1.Ta teoria jest tak piękna, aż nieprawdziwa (niestety) nie wyjaśnia ona np. minimum Maundera (w tym czasie Słońce przestało wirować ?) i nie podaje mechanizmu zmian natężenia promieniowania wyjaśnia tylko wyrzuty plazmy i to tylko w okresie "stabilnym" Słońca, a to nie to samo - fotony są "nieczułe"na zmiany pola magnetycznego co innego plazma:
https://pl.wikipedia..._numbers_pl.svg
Tam musi być jeszcze jakiś czynnik, który zakłóca ten proces, a nie uwzględniony w tej teorii.
Dlaczego od razu nieprawdziwa? Bo nie tłumaczy wszystkich zmian w aktywności słonecznej? Nie musi.
Jej zadaniem jest przede wszystkim wyjaśnienie podstawowego 11-letniego cyklu Schwabego i to robi akurat bardzo dobrze. Dłuższe cykle, których występowanie można wyróżnić (De Vriesa, Hallstatt) i w których przebieg można wpisać głębsze i dłuższe ekstrema aktywności (w tym minimum Maundera) mają odmienne, choć też związane z magnetyzmem słonecznym, potencjalne wyjaśnienie.
Proponuję już nie drążyć tych heliofizycznych kwestii, bo w tej chwili nie są one w naszej dyskusji najważniejsze. W końcu wątpliwości związane ze Słońcem dotyczyły tylko kwestii istnienia korelacji między liczbą plam słonecznych i mocą promieniowania. Uzgodniliśmy ostatecznie, że korelacja takowa występuje i na tym póki co, proponuję poprzestać.
2.Nie znasz podstawowej zasady ujemnego sprzężenia zwrotnego (im silniejszy czynnik zakłócający tym silniejsza !!! odpowiedż układu), dlatego tego typu sprzężenie b. silnie stabilizuje dany układ.
Kłania się teoria sterowania.
Ależ znam. I w sumie zgadzam się z tym, co powyżej napisałeś. Sęk jednak w tym, że bardzo uprościłeś ten problem i pewne istotne dla niego kwestie, o których wspomniałem w poprzednim wpisie, pominąłeś.
Zacznijmy od tego, że aby układ (organizmy fotosyntezujące) mógł odpowiedzieć skutecznie na czynnik (wzrost stężenia CO2), musi mieć odpowiedni potencjał. Fotosynteza zdaje się go gwarantować. Aktualny poziom stężenia CO2 w atmosferze (400 ppm) daje jej jeszcze spory zapas możliwości zareagowania wzrostem wydajności na wzrost stężenia tego gazu. Dokładniej chodzi tu o fotosyntezę typu C3 (używają jej m.in. drzewa), której możliwości sięgają wartości rzędu 1000-1500 ppm; fotosynteza typu C4 już dużo wcześniej osiągnęła praktycznie swoją maksymalną wydajność (wykres).
Oszacujmy więc, jak zwiększył wydajność fotosyntezy C3 wzrost stężenia CO2 z przedindustrialnych 280 ppm do obecnych 400 ppm. Dla uproszczenia przyjmijmy, że charakter zależności opisującej ową wydajność jest liniowy (wydajność zmienia się liniowo od 0 dla 100 ppm do ok. 70 dla 1000 ppm). Funkcję, którą ją opisuje można przybliżyć tak:
wydajność = 7/90*stężenie[ppm] - 70/9
Daje to wydajność (w μmol/(m2s)):
dla 280 ppm: 14,0
dla 400 ppm: 23,3
Czyli wynika z tego, że wzrost stężenia CO2 o 43% (400/280 = 1.43) spowodował wzrost wydajności fotosyntezy o 66% (23.3/14.0 = 1.66). Wygląda na to, że fotosynteza załatwia (albo raczej załatwi, bo jeszcze tego nie widać) cały problem z nawiązką. Hurra! Cieszmy się!
Czy aby na pewno? Czy o czymś nie zapomnieliśmy?
Gdybyśmy rozpatrywali sytuację z punktu widzenia wydajności pojedynczego drzewa, wszystko byłoby tu OK. Ale my musimy patrzeć globalnie. Musimy wziąć pod uwagę wszystkie drzewa. Wtedy będziemy mogli dopiero efektywnie ocenić wydajność fotosyntezy. A tu, niestety, od czasów przedindustrialnych liczba drzew zmniejszyła się diametralnie. Szacuje się, że obecnie Ziemię pokrywa ok. 46% mniej lasów niż początkowo (źródło). Zostało 54%. Czy zwiększona wydajność fotosyntezy rekompensuje ten ubytek?
Niestety nie. Efektywna wydajność fotosyntezy okazuje się być mniejsza o całe 10% niż w epoce przedindustrialnej (0.54*1.66 = 0.90). Czyli nie jest wcale dobrze. Jest źle i będzie jeszcze gorzej, bo to dopiero czubek góry lodowej.
Nie wiem czy wiesz, że w ogrodnictwie celowo wprowadza się CO2 do tuneli foliowych, żeby przyspieszyć wegetację roślin.
Wiem. Wiem też, że Ziemia to nie tunel foliowy. Wiem też, że proporcjonalnie do zwiększonej ilości CO2 trzeba w takim tunelu zwiększyć także podaż wody, światła i składników mineralnych. Bo inaczej z przyspieszenia wegetacji będą nici. Rozumiem, że dysponujesz rozwiązaniem, które zagwarantuje to także w skali globalnej?
To że my wycinamy lasy to fakt, ale w to miejsce sadzone są drzewa przemysłowe lub jest prowadzona intensywna uprawa roślin czyli praktycznie wszystko zostaje prawie bez zmian. Te resztki CO2 z nadmiarem "zjadają" rośliny na całym świecie poprzez zwiększoną wegetację.
Pisałem o rabunkowej wycince, która nie jest rekompensowana nowymi nasadzeniami. Intensywna uprawa roślin też nie będzie rekompensować wcześniej rosnącego na tym miejscu lasu. W końcu, gdzie zdeponowane jest więcej węgla: w hektarze lasu, czy hektarze np. pszenicy?
Jeszcze jedno - ostatnio zauważono że pustynnienie się zatrzymało, a nawet zauważono powrót roślinności na te tereny (niestety nie pamiętam gdzie to czytałem) - spróbuj poszukać w internecie jak Cię to interesuje.
Nie neguję, że takie zjawiska mają miejsce. Kwestią kluczową jednak jest, czy te zmiany mają charakter globalny.