@Staniq:
Wiru nie "planuje" ewolucji. Podobnie jak z grypą czy szczepami różnych innych patogenów swoimi działaniami wybijamy część odmian, a inna część (odporniejsza) unika zagłady.... i korzysta z zasobów, których nie skonsumowały wybite szczepy.
Ciężko powiedzieć w którą stronę pójdzie ewolucja COVID-19, ale jedno jest pewne: nie uda się go eradykować.
Ogólnie, najbardziej przerażające w tym wirusie są dwie cechy:
- koszmarnie wysoka prędkość mutacji,
- koszmarnie wysoka zarażalność.
Brak "ostrzegawczych" objawów jest najgorszy. Taka ebola czy Marburg się nie rozprzestrzeni po całym świecie choćby dlatego, że chorzy dają na tyle paskudne objawy że łatwo ich unikać i izolować.
Żaden ze szczepów koronawirusa jeszcze nie jest wysoce morderczy, choć są bardzo szkodliwe (mgła mózgowa, uszkodzenia organów wewnętrznych). Jeszcze. Nie można wykluczyć że w dalszej perspektywie pojawi się szczep będący tak samo zaraźliwy jak obecne, do tego odporny na szczepionki i w dłuższej perspektywie zabójczy (np. będzie bardziej uszkadzał wątroby chorych, w wyniku czego w perspektywie kilku lat poumierają). Mimo to w wyniku pandemii lub skutków lockdownów zmarło ok. 80-110 tysięcy mieszkańców Polski. Sporo. Dla porównania, kampania wrześniowa roku 1939 kosztowała życie ok. 65 tysięcy Polaków, 17 tysięcy Niemców, 3 tysiące Francuzów i Brytyjczyków oraz ok. 2 tysiące ofiar innych uczestników (ZSRR i Słowacja).
Pandemie są też groźne z tego powodu, że w mózgach wielu ludzi "niebezpieczny" wirus to taki kapitan Trips z "Bastionu" lub wirus Furii z "28 tygodni później". No nie, wirusy tak nie działają, a gdyby w prawdziwym świecie pojawił się wirus w rodzaju kapitana Tripsa epidemia by wygasła w kilka tygodni (chorzy za szybko umierali, żeby efektywnie zarazić większa grupę ludzi). Po prostu przeciętny Kowalski nie umie dostrzec zagrożenia w obecnej pandemii. Dostrzegłby zagrożenie, gdyby dosłownie trupy leżały na ulicach, albo gdyby umierało po kilkaset tysięcy ludzi miesięcznie. On nie ma świadomości, że gospodarka i administracja by runęły przy "niewielkiej" liczbie ofiar (osobiście szacuję ten "próg katastrofy" na ok. 400-500 tysięcy rocznie dodatkowych zgonów rocznie - choć to zależy kogo i gdzie by kosiło, jak głównie emerytów i w miarę równomiernie po kraju to potrzeba by więcej ofiar, jeżeli głównie ludzi po 40 rż w wielkich miastach to dużo mniej).
Głównym ryzykiem na ten moment jest długotrwałe zapchanie szpitali chorymi na koronę (i tym samym załamanie się systemu opieki zdrowotnej - jak do tej pory było daleko do tego) i ewentualny "dziki samolockdown" w wypadku wysokiej liczby zachorowań - niezależnie co sobie różne chojraki od nosa powyżej maseczek powtarzają, 10-15% personelu jednocześnie na chorobowym i 1% w trumnach by położyło większość przedsiębiorstw.