Jakby ktoś był ciekawy relacji z przechorowania - dziewczyna na Wykopie opisała swój przebieg choroby. Zaraziła się na weselu, formalnie została ozdrowieńcem po 25 dniach.
https://www.wykop.pl...antannawhamaku/
Napisano 15.08.2020 - 23:33
Jakby ktoś był ciekawy relacji z przechorowania - dziewczyna na Wykopie opisała swój przebieg choroby. Zaraziła się na weselu, formalnie została ozdrowieńcem po 25 dniach.
https://www.wykop.pl...antannawhamaku/
Napisano 25.08.2020 - 14:54
Coś takiego pojawiło się wczoraj. Ja nie neguję epidemii, wirus jest i to nie jest kwestia wiary w niego lub nie (wierzyć to można w Św. Mikołaja czy bóstwa), ludzie chorują i nawet umierają. Ale zawsze można zastanowić się nad kwestią podawania informacji publice (lub też dezinformacji), nad manipulacją danymi i faktami i sposobie ich przekazywania społeczeństwu. Pomijając już dość nachalną reklamę książki (chyba z 6 razy w ciągu filmiku), to zauważone przez tego człowieka fakty i zestawienia liczbowe pozwalają spojrzeć na bieżące wydarzenia z nieco innej perspektywy. Chociażby to, że różnica w liczbie zgonów we Włoszech i w PL ma bezpośredni związek z wybuchem II wojny światowej..
Napisano 26.08.2020 - 00:59
Chm... Popaczmy.
6:30 Uproszczony model epidemii zakładający, że nie podjęto żadnych działań a populacja skutecznie miesza się. Objaśnienia gościa niezgodne z podpisami wykresów. Uznaje on, że osoby nie mające objawów ale posiadające cząstki wirusa we krwi nie są zarażone? To jak on definiuje infekcję? Najwyraźniej też zakłada on niemal niekończący się okres inkubacji - po spadku ilości nienarażonych na czynnik do zera, żółta krzywa opada powoli przez kilka miesięcy, co oznaczałoby, że po zarażeniu można być bezobjawowym przez dwa-trzy miesiące ale w końcu dojdzie do ujawnienia objawów. To już założenia niemedyczne, nie mające oparcia w danych, bo żadna choroba tak nie działa. W wyniku tego błędnego przeliczenia wyszedł mu błędny wynik ilości i czasu maksimum zachorowań i zgonów. Wykres przewidywanego maksimum zgonów nie pasuje do danych, ale on tego nawet nie komentuje.
Dalej - opierając się na swoim błędnym założeniu z modelu, że do końca kwietnia zaraziło się 100% populacji i nie ma już nienarażonych, wyciąga on z danych o zgonach błędny wniosek, że śmiertelność jest mniej niż promilowa. W rzeczywistości narażonych na zarażenie było niewielu, mniej niż milion Polaków, a zarażenie przeszło pewnie mniej niż 100 tysięcy.
12:00
Euro-Momo nie gromadzi danych z całej Europy a jedynie z kilkunastu krajów. Wynika to stąd, że jest to inicjatywa tych krajów a nie kwestia jakości danych. System nie obejmuje Polski, ale też i Czech, Słowacji, wszystkich krajów bałkańskich, wszystkich krajów bałtyckich a na przykład z Niemiec obejmuje tylko jeden land.
12:55 Porównuje całkę z wykresu przedstawiającego cały rok 2017/18 z całką obecnego roku tylko do kwietnia. Branie pod uwagę tylko danych liczonych do 17 tygodnia roku mocno przekłamuje. Po pierwsze EuroMomo ma około trzytygodniowy okres "buforowania" danych, stąd wysokość linii na końcówce wykresu jeszcze ulega później zmianom. Ma to znaczenie o tyle, że w tym zakresie znajduje się maksimum górki. Gdyby poczekał i zapisał sobie wykres z portalu miesiąc później, to miałby zupełnie inne wyniki liczbowe. Zresztą możemy sobie podejrzeć ten wykres dziś, po spłynięciu wszystkich danych. Na jego wersji wykresu wysokość maksimum zgonów wygląda na podobną do maksimum zgonów w sezonie 2016/ 2017. Tymczasem po spłynięciu wszystkich danych wykres pokazuje maksimum prawie dwa razy wyższe.
Po drugie, wykres umieralności wraca do linii normy dopiero w 20 tygodniu, więc odcinając późniejsze dane jeszcze bardziej zmniejszył sobie całkę.
Rozumiem, że to co przedstawia to obliczenia, jakie robił na bieżąco w kwietniu, ale mamy sierpień a on niczego nie zaktualizował - bo psułoby mu to tezę.
Proszę też spojrzeć na sam początek wykresu - w sezonie zimowym 2015-16 liczba zgonów była jeszcze niższa niż podczas obecnego. A mimo to nie nastąpiła żadna wiosenna kumulacja zgonów. Czynnik X, nie zadziałał. Cztery lata temu nie było przesilenia wiosennego i klimatyzatorów?
Tyle głupot i manipulacji a nie doszedłem jeszcze do 15 minuty. To ma być ta inna perspektywa?
Napisano 27.08.2020 - 20:54
Możliwe, że w pogłoskach, które są uważane za jedną z licznych teorii spiskowych, może tkwić ziarno prawdy. Naukowcy z amerykańskiej organizacji non-profit odkryli dowody na to, że koronawirus po raz pierwszy nie pojawił się na targowisku w Wuhan, lecz ponad 1,6 tys. km dalej w 2012 roku! Doszli do tego po przetłumaczeniu 66-stronicowej pracy magisterskiej chińskiego lekarza.
