Jeśli poprawna jest hipoteza wszechświata blokowego i rozgrywanie się każdej chwili w tym samym momencie, to zadaje to kłam twierdzeniu, że śmierć wszystko wyrównuje. W ogólnym rozrachunku, we wszechświecie blokowym, gdzie czas nie jest liniowy, ktoś ma więcej a inny ma mniej tych wszystkich chwil w których żyje i cieszy się życiem. Jeśli myślimy o życiu jako o procesie „wnoszenia” zdarzeń i informacji do struktury wszechświata, to dłuższe życie oznacza większy wkład w ten czterowymiarowy blok. Ktoś, kto żył krócej, pozostawił po sobie mniej śladów, mniej interakcji, mniej wpływu na rzeczywistość. W takim razie, czy to oznacza, że śmierć jest jeszcze bardziej niesprawiedliwa, niż wydaje się w klasycznym ujęciu? Bo nie tylko kończy życie, ale też ogranicza jego ostateczny „kształt” w strukturze wszechświata?