Skocz do zawartości



  • Please log in to reply
32 replies to this topic

#16

Magda72.
  • Postów: 758
  • Tematów: 36
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Google wyrzuca info które zamieścił już w swoim poście Padael.
Wiek tej kobiety-20-21 lat,datę zbrodni-16 maja(część źródeł podaje marzec)-znam.
Interesuje mnie rejon Wawra w którym dokonano morderstwa.
Ps.część źródeł pisze o Wawrze jako o podwarszawskiej miejscowości-tymczasem to jedna z dzielnic...
  • 0



#17

Last Sicarius.

    Ostrzewtłumie

  • Postów: 1437
  • Tematów: 84
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

To może coś z mojego rejonu:

Rzeźnik z Niebuszewa

 

Milicjant zapisał w notatniku: "W pokoju na kanapie leżą zwłoki kobiety z odciętą głową, rękami i nogami. Ręce i jedno udo przy szafie. Na półce przy kaflowej kuchni miska do połowy wypełniona czerwoną cieczą. Obok maszynka do mielenia mięsa ze śladami mielenia. Na talerzach serce i wątroba ludzka. Obok sałatka z pomidora"
Józef Cyppek na pewno nie był esesmanem, ale niemal na pewno był psychopatą. Rzeźnik z Niebuszewa to nie tylko najbardziej znana legenda miejska Szczecina. To też część historii tego miasta.

 

Oddech Rzeźnika

 

Leszek Szuman, autor głośnej książki "Życie po śmierci" opartej m.in. na rozmowach z ludźmi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, po wojnie sprowadził się do Szczecina. W jego wspomnieniach odnajdujemy najbardziej popularną mutację miejskiej legendy o Rzeźniku z Niebuszewa:

W trakcie moich wycieczek dotarłem w końcu i do gmachu dzisiejszej szkoły rolniczej przy ulicy Słowackiego. (...). Na najniższej kondygnacji piwnic odkryłem kilkadziesiąt tysięcy butelek różnego kształtu i wielkości do przechowywania leków. W olbrzymim hallu leżał stos ramiączek do wieszania ubrań. (...) Minęło kilka lat. Ruiny wspomnianego gmachu stały nadal nietknięte. U mnie rodzina nieco się powiększyła, a także zasoby garderoby. I wtedy przypomniałem sobie ten dwumetrowy stos wieszaków leżących w hallu starych magazynów. (...) Wszedłem do hallu starego gmachu. Nagle przeszył mnie dreszcz. Miałem wrażenie, że coś mnie chwyciło za gardło. Zabrakło mi tchu. Chciałem postąpić naprzód, lecz nie mogłem. Czułem się tak, jakbym uniknął jakiegoś śmiertelnego niebezpieczeństwa. Minęło kilka miesięcy. Któregoś ranka mieszkańcy miasta zostali wstrząśnięci makabrycznym wydarzeniem. Morderca wieczorami wywoził trupy ofiar do opuszczonego gmachu magazynów dzisiejszej szkoły rolniczej. Tam w piwnicy przerabiał trupy pomordowanych na jadalne produkty. Gdy spuszczono wodę ze stawu na ulicy Słowackiego, znaleziono w nim kilkadziesiąt czaszek ludzkich, przeważnie dzieci".

 

Jak było naprawdę? Co w opowieściach o Rzeźniku z Niebuszewa jest prawdą, a co wytworem ludzkiej wyobraźni? Sprawdziliśmy to.

 

Ślusarz i Wilhelm Tell

 

W ubiegłym roku student Jakub Boruń nakręcił amatorski film fabularny luźno oparty na tej historii. Do kina "Helios", gdzie go pokazano, przyszły tłumy.

Boruń rozmawiał m.in. z mieszkańcami kamienicy przy ul. Niemierzyńskiej 7 (wcześniej Rewolucji Październikowej, a jeszcze wcześniej Wilsona - na zdjęciu poniżej jest wejście do tej kamienicy z sądowych akt).

 

Wszyscy z rodzinnych przekazów znają tam historię Rzeźnika z Niebuszewa. A właściwie różne mutacje tej legendy. Opowiadają o zapadni w mieszkaniu Cyppka (ofiary spadały do piwnicy), produkcji kotletów mielonych z ludzkiego mięsa, tłuściutkich dzieciach, które wybierał na swoje ofiary.

Rzeźnik z Niebuszewa "narodził się" 11 września 1952 r. Wtedy milicjanci poszukujący zaginionej 20-letniej Ireny J. trafili do mieszkania przy ulicy Wilsona 7. Jeden z nich pisze w swoim notatniku: "W pokoju na kanapie leżą zwłoki kobiety z odciętą głową, rękami i nogami. Ręce i jedno udo przy szafie. Na półce przy kaflowej kuchni miska do połowy wypełniona czerwoną cieczą. Obok maszynka do mielenia mięsa ze śladami mielenia. Na talerzach serce i wątroba ludzka. Obok sałatka z pomidora".

 

Historia Józefa C.

 

Mieszkanie zamieszkiwał Józef Cyppek. Akta jego sprawy do dziś przechowywane są w archiwum szczecińskiego sądu okręgowego. Cyppek urodził się w 1895 r. w Opolu. Jego matka była Polką, a ojciec Niemcem. On sam uważał się za Niemca. Po szkole podstawowej został ślusarzem. Za udział w I wojnie światowej, kiedy został ranny, odznaczono go dwoma medalami. W trakcie leczenia zapisał się do partii komunistycznej. Za działalność wywrotową trafił na trzy miesiące do aresztu. Pracował na kolei, w 1920 r. ożenił się z Polką, która urodziła mu dwóch synów. Jego żona zginęła w 1941 r. w czasie alianckiego bombardowania. Po jej śmierci Cyppek wziął ślub z Niemką, kobietą lekkich obyczajów. Po wojnie razem osiedlili się na Niebuszewie, które wtedy - ze względu na znaczny odsetek mieszkających tam Żydów - było zwane Lejbuszewem.

Kiedy Cyppek pracował jako ślusarz w zajezdni tramwajowej Pogodno, jego żona zajmowała się stręczycielstwem, za co została aresztowana. On miał u sąsiadów opinię dziwaka, ale nie wchodził nikomu w drogę. Do czasu.

 

Gdzie jest Irena J.?

 

11 września 1952 r. mieszkający w kamienicy przy ul. Wilsona 7 Józef J., po przyjściu z pracy nie zastał swojej żony. W mieszkaniu płakało ich kilkumiesięczne dziecko, któremu towarzyszyła sąsiadka Zofia S. (ściągnął ją płacz dziecka). Po kilku godzinach poszukiwań J. zawiadomił milicję. Z akt sprawy wynika, że to on zaglądając przez okno do mieszkania na parterze wypatrzył swoją pierzynę. To mieszkanie Cyppka. Milicjanci czekali pod drzwiami, aż Cyppek wróci z kina Młoda Gwardia (później Polonia) - był na filmie "Wilhelm Tell".

W mieszkaniu znaleźli fachowo poćwiartowaną Irenę J.

 

Bali się pogromów na Niemcach

 

W sądowych aktach znajduje się zalakowana koperta. Schowano tam pisemną decyzję sądu o utajnieniu rozprawy. Cytujemy: "Okoliczności mogłyby wywołać niepokoje społeczne". Prawdopodobnie władze obawiały się, że ujawnienie makabrycznej prawdy doprowadzi do pogromów na Niemcach. Dlatego zdecydowano się szybko zamknąć sprawę.

Już 13 września 1952 r., czyli dwa dni po aresztowaniu Józefa Cyppka, do szczecińskiego sądu trafił akt oskarżenia! To niebywałe tempo. Niemiec został oskarżony o zabójstwo Ireny J. na tle seksualnym (zeznał, że chciał ja zniewolić, a kiedy mu odmówiła, zatłukł ją młotkiem). W akcie oskarżenia nie ma ani słowa o innych ofiarach ani ludzkim mięsie w maszynce do mielenia. Nie ma również żadnych informacji o innych wątkach tego śledztwa. Można mieć wątpliwości, czy milicja w ogóle zajęła się tym, co odkryła. Jeśli wierzyć aktom, śledczy przyjęli wersję o seksualnym motywie zbrodni, nie pytając nawet Cyppka, co na stole robiło serce oraz wątroba ofiary.

Proces Józefa Cyppka rozpoczął się 17 września 1952 r. i zakończył tego samego dnia (sześć dni po zabójstwie!). Morderca został skazany na karę śmierci. W więzieniu napisał list do prezydenta Bolesława Bieruta. Ten jednak nie skorzystał z prawa łaski. Józef Cyppek został powieszony w listopadzie 1952 r., niespełna dwa miesiące po zamordowaniu swojej sąsiadki.

 

Fakty i mity

 

Informacje ze śledztwa przeciekły do miasta, stając się zaczątkiem legendy. Poukładajmy jej najbardziej popularne elementy.

Rzeźnik miał handlować ludzkim mięsem?

Cyppek nie miał jednak żadnej budki czy też baru z bigosem, jak się mówi. Ale znał dobrze dwójkę niemieckich handlarzy sprzedających ten asortyment. Mógł dostarczać im towar. Wiele wskazuje na to, że sam był kanibalem. W 1952 r. nikt nie zadał sobie trudu, aby zbadać jego psychikę. Znajomy psychiatra znający akta twierdzi, że musiał być psychopatą.

Rzeźnik był esesmanem?

To niemożliwe. Z jego akt wynika, że prawą nogę amputowano mu na wysokości kolana w 1917 r. Do SS nie przyjmowano kalek. Zresztą, nawet, gdyby nie był kaleką, był za stary na służbę w SS.

Ofiar Rzeźnika było wiele, a ich czaszki znaleziono w Rusałce w parku Kasprowicza?

Coś jest na rzeczy. W domu Cyppka nie było głowy Ireny J. Utopił ją właśnie w Rusałce. Zbierając materiał do telewizyjnego dokumentu, dotarliśmy do starszej mieszkanki Niebuszewa. Widziała na własne oczy Cyppka podczas "wizji lokalnej" przy Rusałce. By wyraźnie pobity przez milicjantów.

Rzeźnik z Niebuszewa miał wspólniczkę - bileterkę z kina, która naganiała mu ofiary?

To raczej bzdura. Cyppek był po prostu kinomanem - dlatego często go tam widziano. Mieszkał w pobliżu kina. Niewyjaśnione zaginięcia dzieci powiązano z jego działalnością. Dodano kino i bileterkę...

Czy był seryjnym mordercą?

Dr Paweł Skubisz z IPN, który zna akta sprawy Cyppka, twierdzi, że jego ofiar mogło być więcej. Świadczy o tym m.in. wprawa, z jaką poćwiartował swoją sąsiadkę - już wcześniej musiał to robić.

Przeglądając stare numery "Kuriera Szczecińskiego", znalazłem wzmianki o śledztwie MO w sprawie działalności seryjnego mordercy szalejącego po Szczecinie na przełomie lat 40. i 50. Nieuchwytny zabójca rozczłonkowywał swoje ofiary. Części ciał odnajdywane były w różnych rejonach miasta. W walizce porzuconej w pociągu jadącym ze Szczecina do Poznania przerażeni pasażerowie odkryli ręce i nogi. Na Niebuszewie jakieś dziecko zajrzało do beczki po smole. W środku był korpus kobiety pozbawiony głowy. Czy sprawa tego dewianta i Józefa Cyppka mają ze sobą coś wspólnego? Prawdopodobnie nigdy nie uda się odpowiedzieć na to pytanie.

 

Grób Józefa Cyppka

 

Na szczecińskim Cmentarzu Centralnym jest bezimienny grób opisany w archiwach jako grób Józefa Cyppka. Zgadza się rok śmierci, ale nie miesiąc. Regularnie ktoś stawia na nim znicze.

W niedzielę 5 maja o godz. 20 w TVP Info w ramach serii dokumentalnej "Akta Zbrodni" zostanie wyemitowany film Adama Zadwornego "Rzeźnik z Niebuszewa".

Źródło

 

Przerażająca historia. Brrr

 

Tak wyglądała jego kuchnia:

bobpbyhm26nt.jpg

 

A tak wyglądała brama do budynku:

ws93amzbjqxv.jpg

 

 

a tak teraz:

n00op4hv8i7z.jpg


  • 3



#18

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Interesuje mnie rejon Wawra w którym dokonano morderstwa.

Może w tej książce znajdziesz odpowiedź


  • 0



#19

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

To może coś z mojego rejonu:

 

 A teraz z mojego:

21 grudnia 1924 na posterunek policji w Münsterberg, cichej mieścinie niedaleko dzisiejszego Grodkowa, wpadł zakrwawiony żebrak Vincent Olivier. - Herr Denke chciał mnie zabić! - wykrzyczał policjantom. Tak się zaczął największy horror w dziejach Śląska.
Dom rzeźnika z Ziębic ciągle stoi. Zmienił tylko numer z 10 na 13. Od 1972 roku mieszka tu rodzina Janiny Szczepańskiej.

Vincent Olivier, bezrobotny czeladnik, przyjechał do Münsterberg (dzisiejszych Ziębic) 20 grudnia 1924 r. W poszukiwaniu pracy. Pierwszą noc spędził w miejscowym schronisku, a następnego dnia ruszył szukać zajęcia i prosić o jałmużnę. Trafił na ul. Stawową 10, do domu Karla Denkego. Ten obiecał mu dać 20 fenigów za to, że Olivier napisze mu list do brata.

"Adolf, ty tłusty bebechu...” - podyktował na wstępie Denke. Słowa te tak rozbawiły Vincenta Oliviera, że zaczął się śmiać i odwrócił głowę w kierunku dyktującego. To uratowało mu życie. Denke w tej samej chwili zamachnął się i zadał czeladnikowi cios motyką.

Rannemu Olivierowi udało się uciec oprawcy i dotrzeć na posterunek policji. Policjanci nie uwierzyli żebrakowi, Karl Denke to przecież znany i szanowany obywatel, miejscowy rzemieślnik i filantrop. Dobry ewangelik, na procesji nosił krzyż, pomagał bezdomnym i ubogim. Miał nawet przydomek Ojczulek Denke.

W odpowiedzi na skargę policjanci zamknęli Oliviera w celi, za włóczęgostwo. Zatrzymany jednak zaczął obficie krwawić, wezwany lekarz potwierdził, że rany są bardzo poważne i nie wyglądają na samookaleczenie. Komendant posterunku nie miał wyboru: polecił zatrzymać Denkego do wyjaśnienia.

Denke przyznał, że owszem, pobił Vincenta Oliviera, bo ten chciał go okraść. Olivier nie chciał zmienić zeznań, był przerażony. Denke został w areszcie. Gdy dwie godziny później do jego celi zajrzał strażnik, zatrzymany już nie żył. Rzeźnik z Ziębic powiesił się na chustce do nosa. Wiedział, że już nie da się ukryć przed światem przerażającej prawdy...

Makabryczne odkrycie

O prawdziwym obliczu Ojczulka Denkego świat dowiedział się w Wigilię roku 1924, kiedy policjanci weszli do jego mieszkania. Nie przyszli tu szukać dowodów winy, chcieli zabezpieczyć mienie po śmierci właściciela. To, co tu zobaczyli, przeszło ich wszelkie wyobrażenia:

W szafie wisiały podarte, pokrwawione ubrania, na parapecie leżało kilkadziesiąt dokumentów na różne nazwiska, a na stole i szafkach pełno było odartych z mięsa ludzkich kości. Poobcinane stopy, pokawałkowane ludzkie kończyny w trakcie zdzierania skóry. Na jednej ze ścian wisiały tuziny pasków, szelek i sznurowadeł z ludzkiej skóry, na podłodze stała maszynka do robienia mydła. Przede wszystkim jednak w mieszkaniu i stojącej obok domu szopie znaleziono liczne naczynia z peklowanym mięsem.

Chemicy sądowi, do których trafiły próbki, potwierdzili, że było to mięso ludzkie. Pochodziły od trzech różnych osób.

Ale ofiar Karla Denkego było znacznie więcej. Zidentyfikowano - m.in. na podstawie znalezionych u niego dokumentów i listy ofiar, którą sam prowadził - 21 osób. Byli to głównie bezrobotni i bezdomni czeladnicy - ślusarze, piekarze, robotnicy budowlani czy krawcy, którzy do Ziębic trafiali w poszukiwaniu pracy. Ludzie, których nikt nie szukał i o których nikt nie pytał. Ówczesna policja oszacowała jednak, że zabitych i poćwiartowanych mogło być nawet 40 osób.

Denke z ludzkiej skóry wyrabiał paski i kapcie. Z włosów plótł sznurówki. Wszystkie wyroby sprzedawał. Cieszyły się dużym wzięciem.
Denke z ludzkiej skóry wyrabiał paski i kapcie. Z włosów plótł sznurówki. Wszystkie wyroby sprzedawał. Cieszyły się dużym wzięciem. (fot. fot. Archiwum)
- Nie wiadomo dokładnie, od kiedy Karl Denke zabijał - mówi Jarosław Żurawski, dyrektor ziębickiego Muzeum Gospodarstwa Domowego, które kilka lat temu zrobiło wystawę poświęconą mordercy. - Pierwsze ludzkie kości zakopane w okolicy znajdowano podobno już w 1909 i 1910 roku.

Karla Denkego pochowano w nieoznakowanej mogile ziębickiego cmentarza 31 grudnia 1924 r. o godz. 6 rano w asyście policji. Tuż po Nowym Roku dziennikarz gazety "Frankenstein-Münsterberg Zeitung” (Frankenstein to niemiecka nazwa niedalekich Ząbkowic Śląskich) skrytykował fakt, że bestię złożono w poświęconej ziemi.

Na pogrzebie historia Denkego się nie kończy. Po makabrycznym odkryciu, gdy w jego domu znaleziono peklowane resztki ludzkich ciał, które Denke sprzedawał we wrocławskiej hali targowej i na targowisku w Ziębicach jako wieprzowinę i cielęcinę dla dzieci, na Dolnym Śląsku i w Niemczech gwałtownie spadła sprzedaż mięsa.

Na skraju bankructwa stanęła też dotychczas prężnie działająca w Ziębicach fabryka konserw Seidla. W Niemczech (wtedy, w 1924 roku, Ziębice znajdowały się na niemieckim terytorium) poszła plotka, że Seidel mięso kupował m.in. od Karla Denkego.

Dla nękanych kryzysem Niemiec, które próbowały odbudować swój wizerunek po niedawnej I wojnie światowej, seryjny morderca ludojad był katastrofą. Zwłaszcza że miał naśladowców.

4 grudnia 1924 roku odbył się proces Friedricha Haarmanna, zwanego "rzeźnikiem z Hanoweru”, homoseksualisty i informatora policji. Haarmann zamordował 50 osób i podobnie jak Karl Denke mięso ze swoich ofiar sprzedawał na okolicznych targowiskach.

- Został ścięty w roku 1926 - opowiada Lucyna Biały, kustosz starych druków w bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego, która historię bestii z Ziębic odnalazła w gazetach z początku XX wieku.

W 1924 roku wykryto jeszcze jednego seryjnego zabójcę, Fritza Angersteina. Był urzędnikiem bankowym. Został ścięty w 1925 roku.

Trzeci ludożerca w krótkim czasie był dla niemieckich władz aferą ponad siły. Dołożyły więc wszelkich starań, by sprawę Denkego wyciszyć. On sam, popełniając samobójstwo, bardzo im to ułatwił.

- Jedna z hipotez mówi, że to ówczesne władze pomogły mu zejść z tego świata, by oszczędzić sobie rozgłosu - opowiada Jarosław Żurawski. - Choć to oczywiście tylko pogłoski.

W wyciszeniu makabrycznej historii z Ziębic pomógł na pewno wykryty kilka tygodni później "wampir z Düsseldorfu”, czyli Peter Kürten. Uznano go za winnego 9 mordów i 7 prób zabójstwa. Pił krew swoich ofiar. Ścięto go w 1931 roku.

Drugie życie kanibala

Wyciszanie okazało się na tyle skuteczne, że mimo rozmiarów zbrodni Karl Denke jeszcze do niedawna był jednym z najmniej znanych seryjnych zabójców.

Drugie życie makabrycznej historii dała Lucyna Biały, która przygotowując "Katalog prasy śląskiej” kilka lat temu, trafiła na teksty o Denkem w starych niemieckich gazetach. Napisała referat o ziębickim kanibalu (choć fakt, czy Denke jadł mięso swoich ofiar, nie został w 100 procentach potwierdzony), a następnie wygłosiła go podczas popularnonaukowej konferencji w Ziębicach.

- I w zasadzie od wtedy się zaczęło... - wzdycha Jarosław Żurawski.

Dziś makabryczna postać ściąga do Ziębic dziesiątki turystów - gapiów, naukowców zajmujących się seryjnymi zabójcami, studentów piszących prace na ich temat.

- A przecież w Ziębicach urodzili się też Edyta Górniak czy hollywoodzki operator filmowy, laureat Oscarów Janusz Kamiński - mówi Jarosław Żurawski. - Ten ostatni zagląda tu od czasu do czasu. Chodzą słuchy, że kiedyś był tu z nim nawet Steven Spielberg. Ale o to nikt niestety nie pyta... - rozkłada ręce dyrektor muzeum.

By wyjść naprzeciw "zapotrzebowaniu na zabójcę”, w ziębickim muzeum założono Denkemu nawet specjalną teczkę, w której gromadzone są wszelkie publikacje na jego temat. Pracownicy muzeum często też pokazują przyjezdnym celę, w której na okiennej kracie powiesił się morderca.

- Mamy tu teraz pomieszczenie gospodarcze, czasem śniadania jemy - uśmiecha się Jarosław Żurawski.

Bestia z sąsiedztwa

Karl Denke pochodził z Kalinowic Górnych, niewielkiej wsi w powiecie ząbkowickim. Do Ziębic przeniósł się po śmierci ojca, gdy miał 25 lat. Za spadek, który po nim dostał, kupił tu dom przy ul. Stawowej 10. Część budynku wynajął, a sam zajął dwie izby. Nikt z lokatorów nigdy nic nie słyszał, niczego podejrzanego nie widział.

- Był spokojnym, szanowanym obywatelem - opowiada Lucyna Biały. - Ludzie cenili go choćby za to, że bezdomnym i żebrakom oferował pomoc. A dzięki temu, że handlował mięsem i wyrobami ze skóry w czasie panującego wtedy w Niemczech kryzysu, nieźle sobie radził.

W młodości podobno był złym uczniem. Często uciekał z domu, sprawiał kłopoty wychowawcze. Okazał się też kiepskim gospodarzem. Pewnie dlatego rodzinne gospodarstwo ojciec zapisał starszemu bratu Karla.

- Ta rodzina prawdopodobnie wyemigrowała potem do Ameryki - mówi Lucyna Biały. - Odezwał się stamtąd niedawno niejaki Allan Denke z Seattle. Twierdzi, że może być spokrewniony z Karlem.

Niewiele brakowało, by o tym, że Denke był seryjnym mordercą, świat nigdy się nie dowiedział.

Nie ma duchów w domu Karla

Dom, w którym mieszkał i mordował rzeźnik z Ziębic, stoi przy ul. Stawowej do dziś. Zmienił się tylko numer - z 10 na 13. Od 1972 roku mieszka w nim rodzina Janiny Szczepańskiej.

- Kiedy go kupowaliśmy, nie mieliśmy pojęcia, że działo się w nim coś takiego - opowiada pani Janina. - Usłyszałam o tym od ludzi kilka miesięcy po tym, jak zamieszkaliśmy w zrujnowanym domostwie.

Pani Janina wspomina, że na początku była przerażona.

- Mąż był kierowcą, a w czasie żniw jeździł kombajnem - mówi. - Z pól wracał nawet o pierwszej, drugiej w nocy. Paliłam światła w całym domu, dopóki nie wrócił, nie spałam po nocach.

Dziś mówi, że w budynku o tak mrocznej historii mieszka jej się dobrze. Wychowała w nim piątkę dzieci i nigdy nic się nie działo.

- Uspokoiłam się po tym, jak ksiądz poświęcił dom kilka razy - mówi. - Zresztą przychodzi tu co roku po kolędzie i powtarza święcenia. I nie ma tu żadnych duchów! - zapewnia.

Jak wprawny kustosz oprowadza po posesji.

- Tu stała szopa, w której znaleziono tasaki, piły i ludzkie mięso w garnkach - pokazuje. - A tam pod lasem jest staw, w którym Denke topił ludzkie wnętrzności.

Sąsiedzi pani Janiny jeszcze w latach 60. wykopywali w ogródku ludzkie kości.

- My tylko zamurowaliśmy otwór w podłodze na piętrze, przez który Denke zrzucał mięso na dół - wyjaśnia ze spokojem właścicielka domu przy Stawowej 13. - Uporządkowaliśmy też piwnicę. Były tam na przykład dwa haki na mięso...

W izbach, w których przed laty mieszkał Denke, dziś pokoje ma najmłodsza córka pani Janiny. Wejście z jednego pomieszczenia do drugiego pozostało jak za dawnych lat. Izby rozjaśnia dziś światło wpadające przez nowe, plastikowe okna.

- Obok był pokój z materacami - mówi pani Janina. - To tu miały nocować bezdomne ofiary, które Denke zapraszał do siebie.

Rodzice pani Janiny pochodzili spod Tarnopola. Stamtąd trafili na Dolny Śląsk. Zamieszkali w... Kalinowicach Górnych w powiecie ząbkowickim, miejscowości, w której miał urodzić się Karl Denke. To stamtąd tak jak on przeprowadzili się do Ziębic.

- To pewnie jakaś pomyłka, nie wiadomo na sto procent, skąd pochodził Karl Denke - ucina dywagacje na ten temat mieszkanka Stawowej 13.

Krwawy Karl ściąga tłumy

Jeszcze do niedawna mieszkańcy Ziębic historię Denkego znali słabo.

- Pamiętam, że lata temu straszyło się dzieci zabójcą-ludojadem, ale niewielu wierzyło, że w ogóle taki ktoś istniał - wspomina Jarosław Żurawski. - Dopiero wykład pani Lucyny uświadomił mi, że w tych opowieściach była prawda.

W ubiegłym roku film o seryjnym zabójcy nakręciły... ziębickie gimnazjalistki.

- Szukaliśmy jakiejś historii z okolicy do sfilmowania, ta wydała nam się bardzo nośna - opowiada Małgorzata Noculak, nauczycielka i pomysłodawczyni produkcji.

Fragmenty amatorskiego filmu uczniów wykorzystali niedawno profesjonaliści z TVP Info, którzy o bestii z Ziębic nakręcili fabularyzowany dokument.

Władze miasteczka natomiast od miesięcy głowią się nad tym, czy to dobrze, że morderca przynosi im popularność.

