3211 zakażonych przy 16500 testów. To jest około 20% zakażonych, miesiąc temu było ponad 50%.
Nie porównywałbym tych dwóch wyników, gdyż pochodzą one z dwóch różnych, że tak powiem, "epok". Nie zapominaj o tym, że w połowie listopada zostały wykazane rozbieżności w danych przekazywanych przez powiatowe i wojewódzkie stacje epidemiologiczne, co zaskutkowało zakazem publikacji (od 24 listopada) przez nie dziennych raportów dotyczących epidemii. Od tego momentu zostały nam tylko dane udostępniane przez ministerstwo. Niestety, to ograniczenie transparentności, a przez to i możliwości niezależnej weryfikacji owych danych stwarza szerokie pole do manipulacji nimi. I choć nie należę do zwolenników teorii spiskowych, to jednak w tej sytuacji mam spore obawy, że coś takiego może mieć miejsce, co zdają się potwierdzać same dane. Oczywiście wolałbym się w tej sytuacji mylić.
Dla ciekawostki.
Poniżej wykres dziennej wartości odsetka pozytywnych testów (od 1 września). Dodatkowo naniosłem jeszcze wykres średniej 7-dniowej, który wygładza dzienne wahania i lepiej uwidacznia główny trend zmian. Do połowy listopada wszystko idzie jak po sznurku - odsetek rośnie wykładniczo wręcz wzorcowo. Potem wszystko się wyraźnie załamuje i pod koniec listopada stabilizuje się na poziomie nieco ponad 30% i ta sytuacja utrzymuje się do teraz. Ponadto uwidacznia się bardzo wyraźny efekt weekendu, którego wcześniej nie było (te 20% to właśnie jego wynik). Tak przy okazji, ktoś ma pomysł, skąd się on może brać?
Im mniej wykonanych testów, tym mniej chorych przy założeniu, że nie wzrosła nagle ilość osób z objawami, którzy się nie testują. A raczej nic na to nie wskazuje. Jeśli ktoś nie wierzy w spadek zachorowań, to niech spojrzy na liczbę zgonów, bo tutaj też jest ich dużo mniej.
Pytanie, na ile wiarygodny jest ten spadek liczby zgonów? Trend odwraca się dość nagle i wyraźnie 25 listopada (bardzo dobrze widać to dla 7-dniowej średniej ruchomej). Ta data wydaje mi się mocno nieprzypadkowa (patrz wyżej).