Było sześć różnych modeli Wostoków, ale ten pierwszy pozostaje najważniejszy. To w nim pierwszy człowiek na świecie poleciał na orbitę okołoziemską.
fot/© Piotr Mańkowski
Spacerując po Muzeum Techniki w Warszawie, w jednej z sal można było napotkać egzemplarz jednoosobowego pojazdu kosmicznego. W praktyce jest to wykonana przez ZSRR w skali 1:3 kopia legendarnej jednostki i podarowana przez ekipę Chruszczowa do zbiorów świeżo wybudowanego Pałacu Kultury i Nauki. Wnętrzności nie posiada – to jedynie estetyczna makieta składająca się z kadłuba oraz główki, będącej modułem pasażerskim.
Jest to Wostok 1, pierwszy z linii przygotowywanych przez ZSRR pojazdów, dzięki którym walczono z USA w przestrzeni kosmicznej. Określenie „pojazd” nieco nie pasuje do tej konstrukcji, przypominającej żaroodporną puszkę na krewetki. Umieszczenie się za sterami tego czegoś i wystrzelenie na orbitę świadczy tylko o tym pod jak wielką presją był Jurij Gagarin w kwietniu 1961 roku. Żaden normalny człowiek z prawidłowym instynktem samozachowawczym nie zgodziłby się wsiąść do takiej maszyny.
Żeby móc ogłosić dotarcie na orbitę, trzeba było mieć potwierdzenie od Federation Aeronautique Internationale (Międzynarodowej Federacji Lotniczej). Ta istniejąca od 1905 roku organizacja z siedzibą w Lozannie zajmuje się ustanawianiem norm we wszystkim co się wiąże lataniem. Zaczynała od rekordów samolotowych, ale gdy pojawiły się rakiety kosmiczne, stało się jasne, że to również FAI będzie sędzią w sprawach mocarstwowych.
Gagarin wleciał na orbitę, co po latach jest faktem bezspornym. Sowiety nie były w stanie sfałszować tego zdarzenia, bo już od kilku lat po orbicie fruwały amerykańskie satelity, zdolne do sprawdzenia co się dzieje na Bajkonurze i przyległościach, zwłaszcza w tajnej bazie Tiuratam, z której faktycznie wystartował Gagarin. Powrót na Ziemię był najtrudniejszy. Wostok 1 był sprzętem całkowicie nieprzygotowanym do lądowania, a dodatkowo nie odpalił silnik mający wyhamowywać maszynę podczas spadania na Ziemię.
Oznaczało to, że Wostok 1 bardzo szybko spali się podczas wchodzenia w atmosferę. Gagarin, żeby przeżyć miał tylko jedno wyjście – wyskoczyć z rozżarzonej konstrukcji na spadochronie. Zrobił to w okolicach 7 kilometrów nad powierzchnią planety. Odrzucił pokrywę włazu i katapultował się, lecąc prawie 5 kilometrów lotem swobodnym i dopiero wówczas otwierając czaszę spadochronu.
Tymczasem kapsuła Wostoka, a właściwie jej nadpalone szczątki, zaliczyła twarde lądowanie. Pacnęła w ziemię, odbiła się od niej i ponownie upadła. W miejscu pierwszego impaktu powstał duży rów. Gagarin wylądował około 10 minut po trzepnięciu Wostoka 1 w ziemię. Zapewne nigdy nie dowiemy się, czy prawdą było, jak relacjonował później on sam, że ciągnącego spadochron, zobaczyli rolnik z córką, którzy zaczęli uciekać na jego widok. Miał on ich wówczas zapewnić, że nie mają się czego bać, gdyż jest sowietem, który przybył z kosmosu i poszukuje telefonu, żeby poinformować o tym zdarzeniu Moskwę
W tym oficjalnym przekazie Gagarina kryje się zagwozdka – skoro ciągnął swój spadochron, to potwierdził tym samym, że nie wylądował razem ze swoją maszyną. Ale ta wypowiedź padła już kilka lat po pamiętnym 1961 roku. Wówczas, zaraz po lądowaniu, Sowieci musieli się napocić, żeby przekonać FAI, a wraz z nią cały świat, że lot był prawomocny.
Według ówczesnej definicji FAI udany lot definiowany był poprzez to, że pilot wyleciał i powrócił w tym samym pojeździe. Wydawało się to logiczne – tak zawsze bito rekordy na samolotach. Sowiety w dokumentacji przesłanej FAI twierdzili więc, że Gagarin przybył na staruszkę Ziemi w swoim wiernym Wostoku 1. Amerykanie z jakiegoś powodu nie byli w stanie podważyć tej wersji, a może po prostu nie chcieli tego robić w najbardziej gorących latach zimnej wojny?
W każdym razie FAI uwierzyła w wątpliwą nawet dla laika wersję i wyczyn Jurija Gagarina został uznany za pierwszy w historii lot człowieka w kosmos. Gdy się przyglądamy liście nagród wręczanych przez tą organizację w zakresie astronautyki, raczej nie ma wątpliwości, że w latach sześćdziesiątych rządziły w niej lewicowo-komunizujące elementy, dla których lot na orbitę był słusznym prztyczkiem wymierzonym USA.
Dopiero w 1971 roku Sowiety przyznały, że Gagarin nie wylądował w Wostoku 1, lecz na spadochronie.