Skocz do zawartości


Zdjęcie

Amerykański Diatłow czyli przypadek z Yuba City


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

yuba.jpg

Foto: Shutterstock

 

 

Pięciu przyjaciół z ośrodka dla osób z zaburzeniami psychicznymi wybrało się na mecz koszykówki. Mężczyźni nigdy nie wrócili do domu. Po kilku dniach samochód, którym jechali odnaleziono w górach, jednak pasażerów nie było w środku. Makabrycznych odkryć dokonano kilka miesięcy później.

 

Śmierć na Przełęczy Diatłowa to jedna z najbardziej popularnych i przykuwających uwagę historii związanych z tajemniczymi zgonami. W przypadku "Amerykańskiego Diatłowa", bo tak przypadek z Yuba City ochrzciły zagraniczne media, zainteresowanie jest zdecydowanie mniejsze. W Polsce temat poruszany jest niezwykle rzadko, choć zdecydowanie zasługuje on na uwagę osób fascynujących się niewyjaśnionymi śmierciami. W tej historii jest więcej pytań niż odpowiedzi.

 

Kim byli mężczyźni z Yuba City?

 

Było ich pięciu. Gary Dale Mathias, Jack Madruga, Jackie Huett, Theodore Weiher i William Sterling mieli od 24 do 32 lat. Połączyła ich miłość do koszykówki (byli zagorzałymi kibicami jeżdżącymi na mecze, ale sami też grali - w lokalnej drużynie Gateway Gators), jak również pewnego rodzaju zaburzenia psychiczne. Każdy spośród piątki uczęszczał na terapię dzienną do specjalistycznego ośrodka dla dorosłych. Nie oznacza to jednak, że byli poważnie zaburzeni. Theodore przez jakiś czas pracował jako sprzedawca, a także woźny, zaś Jack i Gary skończyli szkołę średnią, odbyli służbę wojskową i mieli prawo jazdy. Rodzice mówili, że mężczyźni trzymali się razem, wzajemnie pomagając sobie w codziennym życiu.

 

U Williama i Theodora zdiagnozowano nieznaczny niedorozwój umysłowy - byli oni dziecinni, niezbyt poważni, naiwni i łatwowierni. Jack cierpiał na lekką niepełnosprawność intelektualną. Cechowała go powolność oraz flegmatyczność. Jeśli chodzi o Jackiego, to zwykle podaje się, że miał on trudności w dostosowywaniu się do sytuacji społecznych, napawały go one niepokojem, nie lubił zmian i nieprzewidzianych zdarzeń. Dziś można uznać, że przejawiał zaburzenia ze spektrum autyzmu. Najcięższa przypadłość dotyczyła Gary'ego, u którego pięć lat wcześniej zdiagnozowano schizofrenię. Mężczyzna cały czas przyjmował leki, a objawy nie wystąpiły u niego od dwóch lat. Lekarze podkreślali, że Mathias i to, jak uporał się z chorobą jest ich sukcesem.

 

Zanim doszło do tragedii

 

24 lutego 1978 roku. Theodore, William, Jack, Jackie i Gary wsiadają do należącego do Jacka turkusowo-białego Mercury'ego Montego z 1969 roku i ruszyli do oddalonej o ok. 80 km od Yuba City miejscowości Chico, gdzie na kampusie Uniwersytetu Stanowego Kalifornii odbywał się mecz koszykówki. Około godziny 22.00, po tym, jak drużyna, której kibicowali mężczyźni wygrała rozgrywkę, grupa wsiadła do samochodu i odjechała w kierunku domu. Jeszcze w Chico panowie zatrzymali się na stacji benzynowej, gdzie kupili szarlotkę, ciasto wiśniowe, kilka batonów, puszki z gazowanymi napojami oraz mleko.

 

Mężczyźni powinni byli znaleźć się w Yuba City około północy. Zwłaszcza że następnego dnia ich własna drużyna rozegrać miała bardzo ważny mecz. Nagrodą za zwycięstwo miała być między innymi wycieczka do Disneylandu, co szczególnie cieszyło grupę przyjaciół. W zasadzie od dłuższego czasu nie mówili o niczym innym - byli tym tematem bardzo podekscytowani i naprawdę zależało im na wygranej. Ku zaniepokojeniu rodziców, mężczyźni tej nocy nie trafili jednak do domu. Nie pojawili się w Yuba City także w ciągu dnia.

