Jakiś czas temu na forum, przy okazji tematu w którym prosiłem o pomoc w magii, poczyniłem uwagę, że jak to – na forum paranormalnym nikt nie ma nic do powiedzenia o magii. Uczciwie muszę przyznać, że sam wówczas niewiele na jej temat wiedziałem. Pewna nieznośna sytuacja z mojego życia skłoniła mnie do uprawiania magii. Skoro tak, to podzielę się swoimi wrażeniami i refleksjami, zwłaszcza, że mogłem zacząć przygodę z magią dzięki informacjom, które ktoś gdzieś, także chyba tutaj, choć raczej nie w moim temacie, wstawiał.
Zacznę od tego, że jestem ateistą. Wychowany zostałem w wierze katolickiej, ale porzuciłem ją, głównie z dwóch powodów: pierwszego, nazwijmy go intelektualnego – nie wydaje mi się, aby na chmurze siedział jakiś dziadek i dzięki słuchaniu jego rozkazów miałbym osiągnąć szczęście itp., i drugiego – nawet gdyby wizja głoszona przez chrześcijaństwo była rzeczywistością, to nie chciałbym mieć do czynienia z bogiem, który jest gotów wybaczyć najgorszym zbrodniarzom i każe robić to także mnie, w gruncie rzeczy taki ktoś byłby moim wrogiem. Nie chcę nikogo urazić, każdy wyznaje takie poglądy jakie uważa, chcę przedstawić swoje. Do dzisiaj, pomimo swoich doświadczeń z magią, uważam światopogląd materialistyczny za najlepszy, przynajmniej jeśli chodzi o praktyczne zastosowanie w funkcjonowaniu państwa, nauce itp. W sferze prywatnej można moim zdaniem wierzyć w dowolne rzeczy.
Skąd więc u takiego człowieka zainteresowanie magią, która wg nauki i jego światopoglądu jest bzdurą? Znalazłem się w nieprzyjemnej sytuacji życiowej (konieczność dzielenia mieszkania z kimś bardzo dokuczliwym, ale nie jakoś moralnie złym – stąd wrzaski czy przemoc nie wchodziła w grę, a normalna perswazja nijak nie działała), dla kogoś być może byłaby to błahostka, dla mnie poziom wkurzenia (mam na myśli inne słowo ale regulamin chyba zabrania...) i obiektywny, m.in. finansowy brak możliwości rozwiązania sytuacji czyniły ją całkowicie nieznośną. Przedtem, jako że interesowały mnie zjawiska paranormalne, ich przypadki i możliwe wyjaśnienia, zetknąłem się z pojęciem magii. Pojawiła się myśl, żeby spróbować użyć jej dla rozwiązania mojego problemu. Coś podobnego do mojego podejścia do gry w totolotka – prawdopodobieństwo wygranej jest bliskie zeru, ale od czasu do czasu zdarza mi się wysłać jeden zakład. Podobnie tutaj uznałem, że nic stracić nie mogę, najwyżej trochę czasu, który i tak nie upływał mi nazbyt przyjemnie, a samo interesowanie się magią przyjemnie zajmowało czymś umysł.
Z takim oto podejściem wykonywałem pierwsze rytuały. Były bardzo biedne, znalezione gdzieś w internecie na w gruncie rzeczy debilnych stronach. Z perspektywy czasu jednak nie uważam ich za całkowicie bezsensowne. Przygotowywały umysł do jakiegoś takiego myślenia magicznego. Rezultaty jednak nie pojawiały się. Trafiłem na informację o sigilizacji. Jest to prosta technika magiczna, nie potrzeba do niej praktycznie niczego poza kartką papieru, długopisem, zapalniczką i popielniczką (o ile jako metodę niszczenia sigila przyjmiemy palenie go, uważam ją za najlepszą). Nie będę jej opisywał, bo opis jest łatwo dostępny w internecie, także i na tym forum natknąłem się na ten temat. Po wykonaniu rytuału trzeba było żyć dalej, a rezultaty nie nadchodziły. Kusiło mnie by spróbować innych metod np. voodoo, czego jednak nie uczyniłem. Nie mam nic do np. magii ceremonialnej, ale niespecjalnie mam czas się nią na poważnie zajmować (a z tego co mi się wydaje, to właśnie jest jej istotą, by robić to na poważnie, kształcić się i rozwijać). Ponadto, prawdopodobnie z powodu wychowania katolickiego, mam podświadomą niechęć do tego rodzaju magii i się jej obawiam, choć rozum podpowiada, że to tylko machanie nożem i mamrotanie jakichś formułek.
