Czy po śmierci trafimy do krainy wiecznego szczęścia? A może życie pozagrobowe wygląda tak samo jak nasza rzeczywistość, tyle że jest osadzone w innym wymiarze? Wskazówek w tej kwestii dostarczają relacje ludzi, którzy na chwilę znaleźli się "po drugiej stronie", choć nie zawsze czekał tam na nich tunel i kraina pełna światła…
- Ciekawość odnośnie tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci jest pewnie tak stara jak ludzkość
- Czy po "drugiej stronie" czeka nas inna rzeczywistość? A może z chwilą ostatniego oddechu wszystko bezapelacyjnie się kończy?
- Plusem w tej rozterce jest to, że kiedyś każdy z nas przekona się, jak jest naprawdę
Istnieją żyjący ludzie twierdzący, że wiedzą, jak wygląda pejzaż zaświatów. Chodzi o osoby, u których doszło do śmierci klinicznej, ale które dzięki sprawnej resuscytacji zostały przywrócone do życia. Wielu miało w tym stanie doznania świadczące, że śmierć ciała nie jest końcem egzystencji jako takiej. Zgodnie z ich relacjami, po ustaniu funkcji życiowych nasza świadomość przenosi się do innego wymiaru, a wielu z tych, którzy jedną nogą byli na "tamtym świecie" miało okazję dobrze się mu przyjrzeć.
Krok 1: Podróż
Badania nad doświadczeniami śmierci zapoczątkowali w XIX w. uczeni z brytyjskiego Towarzystwa ds. Badań Parapsychicznych. Skupili się oni m.in. na wizjach z łoża śmierci - czyli przypadkach, kiedy w pełni świadomi konający zaglądali przez uchyloną dla nich bramę do zaświatów, opowiadając, co widzą. W pierwszych dekadach XX w. zjawisko to zgłębiali znany fizyk Sir William F. Barrett oraz Camille Flammarion - francuski astronom i parapsycholog. W drugiej połowie stulecia zajął się nim zaś Karlis Osis.
W latach 70. rozpoczęło się zainteresowanie innym tajemniczym fenomenem - wizjami podczas śmierci klinicznej. Postęp medycyny ratunkowej sprawił, że z progu śmierci zawracano coraz liczniejszą grupę pacjentów. Niektórzy z odratowanych szokowali personel medyczny i bliskich opowieściami o tym, że po drugiej stronie również toczy się życie.
Osobą, która wprowadziła to zjawisko do społecznej świadomości był amerykański psycholog Raymond Moody - autor bestsellera "Życie po życiu" (1975). Relacje ludzi, którzy odwiedzili zaświaty Moody poddał drobiazgowej analizie, odkrywając, że jak podróż tramwajem czy autobusem, tak samo droga w zaświaty obejmuje określone "przystanki".
Wszystko rozpoczynało się wraz z ustaniem funkcji życiowych. Zaraz potem ludzi tych (często świadomych własnej śmierci) trzeźwił głośny dźwięk (pisk, brzęk itp.), po czym orientowali się oni, że nadal żyją, tyle że bez cielesnej powłoki. Kolejnym etapem było wrażenie opuszczania ciała i wejścia w "tunel" prowadzący do miejsca, gdzie świadkowie spotykali zmarłych bliskich albo eteryczne istoty brane niekiedy za anioły, Boga czy przewodników duchowych.
Tak wygląda "podręcznikowy" przykład doświadczenia śmierci. W praktyce bywa jednak różnie. Trudno o dwa takie same scenariusze wizyty w zaświatach (choć wszystkie opierają się na tej samej kanwie, a ich "ogólne ramy" są niemal jednakowe). Jednym z niewielu wspólnych dla nich mianowników jest legendarny "tunel" będący bramą w zaświaty. Co ciekawe, niektórzy świadkowie wspominali, że wędrowali nim razem z innymi "duszami", które tak jak oni dopiero co pożegnały się z ciałem.
"Zdałam sobie sprawę z tego, że znajduję się w tunelu i że muszę przedostać się przez niego jak najszybciej po to, by zbliżyć się do światełka. Spostrzegłam, że nie jestem sama" - pisała Helena K. z Warszawy, która przesłała swą relację ze śmierci klinicznej do zbioru "Polskie życie po życiu" autorstwa Marka Rymuszko. "W tunelu płynęli razem ze mną inni. Wyglądali jak szare kulki z lekką powłoką, które na skutek prędkości zostawiały za sobą nieduże ogonki" - dodawała.
