Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1611 odpowiedzi w tym temacie

#1441

WojtarixHD.
  • Postów: 2
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Kiepska
Reputacja

Napisano

Ostatnio, mój brat robił grę.
Nazwał ją "Kill someone", jak sami się pewnie domyślacie, chodziło o to żeby kogoś zabić.
Na prawdę chcesz więcej wiedzieć o tej grze?
No dobra, ale ostrzegałem.
Tworzył ją przez około 5 miesięcy, pierwsze 2 to była nauka skryptów i inne.
Potem robił tło do gry, takei żeby pasowało, i różne tekstury.
Najciekawsze było to, że narysowane postacie wyglądały jak prawdziwi ludzie!
Aż za bardzo, nadal nie którym imiona.
Pierwszym było dziecko, wiek 12 lat.
Imię: Filip.
Pierwsze co mi przyszło do głowy to, że jego uczeń nazywa się Filip.
Mój brat był nauczycielem infromatyki, więc chyba jego uczeń mu nieźle dał popalić.
Ale żeby tworzyć go w grzę? To mi się też wydawało chore.
Na dodatek kaleczyło go się...... W szkole, już nie było wątpliwości że to ten Filip, jakiego znam z jego szkoły.
Kiedy chciałem iść z tym na policję, mój brat powiedział że to usunie, ale nie mam wchodzić do jego pokoju.
Cóż, ja głupi, zgodziłem się na to.
2 postać jaką znalazłem to jego dziewczyna, Karolina.
Ostatnio z nim zerwała, tym razem stałem za stroną brata, nie wiem dlaczego, tak chyba działa braterska miłość.
Zapomniałem powiedzieć jakie były funkcje w tej grze.
1: Nóż, cóż by tu opisywać, możesz go wbijać we wszystkie części ciała, ale jak przesadzisz to ofiara umrze.
2: Topienie, zawsze na mapie były ukryte miejsca z wodą. Można było tym udusić, bądź torturować.
3: Bicz, mocna broń, do katowania ofiar, czasem można zabić, bijąć po głowie.
4: Kastet, można było ostro zranić, ale nie dało się zabić.

3 postać... to byłem ja.
Co się stało, co ja mu zrobiłem, dlaczego obsadził mnie w tej posranej grze?

Dość mam tego, idę z tym na policję.
W drodzę na policję, zostałem pchnięty nożem.
Lecz jakoś, nie za bardzo mnie to polało.
Po czym dostałem biczem w twarz.
No co się stało??
Cyżby jego gra była zrobioną na podstawie prawdziwego świata?
Skąd on ma moc łączenia gry z normalnym świecie?

Następny dzień.
Polcija wzieła mnie na przesłuchanie.
Powiedzieli mi, że Karolina została znaleziona w lesie, pokuta nożem, ślady po kostetach i po biczu.
Zgon około godziny 23:00, i własnie sobie przypomniałem, że wtedy brat zamknął drzwi na klucz.
Z słuchawek słyszałem tylko głosy krzyczącej kobiety.
Myślałem że pobrał film porno, i że nie chcę, żeby ktoś mu przeszkadzał.

Co się z nim stało, dlaczego torturuje ludzi, kto mu dał nad tym władzę??
Dlaczego zabił swoją byłą dziewczynę, mógł znaleźć inną.
Teraz boje się co z Filipem.

Wtorek.
Czekam przed szkołą, słyszałem że jedzie tu karetka.
Ostatnio był na lekcji informatyki, mój brat... ech wzioł Filipa do pytania.
Podobno Filip mu powiedział, że się nie nauczył i to nie jest lekcja histori, żeby być pytanym.
Była wielka kłótnia, a potem mój brat go zostawił i poszedł.
Ostatnio widziano go w kantorze, gdzie miał swój komputer.
Zaczołem go szukać, we wszystkich miejscach gdzie mógł bybyć.
Najpierw sprawdziłem meline, do której często chodził.
Popytałem się ludzi, ale nikt go nie widział.
Pomyślałem... Dom jego byłej dziewczyny!
Zanim się tam znalazłem, jej dom został spalony.
W środku byli jej rodzicę, którzy nie lubili mojego brata.

Jeśli zabił ich dwóch to czas teraz na mnię, pomyślałem.

Następnego ranka.

Co ja robię na środku drogi?
I dlaczego mam ślady po ranach kłótych?
A tak, przecież to mój brat..
Wtej samej chwili przejechał mnie samochód.



Jeśli przeczytałeś to całe, to wiedz, że nie możesz być teraz spokojny.
Mój brat chcę zabić wszystkich którzy wiedzą coś o tej sprawie.
Życzę ci szczęścią, żebyś nie umarł.
  • -5

#1442

Lupus28.

    ¯\_(ツ)_/¯

  • Postów: 641
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Mój dzień :)

Nie widzę ich :(
Zawsze oglądam telewizję z moimi przyjaciółmi przez okno, ale dzisiaj jest zasłonięte.
Jak mogę się przyjaźnić z moimi przyjaciółmi, jeśli ich nie widzę?
Muszę ich zobaczyć.
Moi przyjaciele :)
Lubię oglądać z nimi telewizję o tej porze.
Nie słyszę dźwięku, ale i tak to lubię.
Lubię być z moimi przyjaciółmi :)
Muszę być z moimi przyjaciółmi.
Wiem, że mnie lubią.
Mają taki ładny dom, tylne drzwi, moje ulubione okno :)
Mają ładną skrzynkę na listy. Bardzo ładną i czerwoną.
Śpię pod gankiem w moim przytulnym gniazdku.
Na schodach zostawiają dla mnie miskę, którą dzielę z miłym psem.
Podchodzę do okna, żeby pooglądać z nimi telewizję.
Okno jest zasłonięte, więc muszę podejść do drzwi.
Drzwi są zamknięte ale próbuję innego sposobu na wejście do środka.
Zbijam szybę ręką i otwieram drzwi.
Zrobię im niespodziankę. Nigdy wcześniej nie byłem w środku.
Będą tacy szczęśliwi, gdy mnie zobaczą.
Nie zauważają, że jestem za nimi, a ja jestem zbyt nieśmiały, żeby powiedzieć, że tu jestem.
Patrzą w telewizor. Ich oczy są przyklejone do ekranu. Oglądam razem z nimi :)
Tak dobrze się bawimy:))) haha
Oglądam już bardzo długo, aż w końcu nabieram odwagi, żeby przywitać się z moimi przyjaciółmi:)))
Są tacy podekscytowani, że jestem razem z nimi, że oglądam z nimi telewizję.
Krzyczą z radości :)
Bawimy się w berka. Bawiłem się w to z wieloma dziećmi z sąsiedztwa, więc jestem w tym dobry.
Chłopiec i dziewczynka uciekają, ale ja ich łapię :)
Jesteście tacy niemądrzy, moi przyjaciele :)
Wszyscy jesteśmy już zmęczeni.
Czas na drzemkę :)
Chłopiec i dziewczynka leżą na podłodze i śpią.
Wracam do swojego gniazdka.
To był zabawny dzień z moimi przyjaciółmi :)
Może jutro znajdę nowych.

Źródło: http://pl.reddit.com.../1u5iyx/my_day/
  • 7



#1443

ServusSnajper.
  • Postów: 240
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Drugi głos dziadka

Kiedy byłem młodszy, wraz z dziadkiem oglądaliśmy programy o nietypowych przypadkach medycznych. Wiecie, takie, w których sześcionogie krowy lub urodzone bez skóry dzieci wciąż cudem żyły. Dziwne alergie, mutacje genetyczne i w pewnym stopniu komiczne przypadki, typu: „Cóż, lekarz „trochę” się pomylił i zostawił sprzęt medyczny wewnątrz człowieka, który żył z nim przez ponad 5 lat”. Te programy były jednocześnie edukacyjne i obrzydliwe, bardzo mnie interesowały, jako nastolatka.
Dziadek zawsze żartował, że powinien wystąpić w jednym z odcinków. Wiedziałem, że nie mówi tego na poważnie-nienawidził zwracać uwagi innych ludzi na swoją sprawę. Zastanawiałem się, jak mógłby się nazywać taki odcinek i powracałem do pierwotnej, bezceremonialnej idei: „Człowiek o dwóch głosach”.
Od kiedy członkowie mojej rodziny pamiętają, dziadek miał „dwa głosy”. Jedynym sposobem na opisanie tego jest porównanie do stanu, kiedy masz flegmę w gardle, kiedy jesteś chory. Czasami kreuje ona swego rodzaju rozszczepienie w twoim głosie. Masz wtedy normalny głos, który dobrze słyszysz, ale pod spodem słychać coś, jak niższe, warczące echo. To przechodzi, jeśli odchrząkniesz. Jednak mój dziadek mówił w ten sposób cały czas, na dodatek ten „drugi głos” był tak głośny, jak jego normalny głos.
Pamiętam, jak opowiadał mi historie, jak jego matka, gdy był młodszy, wyrywała sobie włosy z głowy przez jego przypadłość. Ciągała go po lekarzach, którzy wciskali mu do gardła przeróżne sondy, świecili tam swoimi latarkami, a i tak nie doszli nigdy do przyczyny. Prześwietlenie szyi również nic nie wykazało. Pytałem dziadka, dlaczego nie chce spróbować iść znów do lekarza, szczególnie, że teraz wynaleziono tyle nowych sprzętów, których nie było za jego młodości.
Zawsze odpowiadał tak samo: „Nic nowego już mi powiedzieć nie mogą.”
Nazwaliśmy jego drugi głos „Ed”. Mój dziadek miał na imię Albert, skrótem-Al, więc brzmiało to, jak program telewizyjny. Ed&Al, Al&Ed.
Kiedy dziadek zmarł… to było dla mnie tragiczne przeżycie. Pomimo swojej przypadłości, miał pełno przyjaciół i otaczały go kochające osoby. I, jak moja sceptyczna matka zwykła mawiać, ludzie, którzy lubili jego „sztuczkę cyrkową”.
Jej sceptycyzm-uważała, że dziadek nauczył się swego rodzaju sztuczki magicznej-został poddany próbie krótko po autopsji dziadka.
Okazało się, że dziadek powinien wrócić na badania. Ultradźwięki wykazały, że jego „mięsień piwny” nie powstał w normalny sposób, a „drugi głos” był dosłownie drugim głosem. Małe, zwinięte ciało, jego nieznanego dotąd bliźniaka, zostało wyjęte z jego brzucha. Bliźniak był połączony z przełykiem dziadka, pod obojczykiem. Dziecka nie zauważył żaden z pediatrów.
Stało się jasne, że pusta „rurka” łącząca jamę ustną bliźniaka z dziadka przełykiem była źródłem drugiego głosu. Głosu, który odzywał się nadal, po śmierci dziadka, jak twierdzi patolog.
Ed żył jeszcze parę dni po śmierci dziadka.

Źródło: http://tw.reddit.com...s_second_voice/

  • 12

#1444

Drops.
  • Postów: 6
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Lalka Betsy
Autor: The_Dalek_Emperor
Oryginał
Tłumaczenie: Drops


Jak większość ludzi, miałam smutne dzieciństwo. Kto w tych czasach nie ma? Mój ojciec zostawił nas zanim się urodziłam, matka była na prochach od dnia, w którym przyniosła mnie do domu. Wróciła do swojego imprezowego stylu życia i zmieniła nasz apartament w opiumową norę. Chodziłam pośród narkotykowej mgły przez pierwsze 5 lat mojego życia. Zadymione powietrze płynęło przez korytarz, pod moimi drzwiami i zdawało się utrzymywać tam przez wiele dni.

Moja matka nie była złą osobą, jedynie ofiarą swoich uzależnień. Kiedy zostało jej trochę pieniędzy, zaopatrywała dom w jedzenie, a czasami nawet kupowała mi ubrania w Goodwill. Jedynymi meblami, które miałam w pokoju były łóżko oraz mała biało-niebieska skrzynka na zabawki. Nie miałam ich zbyt wiele, by je w niej umieścić, jedynie trzy, które dostałam na urodziny: zestaw do rysowania, czerwony wózek i moje oczko w głowie, lalka imieniem Betsy.

Betsy była moją najlepszą przyjaciółką. Razem bawiłyśmy się w popołudniowe przyjęcia, spałyśmy, kąpałyśmy się, pamiętam też, jak czasami ze mną rozmawiała.

Myślenie o Betsy w dorosłym życiu doprowadziło mnie do wniosku, że byłam bardzo znerwicowanym dzieckiem, które często było na opiumowym haju i z tego powodu moje wspomnienia były bardzo mało wiarygodne. Mimo to pamiętam brzmienie jej głosu, wysokie, dzwoniące szczebiotanie. Pamiętam też rzeczy, które chciała, żebym robiła. Kradła dla niej jedzenie. Przynosiła widelce, noże. Uderzyła złego człowieka, który spał na kanapie. Złe rzeczy, przez które popadałam w tarapaty. Zwalałam winę na Betsy, ale matka nigdy mi nie wierzyła. Dorośli nigdy nie wierzą.

Przed moimi szóstymi urodzinami spytałam matkę, czy mogę urządzić przyjęcie. Chciałam zaprosić niemiłe dziewczynki ze szkoły, podać im ciasto, sprawić, by mnie lubiły. Wciąż pamiętam, jak stałam w kuchni z wielkimi nadziejami i szklaną butelką z napojem w trzęsącej się ręce, kiedy wstrzymywałam oddech, czekając na odpowiedź. Zwróciła się w moją stronę i zaśmiała.

“Urodzinowe przyjęcie? Nie bądź śmieszna, Laura. Nie stać mnie na wyżywienie 15 innych dzieci, które nie są nawet moje – z trudem jestem w stanie wyżywić ciebie! Jesz jak słoń, lub może powinnam powiedzieć, mała Betsy je. Ledwie mam tutaj cokolwiek do jedzenia!”

Byłam zdruzgotana, kiedy pokręciła głową, wymamrotała coś i wyszła. Słyszałam narastające dźwięki muzyki w salonie, gdy więcej ludzi wchodziło przez drzwi. Niektórzy poszli, inni zostali. Nie znałam żadnego z nich. Mama urządzała imprezy cały czas. Co ze mną? Byłam dzieckiem, wszyscy moi przyjaciele mieli urodzinowe przyjęcia, a teraz złośliwe dziewczyny dowiedzą się, że byłam zbyt biedna, by je urządzić i będą mi dokuczać jeszcze bardziej.

Poczułam płynące łzy, pobiegłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Betsy leżała na łóżku, uśmiechając się. Zawsze się uśmiechała, jak mogłam zapomnieć. Po prostu gapiła się na mnie z uśmiechem. Zamierzała powiedzieć mi, żebym zrobiła coś złego. Jak kradzież większej ilości jedzenia, albo gorzej. To była jej wina. Betsy nie musiała chodzić do szkoły. Betsy nigdy nie wpadała w tarapaty jak ja. I w moim 5-letnim małym mózgu naprawdę wierzyłam, że to lalka, nie moja matka, była źródłem wszystkich moich kłopotów.

W gniewie krzyknęłam I rzuciłam butelkę na łóżko najmocniej jak potrafiłam. Uderzyła Betsy, która spadła na podłogę. Zaczęłam się śmieć. Zaciągnęłam ją do łazienki, wrzuciłam do wanny, w której zawsze była woda, ponieważ rury były zapchane. Oczywiście nie stawiała oporu będąc pod wodą, ale to sprawiło, że poczułam się lepiej. Parę minut później, kiedy przestałam wyżywać się na swojej ulubionej lalce, wrzuciłam ją do skrzynki na zabawki i zatrzasnęłam wieko. Kopnęłam ją pod ścianę; nigdy więcej nie chciałam widzieć Betsy.

Potem nigdy nie miałam żadnej lalki. Jakiś tydzień później przyjechała policja i dwie miłe kobiety zabrały mnie, bym żyła w nowym domu, w nowym stanie, z jedzeniem i zabawkami, bez narkotyków. Kufer znalazł się w magazynie, wózek zniknął. Nigdy więcej nie widziałam matki. Kiedy byłam starsza, moi przybrani rodzice przyznali, że była w więzieniu, odsiadując 25-letni wyrok. I tak nic do niej nie czułam, wciąż miewałam koszmary z powodu życia, które mi dała. Skupiłam się na szkole i ignorowałam jej listy z więzienia. Próbowała się ze mną skontaktować kilka razy, gdy byłam nastolatką, jednak zawsze odrzucałam połączenia.

Tak było do dzisiejszego poranka. Teraz mam 30 lat, własne dzieci i męża, który bardzo mnie kocha. Mam piękny dom, dwa psy i karierę, jako pracownik społeczny, próbując zmienić życie dzieci, które miały tak źle, jak ja. Dlatego kiedy odebrałam wiadomość na poczcie głosowej od mojej matki, dającej mi znać, że została warunkowo zwolniona i chce pogadać, czułam się na tyle stabilnie, żeby dać jej możliwość powiedzenia tego, co chciała.

Jako że dzieci wróciły już ze szkoły, wyszłam do szopy na podwórku, by odpowiedzieć na telefon matki. Szopa była terenem dzieci i używały jej do zabaw w lecie. Usiadłam na starej skrzyni z zabawkami, która aktualnie robiła za stolik do herbaty i wybrałam numer, który mi zostawiła.

Trzy sygnały.

“Halo? Laura?”

“Cześć, mamo. Co u ciebie?”

“Oh, Laura, dziękuję, że zechciałaś ze mną rozmawiać, wiem, że masz teraz własne życie i rodzinę. Bardzo chciałabym się kiedyś z nimi zobaczyć! Chciałam cię tylko bardzo przeprosić. Za wszystko.”

„Nie zobaczysz się z moimi dziećmi – nigdy. Powiem ci teraz też coś od siebie. Narkotyki cię zniszczyły i pociągnęły mnie za tobą. Szczerze mówiąc, dziwię się, że tak dużo czasu minęło, nim zostałaś złapana.”

“Nie jestem pewna, co masz na myśli, mówiąc o zostaniu złapaną, Lauro, naprawdę nic nie wiem! Słuchaj, to nie jest istotne. Rozumiem, czemu się tak czujesz. Dlaczego nienawidzisz mnie i nie chcesz, bym widziała się z twoimi pociechami. Nauczyłam się wiele o Jezusie i przebaczeniu, kiedy mnie nie było i po prostu.. Lauro, tak mi przykro z powodu Betsy.”

“Betsy?” Zacięłam się, zdezorientowana. “Dlaczego miałaby cię obchodzić?”

“Wiem, wiem, Lauro, uwierz mi. To wszystko, narkotyki, to była moja wina. I Betsy, Boże, gdybym tylko była w stanie widzieć przez tę mgłę, gdybym tylko wiedziała. Odeszła na zawsze i to wszystko moja wina.”

Kiedy moja matka zaczęła płakać, zacisnęłam niecierpliwie palce na skrzynce na zabawki. Narkotyki wyraźnie zniszczyły jej mózg.

“Mamo, dlaczego mówisz o Betsy? Co ona cię w ogóle obchodzi? I wiem, gdzie ona jest.” Tuż pode mną.

“Wiesz? O czym ty mówisz, Lauro? Boże, gdzie ona jest?”

Poruszyłam się nerwowo. “Betsy jest w kufrze.”

Byłam przekonana, że się rozłączyła, nie słyszałam nic po drugiej stronie, nawet oddechu.

“…Co masz na myśli mówiąc, że twoja siostra jest w kufrze?”

“Siostra? O czym ty mówisz? Znów jesteś na prochach, mamo? Betsy to cholerna lalka. Zamknęłam ją w pudle na zabawki kilka dni przed tym, jak zostałaś aresztowana za posiadanie opium.”

“Laura… o Boże, nie… nie… Laura, nie zaaresztowano mnie za narkotyki, tylko z powodu zniknięcia Betsy! Zawsze nazywałaś ją swoją małą lalką, ale wszyscy myśleliśmy, że wiedziałaś… O Boże, co ty zrobiłaś, Lauro? Co zrobiłaś z moją dziewczynką?!”

Bez emocji położyłam telefon obok siebie i wstałam. Słyszałam odległe dźwięki udręczonych szlochów mojej matki i czułam ponury ucisk bólu w klatce. Wspomnienia mieszały się w głębi mojego umysłu, grożąc spłynięciem wprost do świadomości. Naciskając na drzwi w mojej głowie, drzwi zamknięte mocno od tak dawna, że zapomniałam, że tam są.

Czy trauma i narkotyki naprawdę mogły zmusić mnie do wierzenia, że małe dziecko było w rzeczywistości lalką? Prosząca o jedzenie, prosząca o sztućce, którymi mogła jeść, prosząca, bym ochroniła ją przed złym człowiekiem.

Nie…

Obróciłam się powoli i spojrzałam na skrzynię. Z pewnością była zbyt mała. Nie zmieściłbyś w niej człowieka. Nie byłbyś w stanie. Ale co z bardzo małym, wygłodzonym, wychudzonym dzieckiem? Gdybym była śledczym szukającym dziecka, nigdy nie wpadłabym na zajrzenie do tej skrzyni. Była po prostu za mała.

Uklęknęłam na podłodze i odpięłam zatrzaski. Lepiej byłoby tam nie patrzeć. Po tym wszystkim, co przeszłam, gdy otrzymałam nowe życie. Wszystko mogło zostać cofnięte przez otwarcie tego pudełka na zabawki. Nie powinnam tego robić. Powinnam wyrzucić je na wysypisko i zapomnieć, że kiedykolwiek istniało. Nie powinnam tam zaglądać.
Otworzyłam skrzynię.

Nigdy nie miałam lalki. Matki nigdy nie było stać, by mi ją kupić. Nigdy nie miałam też wózka. Ale miałam pudełko na zabawki. Ładne, biało-niebieskie pudełko na zabawki. I kiedy miałam pięć lat, utopiłam swoją dwuletnią siostrę i wrzuciłam ją tam. A teraz moje życie dobiega końca.

Użytkownik Drops edytował ten post 04.01.2014 - 23:32

  • 6

#1445

Nekochin.
  • Postów: 24
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Drugie tłumaczenie.
Oryginalna historia należy do Kastoway

Ticci-Toby


Długa droga do domu, wydawało się iść wciąż i wciąż. Droga nadal rozciągała się przed pojazdem bez końca.

Światła przebijające się przez gałęzie wysokich, zielonych drzew tańczyły przez okno tworząc przypadkowe wzory, każde raz na jakiś czas, obrzydliwie świeciło w oczy.

Otoczenie było pełne głębokich, zielonych drzew tworzących las wokół drogi. Podczas wjeżdżania na ścieżkę było słychać tylko dźwięk silnika samochodu. Było to spokojne i wypuszczało spokojne uczucie.

Choć wydawało się jechać przyjemnie, brakowało każdej z form "przyjemnie" dla obu pasażerów.

Kobieta w średnim wieku za kierownicą miała schludne, krótkie brązowe włosy, które pasowały do jej cery całkiem dobrze. Miała na sobie zielony t-shirt z dekoltem i jeansy. Diamentowe kolczyki zdobiły każde z uszy, które częściowo wystawały zza cięcia włosów. Miała głębokie, zielone oczy, które oświetlone przez jej koszulkę i światło wydawały się bardziej widoczne. Nie było to coś znacznego w wyglądzie. Ona po prostu wyglądała jak "każda matka", które widzisz w programach telewizyjnych i takie tam, ale jedno na pewno różniło ją od innych "przeciętnych matek" i były to ciemne wory pod oczami.

Jej wyraz twarzy był ponury i smutny, chodź rzeczywiście wyglądał jak ten, do kogo uśmiecha się los.

Pociągała nosem raz na jakiś czas, a czasami ponownie spojrzała w lusterko wsteczne, by spojrzeć na syna na tylnym siedzeniu, który był częściowo skulony, jego ramiona przylegały mocno do jego klatki piersiowej a głowę dociskał do zimnego okna.

Chłopcu brakowało normalnego wyglądu, każdy mógł zauważyć, ze coś jest z nim nie tak. jego niechlujne, brązowe włosy rozchodziły się na każdy sposób, a jego blada, prawie szara skóra została podkreślona przez światła z zewnątrz. Jego ciemne oczy były przeciwieństwem jego matki, a on miał na sobie biały t-shirt i wytarte spodnie, które zostały zabrane przez niego do szpitala. Ubrania, które nosił przedtem były poszarpane i poplamione krwią, nie były więcej "zdatne do noszenia" .

Prawa strona jego twarzy odkrywała kilka cięć wraz z jego rozdzielonymi brwiami. Jego prawa ręka została obandażowana cała aż do ramienia, które zostało poszatkowane gdy jego prawa strona ciała uderzyła w roztrzaskane szkło.

Jego rany wydawały się być bolesne, jednak naprawdę niczego nie czuł. Nigdy nie czuł czegoś takiego. To było tylko jedno z danych mu błogosławieństw. Jedno z wielu wyzwań, jakiemu stawiał czoła podczas dorastania. Dorastał z rzadką chorobą, która powodowało to, że nie odczuwał żadnego bólu. Nigdy wcześniej nie czuł się zraniony. Mógł stracić rękę i nic nie czuł. To i inne zaburzenie, to takie, które nadaje mu wiele obraźliwych pseudonimów. Krótko uczęszczał do szkoły podstawowej, zanim został przeniesiony ze szkoły do domu był jego zespół Tourette'a, który powodował, że pojawiały się tiki i drgał w sposób, nad którym nie miał kontroli. W ten sposób pojawiał się skurcz raz na jakiś czas. Inne dzieci dokuczały mu i nazywały "Ticci-Toby" wyśmiewając go z przesadnym drganiem w śmiechu. Było tak źle, że musiał mieć nauczanie domowe. To było dla niego zbyt trudne, aby uczyć się z innymi, widocznie każde szturchnięcie przez inne dziecko było dla nich jeszcze większą zabawą.

Toby wpatrywał się tępo w okno, a jego twarz była pusta od jakichkolwiek emocji, co kilka minut jego ramie, ręka lub noga drgała. Każdy wstrząs powodował, że jego żołądek przekręcał się.

Toby Rogers, tak brzmiało imię chłopca. A ostatnią jazdę samochodem Toby pamiętał kiedy się rozbił.

Wszystko o czym myślał. Nieświadomie odtwarzał wszytko co pamiętał, zanim stracił przytomność, w kółko.
Toby był szczęśliwy, kiedy jego siostra nie była. Gdy pomyślał o swojej starszej siostrze, nie mógł pomóc, a jego oczy zaczynały się zapełniać łzami. Okropne wspomnienia pozostałe w jego umyśle. Jej krzyki, które zostały odcięte kiedy przód samochodu został rozbity. Wszystkie puste chwile przed tym gdy Toby otworzył oczy, aby zobaczyć ciało swojej siostry, jej czoło przebite przez odłamki szkła, biodra i nogi były zmiażdżone pod siła kierownicy, jej tułów wypchany do góry przez nadmuchaną poduszkę powietrzną. To była ostatnia rzecz, którą widział.

Droga prowadząca do domu wydawała się być zawsze taka sama. Tak długi powrót do domu z powodu jego matki, która zdawała się uniknąć widoku katastrofy.

Gdy otoczenie poddawało się widokowi znajomej okolicy, byli bardziej gotowi wyjść z samochodu i wejść z powrotem do ich własnego domu.

Była to starsza dzielnica, z uroczymi domkami stojącymi obok siebie. Samochód jechał przed małym, niebieskim domkiem, z białymi okiennicami.

Oboje szybko zauważyli stary pojazd, który był zaparkowany przed domem i znajomą osobę, która stała na podjeździe. Toby poczuł automatycznie uczucie gniewu i frustracji pogrążające go na widok ojca. Jego ojca, który nie istnieje.

Jego matka stanęła na podjeździe obok niego przed wyłączeniem silnika i przygotowaniem się do wyjścia aby spojrzeć na twarz męża.

"Dlaczego on tu jest?" Toby powiedział cicho, gdy spojrzał na matkę, która sięgnęła aby otworzyć drzwi samochodu.

"On jest twoim ojcem Toby, jest tutaj dlatego, ponieważ chce się z tobą zobaczyć" Matka odpowiedziała monotonnym głosem, starając się by brzmiał mniej chwiejnie.

"Ale nie mógł przyjechać do szpitala, aby zobaczyć Lyrę przed śmiercią" Chłopak zmrużył oczy.

"Był pijany w nocy skarbie, nie mógł jechać-"

"Tak, inaczej nie byłby sobą" Toby otworzył drzwi przed matką i stanął na podjeździe, gdzie spotkał surowy wzrok ojca przed tym jak spojrzał na swoje stopy.

Jego matka wyszła za nim i spojrzała mu w oczy zanim jej mąż zrobił spacer wokół samochodu.

Jego ojciec otworzył ramiona, spodziewając się przytulić żonę, ale idąc minęła go i położyła dłoń na ramieniu Toby'ego dając znać, że ma wejść do środka.

"Connie", jej mąż zaczął chrypliwym głosem: "To nie jest miłe gdy nie przytulasz mnie po powrocie do domu"

Zignorowała przykre słowa i podeszła do syna łapiąc go pod rękę.
"Hej, on ma 16 lat, może chodzić sam", mężczyzna zaczął śledzić ich wzrokiem. "Ma 17 lat", Connie spojrzała na niego przed otwarciem drzwi do domu i wkroczyła do środka.

"Toby, idź do swojego pokoju, i odpocznij trochę w porządku? Przyjdę po ciebie gdy obiad będzie już gotowy"

"Nie, mam 16 lat, mogę iść sam", powiedział sarkastycznie i spojrzał na swojego ojca, zanim potknął się o małe schody i wszedł do swojego pokoju po czym uderzył gwałtownie w drzwi.

W jego małym pokoju nie miał wiele. Tylko małe łóżko, komodę, okno, a na jego ścianie miał oprawionych kilka zdjęć swojej rodziny, spokojnej rodziny.
Przed tym jak jego ojciec stał się alkoholikiem, a działał gwałtownie w stosunku do reszty rodziny. Toby pamiętał, kiedy kłócił się z matką, a on chwycił ją za włosy i pchnął ją na ziemię, a kiedy Lyra próbowała go powstrzymać, popchnął ją przez co uderzyła o róg szafki kuchennej. Toby nie mógł wybaczyć mu tego, co zrobił z matką i siostrą. Nigdy.

Toby'ego nie obchodziło ile razy jego ojciec go bił, i tak nie mógł tego poczuć, obchodziło go tylko to jak świadomie zranił dwie osoby, na których mu zależało.

A gdy czekał w szpitalu, gdzie jego siostra miała swoje ostatnie kilka oddechów, tylko osobą, która nie miała zamiaru się spieszyć, był jego ojciec.

Toby stał przy oknie i patrzył na ulicę. Mógłby przysiąść, że katem oka widzi dziwne rzeczy, ale to wina leków, które mu podano.

Po kolacji przyszedł czas, w którym jego matka zawołała go, Toby zszedł po schodach i niepewnie usiadł przy stole na przeciwko ojca, a w między czasie jego matka usiadła na pustym krześle.

Było cicho, jak jego rodzice wziął się za jedzenie, ale Toy nie chciał jeść. Zamiast tego po prostu obserwował swojego ojca pustym wzrokiem.

Jego matka to zauważyła i szturchnęła go lekko. Toby spojrzał na nią krótko i znów spojrzał na swoje jedzenie, które było nietknięte.



Toby położył się w łóżku i zaciągnął kołdrę na głowę, wpatrując się w okno. Był zmęczony, ale nie było sposobu aby zasnął. Nie mógł, nie myślał zbyt wiele. Rozmyślał o słowach matki, wybaczyć ojcu lub nadal trzymać do niego urazę ze wrzącą nienawiścią w sobie.

Usłyszał jak drzwi jego pokoju skrzypią podczas otwierania, jego matka weszła do pokoju i usiadła na łóżku obok niego. Sięgnęła i potarła plecy, które były odwrócone w jej stronę.

"Wiek, to trudne Toby, uwierz mi, rozumiem, ale obiecuję ci, będzie lepiej", powiedziała cicho.

"Kiedy ma zamiar odpuścić?" Toby powiedział niewinnym tonem w jego drżącym głosie.

Wzrok Connie opadł na nogi. "Nie wiem kochanie, przestanie, tak myślę", odpowiedziała.

Toby milczał. Po prostu w dalszym ciągu wpatrywał się w ścianę, trzymając się za zranioną rękę w pobliżu jego klatki piersiowej.

Po kilku minutach ciszy, jego matka westchnęła, zanim pochyliła się, by pocałować go w policzek wstała, aby wyjść z pokoju. "Dobranoc", powiedziała jak to ona i zamknęła drzwi.


Godziny mijały powoli, a Toby nie może przestać się miotać i przewracać z boku na bok. Za każdym razem, gdy zamknie oczy, jego wyobraźnia zaczyna działaś, słyszał pisk opon, krzyki jego siostry, wykonywał nagłe ruchy. Zrzucił przykrycie z pleców, zaciągnął poduszkę na twarz. Czuł jak jego klatka piersiowa szybko podnosi się i opada gdy oddychał płacząc. Słyszał swój żałosny płacz. Byłby wstanie krzyczeć i płakać jeszcze bardziej gdyby nie naciskał poduszką na twarz.

Po kilku sekundach zrzucił poduszkę z twarzy, usiadł zgarbiony trzymając się za głowę i oddychał ciężko ze łzami w oczach. Nie mógł powstrzymać się od płaczu. Starał się powstrzymać, lecz to nie pomagało, jęczał i skomlał chwiejąc się. Zanim wstał wziął oddech, obszedł łóżko dookoła by dostać się do okna i wyjrzał na zewnątrz, wziął parę głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Przetarł oczy i spojrzał na kilka wysokich sosen po drugiej stronie ulicy.

Zatrzymał się nagle, a jego wzrok powoli skierował się na coś stojącego pod latarnią. Usłyszał dzwonienie w uszach i nie mógł oderwać od tego wzroku. Postać stała przy świetle ulicy, to miało około 2 metrów, długie ramiona rozłożone na boki, jak to możliwe, że patrzyła na niego nieistniejącymi oczyma. Postać nie miała oczu ani nosa, jednak Toby orzekł, ze był zahipnotyzowany tym spojrzeniem, pozornie zaglądając do jego wnętrza. Dzwonienie w uszach stawało się coraz głośniejsze i głośniejsze z każdą sekundą. Nagle wszystko stało się czarne.

Następnego ranka Toby obudził się w swoim łóżku. Czuł się inaczej. Nie był ani trochę zmęczony i kiedy już całkowicie się obudził, czuł się tak jakby leżał tam kilka godzin. Nie było myśli przepływających przez jego umysł. Usiadł powoli i oparł się o ścianę, ale gdy stanął na nogi automatycznie zakręciło mu się w głowie przez co oparł się o drzwi i zszedł po schodach. Jego rodzice siedzieli już przy stole, jego ojciec był wpatrzony w mały telewizor stojący na blacie, a jego matka czytała gazetę. Szybko odwróciła się gdy poczuła obecność Toby'ego stojącego za nią.

"Cóż, dzień dobry śpiąca głowo, która zawsze śpi" Posłała mu niepewny uśmiech. Toby powoli spojrzał na zegarek i zauważył, ze była 12:30

"Zrobiłam ci śniadanie, ale jest już zimne, miałam zamiar cię obudzić, ale czuła, ze potrzebujesz snu", wyraz jej twarzy zmienił się z miłego na zmartwiony kiedy jej syn nie odezwał się.

"Wszystko w porządku?"

Toby podparł się o siedzenie ojca. Czuł się tak jakby nie miał panowania nad swoim ciałem. Wiedział co robi, ale nie wydawało się, że jego mózg zarejestrował to prawidłowo. Przeciągnął się, ale jego ręka skończyła uderzając ojca. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i odsunął krzesło nogą.

"Nie dotykaj mnie chłopcze!" Krzyknął.

Jego matka wstała, "Dobrze, przestańcie! To ostatnia rzecz jaka jest nam potrzebna!"

Dni mijały, a rzeczy pozostawały tak jak były. Connie spędzała większość czasu na sprzątaniu domu, a jej mąż spędzał większość czasu na zawracanie jej głowy. Było tak jak kiedyś, przed katastrofą.

Toby nigdy nie opuszczał pokoju. Siedział przy łóżku i drżał. Jego umysł nie zmienił się, ale jego myśli owszem, tak aby pamiętać. Mógł chodzić po swoim małym pokoju jak zwierzę w klatce, albo gapić się przez okno. Niezdrowy cykl powtarzał się.

Connie nadal była pomiatana przez męża, była zbyt uległa, a Toby pozostał w swoim pokoju.

Zanim zdążył pomyśleć dwa razy, zaczął gryźć ręce, rozrywając ciało palcami. Gryzł ręce dopóki nie zaczął krwawić. Kiedy jego matka weszła do pokoju i zastała go w takim stanie, zareagowała okropnie. Zrzuciła go w dół schodów i złapała za apteczkę, owijając jego ręce i domagając się wyjaśnienia.

Odizolował się tak bardzo, ze wzrosła nienawiść wokół niego. W jego pamięci wzrosła również usterka. Zaczęło się od nie pamiętania minut, godzin, dni i tak dalej. Zaczął mówić bzdury, o rzeczach zupełnie nie związanych z rozmowami. Mógł przysiąść, ze widzi różne rzeczy, rekiny w zlewie po tym jak umył naczynia, wsłuchiwanie się w świerszcze w jego poduszczę, i widzenie duchów zza okna jego sypialni. Wszystkie bzdury wylądowały w papierach jego doradcy. Jego matka zrobiła się zbyt niespokojna o jego zdrowie psychiczne, zdecydowała, że byłoby dla niego dobrze porozmawiać ze specjalistą.

Connie weszła razem z Tobym do budynku, trzymając go pod ręką i prowadząc go do recepcji i zaczęła rozmawiać z kobietą, która siedziała za nią.

"Pani Rogers?" zapytała kobieta.

"Tak, to ja", Connie skinęła głową, "Jesteśmy tu aby zobaczyć się z lekarzem Oliver, jestem tu z Tobym Rogers"

"Tak, w prawo, tędy.", kobieta wstała i poprowadziła ich w dół długim korytarzem. Toby spojrzał na obramowanie grafiki dołu hali i wsłuchał się w dźwięk obcasów uderzających o podłogę z drewna.
Otworzyła drzwi do pokoju ze stołem i dwoma krzesłami.
"Zaczekajcie tu chwilę, ja pójdę po lekarza", uśmiechnęła się trzymając otwarte drzwi.

Toby wszedł do pokoju i usiadł przy stole. Spojrzał na matkę a następnie na drzwi powoli zamykające się za nim. Rozejrzał się po pokoju, podniósł mocno zabandażowane ręce i zaczął gryźć materiał, ale przerwał gdy drzwi się otworzyły się i młoda kobieta w czarnej koszulce, plamiastych jeansach i z jasnymi, blond włosami wkroczyła do pomieszczenia, trzymając klip papierów i długopis.

"Toby?" Zapytała z uśmiechem.

Toby spojrzał na nią i skinął głową.

"Miło mi cię poznać, Toby, nazywam się doktor Oliver." Podała mu rękę aby ją uściskać, ale niepewnie odsunęła ją, gdy zauważyła jego zabandażowane ręce.

"Och", uśmiechnęła się nerwowo, odchrząknęła i usiadła na krześle przy stole na przeciwko chłopaka.

"Więc zadam ci kilka pytań, postaraj się odpowiedzieć na nie tak szczerze jak to możliwe dobrze?" Położyła papiery na stole. Toby powoli skinął głową i położył dłonie na kolanach.

"Ile masz lat Toby?"

"17" odpowiedział cicho.

Zapisała to na dole papieru.

"Jakie jest twoje pełne nazwisko?"

"Toby Erin Rogers."

"Kiedy masz urodziny?"

"28 kwietnia"

"Twoja najbliższa rodzina?"
Toby powstrzymał się na chwile zanim odpowiedział na jej pytanie: "Moja mama, mój tata, a on...", "M-Moja siostra..."

"Słyszałam o twojej siostrze... Bardzo mi przykro", z jej twarzy zszedł uśmiech zmieniając się w smutną minę.

"Czy pamiętasz co działo się podczas katastrofy Toby?"

Toby odwrócił się od niej. Jego umysł wyłączył się na chwilę. Spojrzał na swoje kolana, w otoczeniu usłyszał cichy dźwięk dzwonka. Jego oczy rozszerzyły się i zamarły na chwilę.

"Toby?" zapytała.
"Toby, słuchasz?"

Toby poczuł dreszcz przeszywający jego kręgosłup, aż zamarł ponownie i powoli spojrzał na małe okno w drzwiach, gdzie zobaczył go. Ciemna postać wpatrująca się w niego. Patrzył, oczy rozszerzyły się, dzwoniło coraz głośniej i głośniej, aż nagły głos doradcy złamał to.

"Toby" krzyknęła kobieta.

Toby wzdrygnął się i opadł na bok krzesła.

Doktor Oliver wstała, przyciskając karty do piersi. Zaskoczona spojrzeniem w jego oczach.



Tej nocy Toby położył się na łóżku. Jego oczy oszołomione wpatrywały się prosto w sufit. Czuł jak zaczął zasypiać, kiedy usłyszał rozpraszające ślady z jego korytarzu. Wyprostował się i spojrzał w kierunku drzwi, były szeroko otwarte. Poczuł uderzenie w twarz, jęknął i upadł.

Jego oddech był nieregularny, kiedy uderzył w ziemię i zaczął ciężko dyszeć, a jego oczy były szeroko otwarte. Odczekał chwilę zanim z powrotem stanął na nogi. Wyciągnął rękę i chwycił za klamkę drzwi jego zimną zabandażowaną ręką i gdy otworzył je, zaskrzypiały. Spojrzał na ciemny korytarz i wyszedł z pokoju na palcach. Okno na końcu korytarza rozświetlało ciemność wpuszczając do środka niebieskie światło księżyca. Słyszał kroki i szelest wokół niego, i słaby chichot przecinany tupotem małych stóp, który brzmiał tak jakby jakieś dziecko przed nim uciekało. Na korytarzu był o wiele dłużej niż pamiętał. Wydawało by się, że bez końca... jadąc do domu ze szpitala. Usłyszał skrzypienie drzwi przed nim.

"Mamo?" Zawołał drżącym głosem.

Nagle drzwi zatrzasnęły się za nim, a on odwrócił się i skoczył. Za sobą usłyszał długi jęk, co brzmiało jak rechot dla jego prawego ucha. Odwrócił się tak szybko jak tylko mógł i stanął twarzą w twarz z nikim innym jak ze swoją nieżyjącą siostrą. Jej oczy, białe, skóra blada, a po prawej stronie szczęki tylko zwisające tkanki i mięśnie, szkło wystające z czoła, i czarna krew wyciekająca spod jej twarzy, jej blond włosy zaczesane do tyłu w koński ogon, jak to zawsze było, nosiła go ze swoim szarym t-shirtem i szortami, które noszą sportowcy, były brudne i poplamione krwią. Jej nogi były wygięte w sposób jaki nie powinny być. Wstała, robiąc dużo hałasu swoim rechotem, była tylko o cal z dala od twarzy Toby'ego.

Toby jęknął i upadł.

"Aw" zaczął się czołgać do tyłu, z dala od niej, nie był w stanie przełamać kontaktu wzrokowego z jej pustymi, martwymi oczami. Podciągnął się do tyłu, aż uderzył w coś.

Zatrzymał się na chwilę. wszystko było martwe, ciche, z wyjątkiem jego ciężkiego oddechu i płaczu. Powoli spojrzał na brunatną twarz ciemnej postaci, która stała nad nim. Z ciemnej masy wyłoniły się dzieci w wieku od 3 do 10 lat, ich oczy były całkowicie czarne i wyciekała z nich czarna krew.

Krzyknął i wstał tak szybko, jak tylko mógł by wyzwolić się od czarnych wąsów, które owijały się wokół jego kostki. Upadł prosto na brzuch, poczuł uderzenie wiatru w swoją pierś. Próbował krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie dźwięku. Sapał zanim to wszystko stało się czarne.

Toby obudził się nagle. Krzyczał na zewnątrz i usiadł tak szybko, jak mógł, zupełnie brakowało mu oddechu. Sapał i trzymał się za klatkę piersiową zabandażowaną ręką. To był tylko sen... Tylko sen... Położył się z powrotem na łóżku i przewrócił się na drugi bok. Czuł jak olbrzymia waga została zniesiona z jego klatki piersiowej, kiedy wziął głęboki oddech. Wstał i podszedł do okna. Nic nie widział. Nikogo tam nie było. Żadnych duchów. Nic.

Usłyszał szelest i kaszel ojca za drwami. Jego drzwi były zamknięte.

Podszedł i otworzył je. Patrząc na korytarz po raz kolejny. Poczłapał korytarzem do kuchni, gdzie zastał ojca stojącego w dymie w salonie.

Toby czekał długo i obserwował go za rogiem, zanim uczucie pieczenie pojawiło się głęboko w jego piersi.

Głębokie uczucie wrzenia, złość wzięła nad nim górę. Usłyszał małe wyimaginowane głowy w jego głowie.

"Zrób to, zrób to, zrób to", skandowały.

Odwrócił się i uniósł ręce. Czuł się tak jakby rzeczywiście miał kontrolę nad sobą, w przeciwieństwie do ostatnich kilku tygodni, odkąd wrócił do domu ze szpitala. Rzeczywiście miał władze nad myślami na zaledwie kilka chwil, zanim znów zostały zachmurzone przez intonowanie małych głosów w jego głowie.

"Zabij go, go nie było, nie ma go tam, zabij go, zabij go", mówiły dalej. Toby zadrżał. Nie, nie, nie zamierza tego zrobić. Co, czy on zwariował? Nie, nie będzie nikogo zabijać. Nie może. Nienawidził swojego ojca, ale nie aż tak, że zamierzał go zabić.

To było to. Ostatnia myśl przed wpadnięcie w stan spoczynku po raz kolejny. Głosów w jego głowie było zbyt wiele. Zaczął podchodzić po cichu do jego ojca. Sięgnął do uchwytu na noże w kuchni i wyciągnął ten największy, który był używany kilka razy. Chwycił go pewnie. Czuł adrenalinę przepływająca przez jego klatkę piersiową. Zaczął się śmiać.

"Heh... heheh... hehehehehe! HAHAHAHAHA!" zaczął się śmiać tak bardzo, że musiał nabrać oddechu. Jego ojciec odwrócił się gwałtownie nim poczuł jak ten przyciska go do podłogi.

"Co", spojrzał na chłopaka, który stał nad nim trzymając nóż kuchenny w ręce.

"Toby co robisz!" Zdołał usiąść i wyciągnął rękę przed siebie w samoobronie, ale zanim to zrobił Tobyemu udało się złapać za jego szyję, ale jego ojciec wyciągnął rękę i zablokował go chwytając za jego nadgarstek.

"Przestań! Zostaw mnie ty mały skurwysynu!!" Krzyknął i rzucił się na niego z drugiej strony, ale ten nie zatrzymał się.

Spojrzał w oczy Toby'ego, nie był przy zdrowych zmysłach. Wyglądało to tak, jakby demon przejął nad nim kontrolę. Wrzasnął znowu i spróbował dźgnął ojca w klatkę piersiową, jednak on zablokował go ponownie chwytając za jego nadgarstek. Spróbował po raz kolejny go powalić, ale Toby cofnął się i otrzymał silny cios w twarz, jednak chłopak wrócił się i rzucił nożem prosto w jego ramię. Jego ojciec krzyknął głośno i poszedł wyciągnąć nóż, ale zanim to zrobił, Toby uderzył go pięścią prosto w twarz.

Zaczął uderzać pięściami w jego głowę, śmiejąc się ze świszczącym oddechem. Jego kark drgnął i chwycił nóż wyrywając go z ramienia mężczyzny. Wbił ostrze głęboko w pierś ojca i zadał wiele ciosów w jego tułów, krew rozbryzgiwała się coraz mocniej plamiąc wszystko dokoła. Nie zatrzymał się dopóki ciało ojca przestało się ruszać. Rzucił nóż na bok i pochylił się nad jego ciałem, kaszląc i dysząc. Wpatrywał się w jego twarz, aż poczuł skurcz, w końcu krzyk przerwał ciszę. Spojrzał w drugą stronę by zobaczyć jak jego matka stoi kilka metrów dalej, obejmując jej usta, a łzy wypływały z jej oczu.

"Toby" krzyknęła: "Dlaczego to zrobiłeś?!" krzyknęła ponownie.

"D-dlaczego?!" znów.
Toby wstał i zaczął się wycofywać z krwawych zwłok ojca. Zaczął się wycofywać z kuchni. Spojrzał jak krew moczy bandaże na dłoniach po czym spojrzał na matkę po raz ostatni, zanim odwrócił się i wybiegł z domu. Pobiegł do garażu i uderzył dłonią w panel sterowania na ścianie i wcisnął przycisk, aby otworzyć bramę garażową. Zanim wyszedł zabrał dwa topory ojca, które wisiały na wieszaku na narzędzia nad stołem pełnym słoików, wypełnionych po brzegi zardzewiałymi, starymi gwoździami i śrubami.

Jeden z toporów był nowy, miał jasny, pomarańczowy uchwyt i błyszczące ostrze, inny był szary z drewnianą rączką i starym, tępym ostrzem. Chwycił oba i spojrzał w dół na stół, jego oczy spotkały się z pudełkiem zapałek, a pod stołek stał czerwony zbiornik z benzyną. Trzymał oba topory w jednej ręce, a drugą chwycił zapałki i benzynę przed uruchomieniem drzwi garażu. Gdy zbliżył się do świateł ulicznych, widział okno swojej sypialni, usłyszał syreny policyjne w niedalekiej odległości.

Odwrócił się, a czerwone i niebieskie światła migotały w dole ulicy. Toby stał przez chwilę, zanim otworzył korek zbiornika benzyny i pobiegł ulicą, rozlewając płyn po całej ulicy pod nim, on sam rzucił się do ucieczki w stronę drzew. Wylał ostatnią resztkę benzyny, zanim sięgnął do kieszeni i wyjął zapałkę. Przejechał nią po boku pudełka i natychmiast rzucił ją. W jednej chwili płomienie wybuchnęły wokół niego. Ogień złapał się drzew i krzewów wokół niego i zanim się zorientował, był całkowicie otoczony przez ogień. Sylwetki samochodów policyjnych, widoczne były przez płomienie, kiedy wycofywał się do lasu. Rozejrzał się, ale jego wzrok był zamazany,jego serce waliło i zamknął na chwilę oczy. To było to. To był koniec.

Toby poczuł dłoń na ramieniu. Otworzył oczy i spojrzał na dużą, białą dłoń z długimi palcami, opierającymi się o jego ramię. Poszedł wzrokiem za ramię, i zobaczył jak oddziela je jakaś gigantyczna, ciemna postać. Wydawało się, ze ma na sobie ciemny, czarny garnitur, a jego twarz była zupełnie pusta. To górowało nad małą posturą Toby'ego i spojrzał na to. Wyciągnęły się z tego wąsy(macki). Zanim Toby to zauważył, pojawiło się niewyraźne spojrzenie i został otoczony przez dźwięk dzwonienie w uszach. Wszystko stało się puste.

To było to. To był koniec. To właśnie wtedy Toby Rogers zmarł.


Kilka tygodnie później Connie siedziała w kuchni siostry. Jej siostra, Lori siedziała obok jej popijając z filiżanki kawę.

Około trzech tygodni temu, Connie straciła męża, i jej syna, a kilka tygodni wcześniej straciła córkę w wypadku samochodowym. Od tego czasu zamieszkała z siostrą. Policja właśnie skończyła sprzątanie(?) sprawy, po historii, która wydarzyła się dwa tygodnie temu, a celem świata wydawało się, tworzenie nowej historii.

Lori włączyła TV na wiadomościach. Na TVReporter wyświetlano nowy nagłówek.

"Mamy szokujące wieści! Ostatnia noc nie obeszła się bez zgłoszenia zabójstwa 4 o0sób. Nie ma jeszcze podejrzanych, ale ofiary to grupa młodzieży szkoły średniej, którzy byli w lesie późno w nocy. Młodzież została "pobita" i zasztyletowana. Na miejscu zbrodni śledczy odnaleźli broń,którą wydaje się być stare, typowe ostrze toporku, jak widać na zdjęciu tutaj"
"Śledczy wyciągnęli nazwisko ewentualnego podejrzanego, Toby Rogers, 17-letni chłopak, który kilka tygodni temu zadźgał swojego ojca i próbował zatuszować ucieczkę wszczynając ogień na ulicy i obszarze wokół sąsiedztwa. Mimo tego, że nie wiadomo czy chłopak zginął w pożarze, śledczy podejrzewają, że Rogers może jeszcze żyć, ze względu na fakt, iż jego ciało nie zostało odnalezione"
  • 0

#1446

buddy213.
  • Postów: 16
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Nic nie widzę. Wiem że leżę w kuchni, bo czuję zapach pieczonego mięsa. Boli mnie głowa i leżę na lewym policzku. Kafelki są takie szorstkie. Ktoś za drzwiami chyba wzywa pomocy, ale nie mam siły wstać. Może któremuś z sąsiadów przypalił się obiad, albo zajęła kuchnia? Leżę dalej, pełen wyrzutów sumienia. Jak to się stało, jak się tu znalazłem? Nic nie pamiętam... Staram się otworzyć oczy, jednak w prawym czuję okropny ból. Otworzyłem lewe. Nie jestem w kuchni. Do oka napływa mi krew. Biorę haust powietrza i czuję opór na szyi. Adrenalina zaczyna działać i obracam się na plecy z ogromnym bólem w kręgosłupie. Nie jestem w kuchni. Nad sobą widzę niebo, pełne czarnego dymu, a na nim chyba wszystkich bogów, jakich od początku świata stworzyła ludzkość. O większości nie miałem nawet pojęcia. Prawe oko boli dalej. Ruszam prawą ręką. Czuję opór. To rękawica. To na pewno rękawica. Nie daję rady podnieść prawej ręki, jednak ruszyłem lewą na tyle, by dotknąć swojej szyi. Poparzenie. Szczypie. Do poparzenia przykleił się jakiś materiał, więc odrywam go mając świadomość, że zastygnięty będzie trudniejszy do oderwania. Stopiony plastik obrywa mi duży kawał skóry, łapę kolejny haust powietrza. Nie jestem w kuchni, wokół mnie dalej słyszę głosy. Materiał okazał się paskiem od kasku. Hełm wojskowy? Ściągam go, z ogromnym bólem w kręgosłupie, gdy podnoszę głowę. Na twarzy zostały mi tylko wojskowe gogle. Bez szybki. Szybka wbiła się w prawe oko.

Przypominam sobie...

Tak, przypominam sobie. Przypominam sobie sku*wysyna, który namówił mnie do wyjazdu na misję pokojową. Pamiętam pokojowy karabin który trzymałem w ręku podczas patrolu ulicy. Pamiętam pokojowych kompanów, którzy powiedzieli bym został na czatach, gdy oni pójdą ,,pogadać z kozoje*cami". Pamiętam araba, który wychodzi zza budynku i idzie w moją stronę. Pamiętam jego spokój, pamiętam swój spokój. Pamiętam jak podchodzi i pyta mnie w co wierzę. Pamiętam swoją odpowiedź ,,W koniec wojen i bezsensownych ofiar." Cóż, był innego zdania. Usłyszałem pikanie spod jego bluzy i skoczyłem w bok, jednak wybuch odrzucił mnie jeszcze dalej niż mój skok. To wszystko pamiętam... Połamany odwracam głowę w bok. Widzę człowieka przysypanego gruzem, który jeszcze przed chwilą wołał o pomoc. Widzę swój karabin, leżący kilka metrów dalej, skierowany lufą w moją stronę. Wokół mnie pobojowisko. Budynek ledwo trzymający się swoich rusztowań, czekający jedynie na mocniejszy wstrząs, który posypie jego konstrukcję i rzuci ją na ulicę, przygważdżając niewinnych ludzi. Słyszę bieg i stłumione krzyki. Dwóch ludzi łapie mnie pod pachy i ciągnie pod budynek. Tam opierają mnie i patrzą w sprawne oko. Mrugam. Czyli żyję? Nie. Mam funkcje życiowe, jednak moje życie odeszło w momencie, gdy przyszedł samobójca. Kość w kręgosłupie strzeliła i ból nieco przeszedł.

Może nie będzie wydawać się to creepy, jednak... Jest coś strasznego w myśli, że nie musimy wymyślać demonów. Demony żyją wśród nas i niszczą życia bardziej niż jakiekolwiek duchy tłukące meblami w pokojach. Straszna myśl, że są ludzie, którzy boją się o swoje życie w każdej sekundzie. W każdym miejscu i o każdej porze. Nie tylko o 00:00 przed lustrem ze świecami.
  • 2

#1447

pol44.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Od kilku lat obserwuję ten temat. Napisałem jedną pastę, a raczej spróbowałem coś napisać, ale mi kompletnie nie wyszło. Bywa. Tym razem zabrałem się za tłumaczenie. Bardzo krótka pasta, ale chciałem spróbować swoich sił w tłumaczeniu. Wiem, że nie jest idealne, ale zrobiłem co mogłem.

Wyparcie

Pożegnałem się z przyjaciółmi wysiadając z autobusu i pomaszerowałem do domu. Byłem strasznie podekscytowany, aby zobaczyć moich rodziców. Wczoraj bardzo mało mówili. Tak naprawdę, to cały dzień spędzili w swojej sypialni. Chyba nie czuli się za dobrze. Wbiegłem po schodkach na ganek i otworzyłem drzwi z szerokim uśmiechem na ustach. Jednakże, nie zastałem nikogo. Telewizor był wyłączony i w całym domu było wręcz nadzwyczajnie cicho. Wszedłem do środka i zawołałem:

-Mamo? Tato?

Wiedziałem, że powinni być w domu. Ojciec wziął sobie wolne, a mama nie miała żadnych planów na najbliższy tydzień. Położyłem plecak na ziemi, obok kanapy i wszedłem do kuchni, aby spojrzeć na kalendarz. Piąty października. Dobrze mówiłem. Tata wziął wolne, żebyśmy razem w trójkę poszli do kina.

"Muszą gdzieś tu być"-pomyślałem

Wtedy sobie przypomniałem. Dziś wróciłem ze szkoły wcześniej z powodu zepsutego wodociągu. Spojrzałem na zegarek

"Dopiero dwunasta. Pewnie jeszcze śpią."

Pobiegłem do ich sypialni i otworzyłem drzwi. Leżeli w łóżku. Odetchnąłem z ulgą i na me usta powrócił uśmiech. Podszedłem na palcach do mojej mamy i odkryłem kołdrę. Przywitała mnie tym samym spojrzeniem, co wczoraj. Leżała nieruchomo z wywróconymi oczami i rozwartymi ustami. Jej skóra była blada, a włosy zmierzwione. Nieświeża już zupa, którą jej wczoraj przyniosłem, leżała nietknięta na stole. Chyba nie czuje się zbyt dobrze. Przykryłem ją z powrotem, wziąłem zupę i cicho wyszedłem z pokoju, zamykając drzwi. Nie chciałem budzić rodziców, bo wiedziałem, że potrzebują snu. Jestem pewien, że jutro poczują się lepiej.

Do tego czasu, mam dużo roboty do zrobienia do szkoły. Piszemy wypracowanie o ludziach, którzy mają jakieś zaburzenie, które sprawia, że ich mózg wypiera nawet najoczywistsze fakty. Nie wyobrażam sobie życia w ten sposób.

Oryginał: http://www.creepypasta.com/denial
  • 4

#1448

pol44.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Kolejne tłumaczenie, kolejna krótka pasta. Będzie więcej.

Wizyta na cmentarzu

Był wczesny, ciemny poranek, gdy starsza kobieta położyła dłoń na nagrobku.

"Henry Blackwood (1938-2004)"

Położyła na nim kwiaty i zapłakała. Coś, czego nie zwykła robić. W każdą rocznicę śmierci Henry'ego przynosiła coś, co do niego należało. Jej pamięć nie była tak dobra, jak kiedyś, więc jej mózg potrzebował trochę wysiłku, aby to zrobić. Przyniosła coś, czego jej mąż nienawidził. Aparat słuchowy. Przypomniała sobie, jak nigdy nie chciał go używać, upierając się, że nie ma problemów ze słuchem, pomimo oglądania telewizji na pełnej głośności.

Jedyne, czego teraz chciała, to powrót jej ukochanego.

-Oh, Henry-padła na kolana i spojrzała w niebo-Jak bardzo chciałabym, żebyś wrócił.

Nagle, przez zamglone łzami oczy, ujrzała czerwoną gwiazdę na niebie. Jej światło było bardzo słabe. Nagle usłyszała złośliwy chichot, gwiazda zabłysnęła i zniknęła. Otarła łzy z oczu. Dziwne. Czy to tylko wytwór jej wyobraźni? Wstała i się rozejrzała, ale nie zobaczyła niczego dziwnego. Najwyraźniej, to było nic innego, jak jej wyobraźnia. Zaśmiała się ze swojej naiwności i nagle w jej głowie pojawiło się pytanie: Czy bateria w aparacie słuchowym jeszcze działa? Włożyła aparat do ucha i go włączyła. Usłyszała trzepot skrzydeł kruka na pobliskim drzewie. Aparat działał prawdopodobnie dlatego, że mąż bardzo rzadko go używał. Wtedy, przełykając ślinę, przyłożyła ucho do nagrobka. Jej usta otworzyły się ze zgrozą, gdy usłyszała drapanie, uderzanie i paniczne wrzaski dobrze znanej jej osoby.

Oryginał: http://www.creepypas...to-the-cemetary

Użytkownik pol44 edytował ten post 13.01.2014 - 00:15

  • 5

#1449

Empatyczny.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Witam, to mój pierwszy post na tym forum a jednocześnie pierwszy creepypasta własnego autorstwa. Mam nadzieję że się spodoba i liczę na wszelką krytykę. 
 
"Rzeźby"
 
Gdy się przeprowadziłem wraz z żoną do Compton, Illinois, myślałem że to jedno z tych nudnych, aczkolwiek spokojnych miasteczek w którym można wychować dziecko i wiec spokojny żywot, u boku ukochanej kobiety. Byłem w wielkim błędzie, to miasto miało swój mroczny sekret. Wszystko za sprawą pewnego starego domu, którego do końca życia nie zapomnę. Dom ten widziałem z okna, zbudowany na wzgórzu, był ogromny z wielkim ogrodem wypełnionym rzeźbami.
 
Zbudował go bogaty artysta, rzeźbiarz, ponad 50 lat temu, choć dom wcale nie był tak stary, to wyglądał jakby zbudowano go o wiele wcześniej, najwidoczniej artysta wraz z żoną lubili tego typu architekturę. Człowiek ten był bardzo pracowity, a przynajmniej wskazywała na to liczba rzeźb które widziałem z okna.
 
Starszy sąsiad który mieszka tu od dziecka mówił że prawie nie widywał małżeństwa, rzadko opuszczali dom. Po jakimś czasie już w ogóle nie wychodzili i nie otwierali drzwi, zmartwieni sąsiedzi wezwali policję by sprawdziła czy aby wszystko jest w porządku, w domu nie było żywego ducha. Długie i żmudne poszukiwania nie dawały rezultatów aż w końcu je zaprzestano. Miasto po jakimś czasie przejęło budynek. Mijały lata a posesja co jakiś czas zmieniała właścicieli. Mówi się że dom jest nawiedzony, ludzie którzy w nim przebywali, słyszeli kroki i czuli się obserwowani. Kolejni właściciele szybko opuszczali dom, jednak duża część podzieliła los pierwszych domowników i zniknęła bez śladu. Sam w to nie wierzyłem, myślałem ze to jedna z tych miejskich legend które mają przyciągnąć zwiedzających, tak przynajmniej było do pewnego dnia.
 
Minęło 5 miesięcy od naszej przeprowadzki, siedziałem na kanapie i oglądałem telewizję, gdy zauważyłem ciężarówkę wjeżdżającą pod dom na wzgórzu. Ktoś wprowadzał się do tego pięknego domu, trochę zazdrościłem majątku jaki za pewne posiadali nowo przyjezdni skoro stać ich na taką posesję. Nie mieliśmy jeszcze wielu znajomych i jako że również nie dawno się wprowadziliśmy postanowiliśmy przywitać nowych sąsiadów. Żona upiekła sernik i następnego dnia poszliśmy na odwiedziny. Było to starsze małżeństwo, mogli mieć po 60 lat. Jeszcze nie miałem okazji zobaczyć domu z bliska, wydawał się jeszcze większy niż początkowo przypuszczałem. Rzeźby były piękne, artysta miał ogromny talent. Stanęliśmy przy dużych drzwiach wejściowych i zadzwoniłem na dzwonek,  otworzyła nam starsza kobieta, przedstawiliśmy się a pani domu z chęcią nas wpuściła, hol był ogromny, a na środku stała duża rzeźba przedstawiająca parę młodych ludzi, najwyraźniej był to rzeźbiarz wraz z żoną, była starannie wykonana, bardzo realistyczna. Przy ścianach zaś około dziesięciu innych rzeźb które spoglądały na parę w środku, niektóre miały bardzo dziwny wyraz twarzy, jakby były czymś zaniepokojone. 
Po chwili do pomieszczenia wszedł mąż kobiety która nas wpuściła. Chris i Anna, tak przedstawili się nowi właściciele. Zaczęliśmy luźną rozmowę, bardzo ciekawiło mnie czym zajmuje się Chris, że stać go na taki luksus. Facet był emerytowanym aktorem który zarobił na akcjach firm producenckich, chyba nie lubił mówić o pracy i szybko zmienił temat. Anna chciała zmienić dom w elegancki pensjonat, Chris pomagał spełnić marzenie żony. Nic nie słyszeli o opowieściach związanych z tym budynkiem. Nie chciałem mówić o rzeczach jakie słyszałem na temat ich nowego domu, jeszcze by pomyśleli że chce ich wystraszyć.
Gdy nas oprowadzali po budynku, podziwiałem każdą z napotkanych rzeźb, nie wierzyłem że wszystkie zostały zrobione przez jednego człowieka. 
Zauważyłem że wiele z nich przedstawia tą samą postać, a mianowicie kobietę z rzeźby w holu, czyli żonę artysty. Człowiek ten musiał ją strasznie kochać skoro tyle swych prac poświęcił jej osobie. 
Po jakiś dwóch godzinach byliśmy gotowi do opuszczenia naszych nowych znajomych, zmierzając ku wyjściu usłyszałem coś jakby powolne kroki dobiegające z jednego z pokoi, lecz w dokładnej lokalizacji źródła dźwięku utrudniało echo. Postanowiłem to zignorować i już miałem wychodzić przez drzwi gdy kątem oka zobaczyłem jakiś ruch przy jednej z rzeźb, wtedy wiedziałem że coś jest nie tak z tym budynkiem. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy. 
 
Po paru dniach zadzwonił telefon, była to Anna, wystraszonym głosem mówiła że w domu słychać kroki i inne niepokojące dźwięki, a gdy sprawdzali każdy z pokoi nic nie znaleźli. Prosiła o nocleg bo mają zamiar sprzedać dom. Oczywiście się zgodziłem i powiedziałem że będziemy na nich czekać. 
Tego dnia nie zjawili się. Wraz z żoną zmartwiliśmy się i wieczorem poszedłem sprawdzić co się dzieje. Wszystkie światła były zgaszone, zadzwoniłem na dzwonek do drzwi i przez dłuższą chwilę nie było reakcji, jednak po chwili usłyszałem kroki zbliżające się ku drzwiom. Kroki ustały przy drzwiach ale nikt mi nie otworzył. Wystraszony wróciłem do domu i zadzwoniłem na policje. Opowiedziałem o rozmowie z Anną, ale funkcjonariusz powiedział że bez nakazu nie mogą wejść do domu.
 
Dopiero następnego dnia policja dokładnie przeszukała posesję, Anny i Chrisa nie było w domu. Śledczy nie znaleźli żadnych śladów walki, lub czegokolwiek co mogło by wyjaśnić ich zniknięcie. Trafili na listę osób zaginionych.
 
Minęło 15 lat od tamtych wydarzeń, Anny i Chrisa nie odnaleziono. Zawsze gdy spojrzałem na ten przeklęty dom, widziałem ich twarze. Po jakimś czasie ktoś znów kupił dom i się wprowadzał. Tym razem chciałem ostrzec nowych właścicieli przed niebezpieczeństwem które może ich czekać. Gdy ich odwiedziłem i opowiedziałem o zdarzeniach które tu miały miejsce, wyśmiali mnie. Nie mogłem zrobić nic więcej.
Utrzymywaliśmy kontakt i nawet zostaliśmy przyjaciółmi z młodym małżeństwem które zamieszkuje ten dom.
Gdy spytałem czy nie słyszeli czegoś dziwnego w domu, odpowiedzieli że z początku coś jakby stłumione kroki dochodziły z któregoś z pokoi, lecz po paru dniach ustały. 
 
Gdy nadeszło lato sąsiedzi postanowili zrobić gruntowny remont. Po zburzeniu jednej że ścian odkryli ukryte przejście którym można było się poruszać po całym domu i widzieć co się działo w każdym z pokoi przez ukryte szpary w ścianach. Gdy zwiedzali ukryty tunel, doszli do jakiejś pracowni w której odkryli zwłoki mężczyzny. Powiadomili policję.
 
Śledztwo ujawniło że mężczyzna był rzeźbiarzem który zbudował dom. Człowiek ten zmarł na zawał w wieku 76 lat. W ukrytej pracowni artysty znajdowały się formy do odlewów na tyle duże że mogły zmieścić człowieka. Po rozbiciu rzeźb znaleziono 23 ludzkie ciała, w tym żonę artysty, Annę i Chrisa.
Szalony rzeźbiarz nigdy nie opuścił domu, zapasów żywności wystarczyło jeszcze na 12 lat. Całe życie poświęcił na tworzeniu swych pokręconych dzieł. Niektóre z nich nigdy nie odnaleziono, więc jeśli zobaczysz jakąś rzeźbę, może to być czyjś grób.

  • 14

#1450

Amymone.
  • Postów: 78
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Anomalie

 

Post pierwotnie opublikowany na /x/

 

Witajcie.

 

Chyba muszę na początku wyjaśnić, że jestem tu nowy, więc miejcie cierpliwość dla mojej nieznajomości tutejszych zasad. Mój znajomy podesłał mi ten link po tym, jak pokazałem mu materiały, którymi chcę się teraz podzielić z wami. Powiedział, że niektórzy z was je docenią, ale, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że ta strona jest raczej siedliskiem idiotów niż poważnym paranormalnym imageboardem. No nic. Zdecydowałem się podzielić z wami tymi rzeczami i muszę zrobić to anonimowo, zaraz zrozumiecie przyczynę. Praktycznie złamię prawo, ale z tego, co wiem, wątek powinien zniknąć w ciągu kilku dni

 

Sytuacja wygląda tak: jestem edytorem w małym, niezależnym wydawnictwie w USA. Nie powiem wam, w którym, nie pytajcie, nie chcę stracić pracy. Pensja nie jest duża, ale to łatwa robota i lubię ludzi, z którymi pracuję. Publikujemy głównie albumy. Niektórzy ludzie przeglądają je raz czy dwa, zmuszeni przez nudę, ale prawie nikt nie czyta ich od deski do deski. Nijakie historie pewnych miast okraszone zdjęciami dobrze sprzedają się w sklepach z pamiątkami. Okazyjnie przygotowujemy biografie i zbiory map. Kilka muzeów zleca nam katalogi. Takimi rzeczami się zajmujemy. Nic ciekawego, ale jest stabilnie. Mamy wystarczająco dużo zamówień, żeby utrzymać się na rynku, czego nie może powiedzieć wiele małych wydawnictw.

 

Ponieważ nasze wydawnictwo istnieje już od jakiegoś czasu, jesteśmy znani w kręgach fascynatów historii, którzy myślą, że są ekspertami od „takiego to a takiego” miasta gdzieś w Nigdzie w stanie Idaho i pasjonują się jakimś tematem, który nikogo nie obchodzi. Dostajemy dużo rękopisów od ludzi, którzy nie powinni pisać książek, i dużo płyt CD pełnych zdjęć od ludzi, którzy nie powinni robić zdjęć. Ponieważ nie mamy wiele personelu, ani nawet osobnej posady dla edytora, który weryfikowałby zgłoszenia, przejrzeniem tego stosu śmieci zajmują się wszyscy po trochu.

Niezwykle rzadko ktoś znajdzie coś wartego zrealizowania, ale to główny redaktor/wydawca mają ostatnie słowo.

 

Przez dziewięć miesięcy pracowałem nieprzerwanie nad książką, która wzbudziła zainteresowanie wszystkich w biurze. Nasz adiustator znalazł ją podczas swojej zmiany przy „stosie”. Starszy mężczyzna, którego imienia nie podam, skontaktował się z nami ni stąd ni zowąd i zaoferował możliwość opublikowania jego kolekcji archiwalnych zdjęć, jeżeli podejdziemy do sprawy z szacunkiem i powagą, na jaką zasługuje.

 

Jak to określił, zdjęcia były „anomaliami”. Tak też miał nazywać się album. Fotografie przedstawiały coś niezwykłego, niewytłumaczalnego, coś, co wiązało się z równie zastanawiającą historią. Większość z nich pochodziła z pierwszej połowy XX wieku.

 

Jak powiedziałem, to nie jest to, co zazwyczaj wydajemy, lecz fragmenty, które ten człowiek przesłał w liście były całkiem obiecujące. Kiedy zobaczyliśmy resztę, usłyszeliśmy kilka opowieści

i przekonaliśmy się, że żadne z tych zdjęć nie jest powszechnie znane, wiedzieliśmy, że mamy coś, co zyska uwagę. Forma miała być prosta i klasyczna, z dużą ilością bieli i wolnego miejsca. Każde zdjęcie, wydrukowane w wysokiej jakości, znalazłoby się na prawej stronie, lewa byłaby pusta, a na kolejnej stronie pojawiłby się krótki opis.

 

Praca z tym facetem od samego początku była koszmarem i ciągnęła się miesiącami, ponieważ nie zgodził się przesyłać więcej niż jedno zdjęcie. Wysyłał list polecony, ja skanowałem zawartość, odsyłałem z powrotem i dopiero po tym on wysyłał następny. Chyba uważał swoją kolekcję za niesłychanie cenną i miał paranoję na punkcie stracenia jej, więc ryzykował tylko jeden przedmiot naraz. W końcu wydaliśmy tyle na przesyłki, że byłoby taniej polecieć do niego ze skanerem i laptopem.

 

Byliśmy może w jednej trzeciej przygotowań, kiedy ten przeklęty facet wykiwał nas. Ktoś zaoferował mu więcej pieniędzy za zdjęcia, o wiele więcej, niż my oferowaliśmy za prawa do książki, pod warunkiem, że książka nie zostanie wydana, a fotografie nie ujrzą światła dziennego. Domagaliśmy się, żeby spotkał się z nami twarzą w twarz, chcieliśmy przekonać go do zmiany zdania, próbowaliśmy ugłaskać jego dumę i potrzebę uznania. Przez parę dni wydawało się, że to działa, ale kiedy wrócił do domu, znowu zmienił zdanie, przeklinał mnie i głównego redaktora, żądając, żebyśmy zakończyli prace nad książką.

 

Zatrudnił prawnika, który znalazł jakiś kruczek pozwalający zerwać kontrakt, a potem zagroził nam pozwem, który zrujnowałby nas, jeśli kontynuowalibyśmy projekt. Nie tylko naraził wydawnictwo, ale jeszcze nas obraził, wysyłając wkurzającego typka od komputerów, który miał się upewnić, że wszystkie materiały zostaną usunięte z dysków. Większość z nich była zapisana na moim komputerze, spędziłem nad nimi dosłownie miesiące mojego życia. Czułem się pokrzywdzony przez tę sytuację.

 

Ktoś powinien skorzystać z całej tej pracy. Dlatego jestem tutaj. Niestety, nie mam już skanów w wysokiej rozdzielczości, ale udało mi się zatrzymać szkice oryginalnych opisów i czternaście średniej rozdzielczości zdjęć, które Quark utworzył podczas składania pierwotnej wersji książki. Nie pytajcie, czemu wciąż używamy Quarka. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego programu. Nie powinienem tego robić, ale od czasu do czasu zabieram do domu wersję roboczą, żeby popracować na własnym komputerze. Zazwyczaj eksperymentuję z czcionką i układem strony.

 

Tak czy owak, kiedy zamieszanie się skończyło, odkryłem, że na domowym komputerze mam wersję roboczą tego, co zdążyliśmy zrobić. Skopiowałem tekst i zdjęcia. Dzięki temu możecie je zobaczyć. Żeby było jasne, nie mam stuprocentowej pewności co do ich pochodzenia i wiarygodności. Nie jestem tu po to, żeby przekonać was o ich prawdziwości. Wrzucam je tutaj tylko dlatego, że według mnie zasługują na pokazanie, nie powinny gnić w prywatnej kolekcji jakiegoś bogatego zgreda.

 

Zdjęcie 1/14

Pożar w Collinwood

 

Oto ostatnie zdjęcie zrobione wewnątrz Lake View School w Collinwood w stanie Ohio przed pożarem z 4 marca 1908 roku, który zabił 172 uczniów, 2 nauczycieli i jednego ratownika. Najpierw zapalił się drewniany legar, który zajął się od przegrzanej rury. Płomienie odcięły drogę ucieczki, co wywołało panikę. Wielu uczniów pobiegło na klatkę schodową, gdzie spalili się żywcem. Niektórzy zginęli, próbując wyskoczyć z trzeciego lub drugiego piętra.

Wszyscy widoczni na tym zdjęciu ponieśli śmierć, z wyjątkiem pana Olsona, siedzącego w najdalszym rzędzie po prawej. Nie wyjaśniono, skąd wziął się wyraźnie dostrzegalny powidok.

1o14.jpg

Zdjęcie 2/14

Ostatni wywiad Charliego Noonana

 

Charlie Noonan był folklorystą-amatorem, który na początku dwudziestego wieku przemierzał południową i południowo-zachodnią część Stanów Zjednoczonych, zbierając opowieści o nadnaturalnych wydarzeniach. Według jego żony, Ellie, pewnego dnia jakiś farmer z Oklahomy opowiedział Charliemu o dziwnej kobiecie, która mieszkała na odludziu. Farmer twierdził, że ta kobieta nie była naprawdę kobietą, lecz czymś zupełnie innym, czymś, co skrywało swą prawdziwą naturę pod chustką na głowie. Nigdy nie widziano jej bez wielkiego psa u boku. Najwyraźniej Noonan był zaintrygowany tak bardzo, że udał się w podróż, aby odszukać tę kobietę. Nikt go więcej nie zobaczył.

 

Jakiś czas później właściciel lombardu z Tulsy skontaktował się z Ellie Noonan. Przypomniał sobie wiadomości z gazet o zaginięciu jej męża po tym, jak zobaczył jego nazwisko wypisane na aparacie, który sprzedał mu jakiś wędrowiec. Właściciel lombardu zwrócił aparat pani Noonan, co dało jej nadzieję na odnalezienie męża. To było jedyne zdjęcie na rolce. Niestety, ani nazwa miejscowości, w której mieszkała kobieta, ani imię farmera, który opowiedział jej historię, nie zostały zapisane w notatkach Charliego Noonana.

 

2o14.jpg

 

Zdjęcie 3/14

Śmierć Johna Ulsteda

 

To proroczo rozdarte zdjęcie przedstawia żołnierzy chroniących sztandary unionistów, zrobione zostało miesiąc przed bitwą nad Antietam. Mężczyzna po prawej nazywał się John Ulsted. Zaraz po rozpoczęciu bitwy okaleczył go ostrzał armatni – stracił prawą połowę twarzy i prawą rękę. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstały zniszczenia na zdjęciu.

 

3o14.jpg
 

Zdjęcie 4/14

Kat z Nowego Orleanu

 

Édouard Martel był francuskim fotografem i wynalazcą, który podróżował po USA w latach 1900-1920, starając się wzbudzić zainteresowanie inwestorów dodatkami do linii aparatów mieszkowych „Brownie” Kodaka. Urządzenia umożliwiały ustawienie samowyzwalacza oraz automatycznej ekspozycji. Podczas podróży zrobił tysiące zdjęć, aby ulepszyć swój wynalazek.

 

Często budził się wcześnie, ustawiał aparat w niepozornym miejscu na ulicy w mieście, w którym akurat się zatrzymał, a potem szedł do pobliskiej kawiarni lub baru. Chciał zobaczyć i uwiecznić autentyczne sceny z życia codziennego. Najlepsze ze zdjęć pokazano na jedynej wystawie prac Martela w Paryżu w 1924. Niestety Martel umarł nieznany i bez grosza przy duszy w 1955, a jego twórczość odziedziczyła córka Jeanne, która przejrzała dziesiątki pudeł, które po sobie zostawił, aby wybrać, co wyrzucić, a co zachować. Natknęła się wtedy na to zdjęcie, zrobione w Nowym Orleanie rankiem 28. września 1919, kilka godzin przed tym, jak Martel wsiadł na parowiec i powrócił do Francji.

 

Okazuje się, że Martel nienawidził niewyraźnych fotografii, ponieważ sądził, że pokazują w złym świetle jego wynalazek. To uprzedzenie zmusiło go do zlekceważenia zdjęcia, które było prawdopodobnie najważniejszym w jego karierze.

 

Co sprawia, że to zdjęcie jest niezwykłe? W noc przed jego zrobieniem seryjny, wciąż niezidentyfikowany zabójca, znany jako Kat z Nowego Orleanu, popełnił ostatnie morderstwo. Zabił Mike'a Pepitone w jego sypialni i uciekł tuż przed powrotem żony, która odkryła ciało. Czy widać tu Kata, wracającego do swojej kryjówki? Nie wiadomo, jednak jeśli tak jest, to zdjęcie zadaje kłam przekonaniu (które wyraziły Pauline i Mary Bruno, a także większość lokalnej społeczności), że tylko czarny mężczyzna jest zdolny do takiego bestialstwa.

 

4o14.jpg

 

Zdjęcie 5/14

Kryptydy z Wielkich Jaskiń

 

To zdjęcie zrobił w 1895 grotołaz/fotograf amator o imieniu Oren Jeffries podczas eksploracji niepoznanej części Wielkich Jaskiń w południowo-zachodniej Wirginii. Jeffries przeprowadzał eksperymenty fotograficzne z długim czasem naświetlania, żeby sprawdzić, czy w ciemnościach pod ziemią cokolwiek będzie widoczne. Usadowiał się na miejscu, gasił latarnię, otwierał przysłonę w swoim aparacie i czekał w mroku tak długo, jak mógł wytrzymać. Podczas jednego z takich eksperymentów usłyszał coś poruszającego się w głębszych partiach jaskini.

 

Przerażony Jeffries przerwał swój eksperyment i włączył flesz, którego używał do robienia zwykłych zdjęć. Powiedział później reporterowi z lokalnej gazety, że zobaczył trzy „humanoidalne” istoty stojące w cieniu i wpatrujące się w niego. Wtedy wziął nogi za pas i nie przestał biec, dopóki nie znalazł się na zewnątrz. Kilka dni potem wrócił po swój aparat w towarzystwie trzech mężczyzn. Ten obraz zachował się na kliszy.

 

Cavecrypt.jpg

 

Zdjęcie 6/14

Bliźnięta Harlow

 

Rok 1938, Evergreen Park w stanie Illinois. Billy i Stevie Harlow jechali na przednim siedzeniu obok swojej matki, Tammie, gdy ich Ford sedan zderzył się czołowo z Chryslerem. Dwa inne pojazdy również zostały uszkodzone.

 

Tammie Harlow przeżyła, ale chłopcy wypadli przez szybę i zginęli na miejscu. Fotograf z miejscowej gazety zrobił to zdjęcie w czasie gorączkowych prób uratowania Johna Downinga, kierowcy Chryslera. Wygląda na to, że Billy i Stevie zatrzymali się, żeby popatrzeć.

 

7o14.jpg

 

Zdjęcie 7/14

Tragedia Sorrensonów

 

Sorrensonowie byli duńską rodziną, która wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych około 1905 roku. Przybyli z najstarszym dzieckiem, Andersem (na ośle) i osiedlili się na farmie w Missouri. Wkrótce urodziło im się troje kolejnych dzieci: Simone, Frikke, i Mathilde (pośrodku, po prawej i w wózku). To zdjęcie, zrobione w 1916, przedstawia całą czwórkę kilka tygodni przed tragedią.

 

Troje najstarszych dzieci prawdopodobnie bawiło się, budując tunele w stercie siana. Zasnęły w środku. Ich ojciec, Niclas, wjechał w stertę zgrabiarką do siana, dzieci zostały rozczłonkowane dokładnie tak, jak przebiega rysa na zdjęciu.

 

Najmłodsza Mathilde była w tym czasie w domu z matką i nie się jej nie stało. Syn sąsiadów powiedział w wywiadzie, że osioł umarł w równie okropny sposób. Zaplątał się w drut kolczasty i próbując się uwolnić, niemal odciął sobie głowę. Niemożliwe było stwierdzenie, czy naprawdę tak się stało.

 

6o14.jpg

 

Zdjęcie 8/14

Widmo Violi Peters

 

Viola Peters była zamożną starą panną, która żyła w małej miejscowości o nazwie McCaysville w Georgii. Była kochana przez lokalną społeczność za działalność charytatywną w kościele baptystów, dawała datki na jadłodalnię, sierociniec. W czasie kryzysu te instytucje polegały głównie na jej hojności.

 

W lipcu 1935 Viola została brutalnie zgwałcona i zamordowana przez włóczęgę Toma Cullina, który pracował krótko w pobliskim zakładzie. Po popełnieniu zbrodniu Cullin pozostał w domu Violi i znęcał się nad jej ciałem przez kolejnych siedemnaście dni zanim został aresztowany. Grupa rozwścieczonych mieszkańców McCaysville wtargnęła do więzienia, zabrała Cullina i zlinczowała na starym moście nad rzeką Toccoa.

 

Zdjęcie zostało zrobione przez Garretta Killiana, świadka linczu, i wywołało poruszenie, kiedy wydrukowano je w The Atlanta Constitution kilka dni później. Większość była zdania, że duch Violi uzyskał spokój poprzez egzekucję jej zabójcy, ale niektórzy ludzie o wypaczonych umysłach zobaczyli w jej twarzy pragnienie ujrzenia pierwszego i ostatniego kochanka w jej życiu.

 

1382730855593.jpg

 

Zdjęcie 9/14

Duch Sary Eustace

 

Szpital stanowy w Danvers (znany wcześniej jako Zakład dla Obłąkanych w Danvers) to szpital psychiatryczny zbudowany w 1874 zgodnie z założeniami planu Kirkbride'a.

 

Jak wszystkie szpitale psychiatryczne w stylu Kirkbride'a, charakteryzował się neogotycką architekturą. Stosowano w nim przestarzałe metody leczenia obłędu. Szpital w Danvers jest niekiedy określany jako miejsce narodzin lobotomii przedczołowej.

 

Danvers jest sławny z kilku powodów. Był inspiracją dla H.P. Lovecrafta do stworzenia „Arkham Sanitorium” pojawiającym się w kilku opowiadaniach, a to z kolei było wzorcem dla “Arkham Asylum” w uniwersum Batmana. Tam także rozgrywa się akcja kultowego horroru „Session 9”.

 

W filmie z dobrym efektem wykorzystano sieć tuneli ciągnących się pod Danvers. Nieprzypadkowo filmowcy wybrali te właśnie tunele, pogłoski o tym, że są nawiedzone, krążyły po okolicach od ponad stu lat. Najbardziej znana historia mówi o Sarze Eustace, pacjentce, która uciekła w 1955 i wślizgnęła się do systemu tuneli. Pomimo licznych poszukiwań i tygodniowego zamknięcia szpitala, Sary nie odnaleziono. Wydawało się oczywiste, że umarła tam, zagubiona, spragniona i samotna.

 

Pielęgniarka z Danvers o imieniu Gail Malloy dostała obsesji na punkcie historii Sary i spędziła wiele godzin na przemierzaniu tuneli w poszukiwaniu szczątków kobiety. Nigdy nie znalazła jej ciała, ale to zdjęcie, które zrobiła w 1966, sugeruje, że Sara Eustace wciąż błąka się po podziemiach Danvers.

 

13o14.jpg

 

Zdjęcie 10/14

Rodzinne zdjęcie Stevensonów

 

Kto powiedział, że duchy nie mogą mieć poczucia humoru? Stevensonowie byli bogatą rodziną z Bostonu, dumną z pracowitości i długowieczności, jaką cieszyła się większość klanu. To zdjęcie wykonano w 1945 w celu uwiecznienia najstarszych Stevensonów obok jednego z najmłodszych. Najstarsza jest tutaj Emilia (w środku), 102 lata, obdarzona tytułem „Głowy rodu”, zaś najmłodsza - osiemnastomiesięczna Ophelia.

 

Jednak zanim zdjęcie zostało wywołane, Stevensonowie nie wiedzieli, że dołączył do nich wtedy ktoś jeszcze. James Pullman Stevenson (1835-1932) usiadł pomiędzy swoją siostrzenicą Ginny a kuzynem Alfredem i został z łatwością rozpoznany przez rodzinę. Zapamiętano go jako miłego wujka, który lubił stroić sobie żarty i opowiadać dowcipy.

 

8o14.jpg

 

Zdjęcie 11/14

Zniknięcia pani Yurno

 

Josephine Yurno każdego dnia wybierała się na spacer o zmierzchu po jej ukochanym Norwich.

 

Dwunastego listopada 1935 wyszła jak zwykle i nie wróciła. Policja z Norwich wraz z ochotnikami prowadziła dokładne poszukiwania, ale nie odkryto żadnego śladu.

 

Trzy lata później pani Yurno została znaleziona przed domem swojego sąsiada. Siedziała skulona, ale była całkowicie zdrowa, nie miała żadnych fizycznych obrażeń. Kiedy zapytano ją, gdzie się podziewała, pani Yurno nie zrozumiała pytania. Według niej, nie minęło aż tyle czasu.

 

Pomimo zaleceń doktora i próśb znajomych nie zgodziła się na leczenie i żyła tak, jakby nic się nie stało, nadal wychodziła na wieczorne spacery po plaży. Jeden z sąsiadów zrobił to zdjęcie jesienią 1938. Obłok dymu unoszący się znad stery liści potęguje niepokojące wrażenie.

 

W listopadzie 1940, w ten sam dzień, co pięć lat wcześniej, pani Yurno znowu zniknęła. Tym razem na zawsze.

 

9o14.jpg

 

Zdjęcie 12/14

Los Sally York

 

W 1912 roku mała Sally York, 9 lat, została zmiażdżona przez maszynę w fabryce bawełny North Fork Textile Mill. Był to jeden z incydentów, który zmusił ustawodawców do przeforsowania Keating-Owen Act w1916 roku, który był pierwszym w historii Ameryki aktem prawnym dotyczącym pracy dzieci.

 

Od czasu wypadku do zamknięcia fabryki czterdzieści alt później pracownicy ciągle skarżyli się na dziwne hałasy, spadki temperatury, czasem czuli dotyk na ramieniu, kiedy nikogo nie było w pobliżu.

 

Właściciel fabryki nie zwracał uwagi na zażalenia, dopóki to zdjęcie nie ujrzało światła dziennego w 1932. Zrobił je podróżujący fotograf Benny Johnson i natychmiast sprzedał do North Fork Gazette za cenę 10 dolarów. Fabryka była wtedy pusta z powodu świąt Bożego Narodzenia. Mówiono, że była powodem zamknięcia fabryki, jednak najprawdopodobniej przyczynił się do tego Wielki Kryzys.

 

10o14.jpg

 

Zdjęcie 13/14

Oczy Lily Palmer

 

Lily Palmer miała niecałe cztery lata, kiedy doświadczyła czegoś, co lekarze nazwali później „gwałtownym napadem halucynacji sensorycznych”. To zdjęcie zostało zrobione w 1952 roku w Halloween przez matkę Lily, Annette. Rzekomo przedstawia początek choroby. Lily i jej filipińska niania wybierały się na zbieranie cukierków. Nagle dziecko zaczęło krzyczeć. Dziewczynka uniosła ręce do oczu i wyglądała, jakby chciała je sobie wydrapać.

 

Minęła chwila, zanim uspokoiła się na tyle, żeby mówić. Kiedy zapytano ją, co zobaczyła, Lily bez ustanku powtarzała „coś wierciło mi się w oczach”. W kilka dni potem, gdy nie było nikogo w pobliżu, Lily przebiła sobie oczy drutami do szycia należącymi do jej matki.

 

Po otrzymaniu pomocy medycznej poddano ją badaniom psychiatrycznym, po czym osadzono w zakładzie. Do końca życia przebywała w instytucjach zajmujących się chorymi psychicznie, najpierw w Bellevue na Manhattanie, później w Centrum Psychiatrycznym Rockland w Orangeburgu, gdzie umarła na atak serca w marcu 2001 roku. Jeden z jej opiekunów potwierdził, że stan Lily pogarszał się w czasie Halloween. Jednak przez większość czasu tylko prosiła i błagała, żeby ktoś „wyjął to coś z jej oczu”.

 

12o14.jpg

 

Zdjęcie 14/14

Ułuda Trójcy

 

Oto jedno ze zdjęć zrobionych podczas pierwszego na świecie wybuchu nuklearnego. Szesnastego lipca 1945 na poligonie White Sands (Białe Piaski) położonym na pustyni Jornada del Muerto (Droga Umarłego) w odległości około 55 kilometrów od miasta Nowy Meksyk Armia USA zdetonowała bombę. Zawierała ona ładunek z plutonu, tak samo jak Fat Man zrzucony na Nagasaki. Test stanowił początek ery atomowej i wyścigu zbrojeń pomiędzy Stanami a Rosją.

 

Tylko garstka ludzi wiedziała, że to zdjęcie zostało przycięte, zanim dopuszczono je prasy, ale ci ludzie już nie żyją. Jednym z nich był oczywiście sam fotograf, który przekazał kopię oryginału pod warunkiem, że będzie trzymana w ukryciu, dopóki ludzkość nie dojrzeje do poradzenia sobie z konsekwencjami. Właściciel kolekcji zdjęć nie jest pewien, czy warunek został spełniony, ale jako że prawdopodobnie posiada ostatnią zachowaną kopię, postanowił, że musi pokazać prawdę.

 

1382735362294.jpg

 

Spodziewam się wielu wątpliwości w związku z tymi zdjęciami. Sam mam ich wiele, więc nie mam zamiaru kłócić się z każdym sceptykiem i bronić każdej fotografii. Dorzucam jeszcze treść listu napisanego przez Kata z Nowego Orleanu do lokalnych gazet, może was zainteresuje.

 

13. marca, 1919

 

Szanowni śmiertelnicy

 

Nigdy mnie nie złapali i nigdy mnie nie złapią. Nigdy mnie widzieli, gdyż jestem niewidzialny, jak eter otaczający waszą ziemię. Nie jestem istotą ludzką, ale duchem i demonem z czeluści piekieł. Jestem tym, którego wy, Orleańczycy i wasza bezmyślna policja nazywacie Katem. Kiedy uznam za stosowne, przyjdę i wybiorę ofiary. Ja jeden wiem, kto się nimi stanie. Nie pozostawię żadnych śladów poza moją siekierą, powalaną krwią i mózgiem tych, których ześlę na dno, aby dotrzymywali mi towarzystwa.

Jeśli chcecie, powiedzcie policji, aby postępowała ze mną ostrożnie. Oczywiście nie będę zachowywał się nierozsądnie i nie wezmę pod uwagę sposobu, w jaki policja odnosiła się do mnie w przeszłości. Tak naprawdę byli tak głupi, że rozbawili nie tylko mnie, ale i Jego Szatańską Wysokość, Francisa Josefa, et caetera. Jednak strzeżcie się. Nie pozwólcie policji odkryć, czym jestem, albowiem pożałują dnia, w którym urodzili się ci, którzy rozbudzą gniew Kata.

To ostrzeżenie nie było potrzebne, mam pewność, że będą mnie unikać, jak to czynili w przeszłości. Są mądrzy i wiedzą, jak uniknąć krzywdy.

Bez wątpienia myślicie, że jestem najstraszniejszym mordercą, co jest zgodne z prawdą, ale miejcie świadomość, że mógłbym być znacznie gorszy. Jeśli tylko bym chciał, mógłbym składać wam wizytę każdej nocy. Mógłbym zgładzić tysiące najznamienitszych mieszkańców, ja, który przyjaźnię się z Aniołem Śmierci. O piętnaście minut po północy (czasu ziemskiego) w następny wtorek zamierzam przejść się po Nowym Orleanie. W mym nieskończonym miłosierdziu, złożę wam pewną propozycję.

Oto ona: uwielbiam muzykę jazzową i przysięgam na wszystkie diabły w głębi piekła, że oszczędzę każdy dom, w którym będzie grać zespół jazzowy. Jeśli wszędzie usłyszę muzykę, wtedy, cóż, tym lepiej dla was. Jedno jest pewne, ci, którzy we wtorkową noc nie zrobią tego, co kazałem (jeśli ktokolwiek taki się znajdzie), ujrzą moją siekierę.

 

A więc, jako że jest mi zimno i muszę się wypróżnić, tęsknię za moim rodzimym Tartarem i nadszedł czas, abym opuścił ziemski padół, zakończę ten monolog. Mam nadzieję, że opublikujecie to, gdyż wyjdzie to wam na dobre. Jestem, byłem i będę najgorszym upiorem, jaki kiedykolwiek istniał i w rzeczywistości, i w świecie wyobraźni.


  • 17

#1451

Mr_Nos.
  • Postów: 12
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Spotkania

Mijałem ich codziennie na schodach. Rozmawiali cicho, a kiedy się zbliżałem, milczeli i spoglądali na mnie z lekka zaskoczeni. Może nie chcieli być podsłuchiwani albo pragnęli prywatności? Mróz panujący na zewnątrz nie pozwalał im jednak tam przebywać, a więc kryli się na klatce schodowej, tuż obok grzejnika. Byli tylko zwykłym chłopcem i zwykłą dziewczynką. Cóż, może zbytnio ich odmładzam, gdyż bliżej im do młodzieńca i panienki.

Młoda para zakochanych stała tam, jak już stwierdziłem, codziennie. Nie mieli ustalonej pory spotkań. Czasami widywałem ich wieczorem, innym razem z rana, jednego dnia tylko popołudniu, a następnego nawet pięć razy o różnych porach.

Za każdym razem, kiedy ich mijałem, po prostu milczeli. Jeśli nasze spojrzenia się spotkały, to widziałem w ich oczach zaskoczenie. Wydawało mi się czymś nonsensowym, w końcu każdy zwróciłby uwagę na parę spotykającą się na klatce schodowej. Nie musieli się całować ani wtulać w siebie nawzajem, bo samo miejsce ich spotkania było na tyle wyjątkowe, by przyciągnąć ciekawskie spojrzenia.

Nigdy nie odważyłem się do nich odezwać, zresztą nie widziałem takiej potrzeby. Robiło mi się ciepło w sercu, kiedy tylko widziałem ich razem. Spędzali w ten spokojny sposób tyle czasu, niczym para z romantycznych wizji świata. Zdawało się, że rozumieją się bez słów.

Któregoś dnia musieli jednak zniknąć. Już nigdy nie podzielę się ich szczęściem. Zrobiło mi się ich ogromnie szkoda i ogarnął mnie przytłaczający smutek. Pamiętam jeszcze dzień, kiedy postanowiłem, że ich podsłucham:

 On musi być taki samotny – powiedziała do niego.

 Kto taki? – zapytał ją czule jak zwykle.

 Ten facet, który tu mieszka – wyjaśniła.

 Chyba nie zdał sobie jeszcze z tego sprawy... W końcu budynek spłonął całkiem niedawno.


  • 5

#1452

amadox.
  • Postów: 38
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

25.09.2004 22:13

Jezu, ludzie. Nieczęsto pisze tu takie rzeczy, wiecie dobrze (i ja też wiem), że ten blog jest po to, zebym wylewał tu swoje żale, ale jak się dzieje coś tak ciekawego to to, kurna, piszę i już! No więc kto się trochę ogarnia w życiu ten skojarzy że dwa dni temu był poniedziałek. Szedłem do szkoły, a że mam po drodze taki lasek, to nic dziwnego że się zagapiłem między drzewa. Między drzewami natomiast dojrzałem namiot. I to nie taki najnowszy, jaki dostaniecie w każdym sportowym, ale stary, na jakichś kijach wsparty, zrobiony nie z tego plastikowego shitu, tylko prawdziwego materiału. Chyba nawet skóry. Obok namiotu były jakieś garnki, pozostałości po ognisku. Nie wiem, może ktoś sobie imprezę w plenerze urządził, tym bardziej że pogoda jeszcze ok. Nie myślałem, jeszcze nad tym, wiecie ile się w szkole dzieje. No, ale jednak jak wracałem ze szkoły, to zobaczyłem, że w lasku stoi taki pickup a przy nim dwóch ludzi. I zwijali namiot. Niby normalne, pomyślice sobie, rozwineli to i zwijają, tyle że w tych gościach było coś innego. Z wyglądu bardzo podobni, może bracia: zarost, ciemne włosy widoczne spod nakryć głowy, oczu nie dostrzegłem. Młodzi byli, to na pewno. Wodery, grube kurtki, i najdziwniejsze: duże kapelusze. Strasznie duze i wysokie, trochę nawet jak damskie xD Niezbyt im się śpieszyło jak szedłem, bo namiot pakowali (z ogniska śladu nie zostało), ale też rozłożyli jakieś teleskopy jakby (rury na trójnogu w każdym razie) i coś wbijali w ziemię. Trochę jak widły wyglądało. Wszedłem do bloku, do domu i zaraz do okna, bo z salonu mam ładny widok na to co się między tymi drzewami dzieje. A mężcyźni za daleko w las nie poszli, więc dobrze ich widziałem. Zaczęli wtedy niezłe cyrki, bo kram cały zwinęli (namiot leżał na "pace" auta razem z jakimiś pakunkami) ale tamci nigdzie się nie ruszali.  Złączyli rurę ("niby-teleskop") z tym co wbili w ziemię, i zaczęli przykładać oko, do końca tego ustrojstwa. Tak jak przez teleskop. Więc to była jakaś maszyna do ogladania, tylko czego? Wnętrza kreciej nory? Musiałem tych panów zostawić, bo jakieś życie jednak mam oprócz oglądania facetów zaglądających w głąb ziemi.  Jednak dosłownie parę minut temu wyjrzałem przez okno. Ciemno, już jest, więc nie widziałem co się dzieje w lesie, ale działo się na pewno, bo między drzewami migał ogień. Właściwie ciągle miga. Czyli rozpalili sobie ognisko kolejny raz. Słabo to widoczne, ale ognisko się jara, bez dwóch zdań.  Tylko czekać aż ich zgarną służby porządkowe, bo taka samowola odnośnie rozniecania ognia to raczej w tym państwie nie panuje, chociaż kto to wie.  Dobra, tam idę śmigać lekcje, bo jutro... [reszta nieistotna]

 

26.09.2004 18:22

 

[nieistotny wstęp]... a i jeszcze do tych ogniskowiczów co wam pisałem wczoraj. Ostro się wzięli do roboty, dzisiaj jakieś rury powtykali w ziemię. I nie tylko oni, jeszcze dwóch kolejnych, motorem przyjechało. I cholera: wszyscy podobni, jak bliźniaki, i wszyscy tak samo poubierani! Coś ciągną tymi rurami, ale co to pojęcia nie mam. Pełno wariatów na świecie, i to nie tylko takich bo jeszcze, przy okazji... [reszta nieistotna]

 

28.09.2004  22:52

 

No hej mordeczki. Dzisiaj byłem na spacerze, i zupełnie przypadkiem wypadło na ten lasek.  :mrgreen:  Mogłem tam zajść bo dzisiaj ci bracia (no podobni do siebie jak rodzina), zrobili sobie wolne najwyraźniej. Już nic nie grzebali w ziemi, ale sprzęt zostawili. To się rozejrzałem. Rury, idą głęboko w grunt. Jak głęboko to nie wiem, ale chyba bardzo. Takie plastikowe, zwykłe są. Trójnóg ustawiony "obiektywem" w górę. Zajrzałem, a jedyne co ujrzałem to czerwone światło rażące mnie w oczy. Dziwne, cholernie dziwne. Te widły w ziemi zabrali, na ich mijescu (chyba ich :P ) dziura w ziemi. Nie za duża, średnica mojego buta może, ale głęboka i to bardzo. Kamyka wrzuciłem to nie wiem kiedy dna dotknął.  :)) Załatwili też sobie nowe zabawki, to znaczy, jakąś plastikową skrzynkę. Po prostu sześcian z plastiku, ciężke jak diabli. Podnosiłem, nic nie grzechocze. Wydaje się puste, ale puste być nie może bo za ciężkie. Tylko jak sam plastik moze być tak ciężki. Kolor czerwony, żadnych napisów, ozdób, nic! Jakieś badania geologiczne, albo co? No nie wiem, dziwne to trochę wszystko. W każdym razie jednak nie dziwniejsze, od tego co mi dzisiaj... [nieistotna cześć] A i jeszcze jedno: w miejscu gdzie było chyba to ognisko tych badaczy z bożej łaski (wypalona ziemia) leżał kłak włosów. Nie wiem czy śierść, czy ludzkie. Brązowe takie. Creepy trochę to wszystko, no ciekawe co z tego wyjdzie  :szczerb:

 

 

3.10.2004 20:47

 

To już oficjalnie przestało być śmieszne. Przeprowadzam się. :o Nie pisałem o tych co tam grzebali w moim lasku, bo nic się nie działo, a wczoraj, nie wiem kiedy i jak, szprzęt zniknął. Ale dzisiaj przyjechały ciężarówki. Dużo ciężarówek. I pickup-ów. Zaczęli gradzać lasek jakimiś drutami, a my dostaliśmy zawiadomienia, ze zostaniemy "przesiedleni". Tak, przesiedleni. Starzy rwą włosy z głów, jak wszyscy sąsiedzi. Ale polecenie poszło od góry (nawet nie od rady dzielnicy, czy miasta, ale podobno jeszcze z wyżej. Cała ulica: przeprowadzka. No cholera, co oni tam, żyłę złota, czy UFO odkopali? Popieprzyło się w tym kraju. Dzisiaj nie mam co za dużo pisać, bo i okazji nie mam, ale jutro was poinformuję co i jak. Tymvbardziej ze za kilka dni leciemy na drugą stronę miasta, także internetu mi szybko nie założą.  :facepalm:  

 

[Reszta bloga nieistotna, brak wspomnień o Lesie/ Okolicach Lasu]

 

C.D.N.

Żeby nie było, styl pisania nie wynika z moich nikłych zdolności, tylko z chrakteru "gimbazy" który blog miał otrzymać :]


Użytkownik amadox edytował ten post 03.02.2014 - 17:46

  • 2

#1453

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tylko sen?

autor: marcin szeregowy

 

 

 

Miałem dziwny sen, który do złudzenia wydawał się być realny. Najpierw wstałem z łóżka, umyłem się, zjadłem śniadanie i poszedłem do szkoły. Wszystko wydawało się być w porządku, normalny zwykły dzień. W szkole jak zwykle się nudziłem, nie ma tu o czym się rozpisywać. Po powrocie do domu udałem się do pokoju, leżałem na kanapie i robiłem się senny. Nagle za oknem zobaczyłem trzy zakapturzone postaci, myślałem że mam halucynacje. Mimo woli robiłem się coraz bardziej senny. Ze snu nic nie pamiętałem, jak się obudziłem postaci już nie było. Tak jak się spodziewałem. Lecz odkąd się obudziłem, miałem nieodparte wrażenie że czegoś mi brakuje. Czułem się jakby ktoś mi coś ukradł, coś znajdującego się wewnątrz mnie. Po wstaniu z kanapy zauważyłem że leży na niej jakaś kartka. Wziąłem ją do ręki i przeczytałem: ,,Dziękujemy za jedną z trzech część Twej duszy, jutro, przyjdziemy po resztę". Przestraszyłem się, to miał być jakiś głupi kawał czy jak? Ale w jaki sposób miałby ktoś wiedzieć o moich halucynacjach? I jeszcze ten tekst ,,trzy części Twojej duszy". Co prawda czułem że czegoś mi brakuje, czegoś co nie do końca umiałem określić, ale cząstka mej duszy? W życiu bym na to nie wpadł. W sumie miało to sens bo widziałem 3 postaci, czyli każda przyszła po jedną część mojej duszy. Bałem się jak nigdy, czułem że jeśli zabiorą mi duszę to umrę. A mało tego przestanę istnieć, b bez duszy raczej nie będzie życia po życiu. Postanowiłem że nie będę spać, żeby znowu nie dać im dostępu do mnie. Jednak mimo to zasnąłem, mój organizm nie był gotowy na takie wyzwanie. Rano kiedy się obudziłem czułem się dobrze. To oznaczało, że jeszcze oni nie przyszli. Jako że miałem wolny dzień, zacząłem szperać w Internecie za takimi przypadkami. Po dwugodzinnych poszukiwaniach znalazłem jeden temat. Oto on:

,,Trzy zakapturzone postaci, zwidy czy zwiastun śmierci?"

 

Zaniepokojony napisał:

Witam, piszę tu ponieważ mój kolega ostatnio umarł, a raczej zginął. Przynajmniej ja tak uważam. Znaleziono go normalnie leżącego w łóżku w swoim pokoju. Wyglądał jakby spał, ale nie oddychał. Przed swoją śmiercią mówił mi, że już ,,dwa kaptury" zabrały mu część duszy i niedługo umrze. Do tego od kilku dni  przed jego śmiercią chodził strasznie zaspany, rodzice mówili że nie spał w nocy bo czegoś się bał. Nie rozumiałem go, według mnie albo był naćpany albo za dużo grał w gry. Jednak p jego śmierci jeszcze raz to wszystko przemyślałem i postanowiłem tu napisać. Ktokolwiek coś wie o takim przypadku?

 

 

Czarnoksiężnik napisał:

Chciałbym napisać że to były tylko halucynacje ale niestety nie mogę. Opowiem ci o nich, nie pytaj skąd to wiem. W średniowieczu, czasach magii, alchemii i tak dalej było trzech ludzi, którzy bardzo chcieli posiąść niezwykła moc. Sprzedali więc swoje dusze diabłu w zamian za pieniądze i moc. Chcąc przechytrzyć diabła, który po śmierci miał wziąć ich dusze , rzucili na siebie zaklęcie, przez które stawali się na pewien czas nieśmiertelni, lecz musieli zapłacić za to cenę, która była zamiana w mroczne istoty. Po pewnym czasie zaklęcie długowieczności przestawało działać, więc żeby nie umrzeć zaczęli żywić się duszami. Pobierają z nich energię żeby przedłużyć działanie zaklęcia, lecz nie mogą wchłonąć całej duszy od razy, więc żywią się częściami. Niestety nigdy nie zostawiają tego co zaczęły. Twój kolega musiał paść ich ofiarą, przykro mi.

 

Zaniepokojony napisał:

Oookeeej... strasznie dziwne to co napisałeś. A mógłbyś mi powiedzieć jak niby żywią się tymi duszami? I czy nie można się bronić?

 

Czarnoksiężnik napisał:

Można się bronić, ale trzeba mieć świadomość. Oni wykorzystują stan twojej nieświadomości, wtedy moją do ciebie nieograniczony dostęp, a ty nie możesz się bronić. Taki stan to sen. Twojego kolegę znaleziono jak spał...

 

Przestraszyłem się, postanowiłem napisać do tego ,,czarnoksiężnika":

 

Przestraszony napisał:

Cześć, czytałem ten temat i jestem szczerze mówiąc trochę przestraszony. Otóż chyba jestem ich kolejną ofiarą. Widziałem trzy zakapturzone postaci za moim oknem tuż przed zaśnięciem, po obudzeniu się czułem pustkę. Czy możliwe że zabrali mi część mojej duszy? Boję się teraz spać, czy... Czy da się ich jakoś powstrzymać?

 

Zaniepokojony napisał:

Ej ty na poważnie? Jesteś następny po moim koledze?

 

 

Czarnoksiężnik napisał:

Witaj. Jeśli jest tak jak piszesz to bardzo prawdopodobne. Skoro jeszcze żyjesz, możesz spróbować. Trzeba zniszczyć rzeczy w której się znajdują.

 

Przestraszony napisał:

Co???

 

Czarnoksiężnik napisał:

Odkąd jesteś ich żywicielem, mieszkają w twoim domu i czekają aż zaśniesz. Mogą się kryć w różnych przedmiotach od drzwi, przez rzeźby, obrazy po biżuterię. Zakładam że nie wiesz jak ich znaleźć i wypędzić, oferuję ci więc moją pomoc.

 

Przestraszony napisał:

Dobrze, to mój adres.

 

Czarnoksiężnik przyjechał po godzinie. Był to wysoki mężczyzna z brodą, niebieskimi oczami, czarnymi długimi włosami do ramion i długim szarym płaszczem. Jego ,,nick" był adekwatny do wyglądu. Kiedy wszedł zaczął prawie od razu odprawiać jakieś rytuały, po 15 min. powiedział że znalazł tą istotę, była w drzwiach. Poszedłem więc po skrzynkę z narzędziami i zacząłem piłować. Kiedy tylko zacząłem, poczułem jak jakaś siła odrzuciła mnie do tyłu, uderzyłem się w głowę i straciłem przytomność. Obudziłem się w łóżku, ten facet stał nade mną, powiedział że ta druga istota ,,wzięła co chciała i wyniosła się stąd". Teraz czułem się jeszcze bardziej pusty niż wcześniej. Nie miałem energii ani siły. Została mi już tylko ostatnia część duszy. Bałem się, za nic w świecie nie chciałem umierać. Nie spałem przez co najmniej 6 dni. Byłem wykończony, w końcu usnąłem podczas przeglądania Internetu. Obudziłem się w swoim łóżku, był dopiero piątek rano, przed szkołą. Odetchnąłem z ulgą ,,To był tylko sen, głupi, pieprzony sen" mówiłem do siebie śmiejąc się. Czułem się świetnie, kamień spadł mi z serca, wstałem z łóżka gwiżdżąc sobie. Ubrałem się, zjadłem śniadanie, potem przed wyjściem do szkoły podszedłem do okna, żeby spojrzeć na termometr. Zamarłem, cały mój humor ulotnił się. Jeśli to faktycznie był tylko sen to dlaczego za oknem, w śniegu naprzeciwko mnie stała wpatrująca się we mnie zakapturzona postać?

 


  • -1

#1454

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Małe Stwory

 

autor: marcin szeregowy

 

 

Niestety ale musiałem wyjść z miejsca ukrycia. Powiedzmy, że była to umowa pomiędzy mną a kimś wyżej. Pewnie nigdy bym się nie zgodził gdyby nie dwóch stróżów, których mi przydzielił. Mieli mnie bronić podczas podróży do legowiska bestii, wielu bestii. Na początku czułem się niepewnie lecz z każdym następnym krokiem nabierałem pewności siebie, w końcu miałem dwóch stróżów u boku. Nareszcie dotarliśmy na miejsce, był to wielki budynek, o wiele większy niż dom lub blok mieszkalny, wyglądał na dużo starszy niż był w rzeczywistości, może był to zamysł architektów. Był już trochę podniszczony i farba która pokrywała ściany wyblakła ale mimo tego budynek ciągle prezentował się okazale. Weszliśmy tylnym wejściem, a nie głównym. Dobrze wiedziałem dlaczego, główne drzwi były od niedawna zablokowane żeby nie wypuścić tych małych stworów. W środku dołączyło do mnie więcej stróżów, więc już w ogóle nie czułem strachu, miałem tylko spełnić warunki umowy, a potem moi stróżowie odprowadziliby mnie do mojej kryjówki. Przebrałem się i pod opieką stróżów udałem się do ogromnej hali wewnątrz budynku. Stały tam, wypełniały każdy kąt tej ogromnej hali, te małe stwory. Na początku były cicho ale jak tylko mnie zobaczyły zaczęły okropnie krzyczeć, wszystkie naraz, myślałem że te krzyki rozsadzą mi głowę. Mało tego, te które były najbliżej zaczęły skakać, chciały dostać się do mnie, na szczęście ja znajdowałem się na dużym podwyższeniu na końcu hali, nie mogły mnie dostać. Jako że wraz z upływem czasu robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, zacząłem robić to po co tu przyszedłem. Krzyki ustały, teraz te małe bestie tylko stały i patrzyły się na mnie tymi wielkimi oczami, tym pustym wzrokiem. Pot zaczął spływać mi na czoło, coraz bardziej się bałem. Kiedy skończyłem one znowu zaczęły krzyczeć, zaczęły też się wdrapywać na podest na którym byłem. Stróżowie kazali mi zacząć uciekać. Połowa z nich została żeby spróbować je powstrzymać. Druga połowa miała mnie jak najszybciej odprowadzić do kryjówki. Niestety, tamci stróżowie polegli, te stwory wydostały się z budynku i zaczęły mnie gonić. Stróżowie ich nie obchodzili, chciały dostać mnie. Biegliśmy bardzo szybko, lecz one doganiały nas. W pewnym momencie gdy były już blisko, stróżowie kazali mi biec dalej samemu, a oni mieli zatrzymać je własnym ciałem. Posłuchałem ich, nie było czasu żeby się sprzeczać, a do tego byłem blisko kryjówki. Gdy dobiegłem do drzwi, odwróciłem się na chwilę za siebie. Zamarłem, moi stróżowie leżeli na ziemi powaleni, a te stwory biegły po ich ciałach. Szybko wbiegłem do kryjówki i zaryglowałem drzwi. Siedzę tu teraz w ciemności, oparty o drzwi. Słyszę je jak walą w drzwi i krzyczą, okropnie krzyczą, namawiają mnie żebym otworzył drzwi. Nic nie widzę, boję się wstać. Jeśli wstanę one mogą wyważyć drzwi. Nie mogę nic zrobić, to koniec. Nie potrzebnie podpisałem tą umowę. Chociaż może niepotrzebnie się boję? One nie chcą mnie zabić ani skrzywdzić. To po prostu... moje fanki.


  • 2

#1455

marcin szeregowy.
  • Postów: 64
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Niespodziewany Gość

 

autor: marcin szeregowy

 

Siedziałem w domu, w swoim pokoju i leżałem na łóżku. Byłem po naprawdę ciężkim dniu w szkole. Nie dość że miałem nieplanowane 8 godzin lekcyjnych, to były dwa sprawdziany, które zawaliłem, a do tego dostałem 3 jedynki z prac domowych i jedną z odpowiedzi. Koszmar. Pewnie wiecie jak się czułem. Żeby się wyluzować położyłem się na łóżku i założyłem słuchawki na głowę. Puściłem muzykę, z każdym następnym utworem stawałem się spokojniejszy. Gdy zrobiło się już ciemno, rodzice zaczęli się gdzieś szykować. Słyszałem jak się ubierają i zakładają buty, bo muzykę miałem nastawioną dość cicho. Mówili coś do mnie, ale nie zrozumiałem ich z powodu muzyki. Kiedy wychodzili, zgasili światło, w całym mieszkaniu zapadł mrok. Zamknąłem oczy, podgłośniłem muzykę na maksa i leżałem tak z 20 min. Nagle ktoś zapalił światło w mieszkaniu, zamarłem. Nie wyłączając muzyki zdjąłem słuchawki i powoli wyszedłem z pokoju. Światło dobiegało z kuchni, która znajdowała się na drugim końcu korytarza. Nagle dostrzegłem ruszający się cień, był niski. Wróciłem do pokoju po kij baseballowy, nie pytajcie po co trzymałem go w pokoju. Żeby upewnić się czy to nie rodzice, spojrzałem w kierunku szafy przy drzwiach, nie było tam ich butów ani okryć, za to stała tam jedna para nieznanych mi butów i na wieszaku wisiał czarny płaszcz. Zacisnąłem palce na kiju baseballowym i podszedłem cicho do kuchni. Stała tam odwrócona do mnie plecami, niska postać. Nie odwracając się, zapytała: ,,Czy chcesz coś zjeść?". Wtedy uświadomiłem sobie kto to był. Zapytałem więc: ,, Babciu... co ty tutaj robisz?"


Użytkownik marcin szeregowy edytował ten post 10.02.2014 - 14:57

  • 3


 


Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych