No właśnie, prawo było zwyczajowe i właśnie dlatego je znano. Ustanawiała je siła zwyczajów, było więc z reguły w harmonii z ogólnymi skłonnościami plemienia, tłumiąc lub przekierowując do zewnątrz przeważnie te jedynie, które mogły narażać na szwank jedność i siłę społeczności. Wiec, oczywiście pod innymi nazwami, znany był ogółowi ludów barbarzyńskich, zbiorczo nazywa się ten dawny rodzaj organizacji politycznej jako demokracje wojenne lub plemienne. Ludzkość do demokracji nie doszła, ale od niej wyszła wbrew temu co się powszechnie uważa. Punktem wyjścia rozwoju większości społeczeństw był raczej stan względnej równości wobec siebie tworzących je jednostek, różnicowanych oczywiście przez wzgląd na płeć i wiek oraz w szczególnych wypadkach osobiste osiągnięcia, ale nie przez wzgląd na urodzenie, jako że szlachta jeszcze nie zdążyła się uformować i żadne rozwiązanie pokojowe nie mogło skłonić dumnego wojownika i gospodarza będącego jednocześnie głową rodziny do regularnego chylenia tej głowy przed jakimkolwiek innym mężczyzną z jego społeczności. Naturalnym rozwiązaniem był wiec, będący władzą prawodawczą społeczności, osobnej władzy wykonawczej w stanie pokoju nie było lub, inaczej ujmując, był nią każdy przestrzegając praw, pojawiała się jedynie potrzeba wyłaniania wodza tudzież króla na czas wojny, migracji lub innych wielkich przedsięwzięć. Sądzeniem łamiących prawa zajmował się raczej ten sam wiec który je ustanawiał, sądu "polowego" w warunkach wojennych zapewne mógł dokonywać obrany wódz lub jego reprezentant, pomysł tworzenia osobnego rodzaju władzy sądowniczej, niezależnej zarówno od wiecu jak i wodza wydałby się tym naszym dalekim przodkom co najmniej osobliwy, kojarzący się chyba z czymś w rodzaju wyroczni jak ta słynna w Delfach, i tak jak ona mającej sens o tyle o ile wydawałaby wyroki z boskiego natchnienia. Pierwsi sędziowie byli jednymi z pierwszych narzędzi politycznego ucisku, bądź to ze strony wodzów którzy sukcesami wojennymi i płynącym z nich poparciem wojska wyrastali ponad plemienne wiece i stawali się despotami, bądź to ze strony wiecu społeczności dominującej nad sąsiadami, przykładowo rzymskiego Senatu. Nie byli oczywiście jako tacy odrębną niezawisłą władzą, a jedynie reprezentantami i przedłużeniem władzy centralnej, ale z naszymi dzisiejszymi sędziami łączyło ich to, że musieli być interpretatorami praw stanowionych, które z założenia częściej stawały w sprzeczności z dotychczasowymi zwyczajami ludzi takim prawom poddanych niż je potwierdzały i zaczynały tworzyć coraz obszerniejszy i niekoniecznie zrozumiały ani sprawiedliwy w oczach poddanych system. To zjawisko trwa po dziś dzień i z tego powodu większość dzisiejszych demokracji, które rządy monarchów i arystokracji zamieniły na rządy partii, ma z tymi pierwotnymi bardzo niewiele wspólnego - nie opierają się na jednomyślności, co przy skali dzisiejszych państw i społeczeństw byłoby najczęściej niemożliwe, ani nawet przeważnie na poparciu większości uprawnionych do głosowania, muszą więc być z założenia demokracjami wiecznie niezadowolonej większości a więc aparatami ucisku, zaogniającymi tarcia między grupami interesów. W takich warunkach - skomplikowanego, arbitralnie stanowionego prawa oraz powszechnej obecności jakichś wiecznie niezadowolonych - owszem, władza sądownicza niezawisła od stanowiących oraz egzekwujących prawo jawi się jako konieczny łagodziciel sporów, bez którego państwo i społeczeństwo najprawdopodobniej poszłyby w rozsypkę. Rozglądając się jednak po tym państwie i społeczeństwie, oceniając ich ostatnie dzieje i szanse na przyszłość, należy sobie zadać pytanie czy to faktycznie źle, że by poszły? Tzw. niezawisła władza sądownicza nie jest ani problemem ani rozwiązaniem, nie jest problemem również demokracja, prędzej to co się pod nią podszywa na skutek pomieszania pojęć. Ale znowu, nie jest perfekcyjnym rozwiązaniem powszechny powrót do demokracji prawdziwej, w obecnej terminologii zwanej bezpośrednią, który bym postulował jako wysoko ceniący sobie swoją indywidualność i godność, a jednocześnie nierobiący sobie nadziei na bezpośrednie władanie innymi w przewidywalnej przyszłości - wygląda na to, że ludzie zbytnio już dojrzeli do despotyzmu i poddaństwo wysysają z mlekiem matki, wygodniej im oddawać pieczę nad swoim losem innym a potem narzekać na ich decyzje niż samemu je podejmować z pełną odpowiedzialnością. Ale może warto próbować, może kiedyś, może gdzieś.
Użytkownik Legendarny. edytował ten post 13.01.2020 - 02:05