Federalne Biuro Śledcze USA zdecydowało się ujawnić dokumenty znajdujące się w archiwalnej teczce poświęconej mitycznej kreaturze - człowiekowi śniegu. Śledczy upublicznili też wyniki badań DNA.
fot/O2
Śledztwo wystartowało w 1976 r. Materiały do badań dostarczył Peter Byrne, dyrektor centrum informacyjnego w stanie Oregon zajmującego się badaniami nad poszukiwaniem yeti. Zgłosił się z prośbą do władz FBI, aby agenci przetestowali próbkę tkanki, która, jak twierdził, należała do mitycznego stworzenia.
Byrne za główną poszlakę uznał 15 znalezionych włosów. Były one przyczepione do kawałka skóry, na którą natrafił podczas swoich poszukiwań. Nie był w stanie ich sklasyfikować, dlatego uznał, że to właśnie one mogą być prawdziwym przełomem w sprawie istnienia yeti - donosi Newsweek.com
"Nieczęsto napotykamy na włosy, których nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Te, które udało nam się znaleźć, są pierwszymi, jakie odkryliśmy w ciągu sześciu lat poszukiwań – pisał Peter Byrne w uzasadnieniu wniosku dotyczącego zbadania próbek."
Wyniki badań musiały go rozczarować. FBI postanowiło przetestować dostarczoną przez mężczyznę próbkę. Śledczy stwierdzili, że zrobią to "w imię nauki”. Wyniki testów laboratoryjnych zapisane na 22 stronach były jednoznaczne: włosy należały do zwierzęcia z rodziny jeleniowatych. Informacja ta zakończyła dochodzenie, które przerwano w 1977 r.
Człowiek śniegu jest poszukiwany od lat. Za główne miejsce zamieszkania nigdy niesfotografowanego stworzenia uznaje się tereny Ameryki Północnej. Według osób, które widziały yeti, wyglądem przypomina niezwykle owłosionego człowieka i cechuje go ogromny rozmiar stopy.
Zobacz też: Yeti istnieje naprawdę? Armia twierdzi, że ma dowody