Bieda... to racja, ale przecież według części społeczeństwa "mogli wybrać inną pracę" i "wiedzieli na co się piszą" - to nic, że wszystko drożeje od lat, a pensje równie od lat jak stoją, tak stoją założę się, że jeszcze niejeden raz ten argument padnie.
W moim odczuciu guzik ten strajk nawet we wrześniu da. Rząd jak zwykle będzie udawał zaskoczenie, powie że "środków nie ma", opcjonalnie zaproponuje podwyżki odległe o tyle, że najprędzej będą możliwe dopiero za jakieś 4 lata pod koniec kadencji, jak nie więcej (w końcu kiedyś trzeba będzie obiecać, a nuż głupi nauczyciele uwierzą i zagłosują... bo przecież ten rząd da, następny może nie dać - przecież obiecał!). ZNP i protestujący będą dalej tkwić w miejscu, a nauczyciele i tak prędzej czy później szybko się złamią i zrezygnują ze strajku, bo mało kogo z nauczycielskiej pensji stać, żeby sobie odłożyć jakiekolwiek oszczędności na następny miesiąc. Nawet mimo pomocy finansowej rodziny (rodzice, rodzeństwo, mąż/żona, dzieci). W moim środowisku ten protest odbił się bardzo mocno finansowo.
To będzie prosta matematyka. Według niektórych, nic nie musimy nikomu dawać - ludzie, nie mając co włożyć do garnka ani opłacić rachunków, odpuszczą. Albo zagłodzą się sami. Ich wybór. Tak samo jak fizjoterapeuci, lekarze, pielęgniarki... W międzyczasie będziemy mieli dalej wysyp argumentów o zabarwieniu emocjonalnym pt. "robicie z dzieci zakładników", o "konieczności udostępnienia edukacji młodzieży jako ustawowego obowiązku" i inne klasyczne kocopoły, których się już nasłuchaliśmy teraz. To wszystko, co jak dotąd się wydarzyło, to tylko początek i wstęp do czegoś znacznie gorszego.
Może ktoś będzie we wrześniu obiecywał podniesienie pensji nauczycielom, rzeczywiście. Ten głos jednak nie zostanie wysłuchany ani tym bardziej poparty przez część społeczeństwa, które traktuje nauczycieli jak nierobów i niewolników, którzy żyją i pracują tylko po to, by usługiwać im i ich dzieciom. Bo przecież "wiedzieli, jak wybierali sobie studia". Poparcie nauczycieli (a więc odjęcie kwot z budżetu) będzie ryzykowne i chyba tylko nieliczni odważą się na ten krok. Zwłaszcza że przecież trzeba będzie zareagować na kolejny "nagły" problem czyli przepełnione szkoły etc. Pojawi się Milion Innych Ważnych Problemów, które przysłonią skalę protestów. Znów pojawi się argument "musimy naprawić problem X. W związku z tym nie mamy środków na podniesienie pensji, ponieważ musimy naprawić problem X". Wtedy nauczyciele znów skończą jako "ci źli" i jako "gangsterzy społecznej edukacji", bo śmią protestować w takiej ważnej chwili, gdy "ważą się losy dzieci" i "są poważniejsze problemy" oraz 'nie wspierają społeczeństwa, matek, rodziców ani dzieci w tak ważnym momencie!". Idealny przykład "społecznej inżynierii mentalnej" mieliśmy już teraz.
Zasadniczo w tym kraju pielęgnuje się mentalność niewolnika - nie protestuj, żyj, przyj do przodu, radź sobie sam i nie narzekaj, że jest źle, bo zaraz znajdzie się 823901 osób, które będą twierdzić, że mają znacznie gorzej i przykręcą ci śrubę - czy społecznie poprzez ostracyzm i propagandę, czy poprzez wygodne ustawy, które odbierają ci możliwość jakiegokolwiek działania. Ty masz tylko pracować i cieszyć się, że cokolwiek ci jeszcze dają, bo przecież "to służba publiczna" i "pracujesz dla idei".
Czy ktokolwiek z was wierzy w zmianę albo sukces? bo ja, tak szczerze mówiąc, niespecjalnie - patrząc na to wszystko, nie wierzę już, że cokolwiek się zmieni. A to, że za jakieś 15+ lat ludzie będą umieli się tylko podpisać, to będzie tylko profit... powoli cofniemy się do XVIII-XIX wieku, gdzie umiejętność złożenia podpisu we właściwym miejscu była jedną z nielicznych rzeczy, która wystarczyła w życiu. Umiejętność logicznego myślenia, czytania ze zrozumieniem, podstawowa wiedza o społeczeństwie, przyrodzie, czymkolwiek... na co to będzie komu?
Użytkownik Wrath edytował ten post 29.04.2019 - 16:29