Walka trwa. Siły nowego dnia wciąż starają się przekabacić prawych ale my się nie damy. Kilka dni temu prowadziłem konwersację z Oświeconym Przyjacielem, który poruszył temat pana Davida Jonesa czyli Davida Bowiego. Obaj zgodziliśmy się w wielu sprawach i była to bardzo owocna rozmowa, która polepszyła moje postrzeganie problemu. Mam pełne prawo do publikacji jego wyczerpującej analizy historii tego człowieka. Udzielił mi go autor. Niestety nie mogę wstawić obrazków ilustrujących tekst. Szkoda!
David Bowie - brytyjski muzyk, który podbił świat licznymi przebojami. Tyle wie o Davidzie Jonesie większość osób. To oczywiście prawda, z którą trudno walczyć. Niestety niewiele osób sięga głębiej, do sfery informacji przeznaczonych dla wybranych osób. Przez ostatnich kilka miesięcy starałem się poznać ukrytą historię tego wykonawcy, a poniższy tekst stanowi podsumowanie moich rozmów z osobami zagłębionymi w temat od lat, to owoc wielu dyskusji, analiz i interpretacji. Mam nadzieję, że za jego sprawą powiększy się grono osób świadomych. Cieszy mnie fakt, że sprawa jest już od jakiegoś czasu poruszana na zagranicznych stronach, a nazwisko Daut Bovaj zaczyna budzić w ludziach choćby nieśmiałe skojarzenia, ale to dopiero początek tego, do czego dążymy.
Kariera Davida Bowiego tak naprawdę rozpoczyna się w 1969 roku, kiedy to piosenka Space Oddity zostaje wyemitowana podczas pierwszego w historii lądowania na księżycu. Utwór zdobywa dużą popularność i staje się hitem. Już samo to skłania do przemyśleń. W jaki sposób 22-latkowi udaje się osiągnąć popularność z dnia na dzień? Co prawda nie było to jego pierwsze wydawnictwo, ale poprzednie przeszły bez echa. Zazwyczaj artyści stopniowo budują swoje kariery, David Bowie nagle staje się gwiazdą bez wcześniejszych godnych odnotowania osiągnięć muzycznych. Należy zwrócić także uwagę na tekst Space Oddity. Jest on niezwykle charakterystyczny i ponury, do końca nie wiadomo, co tak naprawdę oznacza. Przyjęło się, że opowiada prostą historię kosmonauty tracącego kontakt z Ziemią, jednakże wielokrotnie proponowano inne interpretacje tego dzieła. Według niektórych jest to metafora izolacji i depresji. Dzięki wiedzy o zainteresowaniach muzyka można różnie rozumieć ten tekst, między innymi jako wyznania człowieka zatracającego się w świecie bytów astralnych i rzeczywistości okultystycznej.
Kolejne płyty Bowiego coraz lepiej nakreślają nam jego osobowość, psychikę oraz fascynacje. Ekscentryczny twórca eksperymentuje z pojęciem płci, ale to inny temat, szeroko omawiany w wielu publikacjach na temat działalności Davida Jonesa. Warto skupić się na rzadko poruszanych kwestiach dotyczących piosenkarza. Najlepszym przykładem na to, że Bowiego wyjątkowo interesuje okultyzm, jest utwór Quicksand.
"I'm closer to the Golden Dawn
Immersed in Crowley's uniform
Of imagery
I'm living in a silent film
Portraying Himmler's sacred realm
Of dream reality
I'm frightened by the total goal
Drawing to the ragged hole
And I ain't got the power anymore
No, I ain't got the power anymore"
Bowie zbliża się do Złotego Brzasku - ezoteryczno-okultystycznego stowarzyszenia magów czerpiących między innymi z Kabały. Do Kabały nawiążemy jeszcze później, gdyż jest to istotny element twórczości Bowiego. W tekście wspomniany zostaje także Aliester Crowley - założyciel Ordo Templi Orientis (O.T.O.), organizacji czerpiącej z Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku, w tym Kabały, ale także z hinduizmu, chrześcijaństwa, magii (w tym seksualnej, co jest tu ważne) oraz nauki samego Crowleya, autora wielu książek na temat okultyzmu. O.T.O. odegrało ogromną rolę w życiu Davida Bowiego. W Quicksand pojawia się też Himmler, czyli nazista zafascynowany ezoteryką i okultyzmem. Jednocześnie stanowi to nieśmiałą zapowiedź tego, co artysta zamierzał poruszać kilka lat później. "Święte królestwo Himmlera" to nic innego, jak wymiar astralny - coś, co pociąga członków O.T.O. i osobę Davida Bowiego. Jest to wymiar, do którego można dostać się na różne sposoby, między innymi szkoląc się w technikach sennych. Stąd też piosenkarz mówi o "sennej rzeczywistości". Później wspomina, że nie ma już mocy/władzy. Nic dziwnego, w końcu wymiarem astralnym rządzą siły znacznie silniejsze od człowieka. Na tym etapie Bowie doskonale o tym wiedział...
"I'm not a prophet or a stone age man
Just a mortal with potential of a superman
I'm living on
I'm tethered to the logic of Homo Sapien
Can't take my eyes from the great salvation
Of bullshit faith"
Tutaj Bowie daje upust swojej fascynacji Nietzschem i jego koncepcją nadczłowieka. Stwierdza, że jest tylko człowiekiem, ale z ogromnym potencjałem. Patrząc przez pryzmat jego pozostałych tekstów bardzo prosto odgadnąć, do czego jest to potencjał. To szansa na duchowe uniesienie, przy pomocy astralnych sił, których wokalista tak usilnie poszukiwał. W dalszej części tekstu Bowie szydzi z wiary (rzecz jasna chrześcijańskiej, przeciwnej koncepcjom Nietszchego i naukom Crowleya), a także nawiązuje do buddyzmu. Ta osobliwa mieszanka systemów filozoficzno-religijnych to nic innego, jak jedna z odsłon New Age. Podobnych utworów Bowie miał więcej, warto wspomnieć choćby The Width Of A Circle, który najprawdopodobniej traktuje o stosunku seksualnym autora z bliżej nieokreślonym potężnym bytem (Bogiem lub diabłem).
Płyta The Rise And Fall Of Ziggy Stardut to kolejny pokaz filozofii i wierzeń Bowiego. Muzyk wciela się tu w proroka Ziggy'ego Stardusta - orędownika kosmitów, którzy rzekomo mają zbawić świat przed zbliżającą się zagładą. Nic takiego się jednak nie dzieje i Ziggy ginie zabity przez kolegów. To ilustracja nihilistycznego umysłu wykonawcy, zafascynowanego kosmosem i siłami potężniejszymi od człowieka (demonami, duchowymi przewodnikami), które na potrzeby komercyjne nazwał tu obcymi. W rzeczywistości słynny album to nic innego, jak przejaw jego miłości do kontaktu (najprawdopodobniej przynajmniej wtedy jeszcze faktycznie nieodwzajemnionego) z bytami astralnymi. Na innej płycie, Diamond Dogs, Bowie uzna swoją muzykę za ludobójstwo ("This ain't rock n roll, this is genocide!"). Ludobójstwo metaforyczne - Bowie skupia się na zabijaniu tradycyjnej duchowości człowieka, bombardując odbiorcę nawiązaniami do innych kultur i koncepcjami przeciwnymi myśli chrześcijańskiej. Z tamtego okresu bardzo ważna jest jedna z sesji zdjęciowych Bowiego. To tutaj widać pierwsze oznaki zamiłowania do Albanii.
Trudno stwierdzić, dlaczego kraj ten przykuł uwagę artysty. Najprawdopodobniej albański orzeł skojarzył mu się ze znanym sobie symbolem masońskim. Wiadomo też, że w okresie Young Americans utrzymywał kontakt z przebywającym w USA Albańczykiem. Trudno powiedzieć, jak duży wpływ miała ta osoba na Bowiego, ale najprawdopodobniej był on znaczny. Enigmatyczna postać najpewniej opowiadała mu o kraju swojego pochodzenia i bardzo możliwe, że stanowiła łącznik między nim, a grupami okultystycznymi. Być może miał za zadanie kontrolować muzyka i jego poczynania - tego na razie nie wiemy, na szczęście nie jest to najważniejszy element układanki.
Około 1975 roku Bowie uzyskuje tytuł Księcia Jeruzalem w O.T.O. i przybiera okultystyczne imię Daut Bovaj. Muzyk już wcześniej wielokrotnie przyjmował imiona wymyślanych przez siebie postaci, jednakże to imię nie było używane publicznie. Wiadomo o nim jedynie z kilku starych gazet, które nieśmiało dotykały tematu sekretnego życia Davida Bowiego. Zaskakująco szybki awans artysty nie powinien dziwić - przypominam pytanie o sukces Space Oddity zadane na początku tekstu. Kariera Bowiego była skrupulatnie zaplanowana, a on sam był członkiem O.T.O. co najmniej w 1968 roku. Widząc jego liczne sukcesu komercyjne, najważniejsze osoby w sekcie uznały za racjonalne nadanie mu tego znaczącego tytułu. Najprawdopodobniej wtedy też Bowie stał się silnym czarownikiem, co widać czytając teksty z płyty Station To Station i przeglądając zdjęcia z tego okresu. To już nie jest nieśmiały artysta i amator magii, którego znano z The Man Who Sold The World. To obyty w ciemnej ścieżce thelemita, dążący do duchowej ekspansji.
Powrót Chudego Białego Księcia rzucającego lotkami w oczy kochanków - tymi słowami osobliwy muzyk wita się ze słuchaczami na Station To Station. Nowa postać sceniczna? Nie tylko. Zwróćmy uwagę na to, że nowa persona, Chudy Biały Książę, nosi imię znaczące. Dopiero co Bowie stał się Bovajem i zyskał zaszczytny tytuł Księcia Jeruzalem. Chudy Biały Książę to po prostu nowa ranga artysty, przerobiona w ten sposób, by nie być zbyt oczywista i nie odstraszać potencjalnych, nieco bardziej konserwatywnych odbiorców.
"Lost in my circle
Here am I, flashing no color
Tall in this room overlooking the ocean
Here are we, one magical movement
From Kether to Malkuth
There are you, drive like a demon
From station to station"
Bovaj jest zagubiony w okręgu - niekończącej się linii. Linii okultyzmu i perwersji, którym oddawał się w Ordo Templis Orientis. Książę Jeruzalem oznajmia, że podróżuje od stacji do stacji niczym demon. To oczywiste nawiązanie i wyszydzenie stacji Drogi Krzyżowej. Tak jak Jezus niósł swój krzyż, tak Bovaj ukazuje nam demona, Iblis, który kroczy swoją ścieżką. Temat "odwróconego mesjasza" powróci pod koniec życia Bowiego. W przytoczonych wersjach widać także jawne odwołanie do Kabały. Kether i Malkuth, między którymi Daut Bovaj podróżuje wraz ze swymi niczego nieświadomymi fanami, to w systemie kabalistycznym sefiry - strefy, wymiary. Wywiady z Bovajem z tamtego okresu ukazują nam człowieka zniszczonego psychicznie, ogarniętego okultystyczną manią i zaintrygowanego nazistami (co zostało zapowiedziane już w Quicksand przytoczonym kilka akapitów wyżej). Bovaj bał się demonów rzekomo otaczających willę, w której mieszkał, chował spermę do lodówki w strachu przed tym, że wiedźmy wykradną ją i użyją do stworzenia antychrysta. Urządził też rytuał wypędzania demona z basenu przy posiadłości. Poniżej zdjęcie muzyka rysującego kabalistyczne drzewo życia.
Chudy Biały Książę wycofał się z USA do Europy. Tu rozpoczyna się prawdopodobnie najbardziej zaskakujący epizod w życiu Bovaja. Nie wiadomo, czy to za pomocą znajomego z czasów Young Americans, czy znajomościom w O.T.O. (czyżby ów znajomy sam był członkiem stowarzyszenia?), Bowie decyduje się na przybycie do Albanii. Wszystko utrzymywane jest w należytej tajemnicy. Spotyka się z Enverem Hodżą, przywódcą kraju, najpewniej również zamieszanym w okultystyczne organizacje. Dochodzi do porozumienia i przekazania realnej władzy Dautowi Bovajowi. Najprawdopodobniej nieoficjalnie zostaje nadany mu tytuł Króla lub Sułtana Albanii - szczegół ten wyjątkowo trudno zweryfikować, gdyż mówi o nim bardzo mało źródeł, a osoby pamiętające to zajście nie były pewne konkretnych słów wtedy używanych (wszystko rozgrywało się na ściśle najwyższych szczeblach władzy). Od tamtej pory Bovaj staje na czele Albanii w imieniu O.T.O., prawdopodobnie przygotowuje kraj na stanie się siedzibą stowarzyszenia i Nowym Jerusalem. Hodża stwierdzający, że "jedyną religią Albanii jest albanizm” miał na myśli thelemistyczną mieszankę stopniowo tłumaczoną mu przez Bovaja, która w domyśle miała się stać podstawą funkcjonowania Albańczyków. Narastający nacjonalizm albański to w gruncie rzeczy urzeczywistnienie marzeń i zainteresowań piosenkarza, pochłoniętego zgłębianiem historii i ideologii III Rzeszy. Z racji tego, że w 1973 roku Hodża przeszedł atak serca, po którym nigdy nie wrócił do pełni sił, Bovaj miał ułatwione zadanie. Łatwo było mu manipulować schorowanego starca. W pewnym momencie planowany był nawet koncert Davida Bowiego w Albanii, który miał być "niepowtarzalnym doświadczeniem, podczas którego Bowie zabierze publiczność do innego świata". Według tego opisu miał być to koncert i równocześnie okultystyczne show, podczas którego Bovaj za pomocą swoich piosenek i najpewniej symboli próbowałby omamić zebranych tam ludzi. Widownia na pewno byłaby liczna, w końcu występ takiej gwiazdy w Albanii musiał być wtedy ogromnym wydarzeniem. Dlaczego do niego nie doszło? Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Być może prozaiczną przeszkodę stanowił brak odpowiednich finansów. Na pewno na taki występ potrzebne byłyby ogromne pieniądze, którymi wówczas nie dysponowano. Problemy thelemity zaczęły się z końcem dekady, gdy Ramiz Ali zyskał dużą władzę w państwie. Był on świadomy znaczenia Bovaja dla kraju, jednakże sam Bowie w albańskiej administracji znaczył tyle, co nic - był tylko szarą eminencją, nierzadko wydającą polecenia na odległość. O.T.O. zrozumiało, że sytuacja w Albanii jest niekorzystna i zaniechało swojego planu. Skupiono się na samym Bovaju, który miał nieść "oświecenie" przez swoją muzykę. A ta w latach 80-tych zyskała popularność większą, niż kiedykolwiek. Plan albański był mimo wszystko tylko eksperymentem, niezrealizowaną thelemistyczną utopią, która choć ważna, nie stanowiła filarów planu O.T.O..
To właśnie w tej dekadzie Bowie święcił największe sukcesy komercyjne. Oznaczało to, że jego grono słuchaczy powiększyło się, a tym samym thelemita zyskał więcej możliwości na propagowanie swojego przesłania. Niekoniecznie stricte duchowego. Daut Bovaj zaczął propagować także koncepcję mieszania ras, która na tamte czasy była bardzo odważna. Widać to w nieocenzurowanym teledysku do piosenki "China Girl", gdzie muzyk zadaje się z Azjatką. To dopiero początek obnoszenia się ze swoimi preferencjami, później ożenić miał się z czarnoskórą modelką Iman. Czy stała za tym jedynie przyziemna fascynacja egzotyką? W przypadku tego twórcy najprawdopodobniej nie. Można zakładać, że idea mieszania ras to część planu Bovaja, który opierał się na niszczeniu "skostniałej" mentalności człowieka. Jako podziwiany i szanowany artysta, piosenkarz miał silną moc oddziaływania na szczególnie młodszych fanów, którzy zainspirowani poczynaniami idola zaczęli negować takie podstawy, jak płeć (dziś widać to w ideologii "gender"), chrześcijaństwo, czy trwałość rasy. Zaburzenie jedności rasy jest dziś wręcz uporczywie promowane na różne sposoby. Wystarczy spojrzeć na reklamy coraz częściej ukazujące mieszane pary, zadziwiającą popularność muzyki Afroamerykanów, czy filmów pornograficznych. Cały ten proces najprawdopodobniej i tak by nastał, gdyż nie był to plan stricte Bovaja, a wysoko postawionych osób, które opracowały go na długo przed pojawieniem się muzyka na międzynarodowej scenie. Był on jedynie narzędziem, katalizatorem realizacji tego pomysłu. Na pewno bardzo użytecznym, gdyż zasięg jego oddziaływania okazał się być bardzo rozległy. Bowie działał również w świecie filmu. Nakręcony z jego udziałem Labirynt według wielu osób jest przedstawieniem programu MK Ultra, temat ten poruszany jest już od jakiegoś czasu. Ciekawostkę stanowi także film Zagadka Nieśmiertelności. Daut Bovaj wcielił się tam w rolę wampira, co w dosadny sposób podkreśla jego fascynację ciemnymi sztukami, do których zalicza się prawdziwy wampiryzm. A czy jego rola Piłata w głośnym, kontrowersyjnym Ostatnim kuszeniu Chrystusa to przypadek? Piosenkarz celowo zagrał tego, który wydał wyrok śmierci na Mesjasza, by pokazać swoją pogardę dla religii chrześcijańskiej. Biblijny Piłat po sądzie obmył ręce z metaforycznej krwii Jezusa. Bowie nigdy tego nie zrobił. Do końca życia pokazywał, że interesuje go raczej Przynoszący Światło, niż jego Stwórca i przeciwnik. Trudno także za koincydencję uznawać jego epizodyczną rolę wynalazcy Nikola Tesli w filmie Prestiż. Ta owiana tajemnicą postać geniusza jest często wiązana z katastrofą czunguską, to także przedmiot wielu legend związanych z okultyzmem. Bovaj doskonale wiedział, kogo chce grać w filmach. Te role to nie dzieło przypadku, a zaawansowanego planu, który skrupulatnie realizował przez całe swoje życie artystyczne.
W XXI wieku należy zwrócić uwagę na jego ostatni album, Blackstar. Ukazał się w sześćdziesiąte dziewiąte urodziny muzyka, dwa dni przed jego śmierciem. Uznawany jest za pomnik twórcy. W rzeczywistości to jego ostatni śmiech i ogłoszenie się antymesjaszem - tytułową "czarną gwiazdą".
"Wydarzyło się coś w dniu, kiedy zmarł
Duch wzniósł się na metr i ustąpił
Ktoś inny zajął jego miejsce i dzielnie zawył
(Jestem czarną gwiazdą, jestem czarną gwiazdą)
Ile razy upada anioł?
Ilu ludzi kłamie, zamiast mówić to co czują?
Zstąpił na świętą ziemię, głośno zawołał do tłumu
(Jestem czarną gwiazdą, nie jestem gangsterem)"
Piosenka Blackstar to opis opętania, szyderstwo ze śmierci Jezusa. "Dzień, kiedy zmarł" to czas po wydaniu płyty. Artysta wszystko skrupulatnie zaplanował. Czy taki zbieg okoliczności, jak premiera płyty-manifestu i śmierć to tylko przypadek? Oczywiście, że nie. Możliwe, że Daut Bovaj nawet nie umarł. Przez ostatnie lata życia żył na uboczu, nie udzielał wywiadów, nie zrobiono mu wtedy żadnego zdjęcia. Dla kogoś takiego upozorowanie własnej śmierci byłoby banalne, w końcu wszystko ogranicza się do ogłoszenia w mediach. To byłoby zresztą w stylu okultysty, który na pewnym etapie życia być może postanowił się oddać dalszemu studiowaniu Kabały i crowleyowskich rytuałów. Polecam znaleźć na platformie Youtube film, w którym anonimowy Jack Steven chwilę po śmierci Davida Bowie występuje w brytyjskiej telewizji i dywaguje na temat piosenkarza. Podobieństw między nim, a zmarłym muzykiem, jest wręcz uderzające. Przywodzi to na myśl opowieść o Emaus, gdy Jezus objawił się uczniom, a oni nie mogli go zobaczyć...Zresztą Bowie już wcześniej utożsamiał się z postacią Mesjasza. By to zauważyć, wystarczy włączyć obrazoburczy teledysk do piosenki The Next Day z 2013, gdzie symbolika Jezusa jest wręcz namacalna. Muzyk śpiewa "oto tu jestem, jeszcze nie całkiem umierający, moje ciało pozostawiono, by gniło w pustym drzewie". Pamiętacie Station To Station, które nawiązywało do Drogi Krzyżowej i Drzewa Kabały? Bovaj nie zapomniał o tym manifeście swojego prawdziwego "ja".
W teledyskach do piosenek Blackstar i Lazarus, Bovaj ma przewiązane oczy opaską z doszytymi guzikami. To nawiązanie do monet, które Grecy kładli na oczach zmarłych, ale także metafora ślepoty, która dotyczy społeczeństwa. Tę kreację nazwał "Ślepym prorokiem", co jest jawnym odniesieniem do biblijnego Fałszywego Proroka - pomocnika Antychrysta zwodzącego ludzi ku bluźnierczej religii Iblis. Co ważne, w teledysku do Lazarus widzimy także, jak Bowie wychodzi z szafy ubrany w strój z okresu Station To Station. To właśnie jego miał na sobie, gdy zrobiono mu zdjęcie z Drzewem Kabały. Kolejny przypadek? Trochę ich za wiele. To było mrugnięcie okiem do przebudzonych i zasygnalizowanie, że piosenkarz jest trwały w swoim postępowaniu i filozofii życiowej.
Dziedzictwo Bovaja żyje po jego "śmierci" i będzie żyło dalej - jego wpływ na popkulturę był ogromny. Sceptykom nie nakazuję wierzyć w powyższe słowa, ale zachęcam do przemyślenia ich. Możliwe, że to otworzy oczy wielu z nich. Jednostki pokroju Bowiego pojawiają się co jakiś czas. Czy powyższy tekst wyczerpuje temat Dauta Bovaja? Absolutnie nie. Wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi, do wielu osób będących w temacie trudno dotrzeć. Te informacje to tylko skrawek tego, co działo się w życiu Davida Jonesa przez te kilkadziesiąt lat. Mam nadzieję, że wraz z upływem czasu, coraz więcej kwestii uznać będzie można za jasne, a światło dzienne ujrzą kolejne fakty dotyczące postaci Bowiego.