Napisano 17.10.2021 - 18:28
Czyli po wyszczepieniu większości społeczeństwa dwiema dawkami, wprowadzeniu paszportów, wyszczepieniu ponad 30% społeczeństwa trzecią dawką mamy 2x więcej zakażonych i ciut mniej zgonów. A jeszcze trzeba dodać tych co już przechorowali i wyzdrowieli. No to to jest ten zbawienny wpływ szczepień? Te minimalne różnice mają zmuszać do szczepienia wszystkich ludzi? Szczególnie młodych, gdzie przez półtora roku zmarło kilka/kilkanaście osób?
Nie ciut mniej zgonów, ale 2 razy mniej zgonów. Oczywiście, w odniesieniu do liczby zakażonych, bo w tym kontekście trzeba na dane liczbowe patrzeć. A jeśli już mowa o samych zakażeniach, to przy porównywaniu liczb z obu fal wypadałoby wziąć od uwagę chociaż obowiązujący w tych okresach poziom restrykcji. Wtedy byłaby jakaś szansa, że coś by Ci się w tej materii rozjaśniło.
Dopiero w czerwcu tego roku mój drogi w Singapurze wyszczepiono 50% społeczeństwa i to jedną dawką. A pełne wyszczepienie ponad 70% społeczeństwa to dopiero wrzesień tego roku. A skoro jak twierdzisz wzrost zakażeń pojawił się jak zniesiono restrykcje przy niemal wyszczepionym całym społeczeństwie, tzn że szczepienia nie wpływają niemal w ogóle na zachorowania, a to jednoznacznie przekreśla jakąkolwiek sensowność wprowadzania segregacji sanitarnej i paszportów covidowych. Dziękuje, że pomogłeś to udowodnić.
Oczywiście, że szczepienia wpływają na zachorowania, gdyż znacząco obniżają ich przyrosty. Jak znacząco, to bardzo prosto oszacować.
Zacznijmy od tego, że 70% to nie "niemal wyszczepione całe społeczeństwo". To jeszcze sporo poniżej progu, który dałby w przypadku delty efekt w postaci wyhamowania epidemii. 70% wyszczepienia to redukcja współczynnika reprodukcji o 70%, czyli ponad trzy razy, z wartości 5-8 do 1.5-2.4, co nadal daje poziom zbliżony do wartości charakteryzującej pierwotną wersję wirusa. I to można było zaobserwować w danych z Singapuru podczas fazy wzrostowej.
Ależ oczywiście już nieraz się do tego odnosiłem. Bo akurat ten argument staje po mojej stronie, bo skoro jest mniej hospitalizacji i zgonów, tzn że zaszczepieni są bezpieczniejsi, tak? Tak. Czyli niezaszczepieni nie są zagrożeniem. A skoro zaszczepienie nie wpływa na ilość zachorowań(co sam ukazałeś danymi z Izraela) to znaczy, że zmuszanie do szczepień i segregacja ludzi oprócz tego, że są praktyką faszystowską to są też absurdalnie głupie.
Ja Ci podaję, że niezaszczepieni lądują w singapurskich szpitalach 5 razy częściej, a umierają 18 razy częściej od zaszczepionych, a Ty piszesz, że ten "argument staje po mojej stronie". Wybacz, ale chyba nie nadążam...
Napisano 17.10.2021 - 19:17
Ty:
Ja prosiłem o źródło wypowiedzi, w której stwierdzasz zależność, która jest mocno wątpliwa i jej nie wyjaśniłeś.
A ja wcześniej...
ilość przeciwciał po przechorowaniu jest mniejsza jak w przypadku szczepienia, bo organizm nie zajmuje się tylko markerami podczas choroby, ale również jej zwalczaniem
Proszę o źródło tej tezy, chyba że sam to wymyśliłeś.
Tutaj:
badaj.to Sp. z o.o.
ul. Moniuszki 81, 41-807 ZabrzeInfolinia: 22 899 88 88
oraz:
Medicower - Przeciwciała po przechorowaniu są zwykle w niższym mianie i szybciej zanikają niż przeciwciała po szczepieniu – dlatego zaleca się szczepienie również ozdrowieńcom (nie wcześniej niż 30 dni od uzyskania dodatniego wyniku testu w kierunku SARS-CoV-2).
Teraz masz na żółto. Nawet nie chciało Ci się wejść w linka. Masz adres, telefon i linka. Dwa różne punkty docelowe i nie związane ze sobą, aby nie było...
I taka to nasza dyskusja....
Napisano 17.10.2021 - 21:00
ilość przeciwciał po przechorowaniu jest mniejsza jak w przypadku szczepienia, bo organizm nie zajmuje się tylko markerami podczas choroby, ale również jej zwalczaniem
Skoro ja mam na żółto, to Ty masz pogrubione. Odniosłeś się do ilości przeciwciał już z 5 razy, ale ani razu do tej tezy o tym, że przeciwciał jest mniej, bo organizm równocześnie zwalcza chorobę. Nie twierdzę z góry, że to nieprawda, ale wydaje mi się to na tyle absurdalne, że zapytałem. Ale zaczynam powoli żałować, sam to sobie sprawdzę, bo się chyba nie doczekam odpowiedzi.
A co do samej ilości przeciwciał, to są badania, w których więcej przeciwciał jest u zaszczepionych i takie, w których więcej ich jest u osób po przechorowaniu. To mnie najmniej interesuje w tym momencie i gdyby nie ta pogrubiona część zdania, to w ogóle bym nie prosił o źródło.
Napisano 18.10.2021 - 10:27
Popularny
Tak sobie czytam, co tutaj piszecie i postanowiłam, że wtrącę swoje trzy grosze, bo od niektórych postów aż zęby bolą.
Zachorowałam na koronę w marcu 2021 roku. Paradoks całej tej sytuacji polegał na tym, że pracuję w handlu wsród ludzi, dużo podróżuję, także za granicę i dojeżdżałam w tamtym czasie do pracy komunikacją miejską. Pociąg i autobus pełne ludzi dzień w dzień, bezpośredni kontakt z kilkudziesięcioma obcymi ludźmi w pracy dzień w dzień - a zaraziłam się przez ognisko korony w ZUSie, gdzie pracuje brat mojego chłopaka. Ze wszystkich możliwych miejsc, ZUS...
Brat mojego chłopaka zaraził się od koronasceptyczki, z którą dzieli pokój w ZUSie, a która do tamtego momentu gardziła maseczkami i nie nosiła ich nigdy, nigdzie. Trudno powiedzieć, czy maska na jej twarzy uchroniłaby ją albo brata mojego chłopaka przed koroną i w zasadzie nie o tym jest ten post. Ale faktem jest, że na wszelkie zasady bezpieczeństwa kobieta miała wywalone po całości, bo w samą koronę w ogóle nie wierzyła. Aż trafiła pod respirator, bo przechodziła koronę objawowo i ciężko, no i skończyło się gadanie typu "wyłączcie telewizor".
Ale do sedna. Mój chłopak miał już potwierdzoną koronę i tytułem kontaktu z osobą zarażoną, dowalili mi z góry prawie 20 dni kwarantanny. Bardziej opłacało mi się więc iść na test i w razie pozytywnego wyniku, dostać 10 dni w izolacji - no to na ten test sobie poszłam.
Gdyby nie okoliczności i pozytywny wynik tego testu, to pewnie bym się nawet nie zorientowała, że przechodzę właśnie Covid. Jedyne, co odbiegało od mojej normy samopoczucia, to fakt, że byłam bardzo senna. Spałam po 15h na dobę, no i dzień przed wyjściem z izolacji straciłam węch i smak. Nie miałam kaszlu, nie miałam duszności, nie miałam gorączki ani nawet stanu podgorączkowego, nie wymiotowałam, nic mnie nie bolało. Szczerze - niektóre przeziębienia czy miesiączki przechodziłam gorzej.
Natomiast to że korony nie powinno się lekceważyć, nawet jeśli ktoś tak ja, przechodzi ją praktycznie bezobjawowo, przekonałam się niestety trochę później. Bo powikłania po chorobie którą przeszłam niemal bez objawów, mnie niestety nie oszczędziły.
Dobre 2-3 miesiące miałam potworne problemy z pamięcią. Zapominałam najprostszych słów po polsku. Moje wypowiedzi przypominały ciągle pijacki bełkot, bo zatrzymywałam się w pół zdania, przerywając i szukając konkretnego słowa. Zdarzało mi się przestawiać kolejność liter w wypowiadanych słowach, np. "ulczek" zamiast "klucze" itp. Często w połowie rozmowy z kimś zapominałam, o czym w ogóle mówimy. Albo, że w ogóle z kimś rozmawiam. Bez uprzedzenia kompletnie ignorowałam mojego rozmówcę - także klientów w pracy. Co ciekawe - po angielsku wypowiadałam się bez najmniejszego problemu.
Potrafiłam omyłkowo pojechać na drugi koniec miasta, zamiast wrócić z pracy prosto do mieszkania i zorientować się dopiero, kiedy wysiadłam z auta bóg jeden wie gdzie. Raz nawet, chcąc wrócić do domu (mam na osiedlu parking podziemny) pojechałam do galerii na drugim końcu miasta, zaparkowałam na parkingu podziemnym tam i dotarło do mnie, że coś jest nie tak dopiero, kiedy stanęłam przed ruchomymi drzwiami wejścia do galerii handlowej.
Próbowałam za wszelką cenę otworzyć drzwi od swojej pracy przy pomocy pilota do bramy w domu. Nie pamiętałam, który klucz w moim pęku kluczy otwiera jakie drzwi.
Smaku i węchu nie odzyskałam w pełni do teraz - przechorowałam w marcu i aż do końca lipca śmierdziało mi mięso i ryby jak najbardziej brudna i zalana wodą piwnica. Cebula śmierdziała potem, czekolada płynem do mycia szyb. Moje perfumy, których używam od 14 lat do teraz pachną mi wyłącznie alkoholem - nawet gdy wącham nowe opakowanie w sklepie. Nie czuję ostrości potraw - kiedyś przeszkadzała mi choćby lekko odbiegająca od łagodnej potrawa, teraz jem chilli łyżeczkami i nic. Nabiał dla mnie nie ma żadnego zapachu, więc nie potrafię określić czy np. nie zepsuło się mleko, śmietana.
Długo byłam też bardzo, bardzo słaba - dobre 6 miesięcy zajęło mi wrócenie do kondycji fizycznej, w której byłam, tak by przejść spokojnie te 5-10 km z psem bez ataków zadyszki i wypluwania płuc - a przecież przeszłam koronę w zasadzie bez żadnych objawów i nigdy nawet nie kaszlnęłam.
Nie jestem za demonizowaniem samej choroby, natomiast lekceważenie jej to dla mnie koszmarna głupota.
Użytkownik letztenbrief edytował ten post 18.10.2021 - 15:54
Napisano 18.10.2021 - 19:01
Ilość i tempo nowych przypadków COVID-19 nie ma związku z ilością zaszczepionych
Opracowanie National Institute of Health, które analizuje związki pomiędzy ilością przypadków COVID, a poziomem zaszczepienia w różnych stanach USA oraz krajach. Wynik - nie ma związku pomiędzy szybkością rozprzestrzeniania się koronawirusa, a szczepieniami.
Pełny tekst:
https://www.ncbi.nlm...les/PMC8481107/
Czyżby znowu racja po stronie szurów?
Nie mówię że się z tym zgadzam, bo patrząc na Polskę to, jeśli wierzyć danym oficjalnym, najwięcej nowych mamy jednak w rejonach najsłabiej zaszczepionych.
Napisano 18.10.2021 - 19:47
ilość przeciwciał po przechorowaniu jest mniejsza jak w przypadku szczepienia, bo organizm nie zajmuje się tylko markerami podczas choroby, ale również jej zwalczaniem
Skoro ja mam na żółto, to Ty masz pogrubione. Odniosłeś się do ilości przeciwciał już z 5 razy, ale ani razu do tej tezy o tym, że przeciwciał jest mniej, bo organizm równocześnie zwalcza chorobę. Nie twierdzę z góry, że to nieprawda, ale wydaje mi się to na tyle absurdalne, że zapytałem.
