Szpital pod Warszawą:
W zeszłym tygodniu poszła plotka, że mamy jakiegoś zarażonego. Wzięło się to stąd, że tak to zdiagnozowali pacjenci przebywający na SOR w pobliżu kobiety o "wiadomych objawach". Nie pomogło nawet tłumaczenie lekarza, który tą pacjentkę badał i zdementował informację o wirusie. Wieczorem pojawił się nawet artykuł (bardziej notka) w mediach społecznościowych, że dyrekcja zaprzecza jakoby był u nas pacjent zarażony.
Dzisiaj czekając do lekarza (diabetologa) jakaś emerytka mi powiedziała: "A wie pani, że tu w szpitalu już jest ten wirus?". Na co jej odpowiedziałam, że tu pracuję (plakietkę miałam przypiętą do sweterka, która akurat zdjęłam) i gdyby taki się pojawił, to raczej bym obok niej nie siedziała...
Swoją drogą, to ciekawy tok myślenia: pewnie ukrywają i w tajemnicy jakiegoś trzymają... Chyba w piwnicy... albo od razu kostnicy.
Nie dostaliśmy jeszcze planu w przypadku pojawienia się pierwszego pacjenta. Mogę się tylko domyśleć, że szpital zostanie całkowicie zamknięty dla odwiedzających, a pracownikom zakaże się przemieszczania po szpitalu. Podejrzewam, że mogą też zostać odwołane wszystkie przyjęcia planowe i wizyty w poradniach.