 

Poszukiwania i tropy

 

Wieczorem 23 lutego zaniepokojeni rodzice zgłosili zaginięcie mężczyzn i rozpoczęły się poszukiwania. Na tym etapie zakładano, że grupa przyjaciół zdecydowała się po prostu na kilka dni zostać w Chico lub że zgubiła się po drodze. W latach 70. telefony komórkowe nie były jeszcze w użyciu, więc kontakt z ludźmi był w znaczący sposób utrudniony. Można więc było zakładać, że nie stało się nic złego.

 

Poszukiwania trwały przez kolejne dni, aż w końcu, 28 lutego, strażnik leśny natrafił na ślad. Na niepozornej, rzadko uczęszczanej drodze znajdującej się na terenie Parku Narodowego Lassen Volcanic odnalazł on należącego do Jacka Madrugi Mercury'ego.

 

Samochód był otwarty, jedna z szyb została opuszczona, a w środku nie było śladu po pasażerach i kierowcy, jeśli nie liczyć papierków po zakupionych wcześniej przekąskach. Okazało się też, że pojazd bez problemu odpalił. Ze względu na padający śnieg można było przyjąć, że samochód zakopał się w zaspie i nie mógł wyjechać, jednak gdyby faktycznie tak się zdarzyło, pięciu dorosłych mężczyzn nie miało by większego problemu z jego wypchnięciem. Co więcej, w schowku policjanci znaleźli kilka map Kalifornii - jeśli więc grupa się zgubiła, mogła z nich korzystać, aby odnaleźć drogę do domu. Nie wyglądało jednak na to, by w ogóle próbowali sprawdzać swoją lokalizację.

 

Co interesujące, Mercury był samochodem o niskim zawieszeniu, które nie było zbyt dobrze przystosowane do jazdy po trudnym, górzystym terenie Parku Lassen Volcanic. Zwłaszcza w nocy i przy sypiącym śniegu. Podwozie pojazdu nie zostało jednak w żaden sposób uszkodzone, co, zdaniem policji, wskazywało na fakt, że kierowca dobrze znał drogę. To z kolei nie pasowało rodzicom mężczyzn, którzy zgodnie twierdzili, że ich synowie nie zapuszczali się w te okolice.

 

Ze względu na obfite opady śniegu szybko przerwano akcję poszukiwawczą na tym terenie, obawiając się przede wszystkim o bezpieczeństwo ekipy ratunkowej. Wkrótce policja zaczęła odbierać zgłoszenia od osób, które twierdziły, że wiedzą coś na temat sprawy. Tylko dwa tropy uznane zostały za wiarygodne. Pierwszy pochodził od sprzedawczyni ze sklepu w położonej ok. 50 km od opuszczonego samochodu miejscowości Brownsville. Twierdziła ona, że dwa dni po zaginięciu czterej mężczyźni z grupy pojawili się u niej i kupili jedzenie. Przyjechali czerwonym pick-upem.

 

Drugim potencjalnym świadkiem zdarzeń miał być Joseph Schons, który znajdował się na opuszczonej drodze w ten sam wieczór, kiedy podjechał tam Mercury Jacka Madrugi. Mężczyzna zakopał się w śniegu w drodze do swojej chatki w lesie i siedział w samochodzie z bólami w klatce piersiowej. Nie miał jak wezwać pomocy, więc po prostu czekał licząc na to, że objawy miną i będzie mógł wrócić do domu. W pewnym momencie zobaczył w zasięgu wzroku dwa samochody, w tym jednego pick-upa. Z pojazdów wysiadła grupa ludzi z latarkami (co szczególnie osobliwe, znajdowała się wśród nich kobieta z dzieckiem na rękach), która odjechała, kiedy tylko Schons zaczął wołać o pomoc. Później okazało się, że mniej więcej w tym samym miejscu znajduje się turkusowo-biały Mercury.

 

Makabryczne odkrycie w górach

 

Ta historia miała swój dramatyczny dalszy ciąg dopiero po kilku miesiącach, a konkretnie 4 czerwca 1978 roku. Wtedy to grupa motocyklistów wybrała się na wycieczkę po okolicznych lasach i postanowiła rozbić obóz na opuszczonym polu kempingowym, zlokalizowanym 30 km od miejsca, gdzie stał Mercury. Zaniepokoił ich jednak nieprzyjemny zapach wydobywający się z jednej z chatek. Podejrzewając, że w środku znajduje się martwe zwierzę otworzyli drzwi i natknęli się na upiorne znalezisko. Na łóżku, owinięte w osiem prześcieradeł leżały zwłoki Theodore'a Weihera. Mężczyzna, choć w pełni ubrany, był boso i nigdzie nie dało się znaleźć jego skórzanych butów. Obok leżał zegarek (rodzice całej piątki zgodnie twierdzili, że nie należał do ich synów). Theodore był chudszy o 45 kg w stosunku do dnia, gdy zaginął, a na jego twarzy znajdował się zarost świadczący o tym, że żył jeszcze ok. trzech miesięcy od 22 lutego. Choć ciało częściowo zamarzło, przyczyną śmierci okazało się zagłodzenie.

 

W przypadku śmierci Theodore'a pojawia się wiele pytań bez odpowiedzi, poczynając od tego, dlaczego nie przyjmował pokarmów, choć w chatce znajdowała się spiżarnia wypełniona zapasami pozwalającymi na przeżycie co najmniej roku. Ponadto w jego zasięgu były drewno, książki, zapałki oraz palenisko. Rozpalenie ognia nie nastręczało więc żadnych problemów. Mało tego - w chatce znajdował się zbiornik z propanem, który wystarczyło jedynie włączyć, aby mieć ogrzewanie. Na dodatek Theodore zawinięty był w prześcieradła w taki sposób, że nie mógł tego zrobić sam. Dlaczego mężczyzna przez kilka miesięcy, mając w zasięgu ręki narzędzia do tego, aby przeżyć nie podjął odpowiednich działań? Co stało się z jego butami? I kto owinął go prześcieradłami?

 

Tego samego dnia, na obszarze ok. 10 km od obozu znaleziono szczątki Jacka Madrugi i Williama Sterlinga. Ten pierwszy został częściowo pożarty przez drapieżniki. Mimo to nadal dało się stwierdzić, że w chwili śmierci zaciskał on rękę na zegarku. Ze Sterlinga został jedynie szkielet. Koroner uznał, że obu mężczyzn zginęło w wyniku hipotermii. Dwa dni później kości i czaszkę Jackiego Huetta znaleziono w głuszy w pobliżu przyczepy, w której umarł Theodore. Również w jego przypadku do zgonu doszło w wyniku wychłodzenia organizmu.

 

Mimo zakrojonych naszeroką skalę poszukiwań nie udało się jednak natrafić na ślad Gary'ego Mathiasa, jeśli nie liczyć jego butów, które odkryto w chacie.

 

Wiele teorii, jeszcze więcej pytań

 

Gary'ego Mathiasa, żywego czy martwego nigdy nie udało się odnaleźć. Również szukanie odpowiedzi na pytania dotyczące całej sprawy nie powiodło się nawet w najmniejszym stopniu. Nie wiadomo, dlaczego piątka z Yuba City w ogóle znalazła się górach, zamiast wrócić do domu po meczu w Chico. Co sprawiło, że zdecydowali się wysiąść z samochodu, który działał i mógł jechać dalej, by w lekkich ubraniach brnąć przez 30 km przez śnieg, w głąb obcego im lasu. Czy na drodze doszło do spotkania mężczyzn z kobietą trzymającą na rękach dziecko oraz czy czterech spośród pięciu przyjaciół faktycznie wybrało się do sklepu czerwonym pick-upem. Jak, kiedy i dlaczego zginął Theodore, czy jego trzej zmarli kompani w ogóle dotarli do chatki oraz co stało się z Garym.

 

Jeśli chodzi o teorie, to jedna z nich zakłada, że Jack, Jackie i William zamarzli w drodze do chatki, zaś Theodore i Gary postanowili przeczekać w środku do czasu, aż zrobi się cieplej. Theodore cierpiał na odmrożenia, dlatego po jakimś czasie Gary zdecydował się sam wyruszyć po pomoc, pożyczając cieplejsze buty kolegi. Pozostawiony sam sobie Theodore, niczym niesamodzielne dziecko, nie był w stanie sam o siebie zadbać, postanowił więc czekać na powrót swojego towarzysza, aż pewnego dnia po prostu umarł.

 

Inna teoria mówi, że winą za całe zdarzenie trzeba obarczyć jedynego zaginionego, Gary'ego Mathiasa. Zwłaszcza że to właśnie on cierpiał na schizofrenię, a jednym z objawów choroby była u niego utrata kontaktu z rzeczywistością. Co prawda mężczyzna cały czas przyjmował leki i nie miał objawów od dwóch lat, jednak takie wyjaśnienie zdawało się najbardziej pasować do sytuacji. Mathias miał więc zwabić kolegów do lasu, zostawić ich na pewną śmierć, a samemu uciec i zacząć życie gdzieś indziej. Takie wyjaśnienie nie przekonywało jednak rodziców mężczyzn, którzy odrzucili taką możliwość. Ich zdaniem synowie zginęli przez działanie osób trzecich. Mogli na przykład być świadkami jakiegoś przestępstwa, po czym ktoś postanowił się ich pozbyć. Ta teoria mogłaby pasować do relacji Schona o czerwonym pick-upie i kobiecie z dzieckiem.

 

To wszystko jednak tylko domysły, które nigdy nie zostały poparte żadnym dowodem ani nawet solidną poszlaką. Temat Amerykańskiego Diatłowa pozostaje więc nadal otwarty, choć od tragicznych wydarzeń minęło już ponad 40 lat.

 

źródło


  • 11



#2

kuba9449.
  • Postów: 320
  • Tematów: 3
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ciekawa historia i bardzo zagadkowa. W sumie nawet mniej jest tu wiadomo niż w przypadku ekspedycji Diatłowa.


  • 0

#3

awalon.
  • Postów: 10
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

24 lutego wyjechali z domu , a rodzina zgłosiła ich zaginięcie 23 lutego?


Użytkownik awalon edytował ten post 13.02.2020 - 03:06

  • 0

#4

Agnieszka81.
  • Postów: 321
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Bardzo ciekawa historia i zupełnie mi nieznana.

Może faktycznie za śmiercią mężczyzn stoi cierpiący na schizofrenię Gary'ego Mathias? I może wcale nie chodzi o celowe działanie. Wiadomo, że zachowanie osób cierpiących na tę chorobę jest nieprzewidywalne. Może czegoś się przestraszył? Jego umysł zaczął płatać figle i mężczyzna wyskoczył z samochodu i zaczął uciekać w las. Koledzy, nie chcąc przyjaciela zostawić samego i bez wątpienia na pewną śmierć, pospieszyli za nim, opuszczając pojazd. Zimą, w ciemnym lesie o zgubienie nie trudno i w końcu tak też się stało. Mężczyźni może pogubili się, bo nikt z nich nie bardzo wiedział, w którą stronę biec, a po ciemku to nie jest łatwe. Przyjaciela nie znaleźli, ale byli może już tak daleko od samochodu, zmęczeni, że każdy szukał schronienia na własną rękę. Mathias pewnie też gdzieś wkrótce dokonał żywota z wyziębienia, ale go nie znaleźli, bo był dalej niż jego kompani. 

 

Oczywiście, to tylko moje przypuszczenia odnośnie tej zagadkowej sprawy i nie wyjaśniają one rzecz jasna owiniętego szczelnie ciała Theodore'a Weihera...chyba, że założymy, że zmarł on jako pierwszy i ciało owinęli w ten sposób jego jeszcze żyjący przyjaciele. Nie zmienia to jednak faktu, że niewiadomym jest, dlaczego mężczyzna przez 3 miesiące nie przyjmował pokarmów. Może na skutek traumy? Normalny człowiek przecież nie dałby rady wytrzymać tyle bez jedzenia, zwłaszcza, że było ,,pod ręką''. Tu jednak była obecna choroba psychiczna, więc może tak właśnie było?  :o


Użytkownik Agnieszka81 edytował ten post 07.04.2020 - 12:22

  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych