Na jednej z grup trenerskich, na których się pojawiam jeden z uczestników rzucił swego czasu „prowokacyjny” tekst. Cięty na szkolenia i narzędzia oparte na dowodach zasugerował, że skoro mamy się opierać na badaniach, to w takim razie cały mentoring i podobne rozwiązania nie mają sensu. No bo zwykle nie ma tam badań, opiera się na doświadczeniach starszych kolegów i w ogóle. To stworzyło pozorny wybór – czy mamy zrezygnować z mentoringu, skoro nie opieramy się w nim na badaniach? Czy może jednak badania nie są tak potrzebne?
W praktyce zaś stworzyło to okazję do tego wpisu i wyjaśnienia, po raz kolejny, o co chodzi z tymi badaniami.
Pisałem już nie raz o tym, że życie to gra prawdopodobieństw.
Mając decyzję do podjęcia, racjonalnym jest podjęcie takiej, która z największym prawdopodobieństwem daje nam szanse na sukces (tak jak go rozumiemy). Nie gwarantuje to nam sukcesu, ale znacząco zwiększa na niego szanse. Jeśli weźmiemy sto osób postępujących zgodnie z tą regułą i sto osób podejmujących decyzje na dowolny inny sposób – zdecydowanie więcej osób z pierwszej, racjonalnej grupy osiągnie sukces, niż z grupy drugiej. Nie znaczy to, że nikt z drugiej nie osiągnie sukcesu. Nie znaczy to, że nikt z pierwszej grupy nie poniesie porażki. To wciąż kwestia szans. Tak samo jest szansa, że rzucając monetą wypadnie Ci orzeł dziesięć razy pod rząd. Wystarczy, że będziesz rzucać dostatecznie wiele razy i ta szansa zmienia się wręcz w pewność. Dobierz odpowiednio duże grupy i będziesz miał racjonalnych ludzi odnoszących same porażki i irracjonalnych odnoszących same sukcesy. Ba, ponieważ irracjonalnych generalnie będzie więcej, to sumarycznie wśród ludzi odnoszących sukces będzie prawdopodobnie więcej irracjonalnych. (Będzie ich więcej, bo racjonalna strategia, nawet gdyby nie była trudniejsza we wdrożeniu, jest tylko jedną z bardzo wielu innych. A skoro na starcie mamy dużo większą grupę irracjonalnych, to nawet jeśli wypada z niej dużo więcej osób, to i tak całkiem wiele zostaje.)
Nie zmienia to faktu, że tak indywidualnie jak i społecznie najbardziej opłacalną strategią jest wybór racjonalnych rozwiązań. Tych, które dają największe prawdopodobieństwo sukcesu.
[
https://blog]
Cała zabawa polega na tym, że dotarcie do tych prawdopodobieństw nie jest łatwe.
Nasz mózg się do tego po prostu nie nadaje. Bez wspomagania nie jesteśmy w stanie trafnie oszacowywać prawdopodobieństwa. Nie jest w stanie trafnie oszacować przyczynowości – co wywołuje co. Nie jest w stanie odróżnić istotnych elementów systemu od nieistotnych. Zwraca nadmierną uwagę na rzeczy wyraźne i łatwo dostępne poznawczo, a zbyt małą na inne. Ignoruje alternatywy do raz wybranej ścieżki rozumowania. Jest po prostu do kitu w tym zakresie. (Pisałem o tym między innymi tutaj, tutaj, tutaj i tutaj.)
To nie jego wina. Nasz mózg ewoluował do zapewnienia nam jako-takiego przetrwania na sawannie. Prawdopodobieństwo jakie tam szacował, to tor lotu rzucanego kamienia, którędy mogła uciec goniona zwierzyna albo czy wciąż opłaca się siedzieć w danym miejscu przy kończących się zasobach, czy warto ruszyć dalej w poszukiwaniu nowych.
To nie były specjalnie trudne i złożone problemy. Znaczy się, owszem, były, ale nie w porównaniu z tymi, z którymi codziennie musi się dzisiaj mierzyć nasz mózg. Większość informacji zwrotnych dostawaliśmy od razu, łatwo było korygować działanie. Nie to co dziś.
Dziś nasz mózg sobie po prostu nie radzi. Świat jest zbyt złożony. Był taki od dawna, ale jakieś dwieście lat temu opracowaliśmy podstawy narzędzia, które w końcu pozwoliło nam wziąć się za bary z tym całym wrednym prawdopodobieństwem i je zacząć ogarniać. Tym narzędziem była metoda naukowa.
Metoda wadliwa, powolna, ograniczona i droga. Ale nieporównywalnie, absurdalnie bardziej skuteczna niż to, co robi nasz niewspomagany mózg.
Powodem, dla którego warto się opierać na badaniach, zamiast na doświadczeniu jest więc po prostu prawdopodobieństwo. Korzystając z narzędzi naukowych dostajemy dużo większe szanse na sukces, niż w alternatywnym przypadku. Wyobraź to sobie tak – musisz grać w ruletkę, stawką są kolejne lata Twojego życia. Wolisz grać wg. normalnych zasad, czy w wariant, w którym WIESZ, że zawsze wypadnie jedno z trzech pól, choć wypłaty pozostają jak w normalnej? Wciąż możesz przegrać. Wciąż możesz mieć pecha. Ale jednak szanse masz dużo większe w jednej z tych opcji.
No dobrze, ale jak to się ma do mentoringu?
Cóż, cały ten przydługi wstęp o prawdopodobieństwie miał na celu wskazanie Ci, że badania nie są celem samym w sobie. Celem jest skuteczność, jaką zapewniają.
Jeśli w danej sytuacji mamy dostęp do badań, to irracjonalne jest opieranie się na innych opcjach („Badania mówią tak, ale moje doświadczenie mówi inaczej.” oznacza po prostu „Nie mam świadomości jak bardzo mój mózg może mnie oszukiwać.”) Po prostu. Jeśli badania mówią, że coś nie działa, a Twoje doświadczenie mówi co innego, to z ogromnym, skrajnym prawdopodobieństwem błędnie interpretujesz rzeczywistość. Jeśli badania mówią, że coś działa, a Twoje doświadczenie mówi co innego – tak samo. Może się zdarzyć wyjątek – może w tym akurat przypadku to Ty trafnie coś zinterpretowałeś… Ale szanse na to są skrajnie niewielkie.
Choć, niestety, Twój mózg jest w tej kwestii głupi. (Nie przejmuj się, mój też. Mózgi tak mają.) Będzie Cię więc próbował przekonywać, że jest inaczej. Ba, mózg jest tak głupi, że wydaje się generować poczucie wiedzy i zrozumienia NIEZALEŻNIE od jakichkolwiek treści poznawczych. Da się – np. przez przezczaszkową stymulację magnetyczną – wywołać w nas poczucie zrozumienia, obcowania z Prawdą (tak, przez wielkie P), itp. po prostu przez pobudzenie określonych obszarów mózgu. (To, notabene, stan który czasami ludzie osiągają po używkach. Potem na trzeźwo czytają swoje „głębokie wglądy’ z popijawy, halucynogenów czy palenia marihuany i zastanawiają się „o co kaman”?)
Jeśli więc masz do wyboru 1) wyniki badań w temacie i 2) opinie swojego mentora na temat tego co działa… To wyniki badań są tu lepszą opcją. Co więcej, mentor sam powinien się na nich oprzeć.
Jednak faktem jest, że nie zawsze mamy badania. Czasem da się w tej sytuacji opierać jeszcze na tzw. prior probability, czyli pokrewnych badaniach, które mogą nam sugerować wyniki w danym obszarze. Ale tych też nie zawsze mamy, albo są one dość wątpliwie powiązane.
I wtedy pojawia się miejsce na gorze jakościowo źródła wiedzy. Na tzw. „dobre praktyki” – czyli rozwiązania, które np. wdrożyły inne działy firmy albo inne osoby w zespole i wydają się działać. Albo w końcu na anegdotyczne doświadczenie. Na „Jak miałem ten problem, to zrobiłem tak i tak, wtedy zadziałało, rób tak samo!”
Mentoring ma sens w tym zakresie.
Mentoring ma też sens w zakresie pracy z osobami na 1-2 (i umiarkowanie 3) poziomie modelu Dreyfusów. Zwłaszcza osoby na 1-ce potrzebują często „kłamstw dla dzieci”. Rozwiązań błędnych, umownych, ograniczonych, ale dających im jakąś strukturę dla wykonania pierwszych kroków w danym obszarze. W tej sytuacji cenne jest jednak by podkreślić, że to tylko tymczasowe, umowne rozwiązania. Pomoc w nauce, a nie koniec tematu.
(Dodatkowo, mentoring często będzie służył poznaniu różnych rozwiązań specyficznych dla danej firmy, które mogą być nawet nieoptymalne, ale których należy się trzymać. Tu nie ma jak przedstawić czy robić badań, tu chodzi bardziej o zbudowanie mapy poznawczej pewnych rozwiązań.)
Oczywiście, im słabsze źródła naszej oceny prawdopodobieństwa, tym większa szansa, że proponowane metody są wadliwe. To o tyle problematyczne, że gdy raz przyjmiemy jakieś rozwiązanie, to jego zmiana robi się bardzo trudna. Nasz mózg aktywnie walczy z koniecznością wykonania dodatkowej pracy i zmiany zdania. Utrwalenie danego wzorca myślenia kosztowało Twój mózg energię i niechętnie zrezygnuje z tego wydatku na rzecz nowych opcji. W efekcie zmiana zdania i zachowania będzie trudna i pracochłonna. Dlatego też, jeśli tylko możemy, warto od razu opierać się na rozwiązaniach wyższej jakości. Dających nam wyższe prawdopodobieństwo sukcesu.
Jeśli oparcie się na takich rozwiązaniach jest niemożliwe, to nie należy odrzucać słabszych. Po prostu należy mieć w głowie ich realną wartość. To, że gdy losowo mielibyśmy np. 10% szans na sukces, to w oparciu o doświadczenie/anegdoty dobijemy może do 15% (jak będziemy mieli szczęście). W oparciu o dobre praktyki może do 23%. A w oparciu o badania do 60-70% Mowa o takim przeskoku jakościowym. (Dla jasności, zwykle wszystkie te szanse są dużo mniejsze – liczy się skala zmian.)
Z tej perspektywy łatwo zrozumieć dlaczego opieranie się na badaniach nie oznacza rezygnacji z narzędzi takich jak mentoring. Jednocześnie jednak trzymanie się takich narzędzi nie odrzuca kluczowości opierania się na badaniach, tam gdzie są dostępne. Bo nasz mózg po prostu sobie bez nich nie radzi.
https://blog.krolart...pierac-i-kiedy/