Temat faktycznej szkodliwości wirusa to - na tę chwilę - jedynie kwestia interpretacji statystyk. Każdy dookoła podkreśla, że te z kolei są mocno nieprecyzyjne, tym samym i wnioski w oparciu o nie mogą być różne (sprzeczne). Do tego dodajmy fakt, że różne państwa różnie liczą; zatem gdyby np. Niemcy liczyli we Włoszech, to też wyglądałoby to trochę inaczej (lepiej).
Fakt, że mam wątpliwości, co do pewnych kwestii związanych z wirusem nie oznacza, że całkowicie odrzucam jego istnienie; co niejednokrotnie było zarzutem w stosunku do osób popierających mniej popularne opinie (również na tym forum). Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z wątpiących - a kilku ich tutaj jednak jest - też odrzucał sam fakt jego istnienia, co do tego nikt dziś już chyba nie ma żadnych wątpliwości.
Zdecydowana większość zgonów to ludzie starsi i/lub schorowani. Do tego dodajmy miliony, którzy chorowali, a których nie poddano testom. To tylko dwa bardzo proste założenia (i chyba wszyscy przyznamy - zgodne z prawdą), na podstawie których wolno mi kwestionować słuszność wprowadzonych działań. Jak pisałem wcześniej - nigdy się tego nie dowiemy, ale bardzo możliwe, że podobny efekt osiągnęlibyśmy poprzez izolację jedynie grupy najwyższego ryzyka.
Wczoraj w Polsce odnotowano 313 nowych przypadków, dzisiaj 425 (https://www.worldome...country/poland/). Liczby porównywalne z tymi z tzw. apogeum pandemii. A jednak to właśnie wczoraj otworzono centra handlowe. W poprzednich dniach także notowano setki nowych przypadków (tak bardzo niebezpiecznego) wirusa, a jednak postanowiono otworzyć te nieszczęsne galerie, które odwiedzać będzie tysiące ludzi dziennie. W świetle tak rygorystycznych i bezprecedensowych obostrzeń sprzed chociażby 3 tygodni, tak nagła "normalizacja" życia publicznego, zrobiona praktycznie "z dnia na dzień" jest pluciem w twarz wszystkim tym, którzy stosowali się do tych zaleceń (czyli jak domniemam ok. 95% populacji cywilizowanych krajów). Półtora miesiąca temu pójście do galerii handlowej było świadomym narażeniem siebie i innych na zainfekowanie organizmu śmiertelną chorobą, ale teraz już nie jest?
Może i statystyki wykazują wygasanie wirusa, to jest to wygasanie bardzo powolne. Bardzo, bardzo powolne. Jeśli wirus jest aż tak zabójczy, osoba (grupa osób), która wydała decyzję o otworzeniu galerii handlowych będzie mieć na rękach krew wszystkich tych osób, które się tam pozarażają i w konsekwencji umrą.
Jeśli wirus jest aż tak niebezpieczny, dlaczego miłościwie nami rządzący narażają nas na tak olbrzymie ryzyko (wszak nikt tutaj nie wierzy w teorię o depopulacji, więc można chyba założyć, że raczej nie chcą nas zabić)? Idąc tym tropem - odrzuciwszy opinie wszystkich niedowiarków i kwestionujących skalę niebezpieczeństwa tej choroby - załóżmy, że faktycznie choroba jest śmiertelnie niebezpieczna dla każdego z nas. W końcu co dzień podaje się, ile nowych zgonów w USA, ile w UK, jak bardzo zniszczona jest już Lombardia... ogólnie rzecz ujmując - scenariusz katastrofy wciąż rozgrywa się na naszych oczach. Czy w świetle tak olbrzymiej tragedii, rozsądniej nie byłoby wprowadzić politykę CAŁKOWITEGO lockdown'u, jak np. w Chinach? Argument, że "Europa to inna kultura polityczna" jest tu moim zdaniem dość słaby, w końcu mówimy o czymś, co może "wybić" nas wszystkich. Fakt, że tego nie zrobiono powoduje, że wątpię w faktyczną "siłę" i możliwości destrukcyjne COVID-19. Jednocześnie nie wypieram faktu istnienia wirusa jako takiego; po prostu w oparciu o nielogiczne decyzje rządów większości państw na świecie zastanawiam się, co tutaj się tak naprawdę dzieje.
Użytkownik DJBoBo88 edytował ten post 05.05.2020 - 20:35