gdy wreszcie obeszliśmy cały budynek wzdłuż i wszerz postanowiliśmy zbierać się, bo już zaczynało się ściemniać, gdyż dochodziła godzina 21. Schodząc w dół zrobiliśmy sobie przystanek na pierwszym piętrze i chwaliliśmy się co znaleźliśmy. Były to jakieś śmieci nadające się jedynie na złom. Już mięliśmy iść do drabiny, kiedy nasze uszy zarejestrowały przerażający dźwięk. To drzwi do prosektorium. Zaczęły się otwierać z tym strasznym odgłosem, który z czasem przeradzał się w krzyk kobiety. Brzmiał tak bardzo realistycznie. Wszyscy we trójkę spojrzeliśmy na siebie. Twarze moich kumpli zrobiły się całe blade ze strachu, a oczy i usta skrzywili w geście lęku. Nagle coś zaczęło szarpać niespokojnie drabiną, która spadła i roztrzaskała się.
- Co tu się dzieje!? - zawołał jeden z grupy
- Jak stąd wyjdziemy!? - drugi dodał
- Musimy coś wymyślić i to szybko! - odparłem szybko i zaczęliśmy zastanawiać się i chodzić niespokojnie szukając rozwiązania.
Po chwili jeden z kompanów, dobrze zbudowany, odparł:
- Mam najwięcej siły. Zawieszę się na jednej ręce, a drugą będę was puszczał na dół. To skróci dystans do ziemi i nie połamiecie nóg!
Zgodziliśmy się i jak najszybciej staraliśmy się to wykonać. Chwyciłem dwoma dłoniami krawędzi, a potem jego ręki i zwolniłem ucisk. Leciałem swobodnie, aż w końcu spadłem. Na szczęście na dwie nogi i nic większego mi się nie stało. Byłem na dole, mój kolega też próbował zeskoczyć jak ja, kiedy usłyszeliśmy huk. To drzwi do podziemi głośno trzasnęły,a na wyższych piętrach wydobywał się dźwięk tupania i chodzenia. Kumpel zeskoczył również szczęśliwie. Drugi miał właśnie puścić się krawędzi, aż tu coś złapało go za dłoń i prędko pociągnęło do siebie w głąb pierwszego piętra. Jego bulgoczący od krwi krzyki i płacz mieszał się z dźwiękiem łamanych kości i rozrywanej skóry. Nie dało się tego słuchać.

Uciekaliśmy stamtąd ile sił w nogach, gdy spostrzegłem ten głos. Cholerny głos, którego w tej sytuacji nigdy nie chciałbym usłyszeć, mój największy koszmar. To płaczące niemowlę. Ciarki przeszły całe moje ciało, serce biło jak oszalałe i ogarnęła mnie dzika panika. Myśl o opuszczonym szpitalu i płacz dziecka to spełnienie moich najgorszych snów. W nieludzkim lęku i ze łzami w oczach nie przestawałem biec przed siebie do wyjścia. Przy wyjściu potknąłem się i upadłem. W tym momencie na nogach poczułem ogromny ból, aż krzyknąłem z wrażenia. To rura. Stara zardzewiała rura spadła z góry i zmiażdżyła mi nogi unieruchamiając mnie. Kolega biegnący ze mną zauważył to i zatrzymał mnie. Zawołałem do niego:
- Uciekaj! Dam sobie radę! Uciekaj!
On na to zawahał się, lecz strach zdecydował, że uciekł w stronę auta. Pobiegł i zniknął z mojego pola widzenia. Zaczął krzyczeć. Tak samo przeraźliwie jak poprzedni kompan. Pomyślałem, że jego też musiało coś dopaść. Czułem, że zaczynam tracić przytomność, kiedy podniosłem głowę i zobaczyłem ich. Wiele postaci stało w okręgu dookoła mnie w promieniu kilku metrów ode mnie. To były duchy tego szpitala. Zakłóciliśmy ich spokój, a one nas ukarały. Przez myśl przeszło mi, że to już koniec, a one zaczęły zbliżać się powoli do mnie. Czułem, że coraz bardziej tracę przytomność. Usłyszałem krzyki, nie te pochodzące od drzwi, tylko ze strony zejścia ze szpitala. Można było usłyszeć słowa typu: "tam jest!", "szybko!", "Co mu się stało!?". Zamierzałem podnieść głowę i sprawdzić, kto to, ale nie dałem rady. Straciłem przytomność.

