Mieszkam na Śląsku i jest tu bombastycznie.
W zeszłym roku jak szła pierwsza fala, to żegnałam się z bliskimi bo miałam straszne wizje przed oczami, myślałam, że z tego żywa nie wyjdę. Dziś myślę, że to zwykła odmiana grypy. Wirusy koronowe były z nami od zawsze, ale komuś zależy żeby przejąć poszczególne branże i scalić to w jedną całość. Coś tu ewidentnie śmierci, całe te statystyki, ilość robionych testów na dobę, wpisywanie chorych z niewydolnością krążeniowo-oddechową pod covid.
Katowice mają się świetnie. Na Muchowcu ludzie uprawiają sport, głównie rower i biegi, a na zbudowanej rolkostradzie pełno rolkarzy. Dziś były tam tłumy. Do tego całe rodziny z dziećmi czy też psami, oczywiście bez maseczek bo w parkach czy lasach nie trzeba. Ja również jeżdżę jak zwykle rowerem do pracy i z pracy plus trzy razy w tygodniu ćwiczę interwał w domu. Sąsiedzi Ci sami, moja rodzina w tym samym składzie (głównie mam na myśli tych starszych) mogę się uznać za szczęściarę. Od grudnia chodzę do dentysty, tam normalnie pracują, a przychodnie to głównie teleporady. Zauważyłam, że tam gdzie jest NFZ to covid szaleje, za to w prywatnych przychodniach czy w gabinetach covida nie ma. Za odpowiednią opłatą córka urodziła mi wnuczkę i mógł być przy porodzie ojciec. Tam gdzie jest kasa nie ma paniki przed koroną, tam gdzie nie ma pieniędzy nawet zwykły katar to objaw korony.
Szpital tymczasowy na czas protestów był pusty. Nikogo tam nie było, ciemno wszędzie chociaż był chroniony przez policję. Tak jakby komuś zależało, żeby nie wejść do środka. Dziwi mnie, że pomimo iż bardzo dużo ludzi umiera (i ja również zetknęłam się ze śmiercią na covid) jakoś nikt z rządu nie umiera, jest czas aby grzebać w konstytucji zamiast przygotować się na następną falę - mówię tu o drugiej. Tak więc propaganda statystykami trwa, dziś już nie wierzę w ani jedno słowo. Za dużo mam znajomych pracujących w służbie zdrowia aby brać na poważnie ich statystyki. Chociaż byłabym głupcem abym nie wierzyła w to, że w szpitalach sytuacja jest zaogniona. Brak odwiedzin, zobaczyć można bliską osobę stojąc przed budynkiem i machając do okna, prowiant można zanieść do recepcji.
Najgorzej mają osoby które są przewlekle chore, niestety nie znam żadnej osoby która by przeżyła covida. Mowa tu o 10 osobach. Osoby te przyjmowały leki na stałe, są to żony kolegów z pracy, matki znajomych czy dalsze osoby które zna się z widzenia.
Ja od początku drugiej fali jakoś od października maseczki nie noszę i nie mam zamiaru. Żle się w niej czuję, nie umiem oddychać więc odstawiłam ją w ogóle. Obostrzenia są wbrew konstytucji, a z tego co mówią są to cały czas zalecenia to ja się wycofuję i podziękuję i za szczepionki z zakrzepicą, i za całokształt. Dla mnie to jedna wielka ściema.