I oto pewnego dnia, zachowanie dokuczliwej osoby się zmieniło. Jej cechy charakteru niby pozostały takie same, a jednak przestała mnie denerwować swoim zachowaniem i właściwie zostawiła w spokoju. Na skali liczbowej 1-10 oceniam spełnienie życzenia na 9. Miałem oczy jak 5 złotych. Obchodzę ten dzień jako swoje osobiste święto. Pierwsza radość dotyczyła samego faktu zmiany mojego życia, stało się bardziej normalne i komfortowe, a przy tym obyło się bez żadnego uszczerbku dla tej osoby. Po prostu „sama” zmieniła swoje zachowanie. Po pierwszej euforii przyszła refleksja na temat natury samego zjawiska. Jestem całkowicie przekonany o związku wykonanego rytuału ze zmianą jaka zaszła. Wg mojego światopoglądu to nie ma prawa działać, ale zadziałało dokładnie tak, jak chciałem. Analizowałem tę sytuację wielokrotnie, w zasadzie po dziś dzień. Nie ma żadnej racjonalnej przyczyny, dla której taka zmiana miałaby zajść. Ani ja nie wpływałem w „konwencjonalny” sposób – przemocy chciałem uniknąć, perswazja była jak grochem o ścianę i po prostu dawno jej zaprzestałem jako nieskutecznej. W samym współlokatorze i jego życiu też nie zaszły jakieś zmiany, które by to logicznie wyjaśniały. Oczywiście możnaby to zrzucić na jakiś zbieg okoliczności, ale był w takim razie bardzo, bardzo szczęśliwy.
No to jedziemy dalej. Pewnego razu napotkałem na problematyczne zachowanie innej osoby. Skala tej niedogodności była wielokrotnie mniejsza niż poprzedniej, ale uznałem, że skoro coś raz się udało, to może uda się i drugi. Wykonałem rytuał i... osiągnąłem pożądany rezultat! Tym razem 10 na 10, choć trzeba przyznać, że skala „zadania” była mniejsza. To co najważniejsze, to fakt, że zmiana zachowania człowieka zaszła bez żadnej „konwencjonalnej” interwencji z mojej strony, nawet tego tematu z nim nie poruszałem, a zrobił dokładnie to, czego chciałem, sam z siebie. Tak jak poprzednio, uważam, że nastąpiło to w wyniku działania uprawianej magii. Uważam tak, bo mimo szczerych chęci nie znajduję normalnego powodu takiej zmiany, to było w obu przypadkach zbyt nagłe, i zawsze następowało w pewnym niezbyt długim czasie od rytuału.
Zauważyłem, że magia najlepiej działa jeśli celem jest wywarcie wpływu na drugiego człowieka. Tam efekty miałem niezwykłe i to one przekonują mnie o prawdziwości magii. Nie zmieniłem jednak swoich poglądów. Moje spojrzenie na magię jest takie, że nie są to żadne zjawiska nadprzyrodzone, tylko całkowicie przyrodzone, natury których jednak nie potrafimy jeszcze wyjaśnić z powodu naszej niedoskonałości, niskiej – jak na to zagadnienie – wartości naszych zmysłów i umysłów. Porównam to do sytuacji, gdy np. dajemy trzylatkowi tablet, co niestety wielu rodziców czyni. Dziecko patrzy na ekran, klika różne ikony, przesuwa ekrany i po pewnym czasie umie puszczać melodyjki, filmiki czy grać w proste gry. Ale dziecko przecież nie wie jak tablet działa. Nie ma pojęcia co to jest procesor, składające się na niego tranzystory, matryca wyświetlająca obraz... Nawet nie wie że istnieje coś takiego jak prąd elektryczny, może poza tym, że mama mówiła, że jest straszny i nie wolno dotykać gniazdka. Ta niewiedza nie przeszkadza jednak, by dziecko nauczyło się pewnych zależności przyczynowo-skutkowych i z tabletu korzystało, osiągając to, co chce – dźwięki, film itp. Tak samo jest moim zdaniem z magią. Nie wiemy, jakie dokładnie zjawiska za nią stoją, bo jesteśmy w porównaniu do nich jak ten trzylatek do elektroniki. Jednak przez wieki zauważono, że określone działania wywołują określone rezultaty, i choć nie wiadomo dlaczego, to to działa. Wiele osób uważa, że za działanie magii odpowiadają przyzywane w trakcie jej uprawiania byty, moim zdaniem to podobna nakładka, jak graficzny interfejs w oprogramowaniu. Trzylatek nic by nie zrobił na komputerze z DOS-em, poza wciskaniem losowych klawiszy. Gdy damy mu iluzję fizycznych przedmiotów na ekranie, już wiele potrafi.
Pojawiła się we mnie, przyznaję że nie od razu, refleksja na temat wolnej woli. Przecież przy pomocy działań magicznych zmieniłem, w swoim mniemaniu oczywiście, zachowanie tych osób w sposób dla nich niezauważalny, jeszcze bardziej niezauważalny, niż gdy posługujemy się jakąś zaawansowaną manipulacją np. NLP. Czy zatem wolna wola nie istnieje i ktoś znający proste sztuczki (sigilizacja naprawdę nie jest trudna) może sterować nami do woli? Nie byłaby to przyjemna rzeczywistość. Rozmyślałem kiedyś, czy nie spróbować wywołać u kogoś zachowania całkowicie sprzecznego z jego wartościami i ogólnie normami społecznymi np. że koleżanka pokaże mi to i owo w pracy – ale nie, że się z nią umówię, tylko ot tak, np. najbardziej szara myszka odwali jakąś inbę. Gdyby to się udało, to znaczyłoby, że wolną wolę można spuścić z wodą w kiblu, bo coś innego jest w stanie ją z ukrycia kontrolować. Mam jednak opory moralne, by tego próbować, i cichą nadzieję, że to by się nie udało.
Innym spostrzeżeniem odnośnie magii jest to, że dokładnie wykonuje zlecone zadanie. Przestrogi, by formułować je w jednoznaczny sposób, nie są wymysłem. Potwierdza to mój inny przykład. W pobliżu mojego bloku zainstalowano szyld LED, który nie świeci, a dosłownie wali światłem w nocy w moje okno. Jest to dla mnie irytujące. Jako że nie mam możliwości zadziałania konwencjonalnego – zniszczenia urządzenia itp. – a ściślej skończyłoby się ono pewnie kłopotami z prawem, postanowiłem zadziałać za pomocą magii. I cóż się stało? W dziwny sposób przestała świecić latarnia uliczna miejska akurat przy tym szyldzie. Kilkanaście innych przy tej ulicy ładnie się świeci. Oczywiście mogła zużyć się lampa sodowa czy układ zapłonowy, ale coś to jakieś takie dziwne... Co poszło nie tak? W życzeniu użyłem sformułowania „oświetlenie szyldu” zamiast „podświetlenie”. No i faktycznie, z zewnątrz już oświetlony nie jest... Przypadek? Nie sądzę . To jest ciekawe zagadnienie do rozważania odnośnie samej natury magii. Przyjęło się, że duże znaczenie ma wizualizacja, a wizualizowałem zgaśnięcie szyldu, wykonało się jednak to, co fizycznie było zakodowane w sigilu.
Pojawia się kwestia „zapłaty za usługi”. Religia katolicka głosi, że uprawiając magię, zawieramy pakt z szatanem lub złymi duchami, i to one wykonują zlecone zadania, a zapłata jakiej zażądają będzie straszna. Również strony ezoteryczne utrzymują, że zwłaszcza zlecanie zadań nieetycznych „brudzi w karmie”, a rosyjska strona, że każde użycie czarów odbiera nam cząstkę człowieczeństwa i duszy. Ja paradoksalnie podchodzę do magii w bardziej racjonalny sposób. To, że może być potrzebna zapłata jest dla mnie całkowicie normalne. Jeśli zmieniamy rzeczywistość w konwencjonalny sposób np. tniemy drewno, jedziemy na rowerze, troszczymy się o kogoś, perswadujemy mu coś, bijemy go, uszkadzamy jakieś urządzenie itp. to musimy zwydatkować jakiś wysiłek, by ta zmiana nastąpiła. Podejrzewanie, że wywołanie zmiany za pomocą magii miałoby tego nie potrzebować, byłoby naiwne, choć zapewne będzie to wysiłek inny aniżeli w tych tradycyjnych metodach. W sigilizacji istotnym elementem jest ładowanie sigila do podświadomości, co czyni się np. za pomocą masturbacji (z jednoczesnym patrzeniem na sigil), lub inne wywołanie stanu gnozy (wg twórcy sigilizacji Spare’a jest to stan, kiedy podświadomość przyjmuje wprost to co jej pokażemy). Te inne to np. hiperwentylacja, zadawanie sobie bólu, wywoływanie nienawiści itp. Osobiście stosowałem przede wszystkim wywoływanie nienawiści i szału, i jakby przelewanie tej energii na sigil. Sposób masturbacyjny jest polecany jako najlepszy, ale nie używam go, nie przez moralność, ale fakt, że po zniszczeniu sigila należy o nim zapomnieć, a tak nasuwałby mi się na myśl za każdym razem . Jednak uważam, że energia wkładana w stan gnozy jest zbyt mała, by wywoływać zmiany w rzeczywistości. Gnoza ma ułatwić sigilowi wejście do podświadomości. Czy zauważyłem, by magia pobierała ode mnie zapłatę za wykonane usługi? Bezpośrednio nie. Po pierwszych rytuałach czułem się nieco dziwnie, ale to raczej przez katolickie wychowanie obecne gdzieś w podświadomości i poczucie, że to działanie zakazane/złe. Miałem przypadki dziwnego, złego psychicznego samopoczucia, które przyszły ni stąd, niż zowąd, bez racjonalnej przyczyny, i mam pewne podejrzenia, że mogą to być skutki magii. Podobnie zauważyłem nasilenie pewnych natrętnych myśli (miewam je od czasu do czasu od dawna, nie uważam tego za jakiś problem, choć zaraz pewnie będę zaatakowany, że jestem psychiczny i ten tekst jest tego wynikiem). Może tu zachodzić związek z mieszaniem w podświadomości, co ma być i podejrzewam, że rzeczywiście jest częścią natury działania sigilizacji i taki może być skutek uboczny bądź wręcz cena takiego działania. Miewałem też dziwne wypadki naprawdę złych dni, kiedy dosłownie nic nie chciało iść po mojej myśli, i to też trzeba mieć na uwadze, choć tutaj już rośnie prawdopodobieństwo zbiegu okoliczności. Najdziwniejszym zdarzeniem, które możnaby podciągnąć pod „zapłatę dla magii” były przypadki dziwnego, skrajnie niesprawiedliwego traktowania mnie przez osoby, które nigdy nie zdradzały nawet cienia takich zachowań, przykładowo szef obsobaczył mnie za to, że dokładnie wykonałem jego polecenie, tak jak robię to od dawna, a potem w mgnieniu oka zachowanie wracało do normy i tu bym widział przesłankę związku tych zdarzeń z magią.
Reasumując: moje doświadczenia praktyczne pokazują, że magia istnieje i działa. Jestem najszczerzej przekonany, że zachodzących zjawisk nie wywołał zbieg okoliczności, było ich za dużo, a zmiana była zbyt zgodna z moim żądaniem, przy braku innej aktywności w tym kierunku niż magicznej. Chciałem się tym podzielić, bo uważam zagadnienie za nader ciekawe i zmieniło ono moje życie. Zmieniło, bo pomogło rozwiązać pewne problemy, ale i zmieniło, bo stwierdziłem, że naprawdę są na świecie rzeczy, jakie się filozofom nie śniły, a rzeczywistość jest daleko bardziej pop... zagmatwana niż się wydaje. Jeśli ktoś ma jakieś podobne doświadczenia i przemyślenia, zachęcam do podzielenia się. Zachęcam także do przeczytania co o magii ma do powiedzenia satanistka (nie taka od męczenia kotów gdzieś w piwnicy) na pewnej stronie, mam na myśli dział "Teoria". Przeczytałem je długo po pierwszych magicznych sukcesach i są zaskakująco zbieżne z tym co zauważyłem.
http://templum.cba.pl/html/poczatek/
Użytkownik katabas edytował ten post 12.10.2019 - 02:59