-To było coś strasznego - mówili sąsiedzi rodziny mieszkającej w bloku.
Pod koniec stycznia 2015 roku spokojnym blokiem na Bronowicach w Lublinie wstrząsnęło pewnie wydarzenie, które zdaje się zaprzeczać prawom logiki… Od godziny 15.00 z jednego z mieszkań zaczęły dochodzić niepokojące krzyki. Lokal zajmowała spokojna do tej pory czteroosobowa rodzina. Nigdy wcześniej nie interweniowała u nich policja. Cieszyli się opinią spokojnych i pobożnych ludzi.
Wyraźnie za drzwiami było słychać wołanie: "Boże, wypędź szatana" i "Demonie, odejdź" oraz odgłosy modlitw i śpiewy. Wszystko zlewało się w jedną katatonię dźwięku. Do tego dochodziło tupanie, szuranie, drapanie i tępe uderzenia w ściany.
Po 23.00 sąsiedzi zawiadomili w końcu policję. Mimo usilnych starań nikt nie otwierał drzwi. Wezwano więc na pomoc strażaków, którzy wyważyli okno na balkonie na parterze budynku i otworzyli drzwi.
To, co ujrzeli w środku zszokowało wszystkich obecnych… 14-letnia dziewczynka i jej 20-letni brat byli nieprzytomni, a ich 47-letni ojciec był niesamowicie pobudzony - krzyczał, miotał się i zachowywał agresywnie. Matka powtarzała w kółko te same zwroty z Biblii. Cała czwórka była naga. Wszyscy mieli zgolone włosy. Biegali jak w amoku po mieszkaniu i oblewali się wodą. Wszędzie znajdowały się zniszczone wizerunki świętych. Część była nadpalona.
- Całe mieszkanie było zalane wodą, a ludzie wyglądali strasznie. Młode osoby ratownicy wynosili na noszach. Zarówno chłopak, jak i dziewczyna byli nieprzytomni. Ojciec strasznie krzyczał, rzucał się - relacjonował świadek.
Rodzina była przekonana, że 14- letnią dziewczynę opętał demon. Prosili kilkakrotnie o pomoc egzorcystów. Jednak stwierdzili, że ich pomoc to za mało i sami postanowili tamtego dnia wypędzić złego ducha.
- Córka krzyczała, żeby nikogo nie wpuszczać, bo to zły idzie - relacjonuje prokurator Banach.
To sama nastolatka zdecydowała się na tak radykalny krok. Wymogła na członkach swojej rodziny czterodniowy post. Kolejnymi sugestiami dziewczynki, którym rodzina się poddała, było wrzucenie książek do wanny i zalanie ich wodą. Następnie wymusiła, aby ojciec polewał ją i matkę wodą. Kazała też obciąć sobie włosy i pociąć ubranie. Syn miał się tylko przyglądać temu spektaklowi…
Cała rodzina została przewieziona do kilku lubelskich szpitali. Ostatecznie trafili jednak do Szpitala Neuropsychiatrycznego. Sprawą natychmiast zajęła się prokuratura. Równie tak samo szybko zostało umorzona.
- Prowadziliśmy dochodzenie w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu małoletniej osoby przez osoby, na których ciążył obowiązek opieki nad nią. Wobec braku znamion czynu zabronionego, dochodzenie zostało umorzone - informuje Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
„Prokuratura w uzasadnieniu decyzji podkreślała, że w przypadku przeprowadzania "egzorcyzmów" nie doszło do popełnienia przestępstwa. Podstawą do umorzenia sprawy były badania przeprowadzone przez biegłych z zakresu psychologii i psychiatrii. Te wykazały, że rodzice nie dopuścili się żadnych zaniedbań i nie sprowadzili na swoje dziecko zagrożenia utraty życia lub zdrowia”.
Sąsiedzi byli zaszokowani tym, co się stało. Sami opowiadają otwarcie o tej rodzinie:
- Ta kobieta była bardzo pobożna. Do kościoła chodziła codziennie. Była bardzo religijna. Nigdy nikomu krzywdy nie zrobiła. Była spokojna i stonowana. Wiem, że jej mąż miał problemy, bo stracił pracę. Jakoś się jednak trzymali. Nie było widać, żeby ta sytuacja ich załamała - mówi jeden z sąsiadów.
- Po tym, jak mąż stracił pracę, żona zaczęła chyba szukać pomocy w wierze. Do kościoła chodziła jeszcze częściej, niż zwykle. Widziałam ją ostatnio, jak niosła duży święty obraz. Wiem, że w mieszkaniu mieli takich więcej. Wisiały na wszystkich ścianach - mówi inna sąsiadka.
- Ale sąsiadka martwiła się nie tylko o męża. Była też bardzo zmartwiona zachowaniem córki. Odkąd dziewczynka poszła do gimnazjum, bardzo się zmieniła. Zaczęła się inaczej ubierać. Bardziej wyzywająco. Kobieco. Malowała też paznokcie na różne kolory. Matka miała o to pretensje. Mówiła, że tak nie przystoi, ale do dziecka nic nie trafiało - zdradza osoba zaprzyjaźniona z rodziną.
Nastolatka od jakiegoś czasu skarżyła się na ból nóg. Lekarz skierował ją na rehabilitację i nie wykluczył operacji. Od czasu diagnozy dziewczyna zaczęła miewać wahania nastroju, bywała agresywna. Ta sytuacją ją przerosła. Z powodu nadmiaru emocji często krzyczała. Według matki "mówiła nie swoim głosem”.
- Mamy tu przypadek bardzo szczególnej sytuacji. Postępowanie rodziny skądś się musiało wziąć. Być może wpływ na ich zachowanie miały media. Ludzie często wierzą w to, co zobaczą. Dziewczynka będąc w stresie, mogła naczytać się różnych rzeczy, w które następnie uwierzyła - wyjaśnia psycholog, dr Jolanta Wolińska.
Bezsprzecznie 14-latka była inspiratorką egzorcyzmów. Sama wierzyła, że jest opętana. Rodzina jest przekonana, że udało im się wypędzić z niej demona…
- Nie doszukiwałabym się tu złej woli ze strony rodziców. Jeśli byli bardzo głęboko wierzący, mogli łatwo uwierzyć w pewne sposoby na pokonanie problemów. Chcieli sami uzdrowić swoje dziecko. Dziwi mnie trochę, że dali się w ten sposób zmanipulować córce. Ale takie rzeczy się zdarzają. W podbramkowych sytuacjach ludzie mają dziwne pomysły - mówiła Jolanta Wolińska.
https://kurierlubels...rawe/ar/6404198
https://tvn24.pl/pol...a510082-3291372
https://www.dziennik...1000001689.html
Artykuł pochodzi z „Anatomia Zła - Sprawy Kryminalne w Polsce i nie tylko "”