Zarówno wirusolog Jonathan Latham, jak i biolog molekularna Allison Wilson pracują dla organizacji non-profit Bioscience Resource Project w Ithace (stan Nowy Jork). Jak podaje dziennik "New York Post", doszli do swojego odkrycia po przetłumaczeniu 66-stronicowej pracy magisterskiej chińskiego lekarza, który leczył górników i wysyłał próbki ich tkanek do Instytutu Wirusologii Wuhan w celu przeprowadzenia testów.
"Dowody, które zawiera ta praca, skłoniły nas do ponownego rozważenia wszystkiego, co myśleliśmy, że wiemy o początkach pandemii COVID-19" - piszą naukowcy w artykule opublikowanym 15 lipca na stronie internetowej "Independent Science News". W rozmowie z "NYP" Latham podkreślał, że koronawirus "prawie na pewno uciekł" z laboratorium w Wuhan.
Koronawirus pochodził z nietoperza, ale nie z Wuhan.
Wszystko zaczęło się w kwietniu 2012 r. Sześciu górników pracujących w kopalni Mojiang w południowo-zachodniej chińskiej prowincji Yunnan spędziło ponad 14 dni na usuwaniu odchodów nietoperzy. Wszyscy zapadli na tajemniczą chorobę, a trzech z nich zmarło. Doktor Li Xu, który leczył górników, opisał w swojej pracy magisterskiej, że pacjenci mieli wysoką gorączkę, suchy kaszel, bóle kończyn, a w niektórych przypadkach również bóle głowy. Czyli wszystkie objawy, które wiążemy teraz z COVID-19.
Latham i Wilson zauważają też, że sposoby leczenia górników - m.in. za pomocą respiratorów i różnych leków, w tym steroidów, leków rozrzedzających krew i antybiotyków - również przypomina sposób leczenia pacjentów z COVID-19 na całym świecie. Po przeprowadzeniu wielu testów, lekarz wykluczył zapalenie wątroby, dengę, a nawet HIV i rozpoczął konsultacje ze specjalistami w całych Chinach, w tym z wirusologiem Zhong Nanshanem, międzynarodowym bohaterem, który zarządzał epidemią SARS w 2003 roku i jest uważany za najlepszego pulmonologa w kraju.
"Kontakt z Zhong Nanshanem jest znaczący" - piszą Latham i Wilson. "Oznacza to, że choroba sześciu górników budziła duże obawy. Po drugie, za prawdopodobną przyczynę uznano koronawirusa podobnego do SARS" - dodają. Lekarz wysłał również próbki tkanek od górników do laboratorium w Wuhan, które jest centralnym punktem badań nad koronawirusem w Chinach. Tam naukowcy potwierdzili podejrzenia. Źródłem zakażenia był chiński nietoperz o nazwie podkowiec rudy (R. rouxii).
Groźna ewolucja koronawirusa i "wyciek"
Latham i Wilson uważają, że wirus, który został wykryty u górników z Mojiang, "wyewoluował" w SARS CoV-2, "niezwykle patogenny koronawirus wysoce przystosowany do ludzi", a próbki w jakiś sposób wydostały się z laboratorium w zeszłym roku, uruchamiając światową pandemię. Nowojorscy naukowcy nazwali swoją hipotezę dotyczącą pochodzenia COVID-19 "Pasażem Górników Mojiang". "Pasażowanie” to termin wirusologiczny określający adaptację wirusów do nowego gatunku" - wyjaśniają w swoim artykule.
- Chociaż naukowcy z laboratorium Wuhan zebrali próbki koronawirusa od nietoperzy w tej samej kopalni, przegapili połączenie z przypadkami z 2012 roku - mówi Latham w rozmowie z "NYP". Co więcej, Shi Zhengli, wirusolog z laboratorium w Wuhan (znana jako "kobieta-nietoperz" przez swoje szeroko zakrojone badania nad koronawirusami pochodzącymi od nietoperzy), powiedziała w czerwcu magazynowi "Scientific American", że górnicy zmarli z powodu infekcji grzybiczej, "chociaż to tylko kwestia czasu, zanim złapią jakiegoś koronawirusa, jeśli kopalnia nie zostanie natychmiast zamknięta".
Teoria spiskowa okaże się prawdą?
Odkrycie nowojorczyków stopniowo zyskuje pozytywne recenzje społeczności naukowej w USA, choć do tej pory teoria o wycieku koronawirusa z laboratorium w Chinach (umyślnego lub przypadkowego) była uznawana za jedną z licznych teorii spiskowych. Znany amerykański genetyk i inżynier molekularny George Church podzielił się tą teorią na Twitterze w lipcu, a Stuart Newman, czołowy ekspert w dziedzinie biologii komórki i anatomii z New York Medical College w Westchester, nazwał raport Latham-Wilson "najlepszym jak dotąd wyjaśnieniem pochodzenia SARS-CoV-2".
Chińscy urzędnicy nadal twierdzą, że koronawirus, który zainfekował ponad 24 miliony ludzi na całym świecie i zabił ponad 820 tysięcy chorych, powstał w Wuhan w grudniu, kiedy "przekroczył barierę gatunkową" i "przeskoczył" ze zwierząt sprzedawanych na targu owoców morza w Huanan. Jednak wielu naukowców wciąż kwestionuje to źródło pochodzenia infekcji. Szczególnie, że rynek handlu dzikimi zwierzętami został oczyszczony i zamknięty przez urzędników rządowych niemal natychmiast po wybuchu pandemii, a mimo to rozprzestrzeniała się ona nadal w niekontrolowany sposób.