Inni, jak pan Stanisław Kwiatkowski ze stolicy, który w 1982 r. przeszedł poważny atak serca, spotkali "dusze" już po tamtej stronie. Mężczyzna relacjonował, że kiedy na szpitalnej sali doznał kolejnej zapaści, jego świadomość nagle wywędrowała poza ciało i przez "czarny tunel" dostała się do punktu zbornego dusz. Tam jednak drogę zagrodziła mu jakaś postać i wkrótce potem mężczyzna "zawrócił" do świata żywych.
Częstym elementem tego typu relacji była również niechęć do powrotu. Ludzie, którzy na chwilę znaleźli się "po drugiej stronie" byli zaskoczeni komfortem i lekkością tamtejszej egzystencji. Od spotkanych tam bliskich lub bytów dowiadywali się jednak, że w ich przypadku pozostanie tam jest niemożliwe, bo nie wypełnili oni swego zadania na Ziemi.
Ale co takiego jest w pejzażu zaświatów, że tak trudno się z nim rozstać?
Stacja "Niebo"
Moody pisał, że podróż w zaświaty wyrzuca człowieka poza czas. Chodzi o to, że po przejściu bariery śmierci niektórym przelatuje przed oczami całe życie, co daje wrażenie przeżywania go raz jeszcze. Inni potrafią godzinami rozprawiać o swoim pobycie w krainie zmarłych, choć ich śmierć kliniczna trwała zaledwie chwilę.
Tak rozbudowane doznania nie są jednak dane każdemu. Zdaniem psychologa prof. Kennetha Ringa - amerykańskiego badacza doświadczeń z pogranicza śmierci, tylko ok. 54 procent ludzi ma wizje podczas śmierci klinicznej. Do "nieziemskich krain" dociera niewielki odsetek, bowiem większość grzęźnie na wcześniejszych "poziomach". Ci, którym dane było dotrzeć na koniec podkreślają, że najbardziej uderzył ich tamtejszy krajobraz - często wyglądający bardzo swojsko, choć nasycony nieziemskimi kolorami i pulsujący trudną do opisania "energią".
Niektórzy uznają to miejsce za niebo, ale ludzie, którzy przeszli śmierć kliniczną nie spotykają tam Boga-staruszka ani skrzydlatych aniołów. Badacze tego zjawiska wskazują, że charakterystycznym elementem relacji świadków jest za to odczucie wszechogarniającej "kojącej obecności" oraz pojawianie się zmarłych bliskich lub "przewodników" (często o "świetlistym ciele"), którzy znają przeszłość i myśli danego człowieka. To oni często wyjaśniają mu sens tego, co się dzieje i mówią o konieczności powrotu.
Sam pejzaż zaświatów bywa trudny do uchwycenia w słowach.
"Po wyjściu z długiego, dziwnie ciemnego tunelu, w którym nie wiem, jak i skąd się znalazłam, ujrzałam cudownie piękną okolicę" - relacjonowała dla "Polskiego życia po życiu" pani A.K. z Kielc, opowiadając o doświadczeniu, które spotkało ją podczas operacji wyrostka w 1953 r. "Początkowo otaczała mnie delikatna, przezroczysta, dziwnie zwiewna, jasnoniebieska mgła, która powoli nikła, by odsłonić przepiękne, nie do opisania barwy otaczającego krajobrazu. Niezwykłego bogactwa tych kolorów nie da się przekazać" - dodawała.
Z kolei pani Anna Dulemba w 1987 r. doznała ostrych boleści, które okazały się początkiem zapalenia otrzewnej. Podczas operacji kobieta opuściła ciało i wyszedłszy za okno, wstąpiła nagle do "krainy pełnej słońca i kwiatów", gdzie spotkała zmarłego ojca i braciszka. Wkrótce rodzic powiedział jej: "Musisz wrócić!", po czym kobieta ocknęła się na sali szpitalnej.
Pani Edwarda Hanzel z Lisowa opowiadała, że jej podróż "tunelem" w stronę światła przypominała jazdę koleją. Po chwili znalazła się ona w cudownej scenerii: "Zobaczyłam zalany światłem inny świat, cudowną krainę. Ogarnęła mnie taka ekstaza, odprężenie, dobroć, że chciałam zapomnieć o ziemskim życiu. Widziałam też tysiące załamujących się promieni, które nie raziły oczu. Dowiedziałam się, że to są ludzie zmarli…" - mówiła.
Ale opisy rzeczywistości pozagrobowej nie pochodzą jedynie od pacjentów, którzy znaleźli się w śmierci klinicznej. Równie ciekawe są wizje z łoża śmierci. Osis, który wraz z dr. Erlendurem Haraldssonem przeanalizował tysiące tego rodzaju relacji pisał, że konający, którzy ich doświadczyli, mówili o "świetlnych portalach" i tunelach w zaświaty otwierających się przed nimi na chwilę przed zgonem. Najbardziej charakterystyczne dla tego zjawiska było jednak pojawianie się zjaw nieżyjących bliskich, które przybywały, by pomóc umierającemu przejść na "drugą stronę".
Zimne piekło
O ile większość osób zainteresowanych doświadczeniami śmierci słyszało o wizjach tunelu i kwiecistych krain, bardzo rzadko wspomina się o doznaniach z drugiego bieguna. Moody pisał przykładowo, że 1-2 procent ludzi przechodzących przez "tunel" dosłownie utyka w nim, co wiąże się z bardzo negatywnymi doznaniami porównywalnymi do odwiedzin w czyśćcu lub piekle. Ponieważ ich natura jest traumatyczna, większość świadków woli o tym nie mówić.
Coś takiego przytrafiło się Piotrowi K. z Legionowa, który chciał popełnić samobójstwo, zażywając "końską dawkę" leków. Kiedy stracił przytomność zorientował się, że jest w pustej ciemnej przestrzeni. Po chwili pojawiły się koło niego trzy postaci - jego zmarli bliscy, którzy, jak dodawał, byli przeraźliwie smutni i razem z nim mknęli gdzieś w ciemną dal. Dopiero po chwili, kiedy mężczyzna zdał sobie sprawę, że postąpił głupio i może ugrzęznąć w mroku na zawsze, zatrzymał się i usłyszał głos: "Wracaj!"
Niedoszli samobójcy byli grupą, która "ciemną stronę zaświatów" widywała najczęściej. Specjalistą od tego aspektu doświadczeń śmierci był amerykański kardiolog Maurice Rawlings. Na tle zebranych przez niego relacji historia pana Piotra K. brzmi jak opowieść o spacerku po lesie. Wiele osób miało bowiem iście piekielne przeżycia, w których oprócz otchłani występowały szkaradne postaci lub zwierzęta. Nierzadko pojawiało się też wrażenie opresji, a kojącą obecność zastępowała wszechobecna rozpacz i zło.
Przykładem może być relacja pewnej kobiety zza oceanu:
"Pamiętam, że brakowało mi powietrza, a potem zrobiło się ciemno przed oczami. Wydostałam się z ciała i znalazłam się w jakimś mrocznym pomieszczeniu. W jednym z okien stał wielki groteskowy potwór. Obserwował mnie (…) i skinął na mnie, bym z nim poszła. Nie chciałam, ale musiałam. Na zewnątrz było ciemno. Wszędzie wokół słyszałam jęczących ludzi. (…) To doznanie odmieniło moje życie".
Rawlings był dla niektórych "czarną owcą" w środowisku badaczy doświadczeń śmierci. Uznawano, że jako gorliwy chrześcijanin, zbyt doktrynersko podchodzi do analizowanych przypadków, chcąc wesprzeć to, w co wierzy. Mimo to Phyllis Atwater - jedna z prekursorek badań na tym polu, stwierdziła, że doszła do podobnych co on wniosków. Uznawała jednak, że nie stanowią one dowodu na istnienie piekła, ale są zetknięciem z "ciemną stroną" psyche, która drzemie w każdym z nas. Dodawała też, że w piekielnej otchłani, do której trafiali niektórzy w stanie śmierci klinicznej nie było ognia i diabłów, a tym, co najbardziej w niej przerażało była głucha pustka i ziąb…
Relacje ludzi, którzy rzucili okiem na zaświaty dają nadzieję na przetrwanie śmierci i zjednoczenie ze zmarłymi bliskimi, chociaż niektóre z nich przerażają. Tylko czy tego typu historie można traktować jako realny opis rzeczywistości pozagrobowej?
Psycholodzy i neurolodzy, którzy obok parapsychologów od kilku dekad prowadzą badania nad doświadczeniami śmierci są zdania, że wizje zaświatów to - mówiąc najprościej - halucynacje gasnącego mózgu, który, chcąc uspokoić naszą psychikę, mami ją obrazami nieistniejących miejsc i postaci. Omamy te mogą mieć różne przyczyny: od spadku poziomu tlenu we krwi lub zbytniego jej nasycenia dwutlenkiem węgla, po uwalniane endorfiny albo działanie leków.
Zwolenników hipotezy, że doświadczenia śmierci to twardy dowód, iż świadomość może przetrwać zgon, takie wyjaśnienia nie przekonują. Skoro to tylko halucynacje, dlaczego większość ludzi na Ziemi, niezależnie od wiary i kultury, ma doznania opierające się o ten sam schemat? I dlaczego niektórzy, mimo że według medycyny byli martwi, po reanimacji relacjonowali dokładnie, co działo się wokół nich na szpitalnej sali? Z tego punktu widzenia sprawa jest prosta - to, co ludzie obserwują po drugiej stronie to równoległa rzeczywistość niedostępna naszym zmysłom…
Zdjęcia pochodzą z Google.