Gdzie jest Ameryka? Na północy. Określano ją 'septientronalis' - co pochodziło od siedmiu gwiazd z konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy wskazującej kierunek północny. (Fot.123RF)
Kiedy powstanie idealna mapa Ziemi? Cóż, nigdy. Tak jak nie da się zmienić wartości liczby pi lub podwoić sześcianu, tak nie można stworzyć wiernego obrazu globu. Dlatego każdy z nas widzi świat po swojemu, włącznie z kartografami.
Gdy prawie dekadę temu firma Google uruchomiła swój serwis mapowy, fora internetowe się zagotowały. Nagle się okazało, że świat w wersji Google'a zawiera mnóstwo anomalii. Niektóre rzeki płyną w nim inaczej niż wcześniej sądzono, linia brzegowa skręca nieoczekiwanie tam, gdzie wcześniej szła prosto, pewne ulice, miasta, szczyty, a nawet grzbiety górskie zniknęły, za to pojawiły się nieznane wyspy na oceanach oraz oazy na pustyniach. Winne było oczywiście niedoskonałe oprogramowanie i z czasem większość błędów w Google Maps zlokalizowano i usunięto. Obiekty, których nie ma, zostały wymazane, a te, które istnieją, naniesione na mapę lub poprawione.
Krainy z wyobraźni
To samo przez tysiąclecia robili właściwie wszyscy twórcy map. Ich specjalnością stało się powoływanie do życia krain geograficznych, mórz i kontynentów, a następnie usuwanie ich i nanoszenie nowych lądów i oceanów. Gdy w XVI w. nastała epoka odkryć geograficznych, mapy zaroiły się od nowych lądów. Jedne z nich przetrwały do dziś, inne, jak na przykład Frieslandia rzekomo znajdująca się obok Islandii, zniknęły. Mapy świata bowiem nigdy nie były tylko zwykłymi kartkami papieru wskazującymi właściwy kierunek drogi. Były i pozostały subiektywnym obrazem Ziemi. Z dwóch powodów. Po pierwsze - z niedostatku wiedzy i nadmiaru wyobraźni. Po drugie, dlatego że Ziemia jest kulą (nieco spłaszczoną na biegunach), a mapa - kartką papieru.
Sięgnijcie do pierwszego z brzegu podręcznika kartograficznego, a już na wstępie się dowiecie, że kartki papieru nie można rozłożyć gładko na powierzchni kuli, co oznacza, że idealna mapa świata nigdy nie powstanie. Zawsze będzie tylko przybliżonym obrazem świata, jego projekcją, czy też - jak mówią kartografowie - odwzorowaniem wykonanym wedle subiektywnie dobranych kryteriów. Twórcy map mogą dziś wybierać między setkami takich odwzorowań, choć w praktyce wykorzystują kilkadziesiąt. Jedne dochowują wierności powierzchniom, inne - kierunkom, jeszcze inne - odległościom. Żadne nie potrafią wszystkiego naraz. Fałsz jest zatem nieunikniony.
I tu zaczynają się kłopoty, bo taka obarczona błędami mapa fałszuje nam mentalny obraz Ziemi - ten, który na stałe powstaje w naszej głowie. Wróćmy do mapy Google'a i zmniejszmy ją maksymalnie, aż pokaże się cały glob. Bardzo ciekawy jest to świat. Co jest na nim większe - Grenlandia czy Chiny? Obie krainy wydają się mieć zbliżone rozmiary, a przecież w rzeczywistości Chiny są cztery razy większe od Grenlandii. Jeszcze ciekawiej wypada porównanie Grenlandii i Afryki. W Google Maps też mają podobną wielkość, choć w rzeczywistości w Afryce zmieściłoby się czternaście Grenlandii. Mizernie wypadają też Indie, które mają rozmiary Półwyspu Skandynawskiego, od którego w rzeczywistości są większe ponad pięć razy.
Poniższa mapa obrazuje prawdziwy rozmiar Afryki, z którego zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy - w Czarnym Kontynencie mieszczą się Stany Zjednoczone, Chiny, Indie Japonia i cała Europa!
