Od ponad trzech lat jestem prześladowany przez ducha dziadka mojego kuzyna. Przez długi czas wahałem się, czy komukolwiek powinienem przekazać swoją historię, ponieważ byt groził mi, że jeśli to zrobię, czekają mnie jeszcze większe cierpienia, a na końcu śmierć. Mam więc nadzieję, że użytkownicy forum zrozumieją powagę sytuacji i nie będą zbyt pochopnie kwestionować wiarygodności moich przeżyć.
Wszystko zaczęło się w nocy z 22 na 23 sierpnia 2016, gdy spałem w domu mojej cioci. Przyśniła mi się wtedy postać starszego człowieka ubranego na czarno z kapturem zasłaniającym część twarzy. Kazał mi jak najszybciej udać się do pewnego domu w Amatrice, mieście położonym we Włoszech, i odszukać tam porcelanową figurkę kobiety. Starzec powiedział, że za jeden dzień Amatrice zostanie zniszczone podczas trzęsienia ziemi, więc muszę się spieszyć. Zagroził, że jeśli nie spełnię jego prośby, zostanę ukarany. Następnego dnia oczywiście potraktowałem ten sen jedynie jako kreatywny wytwór mojego umysłu.
Kolejnej nocy śniło mi się, że idę ścieżką przez las. Gałęzie drzew falowały w podmuchach wiatru. Zauważyłem, że zaczęły się łączyć tworząc sklepienie o wysokości około pięciu metrów. Nie byłem już w lesie, lecz w tunelu metra w Rzymie, które dobrze rozpoznałem, ponieważ odwiedziłem stolicę Włoch w czerwcu tamtego roku. Wsiadłem do wagonu, a on po paru sekundach jazdy wzbił się w powietrze. Z góry widziałem ruiny kilku małych miast. Sen się urwał, ale później miałem kolejny, w którym ponownie ukazał mi się starzec ubrany w czarne szaty. Tym razem, inaczej niż poprzednio, wzbudził we mnie ogromne przerażenie. Powiedział, że nie spełniłem jego rozkazu, więc jeśli chcę uniknąć surowej kary, muszę wykonać drugie zadanie, jednocześnie przysięgając bezwzględne posłuszeństwo. Wytłumaczył, że po złożeniu przysięgi zostanę bezpowrotnie pozbawiony wolnej woli we wszystkich działaniach, które mają służyć spełnieniu zadania. Dał mi tydzień czasu na podjęcie decyzji czy chcę z nim współpracować. Zakazał mi również opowiadania innym o moim śnie. Gdy zapytałem o szczegóły zadania, milczał.
Rano podczas śniadania usłyszałem w radiu o trzęsieniu ziemi, które miało miejsce o 3 w nocy we Włoszech. Byłem zszokowany, jednak po powrocie do domu szybko zapomniałem o całej sprawie, ponieważ zbliżał się początek roku szkolnego (miałem wtedy 14 lat). W końcu trafność przepowiedni starca nadal mogłem wytłumaczyć zbiegiem okoliczności, a jego groźby uznać za zwykły koszmar senny.
Następny sen, tak jak zapowiedział duch, nastąpił tydzień po trzęsieniu ziemi, czyli w nocy z 31 sierpnia na 1 września. Siedziałem przed biurkiem, na którym leżał długopis i kartka papieru. Była to umowa o użyczenie ciała na dziewięć godzin. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie (oczywiście śniłem świadomie), że skoro sny są tak konsekwentne, to może należy je uznać za prawdziwe, tzn. powiązane z rzeczywistością, a nie mające źródło wyłącznie w moim mózgu.
Byt, który się mi ukazywał, od początku sprawiał wrażenie złego. Słyszałem wiele o przypadkach opętań, chociaż jako sceptyk nigdy w nie nie wierzyłem. Jednak w tak zaskakujących okolicznościach nie mogłem już być pewien swego światopoglądu. Nagle poczułem, że za wszelką cenę powinienem bronić wolnej woli. Podarłem kontrakt. Sen natychmiast się skończył.
Przez około miesiąc nie doświadczyłem żadnych wyjątkowych zjawisk, co sprawiło, że ponownie zapomniałem o swoich dziwnych snach. Następny sen mogę zaliczyć do najdziwniejszych, jakie miałem.
Stałem przed komisją złożoną z psychiatrów. Starali się orzec, czy jestem chory na schizofrenię, czy nie. W żaden sposób nie udawało im się dojść do zgody. Kiedy już zbliżali się do ogłoszenia werdyktu, nagle ktoś wymyślał nowy argument, który podważał wszystkie dotychczasowe. Wydawało się, że każdy z komisarzy co chwila zmienia zdanie. Nagle na sali pojawił się starzec. Zapytał się mnie czy go widzę. Bez namysłu odpowiedziałem twierdząco. Wtedy zwrócił się do członków komisji jakoś tak: "Oto dowód na schizofrenię. On widzi rzeczy których nie ma. On widzi duchy! On widzi mnie!". Duch został przesłuchany przez psychiatrów, a kiedy zdobyli wszystkie niezbędne zeznania, jednogłośnie wykrzyknęli: "Uznajemy cię za winnego. Zostajesz skazany na karę dożywotniej schizofrenii". Po pewnym czasie sala opustoszała. Pozostałem tylko ja i duch. Zjawa zwróciła się do mnie: "Na razie rzeczywiście jesteś zdrowy, ale dopilnuję, by nie trwało to długo". Obudziłem się.
To dopiero początek mojej historii. Dalszą część napiszę w następnych postach. Wtedy opiszę jak nadprzyrodzone zjawiska zaczęły pojawiać się nie tylko we snach, ale w świecie realnym.