- Niedalekie Ząbkowice Śląskie, czyli po niemiecku Frankenstein, wykorzystują do promocji postać z horrorów Mary Shelley - tłumaczy Antoni Herbowski, burmistrz. - My mamy postać autentyczną. Kryć się z Karlem Denkem nie zamierzamy, ale żeby się zaraz nim promować, mam wątpliwości. Mamy tu przecież "granicę świętego Jana”, zabytkowe granitowe słupy na granicy województwa dolnośląskiego i opolskiego, które kiedyś były granicą księstwa biskupiego. To unikat, którego historia sięga 700 lat. Może o tym pisaliby dziennikarze?

Turyści jednak wiedzą swoje i przyjeżdżają do Ziębic właśnie w poszukiwaniu śladów ludojada Denkego. Najwięcej jest gości z Niemiec. Wielu jedzie na Stawową 13.

- Ludzie przez sąsiadów i znajomych pytają, czy mogą do nas przyjść i obejrzeć dom - opowiada Janina Szczepańska. - Czasem dzwoni dyrektor z muzeum, jak ma przyjść jakiś naukowiec. Ale podjeżdżają tu też całe autokary zainteresowanych. Na szczęście nie zachodzą tak tłumnie, tylko z daleka nas oglądają i fotografują dom.

Marta Jerzyńska, ekspedientka w jednym ze sklepów mięsnych w centrum Ziębic, o historii Karla Denkego nigdy nie słyszała.

- A mieszkam tu od dziecka! - łapie się za głowę. - Mięso? Sprzedaje się dobrze, nie mamy problemu.

Starszy klient, którego pani Marta obsłużyła chwilę wcześniej, przypomina sobie mord, ale inny.

- Te sk..syny Ukraińcy mordowali na Wołyniu wszystkich, nawet ciężarne kobiety - opowiada przyciszonym głosem. - Brzuchy im kroili i dzieci wypadały... Pani sobie wyobraża?

O Karlu Denke nie słyszał. I nie chce słyszeć.

 

http://www.nto.pl/ap...ORTAZ/357676777

 

OuThtBy.jpg

 

0zuSyCm.jpg

 

GeT7JcH.jpg

 

0VLDE4C.jpg

 

kPqGcjr.jpg

 

EFVdNyv.png


  • 2



#20

Alis.

    "Zielony" uspokaja ;)

  • Postów: 690
  • Tematów: 171
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Seryjny zabójca, który przyznał się już do morderstw w Szwecji i Austrii pochodzi z Opola.

 

[attachment=1774:z19267235Q,Dariusz-K-.jpg]

fot. http://opole.wyborcz...arlismy-do.html

 

Do trzech zabójstw ze szczególnym okrucieństwem już się przyznał. To jednak może nie być koniec. Zdaniem brytyjskich mediów, powołujących się na policyjny raport, pochodzący z Polski Dariusz K. jest prawdopodobnie pierwszym seryjnym mordercą, który działał na terenie kilku krajów Europy i uciekał przed sprawiedliwością dzięki otwartym granicom. W Polsce mieszkał w Opolu. Jego koledzy mówią: spokojny, nie pchał się do bitki. Polski seryjny morderca, który zabijał, gwałcił i okaleczał swoje ofiary w kilku krajach Europy jest teraz podejrzany o popełnienie poważnych przestępstw w Wielkiej Brytanii - pisze "Mail on Sunday". Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiała gazeta, 29-letni Dariusz K. może być pierwszym seryjnym zabójcą, który działał na terenie Europy korzystając z jej otwartych granic. Dzięki temu znalazł swoje ofiary prawdopodobnie w sześciu krajach w ciągu siedmiu lat, a policja nie mogła go namierzyć. Polak przyznał się już do trzech morderstw. Najpierw niedaleko Goeteborga zabił mężczyznę. Następnie przeniósł się ze Szwecji do Austrii, gdzie miesiąc później zamordował starsze małżeństwo. Tabloid donosi, że dokonał tego ze szczególnym okrucieństwem - kobietę zgwałcił i na jej ciele wydrapał sentencje po łacinie.

 

Kazały mu "wewnętrzne głosy"

Zbrodniarza szybko złapała niemiecka policja i oddała Austriakom. Mężczyzna miał przyznać się do winy tłumacząc się tym, że popełnić czyny kazały mu "wewnętrzne głosy". Torturowanie ofiar miało sprawiać mu "rozkosz". Oficjalny raport, który widzieli dziennikarze "Mail on Sunday", twierdzi, że Polak miał przez "kilka lat" mieszkać w Wielkiej Brytanii. Tamtejsza policja oraz służby innych krajów Schengen mają teraz sprawdzać zagadkowe morderstwa, które nie zostały wyjaśnione. Zachodzą uzasadnione podejrzenia, że Dariusz K. mordował także w Czechach i Holandii oraz dopuścił się pospolitych przestępstw w kilku państwach. Służby w całej Unii Europejskiej mają teraz porównać próbki DNA oraz odciski palców z miejsc dawnych zbrodni, z tymi należącymi do Polaka. Ten przebywa obecnie w Austrii, gdzie oczekuje na wyrok za zbrodnie, do których się już przyznał.

 

Koledzy o K.: bardzo inteligentny, stronił do bójek

Dariusz K. pochodzi z Opola. Dziennikarze "Gazety Wyborczej" dotarli do kolegów z gimnazjum K. - Darek sporo wagarował, miał problemy z nauką, ale był bardzo inteligentny. W życiu bym nie pomyślał, że może zrobić coś takiego - opowiada jednej z jego szkolnych kolegów.

Z kolei sąsiedzi z opolskiego Metalchemu wspominają, że młody chłopak często spędzał czas pomiędzy blokami. Wychowywać miała go tylko matka. Według rozmówcy "GW" K. "nigdy nie pchał się do bitki z innymi, nie był kłótliwy". Wręcz przeciwnie miał być "bardzo towarzyski". 29-latek za granicę miał wyjechać "dawno, może z 10 lat temu".

 

Śledczy z Opola pomagają

Jak informuje Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu żadna z jednostek prokuratury nie prowadzi aktualnie postępowania w którym K. występowałby jako podejrzany. - Jednak Prokuratura Okręgowa, w drodze pomocy prawnej, wykonuje czynności na wniosek organów ścigania ze Szwecji i Austrii - mówi nam Sieradzka. Szczegółów zdradzić jednak nie chce.

 

 

źródło: http://www.tvn24.pl/...gen,598676.html

 


  • 0



#21

Książe Zła.
  • Postów: 684
  • Tematów: 77
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Mało osób zabił :/

 

spam2.gif

 

Kronikarz


  • -3



#22

Pomidoro.
  • Postów: 21
  • Tematów: 14
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

                                                        Karol Kot - Wampir z Krakowa

                             UWAGA! Artykuł ten jest przeznaczony tylko dla osób dorosłych!

 

Karol Kot był członkiem Związku Młodzieży Socjalistycznej, Ligi Obrony Kraju, a od czwartej klasy technikum także Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej przy Komendzie Dzielnicowej Kraków- Stare Miasto. W latach 60. wywołał masową psychozę w Krakowie i okolicach. Wszystkich zbrodni dokonał przed swoją maturą.

Jako dziecko miał opinię przeciętnego ucznia. Od dziecka kopał psy i dręczył koty. Obmyślał coraz to nowe tortury. Zaczął od zabijania żab, później uśmiercał kury. Najmilsze dla niego wspomnienie z dzieciństwa dotyczyło jednak zabijania cieląt.
Cyt:„Z rodzicami jeździłem na wakacje do Pcimia (to taka dziura pod Myślenicami). Było nudno, chodziłem więc do tamtejszej rzeźni i asystowałem przy zabijaniu cieląt. Lubiłem ten widok i w końcu zasmakowałem w ciepłej krwi". Do rzeźni przynosił kubek, z którego pił ciepłą krew. Lubił znęcać się nad dużo młodszą siostrą. Ćwiczył się w walce nożem, studiował atlas anatomiczny. Zazdrościł chirurgom, bo bezkarnie cięli ludzkie ciało. Kochał noże, bo zwykle mawiał ,, Nóż to byłem ja". Kolekcjonował wszystko, co mogło służyć do zabijania: miał karabinek, 16 noży, truciznę, łuk, kabel, rzemień, sznur. Nikt z jego rodziny i najbliższych nie widział w tym nic dziwnego. Karol był gamoniem i nie wszystko mu się udawało. Gdyby nie to, ofiary można by liczyć w dziesiątkach.
Pierwszą swoją ofiarę zaatakował w kościele sióstr sercanek. Dźgnął w plecy staruszkę, dzięki Bogu tak nieudolnie, że kobieta odkryła to dopiero po przyjściu do domu. Dwa dni później przy ulicy Skawińskiej zaatakował kobietę w wieku 78 lat. Tym razem też nie udało mu się zabić. Pierwszą ofiarą Karola była 77-letnia Maria P., którą zabił ciosem w plecy przy krakowskim kościele św. Jana w tydzień po nie udanej próbie. Od tej chwili Kraków drżnął w posadach. Strach pada szczególnie na starsze kobiety. Milicja Obywatelska zwiera szyki i próbuje znaleźć mordercę. Karol, mierny uczeń technikum przy ulicy Loretańskiej, zamiast ukrywać zbrodnie, opowiada na prawo i lewo o swoich zbrodniach. Po raz kolejny żaden z jego kolegów ani nikt nie traktuje go poważnie. Koledzy nazywali go ,, Donosiciel", ,, Lolo-Rozpruwacz", ,, Krwawy Lolo", ,, Karolina Kotówna", ,, Kotidiota". Mimo wszytskiego trzymają się od niego z daleka.
Karol na rok odpuszcza sobie zabawę z nożami. Nie przestaje marzyć o masowych mordach ani nie boi się. Postanawia zmienić tylko metody swoich działań. Poznaje Danutę, nieco starszą od siebie studentkę Akademii Sztuk Pięknych. Podczas spaceru w Tyńcu próbuje ją zgwałcić, przystawiając nóż do jej gardła, a kilka godzin później próbuje udusić i podciąć żyły. Dziewczyna nie widzi powodu ani powodów, aby zgłosić to milicji czy porozmawiać z jego rodzicami. Następnie Kot postanawia zostać trucicielem. Zostawia butelki piwa z arsenianem sodu. Dolewa truciznę do octu w barze Przy Błoniach. I tym razem ukazuje się głupota oprawcy. Ocet neutralizuje truciznę. Karol wpada w potężną furię, gdy dowiaduje się, że nikt nie zginął. Z tego powodu postanawia więc zabić szkolnego kolegę, dosypując arsenianu do jego kawy w termosie. Jego kolega bierze łyk kawy w usta, a następnie wylewa wszystko do zlewu. Skończyło się tylko na niewielkich perturbacjach żołądkowych. Zawiedziony tym, że nie jego nowy plan z truciem ludzi nie wypalił, wymyśla trzeci nowy pomysł na zabijanie. Tym razem powiedział sobie, że będzie podpalał i zabijał masowo ludzi w pożarach. Podpala, wszystko, co tylko się da. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Jak widać Kot na prawdę był gamoniem. Dzięki temu udało się uciec od śmierci następnej kobiecie- Agacie, która była koleżanką Danuty. Karol postanowił ją zgwałcić i zamordować. Jak sam powiedział podczas śledztwa:
Cyt: ,, Poszedłem do Agatki z tym zamiarem, że rękojeścią noża miałem ją ogłuszyć, a następnie zmusić do stosunku cielesnego. Ponieważ jednak w domu była w tym czasie gospodyni, więc najpierw musiałbym załatwić się z gospodynią, a potem dopiero zabrać się do Agatki, a to była za dużo roboty, więc odstąpiłem od tamtego".
Niczego nieświadoma, niedoszła ofiara poprosiła Kota o pomoc w ucieraniu kremu do tortu i na odchodne dała mu przepis.
Karol Kot nie tylko był ogarnięty żądzą mordu, lecz także rozmyślał o seksualnych perwersjach. Po jego aresztowaniu opowiadał śledczym takie historie, że mało który doświadczonych stróżów prawa był w stanie wysłuchać ich do końca. Było mu obojętne, jakiej płci były ofiary ( Nie będę, tu cytować co mówił, na temat swoich fantazji seksualnych, ponieważ są to bardzo brutalne słowa).

Tymczasem dnia 13 lutego 1966 roku Kot przechodził w okolicy Kopca Kościuszki. Niestety w okolicach Kopca Kościuszki w Krakowie pojawił się tam mały chłopiec o imieniu Leszek. Chłopiec chciał wziąć udział w zawodach na sankach. Kot spragniony zabić kogokolwiek zagadał Leszka i zadał mu 11 ciosów nożem. Dziecko zmarło na miejscu, a przypadkowi ludzie, którzy przechodzili, odnaleźli jego zwłoki leżące w śniegu. Kraków dopadła zbiorowa psychoza. Nagłówki gazet krzyczały, a on skupował wszystkie gazety i wytapetował sobie nimi swój pokój. Bestia podczas śledztwa powiedział, że w jego głowie przechodziły myśli o zabójstwie swojej młodszej siostry i kuzynki
Cyt: ,, Chciałem wymordować wszystkie kobiety, może poza dwoma- moją siostrą i kuzynką. Niestety nie zdążyłem''.

Napadł jednak i poważnie zranił 14 kwietnia 1966r. Siedmioletnią Małgorzatę. Mieszkająca przy ulicy. Sobieskiego 2 zeszła do skrzynki na listy i dostała kilka ciosów kordelasem. Na szczęście udało jej się przeżyć, a potem opisać sprawcę. Jak się okazało, Kota zauważył również przejeżdżający taksówkarz. Sprawa rozniosła się po Krakowie w bardzo szybkim tempie. Karol jak nigdy przygotowywał się do matury. Dzień później do kamienicy przy ul. Meiselsa 2 zapukała milicja. Kot od razu przyznał się do winy. Dobrze się bawił, przeplatając prawdziwe historie z przerażającymi fantazjami. Zawsze sympatycznie się uśmiechał, przez co na zdjęciach robionych przez milicje wygląda, jak miły chłopak.
Proces Karola Kota-Wampira z Krakowa zaczął się 3 maja 1967 roku. Przesłuchano wtedy 64 świadków. Morderca zapytany podczas procesu zapytany, czy żałuje, odpowiedział: Cyt: ,, Gdybym mógł, mordowałbym dalej. Kiedy się okazało, że niektórzy wylizali się z moich uderzeń, wściekłem się, że spartaczyłem robotę''.
Kolejni biegli wydawali diagnozy. Ostatecznie stwierdzili, że popełniając zbrodnie, Karol Kot ani na chwilę nie stracił panowania nad sytuacją. 4 lipca 1967 roku sędzia Adam Olesiński wydał wyrok śmierci, jednak obrona wniosła o rewizję od wyroku. Biorąc pod uwagę wiek oprawcy, Sąd Najwyższy zamienił mu karę śmierci na dożywocie. Od wyroku odwołał się jednak prokurator generalny PRL, Kazimierz Kosztirko. 11 marca 1968 roku Karol Kot został jednak skazany na śmierć i utratę praw obywatelskich. 16 maja 1968 bestia została stracona przez powieszenie. Ale to nie koniec historii. Kraków odetchnął z ulgą, lecz zwłoki 22- letniego mordercy zostały poddane obowiązkowej sekcji zwłok. Biegli znaleźli w jego głowie olbrzymi guz mózgu- skazano na śmierć chorego człowieka. Informacja ta została utajona po wielu latach.

 

źródło


  • 0

#23

negatyvv.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Na niektórych zdjęciach Ted ma "to" spojrzenie", zwłaszcza przy uśmiechu jego oczy dużo mówią. Taki wzrok wypatrzyłam raz czekając na pociąg na dworcu. Stał facet jakieś 4 metry ode mnie i gapił się na mnie z takim właśnie uśmiechem. Wiem "czym" jest, to się wyczuwa.


  • 0

#24

Guenhwyvar.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Kraków odetchnął z ulgą, lecz zwłoki 22- letniego mordercy zostały poddane obowiązkowej sekcji zwłok. Biegli znaleźli w jego głowie olbrzymi guz mózgu- skazano na śmierć chorego człowieka. Informacja ta została utajona po wielu latach.

 

 

 

 

Akurat to jest tylko pogłoska, nie ma żadnego wiarygodnego źródła. W ogóle chyba żadnych raportow z sekcji ni ujawniono, a i z samym ciałem nie wiadomo co się stało.


  • 0

#25

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Na niektórych zdjęciach Ted ma "to" spojrzenie", zwłaszcza przy uśmiechu jego oczy dużo mówią. Taki wzrok wypatrzyłam raz czekając na pociąg na dworcu. Stał facet jakieś 4 metry ode mnie i gapił się na mnie z takim właśnie uśmiechem. Wiem "czym" jest, to się wyczuwa.

 

Większość psychopatów i morderców ma raczej pusty wzrok bez emocji, czytałem ostatnio artykuł, w którym w wyniku badań dowiedziono, że np. u psychopatów źrenica zachowuje się inaczej niż u osób zdrowych, gdy np. pokazuje się im fotografie, czy filmy z scenami wyjątkowego okrucieństwa, zwłok, itp. Także te bajdurzenia o demonicznym spojrzeniu, itp., można schować między bajki. Osobiście obejrzałem wiele artykułów, fotografii i filmików o Bundy'm i nie dostrzegam niczego wyjątkowego w jego wzroku, takie same odczucia co do Richarda Ramireza, ludzie sami sobie tworzą jakiś wyidealizowany wizerunek takich osób i się nakręcają.

 

Prawda jest taka, że z czasem na dożywotce każde oczy mętnieją i widać w nich nic więcej jak tylko śmierć duszy.

Mała cela  z ubikacją i kończą się "demony" zostaje tylko stłamszony nic nie znaczący numerek więzienny do odfajkowania. Osobiście nie jestem zwolennikiem kary śmierci ale właśnie dożywocia, tyle, że nie z siedzeniem i nic nie robieniem, o nie.

Wyjście to kopalnia uranu, kamieniołomy i tak aż do śmierci aby było o czym rozmyślać.


Użytkownik Partuszew edytował ten post 03.02.2019 - 23:40

  • 0

#26

kype.
  • Postów: 21
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Wyjście to kopalnia uranu, kamieniołomy i tak aż do śmierci aby było o czym rozmyślać.

 

Praca właściwie powoduje bezmyślność. Jeżeli leżysz i patrzysz w sufit to jest galop myśli. Inna sprawa, że kary o jakich mówisz są niewykonywalne na takich osobnikach. W przypadku gdy np:. typ wali ludziom na ulicy młotkiem w głowę, czy brutalnie bije i gwałci kobiety. Wyślesz go do kamieniołomu? Siądzie na ziemi i będzie miał to w gdzieś. Zmusisz go, jak? Biciem? Czyli równie dobrze można im ubrać mundur strażnika więziennego bo to i tak by była praca dla sadysty.


  • -1

#27

The Truth Is Out There.

    Internetowy Alvaro

  • Postów: 276
  • Tematów: 42
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Na niektórych zdjęciach Ted ma "to" spojrzenie", zwłaszcza przy uśmiechu jego oczy dużo mówią. Taki wzrok wypatrzyłam raz czekając na pociąg na dworcu. Stał facet jakieś 4 metry ode mnie i gapił się na mnie z takim właśnie uśmiechem. Wiem "czym" jest, to się wyczuwa.


Ja też nic specjalnego w jego oczach nie widzę. Jak dla mnie wygląda normalnie, jakbym mijał go na ulicy nawet bym uwagi nie zwrócił. Na Netflixie teraz oglądam właśnie miniserial dokumentalny na podstawie taśm, które jakiś dziennikarz nagrał z nim jak ten czekał na wykonanie wyroku. Polecam, dziennikarz tam zastosował fajną technikę, aby dowiedzieć się dlaczego to robił. Na początku Bundy ciągle omijał ten temat, nic nie mówił, ale reporter poprosił go, żeby on sam [Ted] opowiedział o tym jakby to on ścigał tego zabójcę i spróbował opisać jego motywy. Zamiast mówić w pierwszej osobie, opowoedział wszystko w trzeciej :)
  • 0



#28

Shiver.

    Silent Reaper

  • Postów: 661
  • Tematów: 19
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

 

Wyjście to kopalnia uranu, kamieniołomy i tak aż do śmierci aby było o czym rozmyślać.

 

Praca właściwie powoduje bezmyślność. Jeżeli leżysz i patrzysz w sufit to jest galop myśli. Inna sprawa, że kary o jakich mówisz są niewykonywalne na takich osobnikach. W przypadku gdy np:. typ wali ludziom na ulicy młotkiem w głowę, czy brutalnie bije i gwałci kobiety. Wyślesz go do kamieniołomu? Siądzie na ziemi i będzie miał to w gdzieś. Zmusisz go, jak? Biciem? Czyli równie dobrze można im ubrać mundur strażnika więziennego bo to i tak by była praca dla sadysty.

 

 

E tam tu chodzi o to, żeby przez wszystkie te lata miał świadomość, że znowu będzie poranny apel i do roboty i nic się nie zmieni aż do śmierci, ma go przytłaczać ta wizja beznadziejności itp, to lepsza kara niż szybki stryczek. Co do niewykonalności, poczytaj o koloniach karnych i kopalniach uranu w Rosji, z nie takimi sprawcami dają sobie tam radę, także jak najbardziej wykonalne. Nie muszą go bić, wystarczy, że nie dostanie pożywienia parę dni z rzędu.  Co do leżenia i patrzenia w sufit, jakoś nie zauważyłem na przykładzie Trynkiewicza, żeby taka właśnie forma odbywania kary jakoś zbytnio go podłamała i spowodowała galop myśli, uleżał się na pryczy  za nasze podatki, a tak sobie mógł pozasuwać fizycznie przez te kilkadziesiąt lat.


Użytkownik Partuszew edytował ten post 04.02.2019 - 21:20

  • 0

#29

Kwarki_i_Kwanty.
  • Postów: 510
  • Tematów: 44
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 14
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ted Bundy, tak na prawdę Theodore Robert Bundy, do odkrycia drugiej strony swojego życia - typowy wchodzący w etap kariery zawodowej młody, ambitny, pragnący studiować i widzący życie w samych superlatywach, błyskotliwy człowiek. Kiedy w 1974r. zaczęły znikać młode, niczemu winne niewiasty, najczęściej urocze studentki, nikt nie podejrzewał, że 28 - letni, sympatyczny, o raczej poetyckiej emanującej wyrachowaniem i spokojem twarzy, młodzieniec, będzie winny tak plugawym występkom, jak porwania, wykorzystywanie seksualne kobiet, okaleczenie ich i w końcu mord. Nikt w latach 70-tych nie znał pojęcia ,,seryjnego mordercy". Nikt nie domyślał się, że umysł Teda - o ile można mówić, że działał inaczej i był pozbawiony niektórych części i sprawnych połączeń między neuronami odpowiadającymi za współodczuwanie, emocjonalność, współczucie, troskę o drugiego człowieka i inną gamę typowo ludzkich uczuć - może zboczyć z typowej, normalnej dla zwykłego człowieka ścieżki doświadczania uroków życia. Dzięki miniserialowi od "Netflixa": "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy’ego", który platforma wyemitowała w liczbie 4-ech około godzinnych epizodów, 24 stycznia 2019 roku, możemy, z nutką odczucia, prawie że bliskiego, intymnego kontaktu z Bundy'm, przy wygodnej pozycji na łóżku lub w fotelu przy telewizorze włączyć ów serial i posłuchać historii Teda z perspektywy jego odtwarzanych przez nagrane na taśmy wspomnień, i opinii śledczych, zwykłych ludzi i różnego sortu specjalistów wyrzucających z siebie ,,małe co nieco" o cechach behawioralnych Bundy'ego, jego stylu życia, o postrzeganiu własnego ,,Ja" w obcym świecie, przez samego Teda.

 

1.png

 

Fiksacja umysłu, odczucie implozji psychicznego bezpieczeństwa, jakby miało się wrażenie, że bycie zwykłym człowiekiem nie oznacza, że nigdy nic w nas nie pęknie, że nigdy nie popełnimy jednej lub kilkunastu straszliwych zbrodni. Tak można poczuć się słuchając wypowiedzi Teda Bundy'ego, pochodzących z oryginalnych taśm - rozmów nagrywanych pomiędzy Edem a dziennikarzem, z którym Ed zgodził się rozmówić, i z którym jako jedynym nawiązał solidną współpracę. Przełom w dyskusji między dziennikarzem a Bundy'm nastąpił, gdy Bundy zgodził się na mówienie o sobie w trzeciej osobie; Ted miał wcielić się w rolę biegłego psychologa sądowego, który oceniałby swoje zbrodnie oraz każdy przejaw swojego zachowania przy porwaniach, okaleczaniach i morderstwach. I uwierzcie mi on to zrobił; słuchanie go perorującego z tak dziwnym neutralnym profesorskim spokojem w tonie głosu, jako specjalista analizujący sam siebie jest aż zbyt przerażające, aby to opisać. Bundy, i to powoduje falowanie członków ze strachu i obumieranie wszystkiego co w człowieku ludzkie, z perspektywy nieznającego jego ,,historii zbrodni" człowieka, zdaje się być normalnym, inteligentnym, wcale nie podłamanym kaprysami życia, obywatelem współczesnego świata, co potwierdza ,,przeciętnie przeciętny" wygląd Teda i jego niezbyt intonowany i pozbawiony zabójczej cierpkości głos. Ale kiedy to wszystko w nim pękło? Kiedy pozorna stabilizacja utraciła ramy pojmowania i zmieniła go w człowieka tylko z ciałam a z duszy w kochającą bluźnierstwo bestię? Czy były to lata młodzieńcze i zainteresowanie pornografią, które Ted połączył z obsesyjnym zainteresowaniem wyglądem zmasakrowanych, zgwałconych, zbezczeszczonych zwłok kobiet? Bo ponoć do takich materiałów miał dostęp?

 

Jestem w szoku, moje bezpieczeństwo psychiczne być może niedługo zapadnie się pod wpływem tego, co po trzech odcinkach miniserialu od "Netflixa": "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy’ego" zarejestrowały moje zmysły. Po raz pierwszy w życiu mam możliwość, w ogóle, posłuchania prawdziwych nagrań, swoistych wyznań Teda Bundy'ego; staje się to nad wyraz paraliżujące, zaciskające zardzewiały sznur drutu kolczastego wokół rozciętego brzucha i wypełzłych jelit. Człowiek, który mimo skrycia, posiadania jakichś swoich problemów, które - no cóż - ma każdy z nas, który uważany był za, ot normalnego wchodzącego w początek ,,wspaniałej" kariery młodego człowieka, dopuścił się szatańskich, bestialskich czynów. Pod koniec lat 70-tych XX wieku, gdy Bundy dwukrotnie zwiał z więzienia - a to jest po części ciekawe i przykre zarazem, wskazując wówczas w USA na totalną nieudolność Organów Ścigania i Sprawiedliwości - gdy w końcu go złapano, nawet gdy rozmawiali z nim adwokaci, dziennikarze, i inni ludzie, których jakoś do siebie dopuszczał, Ted zachowywał się tak, jakby nie rozumiał tego, jak inni ludzi mogą istnieć poza jego własną percepcją, co można rozumieć tak, że uznawał on swoją osobę i swoje zdanie za najważniejsze. Najgorsze i najbardziej paraliżujące jest to, że choć to zabrzmi prozaicznie - życie Bundy'ego było pozorem, osadem spokoju i stabilności, który ,,na chwilę" okrył jego życie. Czy aby na pewno? Czy jego mózg funkcjonował tak, że każdy neuron, połączenia w siatce neuronalnej, reakcje chemiczne w nim zachodzące były dla jego fizjologii normalne? A może próg odczuwalnego przez niego szczęścia i innych subiektywnych, pozytywnych czy negatywnych emocji, był dla niego inny, jakby życie było inaczej mu przeznaczone. W końcu to wszystko pękło, albo zwyczajnie: się uaktywniło, iskra zapłonęła, a Ted zaczął mordować. Ciekawe ilu ludzi, ilu ,,przeciętnych Kowalskich" może czekać podobny los? Czy możemy nie wiedzieć kiedy coś w nas w końcu pęknie?

 

A, Wy, co sądzicie o miniserialu od "Netflixa": "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy’ego"? Oglądacie? Najlepszy, najbardziej wartościowy, podążający za siłą swojego przekazu, serial dokumentalny, jaki oglądałem w życiu. A przede mną jeszcze finałowy odcinek!

 

3.3 Zakładając nowy temat upewnij się czy taki sam temat nie był już omawiany - skorzystaj z wyszukiwarki. Jeśli na Forum istnieje już temat podobny do tego jaki zamierzałeś założyć, dopisz swój Post do niego.

 

przeniesiony.gif

 

TheToxic


  • 2

#30

Macgajwer74.
  • Postów: 39
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

DENNIS NILSEN
Ten samotnik, zamordował co najmniej piętnastu młodych mężczyzn i chłopców, których zwabiał do swojego mieszkania, aby następnie ich zabić. Ich zwłoki zachowywał w swoim łóżku i spał z nimi kilka dni, do czasu aż zaczęły gnić, a ich zapach mógł wzbudzić podejrzenia. Swe ofiary następnie palił i spłukiwał w kanalizację. Gdy sąsiedzi zaczęli się skarżyć na zablokowane odpływy, hydraulik, który przybył naprawić usterkę, dokonał makabrycznego odkrycia, gdyż to właśnie ludzkie części ciała blokowały kanalizację.

 

ytat:
Dennis Nilsen mieszkał w Londynie i podrywał swe ofiary w pub'ach. Jak to ujął Brian Masters w biografii Nilsen'a, "zabijał dla towarzystwa". Zanim Dennis kogokolwiek zabił, doświadczał erotycznego pożądania do śmierci. Spędzał godziny kładąc sie przed lustrem i udając zmarłego. Zapraszał do siebie kilku kochanków na RPG jego fantazji, ale wtedy wszystko przybierało bardziej poważny obrót. Jego pierwsze morderstwo miało miejsce w 1978 roku. Udusił krawatem mężczyznę, którego ledwie znał, a następnie umieścił Go pod deskami podłogowymi w swym mieszkaniu. Doświadczając smaku klimatycznej przyjemności tego rodzaju działalności, odnalazł sposoby na jej powtarzanie. Zapraszał mężczyzn do swego mieszkania, dusił ich, mył ciała, czasami brał je do łóżka, zazwyczaj inicjując przy tym kontakt seksualny, a na końcu tnąc je lub przechowując je w rozmaitych zakątkach swego mieszkania. Najbardziej lubił z nimi pierwszą noc, kiedy mógł ich mieć ze sobą w łóżku, zanim rozkład powodował odór i brudzenie. Nie był zbytnio zachwycony faktem, że nie mogli już wstać i wyjść, jednakże był pełen opanowania i samokontroli. Czasami po ich wykąpaniu mógł się moczyć w tej samej wodzie, a potem decydował o ich losie: czy przechować ich, posadzić na krześle, czy poćwiartować ich i rozdać kawałki. Jeśli chodzi o doświadczenia 'rzeźnickie' to nie miał żadnych problemów przy rozkrajaniu i dysekcji tych wszystkich ciał, a także przy gotowaniu ich głów w celu oddzielenia skóry i mięsa od czaszki. Cała ta procedura była dla Niego miłosnym aktem, o którym Ci wszyscy faceci nie mieli w ogóle nic wiedzieć. To założenie dawało Nilsen'owi wspaniały poziom satysfakcji. Często spłukiwał kawałki ciała w toalecie, kawałki, które mogłyby być dla Niego tylko zgubą. Kiedy szambo w budynku zapchało się, dochodzenie doprowadziło do jego osoby i wtedy bez wahania wskazał na szafkę, w której policja znalazła rozczłonkowane ciała dwóch mężczyzn. Kolejny tułów został znaleziony w skrzynce na herbatę wraz z wieloma starymi kośćmi - Nilsen został aresztowany. Przyznał się później do zamordowania 15 mężczyzn w okresie pięciu lat, jak twierdził, po części dlatego, że idea opuszczania przez nich jego domu powodowała, że czuł się samotny, a po części dlatego, że po prostu podobało mu się to. W więzieniu wykonywał rysunki ich ciał i ich kawałków.
źródło: http://www.moriturne...pl/MN/dzis.html

źródło: http://mordercy.jun....topic.php?t=153

 

https://imgupload.pl/zdjecie/MJyis

 

 

ANDRIEJ CZIKATIŁO
Ten pochodzący z Ukrainy seryjny morderca, to jeden z najbardziej nikczemnych i niebezpiecznych mężczyzn, który kiedykolwiek stąpał po ziemi. Nadano mu przydomek „Rzeźnik z Rostowa”, gdyż zmasakrował 53 kobiety i dzieci do czasu gdy został złapany. Zaczął od próby gwałtu na małej dziewczynce, której ostatecznie zaczął podcinać gardło, osiągając spełnienie seksualne na widok umierającego dziecka. Od tego czasu był w stanie osiągnąć erekcję jedynie podczas brutalnych mordów. Przede wszystkim zabijał prostytutki lub bezdomne kobiety, jednak gdy tylko nadarzała się okazja, na ofiary wybierał małe dziewczynki. Ponieważ żył za czasów sowieckich, przestępstwa te były zamiatane pod dywan, dlatego długo nie podejmowano skutecznych prób celem jego schwytania. Został zabity jednym strzałem w tył głowy.

źródło: https://menworld.pl/...ordercy-swiata/

 

Andriej Czikatiło urodził się w 1936 r. w niewielkiej wiosce na Ukrainie. W czasach, gdy kraj ten na skutek polityki Stalina zmagał się z potężnym głodem, doprowadzającym ludność do ostateczności. Matka Andrieja wielokrotnie ostrzegała go: "Miałeś kiedyś starszego brata Stiepana. Pewnego wieczoru, gdy miał cztery lata, wyszedł pobawić się przed chałupą. Porwali go głodni sąsiedzi i zjedli. Uważaj, by i ciebie coś podobnego nie spotkało".
Chłopak dorastał więc wśród wszechobecnego strachu i przemocy. Gdy jego ojciec został wzięty do niewoli w 1941 r., Andriej był prawdopodobnie świadkiem gwałtu jego matki przez wrogich żołnierzy. Choć w szkole był dobrym uczniem, miał problemy z rówieśnikami. Wyśmiewali się z niego i jego rodziny.
Największym problemem Andrieja były jednak jego problemy z seksem. Już jako nastolatek przekonał się, że ma problem z tą sferą życia - trzykrotnie próbował współżyć ze swoją ówczesną dziewczyną, jednak każda próba kończyła się fiaskiem. Wybranka Andrieja nie była delikatna i wieść o jego impotencji szybko rozniosła się po niewielkiej wiosce. Zapewne wszystkie te traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa miały wpływ na późniejsze mordercze zapędy Rzeźnika z Rostowa.
Andriej Czikatiło jako jedyny uczeń z klasy zdał maturę. Marzył o karierze prawnika, jednak na studia się nie dostał. Obrał więc inną drogę i ukończył inżynierskie studia łącznościowe w Kursku. Podczas służby wojskowej w 1960 r. Czikatiło wstąpił do partii komunistycznej. Po odbyciu służby przeprowadził się do Rostowa nad Donem, gdzie pracował jak łącznościowiec. Wkrótce do Andrieja wprowadziła się młodsza siostra. Zapoznała go ze swoją koleżanką, 24-letnią "starą panną" Feodozją. Przez swoje problemy z potencją Czikatiło nie mógł liczyć na lepszą partię, dlatego już po kilku tygodniach znajomości ożenił się z koleżanką siostry.
Feodozja była cierpliwa i nie przeszkadzała jej dolegliwość męża. Cieszyła się, że Andriej nie pije i nie bije jej. Dzięki staraniom kobiety małżeństwo doczekało się dwójki dzieci. Wiedli dostatnie życie, a Andriej był przykładnym mężem i ojcem. Feodozja jeszcze długo miała się nie dowiedzieć o sekretnym życiu swojego partnera.
W czasie pracy jako łącznościowiec Andriej ukończył zaocznie literaturę rosyjską i marksizm-leninizm. Na początku lat 70. zatrudnił się więc jako nauczyciel w szkole średniej w Nowoszachtyńsku. Już w 1973 roku wyszło na jaw, że Andriej ma skłonności pedofilskie. Swoich uczniów - dziewczynki i chłopców - łapał za genitalia i podglądał w toaletach. Sprawa szybko wyszła na jaw, jednak ze względu na ugruntowaną pozycję Andrieja w partii dyrektor nie zwolnił go dyscyplinarnie, tylko przeniósł do innej placówki. Nie zgłoszono też sprawy milicji.
Feodozja dowiedziała się o obrzydliwych czynach męża, jednak wybaczyła mu uznając, że to jedynie chwilowe wybryki. Kiedy w 1978 r. Andrieja ponownie zwolniono ze szkoły (rzekomo przez redukcję etatów), małżeństwo przeniosło się do Szachty. Tam po raz trzeci mężczyzna zatrudnił się jako nauczyciel i w tajemnicy przed żoną kupił zrujnowaną chatkę nad brzegiem rzeki Gruszewka.
Andriej wiedział już, że pociągają go dzieci. Dlatego gdy w połowie grudnia '78 natknął się na przystanku autobusowym na 9-letnią Jelenę Zakotnową, nie mógł przepuścić okazji. Dał dziewczynce zagraniczną gumę, czym zdobył jej zaufanie, a kilka dni później zaciągnął do swojej tajemnej chatki pod pretekstem podarowania jej kolejnych słodyczy. Tam próbował ją zgwałcić, a gdy nie mógł osiągnąć spełnienia, położył rękę na gardle dziewczynki i zaczął ją dusić. Następnie chwycił za nóż i zadał trzy ciosy w brzuch. To właśnie wtedy przekonał się, że jedynie mordując jest w stanie osiągnąć orgazm.
Ciało Jeleny Andriej wrzucił do rzeki. Znaleziono je dwa dni później. Świadkowie zeznali, że widzieli dziewczynkę w towarzystwie wysokiego mężczyzny w okularach. Rysopis doskonale pasował do Andrieja Czikatiło. Sąsiedzi zeznali także, że w jego chatce do późnych godzin nocnych paliło się światło. Milicjanci przesłuchali Andrieja, jednak jego żona dała mu żelazne alibi mówiąc, że mąż spędził z nią cały dzień. Dodatkowo śledczym trudno było uwierzyć, że oddany członek partii komunistycznej i wykształcony człowiek mógłby dopuścić się morderstwa dziecka. Podejrzenia skierowano więc na mieszkającego w pobliżu Aleksandra Krawczenkę, który w niczym nie pasował do portretu pamięciowego, ale miał już wyrok za gwałt. Mężczyzna został skazany na karę śmierci.
Po tym morderstwie Czikatiło przez kolejne dwa lata nie odważył się na kolejne morderstwo. Uznał, że śledczy zbyt łatwo wpadli na jego trop. Sytuacja uległa zmianie, gdy w 1981 roku znalazł pracę jako zaopatrzeniowiec fabryki w Rostowie. Częste podróże po różnych regionach ZSRR pozwoliły mu na realizację swoich zbrodniczych zapędów bez zwracania na siebie uwagi.
Po raz kolejny Andriej zamordował we wrześniu '81 w Rostowie. Jego ofiarą była 17-letnia Łarysa Tkaczenko, która dopiero co uciekła z internatu. Czikatiło zaproponował jej spacer nad Donem "z wódką i relaksem". Dziewczyna chętnie się zgodziła i nie miała oporów nawet przed seksem. Gdy widziała jednak, że jej towarzysz zupełnie sobie z tym nie radzi, drwiąco się roześmiała. To rozwścieczyło Andrieja. Rzucił się na Łarysę i udusił ją. Następnie dotkliwie pogryzł ciało, odgryzł jeden z sutków i zjadł.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie - 13-letnia Luba, 19-letnia Irina, 16-letni Sierioża i 10-letnia Olga Stalmaczonok. Ta ostatnia została znaleziona z wyciętym sercem i macicą. Andriej zeznawał później, że lubił podgryzać macice, bo były "miękkie i sprężyste".
Do 1984 roku Andriej Czikatiło zabił 23 osoby. Prawie wszystkie ofiary miały wydłubane oczy, bo morderca wierzył, że w źrenicy utrwala się ostatni obraz przed śmiercią, czyli w tym przypadku twarz mordercy. Andriej zabijał nie tylko dziewczynki i chłopców, ale także dorosłe kobiety i młodych chłopaków. To zmyliło śledczych, myśleli, że mają do czynienia z kilkoma mordercami.
W 1983 r. jeden z moskiewskich śledczych wysunął przypuszczenie, że w okolicach Rostowa grasuje maniak seksualny. Nikt jednak nie chciał w to uwierzyć. Uznano, że w przeciwieństwie do zgniłego Zachodu, w ZSRR nie ma seryjnych morderców. Choć dowody w sprawie były łatwe do powiązania, śledztwo ciągnęło się latami. Milicjanci ustalili jedynie, że morderca ma grupę krwi AB, ok. 175 cm wzrostu i rozmiar buta 44.
W 1984 r., gdy doszło do kilkunastu kolejnych morderstw, podejrzenia milicji znowu padły na Andrieja Czikatiło. Zauważono go na jednym z dworców, jak podrywa prostytutkę. W teczce miał kawałek sznurka, mydło, wazelinę i nóż kuchenny. Mężczyznę zatrzymano. W areszcie spędził trzy miesiące pod zarzutem okradania pracodawcy. W tym czasie śledczy usilnie szukali dowodów na powiązanie Czikatiło z morderstwami. Jedynym tropem wydawała się być zgodność grupy krwi. Tu jednak popełniono błąd i i stwierdzono, że aresztowany Andriej ma grupę krwi A. Mordercę wypuszczono więc na wolność.
W latach 1985-1989 Andriej Czikatiło zabił w różnych częściach ZSRR ponad 20 osób, głównie małych chłopców. 11-letniego Aloszę Woronko znaleziono w leśnym zagajniku z rozprutym brzuchem i odciętymi genitaliami. Okaleczone zwłoki Wiktora Pietrowa (13 l.) znaleziono w ogrodzie botanicznym. Rzeźnik z Rostowa nie miał litości dla swoich ofiar.
Ostatnią ofiarą Andrieja Czikatiło była 22-letnia Swietłana Korostik, którą poznał na dworcu Doneiszoz. 6 listopada 1990 r. po nieudanym seksie Czikatiło zabił kobietę, odciął jej kawałek języka i sutki, po czym je zjadł. Zwłoki przykrył gałęziami i wrócił na dworzec. Tam ubłoconego i umorusanego krwią zauważyli go milicjanci.
Czikatiło został zatrzymany, jednak nie przyznawał się do winy. Dopiero zaangażowanie w sprawę psychiatry Aleksandra Buchanowskiego pomogło rozwikłać zagadkę. Przed lekarzem Rzeźnik z Rostowa otworzył się i zaczął zeznawać. Przyznał się do 56 morderstw, choć śledczy wiedzieli o "zaledwie" 36 ofiarach. W ciągu 12 lat Andriej Czakatiło bestialsko zamordował 21 chłopców w wieku 8–16 lat, 14 dziewcząt w wieku 9–17 lat i 17 dorosłych kobiet, z których najstarsza miała 45 lat
Proces mordercy rozpoczął się w kwietniu 1992 r. Na sali rozpraw zjawili się krewni ofiar Czikatiło. Atmosfera była gorąca. Gdy bestię wprowadzono do specjalnej klatki, publiczność płakała z rozpaczy i krzyczała. Samo odczytywanie aktu oskarżenia zajęło dwa dni. Podczas procedu Czikatiło momentami zachowywał się jak normalna osoba, częściej jednak jak osoba chora psychicznie. Sędzia nie dał się jednak nabrać. Biegli orzekli wcześniej, że Andriej Czikatiło był w pełni poczytalny.
Morderca został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 16 lutego 1944 r. poprzez strzał w głowę.

źródło: https://www.fakt.pl/...ikatilo/zn398r0

 

https://imgupload.pl/zdjecie/MJe2X


  • 0


 


Also tagged with one or more of these keywords: Ted Bundy, Chaos, psychokryminologia, Psychologia, zbrodnia, deprawacja, zaburzenia psychiczne, społeczeństwo, megalomania, zło

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych