Skocz do zawartości


Zdjęcie

Globalne ocieplenie


  • Please log in to reply
843 replies to this topic

#796

Mariush.
  • Postów: 4322
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Panjuzek

Hmm, trochę minęło od mojej ostatniej wypowiedzi... Cóż, wolny czas mnie ostatni nie rozpieszczał. Ale może i dobrze, bo mogłem z pewnego dystansu przyjrzeć się ostatnim kilkunastu stronom dyskusji. To, co rzuciło mi się w oczy, to pojawienie się wielu pobocznych, najczęściej mniej istotnych wątków, które dość mocno rozmyły sedno dyskutowanego problemu i których dalsze drążenie nie rokuje rychłego wypracowania jakiegoś konsensusu.
 
Cofnijmy się zatem nieco i skoncentrujmy się na istocie rzeczy. A jest nią różnica, jaką przypisujemy roli pary wodnej w GO.
 
Przypomnę:
Ty sugerujesz, że wyemitowana przez człowieka dodatkowa ilość pary wodnej jest w stanie sama z siebie doprowadzić do trwałego podwyższenia globalnej temperatury, co w konsekwencji skutkuje zwiększonym parowaniem wody i dalszym wzrostem zawartości pary wodnej w atmosferze. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z samonakręcającym się i przybierającym na sile niekontrolowanym procesem.
 
Ja natomiast uważam, że nic takiego się nie dzieje, bo aktualnie nie ma ku temu odpowiednich warunków. W typowych dla klimatu Ziemi warunkach woda występuje w trzech stanach skupienia i względnie łatwo między nimi przechodzi. To powoduje, że obieg wody w przyrodzie (parowanie -> opad) jest względnie bardzo szybkim cyklem. Każda jej dodatkowa ilość w atmosferze, która w danych warunkach równowagi stanowi nadwyżkę bardzo szybko wróci na ziemię w postaci opadu (średnio po ok. tygodniu). To prosta konsekwencją równania Clausiusa-Clapeyrona. Nawet jeśli owa dodatkowa para pojawi się w obszarze o obniżonej wilgotności (gdzie teoretycznie miałaby możliwość się utrzymać), to wskutek globalnej cyrkulacji względnie szybko znajdzie się w wilgotniejszych rejonach, gdzie już nie będzie dla niej miejsca. Zatem gdzieś po prostu bardziej się zachmurzy, gdzieś spadnie trochę więcej deszczu, ale globalnie żadnych długofalowych zmian nie będzie. Po prostu tydzień to zbyt krótki czas, aby doszło do trwałego zaburzenia aktualnego stanu równowagi klimatycznej. A wynika to głownie z tego, że jednym z głównych czynników warunkujących globalny wzrost temperatury jest wzrost średniej temperatury Oceanu Światowego, a on ogrzewa się raczej powoli. Czas jego reakcji na zmiany jest bardzo długi i wszelkie lokalne wahania wilgotności powietrza, których skala czasowa jest rzędu co najwyżej dni, nie robią na nim żadnego wrażenia.
 
Z dwutlenkiem już tak łatwo nie jest. Uwolniony do atmosfery pozostaje w niej jako gaz (przy ciśnieniu 1 atm zestala się dopiero przy -78.5 oC), aż zostanie z niej w jakiś sposób zasymilowany (np. przez rośliny, oceany). A to trwa znacznie dłużej. To będzie powodować, że będzie on się w atmosferze kumulował. Będzie się kumulował i powodował wzrost globalnej temperatury. I to dopiero spowoduje, że atmosfera będzie mogła pomieścić większą objętość pary wodnej.
 
A teraz trochę różnych danych dla potwierdzenia. Zacznę od schematu przedstawiającego atmosferyczną część cyklu hydrologicznego:
 
0VpA2AX.png
Rezerwuary w tys. km3, a przepływy w tys. km3/rok  (Źródło)

Atmosfera zawiera średnio 13 000 km3 wody (z czego ponad oceanami ok. 10 000 km3, a ponad lądami ok. 3 000 km3). W ciągu roku wskutek procesów skraplania i parowania przewala się przez nią ok. 500 000 km3. W przeliczeniu na powierzchnię Ziemi daje to przepływ:

500 000 km3/(510*106 km2) = 500 000*1012 kg/(510*1012 m2) = ok. 980 kg/m2
Liczbowo wartość ta odpowiada to po prostu średniej globalnej rocznej sumie opadów, tj. 980 mm.

Idźmy dalej.
13 000 km3 atmosferycznej wody w przeliczeniu na powierzchnię Ziemi daje nam:
13000 km3/(510*106 km2) = 13 000*1012 kg/(510*1012 m2) = ok. 25,5 kg/m2

W podziale na lądy i oceany daje to:
a) dla lądów (29% powierzchni Ziemi)
3 000 km3/(0,29*510*106 km2) = 3 000*1012 kg/(148*1012 m2) = ok. 20,3 kg/m2
b) dla oceanów (71% powierzchni Ziemi)
10 000 km3/(0,71*510*106 km2) = 10 000*1012 kg/(362*1012 m2) = ok. 27,6 kg/m2

A teraz bardzo ciekawy wykres ukazujący globalną skalę wieloletnich wahań zawartości wody w atmosferze (ponad oceanami):

 

ryfE4HA.png
Źródło
 
Jak widać w horyzoncie kilkuletnim amplituda zmian sięga nawet 1,5 kg/m2, czyli ok. 5,5%  zawartości wody w atmosferze. A trzeba tu nadmienić, że na wykresie dla lepszej czytelności nie uwzględniono regularnej składowej sezonowej (cykl roczny). Dodanie jej zwiększyłoby zakres wahań do ok. 3 kg/m2 czyli ok. 11% atmosferycznej zawartości wody. Ilościowo odpowiada to globalnym wahaniom odpowiednio 550 km3 oraz 1100 km3.
 
I tu nasuwają się pytania. Jak wytłumaczysz fakt, że tak olbrzymie, nieporównywalnie większe od jakiejkolwiek antropogenicznej emisji, utrzymujące się nawet kilka lat maksima zawartości wody w atmosferze nie wywołują żadnych postulowanych przez Ciebie trwałych, proporcjonalnych do ich skali, samonakręcających się efektów globalnego ocieplenia? Dlaczego ostatecznie wszystko wraca do punktu wyjścia? Jaka jest Twoja odpowiedź?
 
Moja jest prosta: To wartość średniej globalnej temperatury decyduje o zawartości pary wodnej w atmosferze – nie na odwrót.
 
Jedyny długofalowy, wzrostowy trend, który tu można dostrzec to zmiany rzędu 0,043 kg/m2 na rok. Niewielki ułamek w porównaniu z tym, co powinno wynikać z postulowanego przez Ciebie mechanizmu. Zestawiając tą wartość z wartością przepływu związanego z parowaniem i skraplaniem możemy stwierdzić, że oba procesy w skali roku bilansują się z dokładnością przynajmniej:
 
0.043/980 = 0,000044 = 0,0044%


  • 2



#797

Kwarki_i_Kwanty.
  • Postów: 510
  • Tematów: 44
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 14
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Powyższe dane wyglądają niezwykle ciekawie. Jak widać... natura też ma ,,co nieco do powiedzenia", jeśli chodzi o pogodę na Ziemi i długofalowe zmiany klimatyczne, czyli summa summarum: stan egzystencji trzeciej od Słońca życiodajnej planety.

To zestawienie, w poście wyżej, z lekka mnie zgięło, i to w pół... Cóż, w obecnych czasach jesteśmy bombardowani jakimiś quazi-informacjami, gdzie jeden naukowiec, raz za razem, przekrzykuje drugiego, podając to inne informacje na temat ,,globalnego ocieplenia (które paradoksalnie może skończyć się kolejną epoką lodowcową), którego nie będzie można uniknąć". Raz mówi się o przemysłowej hodowli zwierząt, która zanieczyszcza znacząco atmosferę Ziemi, glebę i wody; ktoś inny przytacza fakt, że emisja gazów cieplarnianych, które ,,wydalają" nasze auta, domy, fabryki, jako produkt uboczny spalania paliw kopalnych - struwa planetę Ziemię w alarmujący sposób. Jeszcze lepiej jest, gdy jakiś jegomość sceptyk - i tu robi się ciekawie, a wcale niekoniecznie głupio i obłudnie a'la ,,korpo-lobbing" - podajr do wiadomości, że w skali globalnej emisja gazów cieplarnianych nie wpływa bardzo krzywdząco na stan atmosfery Ziemi, w tym jej innych środowisk, które zamieszkują organizmy żywe, tak jakby to sama Ziemia regulowała swój stan... i nic więcej. To wszystko jest ciekawe, ale i irytujące, gdyż z perspektywy przeciętnego zjadacza chleba nie wiadomo w końcu jak podejść do tematu ,,efektu cieplarnianego", i ewentualnie do czynników go wywołujących.
  • 0

#798

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@ Mariush

 Miło Cię czytać ponownie. To nie jest sarkazm. 

 

 

 

 

Przypomnę:
Ty sugerujesz, że wyemitowana przez człowieka dodatkowa ilość pary wodnej jest w stanie sama z siebie doprowadzić do trwałego podwyższenia globalnej temperatury, co w konsekwencji skutkuje zwiększonym parowaniem wody i dalszym wzrostem zawartości pary wodnej w atmosferze. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z samonakręcającym się i przybierającym na sile niekontrolowanym procesem.

 

 No nie. Nie tylko sama emisja pary wodnej. Dochodzi do tego emisja energii, cieplnej, która w ciągu dnia jest nieporównywalna do energii ze słońca, ale nocą, zaburza naturalne cykle nagrzewania i chłodzenia. I mam na myśli wszystkie źródła takie jak huty, elektrownie, pojazdy, czy nawet ogrzewanie mieszkań które w nocy z natury rzeczy jest bardziej intensywne, co ogranicza naturalne wychładzanie się troposfery. Do tego należy dodać, wycinkę lasów deszczowych i tropikalnych, które zaburza naturalny obieg wody w atmosferze. Pisałem już o rzekach atmosferycznych. To stosunkowo słabo poznane zjawisko(w skali globalnej) Wydaje się mieć ogromny wpływ na zmiany klimatu. W troposferze to właśnie para wodna kształtuje klimat. Czynniki które wymieniłem zaburzają system, w związku z tym ta część twojego postu:

 

 

A teraz trochę różnych danych dla potwierdzenia. Zacznę od schematu przedstawiającego atmosferyczną część cyklu hydrologicznego:

0VpA2AX.png

 

 Nie do końca pokrywa się z tym co się dzieje. Wystarczy usunąć drzewa z tego schematu a system się wali. I to właśnie dzieje się na ziemi. 

 

 

A wynika to głownie z tego, że jednym z głównych czynników warunkujących globalny wzrost temperatury jest wzrost średniej temperatury Oceanu Światowego, a on ogrzewa się raczej powoli.

 Lecz jego powierzchnia ogrzewa się raczej szybko, i jest podatna na to co dzieje się ponad nią. Gdyby oceany były takie stabilne, nie mielibyśmy do czynienia ze sztormami, cyklonami, czy innymi tego typu zjawiskami, które są emanacją zmian temperatury powierzchni oceanów. Te 400 cząstek na milion co2, nie jest w stanie tego dokonać. 

 

 

A teraz bardzo ciekawy wykres ukazujący globalną skalę wieloletnich wahań zawartości wody w atmosferze (ponad oceanami):

 

ryfE4HA.png

 

 Fajny wykres. Widać na nim wyraźnie jak ilość pary wodnej w powietrzu rośnie na przestrzeni lat. Oczywiście skoki są, ale nie zapominajmy ze to średnia. Składa się na nią wile czynników, takich jak np. aktywność słoneczna, wulkaniczna, czy też np. zmieniająca się odległość ziemi od słońca... Nie jestem pewien, ale widać tu jakąś cykliczność połączoną ze wzrostem. Fajnie by było porównać ten wykres właśnie z tymi dwoma parametrami. Wiem że aktywność słońca ostatnimi czasy spada, ale aktywność ludzi wręcz przeciwnie. Stąd tendencja wzrostowa, więc te być może te wahania korelują z odległością ziemi od słońca. Nie wiem. To tylko moje spekulacje. 

 Wracając do aktywności słońca. Wiedziałeś że średnia temperatura stratosfery spada wraz ze spadkiem aktywności słońca?

https://dobrapogoda2...emi-stratosfera

 

 Czyli tam gdzie teoretycznie co2 rządzi, temperatura spada. Więc jak to ogrzewa ziemię? Powracam do przykładu szklarni z powybijanymi szybami.  :szczerb:

 

 

 

Jak widać w horyzoncie kilkuletnim amplituda zmian sięga nawet 1,5 kg/m2, czyli ok. 5,5%  zawartości wody w atmosferze. A trzeba tu nadmienić, że na wykresie dla lepszej czytelności nie uwzględniono regularnej składowej sezonowej (cykl roczny). Dodanie jej zwiększyłoby zakres wahań do ok. 3 kg/m2 czyli ok. 11% atmosferycznej zawartości wody. Ilościowo odpowiada to globalnym wahaniom odpowiednio 550 km3 oraz 1100 km3.

I tu nasuwają się pytania. Jak wytłumaczysz fakt, że tak olbrzymie, nieporównywalnie większe od jakiejkolwiek antropogenicznej emisji, utrzymujące się nawet kilka lat maksima zawartości wody w atmosferze nie wywołują żadnych postulowanych przez Ciebie trwałych, proporcjonalnych do ich skali, samonakręcających się efektów globalnego ocieplenia? Dlaczego ostatecznie wszystko wraca do punktu wyjścia? Jaka jest Twoja odpowiedź?

 Sam wkleiłeś wykres pokazujący że Zawartość pary wodnej w atmosferze rośnie. Opisałem powyżej, co moim zdaniem jest tego przyczyną. I ten wykres pokazuje że nic nie wraca do punktu wyjścia. Bo maksimum z 1993, jest tylko o jedną dziesiątą  wyższe niż minimum z 2018. Więc wzrost średniej wilgotności powietrza, prowadzi do wzrostu temperatury i koncentracji co2. Taka jest moja odpowiedź.


Użytkownik Panjuzek edytował ten post 08.02.2021 - 21:26

  • 0



#799

Kwarki_i_Kwanty.
  • Postów: 510
  • Tematów: 44
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 14
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

 

 

 

A wynika to głownie z tego, że jednym z głównych czynników warunkujących globalny wzrost temperatury jest wzrost średniej temperatury Oceanu Światowego, a on ogrzewa się raczej powoli.

 Lecz jego powierzchnia ogrzewa się raczej szybko, i jest podatna na to co dzieje się ponad nią. Gdyby oceany były takie stabilne, nie mielibyśmy do czynienia ze sztormami, cyklonami, czy innymi tego typu , zjawiskami, które są emanacją zmian temperatury powierzchni oceanów. Te 400 cząstek na milion co2, nie jest w stanie tego dokonać. 

 

 

Światowy Ocean, sądzę, nigdy nie będzie stabilny przy takim uformowaniu się lądów na kuli ziemskiej, jaki mamy obecnie. I chodzi o stabilność w kontekście ciągłego rozwoju Cywilizacji i zrównoważeniu tego rozwoju: jakiekolwiek ,,większe" wahania w Prądach Morskich i Oceanicznych przy współczesnym rozkładzie basenów morskich i oceanicznych na Ziemi oraz układzie lądów naszego ciała niebieskiego, mogą wywołać reakcję łańcuchową, i to katastrofalną dla klimatu Ziemi. A od tego do kolejnej epoki lodowcowej niedaleko... Przypomina się film "Pojutrze (2004)", w perspektywie naszych forumowych rozmów o niby przewidywanym (sam już nie wiem, jakie ostatecznie przyjąć wobec tego stanowisko) efekcie cieplarnianym matki Ziemi. I nie chodzi o zmiany klimatu planety, które w obrazie tym, aż tak uwydatnione, są mocno po hollywoodzku hiperbolizowane; sęk w tym, że jeśli padnie Golfsztrom bądź inny Prąd Morski/Oceaniczny,  na pewno wesoło na Ziemi nie będzie. Oczywiście byłyby to zmiany widoczne, negatywne, ale jak duże, to ciężko powiedzieć. Za miliony lat, dryf kontynentów planety sam z siebie zmieni ,,układ sił" takowych prądów, więc jakiś efekt cieplarniany czy inne globalne zmiany klimatyczne staną na drodze przyszłej ludzkości, jeśli będzie ona wciąż zamieszkiwać dom, który nazywa Ziemią. 

 

P.S.

Z klimatem - w ogólnym ujęciu planety - i to ,,klimatem przez duże K"... nie jest najlepiej. To wszystko zdaje się ,,leci na łeb na szyję". I co by nie było, zmiany globalnej pogody i stanu atmosfery na kuli ziemskiej osiągają obecnie taki poziom, że nie powinno się ich ignorować całkowicie; jakim sceptykiem by się nie było, los naszej planety (to nie jest ,,nasza" własność, to nasz dom), trzeba mieć na uwadze. A my, ludzie jak to ludzie, po trochu sami naważyliśmy sobie tego bigosu, dorzucając do pieca naturalnego efektu cieplarnianego ( ponoć ok. 20 razy więcej dwutlenku węgla i gazów cieplarnianych dostaje się do atmosfery w wyniku procesów, które bez udziału i wpływu człowieka zachodzą na Ziemi: wybuchy wulkanów, pożary lasów i zieleni etc.) co nieco z własnej kuchni: ciągły rozwój Cywilizacji wymaga zużycia, z roku na rok, coraz większej ilości energii. A jak ją uzyskać? To proste: nieodnawialne źródła energii! Olbrzymia masa kalorii, z którymi w okrutny sposób wiąże się światowa gospodarka, a których to ,,na razie" nie brakuje, bo nie mówimy tu obecnie o jakimś potężnym kryzysie, jeśli chodzi o dostępność do ich pokładów - to jak widać najprostszy dla ludzkości sposób pozyskania (niedługo nie będzie to długofalowe przedsięwzięcie... zasoby się kurczą) określonych zasobów energii, które są Cywilizacji, na swego rodzaju ,,technologicznego głoda"... potrzebne. 

 

A poniżej prosty, ciekawy materiał o "Efekcie Cieplarnianym". Krótko i na temat. Bo na tych ,,internetach" tyle jest tego rodzaju treści... że minęło trochę czasu, aż znalazłem odpowiedni materiał, aby wstawić go do tego posta. 

 


  • 0

#800

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

 Bez komentarza.


  • 0



#801

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@KwarkiIKwanty

Polecam przeczytać raport IPCC. Zobaczysz, że klimat to bardzo wiele różnych procesów i wymienione przez ciebie pojęcia jak hodowla zwierząt i emisje przemysłowe, nigdy nie były ogłaszane jako główna przyczyna, a zawsze były częścią wszystkich tych procesów. To tylko media tak spłycały doniesienia naukowców, żeby się wydawało że w jednym roku ktoś odkrył absolutnie nigdy nie znaną jedną przyczynę a potem ktoś inny rzekomo to obalił. 

 

 

ponoć ok. 20 razy więcej dwutlenku węgla i gazów cieplarnianych dostaje się do atmosfery w wyniku procesów, które bez udziału i wpływu człowieka zachodzą na Ziemi: wybuchy wulkanów, pożary lasów i zieleni etc.)

Jedna polska elektrownia węglowa w Bełchatowie emituje więcej CO2 niż Etna. Wulkany produkują zaledwie 1% ludzkich emisji. Serio, poczyta źródła naukowe a nie medialny bełkot w tym temacie, bo na razie zabierasz się za dyskusję okazując tylko jak dużo nie wiesz.


  • 0



#802

Kwarki_i_Kwanty.
  • Postów: 510
  • Tematów: 44
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 14
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Jedna polska elektrownia węglowa w Bełchatowie emituje więcej CO2 niż Etna. Wulkany produkują zaledwie 1% ludzkich emisji. Serio, poczyta źródła naukowe a nie medialny bełkot w tym temacie, bo na razie zabierasz się za dyskusję okazując tylko jak dużo nie wiesz.


W jednym z moich postów w tego typu tematyce, na niniejszym forum, napisałem wyraźnie, że nie orientuję się jakoś bardzo szeroko i ,,profesjonalnie" w zagłębiu wiedzy odnośnie efektu cieplarnianego, zmian klimatycznych i zanieczyszczenia środowiska na Ziemi. Moja wiedza w tym zakresie jest taka jaka jest: podstawy z nauk szkolnych, trochę więcej z czasów studiów, i osobnicze orientowanie się w tej tematyce obecnie: chęć lub nie - a to zależy - do nastawienia się na zdobywanie cegiełek informacji w tej tematyce: literatura naukowa i popularnonaukowa, i seriale dokumentalne.

Nie ukrywam, że jestem zainteresowany zapoznaniem się z treścią raportów IPCC z ostatnich trzech lat. To będzie dla mnie bardzo ważne. A do kolorowych pismideł ,,za 7 zł w kiosku", "Focus", "XXI wiek", "Czwarty Wymiar" etc., wydawanych w Polsce co tydzień lub raz na miesiąc, nawet już nie wracam, nie zaglądam. Tylko po to, żeby być atakowanym w tego typu gazetach tą samą jałową gadką! Że z jednej strony ,,efekt cieplarniany istnieje", a z drugiej ,,efekt cieplarniany to mambo-dżambo", które nie ma żadnego pokrycia z tym, co aktualnie rozgrywa się na Ziemi, jeśli chodzi o wykorzystywanie energii przez Cywilizację, a tym samym zmiany klimatyczne i środowiskowe, które to wykorzystywanie / zużywanie powoduje.
  • 0

#803

Mariush.
  • Postów: 4322
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

No nie. Nie tylko sama emisja pary wodnej. Dochodzi do tego emisja energii, cieplnej, która w ciągu dnia jest nieporównywalna do energii ze słońca, ale nocą, zaburza naturalne cykle nagrzewania i chłodzenia. I mam na myśli wszystkie źródła takie jak huty, elektrownie, pojazdy, czy nawet ogrzewanie mieszkań które w nocy z natury rzeczy jest bardziej intensywne, co ogranicza naturalne wychładzanie się troposfery.

Już pisałem, że antropogeniczne emisje ciepła stanowią tylko niewielki ułamek wszystkich antropogenicznych wymuszeń.

Powtórzę:
Chociaż w skali lokalnej efekty ocieplenia mogą być znaczące (np. miejskie wyspy ciepła), to średnia globalna antropogenicznego strumienia ciepła jest rzędu 0.03 W/m2. W porównaniu z wymuszeniem radiacyjnym powodowanym antropogeniczną emisją gazów cieplarnianych wynoszącym ok. 3 W/m2 (sam CO2: ok. 2 W/m2) to zaledwie ok. 1%.

To są fakty.
 

Do tego należy dodać, wycinkę lasów deszczowych i tropikalnych, które zaburza naturalny obieg wody w atmosferze. Pisałem już o rzekach atmosferycznych. To stosunkowo słabo poznane zjawisko(w skali globalnej) Wydaje się mieć ogromny wpływ na zmiany klimatu. W troposferze to właśnie para wodna kształtuje klimat. Czynniki które wymieniłem zaburzają system, w związku z tym ta część twojego postu:

A teraz trochę różnych danych dla potwierdzenia. Zacznę od schematu przedstawiającego atmosferyczną część cyklu hydrologicznego:

0VpA2AX.png

 
 Nie do końca pokrywa się z tym co się dzieje. Wystarczy usunąć drzewa z tego schematu a system się wali. I to właśnie dzieje się na ziemi.
 
Nic się nie wali. Usunięcie lasów z systemu spowodowałoby po prostu zmniejszenie adwekcji między oceanem i lądem. Po prostu wilgoć miałaby problem z przenoszeniem się w głąb lądów. Stałyby się one bardziej suchsze, a obszary oceaniczne wilgotniejsze. Średnio globalnie wiele by się nie zmieniło, choć dla ludzkości, która jak wiadomo "okupuje" lądy, konsekwencje tej zmiany byłyby katastrofalne.

Zresztą też już o tym pisałem:

KRÓTKA SKALA CZASOWA:
Zapewne w pierwszej kolejności lądy stały by się bardziej suche, bo obniżyłby się poziom wód gruntowych i wilgotność gleb. Owa woda, która ubyła z lądów, łącznie z wodą, która była zretencjonowana w drzewach ostatecznie zasiliłaby (spływ ciekami wodnymi, parowanie i opady) rezerwuar Oceanu Światowego i względnie szybko wszystko w cyklu hydrologicznym wróciłoby do, zbliżonej do pierwotnej, równowagi. W związku z tym jedyna bardziej znacząca zmiana dotyczyła by tylko wielkości lądowego i oceanicznego rezerwuaru.

DŁUGA SKALA CZASOWA:
Tutaj wkracza już na scenę CO2. Bez względu na to, co zrobilibyśmy z drzewami, miałoby to wpływ na wzrost globalnego stężenia tego gazu. Samo wycięcie drzew spowodowało spadek wydajności asymilacji tego gazu z atmosfery, a spalenie drewna jeszcze dodatkowo zwiększyłoby jego atmosferyczną ilość. A to pociągłoby już za sobą wzrost średniej globalnej temperatury, a co za tym idzie wzrost atmosferycznej zawartości pary wodnej. Dopiero w tych okolicznościach mogłaby ona ujawnić swój cieplarniany potencjał.


Dodam tutaj, że wycinka lasów aktualnie odpowiada aktualnie za ok. 10% bieżących antropogenicznych emisji długożyciowych gazów cieplarnianych, a skumulowany wkład w emisję liczony od 1850 roku to ok. 40%.
 

Lecz jego powierzchnia ogrzewa się raczej szybko, i jest podatna na to co dzieje się ponad nią. Gdyby oceany były takie stabilne, nie mielibyśmy do czynienia ze sztormami, cyklonami, czy innymi tego typu zjawiskami, które są emanacją zmian temperatury powierzchni oceanów. Te 400 cząstek na milion co2, nie jest w stanie tego dokonać.

No raczej nie ogrzewa się szybko. Ok. 100 metrowa powierzchowna warstwa oceanu, gdzie woda jest dobrze wymieszana ma ok. 30 razy większą pojemność cieplną niż atmosfera, a jeśli dodamy jeszcze do tego sięgającą do ok. 1000 m przejściową warstwę termokliny, to ten współczynnik sięga wartości ok. 90. Krótko mówiąc, termiczna bezwładność oceanu jest kilkadziesiąt razy większa od bezwładności atmosfery.
 