Obudziłem się w szpitalu. Tym normalnym, nie opuszczonym. Leżałem tam kilka tygodni. Ledwo odratowali moje nogi od amputacji. W tym czasie dowiedziałem się strasznej prawdy o moich przyjaciołach. Jednego z nich, ten który nie zdążył zeskoczyć z pierwszego piętra, nie odnaleziono, za to drugiego odnaleziono po tygodniu martwego w krzakach. Był powyginany w nienaturalnych pozycjach. Około 2/3 kości w ciele zostało złamanych. Miał także doszczętnie wydłubane oczy, a twarz skrzywioną w grymasie przerażenia. Podobno nawet najbardziej wytrzymali na takie widoki lekarze i policjanci mięli problemy z powstrzymaniem się od strachu i paniki.

Po wyjściu ze szpitala moje ciało było w jak najlepszym porządku, ale umysł nadal był w rozsypce. Uczęszczam do psychologa, by wyeliminować tamte wspomnienia z wyprawy. Nadal jednak kiedy przypomnę sobie ten płacz niemowlaka albo krzyki moich kumpli to ogarnia mnie strach. Nie wiem czy kiedykolwiek osiągnę na dobre spokój psychiczny, ale jedno jest pewne. Nigdy, pod żadnym pozorem, nie wejdę do opuszczonego budynku, tym bardziej szpitala.

Autor: Michał Karwaszewski


  • 2

#1362

josefine.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Hej, wracam chyba :) ENJOY!


PLASTIKOWA PANIENKA


Studiuję, a raczej studiowałam, filologię angielską. Na ostatnim roku czekała mnie praca magisterska, zaczęłam więc przygotowania do niej w miarę wcześnie. Z racji kierunku, pisana była oczywiście po angielsku, więc większość materiałów wyszukiwałam w tym języku.
Temat nie był jakiś wybitnie trudny: chodziło o negatywny wpływ dzieciństwa na losy człowieka we współczesnej kulturze. To, co jednak znalazłam, to były naprawdę chore, straszne rzeczy.

Różne fora. O ofiarach gwałtu, dla ofiar gwałtu, o gwałcących. Pedofile. Porwania. Morderstwa. Nie wiedziałam, że dostęp do takich materiałów wcale nie jest utrudniony. W każdym razie – natrafiłam na post pewnego człowieka. I potem weszłam z nim w dyskusję. Poniżej przedstawiam wam te rozmowy.


Post dodany przez jman88 dnia 13.09.2012 godz. 21.11
jman88: Witajcie! Jestem całkiem pewien, że tutaj zostanę zrozumiany. Moja rodzina, bliscy... No, to naprawdę ograniczeni ludzie, sami wiecie. A może mi zazdroszczą. Tak, to całkiem możliwe. Mam idealną kobietę i idealne życie. Dobrze zarabiam. Robię to, co lubię – mam własną firmę zajmującą się produkcją opakowań. Może to dziwne, ale naprawdę dobrze się w tym czuję. Annika jest ze Szwecji. Nie ma żadnej rodziny, przynajmniej nic mi o niej nie wiadomo. Ale prawdą jest to, co mówią o tych kobietach – może są chłodne i mało mówią, ale w łóżku... ;) Mówię wam, ogień! Jest cicha, ale bardzo dużo wyraża twarzą. Jej mimika jest naprawdę ekspresyjna.

Odp:
drexlovestinygirls: Koleś, tutaj nie bawimy się w podchody. Możesz pisać otwarcie. Ruchasz swoją córkę? A może niepełnosprawną umysłowo córkę sąsiada? Jeśli to drugie – gratuluję! Been there, done that.

randybig: jeśli nie piszesz od razu, to wszyscy myślą, że możesz być gliną. Lub jakimś reporterem, żądnym sensacji. Nie drocz się z nami.

jman88: whoa, spokojnie! Nie chciałem wszystkiego na raz. @drexlovestinygirls: nie, to nie moja córka (chociaż jest niepełnosprawna!). Annika jest moja, na własność. Jest szczupła, wysoka, ma idealną sylwetkę i cerę. Nigdy nie zajdzie w ciążę, co w sumie jest trochę smutne, ale przy opóźnionej Lei to nawet plus. Leia uważa, że Annika to... no, że Annika to zwykły plastik. Wiecie, jakie są nastolatki.

randybig: mogę przelecieć twoją córkę, jeśli naprawdę ją masz?

jman88: Ma dziewczynę. Kiedyś dała mi nawet popatrzeć.

drexlovestinygirls: ok, więc teraz jestem całkiem pewny, że to marna prowokacja. Koleś, spier... stąd, mamy w załodze paru informatyków. Wolisz z nami nie zadzierać.

jman88: ok, już koniec! To o mojej córce to żart. Chyba. Annika to normalna kobieta. Dla mnie. Rodzina widzi w niej kawał chłodnego plastiku. A ja widzę miłość życia. Co prawda niezbyt wygadaną, ale jednak normalną kobietę. Ich zdaniem Annika to zwykły manekin.

drexlovestinygirls: jaki manekin? Taki z wystawy sklepowej? One mają cipki?

jman88: Annika jest niezwykła. Nie mają, ale mając odpowiednią ilość kasy i znając odpowiednich ludzi wszystko da się załatwić. Jest perfekcyjna. No i nie będzie rozjechana :)

randybig: whoa, odwiedzam temat po dwóch dniach a nasz kochaś wyjawił sekret? @jman88, przynajmniej ci nie truje głowy gadaniem.
Jman88: i nigdy nie odmawia :)


Potem temat się urwał. Wiecie, uznałam, że to żarty, może te zwyrole w przerwach od opisywania ze szczegółami gwałtów tak sobie żartują. Ale znalazłam więcej stron o ludziach, którzy normalnie współżyją, mieszkają z manekinami. Nie z plastikowymi lalkami. Normalnymi manekinami, takimi, które prezentują ciuchy w sklepach. Nie jest to straszniejsze niż gwałty na dzieciach, morderstwa, czy próby porwań, ale jest to o tyle przerażające, że nie jesteśmy z tym oswojeni. O pozostałych rzeczach słyszymy codziennie w telewizji. Niby jest to nieszkodliwe, ale...

Jman88 był również na innym forum, już poświęconym zupełnie tej osobliwej 'tematyce'. Udało mi się z nim wymienić kilka wiadomości. Przedstawię wam fragment jednej z nich.


(...)To nie tak, że ona nic nie czuje. Ona naprawdę ma normalną mimikę. Wszyscy myślą, że to tylko chłodny kawałek plastiku, z namalowanymi oczami i opcjonalnie ustami. Ale Annika ma oczy, usta, prawdziwe włosy, biust. Ma wszystko to, co powinna mieć kobieta (...) Moja rodzina uważa, że jestem popier..., nienormalny. Że to jest chore. Że powinienem z tym skończyć. Ale komu ja niby robię krzywdę? Jej się to podoba.


On był naprawdę przekonany, że ten manekin ma uczucia. Że chociaż skórę ma chłodną, to ciało kobiety. Przez moment zaczęłam nawet myśleć, że może... tylko może, ale że to po prostu jakiś cholerny trup którego on puka. Nie wiem, najdziwniejsze rzeczy przychodziły mi do głowy. Spróbowałam mu to delikatnie zasugerować.

(...)Myślisz, że ona nie żyje? Żyje. Inaczej nie mógłbym się z nia kochać. Manekiny to ludzie. Oni są uwięzieni w tym plastiku. Przysięgam. Prześlę ci zdjęcie Anniki, chcesz? Jest piękna. Będziesz zachwycona.


Wysłał mi zdjęcie przedstawiające kobiecą twarz. Wyglądała jak maska. I faktycznie, była nią. Pod idealnie przylegającą do skóry syntetyczną maską znajdowały się prawdziwe, przeszklone oczy, a usta były jakby na stałe wykrzywione w uśmiechu. Nie wiedziałąm, czy to żyjąca osoba. Skąd są te oczy, czy usta należą do kobiety. Czy tam pod maską jest jakieś ciało, czy tylko elementy. Natychmiast wyłączyłam zdjęcie, przerażona jak nigdy. Był to najgorszy widok w moim życiu, najstraszniejszy. Myśl, że gdzieś tam jest człowiek, który idzie o krok dalej od i tak chorego pociągu do manekinu. Że gdzieś tam może istnieć uwięziona pod szczelną maską kobieta. Że to wszystko może być prawdą, a nie chorym żartem znudzonego studenta.

Zmieniłam temat pracy magisterskiej. Od roku już nie muszę chodzić na terapię. A w sklepach... zawsze mam wrażenie, że manekiny mnie obserwują.
  • 11

#1363

hipolit.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moja pierwsza pasta. Własna, nie tłumaczenie. Pomysł przyszedł mi do głowy, gdy usłyszałem o pewnym trendzie wśród młodzieży, ale nie spoilujmy :)


pope.mp4

Jest sobota. Koło dziewiątej, na wpół obudzony, zorientowałem się, że słyszę głośny szum. Mój śpiący jeszcze umysł próbował wkleić go do kończącego się snu. Gdy już do końca otworzyłem oczy, zauważyłem, że mój komputer jest włączony. Byłem pewien, że wczoraj wieczorem go wyłączyłem, no ale cóż, być może to jakaś aktualizacja czy coś. Nagle usłyszałem z głośnika komputera dźwięk nowej wiadomości na Facebooku. Zamiast na komputerze, postanowiłem ją przeczytać na leżącym obok łóżka ładującym się telefonie; nie za bardzo chciało mi się wstawać. Wiadomością był link do filmiku na YouTube, wysłany przez mojego kolegę Mariusza. Jednak gdy chciałem go wyświetlić na telefonie, aplikacja YouTube się zawiesiła. Byłem już bardzo zaciekawiony, tym bardziej, że ten kolega często wysyłał mi różne śmieszne filmiki. Podszedłem do komputera i włączyłem monitor. Wyświetliła mi się, co dziwne, zamiast strony głównej Facebooka z małym okienkiem czatu w rogu, strona wiadomości z Mariuszem właśnie. Klejącymi się jeszcze od snu oczami zlokalizowałem niebieski link i wcisnąłem go.

Pierwszą rzeczą, która mnie zdziwiła, było to, jak głośno był nastawiony komputer. Rzadko używam słuchawek, więc zwłaszcza kiedy rodzice są akurat w domu, zostawiam głośność na niskim poziomie. Jednak teraz, komputer wydarł się na mnie z całą swoją mocą. Odruchowo lekko skuliłem się i zatkałem jedno ucho otwartą dłonią, drugą jednocześnie poszukując gałki głośności. Gdy ją znalazłem, cofnąłem filmik do początku. Trwał minutę z kawałkiem i nazywał się pope.mp4. Przedstawiał dziwne, zniekształcone sceny. Na niektórych można było zauważyć postać papieża Jana Pawła II.

http://www.youtube.com/watch?v=Ih7vFFqvAUs

Chciałem zapytać Mariusza, o co chodzi, ale on był niedostępny. Napisałem więc do niego SMS. Po chwili mi odpisał.

Od: Mariusz

jp2gmd :)


Nie rozumiałem jego wiadomości.

Do: Mariusz

czo


Ale filmik wzbudził we mnie ciekawość. Pojechałem do domu Mariusza. Drzwi wejściowe były otwarte na oścież. Wszedłem ostrożnie, naczytawszy się wielu creepypast. Przy kuchennym stole siedziała jego matka. Wyglądała strasznie, w tłustych związanych włosach i starym polarze nałożonym na szlafrok. Cicho płakała.

- Dzień dobry. Gdzie jest Mariusz? - zapytałem jej ostrożnie, nie chcąc angażować się w sprawy rodzinne, czy jakieś inne kłopoty
- Zniknął. - odpowiedziała z płaczem.
- Jak zniknął? Gdzie?
- Nie ma go. Wczoraj rano wstałam i okazało się, że go nie ma. Wziął swój portfel, trochę mojej kasy i paczkę moich papierosów. Jego telefon jest wyłączony. Aha, i jeszcze laptopa. Znaczy wziął.
Chciałem powiedzieć jej, że wysłał do mnie przecież SMSa, ale nie wiedziałem, czy nie pogorszyłoby to sprawy.
- Może poszedł na boisko? Albo do kolegi?
- On nie ma kolegów, oprócz ciebie! - wrzasnęła na mnie. Zdziwiła mnie bardzo jej agresja. Po chwili uspokoiła się, wyjęła z torebki paczkę Marlboro i spojrzała na mnie przepraszająco.
- Czemu nie zgłosiła pani sprawy na policję?
- Zgłosiłam! Oczywiście, powiedzieli, że go szukają - tu zrobiła przerwę na zapalenie papierosa - ale nie wydawali się specjalnie przejęci. Pewnie myśleli, że jak zwykle, jakiś głupi gimbus uciekł z domu i za dwa dni wróci. Ale Mariusz...
- Taki nie był. Nie jest. - poprawiłem się, zagryzając język. Czemu powiedziałem o nim, jakby nie żył?
- Idź już. Robi się ciemno.

Gdy tylko wyszedłem z mieszkania Mariusza - a mieszkał on na 10. piętrze bloku z wielkiej płyty - napisałem do niego SMS.

Gdzie jestes, ogarnij sie, matka cie szuka

Akurat w momencie, gdy drzwi windy zamknęły się, mój telefon wydał dźwięk mówiący o nadejściu SMSa.

Od: Mariusz

nie spinaj sie tak, jesli chcesz wiedziec o co chodzi chodz na grudziacka


Na krótkiej ulicy Grudziądzkiej mieściło się kilkanaście starych, małych kamieniczek. Niektóre były wciąż zamieszkane przez najgorszą patologię, a niektóre były przeznaczone do wyburzenia. Niektóre jedno i drugie. Natomiast ja dobrze wiedziałem, o którą chodziło Mariuszowi. Był tam jeden budynek, teoretycznie w stanie, w którym "wejście zagraża śmiercią lub kalectwem", ale w praktyce wykorzystywany przez uczniów lokalnych gimbaz do ukrytego picia połówki wódki w dziesięciu. Drzwi były zagrodzone płytą MDF przybitą do futryny, jednak wejście tam nie stanowiło żadnego problemu - wystarczyło taką płytę lekko odchylić. Inna sprawa, że płyta na drzwiach tylnych zostało już dawno rozwalone godnymi Bruce’a Lee kopami zasilonymi najtańszą wódką z supermarketu. Ja, z obawy przed menelstwem mieszkającym na zarośniętym podwórzu, postanowiłem wybrać ten pierwszy wariant.

Uważając na rozbite butelki na podłodze, ostrożnie wszedłem do rozświetlonej klatki schodowej. Jedyne światło dawały rozwalone tylne drzwi. Kamieniczka miała trzy piętra, a na każdym z nich znajdowały się dwa mieszkania. Zwyczajowym miejscem imprez było to znajdujące się na parterze na prawo. Powód był prosty: podczas gdy inne mieszkania były labiryntem ścianek działowych, postawionych, aby z malutkiego mieszkanka wycisnąć jak najwięcej wnęk, pokoików, schowków i pawlaczy, tak to było w całości pustą przestrzenią około trzydziestu pięciu metrów kwadratowych. Na końcu znajdowały się jedynie ruiny wykafelkowanej ścianki, zapewne wydzielającej kiedyś łazienkę, i wystające rury, którymi za dawnych lat płynęła woda.

Teraz jednak znajdowała się tu jeszcze jedna rzecz. Był to wydruk na czterech przytwierdzonych taśmą klejącą do ściany tylnej kartkach A4. Na kartkach znajdowało się logo, będące pomarańczową literą W umieszczoną w białym kwadracie z niebieskim obramowaniem. Byłem pewien, że gdzieś już je widziałem. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się widniejącemu poniżej loga czarnemu napisowi, który okazał się adresem internetowym obrazka. A więc było to logo portalu Wykop.

Nagle po swojej lewej usłyszałem ciężkie kroki. Wydawały się zbiegać z góry na dół, najprawdopodobniej po klatce schodowej. Obróciłem się za siebie, aby stawić czoła ewentualnemu niebezpieczeństwu. Jednocześnie wiedziałem, że nie miałem gdzie uciec ani się schować – jedynym wariantem było rozwalenie któregoś z okien, ale znajdowały się zbyt wysoko dla mojej nogi.


Do mieszkania wbiegł wielki jak szafa trzydrzwiowa chłopak. Zazwyczaj tego określenia używa się, aby określić kogoś muskularnego, ale nie – on był zwyczajnie chorobliwie otyły, co w połączeniu z jakimiś dwoma metrami wzrostu miało przerażający efekt. Jego poskręcane, czarne włosy długie do łopatek wyglądały, jakby mył je z użyciem margaryny. Wraz z nim do pokoju wpadł najpierw smród potu, a później – na moje szczęście – Mariusz.

- Krzysiu, zostaw go! To mój ziomek. – rzucił Mariusz, a ja czułem, że była to ostatnia chwila, że za kilka chwil zostałbym zmiażdżony przez grubasa jak mucha, gdyby nie on. – Choć na górę. – zaprosił mnie ruchem ręki.

Ostrożnie stąpając po ciemnych schodach, zauważyłem, że Mariusz też jest cały brudny i ma na sobie ubranie, w którym był w czwartek w szkole. Nie zwróciłbym na to uwagi, ale była to koszulka zespołu Guns ‘n Roses, a ja, nie lubiąc go, żartowałem sobie z kolegi. Prócz tego, co tu owijać w bawełnę, śmierdział też niemytym narządem.

Gdy znaleźliśmy się na drugim piętrze, Mariusz – a za nim grubas i ja – wszedł do małego, pozbawionego okien pokoiku. Znajdowała się tam metalowa konstrukcja będąca formą przejściową między stromymi schodami a drabiną. Na szczycie znajdowały się ledwo widoczne drzwi. Prowadziły na strych, lub jak kto woli – na poddasze.

Poddasze było niskim, ale o powierzchni prawie całej kamienicy, pomieszczeniem zajętym przez koce, na których siedziało kilku chłopaków w podobnym stanie co Mariusz i Krzysiu. Oprócz tego przy prawie każdym kocu leżał laptop z podłączonym bezprzewodowym Internetem. Na ścianach w kilku miejscach wisiało widziane już przeze mnie logo, a także czarno-białe zdjęcie umięśnionego faceta napinającego bicepsy i brzuch na czarnym tle. Po uważnym obejrzeniu innych, leżących na ścianie i podłodze plakatów, kartek, naklejek i t-shirtów już wiedziałem, co oznaczał tajemniczy skrót wysłany mi przez Mariusza.

Mariusz był członkiem osobliwej sekty. Jak osobliwej, miałem jeszcze się przekonać.

Ciąg dalszy nastąpi.

Użytkownik hipolit edytował ten post 07.09.2013 - 14:32

  • 0

#1364

Loth.
  • Postów: 19
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nietypowe spotkanie

Dawid był zwykłym uczniem liceum. Chodził do klasy 3A. Jak każdy, miał swoje problemy, ale nie były one jakieś wielkie. Chodził do trzeciej klasy, znał więc swoją klasę dość dobrze. Miał swoją paczkę kolegów. Jednak nie zawsze wszystko pasuje - były też i osoby, z którymi dogadywał się gorzej, ale ogólnie uważał klasę za dość zgraną i udaną. Nie przepadał tylko za Mariuszem. Jednak wcale mu nie dokuczał, nie było między nimi żadnych nieprzyjemności. Po prostu starał się go unikać, nie odpowiadało mu jego towarzystwo. Mariusz miał niedowagę, nawet nie chciało mu się za bardzo o siebie dbać - dość często przychodził do szkoły w tłustych włosach. Była środa. Po sześciu lekcjach zmęczona klasa udała się na wf. Podzielono się na dwie drużyny i odbył się mecz. Spotkanie było dość ostre, dużo brutalnych wejść. W końcówce meczu Mariusz miał bardzo łatwą sytuację i mógł strzelić bramkę, bądź podać do dobrze ustawionego Dawida jednak zmarnował okazję i mecz skończył się remisem. Dawid podniesionym głosem mówi do Mariusza:
-Człowieku, co Ty zrobiłeś?! Przecież mogliśmy to wygrać!
Odpowiedzi się jednak nie doczekał. Zły i zmęczony Dawid wracał do domu, kiedy nagle otrzymał SMS od osoby, która niedawno popsuła mu dzień:
-Cześć stary. Nie gniewaj się na mnie, spotkajmy się dziś w parku o 19.
Dziwne - Pomyślał Dawid. Pierwszy raz od trzech lat zainicjował spotkanie, ciekawe czego on może chcieć. W dodatku park? O tej porze? Przecież tam prawie w ogóle nie ma ludzi.
Zjawił się na miejscu o 19 i zastał tam Mariusza z laptopem na kolanach. Ciągle się w niego wpatrywał, co Dawidowi wydawało się niepokojące.
Co ja tu robie - pomyślał. Muszę stąd szybko spadać, tylko się dowiem o co mu chodzi.
-Pomyślałem sobie, że może chciałbyś zarobić trochę pieniędzy? Wiem, że lubisz chodzić w ładnych butach, a niedawno Ci się rozwaliły.
-Człowieku, o co Ci chodzi? Spotykamy się po szkole po raz pierwszy od 3 lat, a Ty mi nagle chcesz kasę wciskać? Czemu?
-Mam dla Ciebie ciekawe zadanie. Jest tu na laptopie film, który trwa około 3 minut. Jeśli obejrzysz go całego bez okazania żadnych emocji, bez uronienia kropli łzy, bez gniewu - dam Ci niezłą forsę.
Wyciągnął z kieszeni portfel i pokazał plik pieniędzy.
-Co za gość - pomyślał Dawid. Zawsze był dziwny i nie wiem co on odwala. Może takim sposobem chce mnie przeprosić i nagle zdobyć we mnie kumpla? To tylko głupi film, co może być na nim zaskakującego? Wchodzę w to!
Mariusz się uśmiechnął i otworzył plik o nazwie "Mwwww.wmv".
Pierwsze sekundy filmu to ujęcie kamery na twarz Mariusza. Pomachał on do kamery, a następnie potajemnie zza ławki nagrywał odbywającą się lekcje. Co jakiś czas dawał zbliżenia na kilka osób, a także na nauczyciela. Następnie było dłuższe zbliżenie na Dawida. Kolejnym ujęciem było potajemne nagranie jego kolegów - Arka i Mateusza. Była tam także sympatia Dawida, o którą starał się od kilku miesięcy - Sylwia. Ujęcie było nakręcone o wieczornej porze. Cała trójka dobrze się bawiła, pijąc alkohol. Nagle Mateusz czule objął Sylwie i zaczęli się całować. Nagranie było dość niewyraźne i kręcone z daleka przez inną osobę. Było jednak dostatecznie wyraźne, aby rozpoznać na nim twarze.
-Co za dupek! Ale ja go urządze w tej szkole! Cholera, nie mogę się wkurzać, może nic nie widział... Została jeszcze tylko minuta filmu.
Ostatnie ujęcie było dla Dawida niezapomniane. Przedstawiało ono piwnicę. Kamerzysta zapalił światło i zbliżał się do jakiegoś miejsca. Było to 5 krzeseł, a na nich związani ludzie. Twarze były zakryte workami. Kamerzysta zaczął odsłaniać twarze jedna po drugiej, ale zatrzymał się tylko na trzech pierwszych. Byli to kolejno Arek, Sylwia i Mateusz. Wszyscy mieli łzy w oczach i rozcięte policzki. Próbowali coś powiedzieć, ale byli zakneblowani.
-Widzisz? Popatrz, powinieneś być zadowolony. Wydaje mi się, że dostali to, na co zasłużyli.
-Człowieku, co to ma być? Jesteś chory, pieprzyć tą Twoją kasę.
-Poczekaj. Obejrzyj cały. Nie jesteś ciekawy, kim są pozostałe dwie osoby?
Film trwał dalej. Kamerzysta uderzył po 2 razy czwartą i piątą osobę w twarz. Zdjął worki. To byli rodzice Dawida. Kamera nagle się obróciła, dopiero po paru sekundach znów było ujęcie na rodziców. Został im wepchnięty nóż 3 razy w brzuch, a kamera ujęła uśmiechniętą twarz Mariusza.
-Co jest Dawidku? Czemu płaczesz? Zdaje się, że nie udało Ci się wytrzymać - uśmiechał się, stojąc nad nim z tym samym nożem, który Dawid przed chwilą widział na filmie.
  • -2

#1365

broken_dream.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To moja pierwsza pasta, nie wiem czy dobra, ocenę pozostawiam wam.


Zemsta sukkuba, cz. 1





Na pierwszy rzut oka był to zwykły, pochmurny sobotni wieczór. Wracałem od mojego kumpla Marcina, byłem lekko zawiany bo wypiliśmy po kilka piw więc chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Musiałem iść piechotą bo nie miałem kasy na taksówke a samochód zostawiłem pod blokiem w którym mieszka Marcin ( o jeździe po pijaku nie było mowy), a miałem do przebycia 30 minutową trasę. Ulice były puste co mnie nie zdziwiło, ponieważ wieczorna jesienna pogoda nie należy do najprzyjemniejszych. Nagle zerwał się porywisty i gwiżdżący wiart. Mimowolnie przyspieszyłem kroku, chociaż wiedziałem że nie zagraża mi żadne niebezpieczeństwo. Miasto w którym mieszkam należy do najspokojnieszych jakie znam; nawet włamania do monopolych zdarzały się tu bardzo rzadko, a co dopiero jakieś grubsze incydenty. Kiedy rozmyślałemo niskim odsetku przestępczości w moim mieście, wtedy zobaczyłem TO COŚ.

Kiedy to ujrzałem, wryło mnie w ziemię. Stało dokładnie pod latarnią, więc mogłem zobaczyć każdy szczegół jego wyglądu. Miało 2 metry wzrostu, zieloną skórę, kobiecą figurę oraz potężne, czarne skrzydła. Ale najbardziej mogą uwagę przykuły oczy - wielkie, czerwone oczy które wpatrywały się prosto we mnie. Chciałem uciec stamtąd jak najprędziej ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wtedy nastąpiło coś, czego się nie spodziewałem. Monstrum zmieniło w piękną, blondwłosą dziewczynę, jednak skrzydła pozostały. Po dłuższej chwili zauważyłem, że jej oczy nadalsą czerwone. Potem powiedziała coś co mnie zaskoczyło kompletnie:

- Kochaj się ze mną.
- Że co..?
- To co powiedziałam, skarbie. Jestem cała Twoja.

Mówiła to takim tonem, że każdy inny facet by uległ, ale nie ja. Poza tym przed chwilą ją widziałemjako zielonego potwora! Kiedy w pełni dotarło do mnie co powiedziała, odpowiedziałem jej stanowczo:

- Nie.
- Powiedz, dlaczego? Nie podoba Ci się to co widzisz?

Sczerze - podobało mi się. Bardzo mi się podobało. Ale kiedy ją widziałem przed "przemianą" i jeszcze te jej oczy... nie miałem zamiaru niczego z nią robić.

- Nie no, podoba mi się, po prostu... nie mam ochoty.

To jedyny powód jaki przyszedł mi w tym momencie do głowy. Jednak ona była nieustępliwa.

- To ja sprawię, że zaraz będziesz miał ochotę. Bardzo, bardzo wielką.
- Nie, przestań.
- Oj nie bądź taki nieprzystępny.
- Powiedziałem nie!

Wkurzyła się. Jak cholera. Przybrała z powrotem swoją poprzednią formę, wzbiła się w niebo i zaczęła krzyczeć jakieś słowa w języku, którego w życiu nie słyszałem.

-"Co tu się do cholery dzieje!?" - to pierwsze co mi przyszło na myśl. Jednak nie miałem dużo czasuna rozterki o tym wszystkim, bo ujrzałem na niebie coś, co mnie przeraziło kompletnie.

Było ich tysiące. Tysiące skrzydlatych potworów, które darły się w niebogłosy. Zacząłem biec.Chciałem być jak najdalej od nich. Po przebiegnięciu kilkuset metrów spojrzałem w górę. Leciały za mną. Goniły mnie. Byłem pewny że chcą mnie zabić. Dookoła ani jednej żywej duszy.Nikt nie mógł mi pomóc. Odwróciłem wzrok od goniących mnie kreatur i po prawej stronie ujrzałem las. Miał wysokie drzewa a korony drzew wyglądały na duże i gęste. Zanurkowałem w gąszczu drzew bez chwili zastanowienia. Wiedziałem że wchodząc tam czekają mnie dwie możliwości: ratunek albo śmierć.

Użytkownik broken_dream edytował ten post 09.09.2013 - 20:23

  • 0


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych


    Google (1)