@Panjuzek
Hmm, trochę minęło od mojej ostatniej wypowiedzi... Cóż, wolny czas mnie ostatni nie rozpieszczał. Ale może i dobrze, bo mogłem z pewnego dystansu przyjrzeć się ostatnim kilkunastu stronom dyskusji. To, co rzuciło mi się w oczy, to pojawienie się wielu pobocznych, najczęściej mniej istotnych wątków, które dość mocno rozmyły sedno dyskutowanego problemu i których dalsze drążenie nie rokuje rychłego wypracowania jakiegoś konsensusu.
Cofnijmy się zatem nieco i skoncentrujmy się na istocie rzeczy. A jest nią różnica, jaką przypisujemy roli pary wodnej w GO.
Przypomnę:
Ty sugerujesz, że wyemitowana przez człowieka dodatkowa ilość pary wodnej jest w stanie sama z siebie doprowadzić do trwałego podwyższenia globalnej temperatury, co w konsekwencji skutkuje zwiększonym parowaniem wody i dalszym wzrostem zawartości pary wodnej w atmosferze. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z samonakręcającym się i przybierającym na sile niekontrolowanym procesem.
Ja natomiast uważam, że nic takiego się nie dzieje, bo aktualnie nie ma ku temu odpowiednich warunków. W typowych dla klimatu Ziemi warunkach woda występuje w trzech stanach skupienia i względnie łatwo między nimi przechodzi. To powoduje, że obieg wody w przyrodzie (parowanie -> opad) jest względnie bardzo szybkim cyklem. Każda jej dodatkowa ilość w atmosferze, która w danych warunkach równowagi stanowi nadwyżkę bardzo szybko wróci na ziemię w postaci opadu (średnio po ok. tygodniu). To prosta konsekwencją równania Clausiusa-Clapeyrona. Nawet jeśli owa dodatkowa para pojawi się w obszarze o obniżonej wilgotności (gdzie teoretycznie miałaby możliwość się utrzymać), to wskutek globalnej cyrkulacji względnie szybko znajdzie się w wilgotniejszych rejonach, gdzie już nie będzie dla niej miejsca. Zatem gdzieś po prostu bardziej się zachmurzy, gdzieś spadnie trochę więcej deszczu, ale globalnie żadnych długofalowych zmian nie będzie. Po prostu tydzień to zbyt krótki czas, aby doszło do trwałego zaburzenia aktualnego stanu równowagi klimatycznej. A wynika to głownie z tego, że jednym z głównych czynników warunkujących globalny wzrost temperatury jest wzrost średniej temperatury Oceanu Światowego, a on ogrzewa się raczej powoli. Czas jego reakcji na zmiany jest bardzo długi i wszelkie lokalne wahania wilgotności powietrza, których skala czasowa jest rzędu co najwyżej dni, nie robią na nim żadnego wrażenia.
Z dwutlenkiem już tak łatwo nie jest. Uwolniony do atmosfery pozostaje w niej jako gaz (przy ciśnieniu 1 atm zestala się dopiero przy -78.5 oC), aż zostanie z niej w jakiś sposób zasymilowany (np. przez rośliny, oceany). A to trwa znacznie dłużej. To będzie powodować, że będzie on się w atmosferze kumulował. Będzie się kumulował i powodował wzrost globalnej temperatury. I to dopiero spowoduje, że atmosfera będzie mogła pomieścić większą objętość pary wodnej.
A teraz trochę różnych danych dla potwierdzenia. Zacznę od schematu przedstawiającego atmosferyczną część cyklu hydrologicznego:
Rezerwuary w tys. km3, a przepływy w tys. km3/rok (Źródło)
Atmosfera zawiera średnio 13 000 km3 wody (z czego ponad oceanami ok. 10 000 km3, a ponad lądami ok. 3 000 km3). W ciągu roku wskutek procesów skraplania i parowania przewala się przez nią ok. 500 000 km3. W przeliczeniu na powierzchnię Ziemi daje to przepływ:
500 000 km3/(510*106 km2) = 500 000*1012 kg/(510*1012 m2) = ok. 980 kg/m2
Liczbowo wartość ta odpowiada to po prostu średniej globalnej rocznej sumie opadów, tj. 980 mm.
Idźmy dalej.
13 000 km3 atmosferycznej wody w przeliczeniu na powierzchnię Ziemi daje nam:
13000 km3/(510*106 km2) = 13 000*1012 kg/(510*1012 m2) = ok. 25,5 kg/m2
W podziale na lądy i oceany daje to:
a) dla lądów (29% powierzchni Ziemi)
3 000 km3/(0,29*510*106 km2) = 3 000*1012 kg/(148*1012 m2) = ok. 20,3 kg/m2
b) dla oceanów (71% powierzchni Ziemi)
10 000 km3/(0,71*510*106 km2) = 10 000*1012 kg/(362*1012 m2) = ok. 27,6 kg/m2
A teraz bardzo ciekawy wykres ukazujący globalną skalę wieloletnich wahań zawartości wody w atmosferze (ponad oceanami):
Źródło
Jak widać w horyzoncie kilkuletnim amplituda zmian sięga nawet 1,5 kg/m2, czyli ok. 5,5% zawartości wody w atmosferze. A trzeba tu nadmienić, że na wykresie dla lepszej czytelności nie uwzględniono regularnej składowej sezonowej (cykl roczny). Dodanie jej zwiększyłoby zakres wahań do ok. 3 kg/m2 czyli ok. 11% atmosferycznej zawartości wody. Ilościowo odpowiada to globalnym wahaniom odpowiednio 550 km3 oraz 1100 km3.
I tu nasuwają się pytania. Jak wytłumaczysz fakt, że tak olbrzymie, nieporównywalnie większe od jakiejkolwiek antropogenicznej emisji, utrzymujące się nawet kilka lat maksima zawartości wody w atmosferze nie wywołują żadnych postulowanych przez Ciebie trwałych, proporcjonalnych do ich skali, samonakręcających się efektów globalnego ocieplenia? Dlaczego ostatecznie wszystko wraca do punktu wyjścia? Jaka jest Twoja odpowiedź?
Moja jest prosta: To wartość średniej globalnej temperatury decyduje o zawartości pary wodnej w atmosferze – nie na odwrót.
Jedyny długofalowy, wzrostowy trend, który tu można dostrzec to zmiany rzędu 0,043 kg/m2 na rok. Niewielki ułamek w porównaniu z tym, co powinno wynikać z postulowanego przez Ciebie mechanizmu. Zestawiając tą wartość z wartością przepływu związanego z parowaniem i skraplaniem możemy stwierdzić, że oba procesy w skali roku bilansują się z dokładnością przynajmniej:
0.043/980 = 0,000044 = 0,0044%