Napisano
19.04.2021 - 22:14
Witam,
Od początku obserwuję ten temat i w końcu postanowiłem coś napisać.
Rok temu myślałem, że to kolejna "grypa", że za chwilę się skończy i zaraz o niej zapomnimy.
Niestety, nie skończyła się, nie zapomnieliśmy o niej.. ale przez absurdy jej towarzyszące, tj zakazy wchodzenia do lasów, maseczki nic nie dają, maseczki jednak coś dają, noście przyłbice, nie noście przyłbic, maseczka z szalika jest ok, maseczka z szalika nie jest ok itd zamiast myśleć, że covid to kolejna grupa zacząłem myśleć, że coś tu jest nie tak.
To w jaki sposób nasi rządzący i rządzący innych krajów "walczą" z pandemią sprawia, że z każdą ich decyzją przecieram oczy i uszy, czy aby na pewno dobrze widzę i słyszę.
Rok temu urodziła mi się córka. Z powodu wirusa przerwali nam szkołę rodzenia, nie było porodów rodzinnych, nie mogłem ich odwiedzić w szpitalu, nie było wizyt położnej w domu.. z powodu ok 300-500 zakażeń dziennie. Na szczepienie dziecka wpuszczali tylko z jednym rodzicem, do pustej przychodni, 30 minut na jedno dziecko, potem dezynfekcja wszystkiego i kolejne dziecko. Śmiałem się jak pani latała z płynem dezynfekującym aby przetrzeć krzesło na którym siedziałem.. Wizyta kontrolna z noworodkiem przez szybę, pani w przychodni dzwoniła do żony i przez szybę "badała" dziecko.
Na jesieni, ok 20-25 tys zachorowań dziennie. Na szczepieniu pełna przychodnia. Nikt nic nie przeciera, nie trzyma dystansu, jakby wirusa nie było, to samo w szpitalach, porody rodzinne działają, lasy otwarte...
Z wirusem nie miałem styczności do końca października. Nie znałem nikogo kto by chorował. Wtedy to zachorowała koleżanka z pracy. Objawy: brak węchu i smaku i tylko tyle. Podała mnie do sanepidu, że miała ze mną kontakt. Zadzwonili po 2 tyg w piątek z informacją, że nakładają na mnie nadzór epidemiologiczny do soboty - na jeden dzień! Do jej dziadków z którymi mieszka, wysłali polecony.. pod koniec listopada z informacją, że dziadkowie mają kwarantannę do końca października!
W grudniu pojawiła się informacja o szczepionce. Rozmawiałem wtedy z koleżanką - lekarzem z Warszawy, czy się szczepić czy nie. "Szczepić się" - powiedziała, dodała, że to jedyny sposób na wygraną z wirusem, że wirus jest groźny itp.
Wtedy też dowiedziałem się, że znajomy - młody chłopak, przeszedł covid bardzo ciężko, był w szpitalu.
Mijają kolejne miesiące, kolejna fala. Koleżanka, która chorowała w październiku miała zabieg w szpitalu. Zanim ją przyjęli oczywiście test na covid. Wynik - pozytywny. Zero objawów choroby. Kłóciła się i zrobili jej kolejny test. Tym razem negatywny. Lekarz zlecił kolejny. Wynik niejednoznaczny. Kolejne dwa testy i wynik pozytywny i negatywny. Tak jakby test losowo wskazywał te wyniki..
Powiem Wam, że nie wiem już co myśleć i co robić. Jak szczepionka będzie tak skuteczna jak testy to się jej boję.
Dlaczego nasi rządzący nie walczą z wirusem za przykładem Chin, Korei, Japoni? Odnoszę wrażenie, że specjaliści którzy doradzają rządowi nie mają pojęcia co robią.
Boję się, że te durne decyzję mz to jest jakiś plan tych na górze aby doprowadzić do jakiejś wojny/ogromnego kryzysu..