Historia którą opowiem sprawiła że uwierzyłem w to że duchy (raczej w formie energii) mogą istnieć. To raczej bardziej subtelne zdarzenie niż typowe "hardcorowe" opowieści z różnych grup dyskusyjnych gdzie osoby widziały duchy i inne takie Opisze ją bo po to jest to forum, nie chce by ktokolwiek na siłę interpretował to w taki sam sposób jak ja. Nie będę nikogo do tego przekonywał, odbijał argumentów i bronił swojego stanowiska. Wyrobiłem sobie je po tym czego doświadczyłem i chyba nawet nie chciałem/nie szukałem innej odpowiedzi na powstałe w głowie pytania. Zwłaszcza że miałem wtedy może 13-15 lat. Chętnie za to poczytam co inni na ten temat myślą i nie obrażę się jeśli ktoś napisze że byłem cały czas w błędzie, bo rozwiązaniem jest to i to.. Nie wywróci to mojego życia i postrzegania świata do góry nogami. Nie ucieknę też z forum.. chyba ;D
Jak wspomniałem, miałem chyba z 13-15 lat, była ok. 22:30 (uff.. przynajmniej to odbiega od schematów i nie była to północ ani jakaś 3:33 czy coś.. ;D) , leżałem na łóżku w swoim pokoju i czytałem książkę. To chyba był listopad/grudzień, jakoś tak, było ogólnie zimno. Moi rodzice spali w drugim pokoju. Książka leżała luzem na łóżku, była rozłożona i w pewnym momencie moją uwagę zwróciła "ruszająca się" kartka tej książki. Wyglądało to tak jakby ją coś delikatnie podwiewało od spodu, strony nie przewróciły się, to było bardzo delikatne ale jednak na tyle widoczne by zwrócić moją uwagę. Pewnie przytrzymałem ją palcami (już nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się że byłaby to naturalna reakcja) by się nie ruszała, poruszyła się jeszcze z 2-3 razy. Po tym poczułem w pokoju chłód (wiem, oklepany temat.. ;D) , nie było jednak żadnej filmowej pary z ust, to uczucie pamiętam akurat doskonale. Porównuje je zawsze do momentu gdy w zimie otworzymy na chwilę okno i do nagrzanego pokoju/mieszkania dostanie się chłód zimowej nocy. Najlepsze jest to że wtedy zacząłem szukać wytłumaczenia dla tej sytuacji. To tak jak nie każde stuknięcie w nocy w mieszkaniu sprawia że idziemy sprawdzić co je spowodowało. Jest naturalne "życie" domu/mieszkania i odgłosy które wyciągają nas z łóżka i powodują jakiś dyskomfort, niepokój, konieczność tak jakby potwierdzenia tego mimo że wiemy że "tam nic nie będzie" Wtedy ta sytuacja wyciągnęła mnie z łóżka i może to zabawne, poszedłem sprawdzać we wszystkich pokojach czy są pozamykane okna. Rodzice spali, okna oczywiście zamknięte. To podwiewanie kartek w książce tłumaczyłem sobie nawet tym że w zimie gdy grzeją kaloryfery, ciepłe powietrze potrafi poruszać wiszącymi firankami. Książka leżała jakieś 2m od okna i kaloryfera, niech będzie że to nawet było to. Odczucia chłodu nie wytłumaczyłem. Wróciłem do pokoju i nagle dzwoni telefon. Stacjonarny, to nie czasy wszędobylskich komórek. Odbieram, ciocia, daj mamę, wujek nie żyje. Nie pamiętam czy telefon był chwilę po śmierci, wiem że wujek zmarł nagle, prawdopodobnie udusił się krwią w trakcie snu, więc mogło trochę potrwać nim dowiedziała się o tym rodzina mieszkająca w tym samym miejscu co on. Wiadomo, Policja, Pogotowie (nie był zabierany do szpitala) , ustalanie rodziny itd. Pół roku po tym zdarzeniu opowiedziałem moje doświadczenie rodzicom, moja mama stwierdziła że pewnie wujek przyszedł się pożegnać.
Od tamtej pory nie byłem świadkiem żadnych "paranormalnych" zdarzeń, nie widziałem żadnych duchów, nic "wspaniałego" mnie nie spotkało. Odczucia jakie mi wtedy towarzyszyły sprawiły że jestem w stanie uwierzyć że mogło to nie być tylko dziwnym zbiegiem okoliczności. A jeśli nawet było, albo ktoś zaraz poda jakieś fajne argumenty które zmienią moje spojrzenie na tą sytuację, to nic wielkiego się nie stanie Przyjmę to do wiadomości, kłócić się nie będę
Pozdrawiam i w razie czego zapraszam do dyskusji