Kontrast pomiędzy Szwajcarami a emigrantami jest wręcz rażący. Widać tu jednak, że zaufanie społeczne zostało wypracowane przez lata. O ile potrafię zrozumieć podejście do wychowywania dzieci, zachęcanie ich do samodzielności - bo jest to jak najbardziej słuszne - podobnie jak uczenie ich możliwości popełniania błędów, o tyle mimo wszystko zastanawiam się, na ile takie warunki pozwalają przestępcom realizować swoje zamiary. Bo mimo wszystko dziecko nawet odpowiedzialne, uczone nie rozmawiania z innymi itp., wciąż ma w sobie spore dozy naiwności, wciąż pozostaje dzieckiem i wciąż inaczej ocenia rzeczywistość niż my, dorośli. Zgubienie się dziecka to jeszcze pół biedy - co jeśli ktoś je zagada pod pretekstem oglądania "kotków w piwnicy"? Pal licho przekraczanie prędkości, to - jak widać na przykładach Szwajcarów - da się wypracować, gorzej z inną gałęzią przestępczości. Porwania? Morderstwa? Może to marginalne przypadki, ale w jakich warunkach zostały dokonane?
Zastanawia mnie, jak w ogóle w Szwajcarii wygląda współczynnik przestępczości, bo o nadużycia w moim odczuciu przy takich warunkach nie byłoby trudno. Może to wychowanie w bardziej 'nowoczesnych' czasach, ale jednak mimo wszystko brak kontroli, gdzie jest dziecko, z kim rozmawia, jest dość niepokojący. Jak rozumiem podejście Szwajcarów, tak nie rozumiem tej jednej rzeczy. Może to kwestia mojego wychowania w nieco innych, nawet niedawnych czasach, ale dziś rozumiem także rodziców (może dlatego, że takie sprawy są coraz bardziej głośne i medialne, a może dlatego, że mnie jednak też odstawiano pod szkołę i do domu).
Trzeba patrzeć na to bardziej kompleksowo, bo nie chodzi tu tylko o wychowanie dzieci, a o model relacji społecznych i ideologię jaką kieruje się społeczeństwo w ogóle, odbijającą się w obyczajach i przepisach prawnych dotyczących każdej sfery życia oraz w relacji obywatel-państwo. Społeczności z wysokim poziomem tzw. zaufania społecznego jak szwajcarskie kantony, kraje nordyckie (przynajmniej zanim postanowili podzielić się swoją idyllą z przybyszami z południa) czy niektóre hrabstwa w USA cechują się bardzo niskim wskaźnikiem przestępczości i myślę, że jedno z drugim potęguje się wzajemnie - z powszechnego, wzajemnego zaufania i poczucia, że płynie się na tym samym statku wynika marginalność tendencji antyspołecznych, co z kolei dalej utwierdza to zaufanie. Członkowie takiego społeczeństwa kontrolują się wzajemnie w subtelny sposób i istnieje powszechne przekonanie, że państwo jest dla nich a nie oni dla państwa, a jego funkcja jest jedynie pomocnicza. Postawy i zachowania antyspołeczne mają tutaj po prostu bardzo mało miejsca i okazji do rozwoju, bo zostałyby bardzo szybko zauważone i zduszone w zarodku. Z kolei dla wyrosłych w społeczeństwie takim jak polskie takie wzajemne dbanie o siebie czy, jak kto woli, patrzenie sobie na ręce, zakrawa na tak negatywnie nam się kojarzące donosicielstwo, a długa tradycja antagonizmu pomiędzy państwem a obywatelem doprowadziła do sytuacji w której każdy cywil jest traktowany nie jako "suweren", a jako potencjalne zagrożenie, którego trzeba pilnować i obwarowywać biurokratycznym systemem pozwoleń i zakazów. Na co cywil natomiast reaguje traktowaniem państwa jako okupanta, ale okupanta potrzebnego jako wspólnego wroga przy braku którego cywile rzuciliby się sobie nawzajem do gardeł. Biurokracja zastępuje naturalne, zdrowe relacje międzyludzkie, a państwo zaczyna przypominać więzienie gdzie więcej zasobów ludzkich i energii przeznacza się na pilnowanie tych co są wewnątrz niż na pilnowanie ich przed czym co na zewnątrz. I w takim społeczeństwie łatwo o wszelkie elementy antyspołeczne rozwijające się w izolacji, której sprzyja takie traktowanie się nawzajem przez obywateli, obywateli przez państwo i państwa przez obywateli, a antyspołeczne zachowania z tego wynikające znów traktuje się jako przesłankę za utrzymaniem panującego systemu "bo inaczej wszyscy się pozabijają" i tworzy się błędne koło.
Oczywiście w takiej Szwajcarii wciąż może się zdarzyć skrajny przypadek, zwłaszcza tam gdzie przyjmuje się z otwartymi ramionami imigrantów wyrosłych w innej mentalności, ufając im naiwnie z przyzwyczajenia tak samo jak rodakom, ale wciąż jest to jeszcze prawdopodobieństwo typu jeden na milion. Czy z powodu jakichś "może kiedyś" warto zmieniać wypróbowany system wychowawczy i przyzwyczajać dziecko nie do samodzielności, a do klosza ochronnego i kontroli? Czy z powodu tego, że może kiedyś trafimy na ulicy na rabusia warto nie wychodzić z domu, itd. itp.?
Użytkownik Legendarny. edytował ten post 22.02.2019 - 19:22