Napisano 28.08.2020 - 12:32
Cóż, odkryto, że w przeszłości już zdarzyło się zarażenie wirusem podobnym do SARS. Co nie jest nowiną. Przypominam o epidemii SARS-Cov-1 w roku 2002, która rozeszła się na kilka krajów. Po tamtym zdarzeniu znane były jeszcze dwa przypadki ponownych zarażeń od zwierząt innymi wersjami wirusa, które nie przenosiły się między ludźmi. Tutaj znaleziono trzeci taki przypadek. Wirusy podobne do SARS krążą w populacji dzikich zwierząt, głównie nietoperzy. Przez lata wykryto wiele dzikich szczepów pobieranych z różnych miejsc. Większość wykazywała za małe dopasowanie do ludzkich receptorów aby zarażać ludzi. Było oczywiste, że prędzej czy później w naturze pojawi się patogenna wersja, jak to miało już miejsce w 2002 roku.
Większość takich próbek z natury była badana w Wuhan, bo tam mają laboratorium klasy 4. Szczep o który chodzi w tym odkryciu to BtCoV/4991, informacje o nim zostały publicznie zaprezentowane w pracy naukowej. Nie było jedynie w anglojęzycznych pracach podane, że szczepem tym zaraził się jakiś człowiek.
https://www.ncbi.nlm...uccore/KP876546
Nadal jednak brakuje potwierdzenia, że wirus wydostał się z tego laboratorium. Szczep, którym zarazili się wtedy górnicy, jest jednak inny od obecnego.
Napisano 02.09.2020 - 08:03
Coś takiego pojawiło się wczoraj. Ja nie neguję epidemii, wirus jest i to nie jest kwestia wiary w niego lub nie (wierzyć to można w Św. Mikołaja czy bóstwa), ludzie chorują i nawet umierają. Ale zawsze można zastanowić się nad kwestią podawania informacji publice (lub też dezinformacji), nad manipulacją danymi i faktami i sposobie ich przekazywania społeczeństwu. Pomijając już dość nachalną reklamę książki (chyba z 6 razy w ciągu filmiku), to zauważone przez tego człowieka fakty i zestawienia liczbowe pozwalają spojrzeć na bieżące wydarzenia z nieco innej perspektywy. Chociażby to, że różnica w liczbie zgonów we Włoszech i w PL ma bezpośredni związek z wybuchem II wojny światowej..
Polecam tą książkę. Krótko mówiąc liczby nie kłamią niecałe 300 zgonów w 40milionowym kraju to żadna pandemia. Poza tym działania rządu wiele pokazują, sami nie noszą masek i na wiecach wyborczych oraz w supermarketach wirusa nie ma...
Napisano 02.09.2020 - 11:54
@up
Nie wiem, może coś mam nie tak ze wzrokiem, ale to nie wygląda na 300 zgonów. Śmiertelność nie jest nadzwyczajnie wysoka, ale nie jest też na tyle niska żeby wirusa totalnie bagatelizować.
Napisano 02.09.2020 - 16:28
@up
Nie wiem, może coś mam nie tak ze wzrokiem, ale to nie wygląda na 300 zgonów. Śmiertelność nie jest nadzwyczajnie wysoka, ale nie jest też na tyle niska żeby wirusa totalnie bagatelizować.
Zapewne koledze chodziło że 300 zgonów to Korona per se a reszta to po prostu jakieś dziadki po 80 lat które złapały korone i sie przekręcila.
Napisano 02.09.2020 - 18:14
Dokładnie, jak wyżej. Być może ze 300 faktycznie pomarło z powodu korony ale reszta to zapewne ludzie starsi, poważnie chorzy na swoje regularne choroby, które spowodowały śmierć a że przy okazji test wykazał im koronę to wciągnięto ich w statystyki.
Zbigniew Martyka
Kierownik Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego w: Zespół Opieki Zdrowotnej w Dąbrowie Tarnowskiej:
Pisząc o skutkach zainfekowania wirusem SARS-CoV-2 chciałbym przede wszystkim określić problem z medycznego, a nie politycznego punktu widzenia, jednakże w całej tej sytuacji elementy zdrowotne są pod pewnymi względami tak ściśle związane z elementami polityki, że nie sposób ich całkowicie rozdzielić.
Jak w dowcipie, który ostatnio przeczytałem: Pacjentka pyta lekarza, czy mamy się spodziewać nowej fali zachorowań. Lekarz odpowiada: „Nie wiem, proszę pani. Jestem lekarzem a nie politykiem”.
Na początku ogłoszenia epidemii (pandemii) nie bardzo było wiadomo, czy nie zbliża się kolejne zagrożenie masowym wymieraniem ludności, jak w czasie prawdziwych epidemii (dżuma Justyniana , 541-542r. – w samym Konstantynopolu umierało dziennie 5000 osób a populacja miasta zmniejszyła się o 40%; dżuma w Europie w XIV w – zmarła 1/3 ludności Europy; „zaraza” w Londynie w 1665-1666r. – zmarło 20% mieszkańców Londynu; grypa hiszpanka – śmiertelność 10-20%). To były prawdziwe epidemie, nie takie jak sławetna świńska grypa. Oskarżono wówczas WHO o ogłaszanie sztucznej pandemii na potrzeby koncernów farmaceutycznych. Wykazano, że w grupie, która przygotowywała dokument w sprawie rekomendacji stosowania szczepionek, pracowało 3 naukowców, którzy otrzymywali wypłaty od firm farmaceutycznych. W 2010 r. opublikowano na ten temat krytyczne raporty - zarówno na łamach brytyjskiego pisma medycznego BMJ, jak również na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE).
W przypadku Covid-19 okazało się, że śmiertelność średnio na świecie nie przekracza setnych części procent. W Polsce na Covid-19 zmarło kilkakrotnie mniej, niż w tym samym czasie na zapalenie płuc. Na HIV/AIDS rocznie umiera na świecie ok. 1 mln. osób. Liczba zakażeń jelitowych bakterią Clostridium difficile jest kilkakrotnie większa niż liczba osób, u których stwierdzono zainfekowanie wirusem SARS-CoV-2, a przebieg zakażenia jest często o wiele bardziej poważny.
W ciągu kilku ostatnich miesięcy pracy na oddziale zakaźnym spotykałem się z wieloma osobami, u których wykryto zainfekowanie Covid-19. Celowo nie piszę, że „były chore na Covid”, gdyż ponad 95 % miało albo lekkie objawy, ustępujące po 1-3 dniach, albo nie wykazywała w ogóle żadnych objawów. Zwyklej u tych lekko chorych obserwowaliśmy niewielkie podwyższenie temperatury ciała, przejściowe zaburzenia smaku lub węchu. Oczywiście, były także osoby, u których wystąpiły poważne objawy, wymagające hospitalizacji a niekiedy intensywnego leczenia. Zawsze istnieli ludzie ciężko chorzy i zawsze ludzie umierali. Nikt tego nie neguje. Na szczęście spośród osób, które do nas trafiały, był to naprawdę niewielki odsetek. Ci pacjenci oczywiście byli kierowani do szpitala jednoimiennego.
Nie tylko z mojej obserwacji, ale także z wymiany doświadczeń z wieloma moimi kolegami – głównie lekarzami rodzinnymi – wynika, że w czasie zachorowań grypowych stan pacjentów był zdecydowanie bardziej poważny. Były to w większości osoby naprawdę chore, bardzo osłabione, wysoko gorączkujące, a ich normalna, codzienna aktywność, była wyłączona na kilka lub kilkanaście dni.
Przez lata spotykaliśmy się z różnymi chorobami infekcyjnymi, przebiegającymi często z bardziej burzliwymi objawami, ale nikt z tego powodu nie wpadał w panikę, nie zarządzał kwarantanny, izolacji, nie zmuszał ludzi zdrowych do wykonywania testów, badań – tylko dlatego, że znaleźli się w pobliżu osoby zainfekowanej. Po prostu zachowywano się racjonalnie.
Pamiętam, jak zaczęły się zachorowania na HIV. Początkowo ludzie byli naprawdę przestraszeni. Obawiali się, że zakażą się jeśli dotkną klamki, którą przed chwilą dotykał pacjent z HIV. I co wówczas robiono? Nakręcano panikę? Zarządzano kwarantanny? Czy podawano w mediach, ile nowych przypadków wykryto każdego dnia? Czy wirusa nazywano „śmiertelnym wirusem”? Nie. I władze, i pracownicy medyczni zachowywali się wówczas zupełnie normalnie. Starano się ludzi uspokoić, wytłumaczyć, że jest to choroba infekcyjna jak wiele innych i oczywiście należy zachować pewną ostrożność, ale nie wolno wpadać w panikę. To były normalne czasy. Nie było „zapotrzebowania politycznego” na eskalowanie pandemii strachu, zupełnie inaczej niż w chwili obecnej.
Aktualnie śmiertelność z powodu innych chorób (w tym infekcyjnych) jest znacznie wyższa, niż śmiertelność wśród osób, które kwalifikuje się jako zmarłe w wyniku zakażenia Covid. Na inne choroby zakaźne umiera ponad 90% osób, a zakwalifikowanych jako Covid – poniżej 10%. Natomiast przekaz medialny jest taki, że mamy się bać tych kilku procent, a nie musimy się przejmować innymi zakażeniami, które są odpowiedzialne za ponad 90% zgonów spowodowanych chorobami zakaźnymi. Gdzie logika? Niezbędne jest w tym przypadku uświadomienie, że zakażenie Covid może być przysłowiowym „gwoździem do trumny” u osób schorowanych, ale praktycznie samo w sobie nie prowadzi do śmierci (tak jak to było początkowo w przypadku AIDS - teraz są terapie, które pozwalają zachować tych pacjentów przy życiu, lecz na początku rozpoznanie AIDS kojarzyło się z nieuchronnym zgonem).
Już słyszę adwersarzy, którzy mówią: „A gdyby to chodziło o twoją najbliższą osobę, schorowaną, w podeszłym wieku, to też uważasz, że nie powinno być obostrzeń, maseczek, izolacji, kwarantanny itp.? Powiedz to osobie, która utraciła kogoś bliskiego”.
Odpowiadam podwójnie:
1) To powiedz to trzem innym osobom, które utraciły swoich bliskich z powodu niemożności otrzymania właściwej pomocy lekarskiej z powodu restrykcji covidowych.
2). Mój Tato w wieku 81 lat zachorował na banalną infekcję wirusową (nie żaden Covid), która była tym przysłowiowym gwoździem do trumny. Zmarł. I wcale nie uważam, że powinniśmy w tamtym czasie paraliżować normalne życie, funkcjonowanie służby zdrowia, aby zredukować możliwość przenoszenia czynników zakaźnych. Podstawowe zasady – tak. Ale nadzwyczajne, przekraczające zasady zdrowego rozsądku – zdecydowanie NIE.
Mimo braku istotnych różnic pomiędzy infekcją Covid a innymi infekcjami wirusowymi (w tym – innymi koronawirusami, które występują w populacji w ilości 5 do 15%) – zarządzono wyolbrzymione, sprzeczne z logiką restrykcje. Sparaliżowano służbę zdrowia. Sparaliżowano gospodarkę. Zniszczono wiele firm (niezależnie od wypłat rekompensujących). Pozbawiono ludzi komfortu bycia wolnym człowiekiem. Zastraszono.
Być może uchroniono (a właściwie – odwleczono w czasie) zakażenie jakiegoś procenta osób. W miejsce tego pozbawiono zdrowia, a niejednokrotnie życia, o wiele więcej ludzi. Terapia okazała się gorsza niż choroba. Na co dzień spotykam się z sytuacjami, że chorzy pacjenci nie mogą się dostać do lekarza, jeśli mają podwyższoną temperaturę ciała. Są odsyłani z kwitkiem w formie „teleporady”, bez badania fizykalnego, bez badań analitycznych, obrazowych (bo mogą mieć Covida). Ostatnio poruszający, znany mi osobiście przykład z innego miasta: starsza kobieta mieszkająca z mężem (także w podeszłym wieku) z nieco podwyższoną temp. ciała. Pobrano wymaz w kierunku Covid i pozostała w domu. Po kilku godzinach wzrost temp. ciała do ponad 40 st. C. Zasłabła. Mąż wezwał pogotowie. Ratownicy poinformowali, że w oddziale zakaźnym nie ma miejsc wolnych. Szpital jednoimienny jej nie przyjmie, bo nie ma stwierdzonego dodatniego Covida. Inne szpitale nie przyjmą, bo nie ma stwierdzonego ujemnego Covida. Pacjentkę pozostawiono w domu, tłumacząc, że gdyby pojawiła się silna duszność, to niech jeszcze raz wezwie pogotowie. Może w tym czasie będzie już wynik pobranego wcześniej wymazu w kierunku SARS-CoV-2.
Proszę mi wierzyć, to nie jest żadne wyolbrzymianie problemu. I ja i moi koledzy spotykamy się z takimi sytuacjami często. Kiedy na początku na wyniki testów czekaliśmy nawet kilka dni, to pamiętam, jak jeden pacjent po wypadku nie był zaopatrzony przez 3 dni (rany nie były zeszyte). Krążył między jednym szpitalem a drugim (w tym – jednoimiennym, gdzie też go nie zaopatrzono twierdząc, że powinien być zaopatrzony w miejscu zamieszkania).
Z pewnością każdy zna liczne takie przypadki. To jeden z wielu aspektów pandemii strachu.
Inną, niezwykle przykrą konsekwencją koronapaniki jest pozostawianie starszych, lub młodych ale poważnie chorych osób wymagających hospitalizacji bez możliwości kontaktu z bliskimi. Tacy ludzie, często bardzo emocjonalnie związani z innymi członkami rodziny zostają osamotnieni, bez możliwości odwiedzin w momencie, kiedy wsparcie najbliższych jest im najbardziej potrzebne.
Warto tu wspomnieć o depresjach (koledzy psychiatrzy i psychologowie mają coraz więcej nowych pacjentów).
Depresja idzie w parze także ze wzrostem bezrobocia. Jak wynika z wielu analiz – wzrost bezrobocia o 1% przyczynia się do wzrostu liczby samobójstw o ok. 1,1%.
Kilkakrotnie na moich oczach dochodziło do omdleń, kiedy pacjenci (nawet mężczyzna w sile wieku) z powodu założonej maseczki mieli utrudniony dopływ tlenu. Po zdjęciu maski wracali powoli do siebie. Wtedy mówiłem, żeby nie zakładali w tym dniu maseczki, niezależnie od zaleceń ministra.
A propos bezpieczeństwa maseczek. Znowu wielu adwersarzy przekonuje, że personel służby zdrowia, zwłaszcza zabiegowcy – używają na co dzień masek i nic się nie dzieje. Tak, to prawda, ale czy w przypadku zaostrzenia POChP lub w zaawansowanej ciąży stają za stołem operacyjnym? Chyba nie.
Ponadto - zdecydowana większość obserwowanych przeze mnie (i nie tylko) osób używa tej samej maski przez wiele tygodni. Jest ona zabrudzona, zainfekowana, a zdarza się, że jeden drugiemu pożycza przed wejściem do sklepu. Inni maja ją na samych ustach lub na brodzie, byleby się uchronić przed mandatem. Nawet gdyby taka maska rzeczywiście ograniczała transmisję wirusa, to w tych przypadkach nie tylko nie ogranicza, ale dodatkowo naraża na infekcje.
Czy warto więc tak bardzo dezorganizować normalne życie, normalne funkcjonowanie służby zdrowia, aby osiągnąć wyimaginowaną korzyść zdrowotną w nielicznych, pojedynczych przypadkach, poświęcając pod wieloma względami dużo większe grupy ludzi?
O co więc chodzi? Bo ze zdrowym rozsądkiem, a zwłaszcza z medyczną zasadą „primum non nocere” (przede wszystkim nie szkodzić) - ma to niewiele wspólnego.
Zastraszanie i wzbudzanie paniki szkodzi nam wszystkim. Proszę sobie wyobrazić pilota samolotu, który awaryjnie lądował. Po wylądowaniu informuje pasażerów: „proszę spokojnie podchodzić do wyjść awaryjnych. Na zewnątrz są już służby ratunkowe. Wszyscy bezpiecznie opuszczą samolot”. I nawet, jeśliby zagrażało większe niebezpieczeństwo, to takie rozważne podejście i uspokojenie ludzi zwiększa szansę ich uratowania. A gdyby pilot krzyczał: „Ludzie! Ratujcie się kto może, bo w każdej chwili mogą wybuchnąć zbiorniki z paliwem”. Jak można byłoby to ocenić?
Na naszych oczach odbywa się to drugie. Niestety. Nawet samo podawanie liczb nowo zakażonych lub zmarłych osób jest sposobem manipulacji i straszenia. Średnio w ciągu doby umiera w Polsce ok. 1100 osób. I o tym się nie mówi w mediach. Natomiast słyszymy, że zmarło 8 osób z powodu Covida (tak naprawdę nie wiadomo, czy rzeczywiście z powodu Covida, bo sekcji się u nas w tych przypadkach nie robi).
Ponadto, w zdecydowanej większości przypadków ludzie umierali na inne choroby, będąc „bezobjawowymi nosicielami wirusa” ale do informacji publicznej podaje się, że zmarli „z powodu” koronawirusa, co jest kolejnym elementem manipulacji zmierzającej do eskalowania strachu.
A gdyby tak informować, że dziś zginęło w wypadkach komunikacyjnych 8 osób w Polsce. I tak codziennie (tyle bowiem średnio ginie). I gdyby stwierdzić, że trzeba wobec tego podjąć nadzwyczajne działania – ograniczenie ilości pojazdów na jezdni (jeden pojazd od drugiego w odległości 100 m), ograniczenie ilości pieszych na przejściach (maksimum dwie osoby jednocześnie), konieczność noszenia przez pieszych czapeczek z migającym światełkiem (za brak czapeczki wysokie mandaty)? A najlepiej: „Zostań w domu, nie wychodź na ulicę – zachowaj się odpowiedzialnie”. I tu widać nonsens nieadekwatnych działań, z jakimi mamy do czynienia w związku z koronapaniką.
Jeżeli ktoś powie, że przykład jest chybiony, bo tu chodzi o chorobę zakaźną - to od razu odpowiadam: chodzi o to, by zmniejszyć ilość zgonów – niezależnie od przyczyny.
Ktoś może powiedzieć, że łatwo mi ironizować na temat ofiar wypadków. Od razu odpowiadam: mój syn zginął w wypadku w wieku 19 lat. I nie uważam, że powinno się nosić dla bezpieczeństwa czapeczki z migającym światełkiem.
Dlaczego uważam, że straszenie jest częścią polityki?
Minęło kilka miesięcy. W niektórych krajach zrezygnowano z siania paniki i prowadzono w miarę normalne życie (poza nielicznymi ograniczeniami). Jaki skutek w porównaniu w tymi, gdzie wprowadzono obostrzenia
Kraj / procent zakażeń w całej populacji / procent zgonów w całej populacji
USA / 1,8% / 0,055%
Brazylia / 1,8% / 0,06%
Włochy / 0,45% / 0,06%
Polska / 0,18% / 0,005%
Białoruś / 0,75% / 0,007%
Szwecja / 0,84% / 0,06%
Jak widać – nie ma istotnej różnicy pomiędzy średnią liczbą zgonów na świecie a średnią liczbą zgonów w krajach bez obostrzeń (Szwecja, Białoruś).
A propos Białorusi – niezależnie od oceny politycznej i moralnej ich prezydenta, to warto zapoznać się z konferencją prasową, gdzie podał do publicznej wiadomości, w jaki sposób próbowano go nakłonić, by zastosował takie obostrzenia, jak w pozostałych krajach:
„Agencja Bełsat poinformowała o tym, że WHO czyli Światowa Organizacja Zdrowia, agenda ONZ zaproponowała prezydentowi Łukaszence 92 miliony dolarów za wprowadzenie w całym kraju restrykcji takich, jak we Włoszech”. Odmówił. Kilka tygodni później zgłosił się do niego Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) również agenda ONZ. Oferta za to samo okazała się dziesięciokrotnie większa. Łukaszenko odmówił stwierdzając - “Nie będziemy tańczyć jak nam kto zagra”. - cytuje białoruska agencja powołując się na materiał filmowy.
Białoruś nie zamknęła swej gospodarki a 9 maja zorganizowała nawet (w przeciwieństwie do Rosji) defiladę w Dzień Zwycięstwa. Mimo to sytuacja epidemiczna jest na Białorusi lepsza niż w wielu innych krajach, które zastosowały tzw. lock down”.
Czy tak m.in. wygląda „pociąganie za sznurki”? A może jeszcze innych metod „perswazji” używano?
Przyszłość nie napawa optymizmem. Pomimo, że na początku minister zdrowia mówił jak lekarz („maseczki nic nie dają i nie wiem, po co je ludzie noszą”, oraz: „ja nie mam objawów chorobowych więc nie muszę ich nosić”), później zmienił zdanie na bardziej „poprawne politycznie”.
Zastraszanie konsekwentnie postępuje.
Ale nie wszyscy boją się „śmiertelnego wirusa” (jak się go często określa w mediach). Coraz więcej osób porównuje go z innymi, znanymi chorobami i widzi cały absurd tego zastraszania. Podobnie większość moich kolegów – lekarzy. Boją się czegoś innego: kwarantanny. Wolą nie przyjmować pacjentów, odesłać ich bez badania zasłaniając się taką możliwością (teleporada), żeby przypadkiem nie natknąć się na pacjenta, u którego wykryje się Covid-19.
Gdyby nie ta obawa, problem w służbie zdrowia w dużej mierze byłby rozwiązany.
Podobnie ze szpitalami jednoimiennymi, które przestają być wydolne.
Jeśliby ktoś chciał bardziej skutecznie dokonać destrukcji służby zdrowia to można by było wprowadzić kwarantannę, izolację, badania przesiewowe np. u osób z zakażeniami jelitowymi (w tym: Cl. difficile), z HIV/AIDS, z zapaleniem płuc (ok. 12 tys. zgonów rocznie w Polsce i także można się zarazić drogą kropelkową). Zróbmy w tych przypadkach również szpitale jednoimienne i dopiero wówczas pokażemy społeczeństwu, przed jakim straszliwym niebezpieczeństwem trzeba go chronić. A szpitale jednoimienne nie będą w stanie przyjąć wszystkich tam kierowanych.
Panika będzie jeszcze większa.
W prowadzonym przeze mnie oddziale zakaźnym już teraz nie jesteśmy w stanie obsłużyć wszystkich zgłaszających się pacjentów, którym odmówiono pomocy w innych placówkach służby zdrowia. Brak personelu, brak „mocy przerobowych”.
Z dziesiątków osób, które się zgłaszają, tylko u pojedynczych osób jest wykryty Covid. Cała reszta jest zdrowa. A nawet ci zainfekowani (zgłosili się, bo dostali takie polecenie) w zdecydowanej większości wykazują zdziwienie, że wykryto wirusa, bo nie mają ŻADNYCH objawów.
Tak więc izolujemy zdrowych (bo wykryto u nich materiał genetyczny jednego z całej rzeszy wirusów, które normalnie zasiedlają ludzki organizm i z którymi nasz układ odpornościowy doskonale sobie radzi), poddajemy ich badaniom, nie mając już pełnych możliwości zająć się chorymi na inne choroby.
A co będzie za kilka tygodni, gdy pojawią się typowe dla okresu jesiennego infekcje z podwyższoną temperaturą ciała? Zdecydowana większość tych osób nie będzie miała wykrytego tego „śmiertelnego” wirusa (przypomnę, że śmiertelność w skali świata to zaledwie 0,05%!), ale zostaną odesłani bez badania, żeby personel nie musiał poddać się kwarantannie.
Czy te wszystkie, nieadekwatne do rzeczywistego zagrożenia obostrzenia, mają na celu zdrowie ludzi? Wątpliwe. Gdyby istotne było zdrowie, to prowadzono by akcje uświadamiające, że należy dbać o naturalną odporność organizmu oraz podawano by sposoby jak można to osiągnąć.
Byłem kilka lat temu na konferencji naukowej dla lekarzy rodzinnych (konferencja o stanie zdrowia Polaków, pod patronatem ministra zdrowia), gdzie podano ciekawe informacje: mamy coraz większe możliwości w medycynie stanów nagłych, ale jeśli chodzi o choroby przewlekłe, to sytuacja nie jest wesoła. Oczywiście stosujemy leczenie farmakologiczne, ale w tym przypadku możemy wpływać na zdrowie pacjentów zaledwie w ok. 10%. Natomiast 56% zależy od tego, jak pacjent traktuje swój organizm (używki, aktywność fizyczna, zdrowe odżywianie, uzupełnianie niedoborów witamin, mikroelementów, fitoskładników, eliminowanie toksyn itp.). W 24% na nasze zdrowie ma wpływ środowisko, w jakim żyjemy. W 10% - predyspozycje genetyczne, a jedynie w 10% - tzw. medycyna naprawcza.
Od lat mam możliwość obserwacji pacjentów, którzy w oparciu o powyższe informacje tak zmienili swój styl życia, tak zaczęli dbać o organizm, że praktycznie przestali zapadać na infekcje pomimo, że wcześniej często chorowali. Poprawa funkcji organizmu ma wpływ także na inne jego czynności, nie tylko na układ immunologiczny.
Dlaczego o tym się milczy? Dlaczego zaleca się maseczki, a nie mówi się, że można inaczej zadbać o zdrowie? Czy dlatego, że komuś zależy, by ludzie nie byli zbyt zdrowi? Komu?
Kto pociąga za sznurki „poprawności”?
Sposobem wyjścia z zapaści, jaka czeka nas w nadchodzącym czasie zwiększenia zachorowań, jest zaprzestanie traktowania zakażenia Covid jak wyjątkowej choroby i traktowanie go tak, jak powiedział Premier Morawiecki przed wyborami prezydenckimi: „Nie ma się czego bać, widzę, że już większość z państwa nie nosi maseczek. Choroba, jak choroba, jak inne choroby infekcyjne”.
A więc potraktujmy ją tak, jak powinniśmy - róbmy masowe badania wymazów w takim stopniu jak to robimy w przypadku innych chorób infekcyjnych (czyli wcale), znieśmy kwarantanny, a wówczas zajmiemy się ludźmi naprawdę chorymi i wymagającymi leczenia a nie zdrowymi nosicielami. Szpitale jednoimienne będą mogły być normalnymi szpitalami, a pacjenci zainfekowani, ale wymagający hospitalizacji, będą mogli być przyjmowani w każdym innym szpitalu bez obawy, że trzeba będzie poddawać się kwarantannie, która paraliżuje normalne funkcjonowanie placówek służby zdrowia i każdego człowieka.
Napisano 03.09.2020 - 10:43
Ja bym uwazal z zamieszczaniem takich postow bo jak pisalem w zasadzie dokladnie to samo kilka miesiecy temu (w Marcu bodaj) to mnie uznano za pozbawionego empatii szura w foliowej czapce.
Jak tam wirus, zmalau, urus? Bedziemy zyli czy zamykamy swiat juz na zawsze?
Sytuacja sie rozwinela tak jak przewidywalem. Kto mial zarobic juz zarobil, jak sie uda to pociagniemy jeszcze covidowe szalenstwo przez jesien zeby troche grosza jeszcze wpadlo, ale widac, ze pandemia strachu juz ma niewiele paliwa. Widac tez po poszczegolnych spolkach niestety. Teraz za ta zabawe dlugi bedziemy splacac latami.
Z drugiej strony glupio wyszlo, ze ci ktorzy zamykali sie z 50kg mrozonego kurczaka w Marcu teraz chodza po ulicach i krzycza najglosniej, ze wirusa nie ma, a wszystko to spisek illuminati. Wirus jest, zwyczajnie podjete dzialania przez rzady byly nieadekwatne, a cala paranoja zostal troche za bardzo nakrecona. Chociaz czy za bardzo? Kto mial zarobic, ten zarobil, a to najwazniejsze.
Taka ciekawostka. Kapitalizacja BML - Biomed Lublin przed koronawirusem ok. 65 370 000 PLN. Kapitalizacja BML w chwili obecnej 1 179 834 769 PLN. Jednoczesnie ktos sie bedzie jaral, ze Szumi nakradl 2 miliony, a na informacje, ze politycy sa w kieszeni takich wlasnie firm nazwie cie szurem.
Ciekawe czy za 25 lat dzieci beda sie o tym uczyc na historii i przedsiebiorczosci. Pewnie nie bo po co o tym mowic?
Użytkownik Master Zgiętonogi edytował ten post 03.09.2020 - 11:01
Napisano 03.09.2020 - 11:58
Jedyne co wiadomo, to że pozostałe osoby miały jakąś chorobę towarzyszącą. Tylko że zwykle nie jest to coś, co samodzielnie wywołuje zgon. W 50% przypadków chorobą towarzyszącą jest nadciśnienie, a z tym można żyć wiele lat.
Idąc tym tokiem rozumowania HIV nie jest w ogóle śmiertelną chorobą, bo chorzy umierają na coś innego.
Napisano 04.09.2020 - 15:04
Czy grypa jest groźniejsza?
To, ile właściwie wynosi prawdziwa śmiertelność grypy sezonowej jest przedmiotem sporów. Przykładem jednego z podejść może być dokument amerykańskiego CDC na temat szacunków sezonu grypowego 2018/19.
https://www.cdc.gov/.../2018-2019.html
Na podstawie różnych analiz szacują oni, że w sezonie tym na grypę chorowało 35,5 mln Amerykanów, z czego 16 mln zgłaszało się do lekarzy, 490 tysięcy zaliczyło choć dzień hospitalizacji a 34 200 zmarło w związku z grypą, z czego 22 tysiące wśród osób w wieku emerytalnym. Wliczają się w to także osoby z chorobami współistniejącymi, u których grypa była czynnikiem przyspieszającym zgon. Wynika z tego całkowita śmiertelność 0,09%. Po wczytaniu się w tabele odkrywamy jednak, że szacunek liczby chorych dotyczy tylko osób, które miały objawy. Tymczasem z różnych analiz wiadomo, że infekcję wirusem grypy też można przechodzić bezobjawowo, nawet do 28%. Obniża to szacunkową śmiertelność nawet do 0,07%
W przypadku nowego koronawirusa szacowana śmiertelność ogólna to 0,6% w Szwecji (przedział 0,4-1,1%)
https://www.folkhals...ical-report.pdf
Podobny wynik dały badania przeciwciał w kantonie Genewskim.
Gdyby więc w USA koronawirusem zaraziła się taka sama ilość chorych jak zwykle w sezonie na grypę, skończyłoby się na 270 tysiącach zgonów.
Nadal wiele osób głosi, że to co dzieje się w USA czy Europie to albo efekt odbicia po bardzo łagodnym sezonie grypowym (jak ktoś nie umarł zimą, to umiera na wiosnę, bo czynnik X nie będący wirusem, stąd górka zgonów), ewentualnie, że sytuacja wcale nie odbiega od normalnych sezonów grypowych. Wygląda jednak na to, że sytuacja jest w porównaniu z typowymi sezonami grypowymi bardzo nietypowa. Zauważcie też, że wcześniejszy sezon grypowy także był bardzo łagodny, ale żadne wiosenne odbicie nie nastąpiło.
Rysunek: zgony z przyczyn "grypa", "zapalenie płuc" i "COVID-19" w USA od 2018 roku:
Napisano 05.09.2020 - 12:39
@up
Nie wiem, może coś mam nie tak ze wzrokiem, ale to nie wygląda na 300 zgonów. Śmiertelność nie jest nadzwyczajnie wysoka, ale nie jest też na tyle niska żeby wirusa totalnie bagatelizować.
Opieram się na oficjalnych danych ministerstwa zdrowia. Dodatkowo zastanawia korelacja średniej wieku osób zmarłych z covid do średniej długości życia.
Napisano 06.09.2020 - 03:32
Napisano 06.09.2020 - 17:22
Serio, ja nie wiem już co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony nie można totalnie zlekceważyć sytuacji, wszystkich lekarzy, którzy potwierdzają, że wirus jest groźny (no nie wierzę, że wszyscy którzy tak głoszą, są opłacani lub zmanipulowani), z drugiej strony tyle rozbieżności w liczbach, "bezobjawowość" choroby, wielotysięczne demonstracje na Białorusi bez masek czy dystansu i jeszcze wczorajsze 2500 ozdrowieńców oraz dzisiejsze 1900 w Polsce, co wygląda na grzebanie przy liczbach (czyżby efekt zarządzania nowego ministra?).
Moje pierwsze myśli w marcu, gdy zaczynano nieśmiało podejrzewać spisek, to była teoria o tym, że na rękę rządom śmierć tysięcy emerytów, którzy obciążali system (w niektórych krajach na skraju załamania, u nas za jakieś 10 lat stanie się niewydolny). Poza tym, przyznam że zgłupiałem i przestaję postować w tym wątku, nie potrafię już stwierdzić co jest prawdą a co nie, co prawdopodobne, co niedorzeczne. Obie "strony" tego kabaretu przedstawiają swoje argumenty i prześcigają się w przedstawianiu dowodów mniej lub bardziej wiarygodnych. A może zwyczajnie nie mam czasu na analizy tego natłoku informacji, może mam już dość słów, które bankowo będą słowami roku: pandemia, korona, lockdown...
Trzymajcie się zdrowo!!
0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych