Popołudnie, 23 października 1989 roku.
Mała wieś Jeńki, niedaleko Narwiański Park Narodowy, trzydzieści kilometrów do Białegostoku.
11-letnia Monika i jej 9-letni brat Janusz to dzieci Józefa i Cecyli Faszczewskich, mają jeszcze trzy siostry i brata.
Tego dnia po szkole postanowili pobawić się na pobliskich tzw. "smugach" czyli łąkach otaczających wieś, nieopodal jest las, za którym leży wieś Łupianka Stara. Bawili się tam już wiele razy, więc nikt nie miał nic przeciwko temu.
Kiedy zabawa dzieci się przeciągała, po około godzinie pojawia się pierwsze zaniepokojenie matki. Zaczyna wołać swoje dzieci, jednak bez odzewu. Wysyła syna, Leszka by poszukał rodzeństwa - wchodzi do lasu, woła ich, również bez skutku (w toku śledztwa okaże się później, że był 95 m od dwóch ciał). Potem historia toczy się już bardzo szybko, w poszukiwaniu dwójki dzieci angażuje się cała wieś, przyjeżdża również milicja. Kolejnego dnia, 25 października, o godzinie 13:00 zrozpaczony ojciec dokonuje makabrycznego odkrycia, znajduje swoje dzieci martwe, są zasypane warstwą igliwia i ściółki leśnej. Ich zwłoki odnaleziono 800 metrów od domu.
Dzieci zostały uduszone sznurem-skakanką Moniki. Przyjęto, że do ataku doszło na tle seksualnym. Przywiązana do drzewa dziewczynka była bez bielizny. Miała uszkodzoną błonę dziewiczą. Śledczy uważają, że sprawca zaatakował ją jako pierwszą, gdy szła samotnie lasem. Wykorzystał seksualnie. W toku śledztwa ustalono, że młodszy brat pojawił się nagle i zaskoczył napastnika. Januszek zginął, bo był niewygodnym świadkiem.
Okrutna zbrodnia wstrząsnęła nie tylko okolicą, ale i całą Polską. Wszyscy się zastanawiali, kto mógł dokonać tak potwornego czynu. Szukano tropu, który naprowadziłby na ślad mordercy. Badania wykazały, że śmierć dzieci nastąpiła około godziny piętnastej. Nie było żadnych świadków, mimo że zabójca długo przebywał na miejscu zbrodni. Na mieszkańców padł strach. Niektórzy przestali puszczać dzieci do szkoły. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania mordercy.
Przesłuchiwano okolicznych mieszkańców, sprawdzano różne hipotezy. Z biegiem czasu miejscowi rolnicy wskazali wówczas, że tuż przed tragedią na polu pracował kuzyn dzieci – Jerzy K. wraz z 13-letnim synem Darkiem. Ci jednak zeznali, że nic podejrzanego nie słyszeli. Nie widzieli też nikogo, kto kręciłby się w tamtym miejscu.
- Na pewno dzieci krzyczały, wołały pomocy jak się broniły. Nie wierzę w to, że nie było krzyków. Nie wiem, dlaczego nic nie słyszeli - komentowała siostra dzieci Katarzyna Stypułkowska.
Wobec niewykrycia sprawcy 4 czerwca 1990 r. śledztwo umorzono.
Dopiero po trzech dekadach, w październiku 2018 roku, do nierozwiązanego zabójstwa w Jeńkach wróciło policyjne Archiwum X, czyli Zespół ds. Przestępstw Niewykrytych Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Co znamienite, dokładnie również 23 października, w 29. rocznicę zbrodni, zapukali do domu 67-letniego wówczas Jerzego K. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.Zatrzymano Dariusza K., 44-letniego dzisiaj mężczyznę i jego ojca. Tego samego, który jako 13 letni chłopak pomagał mu wówczas na łące naprawiać koło w przyczepie. Jak się okazało, "zajmował" się nie tylko tym...
- Co ja, jakiś zabójca? O co wam chodzi pytałem. Przesłuchanie wyglądało tak, że muszę się przyznać, bo będę zgnojony w więzieniu. A ja mówię za co? Dajcie mi dowody jakieś. Nic nie mają, żadnego dowodu. Byłem badany wykrywaczem kłamstw. Pytano, czy zamordowałem tę dziewczynkę, a później i tego chłopca Januszka. I bez zastrzeżeń było - dodał Jerzy K.
Do komendy doprowadzono też 44-letniego dziś syna mężczyzny, Dariusza. Po przesłuchaniach obaj mężczyźni zostali wypuszczeni do domu. Nie usłyszeli żadnych zarzutów. Pobrano od nich jednak DNA. Być może właśnie porównanie go ze śladami zabezpieczonym na miejscu zbrodni i ciele ofiar pomogło w rozwiązaniu sprawy.
Po dwóch latach zbierania kolejnych dowodów, Prokuratura Okręgowa w Łomży nie ma już wątpliwości.
- Cały materiał warsztatowy, który zgromadzono w śledztwie, wskazuje na to, że sprawcą czynu karalnego polegającego na zgwałceniu dziewczynki, a także zabójstwa obydwojga dzieci, jest mieszkaniec wsi Jeńki, który wówczas był nieletni. Miał 13 lat. Całość materiałów została przekazana do sądu rodzinnego do spraw nieletnich w Wysokiem Mazowieckiem - informuje nadzorujący śledztwo prokurator Rafał Kaczyński, jednocześnie zastępca łomżyńskiego Prokuratora Okręgowego.
Te dowody to, jak wymienia prokurator Kaczyński, zeznania świadków, ekspertyzy psychologiczne, wariograficzne (na tzw. wykrywaczu kłamstw), eksperymenty procesowe, oględziny.
Czy Dariusz K. przyznał się do winy? Tego nie wiadomo. Mężczyzna nie usłyszał zarzutów, nie musiał się więc ustosunkowywać do ustaleń śledczych. Formalnie nie jest nawet osobą podejrzana i będzie odpowiadać przed sądem jak nieletni – wskazał prokurator. W momencie popełnienia zbrodni miał bowiem 13 lat, a polskie prawodawstwo nie przewiduje odpowiedzialności karnej dla osób poniżej 15. roku życia. Nie wiadomo, czy do sprawy w ogóle dojdzie.
– W tym przypadku nie widzę możliwości pociągnięcia sprawcy do odpowiedzialności karnej – powiedział karnista prof. Piotr Kruszyński. – Można jedynie pomyśleć o odpowiedzialności cywilnej i domagać się odszkodowania. Kodeks cywilny przywiduje taką możliwość do trzech lat od momentu wskazania sprawcy zbrodni – zaznaczył karnista.
Podsumowując: Dariusz K. przebywa na wolności. Mimo swych 44 lat, będzie przez Temidą odpowiadał jak dziecko. O jego losie zdecyduje sąd rodzinny. Katalog sankcji jest szeroki, ponury żart.... Od środków wychowawczych (tj. upomnienia, nadzoru rodzica lub kuratora) po umieszczenie w zakładzie poprawczym.
Jak informuje Prokuratura Okręgowa w Łomży, ojcu Dariusza K. nie przedstawiono żadnych zarzutów.
– Mieliśmy nadzieję, że potwór, który zabił nasze dzieci, poniesie surową karę, tymczasem on jest wolny – powiedzieli Faktowi Cecylia (70 l.) i Józef (72 l.) Faszczewscy, rodzice zamordowanych dzieci. – Nie usłyszeliśmy od niego, czy jego rodziców nawet "przepraszam".
- Szukali z nami dzieci, to taka podłość. Tyle lat minęło, a my przed oczami mamy nasze aniołki i ich cierpienie – podkreślili.
Przyznam szczerze, że mam jakieś nieodparte wrażenie, że Dariusz K. jest tutaj dla mnie równie podejrzany jak syn, aczkolwiek nie mając dostępu ani do wyników badań DNA, ani danych z wariografu jest to oczywiście gdybanie. Być może wynika to z faktu, że jest mi ciężko sobie wyobrazić, że 13 latek jest w stanie udusić dwoje, prawie rówieśników.
Natomiast nigdy nie uwierzę w fakt, że jego ojciec nie zauważył dłuższego zniknięcia syna w okolicznym lesie, nie usłyszał krzyków dzieci i co najważniejsze nie skojarzył tych faktów. Łgał jak pies na pierwszym przesłuchaniu. Pytanie czy krył swojego zwyrodniałego synalka czy być może, sam pomagał ? Nie znamy faktów dotyczących stosunków międzysąsiedzkich między tymi rodzinami, mieszkającymi przez płot od siebie, może tu były jakieś waśnie, itp. Oczywiście nie usprawiedliwia to w żaden sposób tego typu odwetu.
Jednakże, jak już wiele razy, obrazuje to fakt, że najciemniej bardzo często jest pod latarnią. A zabójca/y gdyby nie nowoczesne metody kryminalistyczne, bezproblemowo dalej uchodzili by za dobrych sąsiadów. I niestety tu nie sprawdza się cytat z filmu: " I jak teraz k...będziesz żył?" Jak widać zabójca (a być może zabójcy) mieli się całkiem dobrze przez niemal 30lat. Chodzili sobie do kościoła, uchodzili za gospodarnych i poważanych we wsi gospodarzy do dziś.
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak te rodziny są w stanie teraz koło siebie żyć. Bezmiar bezdusznego zła i ohydnej obłudy po prostu jest porażający..
źródła:
https://wspolczesna..../ar/c1-15289256
https://www.tvp.info...-dla-nieletnich
https://www.fakt.pl/...ie-kary/69hv56f
https://www.polsatne...dla-nieletnich/
https://wspolczesna....cia/ar/13611118
Użytkownik Partuszew edytował ten post 17.12.2020 - 17:21