Mi nasuwają się pewne wnioski. Z tego co zauważyłem, to polskojęzyczne media (choć zagraniczne także, z tym że w mniejszym stopniu) od tygodni bombardują nas niedającą się już znieść paniką. Jeszcze do niedawna jednego dnia podawali jakąś informację, którą następnego dnia dementowali. Mam tutaj na myśli przede wszystkim mainstreama, choć tag pt "koronawirus" zyskał już tak olbrzymią popularność, że sprzedaje się doprawdy wyśmienicie. Temat jest medialny, ludzie sami tych informacji poszukują, a jest w czym wybierać. Odnoszę wrażenie, że niektórzy potrzebują - kompletnie dla mnie niezrozumiałej - stymulacji tymi fatalnymi doniesieniami. "W Stanach Zjednoczonych już prawie 700 tysięcy przypadków!"; "Francja zaraz prześcignie Włochy!"; czy "Postawa UK doprowadzi do śmierci milionów ludzi!" - takie opinie ludzi są wywoływane tymi apokaliptycznymi newsami właśnie.
I teraz te same media, które od ponad miesiąca wbijają nam do głów, by pozostać w domach, by pod żadnym pozorem nie chodzić nawet na spacery do lasów, słowem - ograniczyć wyjścia do absolutnego minimum egzystencjalnego... teraz te same media obwieszczają o stopniowym "odmrażaniu" restrykcji i przywracaniu życiu publicznemu znamion normalności. Czyli jeszcze w tym tygodniu wyjście do lasu stanowić będzie dla mnie śmiertelne wręcz zagrożenie, ale w przyszłym tygodniu już niekoniecznie? W tym tygodniu jeszcze nie powinienem wybierać się na jednoosobową przechadzkę do parku, ale w przyszłym już jak najbardziej? To trochę absurdalne, bo pandemia - zdaje się - nie osiągnęła jeszcze momentu kulminacyjnego, więc czy trochę nie za wcześnie na takie decyzje?
Nie chcę tutaj stanowić przykładu buntownika, który jest zbyt dumny, by przestrzegać rządowych restrykcji, bo stosuję się do nich od samego początku... ale skoro sytuacja faktycznie jest tak poważna, że 3/4 świata "stanęło", to decyzja o luzowaniu przepisów na tak wczesnym etapie pandemii jest skandaliczna. W niedzielę jeszcze będzie niebezpiecznie, ale w poniedziałek już trochę mniej, tak? Ja rozumiem czemu to służy, wiem że obecny zastój gospodarki może niebawem doprowadzić do katastrofy jeszcze większej, niż sam postęp i mutacje wirusa (o ile już tego nie zrobił, w wielu przypadkach pewnie tak), ale skala wywołanego wcześniej przez media strachu nie pozwala mi dojść do żadnych innych wniosków. Jeśli wirus FAKTYCZNIE stanowi tak olbrzymie zagrożenie, to decyzja o "poluzowaniu" to zwykła hucpa. Jeśli wirus nie jest aż tak groźny, to po co ta panika?
Cała ta sytuacja coraz bardziej zaczyna już wyglądać, jak realizacja konkretnych planów jakichś grup/frakcji. Newsy podawane we wszystkich stacjach - dużych i małych, alternatywnych, lewicowych, prawicowych, czy jakichkolwiek innych - one sobie wszystkie nawzajem zaprzeczają. Wygląda to tak, jakby cały ten chaos medialny był podsycany przez podmioty o największych wpływach, co ewidentnie komuś służy. Póki co kompletnie nieistotnym jest fakt, czy ten wirus powstał w laboratorium czy w naturalnych warunkach środowiskowych (co jeszcze nie tak dawno temu było tu omawiane), bo ta obrzydliwa gra mediów i polityków, którą umożliwił - jest aż nadto widoczna. I nie oszukujmy się - nie prowadzi do niczego dobrego.
Teraz lekki off-top, ale nie mam komu się wyżalić . Mój polski pracodawca (u którego z racji przebywania na stałe za granicą dorabiałem sobie jedynie 2 razy w tygodniu), wprowadził w zeszłym tygodniu pracę zdalną dla całej - dość dużej - firmy. Dotychczas było tak, że kto chciał pracował zdalnie, a kto chciał - w biurze. Charakter tamtejszej pracy raczej nie jest świadczeniem najpotrzebniejszych usług, co za tym idzie dużo firm tego typu zwyczajnie zawiesiło działalność bądź przeniosło się na pracę zdalną wyłącznie. Zostało to decyzjami rządu niejako wymuszone, co też zmusiło firmę do wykupienia większego serwera i kilku innych gadżetów, coby tę formę pracy jakoś "dźwignąć". Problem w tym, że oni zachowują się teraz, jakby robili wszystkim dookoła olbrzymią łaskę, że w ogóle taką formę pracy wprowadzili Pojawił się nawet pomysł pozbawienia pracowników płatnej przerwy, co na szczęście nie przeszło, no ale raz jeszcze ->
Warto dodać, że przeważająca część szeregowych pracowników nie widzi w tym nic złego absolutnie, bo są "tak olbrzymie wdzięczni", że w tych trudnych czasach mogą wykonywać jakąkolwiek pracę, że pracodawcy wolno wszystko. Przy czym takie podejście może niebawem przywrócić poprzedni stan rzeczy, w którym to pracodawca może doić pracownika, jak przysłowiową krowę, wszerz i wzdłuż, gdyż ten i tak mu nic nie zrobi, bo w ogóle powinien po stopach go całować, że ma jakąkolwiek pracę. Chore .