Z tym co teraz tu napiszę zmagam się od 15 lat i nie daje mi to spokoju. W sierpniu 2005 roku 4 moich znajomych z szkoły wracało z dyskoteki, mieli wypadek samochodowy i wszyscy czterej zginęli na miejscu. Tej samej nocy, śnili mi się ten wypadek. W zasadzie widziałem to jakbym tam był, gdzieś obok. Pamiętam dokładnie, że widziałem jak wychodzą z rozbitego auta, pamiętam las i co najważniejsze słyszałem co mówią. Dialog między nimi przebiegał mniej więcej tak:
- Co się stało, dlaczego nie hamowałeś?
- Hamowałem.
- Co teraz zrobimy? Gdzie mamy iść?
- Chodźmy tam, przez las...
Ja w tym śnie byłem jakby niewidzialny, nie widzieli mnie, nie mówili nic do mnie. Obserwowałem to z boku.
Obudziła mnie wyjąca syrena z remiza strażackiej. Straż wyjeżdżała do tego wypadku. Następnego dnia w gazecie widziałem zdjęcia z wypadku, na którym był rozbity samochód. Wszystko było dokładnie jak w śnie. Auto, miejsce, drzewo w które uderzyli.
Czy ktoś może to wyjaśnić? Dlaczego mi się to przyśniło? Jak to możliwe, że widziałem to tak dokładnie. Z żadnym z chłopaków nie byłem jakoś blisko zakumplowany, po prostu znaliśmy się ze szkoły.