 

A teraz bardzo ciekawy wykres ukazujący globalną skalę wieloletnich wahań zawartości wody w atmosferze (ponad oceanami):
 
ryfE4HA.png

 
 Fajny wykres. Widać na nim wyraźnie jak ilość pary wodnej w powietrzu rośnie na przestrzeni lat. Oczywiście skoki są, ale nie zapominajmy ze to średnia. Składa się na nią wile czynników, takich jak np. aktywność słoneczna, wulkaniczna, czy też np. zmieniająca się odległość ziemi od słońca... Nie jestem pewien, ale widać tu jakąś cykliczność połączoną ze wzrostem. Fajnie by było porównać ten wykres właśnie z tymi dwoma parametrami. Wiem że aktywność słońca ostatnimi czasy spada, ale aktywność ludzi wręcz przeciwnie. Stąd tendencja wzrostowa, więc te być może te wahania korelują z odległością ziemi od słońca. Nie wiem. To tylko moje spekulacje.
 
Niestety, ogólnie zbyt dużo spekulujesz. To głównie z tego powodu praktycznie cały czas kręcimy się w kółko. A te wieloletnie wahania to w głównej mierze skutek ENSO.
 

Wracając do aktywności słońca. Wiedziałeś że średnia temperatura stratosfery spada wraz ze spadkiem aktywności słońca?
https://dobrapogoda2...emi-stratosferaCzyli tam gdzie teoretycznie co2 rządzi, temperatura spada. Więc jak to ogrzewa ziemię? Powracam do przykładu szklarni z powybijanymi szybami.  :szczerb:

Hmmm...
No wiem, że średnia temperatura stratosfery spada wraz ze spadkiem aktywności Słońca. Swoją drogą dziwne by było, gdyby miało być inaczej. Zresztą wtedy ogólnie spada temperatura w atmosferze. No chyba, że inne procesy ten spadek nadrabiają (np. emisja gazów cieplarnianych). W sumie to zastanawiam się po co, w ogóle poruszyłeś tu kwestię aktywności Słońca.

Ale mniejsza z tym. Ja mam jeszcze coś ciekawszego. Wiesz, że wzrost stężenia CO2 w stratosferze powoduje obniżanie się jej temperatury? A wiesz, że jest to jeden z przejawów globalnego ocieplenia? Zaskoczony?
 

Sam wkleiłeś wykres pokazujący że Zawartość pary wodnej w atmosferze rośnie. Opisałem powyżej, co moim zdaniem jest tego przyczyną. I ten wykres pokazuje że nic nie wraca do punktu wyjścia. Bo maksimum z 1993, jest tylko o jedną dziesiątą  wyższe niż minimum z 2018. Więc wzrost średniej wilgotności powietrza, prowadzi do wzrostu temperatury i koncentracji co2. Taka jest moja odpowiedź.

Szkoda trochę, że w swojej "odpowiedzi" nie odpowiedziałeś na moje pytania, ale mniejsza z tym.

Tak, zawartość pary rośnie, bo jest rezultatem wzrostu stężenia długożyciowych gazów cieplarnianych (spowodowanego emisjami antropogenicznymi), który pociąga za sobą wzrost globalnej temperatury. Ty uważasz, że jest na odwrót, a to rodzi kilka poważnych problemów. Jednym z nich jest źródło pochodzenia tego dodatkowego CO2. Oceany nim nie są, bo na chwilę obecną więcej CO2 pochłaniają, niż go emitują.
  • 0



#804

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Mariush

 

 

Nic się nie wali. Usunięcie lasów z systemu spowodowałoby po prostu zmniejszenie adwekcji między oceanem i lądem. Po prostu wilgoć miałaby problem z przenoszeniem się w głąb lądów. Stałyby się one bardziej suchsze, a obszary oceaniczne wilgotniejsze. Średnio globalnie wiele by się nie zmieniło, choć dla ludzkości, która jak wiadomo "okupuje" lądy, konsekwencje tej zmiany byłyby katastrofalne.

 

 Nie "spowodawałoby" Tylko powoduje. Bo to właśnie się dzieje. Odsyłam do filmu SOS ziemia który tu wkleiłem. tam dokładnie takie efekty są opisywane. Poniżej film Dr Rożka 

 

 Wprawdzie narracja jest oczywiście taka ze to co2, ale efekt jest dokładnie taki jak przewidziałeś.  

 

 

Dodam tutaj, że wycinka lasów aktualnie odpowiada aktualnie za ok. 10% bieżących antropogenicznych emisji długożyciowych gazów cieplarnianych, a skumulowany wkład w emisję liczony od 1850 roku to ok. 40%.

 Cały czas skupiasz się na emisji. Staram się powiedzieć że w przypadku wycinki lasów to nie chodzi o emisję tylko o zaburzenia obiegu wody, i to w skali globalnej. (rzeki atmosferyczne)

 

 

 

No raczej nie ogrzewa się szybko. Ok. 100 metrowa powierzchowna warstwa oceanu, gdzie woda jest dobrze wymieszana ma ok. 30 razy większą pojemność cieplną niż atmosfera, a jeśli dodamy jeszcze do tego sięgającą do ok. 1000 m przejściową warstwę termokliny, to ten współczynnik sięga wartości ok. 90. Krótko mówiąc, termiczna bezwładność oceanu jest kilkadziesiąt razy większa od bezwładności atmosfery.

 Pisząc o powierzchni oceanu, miałem na myśli głębokość do 50 metrów. Umówmy się. Na głębokości 100 metrów, to często jest już ciemno. ja piszę o dynamice samej powierzchni, a ty o całym oceanie. To zupełnie różne rzeczy. A dlaczego napisałem o głębokości 50m? Bo jest to głębokość do której podwyższenie temperatury wody powoduje huragany.

 

 

 

Cyklony tropikalne, zwane też huraganami (na Atlantyku i wschodnim Pacyfiku) i tajfunami (na zachodnim Pacyfiku), to tworzące się nad wodami strefy równikowej i zwrotnikowej rozległe układy niskiego ciśnienia, którym towarzyszy wiatr o prędkości przekraczającej 120 km/h.

Aby mógł powstać cyklon tropikalny, powinny być jednocześnie spełnione następujące warunki:

- Temperatura wody w warstwie powierzchniowej oceanu o grubości co najmniej 50 m powinna przekraczać 27°C. Ocean stanowi wtedy zbiornik energii dostatecznie pojemny dla zasilania maszyny termodynamicznej, którą jest cyklon.

- Rozkład temperatury i wilgotności w atmosferze powinien być odpowiedni dla rozwoju intensywnych, wypiętrzonych chmur burzowych. Konwekcja chmurowa, rozwijająca się przez cała grubość troposfery, jest „maszyną parową” przekształcającą dostarczaną przez ocean energię cieplną w energię kinetyczną ruchu powietrza.

- Odległość od równika obszaru w którym rozwija się konwekcja powinna wynosić co najmniej 500 km. Na równiku pozioma składowa siły Coriolisa jest mała, dopiero dalej od równika unoszenie i opadanie wywołuje wirowanie układu może ona uporządkować powietrze napływające nad powierzchnią morza do obszaru konwekcji (miejsca gdzie zaczyna wznosić się do góry) w charakterystyczną spiralę.

- Zmienność prędkości wiatru z wysokością w całej troposferze powinna być niewielka. Pozwala to na „zorganizowanie się” chmur konwekcyjnych w układ cykloniczny obejmujący niemal całą grubość troposfery, tak jak zapoczątkowuje to spiralny napływ powietrza przy powierzchni oceanu.

Ilustracja przedstawia mapę świata z naniesionymi cienkimi, ozawijanymi kreskami w rejonach międzyzwrotnikowych na obu półkulach..

Rysunek 2: Trasy cyklonów w latach 1851-2006. Cyklony tropikalne najczęściej rozwijają się na przełomie lata i jesieni, co jest związane z najwyższą temperaturą powierzchni wód w tym okresie oraz odsunięciem się polarnych prądów strumieniowych w kierunku biegunów. Na przykład na Atlantyku 96% huraganów o sile wiatru przekraczającej 50 m/s (180 km/h) pojawia się między sierpniem a październikiem (źródło: Wikipedia, na podstawie danych NOAA).

Gdy warunki te są spełnione i nad oceanem pojawi się choćby delikatnie zaznaczony obszar obniżonego ciśnienia, może się on rozwinąć w cyklon tropikalny według następującego scenariusza:

Intensywne parowanie z powierzchni ciepłego oceanu dostarcza atmosferze energii w postaci ciepła utajonego (czyli energii, którą para wodna wydzieli do otoczenia w chwili gdy się skropli). Cieple wilgotne powietrze wznosi się i ochładza, aż osiągnie poziom kondensacji. Para wodna skrapla się, tworząc chmury i wydzielając jednocześnie ciepło, które napędza ruchy wstępujące.

 https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/huragany-skad-sie-biora-jak-sieja-zniszczenie-i-jak-wplywa-na-nie-zmiana-klimatu-245

 

 Wniosek z tego taki że powierzchnia oceanu nie jest tak stabilna termicznie jak to starasz się wykazać. 

 

 

Oceany nim nie są, bo na chwilę obecną więcej CO2 pochłaniają, niż go emitują.

 Tak. Ale, bilans pomiędzy emisją a pochłanianiem się zmienia. Gdyby powierzchnia oceanu była zimniejsza, to pochłaniała by więcej co2. Doskonale wiesz że co2 rozpuszcza się w wodzie tym gorzej im woda jest cieplejsza.  Idąc dalej tym tropem trzeba dojść do wniosku, że skoro pochłaniają mniej, to więcej zostaje w atmosferze. 

 Zresztą to też się powoli zmienia. Np. okazuje się że Bałtyk emituje więcej co2 niż pochłania.

https://naukawpolsce...-pochlonac.html

 

 I tutaj chciałbym poruszyć następny istotny aspekt. To właśnie pierwsze kilkadziesiąt metrów głębokości, oceanów, ma największy wpływ na klimat. To tutaj odbywa się wymiana gazowa, i tutaj rośnie fitoplankton, który pochłania ogromne ilości co2, i będąc podstawą piramidy pokarmowej oceanu. Niestety wzrost wilgotności powietrza nad powierzchnią (o czym pisałeś przy okazji usuwania drzew ze schematu) powoduje wzrost temperatury powierzchni wody. (sprzężenie zwrotne, dodatnie)

 Nie bez znaczenie jest również zanieczyszczenie wody. Co w płytkich morzach i oceanicznych strefach przybrzeżnych, powoduje że na coraz większych obszarach oceany emitują więcej co2 niż go pochłaniają. Oczywiście w skali globalnej jest tak jak napisałeś, Ale również w skali globalnej ten balans się zmienia.  


  • 0



#805

Mariush.
  • Postów: 4322
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie "spowodawałoby" Tylko powoduje.

Z tego, co się orientuję usunięcie lasów jeszcze się nie dokonało, więc forma jest jak najbardziej poprawna.
  

Cały czas skupiasz się na emisji. Staram się powiedzieć że w przypadku wycinki lasów to nie chodzi o emisję tylko o zaburzenia obiegu wody, i to w skali globalnej. (rzeki atmosferyczne)

Nie skupiam się tylko na emisji. Piszę o jednym i drugim - o zaburzeniu obiegu wody (ale nie wzroście ilości obiegającej wody) także. A o kwestię emisji długożyjących gazów cieplarnianych wspominam, bo jest z wycinką nierozerwalnie związana. 
 

Pisząc o powierzchni oceanu, miałem na myśli głębokość do 50 metrów. Umówmy się. Na głębokości 100 metrów, to często jest już ciemno. ja piszę o dynamice samej powierzchni, a ty o całym oceanie. To zupełnie różne rzeczy. A dlaczego napisałem o głębokości 50m? Bo jest to głębokość do której podwyższenie temperatury wody powoduje huragany.

Ty piszesz o głębokości DO 50 m, w artykule jest mowa o głębokości CO NAJMNIEJ 50 m. Nie uważasz, że to spore naginanie faktów? I co z tego, że na 100 m jest już ciemno? Falowanie wiatrowe i ruchy konwekcyjne wody, które decydują o wgłębnym zasięgu mieszania się wód oceanicznych od stopnia pochłaniania światła w wodzie jakoś specjalnie nie są zależne. Zresztą nie ma o co kruszyć kopii, bo podane przeze mnie wartości dla warstwy dobrze wymieszanej (100 m) oraz termokliny (1000 m) miały tylko orientacyjny charakter (przykładowo głębokość warstwy wymieszanej zmienia się w zależności od pory roku i szerokości geograficznej od ok. 20 metrów do kilkuset metrów). Jakiej byśmy to wartości nie przyjęli, jedna rzecz pozostaje niezmienna - wody oceaniczne mają nieporównywalnie większą pojemność cieplną od atmosfery. A co za tym idzie, po pierwsze na wszelkie zmiany zawsze będą reagować ze znacznym opóźnieniem, a po drugie utrwalenie tych zmian będzie wymagało pochłonięcia przez nie nieporównywalnie większej ilości wszelkiego nadmiarowego ciepła (w porównaniu z atmosferą).
 

Wniosek z tego taki że powierzchnia oceanu nie jest tak stabilna termicznie jak to starasz się wykazać.

Nigdzie nie sugerowałem, że powierzchnia oceanu jest stabilna termicznie, napisałem tylko, że ocean ogrzewa się powoli. I żeby było jasne, pisząc o powolnym ogrzewaniu miałem na myśli uśredniony wieloletni wzrost temperatury, a nie wahania sezonowe, bo one, właśnie w obrębie warstwy dobrze wymieszanej, mogą jak najbardziej być znaczące (to tak nawiązując do tych Twoich huraganów).

Nieraz już podkreślałeś, że najważniejszą w kontekście zmian klimatycznych częścią atmosfery jest przypowierzchniowa warstwa troposfery, gdzie dominuje para wodna. Teraz piszesz w podobnym kontekście o kilkudziesięciu metrach powierzchniowej warstwy oceanu. Zaczynam mieć nieodparte wrażenie, że dla Ciebie praktycznie wszystko, co kluczowe dzieje się w klimacie, decyduje się między znajdującą się na głębokości ok. 50-100 m granicą oceanicznej warstwy dobrze wymieszanej (OML), a sięgającą średnio 1-2 km, wyznaczoną średnim pułapem chmur planetarną warstwą graniczną (PBL). Reszta zdaje się dla Ciebie być tylko zaledwie niewiele znaczącym, dość odległym tłem.

Cóż, nic bardziej mylnego. To właśnie zmiany w wyższych warstwach atmosfery (np. w umniejszanej przez Ciebie stratosferze) oraz w głębszych warstwach oceanów decydują o potencjalnej trwałości wszelkich zmian klimatycznych. Bez tego możemy mówić co najwyżej o nietrwałej zmienności pogodowej. Niestety, przez problem z odróżnianiem jednego od drugiego nieustannie mieszasz te kwestie ze sobą.

 

Tak. Ale, bilans pomiędzy emisją a pochłanianiem się zmienia. Gdyby powierzchnia oceanu była zimniejsza, to pochłaniała by więcej co2. Doskonale wiesz że co2 rozpuszcza się w wodzie tym gorzej im woda jest cieplejsza.  Idąc dalej tym tropem trzeba dojść do wniosku, że skoro pochłaniają mniej, to więcej zostaje w atmosferze.

Szkoda tylko, że wzrostu atmosferycznego stężenia CO2 nie da się wyjaśnić zmiennością stopnia pochłaniania tego gazu przez oceany. Natomiast wzrost jego antropogenicznych emisji robi to doskonale.
 

Zresztą to też się powoli zmienia. Np. okazuje się że Bałtyk emituje więcej co2 niż pochłania.https://naukawpolsce...-pochlonac.html

Z globalnego punktu widzenia Bałtyk to tylko niewielkie, płytkie i zanieczyszczone bajoro. Zaledwie 0,0015% objętości oraz 0.1% powierzchni Oceanu Światowego.
 

I tutaj chciałbym poruszyć następny istotny aspekt. To właśnie pierwsze kilkadziesiąt metrów głębokości, oceanów, ma największy wpływ na klimat. To tutaj odbywa się wymiana gazowa, i tutaj rośnie fitoplankton, który pochłania ogromne ilości co2, i będąc podstawą piramidy pokarmowej oceanu. Niestety wzrost wilgotności powietrza nad powierzchnią (o czym pisałeś przy okazji usuwania drzew ze schematu) powoduje wzrost temperatury powierzchni wody. (sprzężenie zwrotne, dodatnie) Nie bez znaczenie jest również zanieczyszczenie wody. Co w płytkich morzach i oceanicznych strefach przybrzeżnych, powoduje że na coraz większych obszarach oceany emitują więcej co2 niż go pochłaniają. Oczywiście w skali globalnej jest tak jak napisałeś, Ale również w skali globalnej ten balans się zmienia.

O kwestii znaczenia tych kilkudziesięciu metrów dla zmian klimatu już pisałem wyżej, więc zapytam tu o bardzo konkretną, frapującą mnie rzecz. Możesz mi nieco przybliżyć szczegóły procesu, w którym wzrost wilgotności powietrza na powierzchnią wody podwyższa jej temperaturę?


  • 0



#806

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Przepraszam za zwłokę. Troszkę chorowałem. 

 

 

@Mariusz

 

Z tego, co się orientuję usunięcie lasów jeszcze się nie dokonało, więc forma jest jak najbardziej poprawna.

 Co roku wycia się lasy tropikalne o powierzchni połowy polski. Dzieje się tak od wielu dekad. Zniszczenia są już na tyle poważne że forma "spowodowałoby" nie jest poprawna. Wycinanie lasów już powoduje negatywne efekty. To nie jest tak ze zacznie się coś dziać gdy padnie ostatnie drzewo. To proces. Którego efektem są susze w Polsce czy też topnienie lodowców. 

 

 

A co za tym idzie, po pierwsze na wszelkie zmiany zawsze będą reagować ze znacznym opóźnieniem, a po drugie utrwalenie tych zmian będzie wymagało pochłonięcia przez nie nieporównywalnie większej ilości wszelkiego nadmiarowego ciepła (w porównaniu z atmosferą).

  Z jedną małą uwagą, że ocieplenie powietrza nad powierzchnią wody, powoduje minimalne zwiększenie parowania, co biorąc pod uwagę skalę, będzie powodowało sprzężenie zwrotne. pisałem już o tym wielokrotnie. I o ile aby ogrzać ocean w jakiś znaczący sposób na głebokości 100m faktycznie trzeba ogromnej energii, o tyle do zwiększenia parowania jego powierzchni już niekoniecznie. Nie mówię tu o ogromnych wartościach, ale i te niewielkie z roku na rok się zwiększają. Np. Rafy koralowe wrażliwe na zmiany temperatury, umierają. Teraz wytłumacz mi proszę jak tak niewielka ilość co2 (0.04%) Może ogrzać tak ogromne masy wody. Pisałeś przecież że oceany mają ogromną  pojemność cieplną. 

 

 

Zaczynam mieć nieodparte wrażenie, że dla Ciebie praktycznie wszystko, co kluczowe dzieje się w klimacie, decyduje się między znajdującą się na głębokości ok. 50-100 m granicą oceanicznej warstwy dobrze wymieszanej (OML), a sięgającą średnio 1-2 km, wyznaczoną średnim pułapem chmur planetarną warstwą graniczną (PBL). Reszta zdaje się dla Ciebie być tylko zaledwie niewiele znaczącym, dość odległym tłem.

 Dokładnie tak myślę. Właśnie w tych rejonach wszelkie zmiany i zaburzenia mają często dramatyczny wydźwięk, I w tym rejonie H2O rządzi niepodzielnie. Co do reszty, to nie neguję wpływy np, słońca, ale co2 jest zdecydowanie zbyt mało aby wywierać tak drastyczne zmiany. To tak jakby pisać że "leki" homeopatyczne leczą. Jest go po prostu zbyt mało, i jest za słaby. 

 

 

Cóż, nic bardziej mylnego. To właśnie zmiany w wyższych warstwach atmosfery (np. w umniejszanej przez Ciebie stratosferze) oraz w głębszych warstwach oceanów decydują o potencjalnej trwałości wszelkich zmian klimatycznych. Bez tego możemy mówić co najwyżej o nietrwałej zmienności pogodowej. Niestety, przez problem z odróżnianiem jednego od drugiego nieustannie mieszasz te kwestie ze sobą.

 To jest właśnie jedno z typowych wyjaśnień mających uwiarygodnić że coś co z fizycznego punktu widzenia nie ma prawa działać, Działa.  No nie . Nie mylę pojęć. Po prostu nie zgadzam się z tymi stwierdzeniami. A to spora różnica. 

 

 

Szkoda tylko, że wzrostu atmosferycznego stężenia CO2 nie da się wyjaśnić zmiennością stopnia pochłaniania tego gazu przez oceany. Natomiast wzrost jego antropogenicznych emisji robi to doskonale.

 Nie zmiennością jego pochłaniania a spadkiem. antropogeniczne emisje, też robią swoje. Podobnie jak wycinka lasów. To wszystko są elementy tej samej układanki. Ale nie czyni to co2 głównym winowajcą wzrostu średniej temperatury. Jest go po prostu zbyt mało.

 

 

O kwestii znaczenia tych kilkudziesięciu metrów dla zmian klimatu już pisałem wyżej, więc zapytam tu o bardzo konkretną, frapującą mnie rzecz. Możesz mi nieco przybliżyć szczegóły procesu, w którym wzrost wilgotności powietrza na powierzchnią wody podwyższa jej temperaturę?

 Pisałem już o tym wielokrotnie. Ale powtórzę jeszcze raz. Sprzężenie zwrotne. Większa ilość pary wodnej utrzymuje więcej energii cieplnej zwłaszcza nocą gdzie spadek temperatury jest odwrotnie proporcjonalny, do wilgotności powietrza. 


Użytkownik Panjuzek edytował ten post 22.02.2021 - 13:36

  • 0



#807

Daniel..
  • Postów: 4142
  • Tematów: 51
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dopiero co odbył się szczyt G20, na którym elity poruszały kwestie klimatu i walki z jego ociepleniem. No to spójrzmy jak te elity walczą z klimatem:

Książę Karol w ciągu ostatnich 11 dni przemierzył samolotami ponad 26tyś kilometrów za ponad 270tyś funtów i wygenerował tym samym w tym czasie tyle CO2 co 18 Brytyjczyków w ciągu roku. A niepełnosprawny umysłowo Joe Biden przyjechał na ten zacny szczyt w akompaniamencie ponad 85 limuzyn z silnikami spalinowymi, oczywiście po to, żebyś Ty biedaku cebulaku do pracy zaczął w końcu jeździć rowerem, albo elektryczną hulajnogą.

Także politycy, aktorzy, milionerzy i miliarderzy będą sobie latać samolotami, jeździć limuzynami i robić co im się tylko podoba, a Ty zwykły nic nie warty podczłowieku masz segregować śmieci do 10 różnych worków, masz wywalić na złom swój spalinowy samochód, najlepiej to przestań korzystać z prądu i wody, a i najważniejsze...zapomniałbym, a to teraz na topie - nie odpalaj tych śmiercionośnych zniczy na grobach, bo się wszyscy podusimy. A no i jeszcze absolutny zakaz jedzenia mięsa!

Ciekawe kiedy ten cały cyrk w końcu padnie? Ta pseudo walka z klimatem, ta cała pandemia i inne chore powymyślane ideologie. Potwierdzają się teorie i prastare teksty, że każda cywilizacja dochodzi do pewnego momentu, a potem dąży do samounicestwienia i że wiele takich cywilizacji już w przeszłości upadało. I dokładnie tak też mknie obecnie nasza, w ostatnim czasie osiągając prędkość światła.


Użytkownik Daniel. edytował ten post 01.11.2021 - 19:59

  • 1



#808

StatystycznyPolak.
  • Postów: 2575
  • Tematów: 18
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Myślę że nie negujesz istnienia globalnego ocieplenia tak jak pandemii, a jedynie sposób walki z globalnym ociepleniem. Z czym akurat się zgadzam. 


  • 0



#809

Daniel..
  • Postów: 4142
  • Tematów: 51
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Myślę że nie negujesz istnienia globalnego ocieplenia tak jak pandemii, a jedynie sposób walki z globalnym ociepleniem. Z czym akurat się zgadzam. 

Sprecyzowałbym, że nie neguje GO tak samo jak pandemii, a jedynie sposób walki z jednym i drugim.


  • 0



#810

Daniel..
  • Postów: 4142
  • Tematów: 51
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"24 państwa, w tym Polska, jak również 39 miast i regionów, a także sześciu producentów samochodów zobowiązało się do podpisania odważnej deklaracji podczas szczytu COP26. Dotyczy ona zakazu rejestracji aut spalinowych od 2035 roku."

"W trwającym właśnie szczycie klimatycznym COP26 uczestniczy ponad 100 podmiotów — państw, miast, regionów oraz firm debatujących nad czystszą przyszłością. Siłą rzeczy to tematyka obejmująca również świat transportu i motoryzacji, który już za kilkanaście lat może wyglądać zupełnie inaczej."

"Mowa o planowanych zakazach rejestracji, a co za tym idzie, sprzedaży nowych aut spalinowych, które miałyby wejść w życie już w 2035 roku. Plan spotkał się z aprobatą wielu sygnatariuszy, w tym Polski, która zobowiązała się do podpisania oficjalnej deklaracji, tuż obok Holandii, Danii, Szwecji, Słowenii, Norwegii czy Islandii. Na liście znajdziemy aż 24 państwa."

"Co jednak ciekawe, nie ma na niej największych gospodarek świata - USA, Chin, Japonii, Francji czy Niemiec, choć ci ostatni tłumaczą swą decyzję kwestiami formalnymi związanymi ze zmianami politycznymi w kraju i koniecznością utworzenia nowego rządu."

https://e.autokult.p...iera-ten-pomysl

Tragedia. Dodatkowo Polacy zobowiązali się też odejść od węgla, mimo że odmówiły tego takie kraje jak Australia, USA czy Chiny, które powiedziały, że będą wydobywać węgiel dalej. Mam nadzieje, że do tego czasu w Polsce władze przejmie partia, która będzie chciała dobrze dla Polski, a nie naszego gospodarczego upadku z powodu lewackich ideologii, albo że ewentualnie obecna władza się po prostu jakimś cudem "nawróci".

Ta nasza walka o klimat spowoduje to, że będziemy płacić takie ceny za energię, że nas nie będzie stać ogrzać domu. Dziś worek węgla 25kg 41zł! Rok temu 23zł ten sam węgiel. Tona wychodzi już za 1600zł, a przecież to dopiero początek. Nasza rezygnacja z węgla oraz z aut spalinowych będzie miała ZEROWY wpływ na klimat, za to na nasze portfele potężny.

Ja się pytam, jakim cudem do władzy doszły te wszystkie ekooszołomy, wegeoszołomy, itp? Jak to się stało? Kiedy popełniono ten błąd i dlaczego? Europa sama siebie unicestwi. Jeszcze kilkanaście lat i normalności ludzie będą szukać w jakichś Arabiach Saudyjskich czy innych Emiratach.
 


Użytkownik Daniel. edytował ten post 12.11.2021 - 18:32

  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych