Wiecie co mnie jeszcze zastanawia, dlaczego skończyło się pracować / mówić o tym, skąd ten wirus tak naprawdę się wziął, bo no nie wierze, że od zwierzęcia na targu teraz choruje i umiera milion ludzi. Wiem, że była jakaś teoria, że Chińczycy wypuścili wirusa, ale chciałabym (pewnie nie tylko ja), widzieć skąd tak naprawdę się to wzięło, a nie tworzyć własne teorie, na których obecnie pozostaje nam polegać, bo nie słychać żadnych głosów dotyczących wyjaśnienia jak ten wirus powstał.
Prace na ten temat nadal trwają, ale pewne ogólniki są już znane.
Koronawirusy to dość szeroka grupa, znanych jest około 50 gatunków, większość wywołuje choroby zwierząt. Jest kilka wirusów zapalenia płuc świń, zapalenia jelit krów, zapalenia mięśni kurczaków itp. Dotyczachas znany były cztery koronawirusy zdolne zarażać ludzi, które wywołują łagodną infekcję górnych dróg oddechowych. W typowym sezonie grypowym te cztery gatunki odpowiadają za około 10% przeziębień i katarów, reszta przeziębień to skąpoobjawowa grypa, 50 serotypów adenowirusów, 100 szczepów rhinovirusów, RSV i kilka innych. Między innymi dlatego jeszcze nie powstała szczepionka przeziębieniowa, bo ciężko przewidzieć co trafi się danej osobie.
Do tej czwórki dołączył w roku 2002 wirus SARS, który wywołał ukrywaną przez władze epidemię w północnych Chinach i rozszedł się poprzez połączenia lotnicze do kilku krajów, najbardziej poszkodowana była wtedy Kanada. Wirus miał dość krótki okres inkubacji, rzędu 3-5 dni, często dawał powikłania, śmiertelność była rzędu 8-10%, zmarło wtedy około 800 osób (są wątpliwości do chińskich danych). Wtedy też zwrócono uwagę na koronawirusy jako kolejną grupę, którą warto brać pod uwagę w planach pandemicznych. Ponieważ było już wtedy wiadomo, że koronawirusy krążą w populacji zwierzęcej, zaczęto sprawdzać ich istnienie wśród dzikich zwierząt, na które się poluje. Najszybciej znaleziono zbliżone wirusy w chińskich cywetach, ale dzikie wersje nie zarażały ludzi.
W roku 2003 zanotowano dwa zarażenia SARS w pewnej wsi posiadającej targ z dziczyzną. Zachorował sprzedawca i jego krewny, oboje mieli kontakt z krwią i mięsem oprawianego na targu zwierzęcia, chyba była to cyweta. Wykazano, że nie jest to ten sam szczep SARS z ostatniej epidemii, oraz ze wirus był bardzo słabo dostosowany do biologii ludzkiego organizmu. Nie osiągał dostatecznie dużej wiremii w wydzielinach aby móc roznosić się między ludźmi. Stało się wtedy jasne, że wirusy tego typu mają stale kontakt z ludźmi, i musi dojść do odpowiedniego rodzaju mutacji aby możliwe było zarażanie. Prawdopodobnie co jakiś czas dochodziło do jednostkowych transmisji, ale szczepy ze złą mutacją nie wywoływały choroby, lub nie mogły się roznosić. Pojawienie się szczepu epidemicznego dla ludzi to kwestia kombinatoryki.
Dalsze dochodzenia epidemiczne doprowadziły do wniosku, że cywety nie były pierwotnym źródłem, lecz wirus przeniósł się na nie z nietoperzy, znanych od dawna jako rezerwuar wielu różnych wirusów. Faktycznie po badaniach zaczęto wykrywać wirusy typu "bat-SARS-like" u tamtejszych gatunków nietoperzy (z tego co się orientuję, nie wykryto ich u europejskich nietoperzy; za to możliwym rezerwuarem są u nas jeże, które okazują się ewolucyjnie spokrewnione). Przez kolejnych kilkanaście lat badano różne wersje wirusów z nietoperzy. W roku 2015 chiński wirusolog (zresztą pracujący w Wuhan) pokazał, że ze znalezionych wirusów wykazujących 70-80% podobieństwa, można poprzez przetasowanie różnych wersji genów w różnych wersjach otrzymać szczep w 100% identyczny z tamtym pierwszym pandemicznym. Wystarczyło, że w jednym zespole jaskiń znalazło się kilka zwierząt z odpowiednią kombinacją wirusów, które się skrzyżowały. Nowy wirus musiał być przy tym na tyle elastyczny, aby móc zarażać cywety odwiedzające jaskinie, poprzez które dotarł do ludzi.
Dekadę po tej pierwszej epidemii pojawił się w Arabii Saudyjskiej wirus MERS, wywołujący ciężkie zapalenia płuc ale o ograniczonej zdolności do przenoszenia między ludźmi. Chorowały głównie osoby mające kontakt z wielbłądami, ich krwią, pijące niepasteryzowane mleko lub mocz, uważany w arabskiej medycynie ludowej za lek, zalecany zresztą przez Mahometa. Większa grupa zachorowań pojawiła się w szpitalu i była powiązana ze słabym reżimem higienicznym, który stosował odkażanie odpowiednie do bakterii ale nie do wirusów. Dlatego przez długi czas uważano za niedostatecznie udowodnione, że wirus może roznosić się między ludźmi. Co było dobre, bo śmiertelność MERS dochodzi do 30%
Jednak w roku 2015 doszło do epidemii w Korei Południowej, wywołanej przez pielgrzymów wracających z Mekki, i tu trzeba było potwierdzić, że jednak roznoszenie się od człowieka do człowieka jest możliwe.
Na podstawie informacji, że w Chinach nadal spożywa się nieprzebadaną dziczyznę, badacze przewidywali, że w ciągu dziesięciu lat po MERS może się tam pojawić kolejny wirus. Plany epidemiczne przewidywały podobny scenariusz co w poprzedniej epidemii - grupa zachorowań na wsiach i w terenach rolniczych, nie rozpoznana zbyt szybko; przenikanie zachorowań do prowincjonalnych miast i wykrycie choroby na etapie roznoszenia wraz z kursami lotniczymi do większych miast lub za granicę. W zasadzie nadal nie jest wykluczone, że tak się to odbyło. Wuhan to chiński hub transportowy, jest położone z grubsza pośrodku głównego zaludnionego obszaru, następują tam przesiadki na długich trasach, równie dobrze mogło być tak, że pierwszy chory tam przyjechał.
Tłumaczyłoby to dane na temat pierwszej grupy zachorowań w Wuhan, określonej około 25 grudnia i zgłoszonej do WHO 30 grudnia. Z osób uznanych za pierwszy klaster pierwszy chory zaczął czuć pogorszenie zdrowia 1 grudnia i nie odwiedzał feralnego targu. Po nim pojawiły się jeszcze trzy osoby, które nie bywały na tym targu, dopiero po 12 grudnia pojawiają się zachorowania wśród sprzedawców i klientów. Wszystko wskazuje na to, że targ zwierzęcy w Wuhan był wtórnym źródłem zarażeń, a nie miejscem przeniesienia wirusa ze zwierzęcia na ludzi. I nie jest to tajna informacja, ujawniona przez szpiegów i whisletblowerów, bo pisze na ten temat jeden z pierwszych artykułów naukowych.
A że popkultura podłapała łatwy do wyśmiania obraz rosołu z nietoperza, to inna sprawa.
A czy wirus mógł uciec z laboratorium w Wuhan? Całkowicie wykluczone to nie jest, biorąc pod uwagę, że właśnie tam badano wirusy od nietoperzy. Ale prędzej może się okazać, że wirus krążył po wsiach i małych miejscowościach dużo wcześniej. Ostatnia oficjalna informacja jest taka, że retrospektywnie wykryto pierwsze zachorowanie w połowie listopada, ale nie znalazłem szczegółów.