Napisano 01.01.2014 - 20:24
Napisano 03.01.2014 - 00:46
Popularny
Napisano 04.01.2014 - 21:56
Popularny
Napisano 04.01.2014 - 23:22
Popularny
Użytkownik Drops edytował ten post 04.01.2014 - 23:32
Napisano 07.01.2014 - 21:24
Napisano 12.01.2014 - 15:02
Napisano 12.01.2014 - 20:49
Napisano 13.01.2014 - 00:14
Popularny
Użytkownik pol44 edytował ten post 13.01.2014 - 00:15
Napisano 26.01.2014 - 18:01
Popularny
Napisano 02.02.2014 - 20:20
Popularny
Post pierwotnie opublikowany na /x/
Witajcie.
Chyba muszę na początku wyjaśnić, że jestem tu nowy, więc miejcie cierpliwość dla mojej nieznajomości tutejszych zasad. Mój znajomy podesłał mi ten link po tym, jak pokazałem mu materiały, którymi chcę się teraz podzielić z wami. Powiedział, że niektórzy z was je docenią, ale, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że ta strona jest raczej siedliskiem idiotów niż poważnym paranormalnym imageboardem. No nic. Zdecydowałem się podzielić z wami tymi rzeczami i muszę zrobić to anonimowo, zaraz zrozumiecie przyczynę. Praktycznie złamię prawo, ale z tego, co wiem, wątek powinien zniknąć w ciągu kilku dni
Sytuacja wygląda tak: jestem edytorem w małym, niezależnym wydawnictwie w USA. Nie powiem wam, w którym, nie pytajcie, nie chcę stracić pracy. Pensja nie jest duża, ale to łatwa robota i lubię ludzi, z którymi pracuję. Publikujemy głównie albumy. Niektórzy ludzie przeglądają je raz czy dwa, zmuszeni przez nudę, ale prawie nikt nie czyta ich od deski do deski. Nijakie historie pewnych miast okraszone zdjęciami dobrze sprzedają się w sklepach z pamiątkami. Okazyjnie przygotowujemy biografie i zbiory map. Kilka muzeów zleca nam katalogi. Takimi rzeczami się zajmujemy. Nic ciekawego, ale jest stabilnie. Mamy wystarczająco dużo zamówień, żeby utrzymać się na rynku, czego nie może powiedzieć wiele małych wydawnictw.
Ponieważ nasze wydawnictwo istnieje już od jakiegoś czasu, jesteśmy znani w kręgach fascynatów historii, którzy myślą, że są ekspertami od „takiego to a takiego” miasta gdzieś w Nigdzie w stanie Idaho i pasjonują się jakimś tematem, który nikogo nie obchodzi. Dostajemy dużo rękopisów od ludzi, którzy nie powinni pisać książek, i dużo płyt CD pełnych zdjęć od ludzi, którzy nie powinni robić zdjęć. Ponieważ nie mamy wiele personelu, ani nawet osobnej posady dla edytora, który weryfikowałby zgłoszenia, przejrzeniem tego stosu śmieci zajmują się wszyscy po trochu.
Niezwykle rzadko ktoś znajdzie coś wartego zrealizowania, ale to główny redaktor/wydawca mają ostatnie słowo.
Przez dziewięć miesięcy pracowałem nieprzerwanie nad książką, która wzbudziła zainteresowanie wszystkich w biurze. Nasz adiustator znalazł ją podczas swojej zmiany przy „stosie”. Starszy mężczyzna, którego imienia nie podam, skontaktował się z nami ni stąd ni zowąd i zaoferował możliwość opublikowania jego kolekcji archiwalnych zdjęć, jeżeli podejdziemy do sprawy z szacunkiem i powagą, na jaką zasługuje.
Jak to określił, zdjęcia były „anomaliami”. Tak też miał nazywać się album. Fotografie przedstawiały coś niezwykłego, niewytłumaczalnego, coś, co wiązało się z równie zastanawiającą historią. Większość z nich pochodziła z pierwszej połowy XX wieku.
Jak powiedziałem, to nie jest to, co zazwyczaj wydajemy, lecz fragmenty, które ten człowiek przesłał w liście były całkiem obiecujące. Kiedy zobaczyliśmy resztę, usłyszeliśmy kilka opowieści
i przekonaliśmy się, że żadne z tych zdjęć nie jest powszechnie znane, wiedzieliśmy, że mamy coś, co zyska uwagę. Forma miała być prosta i klasyczna, z dużą ilością bieli i wolnego miejsca. Każde zdjęcie, wydrukowane w wysokiej jakości, znalazłoby się na prawej stronie, lewa byłaby pusta, a na kolejnej stronie pojawiłby się krótki opis.
Praca z tym facetem od samego początku była koszmarem i ciągnęła się miesiącami, ponieważ nie zgodził się przesyłać więcej niż jedno zdjęcie. Wysyłał list polecony, ja skanowałem zawartość, odsyłałem z powrotem i dopiero po tym on wysyłał następny. Chyba uważał swoją kolekcję za niesłychanie cenną i miał paranoję na punkcie stracenia jej, więc ryzykował tylko jeden przedmiot naraz. W końcu wydaliśmy tyle na przesyłki, że byłoby taniej polecieć do niego ze skanerem i laptopem.
Byliśmy może w jednej trzeciej przygotowań, kiedy ten przeklęty facet wykiwał nas. Ktoś zaoferował mu więcej pieniędzy za zdjęcia, o wiele więcej, niż my oferowaliśmy za prawa do książki, pod warunkiem, że książka nie zostanie wydana, a fotografie nie ujrzą światła dziennego. Domagaliśmy się, żeby spotkał się z nami twarzą w twarz, chcieliśmy przekonać go do zmiany zdania, próbowaliśmy ugłaskać jego dumę i potrzebę uznania. Przez parę dni wydawało się, że to działa, ale kiedy wrócił do domu, znowu zmienił zdanie, przeklinał mnie i głównego redaktora, żądając, żebyśmy zakończyli prace nad książką.
Zatrudnił prawnika, który znalazł jakiś kruczek pozwalający zerwać kontrakt, a potem zagroził nam pozwem, który zrujnowałby nas, jeśli kontynuowalibyśmy projekt. Nie tylko naraził wydawnictwo, ale jeszcze nas obraził, wysyłając wkurzającego typka od komputerów, który miał się upewnić, że wszystkie materiały zostaną usunięte z dysków. Większość z nich była zapisana na moim komputerze, spędziłem nad nimi dosłownie miesiące mojego życia. Czułem się pokrzywdzony przez tę sytuację.
Ktoś powinien skorzystać z całej tej pracy. Dlatego jestem tutaj. Niestety, nie mam już skanów w wysokiej rozdzielczości, ale udało mi się zatrzymać szkice oryginalnych opisów i czternaście średniej rozdzielczości zdjęć, które Quark utworzył podczas składania pierwotnej wersji książki. Nie pytajcie, czemu wciąż używamy Quarka. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego programu. Nie powinienem tego robić, ale od czasu do czasu zabieram do domu wersję roboczą, żeby popracować na własnym komputerze. Zazwyczaj eksperymentuję z czcionką i układem strony.
Tak czy owak, kiedy zamieszanie się skończyło, odkryłem, że na domowym komputerze mam wersję roboczą tego, co zdążyliśmy zrobić. Skopiowałem tekst i zdjęcia. Dzięki temu możecie je zobaczyć. Żeby było jasne, nie mam stuprocentowej pewności co do ich pochodzenia i wiarygodności. Nie jestem tu po to, żeby przekonać was o ich prawdziwości. Wrzucam je tutaj tylko dlatego, że według mnie zasługują na pokazanie, nie powinny gnić w prywatnej kolekcji jakiegoś bogatego zgreda.
Zdjęcie 1/14
Pożar w Collinwood
Oto ostatnie zdjęcie zrobione wewnątrz Lake View School w Collinwood w stanie Ohio przed pożarem z 4 marca 1908 roku, który zabił 172 uczniów, 2 nauczycieli i jednego ratownika. Najpierw zapalił się drewniany legar, który zajął się od przegrzanej rury. Płomienie odcięły drogę ucieczki, co wywołało panikę. Wielu uczniów pobiegło na klatkę schodową, gdzie spalili się żywcem. Niektórzy zginęli, próbując wyskoczyć z trzeciego lub drugiego piętra.
Wszyscy widoczni na tym zdjęciu ponieśli śmierć, z wyjątkiem pana Olsona, siedzącego w najdalszym rzędzie po prawej. Nie wyjaśniono, skąd wziął się wyraźnie dostrzegalny powidok.
Zdjęcie 2/14
Ostatni wywiad Charliego Noonana
Charlie Noonan był folklorystą-amatorem, który na początku dwudziestego wieku przemierzał południową i południowo-zachodnią część Stanów Zjednoczonych, zbierając opowieści o nadnaturalnych wydarzeniach. Według jego żony, Ellie, pewnego dnia jakiś farmer z Oklahomy opowiedział Charliemu o dziwnej kobiecie, która mieszkała na odludziu. Farmer twierdził, że ta kobieta nie była naprawdę kobietą, lecz czymś zupełnie innym, czymś, co skrywało swą prawdziwą naturę pod chustką na głowie. Nigdy nie widziano jej bez wielkiego psa u boku. Najwyraźniej Noonan był zaintrygowany tak bardzo, że udał się w podróż, aby odszukać tę kobietę. Nikt go więcej nie zobaczył.
Jakiś czas później właściciel lombardu z Tulsy skontaktował się z Ellie Noonan. Przypomniał sobie wiadomości z gazet o zaginięciu jej męża po tym, jak zobaczył jego nazwisko wypisane na aparacie, który sprzedał mu jakiś wędrowiec. Właściciel lombardu zwrócił aparat pani Noonan, co dało jej nadzieję na odnalezienie męża. To było jedyne zdjęcie na rolce. Niestety, ani nazwa miejscowości, w której mieszkała kobieta, ani imię farmera, który opowiedział jej historię, nie zostały zapisane w notatkach Charliego Noonana.
Zdjęcie 3/14
Śmierć Johna Ulsteda
To proroczo rozdarte zdjęcie przedstawia żołnierzy chroniących sztandary unionistów, zrobione zostało miesiąc przed bitwą nad Antietam. Mężczyzna po prawej nazywał się John Ulsted. Zaraz po rozpoczęciu bitwy okaleczył go ostrzał armatni – stracił prawą połowę twarzy i prawą rękę. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstały zniszczenia na zdjęciu.
Zdjęcie 4/14
Kat z Nowego Orleanu
Édouard Martel był francuskim fotografem i wynalazcą, który podróżował po USA w latach 1900-1920, starając się wzbudzić zainteresowanie inwestorów dodatkami do linii aparatów mieszkowych „Brownie” Kodaka. Urządzenia umożliwiały ustawienie samowyzwalacza oraz automatycznej ekspozycji. Podczas podróży zrobił tysiące zdjęć, aby ulepszyć swój wynalazek.
Często budził się wcześnie, ustawiał aparat w niepozornym miejscu na ulicy w mieście, w którym akurat się zatrzymał, a potem szedł do pobliskiej kawiarni lub baru. Chciał zobaczyć i uwiecznić autentyczne sceny z życia codziennego. Najlepsze ze zdjęć pokazano na jedynej wystawie prac Martela w Paryżu w 1924. Niestety Martel umarł nieznany i bez grosza przy duszy w 1955, a jego twórczość odziedziczyła córka Jeanne, która przejrzała dziesiątki pudeł, które po sobie zostawił, aby wybrać, co wyrzucić, a co zachować. Natknęła się wtedy na to zdjęcie, zrobione w Nowym Orleanie rankiem 28. września 1919, kilka godzin przed tym, jak Martel wsiadł na parowiec i powrócił do Francji.
Okazuje się, że Martel nienawidził niewyraźnych fotografii, ponieważ sądził, że pokazują w złym świetle jego wynalazek. To uprzedzenie zmusiło go do zlekceważenia zdjęcia, które było prawdopodobnie najważniejszym w jego karierze.
Co sprawia, że to zdjęcie jest niezwykłe? W noc przed jego zrobieniem seryjny, wciąż niezidentyfikowany zabójca, znany jako Kat z Nowego Orleanu, popełnił ostatnie morderstwo. Zabił Mike'a Pepitone w jego sypialni i uciekł tuż przed powrotem żony, która odkryła ciało. Czy widać tu Kata, wracającego do swojej kryjówki? Nie wiadomo, jednak jeśli tak jest, to zdjęcie zadaje kłam przekonaniu (które wyraziły Pauline i Mary Bruno, a także większość lokalnej społeczności), że tylko czarny mężczyzna jest zdolny do takiego bestialstwa.
Zdjęcie 5/14
Kryptydy z Wielkich Jaskiń
To zdjęcie zrobił w 1895 grotołaz/fotograf amator o imieniu Oren Jeffries podczas eksploracji niepoznanej części Wielkich Jaskiń w południowo-zachodniej Wirginii. Jeffries przeprowadzał eksperymenty fotograficzne z długim czasem naświetlania, żeby sprawdzić, czy w ciemnościach pod ziemią cokolwiek będzie widoczne. Usadowiał się na miejscu, gasił latarnię, otwierał przysłonę w swoim aparacie i czekał w mroku tak długo, jak mógł wytrzymać. Podczas jednego z takich eksperymentów usłyszał coś poruszającego się w głębszych partiach jaskini.
Przerażony Jeffries przerwał swój eksperyment i włączył flesz, którego używał do robienia zwykłych zdjęć. Powiedział później reporterowi z lokalnej gazety, że zobaczył trzy „humanoidalne” istoty stojące w cieniu i wpatrujące się w niego. Wtedy wziął nogi za pas i nie przestał biec, dopóki nie znalazł się na zewnątrz. Kilka dni potem wrócił po swój aparat w towarzystwie trzech mężczyzn. Ten obraz zachował się na kliszy.
Zdjęcie 6/14
Bliźnięta Harlow
Rok 1938, Evergreen Park w stanie Illinois. Billy i Stevie Harlow jechali na przednim siedzeniu obok swojej matki, Tammie, gdy ich Ford sedan zderzył się czołowo z Chryslerem. Dwa inne pojazdy również zostały uszkodzone.
Tammie Harlow przeżyła, ale chłopcy wypadli przez szybę i zginęli na miejscu. Fotograf z miejscowej gazety zrobił to zdjęcie w czasie gorączkowych prób uratowania Johna Downinga, kierowcy Chryslera. Wygląda na to, że Billy i Stevie zatrzymali się, żeby popatrzeć.
Zdjęcie 7/14
Tragedia Sorrensonów
Sorrensonowie byli duńską rodziną, która wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych około 1905 roku. Przybyli z najstarszym dzieckiem, Andersem (na ośle) i osiedlili się na farmie w Missouri. Wkrótce urodziło im się troje kolejnych dzieci: Simone, Frikke, i Mathilde (pośrodku, po prawej i w wózku). To zdjęcie, zrobione w 1916, przedstawia całą czwórkę kilka tygodni przed tragedią.
Troje najstarszych dzieci prawdopodobnie bawiło się, budując tunele w stercie siana. Zasnęły w środku. Ich ojciec, Niclas, wjechał w stertę zgrabiarką do siana, dzieci zostały rozczłonkowane dokładnie tak, jak przebiega rysa na zdjęciu.
Najmłodsza Mathilde była w tym czasie w domu z matką i nie się jej nie stało. Syn sąsiadów powiedział w wywiadzie, że osioł umarł w równie okropny sposób. Zaplątał się w drut kolczasty i próbując się uwolnić, niemal odciął sobie głowę. Niemożliwe było stwierdzenie, czy naprawdę tak się stało.
Zdjęcie 8/14
Widmo Violi Peters
Viola Peters była zamożną starą panną, która żyła w małej miejscowości o nazwie McCaysville w Georgii. Była kochana przez lokalną społeczność za działalność charytatywną w kościele baptystów, dawała datki na jadłodalnię, sierociniec. W czasie kryzysu te instytucje polegały głównie na jej hojności.
W lipcu 1935 Viola została brutalnie zgwałcona i zamordowana przez włóczęgę Toma Cullina, który pracował krótko w pobliskim zakładzie. Po popełnieniu zbrodniu Cullin pozostał w domu Violi i znęcał się nad jej ciałem przez kolejnych siedemnaście dni zanim został aresztowany. Grupa rozwścieczonych mieszkańców McCaysville wtargnęła do więzienia, zabrała Cullina i zlinczowała na starym moście nad rzeką Toccoa.
Zdjęcie zostało zrobione przez Garretta Killiana, świadka linczu, i wywołało poruszenie, kiedy wydrukowano je w The Atlanta Constitution kilka dni później. Większość była zdania, że duch Violi uzyskał spokój poprzez egzekucję jej zabójcy, ale niektórzy ludzie o wypaczonych umysłach zobaczyli w jej twarzy pragnienie ujrzenia pierwszego i ostatniego kochanka w jej życiu.
Zdjęcie 9/14
Duch Sary Eustace
Szpital stanowy w Danvers (znany wcześniej jako Zakład dla Obłąkanych w Danvers) to szpital psychiatryczny zbudowany w 1874 zgodnie z założeniami planu Kirkbride'a.
Jak wszystkie szpitale psychiatryczne w stylu Kirkbride'a, charakteryzował się neogotycką architekturą. Stosowano w nim przestarzałe metody leczenia obłędu. Szpital w Danvers jest niekiedy określany jako miejsce narodzin lobotomii przedczołowej.
Danvers jest sławny z kilku powodów. Był inspiracją dla H.P. Lovecrafta do stworzenia „Arkham Sanitorium” pojawiającym się w kilku opowiadaniach, a to z kolei było wzorcem dla “Arkham Asylum” w uniwersum Batmana. Tam także rozgrywa się akcja kultowego horroru „Session 9”.
W filmie z dobrym efektem wykorzystano sieć tuneli ciągnących się pod Danvers. Nieprzypadkowo filmowcy wybrali te właśnie tunele, pogłoski o tym, że są nawiedzone, krążyły po okolicach od ponad stu lat. Najbardziej znana historia mówi o Sarze Eustace, pacjentce, która uciekła w 1955 i wślizgnęła się do systemu tuneli. Pomimo licznych poszukiwań i tygodniowego zamknięcia szpitala, Sary nie odnaleziono. Wydawało się oczywiste, że umarła tam, zagubiona, spragniona i samotna.
Pielęgniarka z Danvers o imieniu Gail Malloy dostała obsesji na punkcie historii Sary i spędziła wiele godzin na przemierzaniu tuneli w poszukiwaniu szczątków kobiety. Nigdy nie znalazła jej ciała, ale to zdjęcie, które zrobiła w 1966, sugeruje, że Sara Eustace wciąż błąka się po podziemiach Danvers.
Zdjęcie 10/14
Rodzinne zdjęcie Stevensonów
Kto powiedział, że duchy nie mogą mieć poczucia humoru? Stevensonowie byli bogatą rodziną z Bostonu, dumną z pracowitości i długowieczności, jaką cieszyła się większość klanu. To zdjęcie wykonano w 1945 w celu uwiecznienia najstarszych Stevensonów obok jednego z najmłodszych. Najstarsza jest tutaj Emilia (w środku), 102 lata, obdarzona tytułem „Głowy rodu”, zaś najmłodsza - osiemnastomiesięczna Ophelia.
Jednak zanim zdjęcie zostało wywołane, Stevensonowie nie wiedzieli, że dołączył do nich wtedy ktoś jeszcze. James Pullman Stevenson (1835-1932) usiadł pomiędzy swoją siostrzenicą Ginny a kuzynem Alfredem i został z łatwością rozpoznany przez rodzinę. Zapamiętano go jako miłego wujka, który lubił stroić sobie żarty i opowiadać dowcipy.
Zdjęcie 11/14
Zniknięcia pani Yurno
Josephine Yurno każdego dnia wybierała się na spacer o zmierzchu po jej ukochanym Norwich.
Dwunastego listopada 1935 wyszła jak zwykle i nie wróciła. Policja z Norwich wraz z ochotnikami prowadziła dokładne poszukiwania, ale nie odkryto żadnego śladu.
Trzy lata później pani Yurno została znaleziona przed domem swojego sąsiada. Siedziała skulona, ale była całkowicie zdrowa, nie miała żadnych fizycznych obrażeń. Kiedy zapytano ją, gdzie się podziewała, pani Yurno nie zrozumiała pytania. Według niej, nie minęło aż tyle czasu.
Pomimo zaleceń doktora i próśb znajomych nie zgodziła się na leczenie i żyła tak, jakby nic się nie stało, nadal wychodziła na wieczorne spacery po plaży. Jeden z sąsiadów zrobił to zdjęcie jesienią 1938. Obłok dymu unoszący się znad stery liści potęguje niepokojące wrażenie.
W listopadzie 1940, w ten sam dzień, co pięć lat wcześniej, pani Yurno znowu zniknęła. Tym razem na zawsze.
Zdjęcie 12/14
Los Sally York
W 1912 roku mała Sally York, 9 lat, została zmiażdżona przez maszynę w fabryce bawełny North Fork Textile Mill. Był to jeden z incydentów, który zmusił ustawodawców do przeforsowania Keating-Owen Act w1916 roku, który był pierwszym w historii Ameryki aktem prawnym dotyczącym pracy dzieci.
Od czasu wypadku do zamknięcia fabryki czterdzieści alt później pracownicy ciągle skarżyli się na dziwne hałasy, spadki temperatury, czasem czuli dotyk na ramieniu, kiedy nikogo nie było w pobliżu.
Właściciel fabryki nie zwracał uwagi na zażalenia, dopóki to zdjęcie nie ujrzało światła dziennego w 1932. Zrobił je podróżujący fotograf Benny Johnson i natychmiast sprzedał do North Fork Gazette za cenę 10 dolarów. Fabryka była wtedy pusta z powodu świąt Bożego Narodzenia. Mówiono, że była powodem zamknięcia fabryki, jednak najprawdopodobniej przyczynił się do tego Wielki Kryzys.
Zdjęcie 13/14
Oczy Lily Palmer
Lily Palmer miała niecałe cztery lata, kiedy doświadczyła czegoś, co lekarze nazwali później „gwałtownym napadem halucynacji sensorycznych”. To zdjęcie zostało zrobione w 1952 roku w Halloween przez matkę Lily, Annette. Rzekomo przedstawia początek choroby. Lily i jej filipińska niania wybierały się na zbieranie cukierków. Nagle dziecko zaczęło krzyczeć. Dziewczynka uniosła ręce do oczu i wyglądała, jakby chciała je sobie wydrapać.
Minęła chwila, zanim uspokoiła się na tyle, żeby mówić. Kiedy zapytano ją, co zobaczyła, Lily bez ustanku powtarzała „coś wierciło mi się w oczach”. W kilka dni potem, gdy nie było nikogo w pobliżu, Lily przebiła sobie oczy drutami do szycia należącymi do jej matki.
Po otrzymaniu pomocy medycznej poddano ją badaniom psychiatrycznym, po czym osadzono w zakładzie. Do końca życia przebywała w instytucjach zajmujących się chorymi psychicznie, najpierw w Bellevue na Manhattanie, później w Centrum Psychiatrycznym Rockland w Orangeburgu, gdzie umarła na atak serca w marcu 2001 roku. Jeden z jej opiekunów potwierdził, że stan Lily pogarszał się w czasie Halloween. Jednak przez większość czasu tylko prosiła i błagała, żeby ktoś „wyjął to coś z jej oczu”.
Zdjęcie 14/14
Ułuda Trójcy
Oto jedno ze zdjęć zrobionych podczas pierwszego na świecie wybuchu nuklearnego. Szesnastego lipca 1945 na poligonie White Sands (Białe Piaski) położonym na pustyni Jornada del Muerto (Droga Umarłego) w odległości około 55 kilometrów od miasta Nowy Meksyk Armia USA zdetonowała bombę. Zawierała ona ładunek z plutonu, tak samo jak Fat Man zrzucony na Nagasaki. Test stanowił początek ery atomowej i wyścigu zbrojeń pomiędzy Stanami a Rosją.
Tylko garstka ludzi wiedziała, że to zdjęcie zostało przycięte, zanim dopuszczono je prasy, ale ci ludzie już nie żyją. Jednym z nich był oczywiście sam fotograf, który przekazał kopię oryginału pod warunkiem, że będzie trzymana w ukryciu, dopóki ludzkość nie dojrzeje do poradzenia sobie z konsekwencjami. Właściciel kolekcji zdjęć nie jest pewien, czy warunek został spełniony, ale jako że prawdopodobnie posiada ostatnią zachowaną kopię, postanowił, że musi pokazać prawdę.
Spodziewam się wielu wątpliwości w związku z tymi zdjęciami. Sam mam ich wiele, więc nie mam zamiaru kłócić się z każdym sceptykiem i bronić każdej fotografii. Dorzucam jeszcze treść listu napisanego przez Kata z Nowego Orleanu do lokalnych gazet, może was zainteresuje.
13. marca, 1919
Szanowni śmiertelnicy
Nigdy mnie nie złapali i nigdy mnie nie złapią. Nigdy mnie widzieli, gdyż jestem niewidzialny, jak eter otaczający waszą ziemię. Nie jestem istotą ludzką, ale duchem i demonem z czeluści piekieł. Jestem tym, którego wy, Orleańczycy i wasza bezmyślna policja nazywacie Katem. Kiedy uznam za stosowne, przyjdę i wybiorę ofiary. Ja jeden wiem, kto się nimi stanie. Nie pozostawię żadnych śladów poza moją siekierą, powalaną krwią i mózgiem tych, których ześlę na dno, aby dotrzymywali mi towarzystwa.
Jeśli chcecie, powiedzcie policji, aby postępowała ze mną ostrożnie. Oczywiście nie będę zachowywał się nierozsądnie i nie wezmę pod uwagę sposobu, w jaki policja odnosiła się do mnie w przeszłości. Tak naprawdę byli tak głupi, że rozbawili nie tylko mnie, ale i Jego Szatańską Wysokość, Francisa Josefa, et caetera. Jednak strzeżcie się. Nie pozwólcie policji odkryć, czym jestem, albowiem pożałują dnia, w którym urodzili się ci, którzy rozbudzą gniew Kata.
To ostrzeżenie nie było potrzebne, mam pewność, że będą mnie unikać, jak to czynili w przeszłości. Są mądrzy i wiedzą, jak uniknąć krzywdy.
Bez wątpienia myślicie, że jestem najstraszniejszym mordercą, co jest zgodne z prawdą, ale miejcie świadomość, że mógłbym być znacznie gorszy. Jeśli tylko bym chciał, mógłbym składać wam wizytę każdej nocy. Mógłbym zgładzić tysiące najznamienitszych mieszkańców, ja, który przyjaźnię się z Aniołem Śmierci. O piętnaście minut po północy (czasu ziemskiego) w następny wtorek zamierzam przejść się po Nowym Orleanie. W mym nieskończonym miłosierdziu, złożę wam pewną propozycję.
Oto ona: uwielbiam muzykę jazzową i przysięgam na wszystkie diabły w głębi piekła, że oszczędzę każdy dom, w którym będzie grać zespół jazzowy. Jeśli wszędzie usłyszę muzykę, wtedy, cóż, tym lepiej dla was. Jedno jest pewne, ci, którzy we wtorkową noc nie zrobią tego, co kazałem (jeśli ktokolwiek taki się znajdzie), ujrzą moją siekierę.
A więc, jako że jest mi zimno i muszę się wypróżnić, tęsknię za moim rodzimym Tartarem i nadszedł czas, abym opuścił ziemski padół, zakończę ten monolog. Mam nadzieję, że opublikujecie to, gdyż wyjdzie to wam na dobre. Jestem, byłem i będę najgorszym upiorem, jaki kiedykolwiek istniał i w rzeczywistości, i w świecie wyobraźni.
Napisano 02.02.2014 - 22:54
Popularny
Spotkania
Mijałem ich codziennie na schodach. Rozmawiali cicho, a kiedy się zbliżałem, milczeli i spoglądali na mnie z lekka zaskoczeni. Może nie chcieli być podsłuchiwani albo pragnęli prywatności? Mróz panujący na zewnątrz nie pozwalał im jednak tam przebywać, a więc kryli się na klatce schodowej, tuż obok grzejnika. Byli tylko zwykłym chłopcem i zwykłą dziewczynką. Cóż, może zbytnio ich odmładzam, gdyż bliżej im do młodzieńca i panienki.
Młoda para zakochanych stała tam, jak już stwierdziłem, codziennie. Nie mieli ustalonej pory spotkań. Czasami widywałem ich wieczorem, innym razem z rana, jednego dnia tylko popołudniu, a następnego nawet pięć razy o różnych porach.
Za każdym razem, kiedy ich mijałem, po prostu milczeli. Jeśli nasze spojrzenia się spotkały, to widziałem w ich oczach zaskoczenie. Wydawało mi się czymś nonsensowym, w końcu każdy zwróciłby uwagę na parę spotykającą się na klatce schodowej. Nie musieli się całować ani wtulać w siebie nawzajem, bo samo miejsce ich spotkania było na tyle wyjątkowe, by przyciągnąć ciekawskie spojrzenia.
Nigdy nie odważyłem się do nich odezwać, zresztą nie widziałem takiej potrzeby. Robiło mi się ciepło w sercu, kiedy tylko widziałem ich razem. Spędzali w ten spokojny sposób tyle czasu, niczym para z romantycznych wizji świata. Zdawało się, że rozumieją się bez słów.
Któregoś dnia musieli jednak zniknąć. Już nigdy nie podzielę się ich szczęściem. Zrobiło mi się ich ogromnie szkoda i ogarnął mnie przytłaczający smutek. Pamiętam jeszcze dzień, kiedy postanowiłem, że ich podsłucham:
– On musi być taki samotny – powiedziała do niego.
– Kto taki? – zapytał ją czule jak zwykle.
– Ten facet, który tu mieszka – wyjaśniła.
– Chyba nie zdał sobie jeszcze z tego sprawy... W końcu budynek spłonął całkiem niedawno.
Napisano 03.02.2014 - 17:32
25.09.2004 22:13
Jezu, ludzie. Nieczęsto pisze tu takie rzeczy, wiecie dobrze (i ja też wiem), że ten blog jest po to, zebym wylewał tu swoje żale, ale jak się dzieje coś tak ciekawego to to, kurna, piszę i już! No więc kto się trochę ogarnia w życiu ten skojarzy że dwa dni temu był poniedziałek. Szedłem do szkoły, a że mam po drodze taki lasek, to nic dziwnego że się zagapiłem między drzewa. Między drzewami natomiast dojrzałem namiot. I to nie taki najnowszy, jaki dostaniecie w każdym sportowym, ale stary, na jakichś kijach wsparty, zrobiony nie z tego plastikowego shitu, tylko prawdziwego materiału. Chyba nawet skóry. Obok namiotu były jakieś garnki, pozostałości po ognisku. Nie wiem, może ktoś sobie imprezę w plenerze urządził, tym bardziej że pogoda jeszcze ok. Nie myślałem, jeszcze nad tym, wiecie ile się w szkole dzieje. No, ale jednak jak wracałem ze szkoły, to zobaczyłem, że w lasku stoi taki pickup a przy nim dwóch ludzi. I zwijali namiot. Niby normalne, pomyślice sobie, rozwineli to i zwijają, tyle że w tych gościach było coś innego. Z wyglądu bardzo podobni, może bracia: zarost, ciemne włosy widoczne spod nakryć głowy, oczu nie dostrzegłem. Młodzi byli, to na pewno. Wodery, grube kurtki, i najdziwniejsze: duże kapelusze. Strasznie duze i wysokie, trochę nawet jak damskie Niezbyt im się śpieszyło jak szedłem, bo namiot pakowali (z ogniska śladu nie zostało), ale też rozłożyli jakieś teleskopy jakby (rury na trójnogu w każdym razie) i coś wbijali w ziemię. Trochę jak widły wyglądało. Wszedłem do bloku, do domu i zaraz do okna, bo z salonu mam ładny widok na to co się między tymi drzewami dzieje. A mężcyźni za daleko w las nie poszli, więc dobrze ich widziałem. Zaczęli wtedy niezłe cyrki, bo kram cały zwinęli (namiot leżał na "pace" auta razem z jakimiś pakunkami) ale tamci nigdzie się nie ruszali. Złączyli rurę ("niby-teleskop") z tym co wbili w ziemię, i zaczęli przykładać oko, do końca tego ustrojstwa. Tak jak przez teleskop. Więc to była jakaś maszyna do ogladania, tylko czego? Wnętrza kreciej nory? Musiałem tych panów zostawić, bo jakieś życie jednak mam oprócz oglądania facetów zaglądających w głąb ziemi. Jednak dosłownie parę minut temu wyjrzałem przez okno. Ciemno, już jest, więc nie widziałem co się dzieje w lesie, ale działo się na pewno, bo między drzewami migał ogień. Właściwie ciągle miga. Czyli rozpalili sobie ognisko kolejny raz. Słabo to widoczne, ale ognisko się jara, bez dwóch zdań. Tylko czekać aż ich zgarną służby porządkowe, bo taka samowola odnośnie rozniecania ognia to raczej w tym państwie nie panuje, chociaż kto to wie. Dobra, tam idę śmigać lekcje, bo jutro... [reszta nieistotna]
26.09.2004 18:22
[nieistotny wstęp]... a i jeszcze do tych ogniskowiczów co wam pisałem wczoraj. Ostro się wzięli do roboty, dzisiaj jakieś rury powtykali w ziemię. I nie tylko oni, jeszcze dwóch kolejnych, motorem przyjechało. I cholera: wszyscy podobni, jak bliźniaki, i wszyscy tak samo poubierani! Coś ciągną tymi rurami, ale co to pojęcia nie mam. Pełno wariatów na świecie, i to nie tylko takich bo jeszcze, przy okazji... [reszta nieistotna]
28.09.2004 22:52
No hej mordeczki. Dzisiaj byłem na spacerze, i zupełnie przypadkiem wypadło na ten lasek. Mogłem tam zajść bo dzisiaj ci bracia (no podobni do siebie jak rodzina), zrobili sobie wolne najwyraźniej. Już nic nie grzebali w ziemi, ale sprzęt zostawili. To się rozejrzałem. Rury, idą głęboko w grunt. Jak głęboko to nie wiem, ale chyba bardzo. Takie plastikowe, zwykłe są. Trójnóg ustawiony "obiektywem" w górę. Zajrzałem, a jedyne co ujrzałem to czerwone światło rażące mnie w oczy. Dziwne, cholernie dziwne. Te widły w ziemi zabrali, na ich mijescu (chyba ich ) dziura w ziemi. Nie za duża, średnica mojego buta może, ale głęboka i to bardzo. Kamyka wrzuciłem to nie wiem kiedy dna dotknął. Załatwili też sobie nowe zabawki, to znaczy, jakąś plastikową skrzynkę. Po prostu sześcian z plastiku, ciężke jak diabli. Podnosiłem, nic nie grzechocze. Wydaje się puste, ale puste być nie może bo za ciężkie. Tylko jak sam plastik moze być tak ciężki. Kolor czerwony, żadnych napisów, ozdób, nic! Jakieś badania geologiczne, albo co? No nie wiem, dziwne to trochę wszystko. W każdym razie jednak nie dziwniejsze, od tego co mi dzisiaj... [nieistotna cześć] A i jeszcze jedno: w miejscu gdzie było chyba to ognisko tych badaczy z bożej łaski (wypalona ziemia) leżał kłak włosów. Nie wiem czy śierść, czy ludzkie. Brązowe takie. Creepy trochę to wszystko, no ciekawe co z tego wyjdzie
3.10.2004 20:47
To już oficjalnie przestało być śmieszne. Przeprowadzam się. Nie pisałem o tych co tam grzebali w moim lasku, bo nic się nie działo, a wczoraj, nie wiem kiedy i jak, szprzęt zniknął. Ale dzisiaj przyjechały ciężarówki. Dużo ciężarówek. I pickup-ów. Zaczęli gradzać lasek jakimiś drutami, a my dostaliśmy zawiadomienia, ze zostaniemy "przesiedleni". Tak, przesiedleni. Starzy rwą włosy z głów, jak wszyscy sąsiedzi. Ale polecenie poszło od góry (nawet nie od rady dzielnicy, czy miasta, ale podobno jeszcze z wyżej. Cała ulica: przeprowadzka. No cholera, co oni tam, żyłę złota, czy UFO odkopali? Popieprzyło się w tym kraju. Dzisiaj nie mam co za dużo pisać, bo i okazji nie mam, ale jutro was poinformuję co i jak. Tymvbardziej ze za kilka dni leciemy na drugą stronę miasta, także internetu mi szybko nie założą.
[Reszta bloga nieistotna, brak wspomnień o Lesie/ Okolicach Lasu]
C.D.N.
Żeby nie było, styl pisania nie wynika z moich nikłych zdolności, tylko z chrakteru "gimbazy" który blog miał otrzymać
Użytkownik amadox edytował ten post 03.02.2014 - 17:46
Napisano 05.02.2014 - 20:01
Tylko sen?
autor: marcin szeregowy
Miałem dziwny sen, który do złudzenia wydawał się być realny. Najpierw wstałem z łóżka, umyłem się, zjadłem śniadanie i poszedłem do szkoły. Wszystko wydawało się być w porządku, normalny zwykły dzień. W szkole jak zwykle się nudziłem, nie ma tu o czym się rozpisywać. Po powrocie do domu udałem się do pokoju, leżałem na kanapie i robiłem się senny. Nagle za oknem zobaczyłem trzy zakapturzone postaci, myślałem że mam halucynacje. Mimo woli robiłem się coraz bardziej senny. Ze snu nic nie pamiętałem, jak się obudziłem postaci już nie było. Tak jak się spodziewałem. Lecz odkąd się obudziłem, miałem nieodparte wrażenie że czegoś mi brakuje. Czułem się jakby ktoś mi coś ukradł, coś znajdującego się wewnątrz mnie. Po wstaniu z kanapy zauważyłem że leży na niej jakaś kartka. Wziąłem ją do ręki i przeczytałem: ,,Dziękujemy za jedną z trzech część Twej duszy, jutro, przyjdziemy po resztę". Przestraszyłem się, to miał być jakiś głupi kawał czy jak? Ale w jaki sposób miałby ktoś wiedzieć o moich halucynacjach? I jeszcze ten tekst ,,trzy części Twojej duszy". Co prawda czułem że czegoś mi brakuje, czegoś co nie do końca umiałem określić, ale cząstka mej duszy? W życiu bym na to nie wpadł. W sumie miało to sens bo widziałem 3 postaci, czyli każda przyszła po jedną część mojej duszy. Bałem się jak nigdy, czułem że jeśli zabiorą mi duszę to umrę. A mało tego przestanę istnieć, b bez duszy raczej nie będzie życia po życiu. Postanowiłem że nie będę spać, żeby znowu nie dać im dostępu do mnie. Jednak mimo to zasnąłem, mój organizm nie był gotowy na takie wyzwanie. Rano kiedy się obudziłem czułem się dobrze. To oznaczało, że jeszcze oni nie przyszli. Jako że miałem wolny dzień, zacząłem szperać w Internecie za takimi przypadkami. Po dwugodzinnych poszukiwaniach znalazłem jeden temat. Oto on:
,,Trzy zakapturzone postaci, zwidy czy zwiastun śmierci?"
Zaniepokojony napisał:
Witam, piszę tu ponieważ mój kolega ostatnio umarł, a raczej zginął. Przynajmniej ja tak uważam. Znaleziono go normalnie leżącego w łóżku w swoim pokoju. Wyglądał jakby spał, ale nie oddychał. Przed swoją śmiercią mówił mi, że już ,,dwa kaptury" zabrały mu część duszy i niedługo umrze. Do tego od kilku dni przed jego śmiercią chodził strasznie zaspany, rodzice mówili że nie spał w nocy bo czegoś się bał. Nie rozumiałem go, według mnie albo był naćpany albo za dużo grał w gry. Jednak p jego śmierci jeszcze raz to wszystko przemyślałem i postanowiłem tu napisać. Ktokolwiek coś wie o takim przypadku?
Czarnoksiężnik napisał:
Chciałbym napisać że to były tylko halucynacje ale niestety nie mogę. Opowiem ci o nich, nie pytaj skąd to wiem. W średniowieczu, czasach magii, alchemii i tak dalej było trzech ludzi, którzy bardzo chcieli posiąść niezwykła moc. Sprzedali więc swoje dusze diabłu w zamian za pieniądze i moc. Chcąc przechytrzyć diabła, który po śmierci miał wziąć ich dusze , rzucili na siebie zaklęcie, przez które stawali się na pewien czas nieśmiertelni, lecz musieli zapłacić za to cenę, która była zamiana w mroczne istoty. Po pewnym czasie zaklęcie długowieczności przestawało działać, więc żeby nie umrzeć zaczęli żywić się duszami. Pobierają z nich energię żeby przedłużyć działanie zaklęcia, lecz nie mogą wchłonąć całej duszy od razy, więc żywią się częściami. Niestety nigdy nie zostawiają tego co zaczęły. Twój kolega musiał paść ich ofiarą, przykro mi.
Zaniepokojony napisał:
Oookeeej... strasznie dziwne to co napisałeś. A mógłbyś mi powiedzieć jak niby żywią się tymi duszami? I czy nie można się bronić?
Czarnoksiężnik napisał:
Można się bronić, ale trzeba mieć świadomość. Oni wykorzystują stan twojej nieświadomości, wtedy moją do ciebie nieograniczony dostęp, a ty nie możesz się bronić. Taki stan to sen. Twojego kolegę znaleziono jak spał...
Przestraszyłem się, postanowiłem napisać do tego ,,czarnoksiężnika":
Przestraszony napisał:
Cześć, czytałem ten temat i jestem szczerze mówiąc trochę przestraszony. Otóż chyba jestem ich kolejną ofiarą. Widziałem trzy zakapturzone postaci za moim oknem tuż przed zaśnięciem, po obudzeniu się czułem pustkę. Czy możliwe że zabrali mi część mojej duszy? Boję się teraz spać, czy... Czy da się ich jakoś powstrzymać?
Zaniepokojony napisał:
Ej ty na poważnie? Jesteś następny po moim koledze?
Czarnoksiężnik napisał:
Witaj. Jeśli jest tak jak piszesz to bardzo prawdopodobne. Skoro jeszcze żyjesz, możesz spróbować. Trzeba zniszczyć rzeczy w której się znajdują.
Przestraszony napisał:
Co???
Czarnoksiężnik napisał:
Odkąd jesteś ich żywicielem, mieszkają w twoim domu i czekają aż zaśniesz. Mogą się kryć w różnych przedmiotach od drzwi, przez rzeźby, obrazy po biżuterię. Zakładam że nie wiesz jak ich znaleźć i wypędzić, oferuję ci więc moją pomoc.
Przestraszony napisał:
Dobrze, to mój adres.
Czarnoksiężnik przyjechał po godzinie. Był to wysoki mężczyzna z brodą, niebieskimi oczami, czarnymi długimi włosami do ramion i długim szarym płaszczem. Jego ,,nick" był adekwatny do wyglądu. Kiedy wszedł zaczął prawie od razu odprawiać jakieś rytuały, po 15 min. powiedział że znalazł tą istotę, była w drzwiach. Poszedłem więc po skrzynkę z narzędziami i zacząłem piłować. Kiedy tylko zacząłem, poczułem jak jakaś siła odrzuciła mnie do tyłu, uderzyłem się w głowę i straciłem przytomność. Obudziłem się w łóżku, ten facet stał nade mną, powiedział że ta druga istota ,,wzięła co chciała i wyniosła się stąd". Teraz czułem się jeszcze bardziej pusty niż wcześniej. Nie miałem energii ani siły. Została mi już tylko ostatnia część duszy. Bałem się, za nic w świecie nie chciałem umierać. Nie spałem przez co najmniej 6 dni. Byłem wykończony, w końcu usnąłem podczas przeglądania Internetu. Obudziłem się w swoim łóżku, był dopiero piątek rano, przed szkołą. Odetchnąłem z ulgą ,,To był tylko sen, głupi, pieprzony sen" mówiłem do siebie śmiejąc się. Czułem się świetnie, kamień spadł mi z serca, wstałem z łóżka gwiżdżąc sobie. Ubrałem się, zjadłem śniadanie, potem przed wyjściem do szkoły podszedłem do okna, żeby spojrzeć na termometr. Zamarłem, cały mój humor ulotnił się. Jeśli to faktycznie był tylko sen to dlaczego za oknem, w śniegu naprzeciwko mnie stała wpatrująca się we mnie zakapturzona postać?
Napisano 09.02.2014 - 12:33
Małe Stwory
autor: marcin szeregowy
Niestety ale musiałem wyjść z miejsca ukrycia. Powiedzmy, że była to umowa pomiędzy mną a kimś wyżej. Pewnie nigdy bym się nie zgodził gdyby nie dwóch stróżów, których mi przydzielił. Mieli mnie bronić podczas podróży do legowiska bestii, wielu bestii. Na początku czułem się niepewnie lecz z każdym następnym krokiem nabierałem pewności siebie, w końcu miałem dwóch stróżów u boku. Nareszcie dotarliśmy na miejsce, był to wielki budynek, o wiele większy niż dom lub blok mieszkalny, wyglądał na dużo starszy niż był w rzeczywistości, może był to zamysł architektów. Był już trochę podniszczony i farba która pokrywała ściany wyblakła ale mimo tego budynek ciągle prezentował się okazale. Weszliśmy tylnym wejściem, a nie głównym. Dobrze wiedziałem dlaczego, główne drzwi były od niedawna zablokowane żeby nie wypuścić tych małych stworów. W środku dołączyło do mnie więcej stróżów, więc już w ogóle nie czułem strachu, miałem tylko spełnić warunki umowy, a potem moi stróżowie odprowadziliby mnie do mojej kryjówki. Przebrałem się i pod opieką stróżów udałem się do ogromnej hali wewnątrz budynku. Stały tam, wypełniały każdy kąt tej ogromnej hali, te małe stwory. Na początku były cicho ale jak tylko mnie zobaczyły zaczęły okropnie krzyczeć, wszystkie naraz, myślałem że te krzyki rozsadzą mi głowę. Mało tego, te które były najbliżej zaczęły skakać, chciały dostać się do mnie, na szczęście ja znajdowałem się na dużym podwyższeniu na końcu hali, nie mogły mnie dostać. Jako że wraz z upływem czasu robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, zacząłem robić to po co tu przyszedłem. Krzyki ustały, teraz te małe bestie tylko stały i patrzyły się na mnie tymi wielkimi oczami, tym pustym wzrokiem. Pot zaczął spływać mi na czoło, coraz bardziej się bałem. Kiedy skończyłem one znowu zaczęły krzyczeć, zaczęły też się wdrapywać na podest na którym byłem. Stróżowie kazali mi zacząć uciekać. Połowa z nich została żeby spróbować je powstrzymać. Druga połowa miała mnie jak najszybciej odprowadzić do kryjówki. Niestety, tamci stróżowie polegli, te stwory wydostały się z budynku i zaczęły mnie gonić. Stróżowie ich nie obchodzili, chciały dostać mnie. Biegliśmy bardzo szybko, lecz one doganiały nas. W pewnym momencie gdy były już blisko, stróżowie kazali mi biec dalej samemu, a oni mieli zatrzymać je własnym ciałem. Posłuchałem ich, nie było czasu żeby się sprzeczać, a do tego byłem blisko kryjówki. Gdy dobiegłem do drzwi, odwróciłem się na chwilę za siebie. Zamarłem, moi stróżowie leżeli na ziemi powaleni, a te stwory biegły po ich ciałach. Szybko wbiegłem do kryjówki i zaryglowałem drzwi. Siedzę tu teraz w ciemności, oparty o drzwi. Słyszę je jak walą w drzwi i krzyczą, okropnie krzyczą, namawiają mnie żebym otworzył drzwi. Nic nie widzę, boję się wstać. Jeśli wstanę one mogą wyważyć drzwi. Nie mogę nic zrobić, to koniec. Nie potrzebnie podpisałem tą umowę. Chociaż może niepotrzebnie się boję? One nie chcą mnie zabić ani skrzywdzić. To po prostu... moje fanki.
Napisano 10.02.2014 - 14:55
Niespodziewany Gość
autor: marcin szeregowy
Siedziałem w domu, w swoim pokoju i leżałem na łóżku. Byłem po naprawdę ciężkim dniu w szkole. Nie dość że miałem nieplanowane 8 godzin lekcyjnych, to były dwa sprawdziany, które zawaliłem, a do tego dostałem 3 jedynki z prac domowych i jedną z odpowiedzi. Koszmar. Pewnie wiecie jak się czułem. Żeby się wyluzować położyłem się na łóżku i założyłem słuchawki na głowę. Puściłem muzykę, z każdym następnym utworem stawałem się spokojniejszy. Gdy zrobiło się już ciemno, rodzice zaczęli się gdzieś szykować. Słyszałem jak się ubierają i zakładają buty, bo muzykę miałem nastawioną dość cicho. Mówili coś do mnie, ale nie zrozumiałem ich z powodu muzyki. Kiedy wychodzili, zgasili światło, w całym mieszkaniu zapadł mrok. Zamknąłem oczy, podgłośniłem muzykę na maksa i leżałem tak z 20 min. Nagle ktoś zapalił światło w mieszkaniu, zamarłem. Nie wyłączając muzyki zdjąłem słuchawki i powoli wyszedłem z pokoju. Światło dobiegało z kuchni, która znajdowała się na drugim końcu korytarza. Nagle dostrzegłem ruszający się cień, był niski. Wróciłem do pokoju po kij baseballowy, nie pytajcie po co trzymałem go w pokoju. Żeby upewnić się czy to nie rodzice, spojrzałem w kierunku szafy przy drzwiach, nie było tam ich butów ani okryć, za to stała tam jedna para nieznanych mi butów i na wieszaku wisiał czarny płaszcz. Zacisnąłem palce na kiju baseballowym i podszedłem cicho do kuchni. Stała tam odwrócona do mnie plecami, niska postać. Nie odwracając się, zapytała: ,,Czy chcesz coś zjeść?". Wtedy uświadomiłem sobie kto to był. Zapytałem więc: ,, Babciu... co ty tutaj robisz?"
Użytkownik marcin szeregowy edytował ten post 10.02.2014 - 14:57
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych