Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1381

Jo_74.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Porysujesz?

Creppypasta mojego autorstwa, zainspirowana widokiem własnego, rysującego dziecka :) Jesli ktoś już wpadł na taki pomysł, to przepraszam...

***

I znów to samo: praca, dom, w tzw. międzyczasie odebranie dziecka ze szkoły, pranie, sprzątanie, gotowanie… Sama tego chciałam, trzeba było sekretarce pysk obić, a nie pozwolić mężowi (przepraszam: byłemu mężowi) z nią odejść. Ale nie jest źle, mam przecież swoje małe, ośmioletnie szczęście, które siedzi teraz przy stole i coś smaruje na kartce.
- Lekcje odrobione?
- Tak, mamusiu!
I jaka grzeczna się ostanio zrobiła, chyba już wyrasta z klasycznego małego terrorysty.
Przechodząc koło stołu kątem oka zerkam, jakie to dzieło powstaje spod kredki mojego dziecięcia. Co to jest??? Jakaś obrzydliwa postać, niby kobieta (chyba ma na sobie sukienkę), ale z rogami i olbrzymimi kłami wystającymi z miejsca, gdzie normalnie powinny być usta.
- Kochanie, a co to jest?
- To nasza pani ze szkoły.
- Jak to pani, przecież ona nie ma rogów (śmiech) i takich zębów?
- Ona ma rogi i zęby.
- Skarbie, rogi i zęby ma diabeł, a nie wychowawczyni w szkole…
- No to w takim razie nasza nauczycileka jest diabłem – odpowiedziała moja córeczka rezolutnie dając mi do zrozumienia, że dyskusję na temat jej rysunku uważa za zakończoną.

Takie dzieci to mają dobrze, mogą narysować wszystko, co im się rzewnie podoba, a spróbuj coś z takiego dzieła zakwestionować – biada, Ci dorosłemu…

***
- Czy coś się stało? – pod szkołą kłębił się tłum rozemocjonowanych babć, dziadków i sporadycznych o tej porze rodziców. Dziś wyszłam wcześniej z pracy i stwierdziłam, że zrobię Tośce niespodziankę przychodząc po nią zaraz po lekcjach.
- To nie słyszała Pani? Podobno jakaś nauczycielka zwariowała i tak pobiła ucznia, który przeszadzał jej w lekcji, że zabrało go pogotowie. Co to się teraz wyrabia na tym świecie…
Zdrętwiałam. Musiałam zobaczyć córkę zaraz, natychmiast, niech mi ktoś powie, że nic jej nie jest!!!! Zaczęłam przepychać się przez tłum, coraz bardziej zdenerwowana, próbując zobaczyć cokolwiek przez szybę w drzwiach szkoły. Jest!!! Moja Tosia, cała i zdrowa szła z innymi dziećmi po holu w stronę wyjścia. Kiedy mnie zobaczyła, zaczęła biec w moim kierunku. Po chwili wpadła mi w ramiona i z płaczem zaczeła krzyczeć:
- Mówiłam ci, ze nasza pani jest diabłem, mówiłam!
- Kochanie, o czym ty mówisz?
- Nasza pani uderzyła Karola, tego – wiesz – dużego, co ciągle gada i przeszkadza na lekcji, uderzyła tak mocno, że przewrócił się i zaczęła mu lecieć krew z głowy, i on się nie ruszał, wcale się nie ruszał…
Wokół nas zaczęło się robić gęsto, każdy chciał usłyszeć, co się stało. Tosia płakała, a ja ją przytulałam czując, że zaraz zrobi mi się słabo i oprócz chłopca skatowanego przez nauczycielkę trzeba będzie ratować jeszcze mnie.
- Idziemy, nie będziemy tu stać, w domu wszystko mi opowiesz.
- Doo..b..brze – wyjąkało moje dziecko wycierając nos w rękaw mojej kutrki.
W drodze do domu nie odezwałyśmy się ani słowem, ale wiedziałam, że damy sobie radę i wszystko będzie dobrze…

***

Od czasu wypadku z nauczycielką minął miesiąc. Tosia ma nową wychowawczynię, bardzo miłą, młodą nauczycielkę, która bardzo się stara, choć na pewno przed nią trudne zadanie. Życie powoli wróciło na stare tory, znów tocząc się w stałym rytmie: praca-szkoła-dom.
Patrząc w stronę mojej córki rysującej coś zawzięcie, miałam uczucie de ja vu. Podeszłam cichutko i zerknęłam na jej rysunek. Uff, tym razem nie było na nim żadnych przerażających postaci, tylko niewinny, śliczny aniołek siedzący na chmurce. Jednym słowem – sielski obrazek.
- Piękny rysunek, skarbie, super aniołek.
- To nie aniołek, mamo.
- Nie?? – musiałam mieć bardzo głupią minę, ponieważ Tośka aż wybuchnęła śmiechem na mój widok. – A co to jest?
- To ciocia Kasia.
- Cicia Kasia? Chyba coś ci się pomyliło – zaśmiałam się w duchu z naiwności ośmiolatki. – Ciocia Kasia na pewno nie jest aniołkiem, raczej małym diablątkiem.
Ciocia Kasia potocznie nazywana przeze mnie Siostrą na pewno nie była tak grzeczna, jak widziało ją moje dziecię. Nieprzestrzegająca żadnych zasad, śmiejąca się z wszelkich konwenansów, potrafiąca zaleźć za skórę każdemu i potrafiąca wyprowadzić z równowagi nawet świętego, moja własna osobista rodzona siostra była utrapieniem całej rodziny. Ale jak to młodsze siostry potrafią – zawsze spadała na cztery łapy i potrfiła wyjść z każdej opresji cało dzięki nieodpartemu urokowi osobistemu i olbrzymiemu szczęściu.
- Własnie, że jest! – Tośka obstawała przy swoim.
- Nie jest, ale jeśli już tak koniecznie chcesz ją uświęcić, to chociaż dorysuj jej aureolkę.
- A co to jest aureolka?
No tak, widać wyraźne braki w edukacji kościelnej mojej pociechy.
- Kochanie, aureolka to jest…

***
Pogoda była taka, jaka była Kaśka – bardzo kapryśna. To padało, to słońce wychodziło zza chmur, czasami tak zawiewało, że ciężko było oddychać.
Od chwili jej śmierci to ja musiałam być na pełnych obrotach, to ja musiałam wszystko załatwić z pogrzebem, bo moi rodzice nie nadawali się do niczego. Mama cały czas siedziała w bezruchu, nawet nie mogła płakać z tak wielkiej rozpaczy. Ojciec – owszem, siedział za kierownicą i jeździł ze mną wszędzie, ale nie był w stanie zrobić nic poza byciem kierowcą.
Po cholerę ona tam jechała??? Wiedziałm, że to jej szczęście się kiedyś skończy. A miało być tak romantycznie, nowy facet, wypad w góry i wielka miłość rodem z Harlekinów. Szukają gościa, co rozstawił te wnyki. Pewnie gdyby nie wdało się zakażenie, amputacja nogi by się powiodła. Choć prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie Kaśki z jedną nogą.
I znów pada, trzeba rozłożyć parasol. Szkoda mi pracowników cmentarza, strasznie mokną przy opuszczaniu trumny…

***
- Co rysujesz, kochanie? – chyba trochę za bardzo drżał mi głos, kiedy zadałam Tosi to pytanie.
Nie lubię, kiedy siedzi nad kartką i tak zawzięcie coś skrobie. Nie tak powinno być, inni rodzice wieszają rysunki swoich dzieci na drzwiach lodówki, przypinają do tablic korkowych w biurach i chwalą się nimi przed rodziną i znajomymi, a ja nawet na nie chcę wiedzieć, czego dotyczą jej prace.
- Pieska. Zobacz, jaki ładny, ma rudą sierść i mały, czarny nosek.
Piesek? Co moze oznaczać piesek? Może jednak nic, na pewno to nic nie znaczy, to przecież zwykły, mały piesek – mysli kłębiły mi się w głowie z prędkością strzałów karabinu maszynowego. Podeszłam do Tosi i zajrzałam jej przez ramię.
- A co ten piesek robi?
- Je kość, mamusiu.
No tak, a co niby ma robić piesek na dziecięcym rysunku, przecież nie będzie tańczył kankana czy skakał na spadochronie. Choć, kto wie?
- To dobrze, bo pewnie jest głodny.
- Już nie jest. Tych kości było więcej i on je zjadł. Zobacz, jaki ma duży brzuszek, brzuszek łakomczuszek…

***
Do dziś nie wiem, kto zakopał to ścierwo u nas w ogródku. Pieprzony pies sąsiadów, gdyby dawali mu jeść jak ludzie, nie przylazłby do nas i nie zaczął grzebać w ziemi. Znalazł szkielet i częściowo go zeżarł. Nie dali sobie wytłumaczyć, że gdybym zabiła eks-męża, to nie zachowałabym się jak debilka i nie pochowałabym go we własnym ogrodzie, tylko wywiozła na drugi koniec świata i tam się go pozbyła.
Teraz siedzę w celi i czekam na widzenie z moją kruszynką. Chyba nie do końca rozumie, co się dzieje. Na szczęście moi rodzice się nią opiekują. Wiem, że będzie im ciężko, bo byli teściowie już się odgrażają, że będą chcieli Tosię zabrać do siebie. Przecież dziecko nie może wychowywac się w rodzinie morderców, ble, ble, ble…
Jest, już wchodzi! Bladziutka, troszkę smutna buzia rozjaśnia się na mój widok. Moje słoneczko, jak ja za nią tęsknię!
Nagle drętwięję. Moje dziecko idzie z rączką wyciągniętą w moim kierunku. Trzyma biały rulon związany wstążką. Nagle mówi:
- Popatrz, mamusiu co tu mam! Grałyśmy z babcią w wisielca, znasz taką grę?
  • 9

#1382

skalecznik.
  • Postów: 13
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ku przestrodze dobrym ludziom. :mrgreen:

Kolejny dzień w pracy, a raczej kolejna noc. Zmianę wcześniej obiło mi się o uszy, że przyjęto nową pracownicę. W markecie, przy układaniu towaru na półki, zawsze była duża rotacja ludzi. Praca do łatwych i przyjemnych nie należała, pieniądze marne, dlatego też zatrudniały się osoby, którym trochę w życiu nie wyszło. Wiadomo: ludzie, których ograniczała depresja w tym smutnym kraju nad Wisłą, często wykształceni, ale nie miejący dość szczęścia i znajomości żeby dostać lepszą pracę. Często się zdarza, że kobiety dostają dobrą pracę za ładną buzię, broń Boże nie mówię o dostaniu pracy za pójście do łóżka, po prostu atrakcyjne kobiety swoim urokiem osobistym szybko zdobywają sympatię swoich przełożonych już na rozmowie kwalifikacyjnej.

Tym bardziej zdziwiłem się, gdy zobaczyłem nową koleżankę. Co tu dużo pisać – anioł. Cudowna, symetryczna twarz, okolona prostymi czarnymi włosami sięgającymi do ramion, z małym noskiem i czarnymi, nieco smutnymi oczyma. Małe usteczka pomalowane na czerwono mocno kontrastowały z bladymi policzkami. Nie była zbyt wysoka, siłą rzeczy nie miała nóg do sufitu, ale jej figura… Trochę obcisły sweterek uwydatniał, wydawałby się, idealny biust. O nie, na pewno nie były małe, ale i nie za wielkie były najnaturalniej w świecie duże. Płaski brzuszek i kształtne pośladki, które opinały dresowe spodnie. Była niesamowicie seksowna, pomyślałem nawet, że ubiera się zbyt odważnie. Natychmiast skarciłem siebie za takie myśli, bo co ona winna, że ma takie ciało, niby w czym ma chodzić, w worze po ziemniakach? W głowę zachodziłem, co taka piękność robi w takim miejscu. Jako osoba nieśmiała oczywiście nie miałem na początku odwagi podejść i się przedstawić. Z zazdrością przyglądałem się kolegom, którzy z bananem na gębach próbowali szczęścia. Ogarniała mnie bezsilna złość, gdy podbijało do niej trzech największych lowelasów. Jednak coś było nie tak. Znam tych koneserów, natarczywych psów na baby, żadnej nie odpuszczą. Dlatego zdziwiłem się, gdy sami przerwali swe końskie zaloty i odchodzili od niej tak jakby z lekkim wstrętem wypisanym na twarzy. Na papierosie zapytałem ich, niby tak od niechcenia, jak tam nowa „dziunia”. Spojrzeli na mnie z mieszaniną zakłopotania i strachu. Jeden z nich powiedział: „Róża? Daj spokój, w ogóle nie będę zawracał nią sobie głowy”, „Ona jest jakaś dziwna, no wiecie… laska nie z tej Ziemi, ale instynktownie czuję żeby trzymać się od niej z daleka”. Dwóch pozostałych milcząco przytaknęło. No cóż jak by niebyło ci trzej mieli opinię znawców, dlatego nabrałem trochę jakiś nieuzasadnionych podejrzeń wobec nowej koleżanki.

Wróciłem do swoich obowiązków, ciągle o niej myśląc. Róża.. czy może być piękniejsze imię? Z każdą minutą dodawałem jej coraz więcej pozytywnych cech. Marzyłem że się z nią umawiam, nawet snujemy plany na przyszłość i co tu dużo pisać nie mogłem przestać rozmyślać o jej ponętnym ciałku. Gdzieś po 2 przyszedł do mnie kierownik. Serce o mało nie podeszło mi do gardła, bo nie przyszedł sam. „Maciek, pójdziesz z Różą na dziecięcy i poukładacie pluszaki, wiesz te, co klipsowałeś wczoraj więc masz rozeznanie. A Róża trochę się wdroży, nie będziemy jej przeciążać”. Jasne kretynie, szkoda że od razu o tym nie pomyślałeś wysyłając ją pierwszej nocy na dział z farbami. Znacie to uczucie, gdy ktoś bardzo wam się podoba, a nie zamieniliście jeszcze z tą osobą nawet słówka? Nawet nie odważyłem się na nią spojrzeć, a co dopiero coś powiedzieć, wyburkałem tylko „chodźmy”. Wydawało mi się, że to było najbardziej wstydliwe 15 minut w moim żałosnym życiu, tak jest, nie odezwałem się nawet słówkiem. „Maciek?” Nie uważasz że te psiaki powinny stać wyżej? Tak wynika z listy.” Głos miała nieco niski, ale i tak wydawał mi się piękny. Spojrzałem na nią jak baran i wybąkałem nieco wyraźniej zupełnie ignorując jej pytanie „ skąd wiesz jak mam na imię?”. Delikatnie się uśmiechając odrzekła „kierownik mi powiedział… widzę że jesteś strasznie spięty. Jeśli to przeze mnie to nie potrzebnie. Ja nie gryzę, chyba… że jestem głodna”. Kończąc ostatnie zdanie uśmiechnęła się półgębkiem, niby głupi żart a zupełnie mnie rozluźnił. Nabrałem pewności siebie, zaczęliśmy rozmawiać, miałem wrażenie, że będziemy się doskonale rozumieć.

Miała 23 lata, okazało się, że przyjechała ze wsi, która znajdywała się opodal miasteczka, z którego ja pochodzę. Skończyła studia, znalazła dobrą pracę i super mieszkanie, które wynajmuje z kilkoma osobami, ale pokłóciła się z szefem i nie mając wyjścia podjęła się pracy w tym markecie. Chciałem zapytać, co było powodem nieporozumień z jej szefem, ale widząc jej minę uznałem, że nie będę taki wścibski. Przełknąłem zazdrość i próbowałem nie snuć niesprawiedliwych domyśleń, w końcu taka kobieta może mieć każdego i miała do tego prawo. Opowiadając o sobie czułem się jak zwykle, czyli jak ostatnia ofiara. Czasami na randkach, które zdarzały się raz na ruski rok koloryzowałem, jaki to nie jestem wspaniały. Oczywiście nic z tych spotkań nie wychodziło. Dlatego postanowiłem, że nie będę wymyślał bajek. Powiedziałem jej, że też skończyłem studia, to że skończyłem filozofię to tyci szczególik. Że po tym wspaniałym kierunku nie mogłem znaleźć porządnej pracy, że myślałem o tym żeby opuścić ten chory kraj, robić to samo, ale zarabiać dużo większe pieniądze. A przecież wybrałem filozofię, bo zawsze mnie fascynowało poszukiwanie sensu życia, nie wyjechałem, bo przewlekle chorzy rodzice nie daliby sobie beze mnie rady. Spojrzała na mnie z taką czułością i powiedziała „czasami dobrzy ludzie tak mają, że żyją jakby byli ciągle karani” i znów uśmiechając się półgębkiem dodała, „ale bywa i tak, że i złych ludzi spotyka kara”. Dalej rozmawialiśmy o różnościach. Nie wiem, może byłem trochę pod wpływem słów jednego z uwodzicieli, bo mimo że rozmawiało nam się dobrze, Róża budziła delikatną niechęć. Odganiałem te myśli, chciałbym się kiedyś zakochać, być z kimś blisko.

Dochodziła godzina 5 rano koniec naszej zmiany. Już idąc w stronę szatni rzuciłem przeciągając się „ale jestem głodny”. Róża spojrzała na mnie tak jakoś serdecznie i powiedziała „robię doskonałe naleśniki, chcesz spróbować?”. Pociemniało mi w oczach, taka super laska po kilku godzinach znajomości zaprasza mnie do siebie?! Zupełnie straciłem rezon i zapytałem trzęsącym się głosem „a co z twoimi współlokatorami, nie będę im przeszkadzał?”. „Daj spokój” odparła „ wyjechali na zimowisko, mam wolną chatę”. Nie wiedząc czy to sen czy jawa pokiwałem głową, wziąłem przed wyjściem szybki prysznic i już byłem gotów do wyjścia. Na zewnątrz panowała jeszcze ciemność, nic dziwnego w końcu była pierwsza połowa stycznia. Mieszkanie Róży mieściło się w dobrej dzielnicy. 30 min jazdy autobusem i już byliśmy na miejscu. Idąc chodnikiem, obok którego jest sklep typu alkohole 24/h zdarzył się dziwny incydent. Wypadł z niego blady jak trup facet koło 50, w płaszczu założonym na brudną pomiętoloną koszulę z flachą w dłoni. Trzęsącymi rękoma próbował otworzyć pół litra. Kiedy byliśmy już metr od niego spojrzał się ze strachem i wstrętem zarazem na Różę, widać było że ją zna. Róża uśmiechając się tym swoim półgębkiem powiedziała tylko „dzień dobry panie prezesie”. Facet zbladł jeszcze bardziej, pokiwał lekko głową w odpowiedzi na przywitanie i biegiem ruszył w przeciwną stronę. Pytanie czy to był jej były szef było tylko retoryczne. Głupi oblech, pomyślałem, pewnie się do niej dobierał a ona kopnęła go w zad. Ba, może nawet się w niej zakochał, odrzuciła jego awanse i teraz idiota zachlewa się z rozpaczy.

Mieszkanie, a raczej willa było ogromne. Gdy weszliśmy do przedpokoju spojrzała na mnie tak, że aż przeszyły mnie ciarki i powiedziała, że musi wziąć prysznic, bo w pracy jakoś się brzydziła. Wskazując dwuosobowe łóżko powiedziała, że na ten czas mogę się tam położyć. Gdy weszła do łazienki, poczułem się jak chory, telepało mną, byłem po prostu rozgrzany do czerwoności. Oglądałem w życiu kilka erotyków, dlatego gdy zobaczyłem przed łóżkiem wielką oszkloną szafę o mało nie zemdlałem, tak fantazja uderzyła mi do głowy. Leżąc na łóżku myślałem: w końcu będę mężczyzną, 26 lat to już chyba przesada, byle by nie dać plamy za wcześnie. Zamknąłem oczy z rozkoszy, trochę się bałem, ale już mi było wszystko jedno, nie zamierzałem niczego kryć. Kiedy otworzyłem oczy, opierała się nade mną rękoma i kolanami, nie wiem kiedy przyszła, była cicha jak kot. Teraz naprawdę myślałem, że zemdleję, była tylko w czarnym koronkowym staniku i luźnych spodenkach, coś na kształt krótkich spodni od piżamy. „Ja..” zamknęła mi usta swoimi, automatycznie przy pocałunku zamknąłem oczy. Gdy namiętnie mnie całowała i czułem jej duże piersi na swojej klatce myślałem, że oszaleję. Jak na pierwszy raz udało mi się zdjąć jej stanik prawie bez problemu. Nie otwierając oczu, jak w delirium moje wargi wędrowały po jej jeszcze nierozgrzanej szyi i piersiach. W szale namiętności gwałtownym ruchem odwróciłem ją tyłem do siebie i przodem do lustra całowałem ją po plecach i szyi ciągle nie otwierając oczu. Gdy jednym ruchem ściągnąłem jej spodenki, otworzyłem oczy by napawać się widokiem jej ciała w lustrze. I wyskoczyłem z łóżka jak poparzony, przylgnąłem plecami do futryny drzwi. To, co zobaczyłem w lustrze było po prostu potworne, myślałem że straciłem rozum. Wstrząśnięty patrzyłem raz na osobę, która była w lustrze, raz na osobę, z którą przed chwilą przeżywałem namiętne chwile. Róża uśmiechając się już pełnym garniturem zębów, przemieszczając się powoli na kolanach w moją stronę, powiedziała: „nie bój się Maciusiu choć do mnie, to dla ciebie będzie zupełnie nowe przeżycie. Po tym gdy już z tobą skończę nigdy już nie będziesz taki sam. To jest twoja nagroda za bycie dobrym człowiekiem”. Nie oglądając się za siebie wybiegłem z mieszkania jakby się paliło, po drodze łapiąc buty i kurtkę. Boże to, co było w lustrze, Boże dlaczego mnie to spotkało? Czy chcecie wiedzieć co zobaczyłem?
Super laskę z paru centymetrowym interesem między udami.

Po trzech miesiącach picia na umór wyjechałem do Anglii. Przysyłam rodzicom pieniądze na opiekunkę i odwiedzam ich dwa razy w miesiącu.

Ryszard Skalecznik 3:19 11.10.2013 Warszawa
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Użytkownik skalecznik edytował ten post 11.10.2013 - 02:40

  • 2

#1383

tomxd.
  • Postów: 8
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Wiem,że to może i nie jest creepypasta (tak jak w przypadku tajemnicy śmierci Cobaina) ale to jest jak dla mnie przerażające i z tego powodu umieszczam to tutaj:

Plus i minus

Nie chce mi sie pisać całej sprawy bo byłoby to bez sensu,tym bardziej że w filmiku jest to opisane całkowicie.
Zanim obejrzysz to dowiedz sie troche o śmierci Magika (z Wikipedii wystarczy).
Chodzi tu o to,że piosenka Paktofoniki "Plus i Minus" puszczona od tyłu ma w sobie ukryte treści...



i całość piosenki od tyłu:


  • 1

#1384

Liliaj.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Zemsta

-Jesteś pewny, że chcesz to zrobić?- pyta po raz kolejny Twój przyjaciel.
-Tak, tak jestem pewny.- warczysz.- Jestem profesjonalistą. Jedno nawiedzone miejsce w te, czy we wte nic nie zmieni.
-Ale…
-Żadnych ale. Zobaczymy się za kilka dni. Żegnam.
Targasz swoje walizki do domu i zatrzaskujesz za sobą drzwi. W Twoje nozdrza uderza zapach zgnilizny. Zniesmaczony marszczysz nos i rozglądasz się po pomieszczeniu. Stara spróchniała podłoga, skrzypi przy każdym Twoim ruchu. Tapeta z zeszłego wieku jest oderwana i zdrapana w bardzo wielu miejscach. Na prawo od Ciebie stoi podniszczone biurko. W dalszej części pokoju znajdują się schody. Pod sufitem chybocze się żyrandol. Podchodzisz do schodów i stawiasz nogę na jednym ze stopni. Stopień skrzypi, pęka i pochłania Twoja nogę. Warczysz jakieś przekleństwo pod nosem i wyrywasz stopę z pułapki. Przechodzisz obok schodów i kładziesz rękę na klamce kolejnych drzwi. Pchasz wrota, a Twoim oczom ukazuje się długi korytarz. Kiedyś białe ściany mają szarawy odcień. Jest tu pełno drzwi w regularnych odstępach od siebie. Podchodzisz do pierwszych drzwi i pchasz je. Szary pokój, żelazna prycz, krzesło i krata w oknie. Wszystko zdaje się krzyczeć „szaleństwo, szaleństwo, szaleństwo”. Dochodząc do wniosku, że wszystkie pokoje będą wyglądały podobnie, przywlekasz się do pierwszego pokoju z walizkami. W kącie dostrzegasz szafę. Wzruszasz ramionami i patrzysz na zegarek. Dwudziesta druga. Rozkładasz śpiwór, który ze sobą wziąłeś i się w nim kładziesz. Ustawiasz budzik w komórce na trzecią w nocy, zamykasz oczy i zaczynasz zasypiać.

-Panie Michael, panie Michael… Proszę wstawać…- budzi Cię nieznany żeński głos.
-Co za Michael?- warczysz, powoli otwierając oczy. Widzisz śnieżnobiały sufit. Po plecach przebiega Ci dreszcz. Jakim prawem ten sufit ma taki kolor?- Co pani tu robi?
Próbujesz się poruszyć, ale coś Ci to uniemożliwia. Patrzysz na swoją klatkę piersiową. Jesteś przypięty do żelaznej pryczy.
-Co tu się dzieje?- warczysz, próbując wydostać się z pasów.
-Proszę się uspokoić- świergocze znowu kobieta.- Doktor nie będzie zadowolony, że znowu ma pan atak.
-Co za atak? O czym ty w ogóle mówisz?
Patrzysz z wściekłością na kobietę. Ma na sobie strój pielęgniarki.
-Co tu się dzieje?- warczysz zdezorientowany.
-Proszę pana…- mówi znowu.
-Odpowiadaj!
-Proszę się uspokoić…
-Nie uspokoję się! Mów co się tutaj dzieje! Czemu jestem przypięty do łóżka?! Co ty tutaj robisz?!
Pielęgniarka cmoka i podchodzi do Ciebie.
-Pan doktor nie będzie zadowolony…- wzdycha. Wyciąga skądś strzykawkę i wbija ją w Twoje ramię.
-Co ty robisz…?!- pytasz, czując jak powoli zanika Ci czucie w ramieniu.
-Proszę się uspokoić, pan doktor zaraz się panem zajmie- słyszysz jej głos, ostatkiem sił utrzymując świadomość. Przed oczami zaczyna robić Ci się ciemno…

-Więc nasz kochany pacjent miał przed chwilą atak?- słyszysz męski głos. Wyczuwasz, że mężczyzna się uśmiecha. Nadal nie możesz otworzyć oczu ani się poruszyć.
-Tak- odpowiada znana Ci już pielęgniarka.
- O której do nas przybył?
-Zasnął o dwudziestej drugiej dziesięć, a dotarł do nas o dwudziestej drugiej jedenaście.
-Bardzo dobrze, że zasnął tak szybko.
- Z tego co wiadomo jest profesjonalistą.
-A co robi?
-Zwiedza nawiedzone miejsca.
Oboje wybuchają śmiechem, a Ty zastanawiasz się, co się tutaj dzieje.
-Bardzo ciekawe…- mruczy mężczyzna.- Elizabeth?
-Tak?
-Nasz pacjent już nas słyszy. Prawda, panie Hunter?
Chcesz zapytać mężczyznę skąd zna Twoje nazwisko, ale nie możesz poruszyć ustami.
-Oh, lek jeszcze działa?- mówi z udawaną troską lekarz.- Obiecuję panu, że elektrowstrząsy pomogą.
Elektrowstrząsy?
-Elizabeth, może uczynisz ten zaszczyt?- pyta mężczyzna. Po chwili przez Twoje ciało przebiega prąd. Z Twoich ust wyrywa się krzyk. Czujesz mrowienie w palcach.
-Oh, bolało? Ale nadal pan nie widzi- mówi z udawanym smutkiem lekarz.- Większa dawka powinna pomóc.
Przez Twoje ciało przetacza się prąd, ale o dwa razy większej mocy. Znowu krzyczysz.
-Już powinien pan widzieć…- odzywa się lekarz.- Więc zaczynamy leczenie…
Pielęgniarka wciska jakiś guzik i Twoje krzesło opuszcza się. Trafiasz do zbiornika pełnego wody. Przed zanurzeniem, nie wziąłeś oddechu. Dławisz się. Woda napływa do Twoich płuc. Za wszelką cenę próbujesz się wyrwać. Podrywasz głowę do góry, ze strachem patrząc na jasną plamę nad powierzchnią wody. Bąble powietrza latają przed Tobą, kiedy miotasz się na krześle. Nie możesz nic zrobić. Twoje krzesło podrywa się do góry. Wykasłujesz wodę i szybko łapiesz ukochane powietrze. Cieszysz się, że jesteś ponad wodą. Twoja radość nie trwa jednak długo. Znowu zanurzasz się w wodzie. Tym razem bierzesz głęboki wdech, więc nie jest tak źle. Nagle przez Twoje ciało przetacza się prąd elektryczny. Drżysz, otwierasz usta, pozbawiając się powietrza. Próbujesz krzyczeć. Krzesło znowu podrywa się do góry. Bierzesz wdech i krzyczysz. Twoi oprawcy nawet nie pozwalają Ci skończyć wołać. Zanurzają Cię, kiedy jeszcze masz otwarte usta. Łykasz wodę, czujesz jak powoli zalewa Ci płuca. Czujesz jak Twoje powietrze, życie, przecieka Ci przez palce niczym piasek. Przez Twoje ciało znów wędruję prąd. Straciłeś nadzieję, nie próbujesz się nawet wyrywać. Drżysz tylko. Krzesło znów wędruje do góry. Wypluwasz wodę i czekasz na kolejne zanurzenie. Zaciskasz powieki ze strachu. Czujesz jak Twoje krzesło się opuszcza. Czekasz na kolejne zanurzenie, które… jednak nie następuje. Słyszysz jak nogi krzesła uderzają o płytki. Zdziwiony otwierasz oczy i widzisz przed sobą lekarza i pielęgniarkę. Próbujesz mówić, ale nie możesz. Lekarz ubrany jest w strój operacyjny i maskę chirurgiczną. Widzisz jak wokół jego oczu tworzą się zmarszczki. On się uśmiecha.
-Proszę pani, przechodzimy do kolejnego zabiegu- mówi.
-Oczywiście, panie doktorze- odpowiada pielęgniarka i podaje mężczyźnie szpikulec do lodu. Gwałtownie kręcisz głową.
-Proszę się uspokoić- mówi lekarz i daje znak kobiecie, aby przytrzymała Twoją głowę. Kobieta wplata palce w Twoje włosy, unieruchamiając Cię. Mężczyzna podnosi szpikulec na wysokość Twoich oczu.- Poczujesz lekkie ukłucie…
Bez chwili namysłu lekarz wbija szpikulec w Twoje oko. Krzyczysz, próbujesz się wyrywać… Wszystko na marne. Lekarz głębiej wbija szpikulec i zaczyna nim kręcić w Twoim mózgu. Czujesz jak powoli zanika czucie… Nie możesz się poruszyć. Siedzisz na tym krześle, a lekarz wkłada kolejny szpikulec do drugiego oka. Zanim jednak to zrobił, z nienaruszonego oka wypływa pojedyncza łza. Łza smutku. Łza końca.

Nic nie czujesz. Słyszysz, ale nie rozumiesz. Siedzisz z opuszczoną głową. Twoje przedziurawione gałki oczne turlają się gdzieś po podłodze. Z Twoich pustych oczodołów wypływa krew. A Oni rozmawiają.
- Czyli pozbyliśmy się już kolejnego- mówi pielęgniarka. Słyszysz, ale nie rozumiesz słów.
- To prawnuk lekarza, który Cię tutaj zabił- odpowiada lekarz.- Nasz kochany szpital psychiatryczny tak działa. Teraz trzeba ściągnąć tu jego przyjaciela. To prawnuk lekarza, który zabił Jenny.
-Rozumiem.
-Zamknijcie go w domu i poczekajcie, aż zaśnie. Inaczej go tutaj nie sprowadzimy.



Mija tydzień odkąd duchy zamordowanych porwały Cię do swojego świata. Twój przyjaciel wchodzi do opuszczonego budynku i szuka Cię, krzycząc Twoje imię. On widzi tylko opuszczony budynek. A Ty siedzisz na kanapie z opatrunkiem na oczach w poczekalni wyglądającej jak nowa. On Cię nie widzi, szuka dalej. Wchodzi do tego pokoju, w którym zasnąłeś. Obmacując ściany, podążasz za nim i siadasz na materacu. Twój przyjaciel patrzy ze zmarszczonym czołem na śpiwór, który zostawiłeś. Nagle z hukiem zamykają się za nim drzwi.
-Przyszedł, przyszedł- słyszycie skrzeczące głosy.- On tu jest…
-Co się dzieje?- pyta Twój przyjaciel.
-On tu jest, on tu jest… Zabijemy go… On zabił Jenny…
-Co za Jenny?! Co tu się dzieje?!- krzyczy Twój przyjaciel.
-Nic, nic- odpowiadają słodkim tonem skrzeczące głosy.- Po prostu idź spać.






To jest moja pierwsza creepypasta :rotfl:
  • -1

#1385

Jo_74.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie do końca jestem przekonana do tego opowiadania, ale zainspirowało mnie przekonanie, że wszystko, co robimy, do nas wraca.
Może się komuś spodoba :). Są dwa wulgaryzmy, jeśli trzeba, to je zlikwiduję, ale bardzo mi tu pasują...

Anioł zemsty

Wdzięczność to wspomnienie serca.
Zemsta to prawo do braku tych wspomnień...
***
Ciemność. Ból. Nieopisany, wszechogarniający ból. To czuła, kiedy ją bił, dusił i gwałcił rozbitą butelką. A przeciez nic nie zrobiła, tylko szła sobie do domu. Wracała od pani Jadzi, czytała jej przed snem, pomogła zrobić kolację i zaparzyła ziółka. Tak zwyczajnie, a teraz... Nie jest dobrze, jest żle, bardzo źle. Czuła, jak życie z niej uchodzi, czuła ból, nieopisany, wszechogarniajacy ból. Ciemność...

***
Skąd mógł wiedzieć, że to będzie jakaś świętojebliwa dziwka. Musiał się wtedy na kimś wyżyć. Żona go wkurzyła, a panienka błąkająca się po drodze wieczorową porą aż się prosiła, żeby ją zerżnąć. Jak zobaczył dwa dni później ogłoszenia, że zaginęła i kim była, to aż się nogi pod nim ugięły. Jedynie Matka Teresa mogłaby się z nią równać. Ulotki, plakaty o jej poszukiwaniach wisiały dosłownie wszędzie - na płotach, słupach, ścianach budynków. Czuł się osaczony, jak zaszczute zwierzę, naprawde cud, że nikt go do tej pory nie podejrzewał.
Co było pierwsze? A tak - praca. Niby niczego mu nie udowodniono, ale został zwolniony za malwersacje. Jakie malwersacje??? Jak się robi przekręty, to dla kasy. A jego rzekomo wyprowadzone z firmy miliony "wyparowały". Ot tak sobie, nie znaleziono ich na żadnym lewym koncie. Najzabawniejsze, że nikt nie namierzył tych pieniędzy, nawet on. Ale z roboty go wyrzucili. W kopercie z wypowiedzeniem była ulotka z tą dziewuchą, co ją wtedy załatwił. Skąd się tam wzięła??? Aż mu ciarki przeszły po plecach...

***
Wiedział, że coś się święci. Że to nie będzie zwykły, normalny dzień. Skąd? Nie miał pojęcia, po prostu miał przeczucie; ludzie nazywają to szóstym zmysłem. Niunia jak zawsze bawiła się przed domem. Teraz mógł ją obserwować, odkąd po stracie pracy siedział w domu. Odszedł od okna na chwilę. Tylko na małą, pieprzoną chwilkę. Świadkowie mówili, że mała wybiegła pod nadjeżdzające auto za piłką. Czerwono-zieloną. Ona NIGDY nie miała czerwono-zielonej piłki!!! Jak dobiegł do niej, to już było po wszystkim. Jej śliczna, maleńka główka była wykręcona pod nietarulalnym kątem, buciki rozrzucone leżały kilkadziesiąt metrów od ciałka. Pod nią leżała... ulotka. Tak, ulotka z podobizną zaginionej. Skąd, jak, dlaczego!!?? Dlaczego jego mała córeczka nigdy już się do niego nie przytuli, dlaczego ktoś mu to robi, czy to przez te zdzirę???

***
Żonę znalazł on sam. Wrócił z rozmowy o pracę, a ona leżała na podłodze w kuchni z nożem w jednej dłoni, i z ulotką w drugiej. Wokół było pełno krwi. Z listu wynikało, że poderżnęła sobie żyły, bo nie mogła znieść myśli, że ich maleństwo nie żyje. Widok był tak paradoksalny, że gdyby nie dotyczył jego rodziny, stwierdziłby, że trąca lekką tandetą z taniego kryminału. To wszystko, co działo się w ciągu ostatniego czasu było tak nierealne, że nie wiedział, czy nie dzieje się to gdzieś daleko od niego, czy to wszystko nie jest snem, nocnym koszmarem, który za chwilę sie skończy, jak tylko córeczka wpadnie do ich sypialni i rzuci się ze śmiechem budząc ich oboje...

***
Czuł się jak biblijny Hiob. Wszystkie z możliwych nieszczęść spadły na jego głowę niczym lawina skał tnących jego nerwy na tysiące maleńkich kawałeczków. Czuł, że rozpada się pod ich wpływem, że z dnia na dzień coraz mniej chce mu się żyć. Nia miał dla kogo, nie miał po co. Bez przerwy był na lekach, jakie przepisał mu psychiatra. Wiecznie widział twarze - żony, córki, swojej ofiary. Tej ostatniej - ciągle i wszędzie. Gdy zamykał oczy, widział jej twarz wykrzywioną strachem i bólem, gdy je otwierał, szyderczo śmiała się z niego z plakatów. Śmiała się, zdając się mówić, że jego koniec jeszcze się nie zbliża, że nie dość jeszcze zapłacił za to, co zrobił...

***
Ogień był wszędzie. Nie było miejsca, gdzie mógłby się schować przed płomieniami. Strych zajął się równie szybko, co pozostałe piętra. Po tym, że wszystkie okna były zabite gwoździami, a żadnej z szyb nie mógł wybić, mógł się domyślać, że to była jej sprawka. "Anioła zemsty", tak ją nazywał w myślach. Nie mógł się wydostać, ale był przygotowany na śmierć. Oczywiscie bał się, instynkt samozachowawczy zadziałał - próbował się ratować, choć robił to bez przekonania. Czuł, ze robi się coraz goręcej, zajęły sie jego włosy, jego skóra płonęła pod wpływem temperatury... Ciemność.

***
Ciemność. Ból. Nieopisany, wszechogarniający ból...

***
- Słyszałaś, znaleźli tę dziewczynę, której plakaty wisiały w całym mieście.
- Wiem, widziałam w internecie zdjęcia z jej pogrzebu.
- A ten, co? Jeszcz żyje? Jak go przywieźli, to miał poparzone całe ciało. Nie wyobrażam sobie, jak bardzo musi cierpieć...
- Żyje, choć nie wiem, jakim cudem. Chyba ma gdzieś swojego anioła, który nad nim czuwa i nie pozwala umrzeć...

Użytkownik Jo_74 edytował ten post 14.10.2013 - 09:22

  • 3

#1386

skalecznik.
  • Postów: 13
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Teraz zupełnie na poważnie i trochę romantycznie.

„Droga do zbawienia zaczyna się dziś, właśnie teraz”*




Bieszczady 2001r.

Cała klasa była podekscytowana wycieczką w Bieszczady. Chociaż byliśmy w przedostatniej klasie męskiego technikum i większość z nas miała już 19 lat, to nie w głowie było nam dorosłe i odpowiedzialne życie. Prawie cała klasa myślała tylko o tym żeby się wyszumieć: alkohol, niekiedy mocniejsze używki. Jechała też z nami trzecia klasa liceum, a tam w większości były dziewczyny. Może część z Was wie jak to jest uczyć się w męskiej klasie, w szkole mieć kontakt z płcią przeciwną tylko na przerwach i ewentualnie na dyskotekach organizowanych na salach gimnastycznych. Dlatego cieszyliśmy się jak dzieci, które rzadko jadły słodycze, a teraz dostały wielką tabliczkę czekolady. Każdy myślał tylko o flirtach i o ewentualnych miłosnych przygodach a nawet miłościach życia. Wiadomo, że w każdej społeczności, są podziały. Moja klasa nie była wyjątkiem. Była klasowa elita, szkolne gwiazdy, czyli chłopaki z bogatych rodzin o ciętych językach, sportowcy którzy głównie trenowali na siłce, wszyscy mieli już prawka i dojeżdżali do szkoły samochodem. Ta grupa najbardziej imponowała dziewczynom. Byli też tzw. średniacy, ot zwykli chłopcy, nie ubierali się tak bogato jak elita, na wakacje nie wyjeżdżali na Ibizę, ale mieli własne zdanie i nie dali sobie w kasze dmuchać. I na końcu, jak to się dzieje w każdej małej grupie, muszą być popychadła, ludzie cisi i nieśmiali, niemający siły i odwagi przeciwstawić się nękaniu psychicznym i fizycznym. Na szczęście w czwartej klasie byliśmy już dość zgrani, największe kozaki i brutale już dawno wylecieli ze szkoły i podziały nieco się zatarły. W czwartej klasie, gdy jakiś uczeń z innej klasy zaczepiał lub znęcał się nad jednym z najniższych w naszej hierarchi, szybko nauczył się, że nie należy tego robić. Nie mi to oceniać, ale wydaje mi się że należałem do średniaków. Może dlatego że jestem znacznej postury. W rozmowach gdzie miałem inne zdanie niż elita najcięższe obelgi z ich strony nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia, a gdy jakiś gorąco głowy nie wyrabiał i chciał użyć argumentu siłowego, dochodziło do bójek, po których kilka razy lądowałem u szkolnej pielęgniarki a potem u dyrektora. Była jeszcze jedna cecha, którą wyróżniałem się z klasy: moja wiara. Wierzę w Boga całym sercem, nie wstydzę się mówić o nim głośno. Gdy ktoś bezpodstawnie Go obrażał przeciwstawiałem się temu. Myślę, że to właśnie moja postawa obronna wobec wiary, połączona z tężyzną fizyczną budziła szacunek w moich kolegach. Nie byłem też bez wad i grzechów lekkich oraz ciężkich, do których należało między innymi to, że nie stroniłem od alkoholu na imprezach. Zdarzyło mi się już wtedy zaliczyć kilka upojeń, w trakcie których gadałem i robiłem różne bzdury.

Jazda autokarem upływałam nam szybko i wesoło. Nie brakowało momentów, kiedy cały pojazd wybuchał śmiechem. Chłopaki próbowali podrywać dziewczyny, każdy z nas miał jakąś sympatię. Byli i tacy nieszczęśliwie zakochani w największych pięknościach, ale one, siedząc obok szkolnej elity, patrzyły na nich ze wzgardą. Ja zakochany od dwóch miesięcy byłem w zwykłej dziewczynie. Ewa nie chciała się niczym wyróżniać, nie szukała rozgłosu i uznania, których, często narażając swoje dobre imię, szukały jej popularniejsze koleżanki. Ewa miała też bardzo szczególną cechę: wszyscy w jej towarzystwie łagodnieli, sama jej obecność wywoływała życzliwość, nie musiała przy tym nic mówić. Taka dobroduszna, cicha myszka, nie za ładna dla większości a dla mnie najpiękniejsza dziewczyna na świecie. Ucieszyłem się, gdy zajęła miejsce obok mnie, mogliśmy nagadać się do woli. Z każdą godziną jazdy zakochiwałem się w niej coraz bardziej. Mieliśmy podobne poglądy na życie, zainteresowania. Wyczuwałem że i ja budzę w niej sympatię. Jedynym, czego pragnąłem w tej chwili, było to, żeby ta podróż nigdy się nie skończyła.

Miejscem w którym mieliśmy noclegi był, podobno wybudowany w XVI wieku, ogromny zamek przerobiony na hotel. Bardzo podobało mi się to miejsce, miało swój szczególny owiany tajemnicą urok. Zauważyłem mnóstwo luksusowych aut zaparkowanych przed zamkiem, co jakiś czas podjeżdżały nowe samochody, z których wychodzili ubrani w kosztowne garnitury mężczyźni oraz ich bardzo atrakcyjne towarzyszki. Nie jestem ekspertem męskiej urody, często nie rozumiem, czym kobiety kierują się mówiąc o jakimś mężczyźnie że jest atrakcyjny. Ale wtedy, gdy im się przyglądałem byłem pewien, że tak powinni wyglądać przystojniacy. Moje odczucia potwierdziły dziewczyny z liceum, które z wypiekami na policzkach, czasami nieprzyzwoicie, komentowały przystojniaków nie zważając na naszą zazdrość. Pewnie przyjechali na jakiś zjazd albo szkolenie, takie miejsce na pewno nie narzeka na brak gości. Pierwszego dnia, po zakwaterowaniu, zjedliśmy kolację i zmęczeni podróżą poszliśmy spać.

Nazajutrz, pełni werwy ruszyliśmy najpierw zwiedzać miasteczko w którym mieliśmy hotel, następnie podjechaliśmy autokarem, aby zdobyć jakiś szczyt. Przewodnikiem był jeden z pracowników hotelu. Zauważyłem, że jest tak samo przystojny jak ludzie którzy parkowali przed hotelem. Miał niesamowitą charyzmę i talent do opowiadania. Rzeczywiście pokazał nam przepiękne miejsca. Dziewczyny szalały na jego punkcie. Tylko „moja” Ewa nie widziała w nim nic specjalnego, gdy mówił miała minę wyrażającą niedowierzanie. Dziwne było dla mnie to, że nie zwiedziliśmy żadnego kościoła czy nawet kaplicy, w końcu to też zabytki. Zapytałem naszego przewodnika, dlaczego nie odwiedzamy miejsc sakralnych, które są w większości pięknymi drewnianymi kościółkami. Spojrzał na mnie z pogardą i powiedział tylko że nie warto. Przed samym wieczorem w drodze powrotnej do zamku, omawialiśmy plan na wieczór. Nasza wychowawczyni zorganizowała nam salkę na dyskotekę, mogliśmy się w niej bawić do woli pod jednym warunkiem: zero alkoholu. Wszyscy uśmiechnęliśmy się pobłażliwie, a najrówniejszy nauczyciel, młody facet od WOS-u lekko parsknął śmiechem. Gdy mijaliśmy recepcję, zaważyliśmy że większość gości, ubranych wieczorowo, zależnie od płci, w drogie garnitury lub w piękne powabne sukienki, przechodzi przez wielkie drzwi umieszczone na prawo od wejścia. Zapytałem panią z recepcji, dokąd prowadzi to wejście. Miła recepcjonistka odpowiedziała, że drzwi te prowadzą do podziemi, gdzie urządzono jedną wielką salę bankietowo – konferencyjną. Dzisiaj wieczorem ma się tam odbywać wielki zjazd pracowników pewnej korporacji, która ma swoje filie na całym świecie. No tak, tak się bawią bogacze, przynajmniej gdy my będziemy głośno się zachowywać nie powinno być skarg. Po kolacji zaraz poszliśmy na dyskotekę. Na początku było drętwo, tylko kilka gorącokrwistych dziewczyn tańczyło na środku parkietu. Impreza rozkręciła się dopiero po wypiciu kilku piw, które skrzętnie skryliśmy przed opiekunami. Głównie rozmawiałem z Ewą która nic nie piła, nie chciała też tańczyć, dla tego chcąc głupio wywołać jej zazdrość, mając już lekko w czubie, zatańczyłem z kilkoma dziewczynami. Jedna z nauczycielek przyłapała jednego kolegę z piwem, szybko zorientowała się że nie tylko on pił. Tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła, że z powodu naszej nieodpowiedzialności dyskoteka dobiega końca. Gdy szliśmy do swoich pokoi, w których spaliśmy po 4-5 osób, podszedł do mnie Jarek, można powiedzieć dowódca klasy. Powiedział żebym za godzinę wpadł do jego pokoju, gdzie organizuje imprezkę. Będą wszystkie dziewczyny i wódeczka. Pomyślałem o Ewie, przecież ona nie lubi takich imprez, ale co tam, wódki chętnie się napiję.

Cichutko, na samych palcach dotarłem do pokoju Jarka. Impreza była już gotowa, na stoliku stały przekąski, plastikowe kieliszki i alkohol. Wszyscy porozsiadali się gdzie się dało: na kanapach, krzesłach, parapetach, nawet podłodze. Sporo osób stało. Zdziwiłem się, że na końcu kanapy siedziała Ewa. Podszedłem do niej, zapytałem co tu robi, przecież wiadomo że nie lubi takich imprez. Zaczerwieniona odparła że wiedziała o mojej obecności. Poczułem się jak macho, oto ja, wielki Don Juan uwiodłem niewinne dziewczę. Zaczęliśmy rozmawiać o różnościach w kółku 6 osób. Zdziwiłem się, że Ewa głośno wtrąca swoje celne uwagi do każdego poruszanego przez nas tematu. Na pewno robi to aby mi się przypodobać – pomyślałem. Co jakiś czas odchodziłem od towarzystwa na kieliszek. Gdy jeden z kumpli otwierał już 4 flaszkę, a mi już włączał się helikopter, temat w naszym kółeczku zszedł na sprawy łóżkowe. Nie pamiętam dokładnie, jakie bzdury i kłamstwa zacząłem z siebie wydalać, pamiętam natomiast zawiedziony wyraz twarzy Ewy. Na moje zaczepki w ogóle nie reagowała. Musiała mnie trochę tym zdenerwować, w przypływie złości powiedziałem słowa, które mimo wypitego alkoholu wryły mi się w pamięć jak paskudna blizna. „Co jest Ewka, nigdy nie miałaś chłopa? Jak chcesz to ja mogę być twym pierwszym”, patrząc na nią, zbliżyłem do ust palce ułożone w literę V, przez które w wulgarnym geście pokręciłem językiem. Całe towarzystwo zarechotało tak jakby usłyszało najlepszy dowcip świata. Nie zapomnę też wyrazu twarzy Ewy, kiedy jej wielkie niebieskie oczy w jednej sekundzie zadrgały błyszczącą taflą. Nie zaponę też tego „ooooooo” towarzystwa i znowu jego okropnego śmiechu, gdy Ewa zasłaniając dłońmi twarz wybiegła z pokoju.

Wracając chwiejnym krokiem do pokoju, czułem się jak zbity pies. Jezu, co ja narobiłem, proszę Cię zlituj się nade mną. Skrzywdziłem jedyną istotę, za którą oddałbym życie. Boże przynajmniej Ty wybacz mi moje zachowanie, bo wiem że ona mi nigdy nie wybaczy. Pogrążony w rozpaczy na zmianę prosząc Boga o litość i wybaczenie upadłem na łóżko tak jak stałem, w butach i ubraniu. Okręcając się pościelą, przy kręcącym się pokoju i myślach wyraźnie słyszałem głośny śmiech. Okropny diabelski szyderczy rechot, jakby sam szatan cieszył się z kolejnej złowionej duszy. Odpłynąłem.

Razem z Ewą, stałem w wejściu do wielkiej, oświetlonej pochodniami sali mogącej pomieścić kort tenisowy. Jej twarz była mokra od łez, chociaż nie zanosiła się płaczem. Natychmiast chciałem ją przepraszać, rzucić się na kolana i błagać o przebaczenie. Zatkała mi usta dłonią, przecząco pokręciła głową. Pchnęła mnie do sali. Bankiet trwał na dobre. Przepiękne kobiety chodziły w wyzywających kreacjach, mężczyźni w różnym wieku rozmawiali paląc cygara. Musiałem być jeszcze nieźle pijany bo miałem zwidy. Na głowach mężczyzn wdziałem wypustki, w zależności od ich wieku krótkie, bądź długie, fantazyjnie skręcone rogi. Kobiety miały krótkie błoniaste skrzydła wychodzące z ich odsłoniętych pleców. Tam gdzie powinien być koniec pleców wychodził im długie ogony, którymi często przytrzymywały sobie drinki. Ewa popchnęła mnie w stronę końca sali, stało tam podwyższenie, na którym ustawiony był stół przygotowany dla ok. 20 osób. Podeszliśmy tam bliżej, tak że można było spokojnie usłyszeć, o czym rozmawiają biesiadnicy. Zawładnął mną ogromny strach, ale czując Ewę obok siebie, opanowałem się. U zwieńczenia stołu siedział, jak się mogłem domyślać, najważniejszy gość imprezy. Biła od niego niesamowita groza, mimo że rysy miał spokojne, z jego przepięknego jak z greckiej rzeźby oblicza wypływała niewypowiedziana nienawiść i groźba. Pstryknął palcami, podbiegł do niego nasz przewodnik, tym razem z dwoma małymi wypustkami na głowie. Nalał osobistości wina do wyciągniętego pucharu.
Wypił, oblizał wargi, popatrzył na współbiesiadników i głosem delikatnym jak aksamit powiedział:
-Witam szanowny zarząd. Rad jestem, że wszyscy zjawiliście się na naszym posiedzeniu. Cieszę się, że nikogo nie zabrakło – uśmiechnął się złośliwie i ciągnął dalej – wiem, że zjawiliście się z szacunku dla mnie.
Wszyscy unieśli napełnione kielichy, w niemym toaście wypili zawartość.
- Kto zacznie sprawozdanie? – zapytał się swym cudownym głosem, jak dobrze się domyślałem ich zwierzchnik.
-Może ja, panie – powiedział atletycznie zbudowany młodzieniec o kobiecych rysach twarzy - Nie wiem czy mnie pamiętasz magnificencjo.
„Pan” zmarszczył brwi i rzekł:
-Ja wszystkich pamiętam, Samaelu. To, że nie byłem obecny przez kilka tysięcy lat nie oznacza, że straciłem pamięć. Wież mi, więzienie to najlepsze miejsce do pielęgnowania… pamięci.
Samael zbladłszy, odchrząknął i zaczął mówić:
-Królu, poczyniliśmy wielkie postępy. Zaraz po twoim uwięzieniu robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby zniewolić jak największą ilość dusz. Teraz stoimy prawie u apogeum naszych wpływów. Nie ma na świecie miejsca które było by wolne od naszych wtyczek. Nie pominąwszy nawet przybytków wroga. Ale może od początku, Belialu?
Starzec, którego spokojnie mógłbym nazwać rzymskim filozofem z podręczników od historii rzek:ł
-Mój panie, jak dobrze wiesz, odpowiadam za wojny. Doprowadziłem do wielu konfliktów. Od zarania dziejów podburzam ludy przeciwko sobie. Kiedy wrócisz do naszego królestwa zobaczysz ilu zwerbowałem zbrodniarzy. Ostania wojna, która ogarnęła niemal cały świat pochłonęła niesamowitą ilość ofiar. Następną wojnę, którą szykuję ogarnie już każde państwo, nawet sobie nie wyobra.. – grecki filozof urwał w pół słowa widząc ściągniętą gniewem twarz swojego „pana”.
-Stary głupcze, co mi po tych wojnach, czy zastanawiałeś się ilu dusz, które mogły potencjalnie zasilić moją siedzibę, powędrowało w przeciwną stronę? Co mi po tylu zabitych? Nie wiesz, że zdecydowana większość z nich w chwili śmierci była niewinna? Jak już wzbudzasz wojny to postaraj się, aby to były tylko małe konflikty religijne, wtedy najwięcej ludzi ulega nienawiści!! – widząc że podwładny kuli się ze strachu, odsapnął i dokończył łagodnie – no nic to, przynajmniej piekło zasili się o kilku bezwartościowych grzeszników, na przykład ten śmieszny Austryjak, o którym opowiadano mi dzisiaj rano w drodze do tego miejsca, jak mu tam…
-Adolf Hitler panie, umarł w mękach na kiłę w Argentynie – powiedział jeden z uczestników zgromadzenia. „Pan” spojrzał na osobę która udzieliła odpowiedzi.
- No proszę, Pajmon. Co masz do powiedzenia?
Jeśli ktoś z obecnych był odrażający pod względem urody to właśnie on. Patrząc na jego twarz przychodziło mi tylko jedno skojarzenie do głowy: zwłoki w prosektorium. Nazwany Pajmonem zaczął mówić:
-Jak dobrze wiesz królu ja odpowiadam za choroby. Myślę, że chorób jest już dość. Ostatnia śmiertelna choroba, do której stworzenia natchnąłem pewnego naukowca powstała jakieś 50 lat temu. Niestety, ludzcy uzdrowiciele odkryli w jaki sposób choroba się rozprzestrzenia, konsekwencją tego jest mniejszy poziom cudzołóstwa. Generalnie ludzie stali się bardzo ostrożni i jeśli już reagują na moje podszepty, to trzymają wynalezione przez siebie zarazki szczelnie zamknięte.
„Pan” zamyślił się na chwilę, przebierając palcami po blacie stołu odrzekł:
-Taaak. Wiesz, że istnieje taki pogląd, że to nasz wróg poddaje ludzi próbom zsyłając na nich choroby? Mam nadzieję, że przynajmniej szeptałeś im żeby w swoim cierpieniu „go” przeklęli?
Trup z prosektorium pokiwał głową.
-Kto jeszcze? Może ty Balamie.
Mężczyzna, wypisz wymaluj dobroduszny proboszcz z małej parafii, skłonił się i odpowiedział śmiało:
- Panie, mniej więcej tysiąc lat temu doprowadziłem do podziału ziemskiego bastionu wroga na dwa obozy. Nie uwierzysz, panie, jak przez swoją pychę te marionetki mogą się pokłócić o byle co.
„Pan” tym razem zadowolony odpowiedział:
- Wyobraź sobie, że uwierzę – uśmiechając się szeroko dopowiedział – diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Marau?
Wszyscy zwrócili swe spojrzenia na osobę, która w moich oczach zrobiłaby karierę jako amant, oczywiście gdyby nie rogi.
- Panie, wieki badań doprowadziły mnie do stwierdzenia, że nienasycone ludzkie ego jest kluczem do zniewolenia ludzi. – pan z zaciekawieniem uniósł brwi, Marau kontynuował – pieniądz wymyślony przez Mamona – tutaj ukłonił się w stronę obleczonego złotem młodzieńca – jest wspaniałym wynalazkiem. Uruchomił ona lawinę ludzkiej zawiści, a to tylko jedna z jego zalet. Z całym szacunkiem do wynalazcy, ale myślę, że nawet on nie domyślał się jakie korzystne konsekwencje wywołał dla nas pieniądz. Stał się on najważniejszy w ludzkiej społeczności, wszystko jest mu podporządkowane. Zastępuje już nawet twojego największego wroga. Ja podsunąłem ludziom jeszcze więcej: pęd ku materializmowi. Nie wyobrażasz sobie jak mocno ludzie pożądają teraz rzeczy materialnych. Jak ci się podobało auto? Swoją drogą wspaniałe urządzenie, które doprowadziło już do tylu druzgocących ludzkich dramatów? Dla ciebie, panie, to na pewno bezwartościowa rzecz, a oni podporządkowują sobie całe życie żeby mieć taki przedmiot i wiele, wiele innych rzeczy. Generalnie cały świat ogarnął tylko jeden cel: mieć jak najwięcej za wszelką cenę, nawet własnej duszy. Tak jest panie, ich ego które nie pozwala im, aby któryś z nich był wyższy stanem od drugiego wpycha ich prosto w nasze ręce.
„Pan” z uznaniem pokiwał głową.
-Jest lepiej niż myślałem. Czy może być jeszcze lepiej? Jezebel?
Jedyna kobieta wśród siedzących przy stole, mogłaby spokojne grać gwiazdę porno, uśmiechnęła się bezpruderyjnie:
-Największy panie… jeśli chodzi o sprawy cielesne to jest coraz lepiej. Upadek obyczajów jest coraz większy. Dzięki rozwojowi przemysłu – tutaj skinęła głową w stronę przedmówcy – mogę być wszędzie. Wynalazek nazwany telewizją jest już w każdej społeczności, a w zanadrzu mam jeszcze lepszą broń, którą rozszerzam na coraz to większą powierzchnię świata – tak zwany Internet. Dzięki tym dwóm wynalazkom mój wizerunek jest ogólnie dostępny, przez co grzech nieczystości nie jest już tematem tabu. Wyobraź sobie panie, że przed paroma godzinami w tym miejscu wyśmiano pewną dziewczynę tylko, dlatego że w wieku 17 lat jest dziewicą. – gdy usłyszałem te słowa serce o mało mi nie pękło, nie miałem odwagi spojrzeć na Ewę. Kobieta nazwana Jezebel nagle spojrzała w naszą stronę. Ewa szybko złapała mnie za przegub ręki. Gwiazda porno potrząsnęła zdziwiona głową, tak jakby coś się jej przywidziało i dokończyła wypowiedź – pysznie, prawdę mój panie? Jeszcze 40 lat temu dziewictwo u panienek było powodem do dumy i oznaką mądrości, a dzisiaj już 12 letnie dziewczynki myślą o utracie wianuszka. Ludzie dążą tylko do przyjemności, dewiacje i zboczenia kwitną w najlepsze, a jeśli cierpią to sami sobie skracają męki, więc morderców i samobójców nie brakuje. I to wszystko w majestacie ziemskiego prawa. Nad innymi uciechami cielesnymi nie ma co się rozwodzić. Uzależnienia, obżarstwo i pijaństwo szerzą się jak nigdy.
Widać było, że raport upadłej niewiasty bardzo ucieszył „pana”. Popatrzył z zadowoleniem na swój zarząd. Energicznie wypił świeżo napełniony puchar, wyglądało na to, że już ma zamiar wstać od stołu, gdy odezwał się najmłodszy, sądząc po długości rogów, członek rady:
– To jeszcze nie wszystko panie, pozwól mi się wypowiedzieć – „pan” zdziwiony najpierw spojrzał na niego a potem pytająco na Samaela. Ten nieco zmieszany odparł:
– To jest Razjel, mój panie – Kolejny raz podczas trwania tej rozmowy twarz głównego gościa ściągnęła się gniewem:
- Wiem idioto. Co z ciebie za sekretarz mojego królestwa skoro nie powiedziałeś mi na początku, że dowódca wywiadu ma mi coś do powiedzenia. Chcieliście mnie najpierw zwieść tymi swoimi rewelacjami, ułagodzić mnie, a teraz pewnie wyskoczycie z jakąś super nowiną!!
Widząc, że Razjel trzęsie się jak w febrze, „pan” spróbował się opanować:
- Mów Razjelu, i niczego nie próbuj przede mną ukryć.
Dowódca wywiadu, głośno wciągnął powietrze i prawie jednym tchem wyrzucił:
- Podejrzewamy że pojawił się nowy rodzaj wroga.
„Pan”, już spokojny na zewnątrz, podparł głowę na rękach i oczyma dał znać, aby kontynuować raport.
- To znaczy… chyba nowy… nie mamy pewności. Uproszczając, mógł istnieć od zawsze lub pojawił się od nie dawna. To by tłumaczyło nagłe odwrócenie się od nas najcięższych grzeszników, po prostu znikają z naszych rejestrów, ostatnio jakby było więcej takich odwróceń. Co najważniejsze znikają tylko liczby porządkowe. Na przykład wczoraj było w danym rejonie 500 zatraconych dusz, a po kilku latach jest ich nie całe 400. Co dziwne nikt z naszej administracji nie pamięta danych tych osób. Nie jest to na pewno robota żołnierzy wroga, sprawdziliśmy to. To jest dość… skomplikowane. Nic nie wiemy do końca. Daliśmy temu wrogowi roboczą nazwę „ludzki anioł”.
Kolejny raz tego wieczoru przewodniczącego zarządu ogarnął gniew, wysyczał przez zaciśnięte szczęki:
- Nie wiem, czy przez własna głupotę czy przez strach, a może dlatego że zgłupiałeś ze strachu zapomniałeś, że odkąd pewien osobnik na M przerwał moją słuszną wojnę, mam alergię na pewne słowo zaczynające się na A. Radzę ci nie zapinaj o tym. I co to ma być to ludzkie… coś?
Dowódca wywiadu, już teraz w pełnym delirium starał się kontynuować:
- Jak już mówiłem… nie wiemy do końca. Wiemy tylko, że to bardzo pobo… ludzie silnej wiary. Co więcej otaczają się swoją wiarą jak wielkim nimbem wciągając pod niego nawet największych zbrodniarzy. Prawdopodobnie są dla nas nie widoczni… nawet teraz może tu się znajdować jeden lub więcej ludzkich an…. tego czegoś. Nie wiemy nawet czy te istoty są świadome swoich wpływów. Nawet dzisiaj każde z nas mogło go zobaczyć w materialnym świecie, ale dla nas wyglądałby jak zwykły człowiek. Ja osobiście uważam, że to jest odpowiedź naszego wroga na nasze zabiegi. Wy…wybacz mi panie to, co powiem, ale on, zawsze stosował bardzo subtelne… sposoby. Oczywiście nie twierdzę, że my stosując nasze metody jesteśmy widoczni.. śmiem nawet twierdzić, że jednym z naszych sukcesów jest to że prawie nikt w ciebie nie wierzy, panie.
„Pan”, już nieco ze zrezygnowany, marszcząc swoją piękną twarz odpowiedział:
-Razjelu, obaj wiemy, że często naginamy reguły, czy tak trudno wytropić kilku ludzi i pozbyć się ich? Trudno niech idą tam skąd przyszli.
Dowódca wywiadu ze zmartwioną miną odpowiedział:
- Nie stwierdziliśmy żadnego konkretnego przypadku. Możemy wybrać jakąś grupę, ale nadal to będzie jak strzelanie w stado śledzi na pełnym morzu. Nie wiemy ile może ich być, sto, tysiąc, milion?
Przewodniczący rady zamyślił się. Klaszcząc w dłonie z zadowoloną miną powiedział:
- Trzeba zrobić tak. Jeśli jakiś grzesznik nagle zniknie z naszych rejestrów dokładnie badamy sprawę. Przypadki interwencji żołnierzy wroga i jego samego automatycznie odrzucamy. Osobiście uważam, że to niesprawiedliwe, aby jedno takie obrzydlistwo mogło nam odbierać jaką kolwiek ilość dusz. A może dzisiaj przypominacie sobie jakieś dziwne zdarzenie?
Ewa, przytuliła się do mnie mocno. Kobieta nazywana Jezebel otworzyła usta, zmarszczyła czoło, przez chwilę usilnie nad czymś myślała, ewidentnie próbowała sobie coś przypomnieć. „Pan” popatrzył na swoją radę, zawiesił wzrok na swojej kusicielce, ale ta ze zrezygnowaną miną przecząco pokręciła głową. Przewodniczący wstał, tak samo jak reszta. Lekko opierając się rękoma o blat stołu powiedział do zebranych:
- Dzisiejsza wiadomość wywiadu bardzo mnie zasmuciła. Oznacza ona, że nie odbiorę mojemu wrogowi całego jego ukochanego skarbu, jak mogę tego dokonać skoro okazuje się, że nawet ja nie mogę wejrzeć w dusze i umysły tych tworów i nawracanych przez nich grzeszników? Gdy myślę o tym ogarnia mnie wściekłość a wy najlepiej wiecie, co to dla was oznacza. Stańcie na wyżynach swoich talentów i sprowadźcie mi chociaż jednego takiego ludzkiego pomiota o którym mówił Razjel. Jeśli to są ludzie, to na pewno można ich zranić, jeśli nie fizycznie to psychicznie. Po za tym zawsze możemy liczyć na ludzką podłość, może jednak któryś z ludzi dokona cudu i wyda nam jedno takie stworzenie? - Po tych słowach poczułem ogromne wyrzuty sumienia - Dla tego, kto tego dokona czeka wielka nagroda. Obiecuję wam, że żadne wrogie fortele nie odbiorą mi tego, co słusznie mi się należy - zemsty. A jeśli nawet wam się nie uda, to jestem jeszcze ja. Odnowiony, w nowym milenium. Po tylu tysiącach lat w więzieniu mam ogromny apetyt. Już teraz czuję jak zwerbowane przez was duszę wzmacniają mnie z każdą sekundą, a co by było gdybym pożarł duszę takiego dziwoląga? – oblizał się jęzorem długim na ludzką dłoń, obrzydliwe zamlaskał – mówię wam dokonam tego!! Bo ja jestem upadły, Lucyfer, król piekieł i pan tego świata!! A teraz bawmy się… już ja rozkręcę tę karuzelę.
Kończąc swą tyradę, parsknął, poczym zaczął śmiać się na całego. Jego śmiech stawał się, co raz bardziej obłąkańczy, dźwięczący w głowie. Nikt oprócz niego nawet się nie zaśmiał. Byłem pewien że wszyscy którzy uczestniczyli w tym posiedzeniu, byli czystym złem, ale patrząc na ich oblicza, na ich sztuczne wymuszone uśmiechy, doszedłem do wniosku, że tak jak ja, woleliby aby ich „pan” nigdy nie opuścił swojego więzienia. Jego gromki rechot coraz bardziej świergotał mi w głowie. Poczułem uścisk dłoni Ewy. Otworzyłem oczy, śmiech umilkł jak nożem uciął, pozostało po nim tylko gasnące echo w mojej głowie.

Najgorsze przebudzenie w moim życiu. Nie wiem co było bardziej nieznośne, niemiłosierny kac miażdżący moje skronie czy wspomnienie wczorajszego wieczoru. Gdy momentalnie przypomniałem sobie jak potraktowałem Ewę, z jękiem skuliłem się jak embrion. Co to był za sen? Nie jasno czułem że jest on dla mnie pełen nadziei, ale i zagrożenia. Ale dla kogo? W tym śnie na pewno była Ewa. Czując napływającą panikę uświadomiłem sobie, że to ona jest zagrożona. Te stwory, jestem pewien że chciały ją skrzywdzić, ale z jakiegoś powodu nie mogły. Wiedziałem że muszę coś zrobić, powiedzieć jej o tych odczuciach, chociażbym miał przed nią wyjść na wariata.

Na śniadanie wypiłem tylko kilka łyków herbaty, o jajecznicy nie mogło być mowy. Widziałem Ewę, przy jej stoliku siedziało jeszcze 7 osób. Spokojnie jadła śniadanie. Jak zwykle zarażała swoją łagodnością innych, nikt nie robił sobie żartów z jej wczorajszego zachowania. Kiedy nasza wychowawczyni, powiedziała że zaraz po śniadaniu wychodzimy, ja i jeszcze kilku kolegów podeszliśmy do niej, zakłopotani prosiliśmy, abyśmy mogli zostać w pokojach. Pani popatrzyła na nas z politowaniem. Zasłaniając nos dłonią powiedziała:
- Chłopcy, kiedy wy w końcu dorośniecie. W przyszłym roku podchodzicie do egzaminu dojrzałości a wy zachowujecie się jak dzieci – spojrzała na mnie – ty Tomku, zawiodłeś mnie najbardziej. Jesteś takim wartościowym człowiekiem, naprawdę możesz być kimś a na razie jesteś na najlepszej drodze aby stoczyć się na samo dno.
Świetnie, kolejny powód do dumy, to już druga osoba którą zawiodłem na całej linii w przeciągu 24 godzin. Ostatecznie pozwolono pozostać nam w pokojach.

Kiedy po południu mój żołądek zaczął już normalnie funkcjonować, postanowiłem przejść się po parku otaczającym zamek. Chodziłem alejkami nie mogąc się pozbyć napływu czarnych myśli. Stała oparta o niski murek, poznałem ją od razu. Nie widziałem twarzy, bo stała plecami przy końcu dróżki, ale wiedziałem, że to ona. Zastanowiłem się czy w ogóle do niej podchodzić, po tym co zrobiłem na pewno nie mam u niej szans. Gdy już postanowiłem odejść, wspomnienie dzisiejszego snu zatrzymało mnie w miejscu. Nagle uzmysłowiłem sobie, że jeśli teraz odejdę, nie będzie już dla mnie nadziei, stracę coś więcej niż sens życia, musiałem się przełamać i uratować siebie. Kiedy byłem już blisko, usłyszawszy moje kroki odwróciła się, smutek wypisany na jej twarzy i ruch świadczący o tym, że chce uciec przed rozmową ze mną, podciął mi kolana. W ostatniej chwili rozmyśliła się, patrzyła prosto w moje oczy. Jej buzia oprócz smutku niczego nie zdradzała, wolałbym już żeby była na mnie zła, wywrzeszczała, jaki jestem beznadziejnym idiotą. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Po kilkunastu sekundach powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi do głowy:
- Czemu nie jesteś na wycieczce?
Ewa, opuszczając głowę odpowiedziała cicho:
- Powiedziałam, że boli mnie brzuch.
- Naprawdę? Przecież nikt się nie zatruł tutejszym jedzeniem.
Teraz spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Zatrucie pokarmowe to nie jedyny powód bólu brzucha. Może nim być też zdenerwowanie, zwłaszcza, jeśli powodem zdenerwowania jest obawa o swój i czyjś los.
Mówiąc ostatnie słowa głos jej się załamał, była bliska płaczu.
- Słuchaj Ewa, dzisiaj miałem bardzo dziwny sen. Nie pamiętam wszystkiego, ale na pewno pamiętam ciebie. Uznaj mnie za szaleńca, ale wiem, że jeśli dzisiaj z tobą nie porozmawiam… jeśli czegoś nie zrobię, może spotkać cię ogromna krzywda.
Ewa, ocierając oczy rękawem bluzy, przełknęła ślinę i drżącym głosem powiedziała
- Słuchaj Tomek, czasami kiedy widzę, że jakaś osoba postępuje niewłaściwie, kiedy rani innych, zaczynam o niej intensywnie myśleć. Wtedy najczęściej mam bardzo dziwne sny. Widzę w nich okropne sceny i okropne stworzenia. Nie wiem dlaczego. Jedno wiem na pewno, chociaż wygląd i mowa tych stworzeń jest okropna to wcale się ich nie boję, jestem dla nich jakby nie widoczna. Po tych snach wiem jak pomagać ludziom, którzy postępują źle, zdarza się też że sami, bez moich słów porzucają swe złe „ja”. Uwierz mi pomogłam już wielu, chociaż nie wszystkim, niektórzy byli bardzo oporni.
Stałem jak urzeczony, nie śmiejąc się jej przerwać, wiedziałem, że zaraz zdarzy się coś cudownego lub coś niesamowicie złego. Ewa kontynuowała
- Wczoraj wieczorem bardzo mnie zraniłeś. Może każda inna dziewczyna puściłaby te słowa mimo uszu, lub by cię wyśmiała. Ale ja nie jestem każdą, jestem bardzo wrażliwa na krzywdzące słowa osób, które… kocham.
Teraz ja byłem bliski płaczu, zarówno z powodu poczucia winy jak i szczęścia.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Myślę, że nie jest z tobą dobrze, wiem że potrafisz bronić swoich wartości, że robisz to z wielkim zapałem i wiarą, ale od wczoraj twoja postawa przeczy temu, co zazwyczaj broniłeś. Być może to wpływ tego miejsca, lub ludzi, z którymi ostatnio miałeś styczność. Dzisiaj w nocy pierwszy raz w życiu odczułam strach. Kiedy zalewając łzami poduszkę śniłam kolejny koszmar, byłam pewna że te stwory są silniejsze niż kiedykolwiek, a nawet że przez jedną małą chwilę mnie widzą. Wtedy pomyślałam o tobie. Czując twoją bliskość znów poczułam się bezpiecznie.
Zrobiła krok w moją stronę:
- Przysięgam ci, że mogę cię uratować, mogę cię obronić przed czarną rozpaczą która może cię pochłonąć, potępić na zawsze. Boję się tylko jednego, że znów mnie skrzywdzisz. Jestem pewna, że jeśli znów to zrobisz, poddam się, nie wystarczy mi sił i nieczyste moce z moich snów na pewno mnie zobaczą, a wtedy na pewno stanie się coś niewypowiedziane złego. Musisz mi przyrzec, że już nigdy mnie nie zranisz, że już zawsze będziesz przymnie. Inaczej oboje będziemy zgubieni. Musisz podjąć decyzję. Teraz.
Zastanawiałem się tylko ułamek sekundy, mógłbym przysiąc, że na mgnienie chwili ziemia zatrzęsła się pod moimi stopami, a w głowie usłyszałem cichutki potępieńczy skowyt, ten okropny skrzek tysiąca gardeł wyrażał tylko jedno: wielki zawód. Wziąwszy Ewę w ramiona, uroczyście złożyłem przysięgę złożoną ze słów, które płynęły prosto z dna mojej duszy:
-Przysięgam ci, że nigdy nie skrzywdzę cię nawet myślą. Zawsze będę przy tobie. Obiecuję ci też, że nikt, nieważne czy z tego czy z innego świata nie podniesie na ciebie ręki, obronię cię przed każdym zagrożeniem. Kocham cię z całego serca.
Kiedy staliśmy tak wtuleni w siebie, poczułem że coś niedobrego, co tkwiło we mnie od jakiegoś czasu, ulotniło się raz na zawsze. Stojąc przy murku, na końcu parkowej dróżki, całując Ewę w czoło uświadomiłem sobie jeszcze jedno: w swoich objęciach nie trzymałem tylko swojej przyjaciółki, powierniczki i jedynej miłości. Oto trzymam w objęciach swoje zbawienie.

14 10.2013 Warszawa
Ryszard Skalecznik
Wszelkie prawa zastrzeżone.

*Tytuł jest cytatem z filmu „Constantine” z 2005r.

Użytkownik skalecznik edytował ten post 14.10.2013 - 21:24

  • 1

#1387

mbbacia.
  • Postów: 61
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Wyznania mordercy

Po raz pierwszy zabiłem kiedy miałem 15 lat. Wtedy oficjalnie zostałem członkiem klubu. Tego się nie zapomina, nigdy. Wyraz twarzy człowieka który

błagał o życie, cierpienie wylewające się z jego oczu, smród potu który spływał po jego zakrwawionym czole i to nie zapomniane uczucie bycia

silniejszym, potężniejszym. Pierwsze morderstwo nigdy się nie podoba. Masz po tym mieszane uczucie, to właśnie wtedy rozgrywa się bitwa myśli

i zależnie od tego które wygrają, albo się z tym pogodzisz, albo będziesz słaby i niepotrzebny wtedy to oni zlikwidują ciebie. Zawsze szukamy

członków wśród młodych. 15,16,17 lat to wiek kiedy człowiek szuka autorytetu, oczekuje akceptacji, my dajemy im to wszystko, pokazujemy jaki

brutalny jest świat w którym żyją, pomagamy przełamać się i oferujemy pracę. Nie wszyscy dają sobie z tym radę. Płaczą, próbują popełnić

samobójstwo bądź zamierzają powiedzieć o wszystkim rodzicom lub iść na policje. Oni są likwidowani od razu. Muszą cierpieć tak jak cierpieli ludzie

których musieli zabić. Stosujemy wobec nich tortury psychiczne i fizyczne. Zazwyczaj żyją przez dwa, albo trzy dni na koniec dobijamy ich kulką.

Czasami podczas tortur błagają, obiecują, że dadzą radę i proszą o jeszcze jedną szanse. Nie dostają jej za to cierpią jeszcze bardziej.

Większość jednak daje radę i po tygodniu od zabójstwa zostają członkami klubu. Żyją jak normalni ludzie, po prostu mordują dla zabawy. Pierwsze

10 morderstw jest ciężkie, obrzydliwe jednak z czasem zaczyna to się podobać. W moim przypadku już po 12 zabójstwie wyszedłem z sali z

uśmiechem na sali. Teraz jestem znany głównie z tego, że moje ofiary cierpią długo i boleśnie. Zadaję im długotrwały ból stosując tortury jakich nie

powstydzili by się najwięksi mordercy. Oczywiście nie mordujemy zwyczajnych przechodniów. Klub działa na światową skalę, a na listę ofiar trafiają

głównie świadkowie koronni, politycy, gangsterzy, mafiozi, bizmesmeni i inni za których zapłacono. Mamy też kilku stałych klientów którzy płacą

zazwyczaj za ludzi ze swojego otoczenia. My ich porywamy i zawozimy do jednej z naszych baz. Tam nasz klient może wybierać rodzaj tortur

i oglądać wszystko popijając wino lub szampana. Ci stali klienci to zwykli psychopaci. Płacą nam abyśmy mordowali na ich oczach ponieważ daje im

to przyjemność, w końcu sami nie mogą sobie pobrudzić rąk. Raz zdarzyło mi się, że miałem zabić ważnego polityka. Cóż konkurencja bywa

brutalna. Złożyło się tak, że człowiek ten za czasów kiedy byłem małym dzieckiem był sołtysem na wsi gdzie mieszkałem. Lubiłem go, ale moje

wypaczone emocje nie pozwoliły mi zrezygnować z ofiary. Nie cierpiał długo po tym jak utopiłem go w płynnej rtęci. Dlaczego rtęci? Jestem

kreatywny i lubię wymyślać przeróżne sposoby zadawania bólu. Często wymieniamy się pomysłami między sobą, mordercami. Jednak widzę, że to

ja mam najbardziej popierniczone pomysły. Ostatnio jeden z naszych stałych klientów zapłacił 70 tysięcy euro za to, abym to właśnie ja torturował

jego ofiarę. Był to zwykły niczemu nie winny obywatel. Jednak praca to praca i wykonać ją trzeba. Klient chciał, aby cierpiał bardzo długo, a on

będzie mógł rozkoszować się tym widokiem. Z początku trochę pomęczyłem go psychicznie. Lubię te tak zwane "białe tortury". Wtedy ludzie się

łamią, a ja czuje, że jestem silniejszy i mam władzę. Na początku rozebrałem go do naga i kazałem stać w chłodni kiedy ja czyściłem swoje

narzędzia. Używam wszystkiego. Od najmniej spodziewanych do klasycznych. Zaspokajam tym także swoją ciekawość. Kiedy zastanawiam się

jak wygląda noga ucinana tępym scyzorykiem to przy najbliższej okazji sprawdzam to i ciesze się tym widokiem.

Jak nasz chłopaczyna porządnie zmarzł przywiązałem go do mojego ulubionego stalowego krzesła i zaczęła się zabawa. Krzyki, podtopienia,

uderzanie pięściami po twarzy i torsie, podduszanie, wyrywanie włosów. Jednak klientowi to się znudziło i poprosił o użycie.. kubka. Nasz klient

nasz pan. Wziąłem dość typowo wyglądający kubek do kawy i mocnym machnięciem rozbiłem go na twarzy mojej ofiary. Odłamki mocno pokaleczyły

twarz bieduli zalewając ją krwią. Następny był gumowy młotek. Uderzałem go nim po torsie, plecach i głowie co sprawiało mu sporo bólu. Po tym

przerzuciłem się na brzeszczot. Odciąłem mu dwa palce u lewej nogi, i pociąłem uda. Szczerze mówiąc to po tylu latach pracy krzyki ofiar nie robią

już na mnie wrażenia, ale ten krzyczał niesamowicie długo i głośno. Dostał kilka razy "rękawicą żyletkową" po twarzy. Sam ją zrobiłem. Jestem z

niej dumny. Bardzo ładne i głębokie cięcia. Wtedy klient dostał pilny telefon i musiał opuścić pokaz. No cóż musiałem dokończyć sam. Ucieszyłem

się. Nikt nie patrzy wtedy na ręce i można śmiało robić co się chce. Ale niestety moja ofiara nie okazała się być zbyt wytrzymała bo traciła zbyt dużo

krwi przez rozciętą twarz i uda. Postanowiłem wcześniej wrócić do domu i zdążyć obejrzeć mecz więc złapałem za szlifierkę kontową i rozcinając

delikwentowi brzuch, wziąłem się za cięcie jego bebechów. Zmarł zaraz po tym. Zwłoki wrzuciłem do chłodni potem sprzątnął je woźny. Sam udałem

się pod prysznic, przebrałem się i wróciłem do domu. Mniej więcej tak wygląda każdy mój dzień. Mogę iść o 8 rano jeżeli mają kogoś do zabicia

a wrócić o 10 bądź 11 zarabiając przy tym grubą kasę. Zawsze mordujący dostaje 30% z tego co płaci klient. Sam mam rodzinę. Ale jakoś nigdy nie

zastanawia mnie co czuje rodzina tych którzy nagle "zagineli". Tym zajmuje się specjalny oddział klubu. Nie wiem jak dokładnie działają. W wielu

prosektoriach, szpitalach, wśród polityków, policji mamy przekupionych ludzi. I tak od wielu wielu lat tylko nieliczni wiedzą o naszym klubie. Moja

żona myśli, że pracuje jako biznesmen który nie ma zbyt wiele do roboty. Chcę, aby dzieci wyrosły na porządnych ludzi nie koniecznie kończąc tak

jak ja. Rodziny pracowników klubu są objęte specjalną ochroną. Nie można za nich zapłacić w celach zabicia ich chyba, że pracownik zmarł, bądź

zostawił rodzinę. Jednym słowem nie muszą się bać, że ktoś za nich zapłaci, aby widzieć jak cierpią. Dzieci z takich rodzin też nie są brane pod

uwagę jako członkowie klubu, chyba że pracownik zgłosi dziecko sam. Wtedy jednak jeśli młody nie da rady tak jak te dzieciaki z dworców czy

ulic musi zostać zabite. Dlatego niewielu się na to decyduje. Oczywiście mordujemy wszystkich. Mężczyzn, dzieci, kobiety (te w ciąży też), starców,

ludzi chorych po prostu wszystkich. Jeśli ktoś płaci ktoś wymaga, a my te wymagania spełniamy. Sam zabiłem niejednego bachora czy kobietę.

Najlepsze są zwykli przechodnie którzy niczego się nie spodziewają. Klienci często wybierają do zabicia ludzi których nie znają, ale chcą po prostu

widzieć jak cierpią. Dlatego lepiej uważaj. W Polsce też mamy wielu klientów. Ile się słyszy o zaginionych których nigdy nie odnajdują, albo nagle

rodzina dowiaduje się, że (niby) zginął w strasznym wypadku. Jeśli masz w rodzinie kogoś kto pracuje w klubie nie musisz się martwić, jeśli jednak

nie to obserwuj ludzi którzy obserwują ciebie. Być może uśmieszek na ustach mężczyzny który mija cię wieczorem może oznaczać, że właśnie

znalazł swoją ofiarę, a ty niedługo będziesz cierpieć niesamowite katusze i umierał za nic...
  • -5

#1388

CierpnacaSkora.
  • Postów: 35
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Migoczące Światła

Autor: Maldream
Tłumaczenie: CierpnacaSkora AKA RivetTheEmperor

Nie pamiętam jak to się zaczęło. Wiem tylko tyle, że muszę je włączać. Wszystkie.
Światła.
Coś ukrywa się w ciemności. Czasem udaje mi się to przelotnie dojrzeć. Gdy jest blisko. Gdy światła migoczą.
Słyszę jak to coś oddycha. Czymkolwiek to jest, nie jest to jakiś koszmarny zbiór części ciała, który ledwie trzyma się życia. To brzmi jakby było sprawne, silne. Brzmi jak łowca, który czyha na ofiarę.
Coś musi być nie tak z elektryką w tym domu. Światła gasną, gdy wyjdę z pokoju. Te, które nie gasną są albo ciemne, słabe albo migoczą. Zwłaszcza jarzeniówki. Przeklinam dzień w którym postanowiłem kupić jarzeniówki.
Tak więc, jestem tu. Biegam z pokoju do pokoju, desperacko wciskając włączniki światła, które wcisnąłem zaledwie kilka minut wcześniej. Desperacko usiłuję pozostać w świetle, ale nie mogę przestać się przemieszczać.
Jeśli będę w pokoju, gdy światła zgasną, to coś zbliża się do mnie.
Są inni tacy jak ja, jestem tego pewien. Robią dokładnie te samą rzecz co ja - włączają światła tak szybko jak potrafią, ale jakoś nigdy na nich nie wpadam. Mimo to, słyszę ich i odzywam się do nich.
Wydaje mi się, że zaczynamy działać w sposób skoordynowany. Teraz więcej świateł jest zapalonych. Nie wszystkie, ale więcej.
Robię to już od tak dawna. Jak długo można pozostawać w stanie paniki? Jak długo można biegać po tych samych pokojach?
Jak długo można gapić się na żarówkę i modlić się do boga w którego się nie wierzy, żeby światło pozostało, choć chwilę dłużej?
Robię to już od tak dawna, że normalność, powstrzymywana przez adrenalinę i pot, zaczyna się umacniać. Prawie, że zaczynam się śmiać - naprawdę muszę się odlać.
To coś jest blisko. Światło jest włączone w tym pokoju, ale pomieszczenie obok wypełnia błysk niestabilnej jarzeniówki. To chyba kuchnia - nie pamiętam. Czuję, że to coś jest tam, czeka blisko drzwi. Czeka, aż moje światło też zacznie migotać.
Ale wiem, że to coś przegrywa. Coraz więcej i więcej świateł jest włączonych. Jestem pewien, że widziałem jednego z pozostałych, gdy wchodziłem do tego pomieszczenia. Wygrywamy. Wszystko będzie z nami w porządku.
Muszę tylko utrzymać te światło włączone. Potrzeba mi tylko tego, żeby było stabilne. Potrzebna mi...
Światło w następnym pokoju nagle przestaje migotać. Jest włączone. Silne. Stabilne.
Wszystkie są włączone. Światła są włączone. To coś nie może być tutaj.
Wygraliśmy. Jestem bezpieczny.
Wciąż nie mogę dostrzec nikogo innego, ale teraz to już bez znaczenia. To coś odeszło, a ja wciąż muszę się odlać.
Idę do łazienki. Silne, stabilne światło. Nasz rachunek za prąd będzie wyższy niż zazwyczaj, ale nie dbam o to.
Zamykam drzwi. Musiałem biegać godzinami, tak bardzo chce mi się oddać mocz! Bezmyślnie, nawyk w pełnej sile, moja głupia, zdradziecka ręka naciska na przełącznik światła, żeby je włączyć.
Tylko, że światło było już zapalone. Ten ruch sprawia, że światło gaśnie.
Czuję gorący oddech na swojej szyi.
Przynajmniej już nie chce mi się sikać.
  • 6

#1389

Julja.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

STRAŻ POŻARNA

Witam, to moja pierwsza pasta więc liczę się z krytyką :)
ENJOY!

Cofnijmy się 50 lat wstecz.
Jest ostatni dzień października, Halloween.
Strażacy czujnie czekają w remizie, bo w taki dzień może się zdarzyć wszystko. Od zwykłego kota na drzewie po pożar. Nagle dzwoni alarm. Dom przy ulicy Makowej 3 płonie. Strażacy szybko ubierają się i wyruszają na akcję. W błyskawicznym tempie ruszają, niestety ogień rozprzestrzenił się na dużą skalę, żaden mieszkaniec nie przeżył, strażacy udusili się dymem. No nic, trzeba żyć dalej, remiza dalej funkcjonuje, ale dzieją się tam dziwne rzeczy. Okna trzaskają, krzesła same się przewracają , co jakiś czas słychać przeraźliwe chichoty. Po kilku miesiącach remizę przeniesiono do większej jednostki. Wszystko ustało. Na miejscu domu, który spłonął powstał nowy dom.

50 lat później, rok 2013

Mamy ostatni dzień października, Halloween, nikt nie pamięta już pożaru sprzed 50 lat...

Na ulicy słychać wesołe śmiechy i głosy dzieci , które chodzą po domach i zbierają słodycze.
Nagle słychać wycie syreny. Syreny w remizie, która od przeszło 49 lat nie istnieje...
W całym mieście słychać śmiechy i jęki. Tak przez całą noc.

Następnego dnia w lokalnej gazecie...

"Dom przy ulicy Makowej 3 spłonął. Strażakom nie udało się nikogo uratować, sami zginęli. Przyczyny niewyjaśnione"
  • -3

#1390

Vendol -A-.
  • Postów: 20
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dołączona grafika

Pasta nie moja, natknąłem się na innym portalu i postanowiłem wrzucić tutaj.
  • 3

#1391

Kavi.
  • Postów: 61
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Autor: Patryk Kawa (własnego autorstwa)

Wszystkie jego kochanki miały tą samą, niemożliwą do wytrzymania dolegliwość.
Na początku zawsze było dobrze. Potrafiły go wysłuchać, ich czuły wzrok wspierał go w każdej sytuacji.
Jego opowieści nigdy ich nie nudziły, a dowcipy zawsze śmieszyły.
Wydawały się cieszyć z każdego podarunku, tak jak były zachwycone romantycznymi kolacjami.
Na sprawy łóżkowe również nie mógł narzekać - wręcz przeciwnie. Zawsze były dla niego cudowne.
Jednak ta mała, cholerna wada... Okropnie śmierdziały.
Prosił je by w końcu zadbały o higienę. Nawet nalegał.
W tym nigdy go nie słuchały, przez co kończyło się to rozstaniem.
Ciężkimi rozstaniami, po których już nigdy nie zobaczył poprzednich wybranek serca.
Z oczyma pełnymi łez po kolejnej stracie, musiał teraz czekać aż na miejskiej tablicy zawiśnie świeża klepsydra.
  • -1

#1392

MrFrantic.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Wizjer.

Kiedyś w małym mieście żył sobie młody chłopak imieniem John Sadley.
Nie przepadał za ludźmi,
był bardziej człowiekiem zamkniętym w sobie.
Jeszcze niedawno chodził do szkoły, lecz po napisaniu matury rodzice wysłali go "na swoje".
John znalazł pracę, i mieszkanie w bardzo starej kamienicy.

To mieszkanie leżało na poddaszu, a tuż obok były zamknięte drzwi na strych.
Chłopak po wprowadzeniu się do owego mieszkania był bardzo szczęśliwy, że narazie udało mu się ułożyć życie.
Nawet znalazł sobię kolegę, co prawda starszego od siebie i ciągle pijanego, ale także dość inteligentnego człowieka.
Kiedy tylko John miał jakiś problem w pracy,
zapraszał sąsiada do siebie na piwo i razem próbowali stawić mu czoła.

Nazywał się Jim Crow.
Był odludkiem od kiedy opuściła go żona i jego dwójka dzieci,
nikt poza John'em nie zwracał na niego uwagi.
Chociaż dużo pił był bardzo schludny i elegancki.
Mieszkał jedno piętro pod John'em i żadko wychodził trzeźwy z domu.
Czasem kiedy John był "zawalony" pracą Jim wychodził po wódkę mocno trzaskając drzwiami,
wracał też śpiewając, co budziło Johna ze snu.
Lecz John był na tyle wyrozumiały, że nie był na niego zły.

Wczesną wiosną John wybrał się na zasłużony urlop,
co prawda nie miał na tyle dużo pieniedzy żeby wyjechać z miasta, więc został w domu,
i postanowił ponaprawiać conieco.
Uszczelnił okna, pomalował ściany, jednak kiedy skończył malować zauważył, że w jednym miejscu farba odpada, poprostu nie chce się trzymać ściany. John chciał jakoś temu zaradzić, więc najpierw sprawdził co jest tego przyczyną, podszedł do ściany, lecz kiedy tylko ją dotknął tynk odpadł, a jego oczom ukazała się dziura wielkości palca, to była sąsiednia ściana z zamkniętym strychem. John zrobił to, co pewnie każdy człowiek zrobiłby na jego miejscu, czyli zajrzał przez dziurę, niestety było zbyt ciemno, żeby cokolwiek zauważył. Było już późno więc stwierdził, że jutro się tym zajmie poczym postanowił,
że nie będzie już palić w domu tylko będzie wychodził na korytarz.

Wyszedł więc na klatkę schodową żeby zapalić papierosa.
Usiadł na ziemi, na przeciwko masywnych, prostych, sosnowych drzwi (były to drzwi od strychu).
Siedział i rozmyślał co jeszcze można zrobić na urlopie.
Nagle lekko uniósł głowę i zobaczył wizjer, wizjer, który był umieszczony dość wysoko na wielkich drzwiach. Zaciekawiony podszedł i spojrzał w niego, w tym momencie poczuł się jakby ktoś stał z nim oko w oko. Wystraszył się i wszedł spowrotem do mieszkania.
Położył się na łóżku, i już miał zasypiać kiedy poczuł lekki powiew wiatru "Boże, myślałem, że wszystkie okna są dobrze uszczelnione" Wydusił przez zęby. Lecz po sprawdzeniu wszystkich okien doszedł do wniosku, że to musi być z dziury, dziury, która w nocy wydawała się jakaś większa. "Przeżyję jedną noc" pomyślał, poczym położył się nieodrywając wzroku od dziury, która znajdywała się na wprost niego.

John dość szybko zasnął, lecz obudził się o 4 w nocy, było mu bardzo zimno, kiedy tylko spojrzał przed siebie, zobaczył ogromny otwór, był na tyle duży, że mogłoby przejść przez niego dwuosobowe łóżko."Czy to jest jakiś żart" krzyknął, poczym zeskoczył z łóżka przeszedł przez dziurę i znalazł się na strychu, o dziwo było tu cieplej, chociaż u Johna w pokoju było strasznie ciemno, tutaj poczuł się jakby nawet on nie istniał, nie widział swoich dłoni, chociaż machał nimi przed swoimi oczami, w tej całej ciszy nagle usłyszał Jimi'ego, jego lekki głos i jakby pukanie, to stawało się coraz głośniejsze, nagle John zerwał się z łóżka i otworzył drzwi "Witam Pana!, co tam urlopik?" wesołym głosem spytał Jim – "Taa urlopik" dość niespokojnie wypowiadając, zaprosił Jima do domu. "Chcesz kawy" zapytał, - "Niee, ja już dzisiał swoje wypiłem". John zebrał swoje myśli patrząc na ścianę, w której była tylko malutka dziurka. - "Coś Ty taki przerażony sąsiad?"
"Aa, widzisz nawet mój urlop nie może przebiec spokojnie" odpowiedział z uśmiechem, który zaraz zniknął z jego twarzy poczym kontynuował, - "Słuchaj, wiesz coś o tym zamkniętym strychu?"
Jim spojrzał na niego zdziwiony "Pewnie, że tak dostałem go od mojej babci razem z mieszkaniem, ale otwierałem go tylko raz, nawet niewiem gdzie jest klucz", "A mógłbyś dla mnie poszukać tego klucza?" zapytał niepewnie, " Oczywiscie sąsiad, dla Ciebie wszystko, tylko jeśli mogę zapytać, po co?", - "Poprostu jestem ciekawy", " Dobra, widzę, że jakiś nie w sosie dzisiaj, zaraz po nie skoczę". Jim dopił kawę i poszedł do domu szukać klucza. John wyszedł z nim i usiadł na klatce przed drzwiami na strych, wpatrywał się w nie, i czuł się tak jakby one wpatrywały się w niego, nagle usłyszał głos z dołu "Eee, chyba je gdzieś zgubiłem, nie wiem gdzie one są!" John lekko zrezygnowany wykrzyczał "A nie masz czegoś czym mogłoby się wyłamać drzwi?!", "Zaraz będę z tym czego nam trzeba" powiedział Jim poczym wrócił do mieszkania.

W tym czasie John podszedł do drzwi aby obejrzeć, jak i, z której strony wepchnąć łom, pociągnął je lekko za klamkę, przy czym spojrzał w wizjer, ciarki przeszyły go całego, przez chwilę nie mógł się ruszyć, mimo to, że jedyne co widział to krzywe cienie. John znów doznał tego uczucia, uczucia, że ktoś na niego patrzy, lecz tym razem był zbyt zdeterminowany, pociągnął mocniej niż poprzednio i usłyszał trzask, był to odgłos pękającego drewna. Nagle John usłyszał jak Jim klnie z dołu, to tylko utwierdziło go w tym, że sam musi sobie poradzić z tymi drzwiami. Pociągnął więc drugi i trzeci raz, ciągle czując na sobie ten wzrok, razem z rosnącym w nim niepokojem szarpał coraz mocniej, w końcu zaparł się nogą i pociągnął z całej siły. Przy wielkim trzasku uniosło się mnóstwo kurzu, a John czekając, aż opadnie dmuchał przed siebie, aby tylko coś ujrzeć. Kiedy tylko kurz opadł John stanął jak wryty, nie był w stanie wycisnąć z siebie ani krzyku, ani najmniejszego jęku, to co zobaczył poprostu odjęło mu zmysły.
To był Jim, zwisał on z belki, a jego sina twarz i przekrwione oczy z odległości 5 cm spoglądały prosto na Johna, było tak cicho, że John słyszał tylko bicie swojego serca, a cały jego widok przysłaniał martwy wzrok Jima, nagle usłyszał głos, jakby ktoś wybudzał go ze snu – "Już idę, znalazłem"..

Autor - Ja
Jeżeli się podobało zapraszam na moje konto http://www.youtube.c...er/666MrFrantic
  • 8

#1393

NewHawk.
  • Postów: 11
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pasta mojego autorstwa. Tytuł możecie sami wymyślić :) Zapraszam: http://www.youtube.c...thulhuVs/videos

Nie był to normalny sen, zdecydowanie nie! Wolę nie wiedzieć co oznaczał i czy w ogóle cokolwiek oznaczał. Do tej pory mam przed oczami te straszliwe wizje, tą kobietę i te kreatury. Ale przecież to tylko sen. Sny w końcu to projekcja obrazów z naszej głowy i nie mamy wpływu na to jakie one będą. Prawda? Nie. To nie były przypadkowe obrazy.
Może po prostu zacznę od początku. Położyłem się spać dosyć późno, nie oglądałem żadnego horroru, ani nic nie czytałem. Zasnąłem w miarę szybko. Najpierw śniły mi się jakieś głupoty. Kilka razy się obudziłem, obróciłem na drugi bok i ponownie zasypiałem. W końcu obudziłem się o drugiej pięćdziesiąt dwie. Przez osiem minut nie mogłem usnąć, aż wybiła trzecia. Zasnąłem prawie momentalnie, a to co mi się przyśniło, do tej pory przyprawia mnie o ból głowy. Zaczęło się od tego, że jechałem nocą samochodem, drogą wyjazdową z mojego miasta, czyli „Zakopianką". Wraz ze mną jechało trzech mężczyzn. Pierwszy miał czarne włosy i nosił okulary, z wyglądu przypominał trochę tego kolesia z Ghost Buster's. Drugi miał niechlujny zarost, krótkie brązowe włosy, i podkrążone oczy. Był w średnim wieku, jakieś czterdzieści kilka lat. Trzeciego nie pamiętam. Wszyscy nosili garnitury: pierwszy czarny w lekkie białe prążki, drugi brązowy, zmięty, a trzeci chyba granatowy. Tak więc jadąc tą drogą, po chwili skręciliśmy w boczny zjazd, prowadzący do oddalonej o dwieście metrów starej farmy. Stary dom, stojący tyłem do drogi, naprzeciw niego mała stodoła z otwartymi drzwiami. Całość była opuszczona. Zaparkowaliśmy, wysiedliśmy i razem, wszyscy czterej ruszyliśmy ku domostwu. W środku, choć wszystko było pokryte kurzem, to nie wyglądało na zniszczone. Stanęliśmy w kuchni znajdującej się od razu przy wejściu. Jeden z tych ludzi w garniturach/ ten w okularach/ zaczął opowiadać jakieś historie na temat tej farmy, rur kanalizacyjnych znajdujących się w okół domu i pewnej kobiety. Podobno, gdy to miejsce było kiedyś zamieszkane, mieszkała tu mała rodzina. Najstarsza córka utopiła się fosie niedaleko domu, dwie młodsze zaginęły w lesie. Rodzice zostali oskarżeni o zabójstwo i prowadzenie czynnej sekty. Dom, po skazaniu obojga dorosłych, został zajęty przez instytucję zwaną, „Małopolskie towarzystwo do walki z sektami i nielegalnymi instytucjami". Kilka lat później po instytucji tej zaginął słuch. Wtedy dom został pozostawiony samemu sobie, ze swoimi wszystkimi legendami. Opowiadając tą historię, człowiek w okularach wydawał się mówić to z taką powagą, jakby był święcie przekonany, że zdarzyła się ona naprawdę. Na zakończenie powiedział, że ma dowód, który uświadomi nam rangę tego dochodzenia. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, o co tu chodzi. Człowiek w okularach był starszym mężczyzną wynajętym przez tamtą dwójkę, którzy prowadzili wznowione po wielu latach śledztwo na temat wydarzeń z tej farmy, z powodu pojawienia się nowych dowodów. Lecz tylko moja rola w tym całym przedstawieniu nie była dla mnie jasna. Człowiek w okularach wyciągnął z kieszeni złożone zdjęcie, było stare, pożółkłe i przedstawiało jakąś kobietę, nie było zbyt wyraźne, lecz domyśliliśmy się tego po czarnej prostej sukience, w turkusowy kwiecisty motyw. Patrzyliśmy na nie chwilę, gdy do naszych uszu dobiegł kakofoniczny dźwięk, wręcz ogłuszający. Był to niby pisk, a niby zgrzyt, trudno określić. Człowiek w okularach zaczął do nas krzyczeć, że nie ma z tym nic wspólnego. Wtem wyjrzałem przez okno. W stodole zobaczyłem tę samą kobietę z fotografii, idącą w jakimś kierunku z obróconą w naszą stronę głową. Jej wygląd był przerażający. Niska kobieta z potarganymi kruczoczarnymi włosami, zaczesanymi do tyłu, zniszczona i mokra sukienka i twarz. Ta blada, martwa twarz. Wytrzeszczone usta, pozbawione warg z czarnym wnętrzem. Wielkie białe oczy pozbawione jakichkolwiek źrenic, rzęs czy powiek. Wpatrując się w nas straszliwie krzyknęła, a w połączeniu z obezwładniającą kakofonią pisków, wydawało się to okropne. Chcieliśmy stamtąd uciec, lecz wówczas jakaś nadprzyrodzona siła zaczęła szarpać moimi towarzyszami i miotać ich z jednego krańca kuchni na drugi, tłukąc przy tym naczynia i pozostałe sprzęty. Zostałem wyrzucony przez okno i tak leżąc, zobaczyłem jak drugi mężczyzna, brunet, zostaje rozerwany żywcem. Wstałem i zacząłem biec. Rozejrzałem się, ale nie mogłem dostrzec samochodu. Usłyszałem jak pozostali przy życiu dwaj moi towarzysze wybiegają z domu krzycząc i błagając o pomoc. Nie mogłem się zatrzymać, czułem jak coś mnie goni, jak jest tuż za mną. Miałem wrażenie, że zaraz złapie mnie za plecy, i ciśnie w kierunku innym od tego, w który biegłem. To poczucie dawało mi siłę by biec dalej. Po dwustu metrach dotarłem do głównej drogi. Nie zatrzymałem się. Zacząłem biec poboczem machając w międzyczasie do samochodów. Nie widziały mnie. Biegłem tak co sił, nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, a zewsząd dobiegały mnie przerażające dźwięki: krzyki, charczenie i piski. One wszystkie sprawiały, że znikała moja nadzieja na ratunek. Biegnąc tak dosyć długo natrafiłem na mały budynek na poboczu. Był typowo modernistyczny, szary, z tarasem przy wejściu. Wbiegłem tam przez niski betonowy murek. Wtedy to złapali mnie. Widziałem tylko mgłę przed oczami i przechadzające się wokół mnie powykrzywiane kreatury. Nie mogłem ich dokładnie dostrzec. Chyba próbowały coś mówić, lecz brzmiało to jakby dławiły się własną krwią, szlochając przy tym z bólu jaki im to sprawia. Tych postaci były dwie. Obie małe. Zanim na dobre straciłem przytomność, usłyszałem znajomy głos, mówiący:
„Moi rodzice mieli nie tylko córki."
I tak, jak pewnie się domyśliłeś nie był to sen. Ta historia zdarzyła się naprawdę. I zanim o cokolwiek zapytasz, to przejrzyj nekrologi w gazetach i zobacz, czy w twojej okolicy ostatnio ktoś tajemniczo nie zaginął.
  • -1

#1394

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Zagadki pochodzą ze strony scaryforkids.com

Każda z historii ma niepokojące wyjaśnienie.

1. Moi sąsiedzi myślą, że jestem wścibską staruszką, ale dzisiaj byłam świadkiem morderstwa. Wyglądałam na zewnątrz, kiedy zobaczyłam coś w oknie mieszkania w bloku naprzeciwko. Jakiś mężczyzna właśnie mordował kobietę. Stało się coś dziwnego. Kiedy skończył ją dusić, obrócił się i nasze oczy się spotkały. To było straszne. Potem wskazał na mnie i wpatrywał się minutę czy dwie, cały czas poruszając palcem. Przed chwilą zadzwoniłam na policję i powiedzieli mi, że jutro rano będę musiała pójść na komisariat i złożyć zeznanie. Jestem pewna, że go złapią, dobrze się mu przypatrzyłam.

2. Bycie matką jest trudne. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że mój syn ma zdolności parapsychiczne. Ma taki zwyczaj pokazywania palcem na twarze niektórych ludzi. Mój mąż i ja zrozumieliśmy, że kiedykolwiek nasz syn wskaże na kogoś, ta osoba umrze w ciągu trzech dni. Zeszłego roku wskazał swojego dziadka. Trzy dni później ten umarł na atak serca. Kilka miesięcy temu wymierzył palcem w zdjęcie znanej aktorki. Po trzech dniach zginęła w wypadku samochodowym. Dzisiaj kiedy poszłam włączyć telewizor, mój syn stał tam, wskazując na ekran. Wcisnęłam przycisk, właśnie nadawali przemówienie prezydenta. Nie mogę uwierzyć, że za trzy dni umrze, ale mój syn nigdy się nie myli.

3. Wyjechałem z żoną do Anglii na długo wyczekiwane wakacje. Lot z Nowego Jorku do Londynu trwał długo. Zameldowaliśmy się w ładnym hotelu. Po długim dniu wypełnionym zwiedzaniem od razu rzuciliśmy się ze zmęczeniem na łóżko. Kilka minut temu obudziły nas jakieś hałasy na zewnątrz. Wyjrzałem przez okno, wszędzie była policja. Krzyknęli do mnie, że na drugim piętrze popełniono morderstwo. My jesteśmy na trzecim, a policja zablokowała schody i windy. Morderca się nie wydostanie, więc jesteśmy bezpieczni. Położyliśmy się z powrotem do łóżka. Mam nadzieję, że szybko złapią tego faceta.

4. Moja praca wymaga jazdy pociągiem. Wczoraj też jechałem pociągiem, gdy nagle pojawiła się przede mną kobieta. Dokładnie pamiętam jej twarz, wyglądała strasznie.

5. Kiedy wracałem z pracy, moją żonę zaatakował włamywacz. Dźgnęła go kuchennym nożem, wykrwawił się na śmierć. Policja stwierdziła, że działała w samoobronie. Zabrałem ją z komisariatu. Powiedziała:
- Gdy usłyszałam dzwonek, pomyślałam, że to ty, ale jak tylko otworzyłam drzwi, wyskoczył na mnie zamaskowany człowiek!
- Musiałaś być przerażona – odpowiedziałem. - Ale jesteś już bezpieczna. - Mocno ją przytuliłem.

6. Miałem kiedyś braciszka. Jedyne wspomnienie z nim związane, to dzielenie się cukierkami. Mój mały brat wciąż mieszka w naszych sercach, choć żył tylko miesiąc. Wciąż za nim tęsknię.

7. Czasem sobie myślę, co też ta policja robi w dzisiejszych czasach. Wydaje się, że nie umieją wyjaśnić sprawy żadnego przestępstwa. Mieszkam w mieście, gdzie zdarza się ich wiele, a ostatnio dzieje się coraz gorzej. W ostatnim tygodniu w fabryce, w której pracuję wydarzyło się morderstwo, Młoda kobieta została zadźgana szpikulcem do lodu. Nie takim zwyczajnym, miał na rękojeści czaszkę i skrzyżowane kości. Wszyscy ludzie mieszkający w pobliżu są podenerwowani. Miasto jest duże, ale o tym morderstwie mówią wszyscy. Dokładnie opisano je też w mediach. Moja matka, która ze mną mieszka, boi się wyjść w nocy. Powtarzam jej, że nie ma powodów do zmartwień, ale ona wie, że policja nic nie zrobi. Nawet nie znaleźli narzędzia zbrodni, są całkiem niekompetentni.

8. Moja żona umarła w kwietniu na raka. Od czterech miesięcy mam tylko syna. Nie wiem, co bym zrobił bez niego. On daje mi powód do życia. Oboje tęsknimy za nią. Dzisiaj przeglądałem szafki w sypialni i znalazłem pamiętnik. Pismo należało do mojej żony. Zrobiła tylko kilka zastanawiających notatek. Przerzuciłem na koniec, żeby zobaczyć, co napisała na niedługo przed śmiercią. Oto, co zobaczyłem:
02/15: Moje życie dopiero się zaczęło.
02/21: Moim przeznaczeniem jest bycie z Tobą.
03/12: Śmierć nas nie rozłączy.
04/13: Nigdy cię nie opuszczę.
04/21: Nie mam zbyt wiele czasu.
05/06: Rozumiesz?
Czytałem to raz po raz, ale nie rozumiem, co chciała mi przez to powiedzieć.

9. Wypuścili mnie z więzienia. Zabiłem czworo ludzi. Nie zrozumcie mnie źle, kiepsko się z tym czuję. W więzieniu powiedzieli, że jestem już wyleczony i mogę wyjść. Matka i ojciec nie pracują, cały dzień spędzają siedząc w domu. Siostra zamknęła się w swoim pokoju z włączonym radiem. Przestała chodzić do szkoły. Zanim poszedłem do więzienia, często bawiłem się z młodszym bratem. Teraz on tylko leży przed telewizorem. Nikt z nich nie chce ze mną rozmawiać. Jestem samotny. Sam robię sobie jedzenie. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że będę musiał pójść do pracy.

10. Dzisiejszy dzień był katastrofą. Wstałem późno, więc musiałem zrezygnować ze śniadania. Potem zapomniałem zamknąć drzwi na klucz. Jeszcze gorzej, szef krzyczał na mnie cały dzień. Płaci mi tyle, że ledwie starcza na czynsz. Moje mieszkanie składa się z dwóch pokoi, kuchni i łazienki. Nie ma nawet okien. Spóźniłem się na autobus i wróciłem później. Najgorsze stało się dopiero teraz. Otworzyłem zamek, wszedłem do mieszkania i ujrzałem, że ktoś przetrząsnął moją kuchnię. Musiał się włamać, kiedy byłem w pracy. Nie mam pojęcia czemu, nie posiadam niczego wartościowego. Jestem tak zmęczony, że chyba się położę, a na policję zadzwonię rano.

Wyjaśnienia, choć pewnie większość jest oczywista.
Spoiler

Użytkownik Amymone edytował ten post 26.10.2013 - 20:26

  • 19

#1395

Jednorazowo.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Demon, czy halucynacja? cz.I
autorstwa własnego
pierwotnie wrzucona na: http://rap-blog.pl/blog/?p=699


Był styczniowy poranek, a na dworze było bardzo zimno… Postanowiłem wziąć dzień wolny od pracy i odpocząć w domu. Niestety obudziłem się już o szóstej i ciężko mi było usnąć, ponieważ było zbyt zimno. Wziąłem więc koc i narzuciłem go na kołdrę. Jakoś przed dziewiątą obudził mnie telefon:

- Co jest? Śpię []… – powiedziałem do słuchawki
– To nie śpij, tylko wpadaj do mnie, montuję ekipę i robię jakąś imprezę wieczorem. Musisz mi pomóc w organizacji. – odpadł głos w słuchawce, który należał do Michała, mojego dobrego kumpla, który kończył w tym roku technikum.
– Zadzwoń do kogoś, kto… Albo nie, nic. []. – odłożyłem słuchawkę i wróciłem do spania.

Niestety moje marzenia o wykorzystaniu ostatniej szansy na przespanie popołudnia rozwiały się pół godziny później, gdy ten człowiek wszedł mi do domu… Widocznie zostawiłem u niego wczoraj drugą parę kluczy. Bez skrupułów wszedł do mojej sypialni i pierdnął mi prosto w twarz.
– Wstawaj, kretynie… Kto, jak nie ty dobierze mi dobrą bounce’ową tracklistę na imprezkę? No, ruchy, bo wieczorem cię nie wpuszczę, a przychodzi Magda i dobrze wiem jak na nią patrzysz i…
– Dobra, zamknij mordę. Masz mnie… Daj mi kwadrans i idziemy.

Ubrałem się, umyłem twarz, wypiłem zielonego monstera, zjadłem wczorajszą pizzę i wyszliśmy. Do domu Michała doszliśmy na piechotę, ponieważ nie miałem samochodu, a jego auto było w serwisie. Na szczęście mieszkał niedaleko, jakiś kilometr od mojego domu w linii prostej, wzdłuż jednej ulicy, potem jakieś sto metrów w prawo, tam była uliczka z domami jednorodzinnymi, które miały ogromne ogródki. Zawsze śmiałem się z domu Michała, ponieważ on nigdy nie zamartwiał się swoim ogródkiem i podwórkiem, był nawet takim leniem, że ogrodził sobie wszystko wysokim murem i żeby cokolwiek zobaczyć, trzeba było się wspinać, lub po prostu wejść – a to było trudne, on nie lubił obcych.

Gdy weszliśmy do środka, od razu skierowaliśmy się do pokoju stołowego. No, stołowego tylko z nazwy, bo miało miał wspólnego z pokojem do jedzenia obiadów, czy siedzenia w rodzinnym gronie, poza rozmiarem. Tam stał już sprzęt: ogromne kolumny, laptop na którym miałem przygotować muzykę, oraz ogromny ekran. Zaśmiałem się na całe gardło: mogłem się spodziewać że jego „mała domówka”, to całodobowa impreza z profesjonalnym nagłośnieniem, jakieś drogie pokazy na elektronicznym sprzęcie i… Zaraz, zaraz… Przecież to moje urodziny! No tak, jestem taki głupi – pomyślałem wtedy. Zabawne jak człowiek w nawale pracy i bezsenności może zapomnieć o takich sprawach…

Myślałem że zaraz wyskoczy znikąd cała armia znajomych z okrzykiem „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!”, ale nic takiego się nie stało – ten kretyn naprawdę chciał, bym pomógł mu przygotować imprezę na moje własne urodziny..? Albo o nich zapomniał, nie wnikam… Lubię go, ale jest dziwny i zapomina o wszystkim…
Tak, czy siak – zrobiłem to o co mnie prosił. Przyniosłem z domu kilka albumów , zgrałem .WAVy na laptopa, ułożyłem je po kolei i jakoś około szesnastej muzyka na cztery godziny imprezy była gotowa. Wtedy poprosił mnie, żebym kupił jedzenie. Pojechałem więc nieco zdenerwowany taksówką, bo teraz już wiedziałem, że zapomniał o moich urodzinach… Chyba, że to jakaś marna prowokacja, ale wątpię.

W sklepie była kolejka, a wracać musiałem na piechotę, więc wróciłem dopiero około osiemnastej, na pół godziny przed przyjściem pierwszych, napalonych na ćpanie i chlanie studentów i reszty ekipy po osiemnastce.
Potem była stypa, mały ruch i dopiero w okolicach godziny jedenastej wieczorem wszystko się rozkręciło. Wtedy Michał, nasz dobry przyjaciel postanowił [] sobie kilka wiaderek. Reszta imprezowiczów też już się rozkręciła, na ziemi już turlały się puste butelki po piwach, a po wódce leżały poprzewracane na stołach. Po pierwszej wielu już odpadło, wielu się rozeszło wraz z partnerami w odosobnione miejsca, aczkolwiek i tak kilkanaście osób wciąż balowało, tańczyło i śpiewało. Poszedłem z Michałem do ciemnego pokoju, aby się poschizować – czytać creepypasty na telefonie, poopowiadać różne rzeczy i tak dalej. Pokój był na drugim piętrze, a drzwi były szczelne, więc było tam względnie cicho, mimo że kilka metrów pod nami panowała ogromna pijacko-narkotykowa rzeźnia.

Zawsze lubiłem na highu siedzieć w takich miejsach, gdy odczuwasz więcej bodźców i zmysłów, panuje cisza, a ty możesz pomyśleć o wielu ważnych sprawach i dużo zrozumieć… Dzisiaj chcieliśmy po prostu przejść do innego poziomu świadomości, co było trudne, gdyż poza marihuaną nie stosowaliśmy innych używek.
Czas mijał strasznie powoli, chociaż Michał czytał opowieść z tabletu bardzo szybko i była to już chyba dwudziesta… Nie, trzydziesta… A może on czytał wciąż jedną i tą samą..? Czy koń w tej opowieści był żabą..? Nie wiem, szedłem po ogromnym łabędziu, a goniła mnie para nożyczek do kurzajek…

Ze snu wyrwał mnie krzyk Michała:
– Wstawaaaaaj! Stary coś tam jest, nie mogę otworzyć drzwi! []!

Zapaliłem światło.

- Zamknij się… Która jest godzina… Piąta? O []… – w tym momencie poczułem zapach zioła w pokoju, mimo że okna były otwarte odkąd tu weszliśmy – Jarałeś cały ten czas, tak? – spytałem, już trzeźwy, choć zaspany
– Ona tam była!!
– Zamknij się… Paliłeś do tej pory, tak?
– Tak… ale nieeeee, ona mnie dotknęła! Ona była prawdziwa, stary!
– No to się nieźle []… Gdyby nie to, że mnie [], bo obudziłeś mnie gdy śniłem o Magdzie – zapewne bym się śmiał… Co ty, do [], widziałeś?
– Dziecko… Nie, nie dziecko. Coś. Jakby dziewczynka, ale miała [] ręce… Takie… No zgniłe. I podziurawiona.
– Dobra, przymknij się… Jadę do domu.

Nie pamiętam nawet jak stamtąd wyszedłem, jak zamówiłem taksówkę, jak wszedłem do domu… Moja świadomość włączyła się dopiero w momencie, gdy usiadłem przy komputerze i zacząłem się śmiać. Co za śmieszny człowiek! Ale zdenerwował mnie… No nic, dostałem wiele życzeń na tej imprezie, trochę prezentów pokroju płyt i zegarka, no i oczywiście tysiąc powiadomień na facebooku, ale ten człowiek o mnie zapomniał…

***

Jakiś tydzień później, gdy już się pogodziliśmy (przeprosił mnie dopiero gdy zobaczył mój post z podziękowaniami za życzenia…). Przyszedłem do niego do domu, a ten kretyn znowu się okropnie napalił… Poszliśmy do tego samego pokoju, lubiliśmy jego klimat. Do późna czytaliśmy różne fora, oglądaliśmy bekowe filmiki i tak dalej… Zrobiło się późno, byłem zmęczony, ale nie dawałem się pokonać magii spokojnego snu – postanowiłem wytrzymać do rana, bo atmosfera była naprawdę świetna. Gdy dochodziła druga w nocy, a rolety były pozasłaniane, jedynym źródłem światła były nasze tablety. Nagle oba zgasły (to już było dziwne), a Michał znowu dojrzał tą „istotę”. Tym razem byłem skłonny mu uwierzyć – drzwi były zatrzaśnięte, a światło nie działało… On krzyczał, głośno krzyczał, żeby się tak na niego nie patrzała. Byłem już lekko wystraszony, ale nagle wszystko wróciło do normy. Po chwili uznałem to za… nie wiem jak to nazwać: prąd siadł i w światłach i w laptopie, ale na pewno dało się do logicznie wytłumaczyć… Co do drzwi: no cóż, nie ma co się wkręcać.
Pomyślałem, że Michał znów sobie coś wyobraził.

Wróciłem do domu jakiś czas potem, ale tym razem nie olałem tego w stu procentach… Jakoś też nie mogłem przestać o tym rozmyślać… A co jeśli miał rację..?

Niestety tydzień później ta sytuacja się powtórzyła, tym razem, gdy imprezowaliśmy w tym pokoju w pięcioro. Czterech pijanych ludzi (w tym ja) no i Michał, który znów sobie przykurzył. Znów widział tą „dziewczynkę” w rogu pokoju. Tym razem jednak, oprócz jego „halucynacji” w ciemnym pokoju nic się nie wydarzyło i wszyscy, z wyjątkiem mnie, śmiali się z niego, mimo, że on był całkowicie przerażony.
Zacząłem rozmyślać: nawet jeśli to wytwór jego przepalonego umysłu, to i tak z moim przyjacielem dzieje się coś nie tak… Widzi wciąż TO SAMO, w TYM SAMYM MIEJSCU. I znowu wróciłem do domu rozmyślając, tym razem na piechotę, a moje myśli bezustannie zajmowała ta sprawa.

Tej nocy nie mogłem usnąć. Wciąż rozmyślałem, dlaczego on to widzi. Dlaczego nie ja?! Nie wiem, może popadam w paranoje… Może on to wszystko zmyślił… Ale… Nie, to nie może być nic wielkiego. Jutro muszę wcześnie wstać, a ja rozmyślam nad halucynacjami naćpanego człowieka, hahaha.

Obróciłem się na drugi bok i postanowiłem zasnąć.

Wtedy dotarło do mnie, dlaczego on to wszystko widzi…

Byłem przerażony.

Dołączona grafika
Dołączona grafika
Ta pasta jest tak przesiąknięta wulgami, że aż nie da się jej czytać. To Twój pierwszy raz ale przesadziłeś. Zastanów się nad tym przez trzy dni.
edycja:
ultimate

  • 0


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 5

0 użytkowników, 5 gości oraz 0 użytkowników anonimowych