Równoleżniki zmieniają politykę
Skąd wziął się ten dziwny świat według Google'a? Narodził się w XVI w. w głowie flamandzkiego kartografa Gerarda Merkatora. W 1569 r. przedstawił on mapę, na której południki i równoleżniki przecinają się pod kątem prostym, czyli tak jak na kuli ziemskiej. Taka mapa doskonale nadawała się do żeglugi. Kurs okrętu można było na niej wyrysować linią prostą, co znacznie ułatwiało nawigację. Aby jednak uzyskać taki efekt, Merkator wszystkie równoleżniki zrównał w długości z równikiem. W rzeczywistości są one coraz mniejsze w miarę przybliżania się do biegunów. W rezultacie obszary położone dalej od równika zostały na jego mapie znacznie powiększone. Dla żeglarzy wielkość lądów miała drugorzędne znaczenie. Liczyła się łatwość nawigacji i wierne oddanie kształtu linii brzegowej.
Choć Merkator podkreślał, że swoją mapę stworzył wyłącznie na potrzeby nawigacji, jego dzieło stało się przebojem i zaczęło żyć własnym życiem. Mapy świata w odwzorowaniu flamandzkiego mistrza kartografii wieszano na ścianach i umieszczano w atlasach. W głowach ludzi utrwalał się wizerunek świata, w którym Afryka, Indie i pozostałe krainy strefy tropikalnej są względnie małe, natomiast lądy leżące w umiarkowanych i wyższych szerokościach geograficznych półkuli północnej - ogromne.
Dawny globus. Prawdopodobnie pierwszy globus Ziemi wykonany został przez Kratesa z Mallos około 150 p.n.e. Były na nim przedstawione hipotetyczne położenia lądów, wzięte głównie z fantazji żeglarzy i autora. Najstarszym istniejącym jest globus Martina Behaima z 1492 roku.
Znacznie później, bo w XX w., postkolonialni badacze dowodzili, że ten obraz świata utrwalony przez stulecia w głowach Europejczyków przez mapę Merkatora sprzyjał późniejszym podbojom i zakładaniu imperiów w Afryce, Azji i Ameryce Południowej. Brytyjczycy snujący plany skolonizowania Indii na początku XVIII w. byli przeświadczeni, że nie jest to znowu taki wielki kraj. Także Afryka i Brazylia w oczach Portugalczyków nie prezentowały się aż tak imponująco.
Dominowało przeświadczenie, że Północ jest generalnie większa (a zatem ważniejsza) od Południa. Na usprawiedliwienie powiedzmy, że rzeczywistych rozmiarów kontynentów i państw wtedy jeszcze nie znano. Era sieci triangulacyjnych nastała w XIX w. To mapa Merkatora mówiła ludziom, jaki jest świat, pobudzała ich wyobraźnię i inspirowała do działania. Na przykładzie Google Maps widać, że jej kariera wciąż trwa. Kto stamtąd czerpie wiedzę o wielkości kontynentów, nadal będzie uważał, że Grenlandia ma rozmiary Afryki, podczas gdy w rzeczywistości jest mniejsza od Algierii - największego obecnie afrykańskiego kraju.
Różne wersje świata
Oczywiście jest wiele innych wersji świata. Kartografowie nieustannie debatują nad tym, które z odwzorowań najlepiej się nadaje do pokazywania globu. Nie ma wśród nich mapy Merkatora. Dziś często wybiera się takie, które zafałszowują wszystko po trochu: odległości, kształty, rozmiary. Nic na takiej mapie nie jest prawdziwe, ale zarazem jest dość bliskie rzeczywistości. Taki kartograficzny zgniły kompromis.
Obraz Azji Południowo- -Wschodniej i Chin oczami kartografa Abrahama Orteliusa z 1570 roku
Ale pojawiają się też kontrowersyjne pomysły. Jeden z nich przedstawił równo 40 lat temu niemiecki artysta i filmowiec Arno Peters. W rzeczywistości sięgnął on po dzieło XIX-wiecznego szkockiego księdza i astronoma Jamesa Galla. To dziwna mapa. Kartografowie mają o niej jak najgorsze zdanie, ponieważ kontynenty są na niej silnie zniekształcone. Afryka, Ameryka Południowa i Australia są nieproporcjonalnie długie. Wyglądają, jakby się przeglądały w krzywym lustrze. Z kolei regiony podbiegunowe zostały mocno wyciągnięte w poziomie.
Choć mapa Galla-Petersa przypomina raczej karykaturę świata, nieoczekiwanie zrobiła sporą karierę, ponieważ wiernie pokazuje rozmiary lądów i poszczególnych państw. Kartografowie stworzyli wiele takich wiernopowierzchniowych map globu, pierwsze powstały już na początku XVI w., ale Arno Peters zyskał popularność, ponieważ równocześnie wytoczył ciężkie działa przeciwko zachodniej kartografii, uznając ją za "imperialną", "niesprawiedliwą" i "europocentryczną", świadomie pomniejszającą znaczenie krajów Trzeciego Świata. Swoją mapę określał jako jedyną obiektywną i egalitarną. Choć kartografowie protestowali, mapa Galla-Petersa jako poprawna politycznie była promowana m.in. przez UNESCO. Wciąż używa jej wiele organizacji humanitarnych, na przykład brytyjska Oxfam.
Związki między kartografią a polityką są bardzo stare. Poprawne politycznie były także średniowieczne mapy świata rysowane głównie w klasztorach. Orientowano je na wschód, ku Jerozolimie, a Ziemia na nich była oczywiście płaska. Trzy znane kontynenty - Europę, Azję i Afrykę - otaczał ocean, a odległe krainy zamieszkane były przez postacie biblijne lub kanibali i barbarzyńców. Był to obowiązujący obraz świata w średniowiecznej Europie.
Ta mentalna mapa globu została podważona dopiero w epoce odkryć geograficznych. Najciekawsze, że one też zostały zainspirowane mapami, tyle że znacznie wcześniejszymi, które stworzył grecki kartograf Ptolemeusz żyjący w Aleksandrii w II w. naszej ery. Na wschodnim krańcu jego mapy odnajdziemy miasto Cattigara znajdujące się gdzieś daleko za Indiami. Wyznaczało ono kres wiedzy geograficznej starożytnych Europejczyków. W 1499 r. Amerigo Vespucci wyruszył z Hiszpanii na zachód, przez Ocean Zachodni (Atlantyk), z zamiarem dotarcia właśnie do Cattigary. Zamiast tego wylądował w Ameryce Południowej, chociaż myślał, że jest w Azji. Parę lat później ten sam cel chciał osiągnąć Krzysztof Kolumb podczas swojej ostatniej wyprawy zorganizowanej w latach 1502-03. I jemu się nie powiodło.
Cóż, wtedy jeszcze nie wiedziano, że natrafiono na nowy kontynent. Stało się to jasne, gdy w 1519 r. Ferdynand Magellan wyruszył w swoją podróż dookoła globu. I ta wyprawa nie doszłaby jednak do skutku, gdyby nie mapa, która obiecująco, lecz zwodniczo pokazywała, że od południa nowy ląd kończy się na ujściu La Platy. Okazało się to nieprawdą i portugalski żeglarz musiał sam znaleźć drogę ku Pacyfikowi. Wiodła ona przez cieśninę nazwaną później jego nazwiskiem.
AMERYKA PÓŁNOCNA Mapa utworzona przez Louisa Hennepina, opublikowana w Amsterdamie w 1698 roku
Także Magellan miał w głowie swoją mapę mentalną globu - był przekonany, że po drugiej stronie cieśniny widzi olbrzymi ląd, który na mapy jako pierwszy naniósł Ptolemeusz, dając mu nazwę Terra Australis. W tę iluzję wierzono i konsekwentnie nanoszono ją na mapy aż do czasów drugiej wyprawy Jamesa Cooka. W latach 1773-74 r. dwukrotnie popłynął on za południowe koło polarne i poza krami lodowymi nie znalazł tam niczego. Jeden z największych i najtrwalszych mitów geografii i kartografii runął z hukiem.
Po tysiącu sześciuset latach Terra Australis została wymazana z map świata. Jeśli zerkniemy na te, które powstały na początku XIX w., w pobliżu południowego bieguna Ziemi zobaczymy tylko wodę. Jednak już cztery dekady później okazało się, że kartografowie, którzy nie lubią białych plam, znów się pośpieszyli. Za barierą gór lodowych ujrzano w 1820 r. nowy ląd. Był zimny, pusty i mało obiecujący. Nic dziwnego, że "książę kartografów" John Bartholomew dopiero w 1890 r. uznał jego istnienie i nadał mu nazwę. Tak na mapach pojawiła się Antarktyda. Nie mogła się równać z wyśnionym kontynentem Ptolemeusza, który miał sięgać aż po równik.
Rzeczywistość, jak to często bywa, nie dorastała do pięt wyobrażeniom. Ale przynajmniej pod tym jednym względem - liczby kontynentów i ich położenia na globie - mniej więcej od stu lat mapy świata nie fałszują już rzeczywistości.