Taką wypowiedź wysnuł pewien szpenio od wirusów i to dość dawno, bo pod koniec ub. roku przy okazji jakiegoś wywiadu. Będę go szukał aby dać cytata bezpośrednio. Chodziło w tym ponoć o to, że miano wirusa dla znanych nam wirusów jest już dawno określone i wiadomo jakie wypada przy jakich sytuacjach (tzn. inne może być przy chorobach współistniejących - bardzo zaniżone z powodu niewydolności organizmu). Przeciwciała w mianie dla Polio wynosi 1:4 i w takim mianie chroni nas przed infekcją. Dla koronawirusa takiego miana jeszcze dokładnie nie określono chyba (albo mi umknęło).
Uczciwie przyznam, że było by to logiczne w myśl zasady, nic nie może się dziać równocześnie na wysokich obciążeniach, bo gdzieś zacznie brakować energii albo surowca. Nie wydaje mi się to absurdalne w żadnym wypadku. Zauważ, że w ciężkich przypadkach medycznych, pacjenta wprowadza się w stan śpiączki farmakologicznie po to, aby zwolnić metabolizm, aby organizm wrzucił "luz". Wiem od znajomego doktorka (transplantolog), że wtedy można zrobić wiele rzeczy po kolei, gdzie przy normalnie pracującym organizmie to nie jest możliwe, bo wewnętrzna "obrona" skacze od problemu do problemu i próbuje je ogarnąć na raz.
Podobnie jest przy ataku wirusa na organizm. Taki atak może wywołać kilka sytuacji równocześnie i któraś z nich może tak obciążyć zestaw "naprawczy", że reszta będzie musiała poczekać. Kolejkowanie to część obrony. Niestety nie wiem, jakim algorytmem się posługuje i jakie priorytety ma zaprogramowane, ale założyć można, że zagrożenie życia będzie obsługiwane poza kolejnością. Na naszą odporność nie składa się jedynie ilość przeciwciał, ale też wydolność wielonarządowa jak np. szpiku, wątroby, śledziony i innych.
Obiecuję szukać potwierdzenia i mam nadzieję je znaleźć.
Napisano 18.10.2021 - 22:05
Nie mówię że się z tym zgadzam, bo patrząc na Polskę to, jeśli wierzyć danym oficjalnym, najwięcej nowych mamy jednak w rejonach najsłabiej zaszczepionych.
Może mieć to związek z tym, że rzekomo zaszczepionych coraz częściej celowo nie wysyła się na test. To jest dobra metoda - jak będziemy testować tylko niezaszczepionych to będziemy mogli mówić, że chorują tylko niezaszczepieni.
Natomiast jedno mnie ucieszyło ostatnio - osoba, która rządzi tym krajem i żadna decyzja nie przechodzi bez jej zgody, powiedziała w wywiadzie, że nie ma nawet dyskusji o żadnych paszportach covidowych, a co dopiero o obowiązku szczepień. Jeśli nie kłamie to możemy spać spokojnie.
Była rozmowa na temat odporności naturalnej i po szczepionkach, tu trochę informacji:
https://brownstone.o...ked-and-quoted/
Użytkownik Daniel. edytował ten post 18.10.2021 - 22:08
Napisano 19.10.2021 - 08:44
Nie licz na to. Dziś jest prawie 4000 przypadków, a w kolejnych dniach będzie więcej. Kiedy dojdzie do 10 tys, a szpitale coraz bardziej będą się zapełniać, to wtedy z dnia na dzień wprowadzą ograniczenia.
Daj znać, jak na ulicach (tak jak rok temu) z powodu covidka zaczną się walać trupy.
Tak sobie czytam, co tutaj piszecie i postanowiłam, że wtrącę swoje trzy grosze, bo od niektórych postów aż zęby bolą.
Zachorowałam na koronę w marcu 2021 roku. Paradoks całej tej sytuacji polegał na tym, że pracuję w handlu wsród ludzi, dużo podróżuję, także za granicę i dojeżdżałam w tamtym czasie do pracy komunikacją miejską. Pociąg i autobus pełne ludzi dzień w dzień, bezpośredni kontakt z kilkudziesięcioma obcymi ludźmi w pracy dzień w dzień - a zaraziłam się przez ognisko korony w ZUSie, gdzie pracuje brat mojego chłopaka. Ze wszystkich możliwych miejsc, ZUS...
Brat mojego chłopaka zaraził się od koronasceptyczki, z którą dzieli pokój w ZUSie, a która do tamtego momentu gardziła maseczkami i nie nosiła ich nigdy, nigdzie. Trudno powiedzieć, czy maska na jej twarzy uchroniłaby ją albo brata mojego chłopaka przed koroną i w zasadzie nie o tym jest ten post. Ale faktem jest, że na wszelkie zasady bezpieczeństwa kobieta miała wywalone po całości, bo w samą koronę w ogóle nie wierzyła. Aż trafiła pod respirator, bo przechodziła koronę objawowo i ciężko, no i skończyło się gadanie typu "wyłączcie telewizor".
Ale do sedna. Mój chłopak miał już potwierdzoną koronę i tytułem kontaktu z osobą zarażoną, dowalili mi z góry prawie 20 dni kwarantanny. Bardziej opłacało mi się więc iść na test i w razie pozytywnego wyniku, dostać 10 dni w izolacji - no to na ten test sobie poszłam.
Gdyby nie okoliczności i pozytywny wynik tego testu, to pewnie bym się nawet nie zorientowała, że przechodzę właśnie Covid. Jedyne, co odbiegało od mojej normy samopoczucia, to fakt, że byłam bardzo senna. Spałam po 15h na dobę, no i dzień przed wyjściem z izolacji straciłam węch i smak. Nie miałam kaszlu, nie miałam duszności, nie miałam gorączki ani nawet stanu podgorączkowego, nie wymiotowałam, nic mnie nie bolało. Szczerze - niektóre przeziębienia czy miesiączki przechodziłam gorzej.
Natomiast to że korony nie powinno się lekceważyć, nawet jeśli ktoś tak ja, przechodzi ją praktycznie bezobjawowo, przekonałam się niestety trochę później. Bo powikłania po chorobie którą przeszłam niemal bez objawów, mnie niestety nie oszczędziły.
Dobre 2-3 miesiące miałam potworne problemy z pamięcią. Zapominałam najprostszych słów po polsku. Moje wypowiedzi przypominały ciągle pijacki bełkot, bo zatrzymywałam się w pół zdania, przerywając i szukając konkretnego słowa. Zdarzało mi się przestawiać kolejność liter w wypowiadanych słowach, np. "ulczek" zamiast "klucze" itp. Często w połowie rozmowy z kimś zapominałam, o czym w ogóle mówimy. Albo, że w ogóle z kimś rozmawiam. Bez uprzedzenia kompletnie ignorowałam mojego rozmówcę - także klientów w pracy. Co ciekawe - po angielsku wypowiadałam się bez najmniejszego problemu.
Potrafiłam omyłkowo pojechać na drugi koniec miasta, zamiast wrócić z pracy prosto do mieszkania i zorientować się dopiero, kiedy wysiadłam z auta bóg jeden wie gdzie. Raz nawet, chcąc wrócić do domu (mam na osiedlu parking podziemny) pojechałam do galerii na drugim końcu miasta, zaparkowałam na parkingu podziemnym tam i dotarło do mnie, że coś jest nie tak dopiero, kiedy stanęłam przed ruchomymi drzwiami wejścia do galerii handlowej.
Próbowałam za wszelką cenę otworzyć drzwi od swojej pracy przy pomocy pilota do bramy w domu. Nie pamiętałam, który klucz w moim pęku kluczy otwiera jakie drzwi.
Smaku i węchu nie odzyskałam w pełni do teraz - przechorowałam w marcu i aż do końca lipca śmierdziało mi mięso i ryby jak najbardziej brudna i zalana wodą piwnica. Cebula śmierdziała potem, czekolada płynem do mycia szyb. Moje perfumy, których używam od 14 lat do teraz pachną mi wyłącznie alkoholem - nawet gdy wącham nowe opakowanie w sklepie. Nie czuję ostrości potraw - kiedyś przeszkadzała mi choćby lekko odbiegająca od łagodnej potrawa, teraz jem chilli łyżeczkami i nic. Nabiał dla mnie nie ma żadnego zapachu, więc nie potrafię określić czy np. nie zepsuło się mleko, śmietana.
Długo byłam też bardzo, bardzo słaba - dobre 6 miesięcy zajęło mi wrócenie do kondycji fizycznej, w której byłam, tak by przejść spokojnie te 5-10 km z psem bez ataków zadyszki i wypluwania płuc - a przecież przeszłam koronę w zasadzie bez żadnych objawów i nigdy nawet nie kaszlnęłam.
Nie jestem za demonizowaniem samej choroby, natomiast lekceważenie jej to dla mnie koszmarna głupota.
I czego dowodzi ta wzruszająca historia? Że lepiej być singlem, bo druga połówka może przytaszczyć zbrodniczego wirusa? A może tego, że lepiej zlikwidować ZUS, bo ludzie się w nim zarażają? Ludzie chorują, chorowali i będą chorować. Będą też umierać, również z powodu covidka, w dodatku niezależnie od tego, czy się zaszczepili, czy nie:
https://tvn24.pl/swi...ovid-19-5456432
Podrzucam przyjazne wam źródło, żeby nie było, że manipulacja szura
Napisano 19.10.2021 - 09:04
I czego dowodzi ta wzruszająca historia? Że lepiej być singlem, bo druga połówka może przytaszczyć zbrodniczego wirusa? A może tego, że lepiej zlikwidować ZUS, bo ludzie się w nim zarażają? Ludzie chorują, chorowali i będą chorować. Będą też umierać, również z powodu covidka, w dodatku niezależnie od tego, czy się zaszczepili, czy nie:
https://tvn24.pl/swi...ovid-19-5456432
Podrzucam przyjazne wam źródło, żeby nie było, że manipulacja szura
Ale branie pojedyńczego przypadku, żeby udowodnić tezę to właśnie typowo szurowskie zagranie Gość miał 84 lata, nie jest tajemnicą, że w tym wieku szczepionka może być nieskuteczna. Jak się spojrzy na więcej niż jednego człowieka (tzw. statystyka) to szczepionki redukują ryzyko zgonu niemal do zera.
Napisano 19.10.2021 - 09:27
I czego dowodzi ta wzruszająca historia? Że lepiej być singlem, bo druga połówka może przytaszczyć zbrodniczego wirusa? A może tego, że lepiej zlikwidować ZUS, bo ludzie się w nim zarażają? Ludzie chorują, chorowali i będą chorować. Będą też umierać, również z powodu covidka, w dodatku niezależnie od tego, czy się zaszczepili, czy nie:
https://tvn24.pl/swi...ovid-19-5456432
Podrzucam przyjazne wam źródło, żeby nie było, że manipulacja szura
Ale branie pojedyńczego przypadku, żeby udowodnić tezę to właśnie typowo szurowskie zagranie Gość miał 84 lata, nie jest tajemnicą, że w tym wieku szczepionka może być nieskuteczna. Jak się spojrzy na więcej niż jednego człowieka (tzw. statystyka) to szczepionki redukują ryzyko zgonu niemal do zera.
Takie samo zagranie jak wzruszająca historia jednego nicku z tego forum przedstawiona wyżej. Statystyk i tak tutaj nie przedstawiacie, tylko bazujecie na tym, co słyszycie w telewizorach i internetach..
Ale skoro tak lubicie twarde statystyki
https://www.onet.pl/...nm3wpf,79cfc278
Liczba ludności w Polsce:
37,95 miliona
Liczba zakażonych 3931
Liczba zmarłych: 64
Odsetek osób zakażonych wczoraj w skali całego kraju: 0,000103583662
Odsetek osób zmarłych wczoraj w skali całego kraju: 0,000000168642951
Czwarta fala proszę państwa. Szczepcie się wszyscy, bo być może dosięgnie także i was.
Napisano 19.10.2021 - 10:02
Nie licz na to. Dziś jest prawie 4000 przypadków, a w kolejnych dniach będzie więcej. Kiedy dojdzie do 10 tys, a szpitale coraz bardziej będą się zapełniać, to wtedy z dnia na dzień wprowadzą ograniczenia.
Daj znać, jak na ulicach (tak jak rok temu) z powodu covidka zaczną się walać trupy.
Tak sobie czytam, co tutaj piszecie i postanowiłam, że wtrącę swoje trzy grosze, bo od niektórych postów aż zęby bolą.
Zachorowałam na koronę w marcu 2021 roku. Paradoks całej tej sytuacji polegał na tym, że pracuję w handlu wsród ludzi, dużo podróżuję, także za granicę i dojeżdżałam w tamtym czasie do pracy komunikacją miejską. Pociąg i autobus pełne ludzi dzień w dzień, bezpośredni kontakt z kilkudziesięcioma obcymi ludźmi w pracy dzień w dzień - a zaraziłam się przez ognisko korony w ZUSie, gdzie pracuje brat mojego chłopaka. Ze wszystkich możliwych miejsc, ZUS...
Brat mojego chłopaka zaraził się od koronasceptyczki, z którą dzieli pokój w ZUSie, a która do tamtego momentu gardziła maseczkami i nie nosiła ich nigdy, nigdzie. Trudno powiedzieć, czy maska na jej twarzy uchroniłaby ją albo brata mojego chłopaka przed koroną i w zasadzie nie o tym jest ten post. Ale faktem jest, że na wszelkie zasady bezpieczeństwa kobieta miała wywalone po całości, bo w samą koronę w ogóle nie wierzyła. Aż trafiła pod respirator, bo przechodziła koronę objawowo i ciężko, no i skończyło się gadanie typu "wyłączcie telewizor".
Ale do sedna. Mój chłopak miał już potwierdzoną koronę i tytułem kontaktu z osobą zarażoną, dowalili mi z góry prawie 20 dni kwarantanny. Bardziej opłacało mi się więc iść na test i w razie pozytywnego wyniku, dostać 10 dni w izolacji - no to na ten test sobie poszłam.
Gdyby nie okoliczności i pozytywny wynik tego testu, to pewnie bym się nawet nie zorientowała, że przechodzę właśnie Covid. Jedyne, co odbiegało od mojej normy samopoczucia, to fakt, że byłam bardzo senna. Spałam po 15h na dobę, no i dzień przed wyjściem z izolacji straciłam węch i smak. Nie miałam kaszlu, nie miałam duszności, nie miałam gorączki ani nawet stanu podgorączkowego, nie wymiotowałam, nic mnie nie bolało. Szczerze - niektóre przeziębienia czy miesiączki przechodziłam gorzej.
Natomiast to że korony nie powinno się lekceważyć, nawet jeśli ktoś tak ja, przechodzi ją praktycznie bezobjawowo, przekonałam się niestety trochę później. Bo powikłania po chorobie którą przeszłam niemal bez objawów, mnie niestety nie oszczędziły.
Dobre 2-3 miesiące miałam potworne problemy z pamięcią. Zapominałam najprostszych słów po polsku. Moje wypowiedzi przypominały ciągle pijacki bełkot, bo zatrzymywałam się w pół zdania, przerywając i szukając konkretnego słowa. Zdarzało mi się przestawiać kolejność liter w wypowiadanych słowach, np. "ulczek" zamiast "klucze" itp. Często w połowie rozmowy z kimś zapominałam, o czym w ogóle mówimy. Albo, że w ogóle z kimś rozmawiam. Bez uprzedzenia kompletnie ignorowałam mojego rozmówcę - także klientów w pracy. Co ciekawe - po angielsku wypowiadałam się bez najmniejszego problemu.
Potrafiłam omyłkowo pojechać na drugi koniec miasta, zamiast wrócić z pracy prosto do mieszkania i zorientować się dopiero, kiedy wysiadłam z auta bóg jeden wie gdzie. Raz nawet, chcąc wrócić do domu (mam na osiedlu parking podziemny) pojechałam do galerii na drugim końcu miasta, zaparkowałam na parkingu podziemnym tam i dotarło do mnie, że coś jest nie tak dopiero, kiedy stanęłam przed ruchomymi drzwiami wejścia do galerii handlowej.
Próbowałam za wszelką cenę otworzyć drzwi od swojej pracy przy pomocy pilota do bramy w domu. Nie pamiętałam, który klucz w moim pęku kluczy otwiera jakie drzwi.
Smaku i węchu nie odzyskałam w pełni do teraz - przechorowałam w marcu i aż do końca lipca śmierdziało mi mięso i ryby jak najbardziej brudna i zalana wodą piwnica. Cebula śmierdziała potem, czekolada płynem do mycia szyb. Moje perfumy, których używam od 14 lat do teraz pachną mi wyłącznie alkoholem - nawet gdy wącham nowe opakowanie w sklepie. Nie czuję ostrości potraw - kiedyś przeszkadzała mi choćby lekko odbiegająca od łagodnej potrawa, teraz jem chilli łyżeczkami i nic. Nabiał dla mnie nie ma żadnego zapachu, więc nie potrafię określić czy np. nie zepsuło się mleko, śmietana.
Długo byłam też bardzo, bardzo słaba - dobre 6 miesięcy zajęło mi wrócenie do kondycji fizycznej, w której byłam, tak by przejść spokojnie te 5-10 km z psem bez ataków zadyszki i wypluwania płuc - a przecież przeszłam koronę w zasadzie bez żadnych objawów i nigdy nawet nie kaszlnęłam.
Nie jestem za demonizowaniem samej choroby, natomiast lekceważenie jej to dla mnie koszmarna głupota.
I czego dowodzi ta wzruszająca historia? Że lepiej być singlem, bo druga połówka może przytaszczyć zbrodniczego wirusa? A może tego, że lepiej zlikwidować ZUS, bo ludzie się w nim zarażają? Ludzie chorują, chorowali i będą chorować. Będą też umierać, również z powodu covidka, w dodatku niezależnie od tego, czy się zaszczepili, czy nie:
https://tvn24.pl/swi...ovid-19-5456432
Podrzucam przyjazne wam źródło, żeby nie było, że manipulacja szura
Akurat Colin był w pełni zaszczepiony. Ciekawe czy zdążył przyjąć trzecią porcję.
Napisano 19.10.2021 - 11:23
Tym lepiej na jego przykładzie widać, że szczepionki nie są aż tak wielkim zbawieniem, na jakie próbuje się je przedstawić.
Zauważyliście w ogóle, że od trzeciej fali (gdy grana była już ostatnia prosta) Ministerstwo Zdrowia w swoich codziennych covidkowych raportach przestało uwzględniać w statystyce wiek chorych i hospitalizowanych? Ciekawe dlaczego? Może dlatego żeby nie było widać, że w szpitalach leżą głównie tacy 84-letni Powellowie?
Napisano 19.10.2021 - 15:54
Statystyk i tak tutaj nie przedstawiacie, tylko bazujecie na tym, co słyszycie w telewizorach i internetach.
Nie przedstawiamy? Ja moje wnioskowanie opieram praktycznie tylko na danych statystycznych.
Ale skoro tak lubicie twarde statystyki
https://www.onet.pl/...nm3wpf,79cfc278
Liczba ludności w Polsce:
37,95 miliona
Liczba zakażonych 3931
Liczba zmarłych: 64
Odsetek osób zakażonych wczoraj w skali całego kraju: 0,000103583662
Odsetek osób zmarłych wczoraj w skali całego kraju: 0,000000168642951
Czwarta fala proszę państwa. Szczepcie się wszyscy, bo być może dosięgnie także i was.
Jakbyś zamiast danych dziennych podał dane godzinne, to Twoje statystyki byłyby jeszcze "twardsze", a "argumenty" wyglądałyby jeszcze bardziej spektakularnie...
0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych