Nie jest tajemnicą, że podczas drugiej wojny światowej, Niemcy prowadzili na wielu swoich poligonach testy nowych rodzajów broni, które miały odwrócić bieg wojny. Wiele takich poligonów, zwłaszcza morskich znajdowało się na terenie północnej Polski.
Temat ten jest mi bardzo bliski, gdyż opisuje rejony, w których się wychowałam i mieszkam. Niektóre miejscowości znam i odwiedzałam niejednokrotnie. Czasem będąc nad morzem, wyobrażam sobie, jak mogły wyglądać tamte czasy...jak nad wodami naszego Bałtyku przemierzały co jakiś czas dziwne obiekty o okrągłych kształtach, ,,talerze'', które naocznych świadków wprawiały w osłupienie...
No, ale do rzeczy...
Poniższa praca opiera się w dużej mierze na relacji naocznego świadka z czasów wojny. W 1945 roku mężczyzna został skierowany do służby wojskowej w jednostce obrony przeciwlotniczej stacjonującej w okolicach Ustki, w pobliżu byłego niemieckiego poligonu lotniczego. Pewnej czerwcowej nocy radar w odległości kilkudziesięciu kilometrów od brzegu wykrył szybko poruszający się obiekt, który leciał z zawrotną jak na owe czasy prędkością, robiąc co chwila ukosy pod niewyobrażalnymi kątami. Po kilku minutach żołnierze ujrzeli pojazd o okrągłym, spłaszczonym kształcie, który nic sobie nie robiąc z prowadzonego do niego ognia, odleciał na zachód w stronę Darłowa. Wkrótce ze sztabu WP nadeszły rozkazy, aby nie zajmować się więcej tą sprawą i zniszczyć wszelkie materiały na ten temat. Jednocześnie do jednostki przybył nowy radziecki doradca z kompanią żołnierzy z pułku spadochronowego. Zdarzenie z obiektem tłumaczono spotkaniem z nowoczesnym amerykańskim samolotem szpiegowskim. Wkrótce w okolicach Wicka Morskiego miał miejsce potężny wybuch. Okazało się, że wysadzono tam w powietrze olbrzymi poniemiecki podziemny bunkier. Teren został obstawiony przez radzieckich żołnierzy i nie wiadomo, co się tam dalej działo.
Po raz kolejny podobny obiekt zaobserwowano w lipcu 1945 r. Tym razem leciał on wzdłuż wybrzeża, a jego lot sprawiał wrażenie bardzo nieregularnego. Wkrótce żołnierze usłyszeli głuchy huk i zobaczyli łunę na horyzoncie. Zostali wysłani na poszukiwanie obiektu. Szczątki pojazdu odnaleziono po kilkunastu godzinach na łące, na północ od wsi Wytowno. W miejscu upadku grunt był wysuszony, choć łąka ta była zabagniona, co wskazywało na wysoką temperaturę. Pojazd był rozerwany na kilka części leżących kilkanaście metrów od siebie. Na jednym z tych elementów namalowana była swastyka. W środku wraku leżeli dwaj bardzo poparzeni mężczyźni, z których jeden jeszcze żył. Rosjanie przewieźli go do szpitala w Słupsku, który został obstawiony ścisłym kordonem przez kilka dni. Było tak do czasu, kiedy pilot nie zmarł. Szczątki pojazdu natomiast przewieziono do garnizonu w Ustce, gdzie umieszczono je w jednym z baraków strzeżonym przez radzieckich żołnierzy. Izolowani też zostali polscy żołnierze, którzy uczestniczyli w oględzinach na miejscu katastrofy. Okazało się wkrótce, że radziecki wywiad od dłuższego już czasu interesował się wybrzeżem w okolicach Łeby i Ustki, gdyż tu podczas II wojny światowej istniały tajne poligony, na których testowano supertajne prototypowe konstrukcje lotnicze o napędzie odrzutowym, rakietowym i jeszcze zupełnie nieznanym. Wywiad radziecki podejrzewał, że zarówno w roku 1945, jak i w latach późniejszych na tych terenach istniały jeszcze jakieś podziemne hangary, w których ukrywano te prototypy. Jednak po wkroczeniu armii radzieckiej nie znaleziono żadnych obiektów ani budynków, które potwierdzałyby te podejrzenia. Prawdopodobnie zostały one zamaskowane w tajnych bazach, gdyż wiadomo, że na pewno nie zostały one wycofane na zachód. Prawdopodobnie Niemcy celowo czekali, ukrywając się w tych hangarach, aż z nieba znikną alianckie samoloty i wtedy to najnowocześniejszy z latających spodków miano przetransportować drogą powietrzną do Hiszpanii, gdzie rząd gen. Franco miał poszukać bezpiecznej kryjówki. Niemcy zaczęli gromadzić olbrzymie ilości paliwa, aby wystarczyło go dla pojazdu, który miał przewieźć wszystkie tajne plany do Hiszpanii. Rosjanie jednak obawiali się, że nie zdołają odnaleźć bazy przed odlotem pojazdu, i że wszystkie inne pojazdy zostaną zniszczone.
Pierwszą zniszczono w bunkrze właśnie w Wicku Morskim. Rosjanie ujawnili także, iż wielokrotnie obserwowano już wcześniej przeloty spodków, a ten spod Ustki był tylko jednym z wielu. Podczas badań wraków rozbitych pojazdów doszło do kilku tragedii. Pewnego razu podczas próby otwarcia jednego z kilku zablokowanych zaworów łączących go ze zbiornikiem paliwa, nastąpił wybuch, który zabił kilku pracujących przy nim żołnierzy-mechaników. Eksplozja była tak potężna, że ci, którzy znajdowali się najbliżej wraku dosłownie wyparowali i nie znaleziono po nich nic. Wielu z rannych po krótkim czasie zmarło, wskutek ciężkich i nietypowych poparzeń. Wybuch zniszczył też barak i wybił w ziemi potężny lej. Zniszczył także większość latającego spodka. Resztki ocalałych szczątków wywieziono do radzieckiej bazy w Bornym Sulinowie i ślad po nich zaginął.
Jednak najciekawszy jest sam opis latającego obiektu. Pojazd był pięciometrowej wysokości, składał się z dwóch złączonych ze sobą podstawami spodków o średnicy około 15 metrów. W centralnej części górnego spodka znajdowała się okrągła, oszklona ze wszystkich stron kabina, nakryta od góry metalową osłoną. Od dołu kabina chroniona była przez dwie grube metalowe osłony. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniona była nieznaną, galaretowatą substancją. Wewnątrz znajdowały się dwa fotele i kokpit z wieloma wskaźnikami zegarowymi i kilkoma prostymi monitorami. Urządzenie napędowe mieściło się pod kabiną. Nie był to jednak napęd odrzutowy ani rakietowy. Silnik był kompletnie zniszczony, prawdopodobnie wskutek wybuchu znajdującego się w nim paliwa.
Niewątpliwie w 1945 roku polskie wybrzeże, szczególnie pomiędzy Darłowem a Łebą zostało obsadzone wieloma jednostkami, w tym obrony przeciwlotniczej. Faktem jest również, że wybrzeże pomiędzy Darłowem a Łebą było w zainteresowaniu radzieckiego wywiadu nie tylko w czasie wojny, po wojnie, ale również i przed. Właśnie głównie ze względu na istniejące poligony na tym terenie.
Prawdą jest także, że niemieccy modelarze zajmowali się dyskokształtnymi konstrukcjami latającymi. Były to tak zwane wentylatorowce, po raz pierwszy publicznie pokazane w 1938 roku. Prawdopodobnie też Niemcy przed i w trakcie II wojny światowej interesowali się niekonwencjonalnymi projektami latającymi. Miały one na celu budowę nowych dyskoidalnych konstrukcji. Badacze tego tematu twierdzą, że były to konstrukcje typu "Foo Fighters" czy też urządzenia związane z projektem "Chronos". Wspomina się także o tajemniczym V-7. Najbardziej tajemniczym projektem jest wspomniany "Chronos", ponieważ do dziś nie znamy naukowego wyjaśnienia tego problemu. Projekt budowy latającego spodka opierał się na badaniach nad antygrawitacją. Nie ma jednak dowodów, że obiekty te latały. Niemal pewnym jest, że badania w ramach projektu "Chronos" prowadzono w podziemnym kompleksie "Rise" w Górach Sowich. Być może ich część prowadzono na Pomorzu, pomiędzy Łebą, Ustką i Darłowem. Cała problematyka otoczona jest ścisłą tajemnicą i to nie tylko ze strony Niemców. Hitlerowcy mocno strzegli tej tajemnicy. Prace prowadzono pod nadzorem SS, które podjęło nadzwyczajne środki ostrożności. Do spraw supertajnych projektów została powołana specjalna grupa badawcza Entwicklugsstelle IV (E-IV), która zajmowała się też dyskami latającymi. Wszystko, co grupa robiła było utajnione, dlatego dziś bardzo trudno odnaleźć jakiekolwiek dokumenty na jej temat. Jednak pewne wiadomości zostały przejęte przez armie radziecką i amerykańską. Jednak nadal pozostają w tajemnicy.
Tak więc nasuwa się pytanie, czy Niemcy zbudowali jednak latające spodki? Jeżeli tak, to co się z nimi stało? Co stało się z ludźmi, którzy zajmowali się tymi projektami? Czy faktycznie na terenie Łeby, Ustki i Darłowa przeprowadzali testy tych tajemniczych obiektów i czy w dalszym ciągu znajdują się na tym obszarze bazy, w których były ukrywane?
Jak na razie jednak, wydaje się, że radzieckiemu wywiadowi jak i polskim tajnym służbom nie udało się odnaleźć tych podziemnych obiektów, choć możliwe, że są one doskonale ukryte w tajnych bazach na terenie Pomorza.
Oprócz północnych terenów naszego kraju, Niemcy testowali swoje obiekty także na innych poligonach:
- w Karkonoszach - w rejonie Przełęczy Karkonoskiej
- rejon Pragi
- na terenie byłej Czechosłowacji
- w Górach Kaczewskich - rejon Mniszkowa, koło Jeleniej Góry
- na terenie Niemiec.
Tekst został opracowany przeze mnie w roku 2009 na podstawie informacji zamieszczonych na nieistniejącej dziś stronie http://www.pufoc.of.pl. Pierwotnie pojawił się jako publikacja na niefunkcjonującym już dziś portalu Nieznane.pl