Miły i pracowity człowiek o dziwnym spojrzeniu stał się inspiracją dla wielu thrillerów i horrorów. Jego historię opowiada Alfred Hitchcock w „Psychozie”, żyje w postaci transseksualnego Buffalo Billa w „Milczeniu owiec” i w atmosferze „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”.
17 listopada 1957 r. w małym miasteczku Plainfield w stanie Wisconsin policjanci postanowili złożyć wizytę na owianej złą sławą farmie. Położona na odludziu, pozbawiona kanalizacji i prądu, osnuta mrocznymi opowieściami budziła niepokój okolicznych mieszkańców, podobnie jak jej samotny właściciel. Dzień wcześniej zaginęła 58-letnia Bernice Worden, właścicielka sklepiku z narzędziami. Właśnie rozpoczął się sezon polowań na jelenie. Plainfield było opustoszałe. Większość mężczyzn pojechała do lasu. O zniknięciu Bernice zawiadomił policję jej syn, który zajrzał do sklepu i nie zastał w nim matki. Zaniepokoił go panujący w pomieszczeniu bałagan i ewidentne ślady napaści.
Nie była to pierwsza osoba, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w miasteczku liczącym mniej niż 700 mieszkańców. Policjanci zapytali syna porwanej o klientów, którzy odwiedzili sklep w ostatnim czasie. Na celowniku znalazł się mężczyzna, który dzień wcześniej pytał o cenę płynu przeciw zamarzaniu. Postanowili sprawdzić pogłoski o przerażających eksponatach, jakie można było spotkać na jego farmie. W ten sposób znaleźli się na odludziu w szopie 51-letniego Eda Geina.
Fotel z ludzkiej skóry
Poruszając się w ciemności, jeden z policjantów oparł się o coś, co w pierwszej chwili wziął za oprawianą tuszę jelenia. Gdy oświetlił ją latarką, okazało się, że to zawieszona nogami do góry wypatroszona i pozbawiona głowy Bernice Worden. Gein natychmiast został aresztowany, a policja przystąpiła do przeszukania domu. Panował tam koszmarny bałagan i chaos. Część pomieszczeń nie była sprzątana od wielu lat, po podłodze walały się śmieci, porozkładane gazety i... liczne ludzkie szczątki. Cztery czaszki wieńczyły słupki łóżka. Z innych wykonane były miski. Abażury lamp, obicie fotela i krzeseł zrobiono z ludzkiej skóry. Znaleziono też ozdobę z nanizanych na nitkę sutków, a kółko do rolety zostało wykonane z kobiecych ust. Policjantów przeraziły także maski zrobione z ludzkich twarzy – wypchane papierem i powieszone na ścianie. Niektóre miały jeszcze makijaż. Jedną z nich znaleziono w torbie. Od razu rozpoznano w niej właścicielkę baru, Mary Hogan, która zaginęła trzy lata wcześniej. Każde znalezisko było gorsze od poprzedniego. Kobiece genitalia w pudełku i kompletny strój wykonany z ludzkiej skóry. Opakowanie z nosami, gnijące płaty skóry na ścianach...
W czasie gdy miejscowi policjanci przeżywali najgorsze chwile w życiu, Ed Gein siedział w celi od 30 godzin i uparcie odmawiał zeznań. Po pokazaniu mu zdjęć ciała ostatniej ofiary zgodził się opowiedzieć swoją historię pod warunkiem, że... dostatnie kawałek szarlotki z plastrem sera cheddar. Gdy zjadł, zaczął mówić. Przyznał się jedynie do zabójstwa dwóch kobiet. Upiorna tajemnica reszty „artefaktów” Eda Geina miała się wkrótce wyjaśnić.
Matka: najlepszy przyjaciel chłopca
Rodzina Geinów przeprowadziła się do Plainfield w 1914 r. Ed miał wówczas osiem lat. Jego matka Augusta była apodyktyczną fanatyczką religijną. Twardą ręką rządziła mężem alkoholikiem, starszym synem Henrym i małym Edem. Dzięki ciężkiej pracy udało jej się kupić 80-hektarową farmę położoną na odludziu i tam, z dala od reszty społeczności, rozwijała się jej obsesja i tam też zaczęło kiełkować szaleństwo młodszego syna. Uważała mężczyzn za istoty ułomne, pożądliwe i skore do grzechu. Codzienną modlitwą, czytaniem Biblii, dyscypliną, karami i poniżaniem próbowała wyplenić te słabości ze swoich synów. Zwracała zwłaszcza uwagę na kontakty z kobietami, które według niej stanowiły szczególne zagrożenie. Ed nie radził sobie z dysfunkcyjnymi metodami wychowawczymi matki tak dobrze jak jego starszy o siedem lat brat i powoli popadał w paranoję.
Uczył się przeciętnie i był odrzucany przez środowisko szkolne. Nazywali go „babą” i wyśmiewali. Zakończył edukację po siódmej klasie i zaczął pracować na farmie. To pogłębiło jego izolację, a Augusta skrupulatnie pilnowała, by nie nawiązywał żadnych relacji z rówieśnikami. Terror bardzo złościł Henry’ego. Wielokrotnie spierał się z matką o młodszego brata. Kochał ją i Eda. Ciężką pracą starał się zadowolić wszystkich. Chłopiec nie rozumiał jednak troskliwej postawy brata. W jego oczach Augusta była niemal święta. Stała w centrum jego świata, a jednak musiał dzielić się nią ze swoim bratem, który w jego oczach był najpoważniejszym rywalem w walce o miłość i uwagę. Z upływem lat złość na Henry’ego przerodziła się w nienawiść. Gdy Ed miał 34 lata, zmarł ich ojciec. Wtedy patologiczne relacje w tej rodzinie przybrały na sile.
Kolekcja mordercy
16 maja 1944 r. pożar wywołany wypalaniem traw wymknął się spod kontroli i zaczął zagrażać farmie. Bracia wybiegli z domu, by walczyć z żywiołem. Wrócił tylko Ed. Henry’ego znaleziono z rozbitą głową na nietkniętym pożarem kawałku pola. Choć Ed twierdził, że stracił brata z oczu, bezbłędnie zaprowadził policję prosto do jego ciała. Nikt nie wziął pod uwagę tej nieścisłości. Koroner nieco naciągnął diagnozę. Nikt też nie podejrzewał zniewieściałego Eda o napaść na brata. Za przyczynę śmierci uznano uduszenie dymem, a obrażenia miał spowodować upadek. Młodszy brat otrzymał więc pełną miłość i uwagę ukochanej matki. Miał ją odtąd tylko dla siebie.
To „szczęście” nie trwało długo. Augusta zachorowała na nowotwór. Półtora roku później, po dwóch wylewach, dołączyła do starszego syna. Ed został sam. Nie dawał sobie rady ze stratą i samotnością. Tym bardziej że choroba Augusty zaangażowała go całkowicie. Troskliwie opiekował się sparaliżowaną kobietą. Na pogrzebie zachowywał się jak dziecko. Krzyczał, płakał i zawodził. Później zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Nie miał żadnych relacji z kobietami ani nie miał kolegów.
Wcześniej, gdy z bratem wykonywali różne drobne prace, byli lubiani przez mieszkańców Plainfield. Bardzo pracowici i rzetelni byli chętnie zapraszani do sąsiadów w zamian za dobrze wykonaną pracę. Właściwie to Henry wzbudzał sympatię. Ed wydawał się dziwny, ale łagodny. Mówiono: „Ed to po prostu Ed”. Uważano go za nieszkodliwego dziwaka, delikatnego i nieśmiałego mężczyznę. Nawet powierzano mu dzieci pod opiekę. Po śmierci matki Ed zaczął unikać ludzi, a oni też nie zabiegali o jego towarzystwo. Myśleli, że w ten sposób przeżywa żałobę. A tymczasem w przeraźliwej samotności choroba psychiczna Eda rozwijała się błyskawicznie.
Pas z ludzkich sutków
Samotność pełna głosów
Przeniósł się na parter. Mieszkał teraz w małej sypialni i korzystał jedynie z kuchni. Reszta pomieszczeń, szczególnie tych, które zajmowała matka, pozostała nietknięta. Traktował je jak sanktuarium. Panował tam idealny porządek. W przeciwieństwie do lokum Eda, które powoli przekształcało się w norę. On sam zaczął doświadczać halucynacji. Słyszał głos matki, dostrzegał ukryte w liściach drzew obserwujące go twarze. Pragnął, by wróciła w jakiejkolwiek postaci. Zaczął więc przynosić do domu wykopane świeże zwłoki starszych kobiet.
Zainteresowanie cmentarzami zaczęło się od spacerowania wśród grobów i czytania informacji o zmarłych. Przeglądał też gazety w poszukiwaniu nekrologów. Zaraz po pogrzebach udawał się na miejsce pochówku i wykopywał zwłoki. Kradł je w całości, ale najczęściej zabierał tylko interesujące go części. Zaczął zagłębiać się w podręczniki anatomii, czytał książki o ekshumacji zwłok i nazistowskie magazyny. Ciała starszych kobiet nie pociągały go seksualnie. W jakiś sposób pragnął wskrzesić matkę. Nie odbył stosunku z żadną z nieżywych kobiet. Twierdził, że „nieładnie pachniały”. Nie przeszkadzało mu to jednak w uważnym studiowaniu ich organów płciowych lub ubieraniu się w ich skórę. W czasie śledztwa twierdził, że chciał poczuć, jak to jest być kobietą. W tym celu przyczepiał sobie również narządy płciowe zmarłych. Otrzymał od śledczych przezwisko „Buffalo Bill”. Miało nawiązywać do Dzikiego Zachodu i skalpowania ofiar przez Indian. Taki pseudonim nadał też później swojej postaci Thomas Harris w książce, która dała początek filmowi „Milczenie owiec”: w powieści Jame Gumb nie mógł poddać się upragnionej operacji zmiany płci, dlatego postanowił uszyć strój ze skór kobiet. Porywał je i przetrzymywał w studni, a następnie zabijał. W ten sposób Ed Gein zyskał nieśmiertelność.
Lampa z ludzkiej skóry
Nie pragnął jednak sławy. Wręcz przeciwnie. Trzymał się na uboczu i nadal wykonywał drobne prace. Ludzie chętnie go zatrudniali, ponieważ był rzetelny i ciężko pracował. Kobiety jednak twierdziły, że dziwnie na nie patrzył. Wtedy jeszcze nie mordował. Przynosił do domu ciała. Robił z nich abażury, ozdoby i naczynia. Preparował twarze i zawieszał na ścianie. Gdy przypadkowo ktoś do niego zajrzał, tłumaczył, że zbiera maski na Halloween. Sąsiedzi dawali wiarę tej wersji. Nie przypuszczali, że miasteczkowy dziwak może być aż tak szalony.
W tamtym czasie w stanie Wisconsin zaczęli znikać ludzie. Pierwsza zaginęła ośmiolatka Georgia Weckler. Nie dotarła do domu ze szkoły. W miejscu, gdzie ostatni raz widziano dziewczynkę, zaobserwowano taki sam samochód, jakim jeździł Ed Gein. Ten zaś często poruszał się po okolicy, nie został więc wzięty pod uwagę w śledztwie. Nie połączono tego faktu z kolejnym zaginięciem. Tym razem w rodzinnym miasteczku Eda, La Crosse, porwano 15-latkę – Evelyn Hartley. Pracowała jako opiekunka do dziecka. Ojciec dziewczyny nie mógł się dodzwonić do posesji jej pracodawców i zaniepokojony przyjechał sprawdzić, co dzieje się z jego córką. Po przyjeździe nikt mu nie otworzył, zajrzał więc przez okno. Na podłodze dostrzegł but córki i ślady krwi. Przerażony zadzwonił na policję. Oględziny miejsca zbrodni nic nie powiedziały o sprawcy. Zgubiono trop. Kilka dni później w pobliżu autostrady znaleziono zakrwawione ubranie Evelyn. I to był ostatni ślad. Nic więcej nie udało się ustalić.
Szczątki ofiary Bernice Worden
Nieznany jest też los dwóch przejezdnych myśliwych, którzy zatrzymali się w przydrożnej gospodzie w Plainfield. Nigdy nie znaleziono ani Victora Travisa, ani Raya Burgessa, ani ich samochodu.
Zanim zniknęła Bernice Worden, doszło do jeszcze jednego porwania. Ofiarą była właścicielka tawerny w Plainfield, Mary Hogan. Była postawną, silną i rubaszną kobietą. Klęła jak szewc i nawet wśród mężczyzn budziła respekt. Jeden z mieszkańców miasteczka zajrzał do tawerny po lody dla córki. Zastał opustoszały lokal. Panował tam bałagan i już na pierwszy rzut oka widać było, że toczyła się w nim walka. Ślady krwi wiodły na parking. I tyle. Nic więcej nie znaleziono aż do koszmarnego odkrycia na farmie Eda Geina. Tam podczas przeszukania jeden z policjantów zobaczył papierową torbę. Zajrzał do niej. W pierwszej chwili myślał, że jest wypełniona ludzkimi włosami. Za chwilę jednak z przerażeniem odkrył, że rozpoznaje twarz Mary Hogan.
Ed twierdził w śledztwie, że nie chciał współżyć ze swoimi ofiarami. Nie interesowały go seksualnie. Nie miał z kim porozmawiać, potrzebował towarzystwa. Zabił te kobiety, żeby zabić samotność
Psychopata czy szaleniec?
Psychopatyczni seryjni mordercy nie są szaleńcami. Według psychiatrii i obecnie przyjętych kryteriów prawnych ich postępowanie nie wynika z obłędu, lecz z zimnej, wyrachowanej kalkulacji, która łączy się z brakiem emocjonalnej empatii – niezdolnością do traktowania innych jako istot żywych, obdarzonych uczuciami. Nie są ludźmi zdezorientowanymi, niemającymi kontaktu z rzeczywistością ani nie cierpią na urojenia, halucynacje i głęboki, subiektywny dyskomfort, które na ogół towarzyszą zaburzeniom psychicznym.
Psychopatii nie powinno się oceniać w tradycyjnych kategoriach choroby umysłowej. W odróżnieniu od osób chorych psychicznie psychopaci są racjonalni, świadomi swojego postępowania oraz rozumieją różnicę między dobrem a złem. Gein nie mieścił się w tych ramach. Z pewnością jako dziecko zdradzał pewne elementy psychopatii, ale także nadwrażliwość i skłonność do zniekształcania rzeczywistości. W przeciwieństwie do swojego brata, który był normalnym mężczyzną, z własnym spojrzeniem na życie i całkiem dobrze radzącym sobie z patologiczną matką, Ed miał osobowość podatną na deformacje. Za rozwój choroby umysłowej mordercy specjaliści winią Augustę. Mimo wrodzonych predyspozycji psychicznych obsesje Eda powstały w wyniku destrukcyjnego związku z matką i wokół niej były osnute. Był plastyczny jak glina. A ona ulepiła z niego potwora. Z jednej strony pragnął nieustannie czuć obecność Augusty, z drugiej miał skłonności do bezczeszczenia zwłok. Nie wiemy, czy cierpiał na charakterystyczny dla psychopatów brak empatii emocjonalnej, czy to matka wypracowała w nim pogardę dla istot ludzkich.
Rękawice z ludzkiej skóry
6 stycznia 1958 r. odbyła się rozprawa, która miała zadecydować, czy Ed Gein jest zdolny do składania zeznań i czy może być sądzony za zabójstwo jako świadomy sprawca. W trakcie procesu psychiatrzy zatrudnieni przez prokuraturę i obronę zgodnie zdiagnozowali chroniczną schizofrenię. Sąd skazał Geina na zamknięcie w strzeżonym zakładzie dla umysłowo chorych w Wisconsin, gdyż uznał, że nie jest on zdolny do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny. Nie odróżniał dobra od zła w kontekście swoich czynów, miał urojenia, omamy i był całkowicie zagubiony. Jednocześnie twierdził, że jest narzędziem Boga i potrafi wskrzeszać umarłych. O swoich makabrycznych zainteresowaniach opowiadał, jakby mówił o pracy na farmie. Nie widział nic złego w tym, co zrobił. Dick Leonard tak wspomina Eda z procesu: „Spojrzeliśmy na siebie. Widać było, że bardzo się denerwuje. Bał się. Zapytał: »Co ze mną zrobią?«. Sędzia nas uciszył. A wtedy Ed złapał mnie za rękę, jakbym był jego matką”.
Gein był wzorowym pacjentem szpitala psychiatrycznego. Tak też o nim wypowiadali się lekarze i pozostały personel. Siadał w rogu pokoju i czytał gazetę. Był cichy i niekonfliktowy. Czasem grywał w karty. Jedynie podczas pełni zmieniał się w zupełnie innego człowieka. Stawał się rozmowny, opowiadał o kobietach i o tym, co lubił im robić. Mamrotał do siebie i był pobudzony. Gdy mijała pełnia, uspokajał się i wydawał się zupełnie normalny. Mówiono jedynie o dziwnym spojrzeniu. Takie stwierdzenia o charakterystycznym błysku w oku towarzyszyły mu jednak od młodości. Ten wzrok irytował też nieco żeński personel szpitala. Na tle innych pensjonariuszy wypadał jednak bardzo dobrze, dlatego owe kobiety nie uważały tego za dużą uciążliwość. Niemniej było coś niepokojącego w tym, jak je obserwował.
Ed Gein
Dziesięć lat później, w 1968 r., lekarze stwierdzili, że Gein może już stanąć przed sądem. Po dziewięciodniowym procesie wydano wyrok. Uznano go za winnego morderstwa, ale jednocześnie niepoczytalnego. Zwolniono go więc z odbywania kary. Wrócił do szpitala, gdzie przeżył najszczęśliwsze dni swojego życia. Zmarł 26 lipca 1984 r. z powodu powikłań nowotworowych. Pochowano go obok matki na jego „ulubionym” cmentarzu.
Kult diabła
Zaraz po odkryciu makabrycznej kolekcji na farmie Geina zaczęły tam ściągać tłumy amatorów grozy. Plainfield przeżywało prawdziwe najazdy reporterów i ciekawskich. Całe Stany Zjednoczone żyły legendą Eda Geina. W pewnym momencie zaczęły nawet krążyć dowcipy zbudowane na motywie historii mordercy. „Co Gein da dziewczynie na pierwszej randce? Paczkę paluszków”. Wchodząc do baru w Plainfield, goście zamawiali „hamburgery Eda”. Miasteczko przeżywało kryzys. Mieszkańcy mieli tego dość. W końcu fale ciekawskich zaczęły gasnąć po licytacji farmy Geina 30 marca 1958 r.
Tego dnia miała się odbyć wyprzedaż rzeczy osobistych i posiadłości mordercy. Jednak sprzedana została tylko ziemia i samochód. Dziesięć dni wcześniej ktoś podpalił zabudowania. Tłumy licytujących i gapiów ujrzeli jedynie kupkę spalonego gruzu. Spryciarz, który kupił samochód Geina, obwoził go później jak cyrkowy eksponat i pokazywał na jarmarkach. Oczywiście, za odpowiednią opłatą.
Farma
Po śmierci Eda pielgrzymki fanów mordercy powróciły do Plainfield. Kobiety zostawiały miłosne liściki. To zadziwiające, ale wszyscy seryjni mordercy mogli poszczycić się rozkochanymi w sobie hybristofilicznymi groupies (hybristofilia to zaburzenie preferencji seksualnych, ukierunkowane na sprawców brutalnych przestępstw). Nagrobek Geina topniał w oczach, bo turyści chcieli wziąć coś „na pamiątkę”. Aż w 2000 r. ktoś ukradł go w całości. Udało się go odnaleźć i można go teraz oglądać tylko w muzeum w Wautoma (Wisconsin).
Edowi Geinowi udowodniono zabójstwo tylko dwóch kobiet. Przypisuje mu się jednak inne ofiary – osoby, które zniknęły w okolicach Plainfield i La Crosse. Zdarzali się jednak mordercy o większych „osiągnięciach”. Dlaczego zatem jego postać otoczona jest dziwnym kultem? Jeden z zespołów grindcore’owych nosi nazwę od nazwiska Eda. Wielu muzyków odwołuje się do Geina w swoich utworach, np. Slayer („Dead Skin Mask”), Blind Melon („Skinned”) czy Mudvayne („Nothing to Gein”). Makabryczne trofea zawsze pobudzały wyobraźnię.
Makabryczne znalezisko w domu
Tym, co zdecydowało o popularności Geina, była jego złożona osobowość. Z jednej strony dobroduszny i troskliwy sąsiad, z zaangażowaniem opiekujący się dziećmi, z drugiej – rozdarte samotnością dziecko w ciele dorosłego mężczyzny, a także pogrążony w psychozie szaleniec rozmawiający z głosem matki, szczególnie podczas pełni. Udręczony morderca, którego najszczęśliwszym okresem w życiu był pobyt w zakładzie psychiatrycznym. Im bardziej skomplikowana osobowość, tym więcej pytań. A im mniej odpowiedzi, tym większa fascynacja. Osobowości o wielu twarzach zawsze poruszały wyobraźnię.
W filmie „American Psycho”, nakręconym w 2000 r., ponownie nawiązującym do historii mordercy z Plainfield, główny bohater cytuje Eda Geina: „Kiedy widzę piękną dziewczynę idącą ulicą, myślę o dwóch rzeczach. Część mnie pragnie umówić się z nią, rozmawiać z nią, być miłym, słodkim i traktować ją dobrze. Druga część myśli: »Ciekawe, jak jej głowa wyglądałaby nabita na kij«”.
Wiem, że było ale znalazłam obszerniejszy artykuł więc nie mogłam się nie podzielić Zapraszam do obrzydliwej lektury.