Przejrzałem pobieżnie czy ktoś o tym nie pisał. Główny temat teraz to korona, więc można co nieco przeoczyć.
Nasz kraj i nie tylko zmaga się z suszą. W tym roku sprawa wygląda poważniej niż w poprzednich latach. Ostatnie kilka lat na wakacje jeździmy w góry, więc na własne oczy widziałem wyschnięte górskie potoki. O stanie naszych rzek wiem tyle co wyczytam w sieci. W każdym razie sytuacja jest poważna. Gdyby susza dotyczyła jakiegoś kawałka europy to spoko. Ale to wygląda to problem globalny. Całkiem niedawno płonęła Australia. Do pożarów przyczynili się podpalacze ale nie tylko. U nich też jest wielka susza.
Gdzieś przeczytałem (nie wiem ile w tym prawdy) że tak grubej pokrywy na Antarktydzie jeszcze nie notowano. Dlaczego o tym wspominam? Otóż pamiętam dokładnie przepowiednie supernaukowców (sponsorowanych przez pseudo ekologów i pseudo obrońców ziemi), że 2010 morza wyleją i będziemy pływać. Mamy 2020 i jakoś wody w morzach nie przybyło, za to ubyło w rzekach.
Tutaj mogą zaszaleć płaskoziemcy - bo wał lodowy na krawędzi się przerwał i woda wypływa gdzieś... Albo zwolennicy pustej ziemi, woda wlewa się do środka dlatego jej nie ma.
Mnie zastanawia gdzie tak naprawdę ta woda się podziała. Skoro u nas jest sucho gdzieś musi padać, albo naprawdę woda zbiera się znów na biegunach i czeka nas przepowiadana przez rosyjskich naukowców mała epoka lodowcowa.
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?