5GBioShield to produkt w formie pendrive'a, który rzekomo miał chronić przed szkodliwymi skutkami sieci 5G, która według fanów teorii spiskowych - rozsyła koronawirusa. Naukowe obalenie tej teorii z każdej strony nie wystarczyło, by powstrzymać szarlatanów pragnących na tej sytuacji zarobić.
Reporterzy BBC zwrócili uwagę na to, że w Wielkiej Brytanii zaczęły pojawiać się pendrive'y z oznaczeniem 5GBioShield. Co ciekawe, te akcesoria zostały polecone przez jednego z członków komitetu doradczego rady miasta Glastonbury (tam gdzie odbywa się słynny festiwal muzyczny). Twierdził, że on takiego używa i jemu to pomaga.
Kuriozalne jest to, że osoba związana z administracją miasta polecała takie akcesorium i w swoim raporcie podawała, że po włączeniu 5G "padają na ziemie całe stada ptaków" oraz twierdziła, że "ludzie krwawią przez 5G z nosów i wzrastają u nich tendencje samobójcze". Ta osoba to Tony Hall i to on jako jeden z dziewięciu członków komitetu doradczego ma decydujący wpływ na to, jaką rekomendację uzyska Glastonbury wobec wdrażania 5G.
Urządzenia miały używać "technologii kwantowej, holograficznej katalizacji", aby ochronić członków rodziny przed rzekomym szkodliwym wpływem 5G.
Niestety, to tylko tani chiński pendrive "no name", fot. Pen Test Partners
Co było nietrudne do przewidzenia - pendrive'y okazały się zwykłym oszustwem, a na dodatek kosztownym. Jedna sztuka pendrive'a 5GBioShield kosztowała około 300 funtów, a zestaw trzech z nich - niemal 800 funtów.
Specjalistyczna firma Pen Test Partners postanowiła zamówić egzemplarz oraz rozebrała go na części i zrobiła diagnostykę. Okazało się, że to zwykły pendrive, wykonany w Chinach. I na dodatek zaledwie mający 128 MB pojemności.
To kolejny z szarlatańskich wybryków ludzi żerujących na ludzkim strachu i ewentualnej niewiedzy w temacie wpływu 5G na ludzki organizm.