Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1396

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejne przeżycia, które mają drugie dno.
Źródło scaryforkids

1. Bardzo się wczoraj bałam po przeczytaniu jednej creepypasty z tej strony, którą często odwiedzam. Co gorsza, moi rodzice wyjechali, więc byłam sama w domu. Włączyłam wszystkie światła w pokoju i na korytarzu. Trochę mnie to uspokoiło. Naprawdę straszne było tylko to, że kiedy wróciłam do pokoju po wzięciu prysznica, dokładnie w momencie, w którym wcisnęłam włącznik światła, moja torba spadła z krzesła. Aż podskoczyłam!

2. Kilka dni temu znajomy zaprosił mnie na obiad. Jest trochę dziwaczny, ostatnio zaangażował się w jakiś religijny kult. Na obiad podał mięso, ale nie chciał mi powiedzieć, co to właściwie jest. Zastanawiałem się, czy to mogło być ludzkie mięso, ale po spróbowaniu całkiem się upewniłem, że tak nie było.

3. Poszedłem wczoraj do biblioteki, żeby wypożyczyć trochę książek. Zapytałem bibliotekarkę, gdzie jest sekcja horrorów i skierowała mnie do półek stojących w kącie. Przeglądałem różne tytuły, aż doszedłem do przerwy między książkami, przez którą spoglądała na mnie ładna dziewczyna. Nasza oczy spotkały się na chwilę, a ona się uśmiechnęła. Przez dziesięć minut próbowałem znaleźć odwagę do rozpoczęcia rozmowy, ale w końcu tylko zabrałem trzy książki i podszedłem do biurka bibliotekarki. Czemu jestem takim nieudacznikiem? Gdybym miał więcej śmiałości i zagadał do tej dziewczyny, może zapisałaby mi swój numer.

4. Studiowanie medycyny to ciężka praca, ale w piątek udało mi się zdobyć 100% na egzaminie z sekcji zwłok. Mój współlokator był wielce pomocny. Chciałbym móc mu podziękować, lecz, niestety, jego nie ma już z nami. Spoczywaj w pokoju.

5. Niedawno dostarczałem pizzę do starego bloku w parszywej dzielnicy. Kiedy nacisnąłem guzik wzywający windę, drzwi natychmiast się otworzyły. Wtem ze środka wybiegła kobieta, krzycząc z szalonym wyrazem twarzy. Znalazła się na zewnątrz budynku zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Niektórzy ludzie sa po prostu dziwni. Spojrzałem do wnętrza windy, żeby sprawdzić, czy nie czają się tam straszni mordercy. Nic a nic. Ale i tak wszedłem schodami.

6. Kilka dni temu mój chłopak wysłał mi maila z linkiem do filmiku. Kiedy go obejrzałam, byłam przerażona. Ukazywał mojego chłopaka popełniającego samobójstwo. Patrzyłam, jak zakłada sznur na szyję i odpycha krzesło. Jak mógł wysłać mi coś takiego? Jutro jest jego pogrzeb, ale nie mogę się zmusić, by tam pójść. Czy jestem złym człowiekiem?

7. Mama traktuje moją dziewczynę jak śmiecia. Kiedykolwiek do niej przychodzimy, nigdy nie przygotowuje jej miejsca. Dzisiaj przy sprzątaniu chwyciła ją, powiedziała, że jest brudna, a potem próbowała wepchnąć do szafy. To było dla mnie zbyt wiele. Krzyknąłęm:
- Mamo! Przestań tak traktować Alicję!
Spojrzała na mnie i zapytała:
- Alicję? Jaką Alicję?
Nie mogę uwierzyć, jak nietaktowna jest moja matka.

8. Przed paroma minutami, w czasie mycia się, usłyszałem krzyk z salonu. Wybiegłem z łazienki i nago popędziłem na dół. W salonie zobaczyłem włamywacza stojącego nad martwymi ciałami mamy, taty i siostry. Kiedy włamywacz mnie dostrzegł, wyskoczył za okno i uciekł. Jestem przerażony, nie wiem, co mam zrobić.

9. Straciłem trzy żony. Możecie w to uwierzyć? Pozwólcie, że wyjaśnię, alkohol to niebezpieczna rzecz. Moja pierwsza żona była alkoholiczką. Kochała wino. Po dwóch latach małżeństwa umarła na zatrucie alkoholowe. Następna żona również lubiła wino. Jej śmierć także była spowodowane piciem. Trzecia żona umarła inaczej. Złamała kark przez upadek ze schodów. Nie była jednak pijana. Ona zawsze odmawiała picia.

10. Cześć wszystkim! Jestem na wakacjach w Bangkoku i mieszkam w tanim hotelu. Miejscowi twierdzą, że lokal jest nawiedzony, ale wiecie, jacy są Tajlandczycy... Bardzo przesądni. Coś strasznego jednak się zdarzyło. Zeszłej nocy wzięłam kąpiel i później suszyłam włosy przy włączonym telewizorze. Nagle na ekranie pojawiła się przerażająca stara kobieta o białej twarzy. Tak mnie wystraszyła, że suszarka wpadła mi do wanny. Przez to zgasły światła w pokoju. Musiałam ubrać się przy odrobinie światła z telewizora. Potem zeszłam do lobby i dowiedziałam się, że mój mały wypadek wysadził korki w całym hotelu. Menedżer nie był zadowolony.

Spoiler

  • 12

#1397

skalecznik.
  • Postów: 13
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Nie udało mi się wymyślić tytułu, może Wy wymyślicie. :>


Jeśli o kimś można powiedzieć, że jest osobą spełnioną i szczęśliwą, to z całą stanowczością można tak było powiedzieć o pani Zofii. 65 letnia kobieta, trochę niedbały i nieroztropny, ale mimo wszystko kochany mąż, 4 dorosłych odpowiedzialnych dzieci i gromadka wesołych urwisów – wnuków. Kiedy przeszła na emeryturę, poczuła że może być jeszcze szczęśliwsza. Już dawno marzył się jej dom na wsi z wielkim ogrodem. Takie siedlisko, gdzie mogłaby w spokoju, bliżej natury dożyć końca swoich dni u boku męża. Sprzedali mieszkanie w bloku i kupili piękny, otoczony wielkim sadem dworek na mazurach. Pani Zofia była zachwycona. Każdego dnia chodziła z mężem na długie spacery, pielęgnowali swoje jabłonie i grusze, czuli, że to ich raj na ziemi. Jedynym ich zmartwieniem były gryzonie. Myszy lub szczury regularnie dobierały im się do spiżarki. Często, słysząc chrobot, budzili się w nocy. Poustawiali pułapki, jednak to nie usunęło problemu. „To już przesada, mam tego dosyć” – pomyślała pani Zofia, kiedy w biały dzień, na jej oczach, bezczelnie, wcale się nie śpiesząc, przez środek salonu przeszedł bury szczur wielkości małego kota. Lekko zdenerwowana, postanowiła rozmówić się z mężem:
- Jurek, nie obchodzi mnie jak to załatwisz – masz pozbyć się tego paskudztwa. Nie pozwolę żeby takie plugastwo zatruwało nam życie. Proszę załatw to jak najszybciej, wiesz że na wakacje przyjeżdżają nasze wnuki.

Nie ma nic przyjemniejszego dla babci niż opiekowanie się wnukami. Kiedy przywiozła je z dworca, widząc jak radośnie witają się z dziadkiem, nie mogła powstrzymać łez szczęścia. Po kolacji, zostawiając bawiące się, niechcące jeszcze spać dzieci w jednym z pokoi, usiadła z swoim mężem na werandzie. Popijając zwolna herbatę chwalili swoje pociechy, jakie to one są mądre i śliczne – po prostu siedmioro cudownych aniołków. Pani Zofia westchnęła z lubością, oboje zamilkli na chwilę wsłuchując się w odgłosy bawiących się dzieci. Od niechcenia, delikatnie otumaniona sielskim nastrojem, Pani Zofia zapytała męża o ich „gryzący” problem. Pan Jerzy upił łyk herbaty, uśmiechnął się i odpowiedział:
- Znalazłem najlepszą firmę deratyzacyjną w okolicy. Prawdziwi fachowcy. Człowiek, który obiecał mi że pozbędzie się szczurów na 100%, powinien dostać doktorat – pan Jerzy uniósł obie dłonie, potrząsnął nimi nad głową – taka wiedza.
Pani Zofia uśmiechnęła się z zadowoleniem do męża:
- I jak to chce załatwić, ten twój szczurzy doktor?
Mężczyzna, przegryzając herbatnik mówił nieśpiesznie:
- Był tu, kiedy pojechałaś po nasze pisklaki. Polecił mi najskuteczniejszą trutkę na rynku. Nie dość, że gryzonie nie mogą się jej oprzeć, to zabija je w przeciągu kilku minut. Pojemniki też nie są skomplikowane, zwykłe prostopadłościany bez góry. Najobrzydliwsze będzie usuwanie trucheł tych paskudztw, ale cóż, to chyba nie duża cena za święty spokój.
Pani Zofia, zadowolona że nie długo pozbędzie się jedynego problemu, dolała sobie herbaty z imbryka. Cień niepokoju ogarnął ją, gdy mocząc usta w gorącym płynie, usłyszała tupot stóp swoich skarbów. Odłożywszy filiżankę drżącym głosem zapytała męża:
- Czy powiedziałeś temu specowi, że będą u nas małe dzieci?
Pan Jerzy ze zdziwioną miną popatrzył na żonę. Patrzyli tak na siebie do momentu aż nadbiegła cała gromadka. Dzieci uśmiechnięte od ucha do ucha, stały przed nimi w szeregu, kręciły biodrami jak małe bąki. Babcia widząc radosne twarzyczki, popatrzyła pytająco na Anię, nie najstarszą, ale najsprytniejszą i najodważniejszą z całej grupy.
- Bo my coś zna-leź-li-śmy – powiedziała rezolutnie, przewracając coś w buzi. Wyciągnęła za pleców niewielkie prostokątne pudełeczko pełne różowych prażynek. – Leżało pod kredensem, musiało wam upaść. Są pyszne babciu, takie słodziuteńkie. Wszystkim nam bardzo smakowały.
Pani Zofia, oniemiała patrzyła na wyciągniętą w jej stronę rączkę, z pojemnikiem zawierającym słodkości. Widząc swojego męża, który trzęsącą się dłonią ocierał czoło oraz najmłodszego wnuczka, trzyletniego Jasia który klapnął tyłkiem na deski i nieprzytomnie, ze zdziwieniem potrząsnął główką, mimowolnie załkała. Ania przerażona spojrzała na babcię. Pani Zofia jednym ruchem otarła łzy, uśmiechnęła się do swojej najsprytniejszej wnuczki i cicho powiedziała:
- Tak Aniu, dziadkowi jakiś czas temu te cukierki wpadły pod kredens. Zapomnieliśmy już jak są dobre. Poczęstuj nas.

Ryszard Skalecznik
Warszawa 28.10.2013

Użytkownik skalecznik edytował ten post 29.10.2013 - 00:12

  • 12

#1398

Jo_74.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ostrożnie...

Ale będzie ubaw! Ucieszą się maluchy. Ale tu ciasno i brudno, tylko żebym się nie poślizgnął. Worek ciężki jak diabli, co mnie podkusiło, żeby włazić akurat tędy? Chociaż, w końcu to przecież tradycja. Muszę uważać, tylko ostroż…
***
- Kochanie, sprawdź proszę kominek, od wczoraj coś śmierdzi. Pewnie znowu jakiś ptak wleciał i zatkał komin.
  • -2

#1399

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Źródło: scaryforkids
Każda historia ma ponure lub zatrważające wytłumaczenie.
Te zagadki podobno mają być trudne, ale zobaczcie sami.

1. Rodzina wybrała się w podróż autobusem dalekobieżym. Rodzice chcieli poznać dzieci z krewnymi, którzy żyli na odosobnionym wiejskim terenie. Po jakimś czasie dzieci zaczęły marudzić, że są głodne. Rodzice postanowili wysiąść z autobusu koło następnego sklepu lub kolejnej mijanej restauracji. Po kilku minutach dostrzegli małą przydrożną jadłodalnię, gdzie mogliby wrzucić coś na ząb, więc żona wcisnęła przycisk z napisem STOP. Autobus zatrzymał się na poboczu i cała rodzina wysiadła, jeden za drugim. Weszli do restauracyjki i z zadowoleniem zamówili obiad. W pewnym momencie ktoś zwrócił uwagę na wiadmości w telewizji. Wydarzył się straszliwy wypadek. Autobus został zmiażdżony przez skały, wszyscy pasażerowie nie żyją.
Rodzina była zszokowana. Tym właśnie autobusem jechali przed chwilą.
- Żałuję, że wysiedliśmy... - powiedziała żona.
Kiedy mąż to usłyszał, wypluł jedzenie z ust.
- Co ty gadasz?! - wrzasnął - Jak możesz tak mówić?
Potem się zamilknął.
- Rozumiem - powiedział po chwili. - Masz rację, nie powinniśmy byli wysiadać.

2. Po zakończeniu misji w Iraku, amerykański żołnierz zadzwonił do rodziców.
- Cześć mamo, cześć tato - zaczął. - Niedługo odeślą mnie do kraju. Mógłbym zamieszkać z wami przez jakiś czas?
Rodzice ucieszyli się, że ich syn wraca.
- Oczywiście! - zawołał ojciec. - Zostań tak długo, jak chcesz.
- Jeden z moich kolegów nie ma gdzie się zatrzymać - powiedział syn. - Macie coś przeciwko temu, żeby pomieszkał trochę z nami?
- Nie ma problemu, twoi przyjaciele będą zawsze mile widziani - odpowiedziała matka.
- Jest coś, o czym musicie wiedzieć - dodał żołnierz. - On wszedł na minę lądowa. Stracił ręce i nogi.
Po drugiej stronie linii zapanowała cisza.
- Zajmiemy się nim przez kilka dni - przerwała milczenie matka. - Ale opieka nad niepełnosprawną osobą to trudne zadanie. Byłoby zbyt wielkim ciężarem dla mnie i twojego ojca. Może dałoby się znaleźć jakiś dom opieki lub szpital dla weteranów.
Syn rozłączł się bez słowa.
Następnego dnia do rodziców zadzwonił jego dowódca. Z żalem poinformował ich o samobójstwie syna. Rodzice byli w rozsypce.
Niedługo potem ciało syna zostało odesłane do Stanów, rodzice pojechali je odebrać. Kiedy otworzyli trumnę i po raz ostatni zobaczyli swego syna, wybuchnęli płaczem.

3. Wracając wczoraj wieczorem do domu, poczułem nagłą potrzebę pójścia do toalety. Byłem zmuszony skorzystać ze starego publicznego szaletu. Znajdował się w wyludnionej uliczce. Wszedłem do środka i otworzyłem drzwi pierwszej kabiny. Ściany pomazane graffiti. Wyróżniały się dwa napisy, po prawej stronie "Ten kibel jest nawiedzony", po lewej "Ten napis się zmieni". Straszne, co nie?
Zamknąłem drzwi, zdjąłem spodnie i usiadłem. Podczas załatwiania grubszej sprawy, myślałem nad napisami. Może jestem przesądny, ale po prostu musiałem spojrzeć jeszcze raz. No dobra, po prawej "Ten kibel jest nawiedzony", po lewej "Ten napis się zmieni". Hmm... Nie zmienił się, więc szalet nie jest nawiedzony, prawda?

4. Tęsknię za moją siostrą. Ja mam osiem lat, ona ma teraz dwanaście. Odkąd pamiętam, nasza rodzina była biedna. Każdego dnia musiałyśmy nosić te same ubrania i w szkole śmiali się z nas. Zeszłego roku moja siostra uciekła z domu. Dzieliłyśmy ze sobą pokój, ale ona nigdy nie zwierzyła mi się, co zamierza zrobić. Gdybym wiedziała, błagałabym, żeby zabrała mnie ze sobą. Tamtego dnia to moja mama powiedziała mi, że siostra zniknęła. Rodzice mówią, że wciąż jej szukają, ale nie wierzę im.
Niedługo potem rodzice wygrali na loterii. Mama powiedziała, że znalazła los w śmietniku. Kiedy zobaczyłam pieniądze zapakowane w walizkę, myślałam, że problemy się skończyły. Myliłam się. Rodzice wpadli w szał zakupów. Tata sprawił sobie nowy samochód i wielki telewizor. Mama kupiła dużo pięknych sukienek i biżuterii. Mnie nic nie kupili.
- Co się stanie, kiedy pieniądze się skończą? - zapytałam.
- Nie martw się - odparła mama. - Wciąż będziemy mieli ciebie.
To chyba znaczy, że mnie kochają, tak?

5. Mała dziewczynka była zamknięta w schowku na węgiel. Płakała. Przez łzy zauważyła starą lampę, prawie niewidoczną pod stertą opału. Podniosła lampę i zaczęła ścierać węglowy pył. Wtem zjawił się dżin i przemówił:
- Spełnię jedno twoje życzenie. Wybieraj mądrze, nie będzie odwrotu.
- Proszę, spraw, żeby moi rodzice zniknęli! - krzyknęła dziewczynka. - Nienawidzę ich!
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - odpowiedział dżin. - Idź spać. Zanim się obudzisz, życzenie będzie spełnione.
Następnego ranka dziewczynka obudziła się i zeszła na dół. Rodzice siedzieli przy stole kuchennym i jedli śniadanie. Natychmiast pożałowała swojego życzenia. Pobiegła do schowka na węgiel i potarła lampę.
Dżin zjawił się i zapytał:
- Jesteś teraz szczęśliwa?
- Proszę, pozwól mi cofnąć życzenie - błagała dziewczynka.
- Przykro mi - odpowiedział dżin, - Po spełnieniu życzenia nie ma odwrotu.
Dziewczynka gorzko zapłakała.

6. Mandy i Melissa były jednojajowymi bliźniaczkami. Mieszkały z rodzicami i starszym bratem w dużej willi na obrzeżach miasta. Wszyscy im zazdrościli, bo ich ojciec był bogaty i kupował wszystko, czego zapragnęły.
Pewnej nocy siostry zostały porwane. Kiedy odzyskały przytomność, zorientowały się, że ktoś zasłonił im oczy i związał. Były śmiertelnie przerażone.
Nagle Mandy usłyszała piskliwy głos szepczący jej do ucha:
- Skontaktowałem się z waszymi rodzicami i zażądałem miliona dolarów okupu - powiedział. - Jeśli spróbujesz uciekać, zabiję Melissę.
Potem porywacz podszedł do Melissy.
- Skontaktowałem się z waszymi rodzicami i zażądałem miliona dolarów okupu - powiedział. - Jeśli spróbujesz uciekać, zabiję Mandy.

7. Pracował w swojej szopie z narzędziami, kiedy przyszedł jego syn, cały zapłakany.
- Co się stało, synu - zapytał ojciec.
- Grałem z chłopakami ze szkoły w kulki - zachlipał chłopiec. - Jeden z nich wcisnął mi metalową kulkę do ucha i nie mogłem jej wyjąć.
- Nie martw się, zaraz znajdę jakiś sposób.
Ojciec pasjonował się majsterkowaniem. Warsztat miał pełen różnych narzędzi, wynalazków i urządzeń. Rozejrzał się wokół i wyłowił wzrokiem bardzo mocny elektromagnes, który sam zbudował.
- Mam tutaj magnes - wyjaśnił synowi. - Kulka jest metalowa, więc kiedy włączę maszynę, z łatwością ją wyciągniemy.
Mężczyzna przystawił magnes do ucha syna i szybko przestawił przełącznik. Zabrzmiał głośny brzęk. Chłopiec upadł na ziemię martwy.

Odpowiedzi
Spoiler

Użytkownik Amymone edytował ten post 31.10.2013 - 15:23

  • 14

#1400

CierpnacaSkora.
  • Postów: 35
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Oni chcieli, żeby on był dobrym chrześcijaninem

Autor: Scheller
Tłumaczenie: CierpnacaSkora AKA RivetTheEmperor

Oni chcieli, żeby on stał się dobrym chrześcijaninem, a przeze mnie im się nie udało.
To przeze mnie nie żyją.
Samobójstwo było oczywiste, dowody jasno na to wskazują, ale policji nigdy nie udało się dowiedzieć jakie były jego motywy.
Wiem jakie były motywy.
Rozumiem znaczenie jego nabazgranej wiadomości. Wiadomości, której żaden czternastolatek nie powinien pozostawić przed przyłożeniem shotguna do swojej głowy.
"Uratujcie siebie teraz. Dołączcie do nas w niebie zanim nie będzie za późno."
Policja uznała, że on oszalał. Myśleli, że zaprowadził ich do bunkra i zastrzelił ich z osobistego powodu, który mógł wydawać się ważny tylko dla czternastolatka. Może był maltretowany albo odczuwał presję ze strony rodziców, a może dostał karę, która wydawała się mu być niesprawiedliwa.
Ale oni chcieli tylko zrobić z niego dobrego chrześcijanina.
Może i posuwali się czasem do skrajności, ale nigdy nie byli złymi sąsiadami, choć posądzali mnie o bycie grzesznikiem, ja sądziłem, że są po prostu naiwnymi wierzącymi. To jest balans. Mimo to, wciąż urządzaliśmy sobie razem grille, a oni przedstawiali mnie "atrakcyjnym i porządnym chrześcijańskim dziewczętom", a raz na jakiś czas, gdy mówili "dziękujemy za pożyczenie kosiarki" w ich głosie słychać było smutek spowodowany tym, że byłem takim miłym gościem, ale i tak wyląduję w piekle.
Muszę przyznać, że oni nie lubili patrzeć, gdy rozmawiam sam na sam z Marcusem, ale nigdy nie powstrzymali go przed przychodzeniem do mnie. Dość klarowanie powiedzieli mi, że nie chcą, żebym pozwalał mu grać w ociekające seksem i przemocą gry, albo żeby używał internetu na moim komputerze, ale nigdy nie zabronili mi rozmawiać z nim o religii.
To Marcus mnie pytał. To on zawsze zaczynał te rozmowy, przysiągłbym na swoje życie, że to prawda. Nie chciałem go nawracać, ani wtrącać się w wychowywanie go. Nie zmienia to faktu, że był on ciekawy, a ja uważam, że ciekawość powinna być nagradzana odpowiedziami.
Nie jestem pewien dlaczego zawsze przychodził do mnie z tymi pytaniami, ale jeśli miałbym zgadywać to pewnie dlatego, że byłem chętny udzielić mu odpowiedzi podczas, gdy jego rodzice oferowali mu jedynie "bo Bóg tak chciał".
Pytał o rzeczy o które zapytałby każdy nastoletni chłopiec. Najpierw, oczywiście, o ważne rzeczy w życiu. Dzieci chcą zrozumieć dlaczego zwierzęta wyglądają w ten, a nie inny sposób, a nawet dla dziecka bardziej sensownym jest to, że lampart ma cętki, żeby móc ukryć się w krzakach, niż to, że taka była wola Boża.
Jeżeli pytał o bardziej delikatne sprawy, to oczywiście wysyłałem go do rodziców, a następnie słuchałem jak wyjaśniał mi, że to przez Adama I Ewę oraz, iż jest to grzechem, chyba, że jest to usankcjonowane przez Boga za pomocą małżeństwa. Okej. Nie moja sprawa. Nie mój obowiązek.
Jednak nie myślałem, że wytłumaczenie mu Apokalipsy będzie miało tak potworne skutki.
- To jest zapisane w biblii twoich rodziców. - powiedziałem - To koniec świata, który znamy. Nastąpią trzęsienia ziemi, pożary et cetera, a twoi rodzicie wierzą, że Bóg ocali wszystkich wiernych i dobrych, a ci którzy zgrzeszyli będą cierpieć.
- Och - odpowiedział. - Teraz wiem dlaczego tata ciągle o tym mówi. On naprawdę się tego boi, wiesz?
-Pewnie, -powiedziałem - Wolałbym nie być żywy jeśli to się stanie.
-Taa. - oznajmił - Tata mówi, że grzesznicy spowodują Apokalipsę.
Jak już mówiłem, oni chcieli, żeby on był dobrym chrześcijaninem. Według ich wierzeń to co robili było dobrą rzeczą. Chcieli tylko dać mu dobrą lekcję.
Nocą, dzień przed tym, gdy to się wydarzyło, on przyszedł do mnie i poprosił mnie o jakieś książki o filozofii, bo jego rodzicie powiedzieli, że filozofia jest dziełem Szatana. Marcus chciał być silny przeciwko demonowi, a przynajmniej tak mi powiedział.
Przeczytanie "Medytacji o pierwszej filozofii" Kartezjusza zajęło mu mniej niż godzinę. Marcus powiedział, że była to najgorsza książka jaką kiedykolwiek przeczytał.
- On w taki sposób próbuje dowieść istnienia Boga? - zapytał.
- Tak.
- Ten koleś jest niedorzeczny.
- Też go nie lubię.
- Zresztą - powiedział. - Muszę już iść. Jutro będzie wielkim dniem.
Mrugnął.
- Wielkim dniem?
- Pamiętasz tę dziewczynę o której ci mówiłem?
- Pewnie.
- Umówiłem się z nią.
- Och - rzekłem. - Twoi rodzice wiedzą?
- Jezu, nie! Nie mów im! Oszaleją!
Następnej nocy usłyszałem ich krzyki. Krzyczeli, że on jest grzesznikiem.
Ojciec Marcusa przyszedł do mnie tuż przed północą. Chciał pożyczyć kilka moich filmów dokumentalnych. Powiedział, że potrzebuje ich, żeby zrobić z Marcusa dobrego chrześcijanina.
- Jasne - powiedziałem. - weź co chcesz.
Siedemdziesiąt dwie godziny później, policja wyważyła drzwi bunkra, żeby wydostać ich ciała.
Bunkier został kupiony razem z domem. Pozostałość po II Wojnie Światowej, którą przemienili w komfortowy salon z kilkoma odziedziczonymi pistoletami.
Policja znalazła praktycznie tylko stos jedzenia, telewizor, kasety VHS i płyty DVD o klęskach żywiołowych.
Trzęsienia ziemi.
Plagi szarańczy.
Pożary.
Tsunami.
Obok telewizora, na sofie, byli rodzicie Marcusa. Jego matka miała w dłoni biblię otworzoną na Apokalipsie św. Jana, a jego ojciec zaciskał pięść na pilocie od telewizora. Oboje mieli całkowicie zniszczone czaszki.
Pod ich stopami, pomiędzy telewizorem a sofą, był Marcus.
Marcus z kawałkiem papieru i shotgunem, którym zabił swoich rodziców i który przycisnął do swojej głowy. Shotgun wciąż leżał na jego klatce piersiowej.
Oni chcieli tylko, żeby on był dobrym chrześcijaninem.
Chcieli dać mu lekcję.
Chcieli nauczyć go, że grzechy mają konsekwencje.
Zatem pokazali mu Apokalipsę.
  • 6

#1401

Jednorazowo.
  • Postów: 8
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

CZĘŚĆ 1 WYŻEJ

DEMON, CZY HALUCYNACJA..? cz.II

Następnego dnia spotkałem się z Michałem, oraz Marcinem i Wojtkiem. Przy akcji z jego „demonem” był jeszcze Piotr i Andrzej, ale z nimi znałem się mało i nie mogłem im zbytnio zaufać… Poprosiłem ich o spotkanie o dziewiątej rano pod moim domem – całej nocy nie przespałem, a musiałem to z siebie wyrzucić, może wtedy byłoby mi łatwiej.

- Od czego tu zacząć… Pamiętacie ostatnią akcję z Michałem i jego halucynacjami?
- Nooo []… Po to miałem tu przyjść, tak? I wstawać o siódmej?! – zaczął Wojtek
- Stary, daj mu skończyć… – przerwał mu monolog Michał, za co byłem mu wdzięczny.

Zebrałem myśli… Postanowiłem mówić o Michale w osobie trzeciej i zwracać się głównie do nich. On już i tak wiedział co chcę powiedzieć – napisałem mu to smsem w nocy. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem:

- No więc tak… Gdy on widział to „coś”, był spalony. Ale to nie jest powodem. Wiemy wszyscy dobrze, że marihuana rozszerza źrenice. Myślę, że przez rozszerzone źrenice do jego oka wpadało więcej światła i widział lepiej w ciemności. Dlatego widział „to coś” w tamtym miejscu… – wziąłem głęboki oddech, przeczuwając, że mnie wyśmieją – Zwróćcie uwagę, że nigdzie indziej nie miał takiej jazdy, a tamte miejsca w momencie jego rzekomych przywidzeń były całkowicie wyciemnione…

- No nie wiem. To nie są takie pewne dowody, wiesz, że straszne historyjki to coraz większa żenada… – Marcin popatrzał na mnie sceptycznie
- Myślałbym tak jak ty, ale wczoraj wszystko się zmieniło. Przypomniałem sobie, że mi kiedyś śniła się istota, o której on opowiada. Weźcie mnie za idiotę, ale ja w to wierzę. To było chyba dokładnie trzy lata temu, w tym samym pokoju… Nocowałem tam, gdyż miałem tego dnia spać u Michała, a okazało się, że na dole był remont – nie chciałem rezygnować z tego pozwolenia od mamy i poszliśmy na górę. Miałem wtedy sen o kobiecie, albo małej dziewczynce, która miała przegniłe ciało i chciała mnie dopaść, tylko… nie mogła. Nie mam pojęcia czemu. Czułem się bezpiecznie, ale wiedziałem że zagrożenie dopiero nadchodzi. Po tym śnie budziłem się każdej nocy przed drugą i nie mogłem zasnąć aż do czwartej – słyszałem głosy, które mówiły mi okropne rzeczy.
Teraz, gdy minęło kilka lat od tych wydarzeń naturalne jest, że o tym zapomniałem i uznałem za… nie wiem, sny? Urojenia? Nie wiem, serio. Ale tu się dzieje coś niedobrego.

Żaden z nich mi nie odpowiedział. No pięknie… Może mają rację, może to ja jestem [] i jednak brałem coś na tych imprezach i wszystkie fakty mi się wkręcają, albo sam naginam je tak, żeby przemawiały za czymś paranormalnym… Może mój mózg wykształcił teraz wspomnienie o moich snach sprzed paru lat, a one tak naprawdę nie miały miejsca, tylko ja tak bardzo chcę wmówić im swoją rację, że nie kontroluję swoich kłamstw…?

Tej nocy położyłem się do łóżka trochę później, chociaż wiedziałem, że zawalę przez to cały następny dzień.
Nie spodziewałem się tego, ale tej nocy wrócił koszmar – teraz już byłem upewniony, co do tego, że sytuacja jest co najmniej nienormalna… W końcu ją ujrzałem – a uwierzcie, że sam widok powodował okropne ciarki:

Jakieś półtorej metra wysokości, skóra przegnita do kości, w barwie ciemnomorskiej. Łysa głowa, zębów o kilka razy za dużo, były okropnie żółte i spomiędzy nich (jak to możliwe!) wychodziły robaki. Twarz była wykrzywiona w prawą stronę i… te oczy. Oczy były w niej najstraszniejsze – dwie źrenice. Wyglądało to mniej więcej, jak na zdjęciu poniżej:

Jednak było o wiele straszniejsze – zamiast białek około było jasnożółte, a same źrenice miały przeszywająco krwisty kolor.
Szła w moim kierunku i chyba nie miała złych zamiarów, przynajmniej w teorii. Czułem, że chce póki co mnie wystraszyć, przegonić… TYLKO SKĄD?!
Nie wiem kim ona jest, nie niszczyłem żadnych płyt cmentarnych, nie uczestniczyłem w egzorcyzmach, nie wywoływałem istot nadprzyrodzonych, [], ja w nie nawet nie wierzę! Ale chyba teraz muszę uwierzyć…

Tak czy siak sen trwał kilka godzin, a jednocześnie przez cały jego czas, po prostu do mnie podchodziła, nie wiem jak to było możliwe. I słyszałem jak coś mówiła, jakieś „inferum ant”, nie mam pojęcia co to znaczy. Następnego dnia przejęty szukałem do nocy jakichś informacji o tej istocie, czy o tych słowach – wypróbowałem chyba setki kombinacji pisowni…
Następna noc minęła jeszcze gorzej, gdyż nie mogłem usnąć… Nie ze strachu, po prostu nie mogłem. Coś mi nie pozwalało gasić światła – chyba przeczucie. Jakiś nieznany instynkt nakazał mi obawiać się tego, co tam czyhało. Ale co?! Zapalam światło – nic tam nie ma. Przeszukuję cały dom – dalej nic. Gaszę światło, patrzę w ciemny kąt i czuję jakiś WZROK na sobie. Poświeciłem tam latarką, gdy poczułem jakieś mrowienie na plecach. Krzyknąłem i biegiem pobiegłem do włącznika światła – serce biło mi jak oszalałe…

Od dzisiaj zaczynam notować to na bieżąco. Noc się zbliża, a ja nie wiem co mam robić… Nie wiem, czy zobaczycie kolejny wpis, ale wystrzegajcie się takich miejsc. Jeden zły sen w danym miejscu poparty przeczuciem i powinniście stamtąd zmykać. Szybko.

Uwierzcie w to co mówię: sam czekam na moje kolejne wiadomości, bo wątpie, żebym je napisał.

Dołączona grafika
edycja:
ultimate

  • -1

#1402

skalecznik.
  • Postów: 13
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Obsesja.

Być może to będzie dość osobisty post. Być może pomyślicie o mnie, że nie do końca jestem normalny, może coś w tym jest bo to co opiszę zakrawa o obsesję. Otóż są budynki, które odwiedzam regularnie lub co jakiś czas. Moje dziwactwo polega na tym, że unikam w tych miejscach pewnych pomieszczeń. Nie wiem skąd to mi się wzięło. Mój umysł po prostu krzyczy „NIE WCHODŹ TAM, NIE PATRZ!!” Na przykład, kiedy pracowałem jako dostawca, był pewien punkt (sklep). Podjeżdżałem dostawczakiem, wyładowywałem towar na tyłach, paleciakiem wjeżdżałem w korytarz na ścianie którego była winda towarowa. Korytarz był dość długi, wiedziałem że na jego końcu jest załom za którym są schody. Nigdy, przez 3 lata odwiedzin tego sklepu nie widziałem, co jest za rogiem tego korytarza. I nie chciałem widzieć. Podobna sytuacja spotyka mnie w mojej piwnicy. Kamienica, w której mieszkam ma w podziemiach istny labirynt. Gdy wchodzę do podziemi, idę prosto do mojej piwnicy. Podobna sytuacja jak w sklepie. Korytarz i jego załom. Przez 17 lat nigdy nie byłem za rogiem. I nie chcę być. Szkoła, do której uczęszczałem, miała aż trzy klatki schodowe. Uwierzycie, że przez 8 lat nigdy nie korzystałem z jednej z nich? Bardzo lubię jeździć do mojego kuzyna, mieszka on w wielkim domu na wsi. Od dziecka do dzisiaj, gdy go odwiedzam, nie korzystam z łazienki na piętrze. Ani razu nie byłem na strychu w domu mojej babci. Takich przykładów znalazłoby się jeszcze kilka. Oczywiście, starałem się ukrywać mojego „fioła”. Nie mniej niektórzy ludzie, mieli mnie za dziwaka, na przykład kierownik wspomnianego sklepu. Kiedy przynosiłem faktury od głównego wejścia, obchodząc cały market, kręcił głową uśmiechając się do mnie z politowaniem. Pamiętam jak w siódmej klasie, koledzy którzy odkryli moją tajemnicę chcieli siłą zaciągnąć mnie na schody klatki, z której nie chciałem korzystać. Nie mogli mi dać rady we czterech. Wiem, że wołami by mnie tam nie zaciągnęli, zresztą jak w każde pomieszczenie, które mnie „odpycha”. Nie chodzi tu o strach, ja po prostu wiem że nie mogę być w tych miejscach. Jednak coraz częściej mam ochotę się przełamać. Ostatnio będąc w piwnicy, stałem w korytarzu walcząc ze swoją manią. Serce zaczęło walić mi jak szalone, zimny pot oblał całe moje ciało. Nie dałem rady, instynkt samozachowawczy wył jak syrena alarmowa: „nie wchodź tam, to będzie twoja najgorsza decyzja w życiu, jeśli zobaczysz co jest za rogiem nie będzie już odwrotu!!”. Po tej wewnętrznej walce byłem wycieńczony, zupełnie jakbym przebiegł 3 okrążenia wokół boiska. Zastanawiam się, co przyniesie dzień, w którym przezwyciężę swój instynkt.

Ryszard Skalecznik
1.11.2013 Warszawa
  • 7

#1403

TheTupi4able.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

PRZECZYTAJ TO...

To było dawno temu... rok, dwa... Może nawet trzy.
Szedłem z kolegą do sklepu... Normalny jesienny wieczór, było dość zimno, ale wszystko okej. Wracamy ze sklepu wspólnie idąc do najbliższej ławki i siadamy, jemy co kupiliśmy i wracamy do domów, takie zwykłe spotkanie kolegów.
Kolega mieszka klatkę bliżej i szybko wbiegł po schodach do domu ja idę jeszcze chwile otwieram nagle drzwi i milisekundę słyszę jak ktoś krzyczy NA POMOC !!! POMOCY!!!... Ja oczywiście byłem dzieckiem więc się wystraszyłem i uciekłem do domu jakby nigdy nic, schowałem się pod kołdrą i poszedłem spać. Wiem to był głupi pomóc i mogłem to sprawdzić więc zachowałem się nie odpowiedzialnie. ALE GDYBYŚCIE WIDZIELI TEN SEN...
Było to coś takiego : Wchodzę po króciutkich schodkach do klatki i nagle słysze to samo "POMOCY" I stoi tam jak pamiętam ktoś z kosą "Coś jak śmierć" albo może to było siekiera, nie pamiętam... Odrazu mnie zauważyło... Otworzyłem drzwi do klatki i ledwo wbiegłem do schodach bo jak pamiętam jakby coś mnie spowalniało ale tamto coś nie wchodziło do klatki... Jakbym dostał typowego slowa na 90%... Pewnie nie wystraszyło was to tak bardzo ale ja nie dość, że nadal się trochę boję to co będzie jak przyśni mi się to jeszcze razy albo może przydaży na prawdę?

Historia prawdziwa (moja nie zmyślona) Przepraszam za błędy.
  • -2

#1404

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Witam, zanim przeczytasz tę crepypastę włącz sobie na słuchawkach nutkę. Niech będzie ona tłem. Czytaj ten tekst powoli w czasie trwania tego podkładu.


Pościg


Mieszkałem w piętrowym domu. Sam siedziałem u góry i słuchałem muzyki. Była jesienna pogoda, czyli deszcz, mgła i szaro na dworze. Ściszyłem muzykę i udałem się na dół do toalety w celu wiadomym. Byłem sam i słuchałem dosyć strasznej piosenki. Kiedy zeszedłem na dół czułem się jakoś dziwnie. Jakby ktoś był wokół. Uchyliłem drzwi do łazienki i wszedłem tam. Światło zapalałem w środku. Kiedy tak stałem pośród ciemności poczułem nieziemski smród! Wreszcie zapaliłem światło. Na kiblu siedziała stara jędza. Z jej głowy wyrastały tłuste, siwe włosy. Nos miała szkaradny, tak samo oczy, które już dawno straciły blask i mocno wyblakły. W momencie w którym ohydnie zachichotała pokazując rząd ostrych i nieproporcjonalnie dużych zębów wyskoczyłem z łazienki jak rażony pastuchem.
Ona nie została w tyle. Nie pozwoliła żeby odległość między nami się zwiększyła.
Serce biło jak stopa w tym bicie. Rozświecałem światła w całym domu i darłem się w niebogłosy. Za nic w świecie nie odwróciłbym się by podziwiać to monstrum. Drzwi wyjściowe szarpnąłem tak mocno, że aż się zdziwiłem, że nie wyleciały z zawiasów. Ulica była kompletnie pusta, żadnych samochodów, ludzi, zwierząt, totalna pustka.
Wszędzie ta mgła, kiedy gnając przed siebie wleciałem w tę chmurę miałem nadzieje, że ją szybko zgubię. Ale gdzie, cały czas słyszę tupanie i sapanie za sobą. Cicha do niedawna ulica wypełniła się krzykiem i hałasem pościgu. Nie wiem ile czasu to trwało, ale mnie już dopadało zmęczenie. I jeszcze ta kolka. Niby biegłem ile sił w nogach, ale te straszne dźwięki za mną wcale nie ucichały.
Zobaczyłem park na horyzoncie. Bramy o dziwo były otwarte więc szybko tam wparowałem. Ona cały czas mi towarzyszyła. Biegłem alejką, wydawała się nie mieć końca.

Dołączona grafika

Liście trzeszczały pod stopami. Trzeszczały też moje kości od wysiłku.
Po kilku minutach zobaczyłem przed sobą nagrobek, Ledwo co mogłem odczytać co na nim jest, bo dostałem zawroty głowy. Upadłem na kolana, wtedy doczytałem się swojego imienia i nazwiska. To koniec.



zdjęcie pochodzi z http://ansako.flog.p.../3081590/alejka
  • -2

#1405

easte.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

The Sims

Nie mam zamiaru tutaj gadać od rzeczy, ani wymyślać zmyślonych historii typu: „Kupiłem dziwny dodatek do gry i od tej pory już nie włączam Simsów…”. Nie. Chcę… Chcę po prostu opowiedzieć wam historię pewnego chłopaka. Bardzo pechowego chłopaka.
Na potrzeby tej historii… Na moje własne potrzeby nazwijmy go Adam. Po prostu Adam. Najzwyczajniejsze imię na świecie, zaraz po Janie, a przynajmniej według mnie. Ale kontynuując. On i jego familia, rodzina Tomaszewskich do pewnego momentu żyli zwyczajnym, spokojnym życiem. No właśnie, tutaj wyrażenie „do pewnego momentu” zawiera pewien haczyk.
Pewnego słonecznego dnia, gdy na niebie nie było ani jednej chmury, a ptaszki ćwierkały… Nie, wróć. Dzień był brzydki jak cholera, a, na moje potrzeby, Natalia zaginęła. Nikt jej nie widział, nikt nie miał zielonego pojęcia, co się stało. Adam, jej brat, wyszedł wtedy na imprezę, a ich rodziców po prostu nie było w domu. A nastolatka miała najzwyczajniej w świecie siedzieć w pokoju i grać w gry na komputerze… Niestety nie wszystko układa się po myśli waszej marnej rasy. Ups, miałem nie wspominać.
Tomaszewcy, a dokładniej matka i ojciec, popadli w depresję. Ich jedyna córka zaginęła, poszukiwania trwają już ponad dwa miesiące, a policja nic nie wskórała. Jak zawsze zresztą. Ekhm… Można powiedzieć, że jedynym, co trzymało małżeństwo przy życiu, był ich syn. Może nie równie zrozpaczony, co oni, ale jednak syn. Więc teraz, ukrywając swój ból i żal, zaczęli bardziej zajmować się synem. Bardziej. Co to niby za słowo? Otóż, poprzednim „obiektem westchnień” pary, była ich córka, Natalia. Ale skoro jej już nie ma, pasowałoby zająć się drugim dzieckiem.
Chodzili razem do kina, na spacery, do restauracji, ogólnie, spędzali razem dużo więcej czasu niż wcześniej. Adam… Cóż, Adam. Nie mogę powiedzieć, że nie był szczęśliwy, iż rodzice się nim bardziej interesują, ale, jako że był podejrzliwym siedemnastolatkiem, wyczuwał w tym spisek. Nie mylił się zbytnio, ale też nie miał całkowitej racji w tej sprawie.
Przejdźmy do sedna, bez przedłużania. Pomińmy fakt, iż i tak już zbytnio się rozgadałem…
Tego dnia Adam obudził się z nagłym pragnieniem pogrania w The Sims. Nie miał pojęcia, dlaczego, jak, ani po co. Po prostu musiał. Przez cały ranek i popołudnie praktycznie nie mógł funkcjonować. Całe jego myśli były zapełnione tą właśnie grą. „Czy nadal je mam? Jeżeli tak, to którą część? Co będzie, jeśli znajdę tylko puste pudełko? Czy mam wystarczającą ilość pieniędzy na kupno nowych?”. Nie potrafił się skupić na niczym. Potłukł kilka naczyń, rozlał herbatę, niechcący nawet przewrócił lustro, w efekcie czego rozbiło się na tysiące drobnych kawałeczków…
Aż w końcu nadszedł wieczór. Nastolatek w ciągu około piętnastu minut zdążył przeszukać cały swój pokój, ale gry nie znalazł. Zamyślony, rzucił się na łóżko. Doskonale wiedział, gdzie może znajdować się gra, lecz jakoś nie widziało mu się tam wchodzić. Mimo tego, że nie okazywali sobie wielu uczuć, nadal byli kiedyś rodzeństwem. No właśnie, kiedyś, heh.
W końcu podniósł się i wyszedł z pokoju. Przed wejściem do tego należącego do Natalii, przeszukał dokładnie cały dom. „Nie ma ich. Dobrze. Zadawaliby niepotrzebne pytania, jak zwykle zresztą.
On i drzwi. Tylko ta dwójka w budynku. Wystarczyło, żeby nacisnął srebrną klamkę, a znalazłby upragnioną grę. Przez chwilę się wahał, ale w końcu drzwi stanęły dla niego otworem. Wszedł do środka, a jego oczom ukazał się znajomy bałagan. Rodzice niczego nie dotykali, ciągle mieli nadzieję na powrót ich córki. Chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że od jej zaginięcia minął ponad rok.
Nie musiał długo szukać, od razu po włączeniu komputera, wysunęła się z niego płyta z logiem gry, o której myślał cały dzień. Wepchnął ją z powrotem do środka, po czym podwójnie nacisnął w ikonkę z zielonym kryształem znajdującym się na pulpicie. Gra podejrzanie szybko się włączyła, jak na parametry komputera jego siostry. Przecież tyle razy prosiła go o zrobienie coś z tym powolnym gratem, a on tylko odpowiadał „później”, „zaraz”. Przez krótką chwilę pożałował tego, ale otrząsnął się i posłusznie wybrał pierwsze z brzegu miasto. Pojawiło się przed nim kilka rodzin, z czego pierwsza łudząco przypominała ich rodzinę. Dziewczyna z rudą kitą, niczym wiewiórka, ostrzyżony na krótko blond włosy chłopak, prześliczna niziutka kobieta, z oczami niczym ocean, oraz wysoki jak dąb mężczyzna, z powoli siwiejącą brodą. A może mu się wydawało? Nie miał pojęcia, ale szybko nacisnął na tą właśnie rodzinę. Gdy wszystko się załadowało, a on ujrzał dokładnie taki sam dom jak ich, pociemniało mu przed oczami. Zupełnie, jakby ktoś ogłuszył go metalową pałką.

Obudził się zlany potem. Błyskawicznie wstał z łóżka i pobiegł do kuchni, na miejscu licząc osoby siedzące przy stole. „Raz, dwa, trzy, plus ja – cztery” Rodzina dziwnie na niego popatrzyła, ale po chwili wrócili do spokojnego jedzenia śniadania. „Czyli to jednak był zwykły koszmar. Zwyczajny sen, po którym budzisz się przestraszony, ale po chwili już nic nie pamiętasz
Skierował swe kroki do łazienki, celem wzięcia prysznicu. Rozebrał się, wszedł do środka kabiny i odkręcił zawór z ciepłą wodą. Była idealna, mimo tego, że zazwyczaj musiał ustawiać ją kilkanaście minut, żeby w ogóle można było stanąć prosto i się nie poparzyć. Delektował się kroplami wody, jakby w zwolnionym tempie spadającymi na jego twarz.

W końcu zakręcił zawór i nagi wyszedł na zewnątrz. Owinął się ręcznikiem i stanął przed lustrem, jak to miał w zwyczaju. Z włosów kapała woda, twarz była podejrzanie kanciasta, a tuż nad tym wszystkim, potulnie krążył mały, zielony kryształ.

Użytkownik easte edytował ten post 09.11.2013 - 19:29

  • 1

#1406

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejna część historyjek z zagadkowym akcentem.
Źródło: scaryforkids

1. Zwłoki w studni

Pewnego dnia, miałem wtedy sześć lat, moja siostra nie przestawała płakać. Tak działała mi tym na nerwy, że zabiłem ją, a ciało wrzuciłem do studni. Kiedy następnego dnia zajrzałem w głąb studni, ciało zniknęło.
Kiedy miałem dwanaście lat, pokłóciłem się z najlepszym przyjacielem o coś głupiego. Wprawił mnie w taką złość, że zabiłem go, a ciało wrzuciłem do studni. Kiedy następnego dnia sprawdziłem studnię, ciało zniknęło.
Miałem osiemnaście lat, moja dziewczyna była w ciąży. Nie chciałem być ojcem, więc zabiłem ją, a ciało wrzuciłem do studni. Kiedy następnego dnia spojrzałem do studni, ciało zniknęło.
Kiedy miałem dwadzieścia cztery lata, pracowałem w biurze. Szef był dla mnie podły. Nie mogłem tego znieść, więc zabiłem go, a ciało wrzuciłem do studni. Kiedy następnego dnia sprawdziłem studnię, ciało zniknęło.
Miałem 30 lat, kiedy moja matka zachorowała. Była przykuta do łóżka. Nie chciałem się nią zajmować, więc zabiłem ją, a ciało wrzuciłem do studni. Kiedy następnego dnia zajrzałem do studni, ciało nie zniknęło. Dzień po dniu zaglądałem do środka, ale jej zwłoki wciąż tam były.

2. Starszy brat

Dziewczyna zwierzyła się swojej przyjaciółce, że posiada mroczny sekret, który ukrywała od dawna. Kiedy miała piętnaście lat, jej rodzice zostali zamordowani. Dziewczyna powiedziała, że jej starszy brat oszalał i zasztyletował matkę i ojca. Przyjaciółka była w szoku, kiedy usłyszała tak potworną historię.
- Tak mi przykro - powiedziała, pocieszając dziewczynę. - Co się stało z twoim bratem po tym wszystkim?
- Policja go aresztowała. Odbył się proces. Przesiedziałam na sali sądowej tygodnie, słuchając prawników dyskutujących o sprawie. W końcu mojego brata uznano za winnego morderstwa i skazano na karę śmierci.
- To straszne! - wykrzyknęła koleżanka.
- Tak, to prawda - odpowiedziała dziewczyna. - Długo czekał na wykonanie wyroku. Egzekucję wykonano za pomocą zastrzyku.
- To musiał być dla ciebie bardzo trudny okres - powiedziała przyjaciółka.
- Nie uwierzyłabyś nawet, jak bardzo. Byłam oszołomiona. Nie mogłam jeść, nie mogłam spać. Próbowałam zablokować te straszne wspomnienia. Cierpiałam na depresję, stany lękowe, nawet amnezję. Lata upłynęły, zanim odzyskałam spokój.
- Rozmawiałaś z kimś już o tym?
- Nie, nigdy. Mam tyle pytań, ale już nie znajdę na nie odpowiedzi. Byłam obecna przy egzekucji brata, ale nie powiedział ani słowa o tym, co się wydarzyło. Nie wyjaśnił, czemu zabił naszych rodziców. Po prostu wpatrywał się we mnie bez słowa, kiedy podawali mu śmiertelną dawkę.
- Wciąż są sposoby, aby się dowiedzieć. Nie wiem, czy się zgodzisz, ale znam kobietę, która jest medium. Umie komunikować się ze zmarłymi. Jest w tym bardzo dobra. Może ona pomoże ci znaleźć odpowiedź, której szukasz.
Kilka dni później dziewczyna spotkała się z medium. Kobieta wyłączyła światła, zapaliła kilka świec i usiadła na krześle. Odrzuciła głowę w tył i wpadła w trans. Przez kilka minut dziewczyna siedziała w ciszy.
- Teraz możesz zadać pytanie - wyszeptała kobieta.
- Dlaczego mój brat stracił rozum? - nerwowo spytała dziewczyna.
- Twój brat nigdy nie oszalał - cicho odpowiedziało medium. - Zawsze był zdrowy na umyśle.
- Więc czemu zabił naszych rodziców?
- Twój brat odpowiada za śmierć tylko jednej osoby.
Nagle dziewczyna zrozumiała. Schowała twarz w dłoniach i wybuchnęła niekontrolowanym płaczem.

3. Zdolności parapsychiczne

Mieszkam w Osace w Japonii i często jeżdżę metrem do pracy. Pewnego dnia czekałem na pociąg, kiedy zobaczyłem bezdomnego, który stał w kącie stacji, mrucząc coś do siebie i nie zwracając uwagi na przechodzących ludzi. W ręce trzymał kubek, pewnie żebrał o drobne.
Obok niego przeszła gruba kobieta, wyraźnie usłyszałem, jak wymamrotał:
- Świnia.
Nieźle, pomyślałem. Bezdomny facet obraża ludzi i myśli, że dadzą mu pieniądze?
Następnie zobaczyłem wysokiego biznesmena, na jego widok bezdomny wybełkotał coś, co zabrzmiało jak:
- Człowiek.
Człowiek? Nie mogę się z tym kłócić, oczywiście, że to był człowiek.
Dzień później przyszedłem na stację wcześniej i miałem trochę czasu do zabicia, więc postanowiłem stanąć bliżej tamtego mężczyzny i posłuchać jego dziwacznych komentarzy.
Kiedy naprzeciwko przechodził chudy, mizernie wyglądający człowiek, usłyszałem głos bezdomnego:
- Krowa.
Krowa? Ten mężczyzna był zbyt chudy, żeby nazwać go krową. Jak dla mnie, bardziej wyglądał na indyka albo kurczaka.
Minutę potem obok przeszedł grubas.
- Ziemniak - wymruczał bezdomny.
Ziemniak? Myślałem, że grubych ludzi nazywa świniami.
Tamtego dnia podczas pracy nie mogłem przestać rozmyślać o tajmeniczym zachowaniu żebraka. Próbowałem znaleźć jakieś logiczne powiązanie między jego słowami.
Może ma jakieś paranormalne zdolności, pomyślałem. Może wie, kim byli ci ludzie w poprzednim życiu. W Japonii wielu ludzi wierzy w reinkarnację.
Obserwowałem tego faceta wiele razy. Zacząłem myśleć, że moja teoria jest prawdziwa. Często słyszałem, jak mamrocze: "Królik" albo "Cebula", albo "Owca", albo "Pomidor".
Pewnego dnia zaciekawienie wzrosło do tego stopnia, że postanowiłem zapytać go, o co chodzi.
Podchodząc, zobaczyłem, jak podnosi na mnie wzrok i mówi:
- Chleb.
Rzuciłem parę drobnych i zapytałem, czy ma jakieś nadzwyczajne zdolności.
Bezdomny uśmiechnął się i odpowiedział:
- Tak, w rzeczy samej. Zyskałem pewną zdolność wiele lat temu. Ale to nie to, czego się spodziewasz. Nie umiem przepowiadać przyszłości ani czytać w myślach czy coś podobnego.
- Więc co umiesz? - zapytałem z ciekawością.
- Moją zdolnością jest tylko orzekanie, co ludzie ostatnio jedli - odpowiedział.
Roześmiałem się, zrozumiałem, że miał rację. Powiedział o mnie "chleb", a na śniadanie zjadłem tosta. Pokręciłem głową, odchodząc. Ze wszystkich parapsychicznych zdolności, ta musi być najbardziej bezużyteczna.

4. Dziecięca torebka

Siedziałem na stacji, czekając na pociąg. Niedaleko usiadła kobieta trzymająca dziecko na rękach. Bardzo lubię dzieci, więc popatrzyłem na uroczego niemowlaka. Kobieta zauważyła to i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Śliczne dziecko - powiedziałem.
Ona zaśmiała się i odrzekła:
- Wie pan, to tak naprawdę nie jest dziecko, to torebka.
Obróciła niemowlaka, podciągneła ubranko i pokazała mi zamek na brzuszku. Dostrzegłem też, że oczy wyglądają na zrobione ze szkła.
- Och - wydusiłem ze zdumieniem. - Wygląda bardzo realistycznie.
- Wiem - odpowiedziała z uśmiechem. - Dużo pracy wymaga zrobienie takiej torebki. A także wiele czasu. Ale to mnie nie odrzuca, nienawidzę wyrzucać czegokolwiek. Uwielbiam recykling.
Potem podjechał pociąg. Kobieta wstała i wsiadła do wagonu. Też miałem wejść do środka, ale nie mogłem się ruszyć. Więc siedziałem tam w bezruchu i wpatrywałem się w odjeżdżający pociąg, aż zniknął w oddali.

5. Łańcuch na drzwiach

Moja siostra jest nauczycielką plastyki. Dziesięć miesięcy temu wynajęła tanie dwupokojowe mieszkanie, aby mieć własne studio. Nigdy naprawdę tam nie mieszkała. Używała go tylko jako miejsca, gdzie mogła malować i przechowywać potrzebne przybory.
Po skończeniu szkoły znalazłem pracę w mieście. Rozpaczliwie potrzebowałem mieszkania, ale nie dostałem jeszcze wypłaty, więc nie mogłem niczego wynająć. Na szczęście siostra zaoferowała mi swoje studio. Mogłem pomieszkać tam, póki nie stanę na nogi. Dała mi klucze, a następnego dnia przeniosłem swoje rzeczy.
Tego wieczoru po powrocie z pracy, byłem bardzo zadowolony, że mam wreszcie własny kąt. Zamknąłem dokładnie drzwi, bo siostra powiedziała, że w okolicy nie jest zbyt bezpiecznie, zdarzają się przestępstwa. Żeby być pewnym, zamknąłem drzwi na zamek i łańcuch.
Na kolację przygotowałem sobie kurczaka z curry. Potem poczytałem parę komiksów. Przed snem sprawdziłem drzwi i gaz i poszedłem spać.
Obudziłem się w środku nocy. Musiała być druga albo trzecia nad ranem. Dobiegł mnie dźwięk przekręcanego klucza.
To musi być moja siostra, pomyślałem. Usłyszałem, jak chodzi po pokoju obok mojej sypialni. Mieściło się tam jej studio. Byłem tam wcześniej, był pusty, z wyjątkiem kilku płócien do malowania i gotowych obrazów.
Byłem zmęczony po pierwszym dniu pracy, a następnego dnia czekał mnie kolejny, więc zostałem w łóżku. Przez ścianę słyszałem, jak mamrocze i śmieje sie do siebie.
"Artyści to dziwacy" pomyślałem. Tylko chwilę zajęło mi ponowne zapadnięcie w sen.
Kiedy się obudziłem, moja siostra już zniknęła. Byłem sam w mieszkaniu. Wstałem z łóżka, wziąłem prysznic i się ubrałem. Szybko nalałem sobie mleka, dosypałem płatki i zjadłem wszystko. Potem chwyciłem torbę i wyszedłem na zewnątrz. Kiedy obróciłem się, żeby zamknąć drzwi, przyszła mi do głowy przerażająca myśl. Po pracy, nie poszedłem do studia siostry. Wróciłem do rodziców. Nigdy więcej nie wejdę do tamtego mieszkania.

6. Siostrzyczka

Dzień pierwszy
Moja mama jest w szpitalu, bo będzie miała dzidziusia.
Chciałem przygotować jej coś smacznego do jedzenia.
Kolega powiedział mi, że gotowanie jest dla dziewczyn.

Dzień drugi
Dzisiaj zrobiłem mamie zupę z mięsem i warzywami.
Było ciężko, ale robiłem ją z miłości.
Poszedłem do szpitala i dałem zupę mamie.
Była bardzo szczęśliwa i powiedziała, że jestem dobrym chłopcem.
Zapytałem, czy dzidziuś też będzie mógł zjeść zupę.
Mama powiedziała, że tak, kiedy podrośnie.
Chciałbym, żeby siostrzyczka spróbowała mojej zupy.

Dzień trzeci
Mama wyszła ze szpitala z moją siostrzyczką.
Ma na imię Kaori i jest bardzo ładna.
Chciałem, żeby się ze mną pobawiła, ale mama nie pozwoliła.
Powiedziała, żebym poszedł do swojego pokoju.
Jestem smutny.

Dzień czwarty
Tata przyszedł dziś wcześniej z pracy.
Chciałem, żeby pobawił się ze mną, ale on bawi się z Kaori.
Powiedział, żebym pobawił się w swoim pokoju.
Jestem smutny.

Dzień piąty
Dzisiaj przyszli dziadkowie.
Byłem bardzo szczęśliwy, bo oni zawsze bawią się ze mną.
Zapytałem babcię, czy mi poczyta, ale ona kazała mi iść do pokoju.
Babcia i dziadek, i mama, i tata przytulają Kaori.
Spędzają z nią cały czas.
Mama powiedziała: "Kaori jest tak śliczna, że mam ochotę ją schrupać.".
Tata powiedział: "Masz rację, ja też.".

Dzień szósty
Zrobiłem dziś zupę z mięsem i warzywami dla moich rodziców.
Pokroiłem warzywa bardzo cienko, ale mięso było twarde.
Po obiedzie rodzice biegali po domu i wołali "Kaori! Kaori!".
Wszędzie szukali mojej siostrzyczki.
Czy ktoś ją widział? Jest tak śliczna, że wszyscy chcą ją schrupać.

Spoiler

Użytkownik Amymone edytował ten post 09.11.2013 - 17:18

  • 12

#1407

Deferdus.
  • Postów: 11
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Kolejna pasta mojego autorstwa. Życzę miłego czytania.

Zwierzątko Ani

Cześć Mamo! Mam na imię Kubuś i jestem już na świecie od dziesięciu lat. Dawno Cię nie odwiedzałem, przepraszam za to. Obiecuję, że jutro przyjdę do Ciebie, odwiedzę też twoich znajomych, którzy Ci towarzyszą! Zapalę na twoim kamiennym łóżku świeczkę, zawsze to uwielbiałaś. Ja wiem o tobie dużo, bo tata mi opowiadał, ale tobie chyba nic nie mówił o mnie, więc sam postanowiłem opowiedzieć Ci o sobie. Uwielbiam różne gry i zabawy, jak przystało na mój wiek. Ludzie mówią, że dzieci mają wyobraźnię, która czasami potrafi nam mocno namącić w głowie. Ja osobiście uważam, że nie mam aż takiej mocnej wyobraźni, bardziej opieram się na nauce. Jestem niezwykle inteligenty, przynajmniej tak mówią moi nauczyciele. Dziękuję Ci za to mamo, na pewno mam to po tobie! Wróćmy do tematu wyobraźni. Moja koleżanka, Ania w podobnym wieku do mojego wyobraziła sobie kiedyś zwierzątko i nazwała je Borys. Nie potrafiał mi wytłumaczyć czym jest ta istota. Mówiła, że opiekuje się nim najlepiej jak potrafi, dzień w dzień zawsze jest przy nim, karmi go, myje, czesze i głaszcze. W końcu utraciłem z nią kontakt. Nie było jej nigdy w domu i zaczynałem się denerwować. Zawsze się rozumieliśmy! Kiedyś jak przechodziłem obok jej domu widziałem tam karetkę i policję, to trochę dziwne. Od tego czasu już jej nie widzę, rodziców też nie ma. Tata mówi, że musieli wyjechać z powodu ważnych spraw. Szkoda, bardzo ją lubiłem.

Jak zauważyłaś zacząłem opowiadać o swoich przeżyciach, więc opowiem Ci więcej. Minął już rok, od kiedy Ani nie widzę. Przypomniałem sobie, że posiadamy silną wyobraźnię, więc postanowiłem spróbowac i wyobracić sobie Anię. Abym mógł ją ponownie zobaczyć i pobawić się z nią. Zamknąłem oczy i rozpocząłem wyobrażanie. Myślałem o Ani, o tym jak się z nią bawię, nawet próbowałem wyobrazić sobie jej zwierzątko. Gdy otworzyłem oczy, okazało się, że to wszystko jest bez skutku. Zdenerwowałem się na siebie, było mi żal, że to nie działa. Było już późno, więc postanowiłem iść spać.
Obudziłem się, i usłyszałem cichy szept. Brzmiał mi znajomo, jakbym już wcześniej go słyszał.
- Kubuś. Kuba, chodź do mnie. - mówił - Borys przyszedł ze mną. Pobawimy się jak za starych czasów.
Wiedziałem już kto to był. Szybko podniosłem się z łóżka i rozejrzałem sie po pokoju. Ale nie zobaczyłem nikogo.
- Znajdź mnie Kubuś! Pobawimy się w chowanego. - słyszałem i czym prędzej wstałem, załorzyłem kapcie i rozpocząłem poszukiwania. Przeszukałem cały pokój, lecz nikogo tu nie było. Znałem prawie wszystkie kryjówki! Postanowiłem poszukać w całym domu.
- Znalazłeś mnie! - powiedziała, gdy wszedłem do łazienki. Ania była w lustrze.
- Co ty tutaj robisz! To nie możliwe abyś znadowała się w lustrze! - mówiłem i nie dowierzałem własnym oczom
- Teraz pobawimy się w coś innego...
- W co?
- W kradzież duszy! - wykrzyczała mi w twarz. Jej dłonie wyszły z lustra i złapały mnie za ramiona. Czułem się bardzo niedobrze, próbowałem krzyczeć ale nie mogłem. W końcu przestałem odczuwać stopy, poten całe nogi. Powoli uchodziło ze mnie całe życie. Ale to nie mogło być możliwe. Oczy Ani był całe czarne, a twarz bardzo blada. Uśmiechała się szeroko, a zamiast zębów miała tysiące ostrych kłów. Nie pamiętam co było dalej...
Obudziłem się, cały w pocie z powrotem w swoim łóżku. Wokół był bałagan, a obok mnie stał mój tata, próbujący mnie uspokoić. Był przerażony, musiało stac coś złego. Odetchnał z ulgą, gdy siedziałem rozbudzony na łóżku.
- Kuba, co się z tobą działo? Miałeś zły sen? Dostałeś jakiegoś ataku. - mówił i wyjął telefon - Zadzwonię do lekarza...
- Tato! - wykrzyczałem już w płaczu. - Miałem potworny sen! To było takie przerażające... - mówiłem zdenerwowany. Zauważyłem trochę krwi na poduszcze, czułem tez jej typowy smak w ustach...

Po chwili przyjechał lekarz. Często bywałem chory, a on był bardzo dobrym znajomym taty, więc zawsze przyjeżdżał on. Lubiłem go, zawsze potrafił mi pomóc, po za tym gdy przyjeżdżał w odwiedziny opowiadał dużo kawałów. Na pewno go znasz, to on Cię przeniósł do kamiennego łoża. Mam nadzieję, że jest Ci tam wygodnie. Wracając do tematu, lekarz zbadał mnie dokładnie. Co straszne dalej nie czułem swoim nóg. Były całe blade, a ja nie mogłem nimi poruszać. Wyszedł z moim tatą do innego pokoju, po czym rozmawiali przez chwilę. Tata wrócił smutny.
- Kubuś. Twoje nogi są bardzo zmęczone i prawdopodobnie będą musiały od ciebie odejść - mówił - Lekarz zabierze Cię ze sobą.
To dziwne. Przecież wiem, że nogi nie mogą sobie po prostu odejść. Nie pozostało mi nic, jak się zgodzić. Po jakimś czasie znalazłem się w szpitalu. Co dziwne, cały czas słyszałem cicho w swojej głowie krótką rymowankę
"Kubusiu, Ania wróciła i bawić się z tobą chciała. Wkrótce dokończymy frajdę, bo trwa fajna zabawa."
Inni lekarze mówili coś o martwicy tkanki, nie wiem co to znaczy, nie znam się na takich sprawach, ale natychmiast zawieziono mnie na łózku do pewnego pokoju. Nad drzmiami był napis "Blok operacyjny". Tak, pamiętam wszystko bardzo dobrze. Kazano mi oddychać przez pewną maskę, aż w końcu zasnąłem.

Obudziłem się w tym samym miejscu. Wszędzie był pewien czerwony płyn i plamy, a na ścianie był nim wypisany napis "Panna śmierć wróciła, Bóg nas opuścił". W szkole uczono mnie, że Bóg jest z nami zawsze i wszędzie, dlatego nie rozumiem tego. I kim była panna śmierć? Nade mną mrugało delikatne światła. W końcu z lekkiego dymu wyłoniła się Ania. Bardzo nie chciałem jej widzić. Bałem się.
- Trzeba dokończyć co zaczęliśmy Kubusiu - mówiła. Ale ja nie chciałem już się w to bawić. Próbowałem uciekać, ale nie miałem już nóg. Zjawa znowu mnie złapa i rozpoczęła swoje pożeranie ale... Obudziłem się z powrotem już w łóżku szpitalnym.
- Tak, to na prawdę potworny przypadek. - słyszałem głosy
- Na szczęście leki uspakajające zadziałały.
- Czy ktoś do cholery wie, co mu może być - tym razem to był tata. Wiedziałem, ze słowo którego użył jest brzydkie.
- Twój syn jest jednym z przypadków cierpiących na niepełnosprawność intelektualną. My nic więcej nie zrobimy, nie wiemy skąd biorą się ataki, ponieważ epilepsji nie stwierdzono. Chłopiec zostanie przeniesiony do szpitala psychiatrycznego.
- Ale on nigdy nie był chory psychicznie. Był najlepszym uczniem w klasie, zawsze był wesoły. Nigdy nic go nie bolało.
- Przykro nam, decyzja została podjęta.
I wtedy lekarze zauważyli, że leżę przytomny i wszystko słyszę. Chociaż nic nie rozumiałem, wiedziałem, że jest ze mną coś złego. Co dziwne widziałem Anię tym razem wszędzie. Stała i uśmiechała się do mnie swoimi kłami. Nikt jej nie widział, tylko ja...

W końcu przewieziono mnie do innego szpitala, z którego właśnie do Ciebie pisze mamo. Dostałem dużo różnych tabletek. Wszyscy są dla mnie bardzo mili. Tylko cały czas widze przerażającą Anię. Jestem już bardzo zmęczony, ale boję się zasnąć. Widzę, że ona cały czas uśmiecha się coraz bardziej, a z ust zaczyna wypływać ten sam czerwony płyn co wcześniej. Rozpoczęła z powrotem rymowankę.
"Kubusiu, Ania wróciła i bawić się z tobą chciała. Wkrótce dokończymy frajdę, bo trwa fajna zabawa."
Słyszałem wokół również wcześniejsza słowa. Były wypowiadane chórem.
"Panna śmierć wróciła, Bóg nas opuścił"
Brzmiało to w mojej głowie cały czas.
- Kubusiu, pora spać. - powiedziała pani pielęgniarka. Chciałem zaprotestować, ale ona zgasiła światło i wyszła z prędkoscią swiatła.
- Tak Kubusiu, czas spać. - powiedziała Ania. Zaczęła śpiewać kołysankę. Ja nie chciałem spać, bałem się. A Ania śpiewała... A moje powieki opadały. Zasnąłem.
- Teraz trzeba dokończyć zabawę. - Otworzyłem oczy. Wokół znowy były czerwone plamy. Jej twarz momentalnie skoczyła do mnie i złapała mnie.
- Pora się przyznać. Nie jestem Anią Kubusiu. Jestem jej zwierzątkiem. Ania już mi się znudziła. Teraz ty staniesz się moją zabawką. - Ostatnie słowa słyszałem cały czas. Nie wierzyłem w to.
- Nie długo spotkasz się z mamą i Anią - mówił i rozpoczął wysysać ze mnie życie. Jeśli mówił prawdę niedługo Cię zobaczę. Czułem ogromny ból, aż w końcu ogarnął mnie spokój. Nie czułem już nic. W końcu wyleciałem ze swojego ciała. Widziałem siebie leżącego, całego bladego na łóżku. I właśnie w tym stanie do Ciebie piszę mamo. Niedługo się zobaczymy, obiecuję. Właśnie mnie gdzieś zabierają, tata jest smutny i płacze. Ale on też nas niedługo zobaczy prawda?
Teraz jestem zmęczony. Zmęczony wszystkim co się stało. Może po prostu znowu zasnę? Zwierzątko cały czas podróżuje i szuka nowych zabawek, uważaj mamo, dobranoc i do jutra...

Chłopiec został znaleziony martwy w łóżku, a obok niego leżała powyższa notatka/ Wokół było pełno krwi. Zanikły wszystkie narządy wewnętrzne. a z oczy zostały mu tylko białka. Nikt nie wie jak to się stało. Przez kilka lat były prowadzone różne badania. Niestety co roku jakieś dziecko umiera w ten sam sposób, dlatego jeżeli zostaną zauważone jakieś oznaki tej przerażajacej choroby jak:
- ataki w trakcie snu
- majaczenie o śmierci
- momentalna martwica tkanki
- kaszel krwią, krwawienie przez usta
Prosimy o jak NATYCHMIASTOWE zawiezienie dziecka do najbliższego szpitala

Użytkownik Deferdus edytował ten post 09.11.2013 - 21:02

  • 0

#1408

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Postanowiłam przetłumaczyć coś dłuższego
Źródło: http://www.reddit.co...ears_of_horror/
Autor: inaaace

Jestem dorosłym, logicznie myślącym człowiekiem, ale teraz płaczę ze strachu. Innymi słowy, historia kobiety z pomarańczą

Dobra, ludzie, zanim zacznę, muszę was ostrzec. Ta opowieść jest niestety absolutnie prawdziwa. A także, bardzo długa. Cofa się w czasie do mojego dzieciństwa, ale do niedawna nie była tak przerażająca. Teraz jestem kompletnie przestraszony. Jestem dorosłym, logicznie myślącym i inteligentnym (a przynajmniej chciałbym w to wierzyć) człowiekiem, który siedzi właśnie na łóżku, śmiertelnie przerażony, z gęsią skórką na całym ciele i łzami strachu ściekającymi mi po twarzy. Proszę was o pomoc w wyjaśnieniu tego horroru.

Chcę, żebyście wiedzieli, że to co przeczytacie, jest sytuacją przetworzoną przez mój umysł. Lubię myśleć, że jestem racjonalistą, ale nie byłem w stanie wyjaśnić tych wydarzeń w żaden logiczny sposób.

Od kiedy moja mama zmieniła pracę, zaczęła zawierać nowe znajomości. W naszym kraju na porządku dziennym jest odwiedzanie przyjaciół, wpadanie na kubek kawy, ciasto, ploteczki i co tam jeszcze. Po kilku tygodniach w nowej pracy, mama zaprzyjaźniła się z tą kobietą, Rose. Przychodziła może dwa razy w tygodniu i razem z moją mamą siedziały przy stoliku do kawy na balkonie i po prostu rozmawiały. Pewnego dnia, miałem wtedy siedemnaście lat, byłem z nimi na balkonie. Nie jestem pewien, czemu tam byłem, ale znając mnie, pewnie skończył się limit internetu (mieliśmy w tamtym czasie łącze z dostępem czasowym) i nudziło mi się okropnie. No więc siedzieliśmy tam, one plotkowały, co kto ostatnio usłyszał. W pewnym momencie mama poszła do kuchni po ciasto, które upiekła. Ja zostałem przy stoliku z Rose i przez to moje życie zmieniło się na zawsze. Rose była piękną kobietą. Miała 170 cm wzrostu, długie czarne włosy i perłowobiałe zęby. Po prostu atrakcyjna. W każdym razie, siedziałem tam z nią, a ona zwróciła się w moją stronę. Miała upiorny uśmiech na twarzy, jasnoczerwona szminka na ustach i odsłonięte białe zęby tylko czyniły go straszniejszym. Jej głowa poruszała się powoli, zupełnie jakby stała się lalką. Odezwała się do mnie niskim głosem, zbyt cicho, żebym mógł ją zrozumieć.
- Słucham? - powiedziałem. Nie byłem jeszcze wystraszony, tylko trochę zdziwiony.
- Jesteś gotowy do drogi? - zapytała mnie głosem małego dziecka, nie żartuję. Brzmiała jak ośmiolatka.
Cały czas miała uśmiech na twarzy. Pytanie wypowiedziała przez zęby, nie poruszając szczęką.
- Co? - spytałem, zaczynałem się bać.
- Jesteś gotowy? - Te same słowa. Tym razem wyjęła pomarańczę z torebki Po prostu ją wyciągnęła i tak trzymała. Nie zaproponowała mi jej, nie zjadła sama, po prostu trzymała.

W tym momencie byłem już przestraszony na serio. Na szczęście moja mama przyszła w końcu z ciastem. Rose, zupełnie, jakby ktoś wcisnął guzik na pilocie, powróciła do normalnego stanu. Schowała pomarańczę do torebki, mama nawet tego nie zauważyła. Wyszedłem stamtąd z dziwnym uczuciem, ale szybko minęło.
Tamtej nocy miałem problem z zaśnięciem. Mój pokój jest na parterze, więc okno znajduje się jakieś półtora metra nad ziemią. Patrzyłem na zewnątrz, modląc się, żeby nie zobaczyć żadnego monstrum. Przewracałem się z boku na bok i może co pięć minut spoglądałem przez okno. Robiło się późno i zaczynałem odpływać, ale musiałem zerknąć ostatni raz. I ona tam była. Stała za oknem. Rose. Po prostu stała, patrząc wprost na mnie (mogłem ją zobaczyć w świetle księżyca) z tym samym uśmiechem na twarzy. Czerwona jak zwykle szminka, zęby niezwykle białe. Sparaliżował mnie strach. Często wyobrażałem sobie, co zrobiłbym w podobnej sytuacji i zawsze miałem plan ucieczki w swoim hipotetycznym scenariuszu. Ale kiedy przyjaciółka mojej matki wgapiała się we mnie o czwartej nad ranem, po prostu uśmiechając się, nie mogłem się poruszyć. Zaschło mi w ustach, dostałem gęsiej skórki (mam ją też teraz, gdy piszę te słowa) i przysięgam, że czułem chłód w pokoju, choć pewnie była to tylko reakcja organizmu na szok. W końcu odważyłem się wstać. Zacząłem iść w kierunku drzwi. Jej głowa obracała się za mną. Powoli. Z uśmiechem. Znowu wyglądała jak lalka bez życia. Chciałem zawołać rodziców, ale znając ich, postanowiłem jeszcze nie panikować. Musiało być jakieś racjonalne wyjaśnienie, prawda? Z nieznanego mi powodu, zdecydowałem się podejść do okna i zapytać, o co jej chodzi. Zrobiłem dwa kroki w jej kierunku i zamarłem. Zamarłem, ponieważ się poruszyła. Wiecie, co zrobiła? Wyjęła pomarańczę z torebki. Może ktoś wie, jaki jest rekord posiadania gęsiej skórki? Bo to draństwo nie zamierza zniknąć. W każdym razie, po minucie postanowiłem iść dalej. Jestem silnym facetem, pomyślałem, dam radę z nią wygrać, jak przyjdzie co do czego. Żeby otworzyć okna w moim domu, trzeba je podnieść. Podszedłem i podciągnąłem je z 30 centymetrów. Ona się nie poruszyła, tylko trzymała pomarańczę i patrzyła na mnie z najstraszniejszym uśmiechem, jaki można sobie wyobrazić. Stałem tam. Ona stała na zewnątrz. Zaczęła się schylać. Każdy jej ruch był tak powolny, tak mechaniczny. Schylała się, żeby dosięgnąć otwartej części okna. Byłem przerażony. Ona przełożyła głowę przez otwór (ledwo starczyło miejsca).
- Pójdziesz teraz ze mną? - zapytała głosem ośmiolatki, ręka z pomarańczą przecisnęła przez szparę.
Co miałem zrobić? Co ty byś zrobił? Biegł jak opętany. Wypadłem z pokoju, zawołąłem rodziców. Tata śpi niezbyt mocno, więc pierwszy wyskoczył z łóżka i odkrzyknął do mnie, pyta, co się dzieje. Mogłem jedynie wybełkotać „Rose... okno”. Kiedy tata nakładał spodnie, pobiegłem z powrotem do pokoju, chciałem, żeby Rose tam była, żeby nie pomyśleli, że zwariowałem. Znacie to z horrorów, że ktoś znika zanim wróci świadek. Stało się podobnie, z tą różnicą, że zdołałem jeszcze ją dostrzec. Koło domu stojącego jakieś sto metrów od mojego, mają tam światła reagujące na ruch. Zobaczyłem zapalającą się lampę i Rose znikającą za tamtym domem. Zanim tata wpadł do mojego pokoju, jej już nie było. Po długiej rozmowie, uznał, że miałem koszmarny sen i poradził, żebym wołał go tylko wtedy, gdy ktoś naprawdę wejdzie do mojego pokoju.
- Ty i twoja wyobraźnia – powiedział, wychodząc.
Nie ma potrzeby wyjaśniać, że tamtej nocy wcale nie spałem.

W kolejnych miesiącach nic się nie wydarzyło. Rose nadal odwiedzała moją mamę, ale ja zawsze starałem się na nią nie wpaść. Jak w życiu każdego nastolatka, wiele się u mnie działo, więc zapomniałem o incydencie z Rose. Pewnego dnia spędzałem popołudnie, przeglądając Internet. Zgłodniałem, więc jak każde zepsute dziecko, zawołałem mamę, żeby przyszła. Nie przyszła. No nic, taki los, musiałem pójść do kuchni i sam zrobić sobie kanapkę. Kuchnia w naszym domu jest połączona z salonem, ale nie zobaczy się go, dopóki nie zrobi się paru kroków w głąb kuchni. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zmroziło mnie. Tam, dokładnie tam, na kuchennym stole. Pomarańcza. Przez głowę przeleciała mi myśl o tamtej strasznej nocy. Rose tu jest. Stałem bez ruchu w miejscu. Po kilku sekundach zrozumiałem, jak głupi jestem, łącząc zwyczajny owoc ze zwariowaną podglądaczką. Więc podszedłem do blatu, aby odłożyć pomarańczę do miski. Wziąłem ją w dłoń i usłyszałem:
- Wkrótce będziesz musiał pójść ze mną, wiesz? - Dziecięcy głos. To Rose.
Wydałem z siebie odgłos przypominający kwik świni w rzeźni. Obróciłem się błyskawicznie i zobaczyłem ją pośrodku salonu. Stała tam ze zwyczajowym uśmiechem, taką samą czerwoną szminką i białymi zębami. W zwolnionym tempie przychyliła głowę odrobinę w lewo. Pamiętam, jakby to było wczoraj: długie, czarne włosy spływające po ramionach, biała, letnia sukienka, czerwone buty pasujące do koloru szminki. Zapomniałem wspomnieć, że była bardzo blada. Nawet latem wydawała się stronić od słońca. To tylko potęgowało wrażenie. Ta kobieta, która już raz wystraszyła mnie śmiertelnie, stała w moim salonie, blada jak duch, z czerwoną szminką na ustach i czerwonymi butami na stopach, z głową przechyloną na bok, przemawiającą głosem dziecka. A potem, potem wyjęła z torebki pomarańczę. Powoli, patrząc na mnie, jakby chciała, żebym wziął ją od niej. Mój instynkt obronny miał właśnie przejąć kontrolę i kazać mi uciekać albo rzucić się na tę wariatkę, kiedy moja mama weszła do pokoju. Wiem, że to złudzenie, ale wydawało mi się, jakby mama wniosła ze sobą światło. Odetchnąłem z ulgą. Rose oczywiście wróciła do „normalnego” stanu. Miały zamiar wyjść razem na spacer, moja mama poszła się przygotować, a ona w tym czasie dręczyła mnie swoim szaleństwem.

Moi rodzice nigdy by mi nie uwierzyli, nie byłem pewien, co mam zrobić. W moim wieku nie mogłem nic zrobić, tak myślę. Ale przyrzekam, walnąłbym ją, gdyby się do mnie jeszcze raz zbliżyła.

Minął rok albo więcej bez żadnych wypadków. Przygotowywałem się do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych na studia. Miałem tam grać w koszykówkę, więc musiałem być w formie. Spędziłem lato poza domem, na obozie treningowym w mieście oddalonym o 60 kilometrów od mojego rodzinnego miasta. Ostatniej nocy na obozie wydarzył się ostatni incydent. Mój współlokator wyjechał dzień wcześniej, więc miałem pokój tylko dla siebie. Byłem podekscytowany zbliżającym się wyjazdem do Ameryki i nie mogłem zasnąć. Pokój mieścił się na trzecim piętrze, miał piękny balkon. Na zewnątrz było ciepło, więc wystawiłem krzesło, żeby tam sobie posiedzieć. Zaraz tego pożałowałem.
- Najwyższy czas, żebyś ze mną poszedł.
Myślałem, że narobię w spodnie. Minęło sporo czasu od ostatniego spotkania, ale takie coś zostaje z tobą na zawsze. Obróciłem głowę w prawo. Rose stała na barierce sąsiedniego balkonu. Nie na balkonie czy krześle, ale ma barierce. Nie wiem, jak utrzymywała równowagę. Balkon był co najmniej 15 metrów nad ziemią. A ona stała i trzymała w ręku pomarańczę. Ale tym razem owoc wydawał się zgniły, nie tak świeży jak poprzednim razem. Bałem się, że przeskoczy na mój balkon, dzielił ją około metr. Bałem się też, że zabije się przy tym, a ja będę winny. Nie miałem pojęcia, co się działo.
- Najwyższy czas, wiesz? - powiedziała dziecięcym głosem, z zamkniętą szczęką, ściśniętymi zębami wyłaniającymi się zza ust w kolorze świeżej krwi. Wyglądała na bledszą, głowę przechyliła jeszcze bardziej w lewo. Na nogach miała czerwone buty.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknąłem z desperacją i gniewem na kobietę, która była powodem mojej udręki. Miałem nadzieję, że ktoś mnie usłyszy i będzie świadkiem niepokojenia mnie przez tę wariatkę.
- Chcę tylko, żebyś znalazł się tam, gdzie należysz – odezwała się, nie rozwierając szczęki. Podniosła rękę w moją stronę, jakby chciała ofiarować mi na wpół zgniłą pomarańczę.
- Odwal się, wariatko. - Otworzyłem drzwi pokoju i wszedłem do środka. Usłyszałem:
- Przyjdziesz.
Trzasnąłem drzwiami. Doszedłem do wniosku, że Rose jest schizofreniczką. Może przejąłbym się bardziej, ale opuszczałem kontynent za kilka dni, sądziłem, że tam będę bezpieczny. Byłem w błędzie.

Wiem, że mam już ścianę tekstu, ale opiszę jeszcze skróconą wersję kolejnych wydarzeń. Przybyłem do USA, mieszkam tu od siedmiu lat. Zapomniałem o incydentach z Rose i poszedłem naprzód. Jedyny raz, kiedy pomyślałem o tej kobiecie, był podczas rozmowy z moją mamą. Powiedziała, że od kiedy wyjechałem, przestała się z nią przyjaźnić. Byłem zadowolony. Ostatnie siedem lat to najlepsze lata mojego życia. Ukończyłem studia z tytułem magistra, poznałem wspaniałą dziewczynę, no wiecie, było dobrze. Ale musiało się coś wydarzyć.

Jestem fanem nowych technologii, uwielbiam Apple'a (nie zastrzelcie mnie za to). No więc, to był ostatni piątek sierpnia, dwudziesty pierwszy, dzień wypuszczenia na rynek nowego iPhone'a 5. Czekałem przed sklepem, tak jak pięćdziesięciu innych ludzi. Byłem chyba piętnasty w kolejce. Pada deszcz, jest zimno. Stoję tam od czterech godzin. Drzwi w końcu się otwierają. Powoli się przesuwamy. Spoglądam na drugą stronę ulicy i momentalnie się zatrzymuję. Ludzie wpadają na mnie, słyszę narzekanie. Ale spływa to po mnie. Po drugiej stronie widzę kobietę w białej sukience z przekrzywioną głową i czymś pomarańczowym w ręce. Uśmiech na twarzy. Szminka tak czerwona, że widzę ją wyraźnie z dużej odległości. Nie mogę się poruszyć. Ktoś z tyłu popycha mnie i upadam. Kiedy zbieram się w sobie, dostrzegam, że kobieta znika za rogiem. Nie wstaję z ziemi. To była Rose. To była ona, przysięgam. Siedzę tam jeszcze przez kilka minut, podnoszę się i wchodzę do sklepu. Nic nie zostało. Przechodzę na drugą stronę ulicy. W miejscu, w którym ją zobaczyłem, leży zgniła pomarańcza. Tylko tyle. Po prostu zgniła pomarańcza. Zaczynam płakać, gdy wspomnienia wracają. Rozmyślam, czy moje życie będzie już zawsze śledzone przez jakąś maniaczkę. Jak ona w ogóle mnie znalazła?

Spędziłem kilka następnych godzin w pobliskiej kawiarni, popijając herbatę i zastanawiając się, czy jest jakieś logiczne wyjaśnienie. Rodzina i przyjaciele wiedzą, gdzie jestem, nie trzymam swojego miejsca pobytu w sekrecie. Śledziła mojego Facebooka? Moich przyjaciół? Czy przyjechała za mną, żeby mnie skrzywdzić? O co do diabła jej chodzi? Nie odpowiedziawszy sobie na te pytania, poszedłem do domu. Postanowiłem zatrzymać to dla siebie. Moja dziewczyna zauważyła, że coś jest ze mną nie tak, ale nie naciskała. Doszedłem do wniosku, że to było złudzenie, mój umysł się zgrywał, bo całą noc nie spałem, czekając w kolejce. Ponadto wtedy padało. Jak mogłem widzieć ją tak dobrze? A ta pomarańcza, to był po prostu zbieg okoliczności. Przekonałem samego siebie, że to wszystko było tylko moim wymysłem.

Ale dzisiaj przyszedł list. Dostaję dużo poczty, więc nie to jest niecodzienne. Jednak ta koperta nie miała adresu zwrotnego. Otworzyłem ją i doznałem szoku. Trzymałem zdjęcie z Polaroidu. Widniałem na nim ja, w kolejce przed sklepem. Tylko że było to zdjęcie zrobione przez osobę stojącą za mną. Dokładnie w momencie, w którym spoglądam przez ulicę. Wiem o tym, bo moja twarz na zdjęciu wyraża strach. Na odwrocie, czarnym długopisem napisano kilka słów: „TERAZ ze mną pójdziesz”.
Upuściłem zdjęcie i zapłakałem jak małe dziecko. Płakałem godzinami. Moja dziewczyna znalazła mnie w naszym pokoju, zwiniętego na łóżku, ze łzami cieknącymi po twarzy. Była przerażona, myślała, że umarł ktoś bliski, bo nigdy wcześniej nie widziała mnie płaczącego. Musiałem jej powiedzieć. Zacząłem opowiadać, opuszczając większość szczegółów, żebym mógł szybciej przejść do rzeczy. Kiedy mówiłem, ona robiła się coraz bledsza. Nie przerwała mi ani słowem. Gdy skończyłem, była biała jak duch. Potem zadała pytanie. Pytanie, które prawie sprawiło, że zemdlałem.
- Czy ta kobieta, trzymała w ręce... pomarańczę? - Zamarłem, ona zaczęła płakać jak nigdy wcześniej.
Długo rozmawialiśmy tej nocy. Jej opowieść wymagałaby tyle samo miejsca, a ja, szczerze mówiąc, jestem już zmęczony i prawie pewny, że nikt tego dokładnie nie przeczyta. Jestem także zagubiony. Zmieszany. Przerażony. Ale jeśli ktoś chce się dowiedzieć, dopiszę resztę. Napiszę w nadziei, że ktoś znajdzie rozwiązanie, odpowiedź. W tym momencie oboje się boimy, nie wiemy, co zrobić dalej. Policja to jakieś wyjście, ale co im powiemy? Nie wiem, boję się o siebie i o moją dziewczynę. Pomóżcie.

Dopisek: No dobra, nie wiem, jak to opisać. To się stało znowu. Z tym wyjątkiem, że jej nie widziałem. Pozwólcie, że streszczę wydarzenia:
9.00 – Poszliśmy na komisariat. Powiedzieliśmy im wszystko, co wiemy, pokazaliśmy im zdjęcie. Chociaż zachowywali się przyjaźnie, wyjaśnili, że nie mogą dużo zrobić, co najwyżej opisać w aktach zgłoszenie o osobie, która (ich zdaniem) nie jest nawet w kraju. Oni sądzą, że pomyliłem ją z kimś innym, a zdjęcie to najpewniej jakiś żart. Zabrali fotografię i odnotowali zgłoszenie, na wypadek, że dojdzie do czegoś jeszcze. Doszło.
13.00 – Pojechaliśmy do miasta, gdzie ją zobaczyłem. Dotarliśmy na miejsce, ale nic nie znaleźliśmy. Nie wiem, czego się spodziewałem. Zostaliśmy tam chwilę.
18.30 – Jazda do domu. Frontowe drzwi były otwarte, ale to nic nadzwyczajnego, mieszkamy ze współlokatorami. Poszliśmy na górę do naszego pokoju. Był otwarty. Zawsze upewniamy się, żeby go zamknąć. A poza nami tylko właściciel domu ma klucz. Zawołałem, żeby upewnić się, czy nikogo tam nie ma. Bez odpowiedzi. Wygląda na to, że nasi współlokatorzy gdzieś wyszli. Weszliśmy do środka i zamarliśmy. Nasz pokój jest raczej mały, mieści się w nim podwójne łóżko i szafa. Więc co zobaczyliśmy? Poduszki na szafce, ręczniki na łóżku, prześcieradło na podłodze. Jest rozłożone. W centrum leżą dwie połówki pomarańczy i kawałek skórki. Mój laptop zwrócony jest w stronę drzwi, gra w kółko jedną piosenkę. Kiedy wychodziłem, był wyłączony i zabezpieczony hasłem. Piosenka to ulubiony kawałek z dzieciństwa, „Africa” Toto. Tapeta została zmieniona na zdjęcie z czasów, gdy byłem dzieckiem, a nie miałem go nawet na komputerze.
19.00 – Wezwaliśmy policję, przyjechali po piętnastu minutach. Zrobiłem kilka fotografii tego bałaganu, zanim przybyli. Twierdzą, że rozpoczną dochodzenie, ale sprawa nadal nie jest na tyle poważna, żeby zbierać odciski palców i inne dowody.
20.30 – Zanim odjechali, poinstruowali nas, żeby dzwonić, gdyby coś się wydarzyło, poradzili nam też zatrzymanie się na jakiś czas u przyjaciół, jeśli to możliwe.

Kilka kolejnych godzin przegadaliśmy, próbując rozwiązać tę zagadkę. Byliśmy wyczerpani fizycznie i psychicznie. Jutro porozmawiam z mamą na Skype i zobaczę, czy ona coś wie. W nocy spiszę opowieść mojej dziewczyny, ale wyślę ją jutro rano, jeśli nie zdążę skończyć na czas. Załączę zdjęcia, które zrobiłem, tyle mogę wam obiecać.
  • 11

#1409

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Ponownie zagadki
Czy możecie dostrzec przerażający element w tych historiach?
http://www.scaryfork...host-sightings/

1. Lubię przeglądać zdjęcia duchów z moimi przyjaciółmi. Pewnego wieczoru postanowiliśmy sami przejść się do nawiedzonego miejsca i porobić trochę zdjęć.
Było nas czworo. Zapadał zmierzch, kiedy dotarliśmy do starego domu. Każdy z nas miał aparat cyfrowy, sfotografowaliśmy chyba wszystkie możliwe zakamarki.
Zebrałem wszystkie aparaty i zająłem się zgraniem zdjęć na laptopa zaraz po powrocie do domu. Po kolei przejrzałem każde z nich. Wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, gdy nie znalazłem tam nic niezwykłego. Czterysta zdjęć i ani jednego ducha.
Wymyśliłem, że zrobię dowcip kolegom. Znalazłem zdjęcie, na którym jesteśmy wszyscy razem i z pomocą Photoshopa wstawiłem w tle straszną twarz. Byłem z tym ostrożny, trzeba się mocno przyjrzeć, żeby ją zauważyć.
Następnego dnia wydrukowałem zdjęcie i pokazałem jednemu z kolegów. Spojrzał na nie i bardzo zbladł.
- T-t-to jest na serio? - wydukał. Ręce mu się trzęsły.
- Jasne! - odpowiedziałem. - Całkiem serio.
Heh, co za tępak.

2. Gadałem z przyjacielem, zastanawialiśmy się, co by zrobić, byliśmy dość znudzeni. Zasugerował fotografowanie duchów. Brzmiało obiecująco, więc wybraliśmy się w miejsce, które mogło być nawiedzone. Był to dom w okolicy, w którym doszło do masowego morderstwa. Stoi na końcu górskiej drogi i wciąż nie został zburzony.
Poszliśmy tam późno w nocy, biorąc ze sobą aparaty. Weszliśmy frontowymi drzwiami i skierowaliśmy się w głąb korytarza, robiąc zdjęcia salonu, łazienki i kuchni. Potem znaleźliśmy się na piętrze i cyknęliśmy kilka fotek w sypialniach dzieci i dorosłych. Następnie zeszliśmy z powrotem schodami, dalej na zewnątrz. Zrobiliśmy sobie jeszcze nawzajem zdjęcie z domem w tle.
Następnego dnia kiedy oglądaliśmy zdjęcia, byliśmy zaskoczeni. Nic tam nie było. Poza nami oczywiście. Chodzi mi o to, że nie było tam żadnych duchów.
- Nie wydaję ci się to dziwne? - zapytałem.
- Może poszli w końcu do nieba albo coś w tym stylu - odpowiedział mój kolega.
- Ta, może - westchnąłem. - To znaczy, że nie zrobimy zdjęć żadnym duchom. Co za strata czasu.
- Nie do końca - zaprzeczył. - Widziałem taki dom na odludziu. Może pójść tam następnym razem.
- Serio? Jest opuszczony?
- Nie, jasne, że nie. Mieszkają tam jacyś ludzie. Pójdziemy dziś w nocy.
- Dobra, przygotuję się.
Czekam z niecierpliwością, nie robiliśmy nic ekscytującego od dłuższego czasu.

3. Którejś nocy dwóch moich przyjaciół i ja postanowiliśmy zapolować na duchy w starym domu, w którym kiedyś popełniono morderstwo.
- Słyszałem, że morderca dosłownie zarżnął tych ludzi - powiedział mój kolega. - Pewnie ich duchy są nadal wściekłe.
- Tak, podobno urządził tu kompletną masakrę - dodał drugi. - Mówią, że zabójca wydłubał oczy męża, a żonę zadźgał na śmierć wielkim nożem. A potem udusił dwoje dzieci.
- Wy tak na serio? - zapytałem. - Czy próbujecie mnie tylko przestraszyć? Wiecie, że boję się duchów!
Trzęsłem się jak osika, kiedy wędrowaliśmy po domu. Przemierzyliśmy salon i kuchnię, potem zeszliśmy do piwnicy, gdzie popełniono morderstwa. Mogłem przysiąc, że wciąż widać było plamy krwi na ścianach.
- Hej, nie widzę nic strasznego, a wy?
- Ja nie.
- Ja też nie.
- Nic a nic.
Więc nie ma tam żadnych duchów. Trochę to rozczarowujące, ale część mnie czuje ulgę.

4. Myślałem, że ciekawie będzie zrobić zdjęcia duchów w opuszczonym budynku niedaleko. Jest tam pokój na ostatnim piętrze, o którym mówi się, że jest nawiedzony. Spędziłem trochę czasu na ustawianiu statywu i kamery w taki sposób, żeby cały budynek zmieścił się w kadrze. Żadnych duchów wtedy nie zauważyłem. Potem opuściłem to miejsce i poszedłem do domu.
Kiedy tej nocy przeglądałem zdjęcia, dreszcz przebiegł mi po plecach. Dwie pierwsze fotografie nie miały w sobie nic niezwykłego, ale trzecia, w oknie po lewej, na ostanim piętrze, widniała straszna twarz. Byłem pewien, że nic takiego nie zobaczyłem tam, kiedy robiłem zdjęcie.
Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo się przeraziłem. Następnego dnia, gdy było już jasno, zadzwoniłem do przyjaciół i zapytałem, czy pójdą ze mną do tego opuszczonego budynku. Zgodzili się. Przybyliśmy do tamtego domu i powoli weszliśmy schodami na ostatnie piętro. Byłem gotów uciekać, gdybym tylko coś zobaczył. Po tym, jak jeden z moich przyjaciół otworzył drzwi do pokoju, pozostali wybuchnęli śmiechem. Okazało się, że żadnego ducha nie było. Tylko lalka, którą ktoś posadził na parapecie.
Odetchnąłem z ulgą. Jak mogłem pomyśleć, że zrobiłem prawdziwe zdjęcie ducha.

Spoiler

  • 22

#1410

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

4:03

Była 4:03 nad ranem, obudziłem się z krzykiem. To był sen. Śniło mi się, że patrzyłem, jak wszyscy, których znam i kocham zostali zabici przez to stworzenie. Miało niskie, grube ciało i długie, chude ręce, zakończone pazurami, które wyglądały bardziej jak miecze, niż pazury. W miejscu oczu były dziury, świecące w ciemności na czerwono, zęby były długie jak rogi i ostre jak noże. Popatrzyło na mnie, zanim ich zabiło i śmiało się za każdym razem, gdy rozszarpywało moich bliskich pazurami. Jak nas znalazło? Do domu weszło podstępem, udając głos mojego ojca; nie mogło wejść bez pozwolenia – powiedziało mi, wyrywając serce mojej matki. Sen skończył się, gdy to coś zaczęło się złowrogo śmiać i powoli iść w moją stronę, przeciągając swoimi pazurami po podłodze. Krzyknąłem i podniosłem się. Byłem w swoim pokoju, w łóżku, znów bezpieczny. Była 4:03, usłyszałem pukanie do drzwi, sparaliżowało mnie natychmiast.

„Tommy, słyszałam krzyk, wszystko w porządku?” – usłyszałem głos mojej mamy. Co za ulga, mama tutaj jest.
„Tak mamo, to tylko zły sen” – odpowiedziałem, już całkowicie spokojny.
„Dobrze kochanie, przyniosłam ci szklankę wody, chcesz?” – powiedziała.
„Jasne, wejdź” – gdy wypowiedziałem te słowa, uświadomiłem sobie, że jest wrzesień, a ja przeprowadziłem się do akademika 3 tygodnie temu.

Źródło: http://www.creepypasta.com/403/

Użytkownik Snorlax edytował ten post 10.11.2013 - 23:47

  • 2




 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych