Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#121

savio.
  • Postów: 40
  • Tematów: 6
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ode mnie dwie nowe creepypasty. Jedna jest normalna, druga jest pisana lekką ręką. Zresztą, zobaczcie sami.

Wpis

18.08.
[...] Dziś obchodziłem trzydzieste urodziny w moim nowym domu, było miło, dziewczyny się do mnie przystawiały, ale w oczach moich gości widziałem jakieś napięcie, smutek, może obrzydzenie, czy rozczarowanie. Zawsze tak jest, robisz coś, starasz się, a później nikt tego nie docenia. [...]

19.08.
[...] Dziś piłem tę wódkę od Damiana, niesamowita! Kopie i smakuje, ale zauważyłem, że po niej wyczuwam zapach jakby gazu, dymu. Natychmiast otworzyłem wszystkie okna [...]
Wpadli kumple i mówili o tym dziwnym zapachu, który zdawał się być znany, ale nie do wyłapania. [...]

21.08.
Dzień oceniam bardzo dobrze. Nie ma to jak po dobrej imprezie odpocząć przy ulubionym filmie i lampce wina. Aha, muszę jeszcze makaron wstawić, bo nieźle zgłodniałem. Wszystko by było pięknie, gdyby nie kuchenka gazowa. Stary szajs, nie sprzęt [...]

Ten fragment pamiętnika pana Anthony Concede udało się uratować ze spalonego doszczętnie domu. Ogień zajął dom po nieszczęśliwym wypadku, spowodowanym wybuchem gazu.


Creepypasta vol.1

Wieczór. Stoję przed lustrem w łazience z lekko uchylonymi drzwiami i staram się nie patrzeć na brzegi lustrzanej tajemnicy, tylko na twarz. Coś przemknęło po tafli, jeszcze raz i znowu. Nagle usłyszałem krzyk. To była moja mama:
-Nie maż palcami po lustrze! Myłam je dopiero. A ty Heniek zrób coś w końcu z tymi mrówkami w łazience!
Odetchnąłem. Wyszedłem z łazienki i od razu wskoczyłem do mojego ciepłego łóżka. Musicie wiedzieć, że z mojego pokoju wychodzą drzwi do opuszczonego pomieszczenia. Często słyszałem tam drapanie i trzask desek, ale czułem, że dziś nastąpi apogeum.
Puk puk.
Mówiłem, Ktoś stamtąd puka.
Puk puk.
Podszedłem na palcach do drzwi i nasłuchiwałem.
-Kto tam? - krzyknąłem
-Listonosz!
-Kto?
-No listonosz, ***!
Okazało się, że ktoś pukał do drzwi wejściowych.
-Nie ktoś, tylko listonosz Jarek!
To znaczy, okazało się, że to był listonosz Jarek. Otworzyłem mu drzwi i spojrzałem na niego, ale wcale nie wyglądał jak listonosz Jarek. Postać w ogóle miała wykrzywioną twarz, była nienaturalnie gruba, w ręku trzymała kij i uśmiechała się szpetnie.
-Żartowałam, jestem sprzątaczka Barbara, ale i tak przyniosłam list, bo mnie o to poprosił listonosz Jarek.
Podziękowałem i wziąłem dostawę do ręki. Zamknąłem drzwi i rozerwałem kopertę. Oczom ukazała mi się płyta z napisem "Icy Power, 0.6". 0.6? Przypomniał mi się ostatni mecz naszej reprezentacji. Tylko kto mógł coś takiego wysłać? Nie było nadawcy, był tylko odbiorca. Właśnie, jakby inaczej przyszła ta przesyłka? Dlaczego właśnie do mnie? Dlaczego nie przyszedł listonosz Jarek? Usłyszałem pukanie. Otworzyłem drzwi. To była sprzątaczka Barbara.
-Listonosz Jarek nie mógł przyjść, bo zachorował. Na grypę chyba, jakby cię to ciekawiło.
-Dziękuję za informację.
-Proszę.
Miałem odpowiedź przynajmniej na jedno pytanie. Odpaliłem zatem ową gierkę i mym oczom ukazał się człowiek w czapce. Nieco pikselowaty, ale trochę przerażająco uśmiechnięty. Muzyka była straszna, krzykliwa i piszcząca. Wcisnąłem "Start game" i nagle obejrzałem się, że jestem w piwnicy i trzymam w ręku słoik ogórków. Co ja tu robię? Dlaczego tu jest tak ciemno? Aha, mama kazała mi zejść po ogórki na obiad, a światło już od roku tu nie działa. Wróciłem do pokoju, gdy zadzwonił telefon.
-Słucham?
-To ja!
-Halo? Jaki "ja"?
-Twój koszmar!
-Co?
-Spójrz przez okno!
-Nie!
Rzuciłem telefon w którym coś jeszcze zabrzęczało (-Chłopaki! Mówiłem, że ten lamus się nabierze!) i zasłoniłem wszystkie zasłony i żaluzje. Rodzice się zdziwili, ale mówiłem, że to dla ich dobra. Ojciec zapytał mnie, czy pojadę po wujka do zakładu psychiatrycznego, bo dziś wychodzi i będziemy się nim opiekowali. Zgodziłem się, ale pod warunkiem, że wezmę ze sobą mój pistolet.
-Jaki pistolet? - zapytali rodzice.
-Nieważne...
Po pół godziny nieustannej podróży zatrzymałem się na stacji, by coś przekąsić. Gdy wróciłem do samochodu, na przednim siedzeniu siedział stary mężczyzna, smutny i obdrapany. Zapytał, czy go podwiozę. Odmówiłem ze strachu, po czym on przeklinając mnie, wybił mi szybę i uciekał z radiem. Zastrzeliłem go. Dojeżdżałem już do psychiatryka, gdy zadzwoniła moja komórka, ktoś z nieznanym mi numerem. Trzęsącą się ręka odebrałem połączenie.
-Słucham?
-Robi? Dzwonię z telefonu mamy, fajna ta gra, którą ci wysłałem?
-Fajna! - rozłączyłem się wściekły.
Byłem na miejscu. Zatrzymałem samochód na parkingu i wszedłem do budynku. Wujek kiedyś był znanym piosenkarzem, muszę przypomnieć tylko jego pseudonim artystyczny i zrobię temu recepcjoniście niezły kawał. Już wiem!
-Chcę widzieć się ze Strażnikiem Pieśni.
-Następny, ***! - rzekł ów recepcjonista i mnie pobił. Rzucił we mnie kamieniem i rzekł:
-Kamień jest przedmiotem pierwszym z ostatnich, gdy tu wrócisz dostaniesz nim ponownie.
Gdy obudziłem się z omdlenia, policja mnie szukała za zabicie tego staruszka ze stacji benzynowej.
Musiałem uciec do Meksyku.


  • 3

#122

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Enjoy ;)

Dołączona grafika
  • 11



#123

SushieEz.
  • Postów: 125
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Willow Men / 'Wierzbowi ludzie'

W miejscu, z którego pochodzę krąży taka legenda. Dotyczy ona po prostu wierzbowych ludzi. Prawie wcale nie potrzebujemy ochrony porządku publicznego w tym mieście. Wierzbowi ludzie zajmują się wszystkim. Każdy krok, każde słowo, każda przelana kropla krwi... Wierzbowi ludzie wiedzą o tym zanim ktokolwiek inny się dowie. Uwierz mi, każdy kto wywołał gniew wśród nich, zniknął bez śladu. Dlatego też, gdy zrozumiałem co zrobiłem było już za późno. Wierzbowi ludzie nadchodzili.

Ona po prostu nie mogła się zamknąć. Bez względu na to co bym powiedział i co bym zrobił... ehh... ona była histeryczką. Ciągle chodziła po domu krzycząc. Stwierdziła, że znalazła to i owo, i że ją zdradzałem. Zapytała mnie z kim, więc powiedziałem, że jest szalona. Myślę, że wyczerpałem już tą wymówkę. Po chwili nie mogłem już znieść jej pieprzonego głosu. Mogłbym chodzić z pokoju do pokoju, ona podążałaby za mną. Gdy weszliśmy do kuchni moja cierpliwość się wyczerpała.

Wziąłem pierwszy lepszy nóż jaki mogłem znaleźć i wbiłem jej prosto w gardło. Jej oblicze złości i smutku zlało się w jeden grymas rozpaczy i niedowierzania. Padła na kolana, purpurowa ciecz swobodnie zalała jej bluzę. Wbiła swoje łapy w podłogę wydając jakieś bulgoczące dźwięki, które jeszcze bardziej mnie rozwścieczyły. Chwyciłem żelazną patelnię, która grzała się na kuchence i zamachnąłem się na jej głowę. Wilgotna, krwista szczelina powstała w miejscu, w które dostała. Mimo wszystko, kiedy mogłem już przestać - nie przestawałem.

Nawet nie wiem ile razy ją uderzyłem, ale miałem niezłą ilość krwi na sobie. To co zostało z jej głowy było złączone ze sobą cienkimi kawałkami kości a krew nie przestawała się lać. Z dużym zgrzytem rzuciłem patelnię na podłogę. Marzyłem, żeby dotknęły mnie wyrzuty sumienia, przynajmniej mógłbym poczuć się jak człowiek. Niestety, tak się nie stało. Byłem po prostu szczęśliwy, że sie jej pozbyłem. Z burknięciem podniosłem jej ciało z podłogi i wciągnąłem na ramię. Jej twarz wisiała obok mnie, martwe oczy spoglądały z przekonaniem. Mogłem tylko chichotać. Jak tylko znalazłem się na zewnątrz, zrzuciłem zmasakrowane ciało na ziemię i poszedłem szukać szpadla. Wtedy wiedziałem, że mnie obserwują.

Słyszałem szepty dochodzące z lasu a w kącie oka mogłem dostrzec ich śledzących uważnie każdy mój krok. Kiedy patrzyłem na drzewa widziałem jedynie sękate gałęzie gapiące się na mnie. Wiedziałem, że oni tam są. Zrobiła się szarówka zanim ją na dobre pochowałem. Byłem cały mokry od potu co powiększyło plamy krwi na moim ubraniu i pozwoliło im przybrać barwę pomarańczową. Spojrzałem raz jeszcze na drzewa i dostrzegłem ich wyglądających zza pni. Długie, sękate twarze z wydrążonymi oczyma i mizerną, nagą sylwetką. Mogłem tylko częściowo dostrzec ich twarze, jako że zdecydowali się schować za ich pieprzonymi, kochanymi drzewkami, lecz byłem pewien, że tam są. Obserwują, szepczą...

"Na co się gapicie, idioci?! Słyszeliście ją! Musiałem to zrobić!" wydzierałem się na nich.
Czy czekałem na odpowiedź? Sam nie wiem. Po prostu wciąż obserwowali zza drzew. Splunąłem na ziemię i odrzuciłem szpadel. Mogliby mnie dorwać w ciemności a ja nie mam zamiaru poddać się bez walki. Skradając się, wszedłem do domu i przygotowywałem się. Zastawiłem drzwi komodą i kanapą, zabiłem wszystkie okna deskami. Jak tylko słońce spełzło za horyzont wielka obawa narodziła się gdzieś w głębi mojego żołądka. Nerwy ze stali? Phi... Zacząłem obawiać się myśli, że zacznę zmieniać się w strugę zimnego jak lód potu. Załadowałem strzelbę i sięgnąłem po butelkę whiskey. Wziąłem jeden wielki łyk, a potem następny i następny, aż w końcu sfrustrowany roztrzaskałem butelkę o ścianę.

Jedne jedyne drzwi pozostawiłem otwarte. Drzwi z widokiem na las. Postawiłem naprzeciwko nich krzesło i usiadłem ze strzelbą w ręku. Wciąż się gapili. Wierzbowi ludzie. Patrzyliśmy tak na siebie przez kilka godzin. W końcu zmęczenie wzięło górę i zacząłem przysypiać. Desperacko starałem się mieć oczy otwarte. Przez głupią sekundę podparłem swoję głowę strzelbą tak aby nie mogła upaść. Otrząsnąłem sie z tego durnego pomysłu i podniosłem wysoko głowę. Ostatnią rzeczą jaką chciałem zrobić było zastrzelenie samego siebie. Eh, gdybym wiedział co potem nastąpi... Pewnie powinienem był to zrobić.

Zmusiłem się do zostania przytomnym jeszcze przez kilka godzin. Dzień przyszedł i odszedł, była północ gdy się zorientowałem. Oni pozostawali za drzewami. Zacząłem sobie uświadamiać, że jeżeli zamknę na chwilę oczy, będę miał wystarczająco dużo czasu by je otworzyć i w trakcie gdy oni będą starali się mnie dorwać, ja będę mógł kilku ustrzelić. Uśmiechając się do siebie zrobiłem to. Trudno powiedzieć jak długo spałem. Być może sekundy, może kilka dni. Otworzyłem oczy i zdałem sobie sprawę, że wciąż siedziałem na krześle ze strzelbą na kolanach. Natychmiastowo ocknąłem się gdy zobaczyłem, że wierzbowi ludzie nie kryją się już za drzewami. Wściekłem się i podniosłem lufę. Zrobiłem kilka kroków na zewnątrz starając się równomiernie oddychać. Zachwiałem się niekontrolowanie i zrozumiałem, że nie da się trzymać tej cholernej broni stabilnie.

Uspokoiłem się kiedy nie dostrzegłem niczego na zewnątrz, więc postanowiłem wrócić na swoje stanowisko lecz nagle zamarłem w bezruchu. Czułem łzy w oczach a w moim gardle coś zaczęło podnosić się i opadać. Wierzbowi ludzie spoglądali na mnie z każdej strony domu. Zmroził mnie widok ich sękatych twarzy i gałęziopodobnych rąk. Musiałem coś zrobić. Podniosłem broń i strzeliłem. Strzał zdołał wyrwać część framugi ale nie trafił żadnego z nich. Ze złością sięgnąłem do kieszeni po świeży pocisk. Udało mi się przeładować, więc raz jeszcze podniosłem lufę.

Wierzbowi ludzie wciąż patrzyli na mnie z każdej strony. Tym razem przymierzyłem i strzeliłem ponownie. Kolejny strzał trafił we framugę, lecz znacznie bliżej od poprzedniego. Nerwowo grzebałem w kieszeni szukając kolejnego pocisku a kiedy udało mi się go dobyć, przykrył mnie wielki cień. Spojrzałem w górę, oni byli nade mną. Krzyczałem, a zamykając lufę zatrzasnąłem sobie palec, efektownie odcinając go. Tuż po tym straciłem przytomność i upadłem.

Kiedy się ocknąłem było cholernie zimno. Wzrok powoli do mnie wracał. Czułem, że coś mnie ciągnie. Moje serce zamarło kiedy się rozejrzałem. Ciemność rozciągała się jak okiem sięgnąć. Wiedziałem, że jestem w najgłębszych partiach lasu. W miejscu, gdzie kiedyś znajdował się kciuk była czerń i opuchlizna a ręka była odrętwiała aż do łokcia. Cholernie bolały mnie także kostki lecz nie wiedziałem dlaczego. Gdy na nie spojrzałem okazało sie, że są zwichnięte a wierzbowi ludzie ciągną mnie za stopy. Zacząłem krzyczeć tak głośno jak było to możliwe. Chciałem, żeby ktoś mnie usłyszał. Ktokolwiek...

Byłem chyba jedynym powodem, dla którego coraz więcej wierzbowych ludzi wyłaziło zza najdziwniejszych wierzb jakie w życiu widziałem. Ich pnie były dosyć małe i wyglądały dosłownie jak skóra. Ziemia dokoła nich była czerwona i wilgotna jednakże w miejscu, do którego mnie zaciągneli teren był mokry i nierówny. Spojrzałem na ich korony. Człowieku, uwierz mi. Nie chciałbyś tego widzieć, ja sam tego nie chciałem. Z drzew zwisały ciała obdarte ze skóry, krew lała się z nich strumieniami. Moje krzyki były pochłonięte przez ciemność a moje gardło wysiadło, zachrypnięte i nadwyrężone. W ciszy słyszałem zanikający jęk...

Obejrzałem się, chciałem się dowiedzieć czy ktoś jeszcze jest w okolicy. Może jakiś idiota, którego spotkał taki sam los jak mnie. Na moje nieszczęście odkryłem źródło jęków. Ciała zwisające z gałęzi były wciąż żywe. Wkrótce moje zwłoki także miały być rozdarte na kawałki. Potępiony, będę wisiał a moja krew będzie zasilała te cholerne wierzby. Nie mogłem zrobić niczego innego poza zaakceptowaniem swojego losu. Wierzbowi ludzie dopadli mnie...
  • 3

#124

LacrimasProfundere.
  • Postów: 32
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Jesteś szczęściarzem"


Należałem do grona ludzi spełnionych na każdej płaszczyźnie egzystencjalnej. Byłem posiadaczem jednego z największych kasyn w Las Vegas, miałem piękną żonę, która urzeczywistniała wieczorami moje najdziksze i najintymniejsze pragnienia oraz żądze. Od kilkunastu lat szczyciłem się również mianem ojca dwóch pociesznych szkrabów. Starszej córki – Sary i młodszego syna – Diega. Panie, świeć nad ich duszami… Na pozór sielankowe i niemal idylliczne życie, zmąciła pewna niesamowita noc, którą będę przeklinał przez całą wieczność w piekle.


Był 16 lipca 1997 roku – zwyczajny dzień, który w żaden sposób miał nie skalać mego dotychczasowego szczęścia. Niestety stało się inaczej… Tego feralnego dnia pracowałem do późna w swoim ukochanym kasynie. Byłem już strasznie zmęczony, a mieszkaliśmy spory kawałek od mojego miejsca pracy. Postanowiłem przenocować poza domem. Z zasady zadzwoniłem do żony, informując ją, iż przenocuje w hotelu, a wrócę jutro z rana. Oczywiście nie miała nic przeciwko temu – wiedziała, że ją kochałem i byłem jej wierny. Po wejściu do hotelowego pokoju natychmiastowo rzuciłem się na łóżko, przymykając ociężałe już powieki.


Ehh… nigdy nie zapomnę tej słodkiej rozkoszy, gdy po całym dniu ciężkiej pracy, beznamiętnie zatapiałem się w tej wszechobecnej ciszy. Każdy jęk wiatru, każdy szum kołyszących się liści, napawał mnie bezgranicznym spokojem i dodawał subtelności temu milczeniu. Zasnąłem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż doświadczyłem wizji, która na zawsze zmieniła moje życie. To dosyć absurdalne, że iluzja snów kreuje naszą rzeczywistość – nie potrafię tego zaakceptować nawet dzisiaj.

Po jakimś czasie poczułem na plecach niezwykle przyjemne ciepło. Zupełnie, jakby ktoś otulił mnie grubą, puchową kołdrą i subtelnie muskał opuszkami palców, abym się zbudził. Ocknąłem się, nie porzucając świata, który wówczas dla mnie nie istniał. Ujrzałem mężczyznę, który owinięty był szkarłatną szatą, opadającą do samych nóg. Wyglądał, jak zwykły człowiek. Tylko jego oczy… tak dziwnie się mi przypatrywały. Miałem wrażenie, że zagląda w najgłębsze zakamarki mojej duszy. Nie odrzucał mnie swoim wyglądem ani zachowaniem, spoglądał tylko na mnie swoim bystrym i przenikliwym wzrokiem. W końcu przerwał milczenie i powiedział : „Jesteś szczęściarzem, że możesz to widzieć.”. Wtedy jeszcze nie rozumiałem tych słów, zapewne jak Ty, mój drogi czytelniku. Milczałem, ale chwilę potem zacząłem doświadczać makabrycznych wizji.

Zaczęło się od mojej żony, Anny. Została zgwałcona i zamordowana przez jakiś bydlaków. Patrzałem na to z nieskrywanym przerażeniem, ale jednocześnie niedowierzałem temu, co widzę. Przecież nadal byłem w hotelu i spałem! Toż to wszystko jakieś żarty !
Sara, moja córeczka została potrącona przez samochód, kiedy zmierzała do szkoły. Ten przeraźliwy pisk i próba wyhamowania były gorsze niż niejedne wrzaski w piekle.
Diego, mój syn… popełnił samobójstwo dowiadując się, że jego matka i siostra nie żyją.

Przerażający błysk…

Leżałem na jakiejś polanie. Wokół unosił się tylko najpiękniejszy zapach wolności i szczęścia, jakiego kiedykolwiek mogłem doświadczyć. Gdzieś w oddali słychać było tylko nieustannie wołania o pomoc, ale zlekceważyłem je. Tego co wówczas czułem nie opiszą żadne słowa. Byłem wtedy zahipnotyzowany jakąś nadzwyczajną siłą. Nie chciałem przerywać tego snu – dziś wiem, że to był mój największy błąd.

Nie wiem ile tak leżałem. Może godzinę, może dwa dni, a może i całe tygodnie. Później znów ujrzałem tego samego człowieka, tym razem od razu zaczął mówić : „Widziałeś co miało się stać, jako jeden z niewielu. Zamiast temu zapobiec, uwierzyłeś w złudne szczęście. A dobrze wiesz, że życie bez najbliższych jest życiem straconym. Tak, jak Twoje teraz”.

Obudziłem się spocony i przerażony. Pierwsze promienie słońca wpadały przez niewielkie szczeliny w żaluzjach. Podbiegłem do telefonu – było na nim kilka nieodebranych wiadomości, z których dowiedziałem się między innymi o tym, co stało się z moimi bliskimi…
Żona miała iść z koleżanką do klubu – okazało się, że zginęła zupełnie w taki sposób, jak widziałem…
Córka następnego dnia szła na rano do szkoły i została potrącona przez samochód. Zmarła na miejscu.
Syn rzucił się z mostu po utracie najbliższych.

W ciągu godziny otrzymałem dziesiątki telefonów z kondolencjami. Nie wiedziałem, jak się zachować. Czułem nieopisaną pustkę i żal do samego siebie. Utraciłem wszystko, co sprawiło, że byłem kiedyś bogaty i spełniony. „Byłem szczęściarzem…” – pomyślałem, wspominając słowa tajemniczego mężczyzny. „Nie… ja nadal nim będę… ale już nie tutaj!” – krzyknąłem, pociągając za spust swojego pistoletu.
  • 0

#125

Pan Herbatka.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Granica

Oto prawdziwa historia.... Pewna para z Teksasu planowała przejechać przez meksykańską granicę, by tam urządzić sobie małe "zakupowe szaleństwo". Niestety w ostatniej chwili, opiekunka ich dziecka musiała odmówić, więc musieli zabrać ze sobą dwulatka. Już od godziny przebywali poza granicą USA, gdy naglę dziecko, spuszczone na chwile z oczu odeszło od samochodu i zniknęło za rogiem. Matka która w ostatniej chwili zauważyła ukochanego synka natychmiast pognała za nim, ale nie mogła już go znaleźć. Maluch rozpłynął się w powietrzu... Przerażeni rodzice podbiegli do stojącego nieopodal policjanta, a ten po wysłuchaniu chaotycznej relacji matki, przekazał małżeństwu co mają robić. Spanikowani, nie wiele zrozumieli, ale wiedzieli, że muszą czekać, bo sami nie byli w stanie nic zrobić... Po 45 minutach chudy meksykanin przekroczył granicę. Trzymał na ręku chłopca. Ich chłopca! Matka zaczęła biec w jego kierunku, nie mogąc opanować łez. Niewyobrażalny ciężar spadł jej z pleców. Gdy Latynos usłyszał wołania matki spanikowany upuścił dziecko i zaczął uciekać. Funkcjonariusz którego wcześniej spotkali ruszył jednak za nim i udało mu się meksykanina złapać. Chłopiec był martwy... 45 minut wystarczyło natomiast, by dokładnie rozciąć jego brzuszek, usunąć wszystkie organy i wypełnić je paczkami kokainy. Facet zeznał, że miał zamiar przenieść dziecko przez granicę jak gdyby spało... Nigdy jednak nie wyznał, ile razy udało mu się już tego dokonać....

Użytkownik Pan Herbatka edytował ten post 23.06.2010 - 21:42

  • 3

#126

SushieEz.
  • Postów: 125
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Tańcz, tańcz...

Była sobie dziewczyna, która z powodu swojej choroby była przykuta do łóżka przez większość życia. Ostatnio zdiagnozowano, że umrze w ciągu kolejnych kilku miesięcy więc jej rodzice zdecydowali, że będą przy niej jak najdłużej aż nadejdzie jej czas. Uznali, że najlepszą rzeczą jaką mogą dla niej zrobić to wybrać się wraz z córką na camping, jako że od dłuższego czasu musiała przebywać w szpitalu.

Podczas podróży dziewczyna była cicha jak zawsze i leżała na tylnym siedzeniu w trakcie gdy jej rodzice rozmawiali między sobą. Kiedy dotarli na miejsce, rozbili namiot, rozpakowali się i zaczęli rozpalać ognisko. Matka bezustannie filmowała teren i córkę w czasie gdy ojciec poszedł po drzewo. Zrobiło się już ciemno kiedy przyszedł, lecz nagle usłyszał krzyk matki więc pobiegł czym prędzej ku namiotowi. Na miejscu odkrył, że jego córka stała na jednej nodze wykonując jakiś dziwny, dziki i nieregularny 'taniec' po czym padła bez życia.

Po skończonych obrzędach pogrzebowych, gdy smutek już częściowo ustąpił rodzice chcieli zobaczyć film, który matka nagrała tej feralnej nocy. Włożyli kasetę do odtwarzacza i zaczęli oglądać. Na początku film ukazywał tylko matkę patrzącą na scenerię i jakieś zwierzątka przebiegające w oddali, lecz jak tylko ujęcie się zmieniło, przedstawione było wnętrze namiotu, w którym była z córką gdy ta wstała i zaczęła się szarpać... Jednak coś było nie tak. Na początku to wydawało się być dostrzegalnym jedynie kątem oka lecz za każdym razem gdy rodzice ponownie odtwarzali scenę, ich horror stawał się coraz bardziej realny.

Przez cały czas kiedy córka 'tańczyła', nad jej głową zaczepiona była upiorna, blada ręka...







PS. wybaczcie chaos w tłumaczeniu i możliwe błędy gramatyczne lub powtórzenia. Tłumaczone było na szybko z wyraźnym zmęczeniem ;p
  • 2

#127

emadni.
  • Postów: 57
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"This Old Men"


Numer sprawy: NR 03/25/01/4546
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 25 marzec 2001 r.


Ciało mężczyzny w średnim wieku zostało znalezione w piwnicy opuszczonego domu po tym jak sąsiedzi zgłosili, że drzwi od podziemi są uchylone. Żaden ze światków nie widział nikogo, łącznie z tym mężczyzną, wchodzącego lub wychodzącego z budynku. Znaleziony w portfelu dowód wskazuje, że jest to Robert McCann, lat 35. .
Ofiara zwisała z sufitu piwnicy powieszona za oba kciuki i szyję. Materiałem użytym do powieszenia była żyłka na szcześciofuntową rybę. Dziesięcioma żyłkami powiązane były kciuki szyja ofiary. Oba jego kciuki i głowa były ciemno purpurowe i opuchnięte do granic możliwości.


Numer sprawy: NR 03/28/01/4547
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 28 marzec 2001 r.


Ciało nastolatka zostało znaleziona w alejce niedaleko domu ze sprawy numer 03/25/01/4546. Bezdomny odkrył zwłoki pod stertą kartonowy pudeł. Przy ciele nie znaleziono żadnych dokumentów mogących pozwolić zidentyfikować ofiarę.
Szyja ofiary została poraniona i oszpecona. Autopsja wykazała, że przełyk i tchawica były zmiażdżone. Kilka śladów butów zostało znalezionych na gardle ofiary.
Udało się ustalić rozmiar i typ obuwia, rozmiar 11, ale żadne znajdujące się w bazie buty nie pasowały do odkrytych na miejscu zbrodni.


Numer sprawy: NR 04/03/01/4548
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 03 kwiecień 2001 r.


Ciało starszej kobiety znalezione zostało w jej domu. Zaniepokojona rodzina zgłosiła jej zaginięcie po tym jak przez kilka dni nie mogli się z nią skontaktować. Nie było śladów włamania ani nic nie zostało ukradzione. Ofiara miała na nazywała się Sarah Jean Weaver.
Ofiara znaleziona została około 10 stóp od drzwi frontowych, rozciągnięta na podłodze. Jej nogi zdawały się być odłączone od ciała i leżały niedaleko drzwi wejściowych. Dwa ślady krwi prowadziły od frontowych drzwi do miejsca w którym leżało ciało, tak jakby czołgała się ona od czegoś do miejsca w którym zmarła. Śmierć nastąpiła w wyniku dużej utraty krwi.

Numer sprawy: NR 04/25/01/4550
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 25 kwiecień 2001 r.


Ciało lokalnego farmera zostało znalezione w jego szopie narzędzia po tym jak żona zgłosiła jego zaginięcie. Tłumaczyła ona, że poszedł nawodnić ziemię dzień wcześniej i nie wrócił. Opieszałość tego raportu jest podejrzana w części jej zeznań więc została ona zawieziona na komisariat w celu zadania dodatkowych pytań.
Ofiara znaleziona została w rogu szopy na narzędzia. Ciało pokryte było Bąblami po użądleniach pszczół. Spuchnięte kończyny powiększone były prawie dwa razy. Zmarł od uduszenia lub dużej ilości pszczelego jadu. W przeciwległym rogu była dużo zniszczonych uli. Ślady miodu na ścianach sugerują że były one rzucane we wnętrzu szopy. Schowek zamknięty był od zewnątrz.


Numer sprawy: NR 05/04/01/4551
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 04 maj 2001 r.

Ciało pielęgniarki oraz lekarza znalezione zostało w sali operacyjnej szpitala Świętej Elżbiety. Zespół pełniący dyżur zeznał o krzykach dochodzących z pokoju chwile przed odkryciem ofiar. Nikt nie wchodził oraz nie wychodził z sali oprócz pielęgniarki oraz doktora, nazywali się Janet Harding i Sonny Ellis.
Obie ofiary miały otwarte klatki piersiowe. Ich żebra zostały usunięte z ciał i wbite w szyje. Śmierć była natychmiastowa.


Numer sprawy: NR 05/09/01/4552
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 09 maj 2001 r.

Ciało księdza znalezione zostało w konfesjonale katedry Świętego Marka. Młody mężczyzna, Angelo Washington, spowiadał się ojcu O'Cyrus kiedy zauważył że mężczyzna przestał odpowiadać mu. Po dalszej inspekcji okazało się że ksiądz nie żyje. Młody człowiek zeznał że on i ksiądz rozmawiali w konfesjonale chwile przed tym jak ojciec zamilkł. Zeznał także, że w trakcie spowiedzi nie słychać było aby ktoś otwierał konfesjonał.
Ofiara w momencie znalezienia siedziała. Twarz księdza w zasadzie zniknęła. Koniec dużego krzyża przeszył na wylot głowę ofiary i wbił się w tył konfesjonału.


Numer sprawy: NR 05/16/01/4553
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 16 maj 2001 r.

Ciało zostało znalezione na terenie historycznego dworu. Ofiara nie miała przy sobie żadnego dowodu pozwalającego na zidentyfikowanie. Właściciele dworu znaleźli ciało po tym jak wrócili z zakupów. Zeznali, że opuszczając dom nie widzieli nikogo innego w pobliżu posiadłości.
Ofiara znaleziona została na szczycie misternej żelaznej bramy broniącej wejścia do majątku. Zaostrzone szczyty bramy przebiły niektóre główne organy. Samobójstwo zostało wykluczone z powodu wysokości bramy.


Numer sprawy: NR 05/20/01/4554
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Detektyw Nicholas Starns
Data: 20 maj 2001 r.

Ciało młodej kobiety zostało znalezione w windzie. Świadek zeznał, że widział ją wchodzącą do windy w doskonałym zdrowiu. Zeznał także, że winda była pusta. Wideo z ochrony pokazuje, że winda zatrzymała się raz. Kobieta nie wysiadła, ale starszy mężczyzna wszedł do środka. Winda zatrzymała się piętrzo wyżej i otwarła. W środku znajdowało się ciało kobiety, ale starszego mężczyzny nie dało się nigdzie zauważyć.
Ofiara znaleziona została na podłodze windy. Jej krew była wszędzie w środku. Jej ciało było otwarte z boku a jej kręgosłup został wyciągnięty. Śmierć byłą szybka.
Twarz mężczyzny była wyraźnie widziana na filmie. Jego identyfikacja zostanie rozpoczęta w tempie natychmiastowym.


Numer sprawy: NR 05/21/01/4556
Wydarzenie: Morderstwo
Raportujący oficer: Szef Policji Matthew Russel
Data: 21 maj 2001 r.

Ciało Nicholas Starns zostało znalezione w jego domu około godziny 14. Sąsiedzi zeznali, że przed telefonem na policje usłyszeli głośny łoskot. Nie było śladów wtargnięcia ani żadnych śladów walki.
Ofiara została znaleziona przy biurku z komputerem. Żelazny kolec wystawał z czoła detektywa. Na stole leżały akta morderstw, które prowadził przez ostatnich kilka miesięcy. Zdjęcie mężczyzny stojącego przed widną leżało na samym wierzchu.
Jedynym świadkiem był starszy mężczyzna, który twierdził, że widział osobę podobnego wzrostu i postury co ofiara wychodzącą z domu z młotem kowalskim w ręce. Zanim mieliśmy szansę zadać więcej pytań, mężczyzna odwrócił się i odszedł, nucąc starą piosenkę śpiewaną dzieciom w żłobkach

Dowód: Notatka została znaleziona zwinięta w ręce detektywa:
"This Old Man
He Played Ten
He Played Knickknack Once Again"

Nastepna notatka została znaleziona na czole detektywa, przyczepiona do niego żelażnym kolcem:.
"Knickknack, Paddywhack,
Give A Dog A Bone,
This Old Man Came Rolling Home"

Wolne tłumaczenie wierszyka (jakoś nie umiem rymować):
Ten stary człowiek
Grał w dziesiątkę
Grał w knick-knack’a jeszcze raz (przyp. knick-knack - chyba uderzanie o coś.)
Knickknack, Paddywhack
Daj psu kość
Ten stary człowiek przytoczy się do domu

Paddywhack – angielska wikipedia tłumaczy to jako kontrowersyjne rasistowskie określenie narwanego człowieka z Irlandii.

Nie mam talentu do wierszyków, ale ogólny wydźwięk jest chyba taki (:
Piosenka w całości z przypisami z angielskiej wikipedii tutaj: link

Ps. Za wszelkie błędy stylistyczne przepraszam, to mój pierwszy raz z tłumaczeniem. Zdaje sobie sprawę, że opowiadanie nie jest jakieś specjalnie wytrawne, ale szukałam czegoś co nie sprawi problemów z tłumaczeniem (takiemu laikowi jak ja) i choć może trochę wystarczy.

Użytkownik emadni edytował ten post 24.06.2010 - 14:21

  • 3

#128

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Uśmiech

Około trzech tygodni temu wybraliśmy się na kamping w Parku Narodowym Huntsville w Texasie. Znamy się bardzo dobrze, więc często gdzieś razem wyjeżdżaliśmy. Tym razem, chcieliśmy się zapuścić wręcz do serca puszczy. Żyć jedząc złapane ryby, pijąc wodę ze strumienia i takie tam. W samym Texasie byliśmy tylko raz, ale dzikie tereny Arizony, Kolorado czy Nowego Meksyku były nam dobrze znane. Słowem, wiedzieliśmy, czego można oczekiwać po takim miejscu.

Tym razem to ja miałem wybierać cel wyprawy i sam nie wiem czemu, zaproponowałem Hunstsville. Do parku dojechaliśmy naszym samochodem, stanęliśmy na specjalnym parkingu dla podróżnych i ruszyliśmy w pieszą część drogi. Choć ścieżka nie była łatwa, a krajobraz dosyć monotonny, nie nudziło nam się. Jak to w gronie dobrych kumpli bywa, mieliśmy o czym pogadać i z czego się pośmiać.
Ponieważ w lesie szybko zapada zmrok, gdy tylko zaczęło się ściemniać, zatrzymaliśmy się. W pobliżu znaleźliśmy dogodne miejsce na postój, zorganizowaliśmy drewno na ognisko, rozłożyliśmy namiot i wreszcie, zasiedliśmy przy płomieniach. Mieliśmy pewien zwyczaj, zresztą, pewnie nie tylko my. Przez cały rok zbieraliśmy straszne historie, by w noce takie jak ta, podczas jednej z naszych wypraw, opowiadać je przy blasku ognia.

Było już późno, gdy poczuliśmy jakiś wyraźny, mdły zapach. Żaden z nas nie był pewny, co mogło tak śmierdzieć, więc postanowiliśmy to sprawdzić. Mike’owi akurat zachciało się lać, więc odeszliśmy na chwilę od ogniska i poczęliśmy przeszukiwać pobliskie zarośla.
Po chwili z krzaków wybiegł Mike. Spodnie w kroku miał całe mokre, toteż śmialiśmy się, co rusz rzucając jakimś niewybrednym żartem. Dopiero po kilku chwilach ktoś spostrzegł, że biedaczyna jest blady jak ściana i ledwo łapie oddech. Gdy zamilkliśmy, Mike zaczął coś krzyczeć i poprowadził nas za sobą w miejsce, z którego przed chwilą wrócił. Atmosfera zrobiła się poważna i w ciszy ruszyliśmy za nim. Nie mieliśmy pojęcia, o co mu chodzi, ale w oddali słychać było jakby stłumiony płacz. Tylko Mike wziął latarkę, więc pozostało nam jedynie biec za nim przez ten czarny, gęsty las.

Po chwili zwolniliśmy, a światło latarki padło na jakiś budynek. To był stary domek letniskowy, czy coś w tym stylu, zaniedbany i raczej opuszczony. Przynajmniej tak wyglądał, ale to właśnie zza tych ścian dochodził odgłos szlochania. Z wolna podeszliśmy do drzwi frontowych, a serca biły nam coraz mocniej. Mike ostrożnie zastukał i w tym samym momencie płacz nagle ucichł.

Czekaliśmy, słysząc ciężkie, powłóczyste kroki zmierzające w naszym kierunku. Gdy ucichły, rozległ się zgrzyt zasuw i brzdęk zdejmowanych łańcuchów. A potem cisza. Zupełnie nic się nie stało, a sytuacja wydawała się coraz dziwniejsza. Zapukaliśmy jeszcze kilka razy, ale domek wyglądał teraz na naprawdę opuszczoną ruderę, w której nikt nie był od lat. Obeszliśmy go w koło, oczywiście trzymając się razem. Czułem, że sam, bez latarki, od razu zesrałbym się ze strachu. Po chwili zauważyliśmy okno. Alex wziął głęboki oddech i stwierdził, że zajrzy do środka, ale musimy go podsadzić. Podszedłem tam razem z Mikem i podnieśliśmy go. W ciszy obserwowaliśmy jak zdejmuje z szyby pajęczyny i przykłada do niej dłoń, by móc cokolwiek dojrzeć.

To stało się tak nagle. Usłyszeliśmy ciche uderzenie, po czym Alex w jednej chwili krzyknął i odepchnął się od okna. Przewróciliśmy się do tyłu razem z nim. Zaczął się wydzierać i miotać, miał w oczach istny obłęd. Na nic się zdały nasze próby uspokojenia go, gdyż już po paru sekundach biegł w stronę obozu. Musieliśmy biec za nim – była tylko jedna latarka, a żaden z nas nie chciał zostać sam wśród ciemności.
Gdy w końcu dotarliśmy, złapaliśmy go za bary i usadziliśmy na miejscu. Ogień dogorywał, więc dorzuciłem trochę chrustu. Ręce trzęsły mi się i nie wiedziałem, co mam robić. Kręciłem się w kółko, a gdy trochę ochłonąłem, podszedłem wraz z innymi do Alexa. Chcieliśmy wiedzieć, co się stało. Niestety, nie mógł wykrztusić żadnego słowa, sapał tylko ciężko, pustym wzrokiem wpatrując się w ciemność.
Wszyscy byliśmy przerażeni i nawet nie myśleliśmy o śnie. Podtrzymywaliśmy ogień do wschodu słońca. Alex zachowywał się jak obłąkany. Co jakiś czas wstawał, zaczynał krzyczeć i szlochać zupełnie bez powodu. Rano wyglądał jak inna osoba. Siedział tylko i szeptał coś do siebie, z cicha popłakując.

Razem z Mikem postanowiliśmy wrócić się tam i rozejrzeć przy świetle słońca. Znaleźliśmy to miejsce, lecz nic tam nie było. Jedynie smród, który czuliśmy zeszłej nocy, teraz był nie do zniesienia. Odór zgnilizny, obrzydliwa, stęchła śmierć. Wróciliśmy do obozu i to był chyba przełom. Alex rozgryzł sobie wargi i połykał własną krew. John stał za nim i wyglądał tak, jakby miał zaraz umrzeć ze zmęczenia. Myślę, że wszyscy tak wyglądaliśmy, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, póki go nie zobaczyłem. Wtedy, Alex wyszeptał pierwsze zrozumiałe słowa od czasu zeszłej nocy: „Musimy się stąd wynosić. Natychmiast”.

Było koło południa, kiedy zaczęliśmy się pakować, Zrządzeniem losu, niebo zasnuły ciemne, ciężkie chmury, a po chwili zaczęło lać jak z cebra. Alex znów wpadł w panikę. Chwycił jakiś pręt i kazał nam się wynosić, w przeciwnym razie, sam nas stąd wyrzuci. Mike wdał się z nim w kłótnię, po czym zaczęli się bić, Na szczęście, udało się to jakoś załagodzić. Skończyliśmy się pakować i ruszyliśmy na parking wczorajszym szlakiem.

Niestety, los zadrwił z nas po raz kolejny. Przez przełęcz, którą tu przyszliśmy, płynęła teraz wściekła rzeka, niosąca kamienie, błoto i gałęzie. Nurt był zbyt silny, by można było ją przekroczyć. Alex znów wpadł w szał, klął i wydzierał się, że gdybyśmy się nie pakowali tak długo, zdążylibyśmy przed zalaniem drogi. Na szczęście znowu udało nam się go uspokoić, a co więcej, powiedział nam wreszcie, co stało się zeszłej nocy.

Twierdził, że gdy tylko przyłożył twarz do szyby, coś po drugiej stronie okna zrobiło dokładnie to samo. Blada twarz o czarnych oczach i wielkich, ciemnych ustach, uśmiechała się szeroko w jakiś przerażający sposób, a od głowy Alexa dzieliło ją tylko cienkie, zakurzone szkło.
Mike, wciąż wściekły, zaczął się kłócić. Nie dopuszczał do siebie wersji wydarzeń, o której mówił nam Alex. Nie pozostało już nic innego, jak tylko iść wzdłuż potoku w poszukiwaniu brodu.

Widzieliśmy masę zabawek niesionych przez tą brązową, mulistą wodę. Wiele starych, dziecięcych lalek o dużych oczach i okrągłych twarzach. To nie były jednak śmieci wypłukane gdzieś z lasu, po prostu… tych lalek było zbyt dużo. Mike wyłowił jedną i dobrze się jej przyglądnęliśmy. Miała wbudowany mechanizm głosowy, jak to wiele lalek. Mówiła coś, czego nie mogliśmy zrozumieć. Bełkotała, to śmiała się na przemian. Pomyśleliśmy, że to przez wodę albo po prostu baterie siadają. Wyrzuciliśmy ją i poszliśmy dalej.

Słońce zbliżało się ku horyzontowi, a Alex znowu dziwnie się zachowywał. Mamrotał coś i oddychał ciężko, tak jak wcześniej. Wtedy wszyscy zaczęliśmy widzieć jakieś cienie pomiędzy drzewami, na które mówiliśmy BS. Były ledwo widoczne, jednak nie dawały nam spokoju i przynosiły uczucie strachu, czy niepewności, coś w tym rodzaju. Byliśmy zajęci obserwowaniem BS, kiedy nagle, przed nami, pojawiła się ta stara chata. Nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć, jedynie Mike ruszył naprzód, mówiąc:
„To jakieś bzdury, wchodzę tam”.
Alex rzucił się na niego, by go powstrzymać. Wszyscy chcieliśmy go powstrzymać. Mike jednak, odtrącił nas od siebie i wrzasnął, byśmy się od niego odpierdolili. Niech każdy robi, co chce, przecież to bzdury…

Wtedy, wszystkie te lalki z potoku zaczęły płakać, bełkotać, próbowały nawet nucić jakąś przerażającą melodię. W powietrzu znów czuliśmy ten ohydny zapach zgnilizny. Nawet Mike’owi zmiękły nogi, więc szybko obeszliśmy dom i w pośpiechu szukaliśmy brodu lub czegokolwiek, co pozwoli nam się stąd wydostać. Gdy wreszcie dotarliśmy na parking, księżyc świecił słabo zza chmur. Wsiedliśmy do samochodu i natychmiast ruszyliśmy. Chcieliśmy wjechać na drogę nr 45 do Houston, jednak trwały prace remontowe. Był objazd, niestety, szutrowa droga prowadziła wprost w ciemny las.

Niespodziewanie, do naszego samochodu podeszłą mała dziewczynka. Powoli zbliżyła się do drzwi pasażera, patrząc na nas błagalnym wzrokiem. Wyglądała na zagubioną i nieco poobijaną, więc myśleliśmy, że oddaliła się od jakiegoś obozu, a przez noc i ulewę nie wiedziała jak wrócić. Jedynie Alex nie stracił głowy albo stracił ją już wczoraj i zamknął szybko drzwi. Dziewczynka przyłożyła twarz do szyby i zaczęła uśmiechać się jak klaun, szeroko, w ten przerażający, zupełnie nie zabawny sposób. Myślałem, że serce wybije mi żebra. Alex szlochał i panicznie wrzeszczał, a ja nadepnąłem pedał i ruszyłem w szalonym tempie przez tą wyboistą drogę. Udało nam się dotrzeć do 45 i jechaliśmy nią aż do mojego mieszkania. Tam, gdy żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć, rozdzieliliśmy się.

Mike napisał mi jakiś czas później, że chce tam wrócić. Próbowałem go przekonać, żeby tego nie robił, ale on uparcie twierdził, że to tylko nasze umysły spłatały nam figla. Myślę, że chciał sam sobie coś udowodnić, może, że jest odważny, nie wiem. Ja wszędzie czuję ten odór. Nie ruszam się w ogóle z domu, wszyscy wokół mnie zachowują się dziwnie. Ludzie, których znam od bardzo dawna i zupełnie przypadkowe osoby, wszyscy patrzą na mnie inaczej. Tylko siedzę i nie otwieram drzwi, nikomu. Nawet mój własny ojciec, do którego przyszedłem ostatnio na obiad, nie zachowywał się normalnie. Gdy spytałem, co jest grane, nie odpowiedział nic, tylko powoli spuścił głowę.

Wychodziłem już do domu i tylko odwróciłem się, by pomachać. Oczy mojego ojca były całe czarne a twarz miał wykrzywioną przez jakiś agonalny grymas. Chciałem do niego podbiec, lecz zatrzasnął drzwi. Usłyszałem tylko zgrzyt zasuw i jego kroki. Pukałem, a potem waliłem w drzwi, ale nic to nie dawało, więc zadzwoniłem do niego. Telefon miał wyłączony, więc spróbowałem połączyć się z policją. Gdy dyspozytor odebrał i zadał kilka pytań, w słuchawce zacząłem słyszeć szmery, potem czyjś bełkot i cichy, przerażający chichot.

Mike jakby kompletnie się rozpłynął. Nie było nawet dowodu na to, że kiedykolwiek żył. Próbowałem skontaktować się z Alexem, jednak jego rodzina traktowa mnie jak jakiegoś akwizytora. Twierdzili, że nie znają kogoś takiego i żebym tu więcej nie przychodził I pomyśleć, że mówiła to jego własna matka.
Mieszkanie Johna stało zupełnie puste.

Pewnego razu ktoś zapukał do mych drzwi. Chciałem spojrzeć przez wizjer i gdy zbliżyłem do niego oko, ujrzałem straszną, białą twarz, z tym przerażającym, obłąkanym uśmiechem, dosłownie na pół twarzy.
Wtedy spróbowałem znów zadzwonić na policję. Dyspozytor pytał:
„Czy jest pan pod wpływem jakichś środków odurzających? Odpowiedziałem: „Nie”. „Czy planuje pan w najbliższym czasie wrócić do domu?”, „Co proszę?”, „Wrócić do domu”, powtórzył i połączenie się zerwało.
Do skrzynki pocztowej listonosz co rusz wrzuca mi kawałki lalek. Gdy próbuję do kogoś zadzwonić, jedyne, co słyszę w słuchawce to jakaś przerażająca melodia, chichot, czasami rozdzierający krzyk. Mój telewizor nie działa, ale gdy wychodzę do toalety, słyszę, jak idzie w nim teleturniej, chyba na cały regulator. Wydaje mi się, że wariuję.

Ludzie, którzy żyją w mieszkaniach obok, również przeraźliwie krzyczą, tupią w podłogę, a czasami słyszę, jak coś ciężkiego upada na ziemię. U moich sąsiadów z prawej strony słychać płacz dziecka, przeraźliwy, jakby nie jadło od bardzo dawna. Brzmi podobnie do głosu lalek, którym padają baterię. Raz zadzwonił do mnie Alex, ale mówił w języku, którego nie potrafię zrozumieć ani nawet powtórzyć. Na skrzynkę mailową przychodziły mi dziwaczne wiadomości, a w załącznikach znajdowały się małe, czarne obrazki. Słyszę pukanie do drzwi, czasami zgrzyt zasuw. Wtedy doskakuje do nich by sprawdzić, czy aby na pewno są zamknięte.

Teraz, nie pozostało mi już nic, tylko usiąść i płakać.

Użytkownik skittles edytował ten post 24.06.2010 - 17:21

  • 5



#129

Pan Herbatka.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Oto moje dzieło! Proszę o wyrozumiałość...

Ból
Dzień 2
Kim... Kim ja jestem? Nic nie pamiętam... ON powiedział, że jestem nikim. Pier*le go! Chociaż... Może to i prawda? Czuje się jak nikt. Każda, nawet najdrobniejsza cześć mojego ciała boli jak diabli... Jakby każda kość była złamana, każdy mięsień przebity tysiącami igieł. Tylko moja prawa ręka wydaje się być nietknięta. Dlatego mogę pisać... Papier i ołówek miałem w kieszeni. Siedzę w ciasnej, pustej celi. Ale podświadomie wiem, że póki tu jestem to jestem przynajmniej bezpieczny. Na zewnątrz jest tylko ból, na zewnątrz jest tylko ON. Nie jest potworem. Jest prawdziwym człowiekiem... Od dawna wiedziałem, że ludzie są najgorszymi bestiami. Jedynymi, zadającymi ból dla przyjemności... Ale dla niego, to coś jeszcze więcej. On się tym żywi, podnieca go to... Nie wiem, kim jest, ale kazał, by nazywać go Aniołem. Wczoraj zabrał mnie z celi. Widziałem jego twarz, ale to jedyne co pamiętam. Wydaje mi się, że czymś mnie odurzył. Nie moglem się ruszyć... Ale czułem ból. Właściwie bolało mnie wszystko, nawet gdy zaciskałem dłoń palce jakby wbijały się w moją skórę... Chyba dał mi coś, co zwiększą doznania związane z cierpieniem... Nektar masochistów... Oprócz jego twarz, pamiętam tylko ból... Ból, jakiego nie byłem sobie w stanie wyobrazić. Zimna stal w moim brzuchu. Pejcz na moich plecach. Kwas którym mnie oblewał. Oczyścił mi jednak rany i zaszył głębokie cięcie po jego ostrzu. Nie chce, żebym się wykrwawił... Wiem, że dziś wróci... Czuje to w powietrzu! Facet w celi obok ciągle się śmieje. Oszalał. Ciągle wybucha nowymi salwami, niczym potworny klaun. Bez przerwy... Doprowadza mnie to do szału... Najchętniej sam bym go wykończył. Jeszcze wczoraj z nim rozmawiałem. W ścianie, między naszymi celami jest mała dziura. Trząsł się i płakał, ale dało się z nim rozmawiać. Powiedział "Wiem, że dziś wróci... Czuje to w powietrzu!". Jakiś czas później drzwi od jego celi się otworzyły i facet przez jakiś czas wrzeszczał, po czym nastała straszliwa cisza, bardziej wymowna niż skowyt o północy... Drzwi się zamknęły, a gdy po kilku godzinach ON przyprowadził go z powrotem, biedak zaczął się śmiać... i tak do dziś. Kurwa, nie wytrzymam tego! Słyszę kroki... Idzie! Muszę się przygotować. Mój ołówek jest dość ostry, by wbić mu go w oko!
Dzień 3
Wskoczyłem na niego, ale chyba zna jakieś sztuki walki. Kurwa! kimkolwiek jestem, na pewno zanim tu trafiłem, nie byłem gwiazdą sportu... Jeszcze raz wbił się w mój brzuch. W to samo miejsce. Zaszył mnie tylko dlatego, że chciał jeszcze raz mnie rozerwać. Szwy pękły pod naciskiem ostrza sprawiając ból, który pobił ten z poprzedniego dnia... 10 w skali Richtera. Mój ołówek nie jest tak ostry jak myślałem. Na pewno nie da się nim poderznąć żył... Próbowałem... No właśnie, nie zabrał mi ołówka... Gdy odniósł mnie do celi, powiedział: "Pisz więcej, przyjacielu... Pisz o swoim bólu! To pozwoli ci o nim zapomnieć!". Niezła rada, ale pamiętam. Pamiętam zbyt dobrze! Tym razem użył soli! Wcierał ją w moje zakrwawione plecy... Mieszał ją z małymi kawałkami szkła, i wcierał w moje rany, doprowadzając mnie do agonii. Potem mnie budził... Wymyślał coraz to nowe zabawy... Ponownie mnie opatrzył, a gdy się obudziłem w celi czekał na mnie obiad. Wiem, że nie jadałem tak dobrze przed przybyciem tutaj. Dziękuje, Aniele... Wciąż nie zraniłeś mojej prawej dłoni... Dlaczego? To jedyna część ciała, którą mogę ruszać...

....

Dzień 6?
Pisze już od sześciu dni. Dwa dni temu zmarł mój sąsiad. Dzięki ci Panie Boże! Dziś kolej na mnie... Wiem, o tym. Nie mogę się doczekać. Skończyły mi się kartki dlatego piszę to na ścianie... Może ktoś to przeczyta? Nazywam się Maciej Ross. Tyle o sobie wiem. Wiem, że mam żonę i dziecko. Mam nadzieje, że bóg się nimi zaopiekuje. Nie wiem, jak udało mi się dotrwać do dzisiejszego dnia. Anioł jest najwyraźniej utalentowanym lekarzem... A mnie nazwał bardzo utalentowanym pisarzem... Wszystko, zaczyna być jasne... Znów słyszę jego kroki... To koniec...

....

Konrad jak co tydzień szedł do swojej ukochanej księgarni, by zakupić kolejną książkę. W życiu nie zaznał niczego lepszego, od dobrego Horroru do poduszki. Dziś był w wyjątkowo złym humorze. Odnaleziono spalone ciało Macieja Rossa, zaginionego przed miesiącem pisarza. Zresztą w ostatnim czasie zaginęło już kilku popularnych twórców... Ross był jego ulubionym autorem. Mało kto potrafił oddać tak dobrze nastój grozy i emocje towarzyszące śmierci. Przeczytał jego wszystkie książki, i smucił się, bo wiedział, że do jego ręki nie wpadnie już nowa. Nic nie poprawiało mu tak humoru, jak porządna lektura, doprowadzająca czytelnika do granic wytrzymałości.... Dziś szukał właśnie czegoś takiego. Naglę, na półce z nowościami znalazł, książkę wydaną przed kilkoma dnami, która już odbiła się głośnym echem, wśród fanów mrożących krew w żyłach lektur. Opis zdecydowanie zachęcał do kupna. Książka oprawiona była opinię z popularnego magazynu czytelniczego:
"Oto przed tobą, drogi czytelniku historia dziesięciu ludzi. Dziesięciu ludzi, utopionych w otchłani ogromnego bólu. 10 zapierających dech w piersiach historii, okraszonych ogromem emocji, tak realnych i strasznych, iż masz wrażenie jakby twórca sam ich doświadczył. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana gatunku... Oto jesteśmy świadkami debiutu, polskiego S. kinga!". Zapowiadało się nieźle. Tytuł brzmiał "księga Bólu". A Autor? Rzeczywiście debiutant, bo Konrad nigdy o nim nie słyszał - był to niejaki Dr. Jan Anioł....

Użytkownik Pan Herbatka edytował ten post 26.06.2010 - 18:31

  • 2

#130

Zielona Małpa.
  • Postów: 135
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Strona 13
Cześć, /x/!
Ci z was, którzy są tu już od dłuższego czasu, znają zapewne strony 11 i 12. Należy tylko dopisać 11.html albo 12.html do adresy URL aby uzyskać do nich dostęp. Nie jestem zbyt „komputerową” osobą, więc to, co znajduje się na tych stronach jest dla mnie zagadką. Jestem jednak pewien, że ma to jakiś cel. Strony te nie są niczym niezwykłym. Nie są wcale mniej zwyczajne niż strony 1-10.
Jednak, czy wiedziałeś stronie 13?
Odkryłem ją kilka miesięcy temu w wątku, który zawierał zrzuty tej strony oraz złożony zestaw instrukcji dostępu do niej, o których nie będę tu pisał ze względu na bezpieczeństwo. Poza tym odkryłem, że istnieje wiele sposobów na uzyskanie do niej dostępu. Musisz być po prostu być bardzo zdeterminowany i którymś sposobem uda ci się.
Wchodząc na stronę 13, zostaniesz powitany prawie pustą stroną dziwacznymi danymi. Słyszałem, że czasem zamiast standardowego „FILE DELETED” jest tam obraz dołączony do postu. Treści obrazu zmieniają się od bardzo niepokojących – z prozaicznych, z zawartych na /x/ na takie, których już poza tą stroną nie można znaleźć w Internecie. Sam jednak nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego, więc nie mogę powiedzieć, czy to aby na pewno prawda.
Większość odwiedzających tę stronę może tylko na chwilkę pozostać na stronie, zanim doświadczą brutalnego błędu komputera, który natychmiast zamyka przeglądarkę. Niektóre starsze modele Windows blue-screen powodują, że strona momentalnie się otwiera. Są sposoby na przedłużenie pobytu na stronie, ale na niej niewiele da się zrobić i mimo wszystkich włożonych w to wysiłków, strona i tak zostanie ostatecznie zamknięta. Próbowałem zapisać stronę i zbadać jej kod, ale niestety plik był uszkodzony.
Czym jest więc strona 13?
Moja własna teoria opiera się o fenomen Philipa, odkryty przez badania w Toronto w latach 70. Możesz znaleźć więcej informacji na ten temat w Internecie, więc nie będę tu tego dogłębnie wyjaśniał. Ogólnie rzecz biorąc, naukowcy stworzyli ducha, udając jego istnienie. Moc wiary tworzy duchy, a może raczej przyciąga juz istniejące. Tak, czy inaczej, zgromadzenie wielu ludzi, którzy wierzą w duchy, w jedno miejsce to chyba nienajlepszy pomysł.
To jest jednak tylko moja teoria i nie mam żadnych dowodów, aby móc moje twierdzenia potwierdzić.
Myślę jednak, że /x/ stworzyło ducha i nie sądzę, że dobrego.


Dołączona grafika

Użytkownik Kakufan edytował ten post 29.06.2010 - 11:22

  • 2

#131

CherubUltima.
  • Postów: 42
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Latem, 1950 roku, grupa przyjaciół znalazła w lesie stary, opuszczony dom. Weszli, aby zobaczyć, co się w nim znajduje. W środku była dziura wykopana w ziemi, którą wypełniała woda. Trzech chłopców zdecydowało się popływać, a reszta została i robiła zdjęcia domu.

Trzydzieści dwa lata później, w 1982 roku, turysta znalazł stary aparat fotograficzny. Zabrał go na lokalny posterunek policji, aby dowiedzieć się do kogo należał. Policja postanowiła wywołać film. Większość była zniszczona, oprócz kilku zdjęć.

To zdjęcie jest ostatnim, które zostało zrobione. Nie wiadomo, co stało się z twarzami chłopców i dlaczego seria fotografii nagle się skończyła. Dzieci nigdy nie zostały zidentyfikowane, a ich ciał nigdy nie znaleziono. Wciąż pozostaje zagadką, co dzieje się na tym obrazku.

Dołączona grafika
  • 3

#132

BoryZ.
  • Postów: 231
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Trumna

Kiedyś w wiekach trumien robiono dziury, mocowano do nich miedzianą rurkę z dzwonkiem. Rurka doprowadzała powietrze dla ludzi pochowanych po błędnych zdiagnozowaniu zgonu.
W pewnym małym miasteczku, Harold, lokalny grabarz, usłyszawszy pewnej nocy dzwonek poszedł sprawdzić czy nie jest to aby jakiś dzieciak bawiący się i udający ducha.
Czasami był to wiatr.
Tym razem nie było to żadne z nich. Głos pod nim błagał i prosił by zostać odkopanym.
"czy jesteś Sarah O'Bannon?" zapytał Harold.
"TAK!" odpowiedział przytłumiony głos.
"Urodziłaś się 17 września 1827?"
"TAK!"
"Nagrobek mówi że zmarłaś 20 lutego 1857."
"Nie, ja żyje, to pomyłka! Odkop mnie! uwolnij mnie!"
"Przepraszam za to psze pani," Powiedział Harold depcząc dzwonek by nie wydał już żadnego dźwięku, po czym zatkał rurkę ziemią. "ale teraz jest sierpień, czymkolwiek, ty tam na dole jesteś, za cholerę nie jesteś żywa, i na pewno stamtąd nie wychodzisz."
  • 8

#133

BoryZ.
  • Postów: 231
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Kroki

Odgłosy kroków są niczym niezwykłym gdy siedzisz w piwnicy, wiec nie zawracałem sobie tym zbytnio głowy gdy usłyszałem ciche stąpnięcia dochodzące z parteru. Po prostu założyłem że to mój brat, wiec kontynuowałem cokolwiek ja tam robiłem.
Powróciły na kolejne parę minut, co powoli zaczęło mnie denerwować. Zaczęły robić się głośniejsze z każdą sekundą. Westchnąłem zastanawiając się co do cholery mój brat tam robi tak późno w nocy.
Usiadłem wiec, ponieważ niemożliwym było się skupić w tym łoskocie. Brzmiało to jakby jakiś chodziarz krążył po całym parterze.
Siedziałem tam i słuchałem jak stąpnięcia staja się szybsze i dziksze. Nie zatrzymywały się nawet na chwile, zaczęły nawet formować pewien rytm, pieśń.
Zrobiły się jeszcze szybsze i jeszcze dziksze, wydawało się że dochodzą z całego pomieszczenia znajdującego się nade mną.
Zrozumiałem ze cokolwiek to jest, nie jest to człowiek. Nikt nie potrafi się tak poruszać.

"Co jest, kurwa?!" w końcu wrzasnąłem.
Wszystko ucichło. Wszystko jest spokojne, i wtedy usłyszałem łagodne i powolne kroki kierujące się w stronę piwnicznych drzwi.
Drzwi zostały otwarte, i ponownie kroki. Przez następną minute słyszałem tylko mój oddech, potem westchnąłem myśląc że to koniec.
Okazało się że to Coś także nasłuchiwało.
Nagłe usłyszałem "to" zbiegające po schodach, przewróciłem krzesło wstając w pospiechu. Zacząłem biec do najbliższej szafy, kątem oka zauważyłem groteskową, bezwłosą, czteronożną kreaturę, tanecznym krokiem zbliżającą się do mnie, wystukując swymi spuchniętymi stopami upojny rytm.
Zanurkowałem w szafie i zatrzasnąłem drzwi. Nastała cisza...
Na około sekundę.
Po czym usłyszałem ten sam rytm na drzwiach szafy.

To tupanie nie ustępuje, żadnej pauzy, żadnego odpoczynku, żadnej ulgi...

Jet on już tu od godzin, nawet zacząłem wystukiwać palcami rytm wraz z jego "pieśnią".
Naglę skończyło się , szybko, tak jak się zaczęło.
Poczekałem chwilkę, i wyjrzałem z szafy. Nie ma go. Zapaliłem światło i upadłem na krzesło. Jestem bezpieczny.
Zrelaksowałem się i pogrążyłem w myślach na moment. Dostrzegłem ze zacząłem tupać stopą.
Może ta piosenka nie jest taka zła...
Nawet ja polubiłem, wystarczająco by do niej tańczyć.
Więc upadłem na ręce i nogi, i zacząłem...

Użytkownik BorysMR edytował ten post 07.07.2010 - 14:36

  • 4

#134

RadaSs.
  • Postów: 31
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

The OPPRESSOR: (dręczyciel)
Często przeglądam 4chan, ale przyznam, że czasem zdarzają się wyjątkowo dziwni ludzie. W zwykły, szary dzień wszedłem tam, w dział random. Jedna osoba napisała tam temat o treści podobnej do "szybko, zaraz to usuną!". Zdjęcie natomiast dołączone do obrazka było jak by zrobione z komórki, lecz po obejrzeniu filmu (bardzo długiego zresztą) szybko zrozumiałem, dlaczego.

Zastanawiało mnie, dlaczego niby usuną? No, nieważne, już teraz wiem, ale powiem o tym później. Wszedłem w link. Była tam strona, która otworzyła filmik we flashu. Film już na początku wywołał u mnie niezwykle odrażającą reakcję...

Zaczęło się, gdzie jakaś 'osoba' szła spacerując i nagrywając wszystko, co widzi przed sobą jakąś kamerą, czy komórką (?). Słychać było, jak chrupie śnieg tupając. Szła w kierunku lasu. W międzyczasie widać było, jak była ubrana. Nosiła na sobie czarny, gruby i podarty płaszcz.

Ta osoba rzadko, ale czasami pokazywała swoje ręce, które to wystawały spod płaszcza podczas maszerowania. Gdy pierwszy raz je zobaczyłem, nieźle się przeraziłem. Ręce były granatowobrązowe i zupełnie jak by skóra na kości... Cóż, myślałem, że to fotomontaż, czy coś, ale później przekonałem się, że nie.

Osoba ta szła przez las, aż dotarła do jakiegoś baraku, czy fortu, nie wiem. Wtedy kamera się zatrzymała i była tak zwana kasza. Najprawdopodobniej osoba ta nie chciała, żeby ktoś znalazł dokładną drogę, gdzie mieszka, lub przebywa, więc wyciął ten fragment... Gdy kasza minęła, słychać było spore echo tupania. Niestety, nic nie było widać. Przez minutę tak szedł... Albo wlókł się, tak to nazwę lepiej. Szedł jak by miał niesprawną jedną nogę. Minęła minuta i odskoczyłem na pół metra od monitora uderzając się półką o głowę. Istota ta pokazała swój paluch, który naciska przycisk włączający światło. Widziałem w detalach jego siną łapę. Powiem szczerze, że jemu niewiele brakowało do porównania dłoni z dłonią szkieletu. Dodatkowo coś mu zwisało... To był bandaż.

Zastopowałem, by ochłonąć, po minucie oglądałem dalej. Wlókł się przez korytarz macając po drodze rury, które spowijały cały kompleks. W dali było widać kilka drzwi.

Po chwili oglądania postać otworzyła jedne drzwi, a w środku leżały zwłoki, lub człowiek, który spał, nie wiem. Nie ruszał się, a naokoło była krew. Obracając kamerę zauważyłem drzwi, które w tej samej chwili to coś otworzyło. Tam był człowiek. Nagi. Błagał o litość po angielsku. To coś go zabrało do pokoju obok. Tutaj znowu kasza. Kasza trwała trzy sekundy, czyli znów wycięta treść, a później obraz powrócił. Kamera była położona na jakimś stołku. W rogu było widać, jak COŚ piłuje nogę unieruchomionego człowieka, później następną i ręce. Człowiek nie krwawił. Wyglądało na to, że COŚ zna się dobrze na anatomii i zacisnęło ręce i nogi, by się nie wykrwawił człowiek.

Nie byłem w stanie tego oglądać, ONO się nad nim znęcało... Przewinąłem dalej, nie wiem, co się stało z człowiekiem, ale po przewinięciu przewinąłem jeszcze dalej, gdyż to coś weszło do innego pomieszczenia, w którym była dziewczynka i zaczął się z nią zabawiać. Myślę, że właśnie ze względu na te treści pedofilskie ten film został usunięty.

Przewinąłem dalej. Postać idzie przed siebie, cała we krwi. Weszła do pokoju, coś w rodzaju łazienki. Położyła kamerę, a następnie umyła ręce. Tutaj pierwszy raz zobaczyłem twarz... Ta osoba wydawała się gnić. Była cała koloru rąk, czyli siwobrązowa. Wtedy zdęła płaszcz. Następnie zaczęła zdejmować bandaże. Zauważyłem, że pod nimi ma gnijące mięso. Po chwili podeszła do lustra. Znów potwornie się przestraszyłem, bo zobaczyłem twarz tego czegoś na wprost, patrzącego się w centrum kamery - czyli jakby mi w oczy. Skóra wydawała się gnić, to coś dyszało, nie miało nosa, tylko dwie dziurki. Pewnie nos odpadł... Zrozumiałem, że tej osobie niewiele zostało życia, nie myliłem się. Po chwili on upadł i leżał. Minęło pół godziny filmu - cały czas leżał nieruchomo. Pod koniec filmu słychać było pisk jakby pustej baterii. Po chwili film się skończył.

Ręce mi się trzęsły po obejrzeniu tego filmu, dałem link od razu kilku znajomym, lecz okazało się, że zamiast filmu był napis "This video has been removed. ". Ja sam głupi zamknąłem wcześniej przeglądarkę ze strachu, więc i plik tymczasowy filmu przepadł ze względu na włączoną opcję czyszczenia wszystkiego po zamknięciu przeglądarki. Cóż, legenda głosi, że to, co dostanie się na internet, już z niego nie wychodzi, więc... Kto szuka ten znajdzie. Film nazywał się "The OPPRESSOR" - szyk małych i dużych liter zostawiłem dokładnie taki, jaki był tytuł.
  • 2

#135

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Blindmaiden.com"

Możliwe, że cała ta opowieść jest tylko jedną z wielu pokręconych miejskich legend, jednak tutaj jest to naprawdę mało ważne, w tym wypadku mówimy o dziwnym zbiegu wydarzeń, który (mam nadzieję) doprowadzi Cię, raz jeszcze, drogi czytelniku do straszliwego wniosku, że horror nie ma granic, a żadne ograniczenia nie stoją mu na drodze...

Jak kameleon dostosowuje się on do obecnych czasów aby straszyć coraz to nowe pokolenia...

Zacznijmy więc od początku.

Znam wielu ludzi którzy przysięgają, że odwiedzili stronę o adresie blindmaiden.com, jeżeli masz zamiar udawać że rzeczywiście udało Ci się dostać na wspomnianą wcześniej stronę to prawdopodobnie nie masz o niej bladego pojęcia. Mówię to z racji tego, że nie ważne jak mocno byś się starał, Twoja przeglądarka nie pozwoli Ci na dostęp do witryny (coś w rodzaju "Cenzora"), dopóki nie spełnisz 3 warunków.

Sam w domu, spróbuj połączyć się z witryną dokładnie o północy. Co więcej musisz mieć pewność że ta konkretna noc to nów, a wszystkie światła w Twoim domu są zgaszone. To właśnie wtedy (i tylko wtedy) będziesz mieć dostęp do witryny. Twoim oczą ukażą się przerażające sceny, które w zupełności, bez zbędnych słów wytłumaczą hasło które znajduje się na niej "Przygotuj się na kompletnie przerażające doświadczenie, przygotuj się na prawdziwy koszmar".

Musisz zatrudnić wszystkie swoje pięć zmysłów aby nie kliknąć na przycisk "Akceptuj", nie ważne czy zrobisz to naumyślnie czy tylko przez przypadek... Ten błąd może kosztować Cię bardzo dużo...

Jeżeli jednak powstrzymasz się przed pokusą zaakceptowania, pokaz się zakończy a w nagrodę będziesz miał dostęp do całego archiwum użytkowników, którzy przybyli tutaj z ciekawości, lub po prostu z głupoty...

Jednak co się stanie gdy przyjmiesz "zaproszenie" ?

Krąży legenda o tym, że ku Twojemu zdumieniu i przerażeniu, na stronie wyświetli się obraz z kamerki internetowej. Niby nic dziwnego, lecz obraz ten będzie ukazywać wnętrze Twojego domu i cienistą postać, przechadzającą się po nim. Kiedy wreszcie ją spostrzeżesz, będziesz cicho modlić się w duchu, że to wszystko to tylko koszmarny sen z którego możesz się obudzić, ale nie obudzisz się, nie obudzisz się kiedy cień bezszelestnie będzie kierował się do Twojego pokoju, nie obudzisz się kiedy na ekranie pojawisz się Ty a za Twoimi plecami falować będzie przerażająca postać, nie będziesz mógł obudzić się nawet wtedy, kiedy wreszcie, przed śmiercią zobaczysz twarz kobiety, od której nazwana została cała strona, "Blind Maiden", tuż przed tym jak także i Tobie wyrwie oczy...

Baby Doll

W północnej części stanu Illinois pewna firma produkująca zabawki, rozpoczęła sprzedaż "realistycznych" lalek, skierowanych do kobiet w ciąży. Miały one za zadanie zapewnić przyszłym matką pewien rodzaj "treningu". Z całym tym wydarzeniem powiązane są dziwne wydarzenia. Lalki, zaraz po porodzie zaczynały przeraźliwie płakać. W opisie produktu zaznaczona była klauzula że gdy zabawka zacznie płakać to trzeba kołysać ją jak żywe dziecko. Reklamowany sposób jednak nie działał, lalką należało mocno potrząsnąć aby ją uspokoić. Ewentualnie, innym sposobem było "bicie" lalki, jednakże za każdym razem rodzice musieli robić to coraz mocniej i mocniej. Jedyną rzeczą która niszczyła mechanizm sterujący lalka było roztrzaskanie główki zabawki o ścianę.

W tym samym czasie do Policji napływały coraz częstsze zgłoszenia od zatroskanych sąsiadów, którzy zgłaszali przypadki przemocy domowej. Gdy funkcjonariusze przyjeżdżali na miejsce, odnajdywali krwawe szczątki dziecka, rozmazane na ścianie i podłodze. W większości przypadków matka nie potrafiła zrozumieć czemu Policja nachodzi ją, ona przecież tylko "pozbyła się głupiej lalki. W większości przypadków mówiąc to, kołysała i tuliła do siebie małą, uderzająco podobną do dziecka lalkę.
  • 4




 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych