Twierdzenia, że szczepionka na COVID-19 nie przeszła wymaganych badań klinicznych, że nie przetestowano jej na wystarczającej grupie osób, że spowoduje zmiany w DNA bądź prowadzi do niepłodności - nie są prawdziwe. Nawet jeśli powtarzają je osoby z tytułami naukowymi czy lekarze.
Jednym z nowych zjawisk w dezinformacji po wybuchu pandemii jest infodemia - a w niej osobną kategorię stanowią fake newsy i niezweryfikowane tezy rozpowszechniane przez osoby z kręgów naukowych i środowisk medycznych. To szczególnie utrudnia walkę z dezinformacją na temat szczepionek przeciw COVID-19.
Wśród wielu tez nie mających potwierdzenia w faktach – np. że relacjonowane przez media szczepienia to mistyfikacja - są takie, które wracają co chwilę pod różnymi postaciami (wpisy w mediach społecznościowych, wideo w sieci, teksty na blogach, memy) i w różnych konfiguracjach (np. wywiady z naukowcami, porady, szkolenia). Prezentujemy najczęściej powtarzane fake newsy o szczepionkach na COVID-19 i wyjaśniamy, dlaczego nie należy w nie wierzyć.
Fejk: "Nie udowodniono, że szczepionka przeciwko COVID-19 jest bezpieczna i skuteczna, bo nie było wystarczająco dużo czasu na jej opracowanie".
Obecnie dostępne informacje o skuteczności i bezpieczeństwie większości opracowywanych szczepionek na COVID-19 pochodzą od ich producentów. Pojawiają się jednak kolejne analizy, potwierdzające dotychczasowe badania kliniczne.
8 grudnia 2020 roku w czasopiśmie "The Lancet" opublikowano recenzowany artykuł naukowy analizujący badania szczepionki na COVID-19 - dotyczył szczepionki przygotowanej przez Uniwersytet Oksfordzki we współpracy z firmą AstraZeneca. Potwierdzał analizę opublikowaną przez firmę AstraZeneca w listopadzie, pokazującą, że szczepionka jest bezpieczna i ma ogólną skuteczność wynoszącą 70 proc. w ochronie przed objawowym zakażeniem COVID-19.
11 grudnia amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła do awaryjnego użycia szczepionki firmy Pfizer/ BioNTech. Jej analiza potwierdziła 95-proc. skuteczność szczepionki. Taki stopień skuteczności producent deklarował wcześniej na podstawie własnych badań klinicznych.
Z kolei opublikowana 15 grudnia analiza FDA potwierdziła 94-proc. skuteczność szczepionki firmy Moderna - poinformowało National Public Radio, amerykański nadawca publiczny. Analiza wykazała, że szczepionka jest nieco mniej skuteczna u osób starszych - w przypadku osób powyżej 65. roku życia wynosi 86 proc.
21 grudnia Komisja Europejska dopuściła do obrotu w Unii Europejskiej szczepionki firm Pfizer i BioNTech. Decyzja była konsekwencją zaleceń Europejskiej Agencji Leków (EMA). Szczepionka nosi nazwę Comirnaty. "Nasza ocena naukowa opiera się na sile dowodów naukowych dotyczących bezpieczeństwa, jakości i skuteczności szczepionki; dowody w przekonujący sposób pokazują, że korzyści są większe niż ryzyko" – przekonywała szefowa EMA Emer Cooke. Dodała, że nie ma dowodów na to, że szczepionka nie będzie działała przeciwko nowemu wariantowi koronawirusa.
Bardzo szerokie testy kliniczne wykazały, że Comirnaty skutecznie zapobiega COVID-19 u osób w wieku powyżej 16. roku życia. Testy kliniczne prowadzono na grupie 44 000 osób. Jedna połowa z nich otrzymała szczepionkę, a druga połowa placebo. Osoby w grupach nie wiedziały, czy otrzymują zastrzyk ze szczepionką, czy placebo.
Skuteczność przeliczono na podstawie danych od 36 000 osób w grupie wiekowej 16+ (w tym osób w wieku 75+), które nie wykazywały oznak uprzedniej infekcji. Badanie wykazało redukcję o 95 proc. liczby objawowych przypadków COVID-19 wśród osób, które przyjęły szczepionkę (8 przypadków z 18 198 miało symptomy COVID-19), w porównaniu do osób z grupy placebo (162 przypadki z 18 325 miały objawy COVID-19). To oznacza, że szczepionka wykazała podczas badań klinicznych skuteczność rzędu 95 proc.
Badanie wykazało również skuteczność rzędu 95 proc. u uczestników szczególnie zagrożonych ostrym przebiegiem COVID-19, w tym u tych z astmą, przewlekłymi schorzeniami płuc, cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym oraz BMI ≥ 30 kg/m2.
Szybkość finalizacji prac nad szczepionkami na COVID-19 wzbudziła obawy wśród opinii publicznej na całym świecie. Jak wyjaśnia Healthfeedback.org, to wyjątkowe okoliczności pandemii COVID-19 pozwoliły naukowcom na zgromadzenie wiarygodnych danych z badań nad szczepionkami w stosunkowo krótkim czasie m.in. ze względu na szybszą rekrutację ochotników do badań klinicznych. A ponieważ pandemia wywołana przez koronawirusa stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego, naukowcy uzyskali zwiększone środki finansowe, napotykając na mniej przeszkód biurokratycznych niż w przypadku innych szczepionek - i to skróciło czas opracowywania szczepionek na COVID-19.
W kwietniu br. WHO i jej partnerzy uruchomili Akcelerator Dostępu do Narzędzi COVID-19 (ACT), skupiający rządy, naukowców, przedsiębiorstwa, organizacje społeczne, filantropów i globalne organizacje zdrowotne w celu wspierania rozwoju i dystrybucji testów, terapii oraz szczepionek, informuje Reuters.
"Rozwój szczepionek na COVID-19 odbywa się w szybkim tempie na całym świecie. Prace rozwojowe ulegają skróceniu w czasie, przy wykorzystaniu obszernej wiedzy na temat produkcji szczepionek zdobytej przy użyciu istniejących szczepionek" - informuje Europejska Agencja Leków (EMA).
Fejk: "Szczepionki na koronawirusa nie zostały właściwie zbadane. Ich zastosowanie może doprowadzić do zmian na poziomie komórkowym".
Szczepionka Comirnaty przygotowuje organizm do obrony przed COVID-19. Posiada molekułę mRNA zawierającą instrukcję wytworzenia białka S (spike - z ang. kolec), które pokrywa powierzchnię wirusa SARS-CoV-2 i umożliwia mu przeniknięcie do komórek organizmu. Po podaniu szczepionki część komórek organizmu odczytuje instrukcję mRNA i tymczasowo produkuje białko S. System immunologiczny organizmu rozpoznaje białko jako element obcy i rozpoczyna produkcję przeciwciał oraz aktywuje limfocyty T (białe krwinki), które atakują białko S. Jeśli w późniejszym czasie osoba zaszczepiona ma kontakt z wirusem SARS-CoV-2, jej system immunologiczny rozpozna go i będzie gotów do obrony organizmu. mRNA ze szczepionki nie pozostaje w organizmie. Ulega rozpadowi wkrótce po zaszczepieniu.
Profesor Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala w Białymstoku wyjaśnia: "Konstrukcja szczepionki opierająca się o wprowadzanie mRNA jest platformą, nad którą badania trwają od co najmniej 10 lat. Poprzedzone badaniami laboratoryjnymi, na poziomie komórkowym na zwierzętach oraz badaniami klinicznymi na ludziach. Dlatego argument o braku badań nie ma podstaw".
I tłumaczy: "Idea szczepienia naśladuje naturalne mechanizmy immunologiczne. To wirus wkleja się do naszego materiału DNA po to, aby nasza komórka produkowała kolejne kopie wirusa, na bazie wytworzonego mRNA dla całego wirusa. Idea tej platformy polega na ominięciu etapu zakażenia komórki w postaci integracji materiału genetycznego wirusa z naszym materiałem genetycznym, aby wyprodukować mRNA - poprzez podanie gotowego mRNA, który jest zapisem tylko cząstki wirusa (białka kolca). Zatem jest to dużo bardziej bezpieczne w porównaniu do zakażenia wirusem, nawet w postaciach bardzo łagodnych".
Fejk: "Szczepionka może zmienić DNA. To eksperyment na ludzkości".
Profesor Anna Piekarska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi jest "pod wrażeniem wyobraźni niektórych osób, które wymyślają te wszystkie niesamowite potencjalne działania niepożądane szczepionek". "To jest po prostu nieprawdopodobne, że takie rzeczy w ogóle można wymyślić" – mówiła na antenie TVN24.
"Kontrargument jest prosty" – kontynuowała. "Ten materiał genetyczny, który koduje tylko jedno białko wirusowe, nie całego wirusa, w ogóle nie wchodzi do jądra komórkowego. To wszystko się odbywa w cytoplazmie komórek naszych mięśni. Jeżeli pamiętamy z biologii, do czego służy jądro komórkowe, to właśnie tam jest przygotowywany nasz materiał genetyczny. Takie niebezpieczeństwo naprawdę nie istnieje" - zapewniła.
"mRNA samo w sobie nie ma możliwości identyfikacji DNA i nawet nie dostaje się do jądra komórkowego. Dlatego nie wyobrażam sobie nawet, na jakiej zasadzie mRNA mogłoby zadziałać w sposób, jaki sugerują autorzy tej tezy" - potwierdzał w rozmowie z Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć. I dodał: "Są jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze, mRNA w szczepionce to jest to samo mRNA, które przychodzi do nas z wirusem i jeżeli się zakażamy, to też to mRNA mamy w swoich komórkach. Po drugie, mRNA jest kwasem nukleinowym, który jest bardzo nietrwały, w związku z czym po dostaniu się do organizmu przez szczepionkę ulegnie zniszczeniu w dosyć krótkim czasie".
Analizując kwestię, czy szczepionka na bazie mRNA może zmienić ludzkie DNA, BBC News we współpracy z naukowcami obalili tę tezę. "Wstrzyknięcie RNA do człowieka nie robi nic z DNA ludzkiej komórki" - oświadczył w BBC prof. Jeffrey Almond z Uniwersytetu Oksfordzkiego.
Z kolei w artykule poświęconym szczepionkom serwis Deutsche Welle odsyła do strony internetowej niemieckiego Instytutu Paula-Ehrlicha, Federalnego Instytutu Szczepionek i Biomedycyny. "Nie ma ryzyka integracji mRNA z ludzkim genomem. W przypadku ludzi genom znajduje się w jądrze komórki w postaci DNA. Integracja RNA z DNA nie jest możliwa, między innymi ze względu na różne struktury chemiczne. Ponadto nie ma dowodów na to, że mRNA zintegrowany przez komórki organizmu po szczepieniu zostanie przekształcony w DNA" - informuje instytut na swojej stronie.
NIZP-PZH na swojej stronie o szczepieniach stwierdza w tej kwestii wręcz: "Twierdzenie, że szczepionka mRNA przeciw COVID-19 modyfikuje ludzki genom, jest niezgodne z podstawowymi zasadami biologii komórki". "Obawa przed integracją obcego DNA lub RNA z naszym własnym genomem i jego zmianą jest nieuzasadniona, w sytuacji kiedy codziennie mamy kontakt z ogromną ilością obcego DNA i RNA innych organizmów. Na przykład spożywamy DNA i RNA w naszym pożywieniu" - dodają eksperci.
Fejk: "Badania kliniczne szczepionek na COVID-19 zostały oparte o wyjątkowo łagodne zalecenia Europejskiej Agencji Leków".
Europejska Agencja Leków (EMA) to agencja Unii Europejskiej zapewniająca ocenę naukową, nadzór i monitorowanie bezpieczeństwa produktów leczniczych stosowanych u ludzi i zwierząt na terenie wspólnoty. Do głównych zadań EMA należy dopuszczanie do obrotu produktów leczniczych w UE i ich kontrolowanie. Przedsiębiorstwa farmaceutyczne składają do EMA wnioski o pozwolenie na dopuszczenie do obrotu danego produktu leczniczego, także szczepionek na COVID-19.
"Szczepionki COVID-19 muszą być zatwierdzone według tych samych standardów, które stosuje się wobec wszystkich leków w UE" - informuje EMA na swojej stronie internetowej. Tam też przedstawia proces opracowywania, oceny i monitorowania szczepionek na COVID-19 przez EMA. Szczepionki COVID-19 mogą być zatwierdzane i stosowane tylko wtedy, gdy spełniają wszystkie wymagania dotyczące jakości, bezpieczeństwa i skuteczności określone w prawie farmaceutycznym UE.
EMA zapowiedziała, że upubliczni wszystkie dane kliniczne, które zebrała, by umożliwić niezależną kontrolę naukowców.
Fejk: "Próby kliniczne szczepionek na COVID-19 przeprowadzono na niewielkiej grupie osób. W testowanych grupach nie uwzględniono wystarczającej liczby osób z grup ryzyka".
Testy szczepionek, które mają szanse na uzyskanie niezbędnych akceptacji, by trafić do komercjalnego obrotu, przeprowadzono z udziałem tysięcy osób. Znacząca część z nich należy grup ryzyka ciężkiego przejścia COVID-19 ze względu na wiek czy choroby współistniejące.
Firma farmaceutyczna Moderna badała dwie opracowane przez siebie szczepionki na COVID-19 mRNA-1273 i COVE. W badaniach klinicznych szczepionki mRNA-1273 wzięło udział 30 tys. osób - informuje producent. Ponad 8 tys. z tych osób ma przewlekłe schorzenia. Szczepionkę COVE także przyjęło ponad 30 tys. ochotników. Grupa wysokiego ryzyka ciężkiego przejścia COVID-19 stanowiła 42 proc. wszystkich uczestników badania.
Szczepionka Pfizer/BioNTech w fazie badań klinicznych została podana ponad 43,6 tys. ochotnikom - poinformował producent. 45 proc. uczestników badania stanowiły osoby w wieku 56-85 lat.
Brytyjska szczepionka opracowana przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego i firmę AstraZeneca w ramach badań została podana łącznie ponad 23,8 tys. ochotnikom w Brazylii, RPA i Wielkiej Brytanii. W badaniach wzięło udział ponad 2,9 tys. osób w wieku 56 lat i więcej (12,2 proc. wszystkich uczestników) oraz ponad 2,8 tys. osób z chorobami współistniejącymi. Jak zapowiadał Uniwersytet Oksfordzki, dalsze badania są prowadzone w Stanach Zjednoczonych, Kenii, Japonii i Indiach. Do końca 2020 roku miało w nich wziąć udział do 60 tys. uczestników.
Dla porównania: w testach nad szczepionką Fluad Tetra na grypę sezonową wzięło udział łącznie 10 644 osób między 6. a 72. rokiem życia - informuje raport oceniający tę szczepionkę opublikowany przez EMA w marcu tego. Szczepionka została pozytywnie oceniona przez EMA.
Za to w badaniach klinicznych nad szczepionką na grypę Flucelvax Tetra wzięło udział ponad 2,6 tys. osób. Ponad 1,3 tys. miało co najmniej 65 lat. Szczepionka została dopuszczona do użycia przez EMA w 2018 roku, pozwolenie wydano ponownie dwa lata później.
Fejk: "Z powodu globalnej tezy o pandemii przemysł farmaceutyczny miał pozwolenie na pominięcie testów na zwierzętach przy opracowywaniu szczepionek".
Próby na zwierzętach zostały przeprowadzone przy opracowywaniu szczepionek mRNA opracowanych oddzielnie przez firmy Moderna i Pfizer - wykonano je równocześnie z próbami na ludziach - sprawdziła AP. O wynikach testów na zwierzętach informował m.in. "The New York Times". Sam Pfizer o wynikach testów na zwierzętach informował we wrześniu 2020 roku.
Szczepionka opracowana przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego i firmę AstraZeneca, która nie jest szczepionką mRNA, została również przetestowana na zwierzętach - podała AP. Testy na zwierzętach tej szczepionki są wspomniane w recenzowanym artykule naukowym analizującym jej bezpieczeństwo.
Fejk: "Szczepionka na COVID-19 prowadzi do bezpłodności".
Lead Stories, redakcja zajmująca się sprawdzaniem informacji w sieci, na początku grudnia konsultowała się w sprawie tej tezy z grupą specjalistów z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle. Odrzucili ją ze względu na bardzo niskie prawdopodobieństwo dojścia do takiej sytuacji.
Doktor Kristina Adams Waldorf, profesor położnictwa i ginekologii, która bada infekcje w czasie ciąży, stwierdziła, że taka teza jest nieprawdziwa: "Nie widzimy też żadnych dowodów potwierdzających wzrost poronień lub martwych urodzeń z powodu infekcji COVID-19 w czasie ciąży, co byłoby bezpośrednią konsekwencją scenariusza ".
Na początku grudnia podobne twierdzenia sprawdzili dziennikarze Healthfeedback.org specjalizujący się w weryfikacji informacji medycznych. Jak stwierdzają, przyjęcie szczepionki przeciw COVID-19 nie niesie ze sobą ryzyka bezpłodności. Białka SARS-CoV-2 zawarte w szczepionce i białka łożyska są do siebie podobne w niewielkim stopniu. Takie podobieństwa występują w wielu innych białkach, ale nie wywołują szerokich odpowiedzi autoimmunologicznych u pacjentów z COVID-19.
Natomiast prof. Wojciech Szczeklik ze Szpitala Klinicznego w Krakowie tłumaczył w TVN24: 'Zwykle jest tak, że osoby, które są w ciąży albo karmią, nie są zapraszane do dużych badań, czy to lekowych, czy to szczepionkowych, tak jak w tym przypadku. Równocześnie wiemy, że jak jest tak duża grupa tych osób, 75 tysięcy ochotników, to część osób, która była w tym badaniu, była w ciąży. Już teraz wiemy, że się zaszczepiła, pomimo ciąży. To jest ich świadoma decyzja, że takiego ryzyka się podjęły" - podkreślił.
"Na chwilę obecną nie zalecamy tego, żeby te osoby się szczepiły, ale to się może zmieniać. I myślę, że będzie się zmieniało, bo ta szczepionka najprawdopodobniej dla tych osób też jest bezpieczna, a będzie chroniła przed niebezpieczną chorobą" – dodał. A na pytanie, czy podanie szczepionki kobiecie w ciąży może uszkodzić płód, prof. Szczeklik odpowiedział na Twitterze: "Nie ma żadnych podstaw żeby przypuszczać, że szczepionka jest szkodliwa dla rozwijającego się płodu, nawet jeżeli jest się w ciąży podczas szczepienia (choć nie jest to zalecane)".
Fejk: "Szczepionki oparte o mRNA nie były wcześniej dopuszczane do obrotu na rynku, a więc ich długoletnie skutki uboczne nie są znane".
"W tym momencie są to pierwsze szczepionki w tej klasie, które mają szansę trafić do obrotu. Natomiast prace nad szczepionkami na bazie mRNA trwały od wielu lat. W ostatnich latach były badania kliniczne szczepionek wykorzystujących mRNA i one wyszły pozytywnie. Po prostu nie doszło do fazy ich komercjalizacji" – tłumaczył w Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć.
Doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej, wyjaśnia: "Technologia szczepionki RNA nie jest niczym nowym. Myśmy jako naukowcy i lekarze testowali podobne szczepionki w kilku innych chorobach, jak choćby dla wirusa zika, czy dla wirusa ebola. Pierwsze szczepionki tej technologii powstały jeszcze przed 15 laty, przeciw wirusowi SARS-1. Oczywiście prace zostały zawieszone na pewien czas, bo wirus zniknął, ale co do doświadczeń i technologii, to ona ma ponad piętnaście lat. Nie możemy uważać, że te szczepionki są nieprzemyślane, wynalezione na kolanie. To jest ukoronowanie wielu lat pracy wielu naukowców, i te szczepionki przeszły badania kliniczne wszystkich trzech faz, które mają mieć przed rejestracją" - kończy.
"Szczepionki są z nami od ponad 200 lat; pierwszego szczepienia przeciw ospie dokonał Jenner w 1796 roku. Od tego czasu dzięki szczepieniom uratowano życie milionom ludzi, eradykowano (całkowicie zwalczono - red.) ospę, jesteśmy blisko eradykacji polio. Każda z dopuszczonych do użytku szczepionek była na początku swego stosowania szczepionką 'nową'. Mimo podnoszonych przez gremia antyszczepionkowe argumentów, brak jest dowodów naukowych na odległe uboczne skutki dotychczas stosowanych szczepionek" - wyjaśnia z kolei epidemiolog prof. Maria Gańczak.
"Szczepionki mRNA są oparte na nowej technologii, należy zatem – jak w przypadku każdej nowo wprowadzanej na rynek szczepionki – monitorować je długofalowo pod kątem bezpieczeństwa. W świetle aktualnej wiedzy technologia jest uznawana za bezpieczną" - dodaje prof. Gańczak.
Przy czym należy pamiętać, że monitoring dotyczy wszystkich szczepionek, ale podczas pandemii koronawirusa działania te odbywają się na większą skalę - podkreśla EMA. Plan nadzoru nad bezpieczeństwem stosowania szczepionek COVID-19 określa sposób, w jaki EMA i właściwe organy krajowe w państwach członkowskich UE identyfikują i oceniają wszelkie nowe informacje, które pojawiają się szybko - w tym wszelkie sygnały dotyczące bezpieczeństwa, które są istotne dla bilansu korzyści i ryzyka wynikających ze stosowania tych szczepionek. Plan zapewnia również organom regulacyjnym możliwość podjęcia odpowiednich działań i poinformowania o nich społeczeństwa tak szybko, jak to możliwe - wyjaśnia na swojej stronie EMA.
Fejk: "Przy produkcji szczepionki wykorzystano komórki macierzyste z abortowanych dzieci".
O linie ludzkich komórek zarodkowych (cell culture - hodowana w laboratorium kultura namnażających się komórek pochodzących z jakiegoś organizmu wielokomórkowego) w szczepionkach na COVID-19 zapytaliśmy wirusologa prof. Krzysztofa Pyrcia z Uniwersytetu Jagiellońskiego. "To zależy od typu. Szczepionki firmy Pfizer i Moderna to szczepionki mRNA, a więc w ich produkcji nie wykorzystano ludzkich linii komórkowych" - odpowiedział prof. Pyrć.
To znaczy, że w preparatach tych dwóch firm nie ma wcześniej osłabionego wirusa niezdolnego do zarażania, a jedynie fragment jego materiału genetycznego (mRNA). Typ szczepionek Pfizera i Moderny został potwierdzony m.in. przez Światową Organizację Zdrowia w dokumencie o wszystkich szczepionkach na COVID-19 rozwijanych na świecie.
Po wprowadzeniu materiału mRNA w postaci szczepionki do organizmu ten powinien zacząć wytwarzać przeciwciała, a człowiek - nabyć odporność na nieosłabioną formę wirusa. Żywe komórki potrzebne są do namnażania osłabionego wirusa - a jego brak w szczepionkach mRNA oznacza, że nie trzeba używać komórek z ludzkich zarodków przy produkcji takich szczepionek.
Innym typem jest preparat firmy AstraZeneca opracowywany we współpracy z Uniwersytetem Oksfordzkim. W tej szczepionce wykorzystuje się specjalnie osłabione wirusy, które nie mogą zarażać, a powodują wytwarzanie przeciwciał - i do ich namnożenia wykorzystuje się żywe komórki. Są one klonami komórek nerki żeńskiego zarodka usuniętego w 1972 roku w Holandii. Tożsamość rodziców i powód aborcji nie są znane. Pozyskane wtedy komórki zostały przekazane do specjalnego banku, gdzie są namnażane do dzisiaj. Tej linii komórkowej nadano symbol HEK-293.
Rzecznik firmy AstraZeneca Steve Pritchard w rozmowie z portalem Inews.co.uk wyjaśniał, że "obecnie używane komórki HEK-293 są klonami tych oryginalnych komórek, ale same nie są komórkami poronionych dzieci".
Fejk: "Koronawirus mutuje, więc szczepionka na niego szybko stanie się nieskuteczna i trzeba będzie robić nową".
"Osoby głoszące takie tezy nie są w stanie lub nie chcą zrozumieć faktu, że nie zawsze mutacje w obrębie materiału genetycznego wirusa przekładają się na zmiany w jego strukturze antygenowej, czyli w białkach powierzchniowych wirusa, a to właśnie one mają wpływ na skuteczność szczepionki. Nie stwierdzono dotychczas, żeby mutacje koronawirusa wpłynęły na jego strukturę antygenową" – tłumaczył w Konkret24 dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. "Owszem, koronawirus SARS-CoV-2 mutuje jak wszystkie wirusy. Ale teza, że nie warto się szczepić z powodu tych mutacji, jest nieprawdziwa i wynika z niewiedzy" – mówił.
Podobnie tę kwestię wyjaśniała dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie: "Szczepionki produkuje się przeciwko antygenom podstawowym, które niezależnie od mutacji są zawsze takie same. Dla wirusów SARS, wszystkiego rodzaju koronawirusów, są określone białka i wobec nich produkuje się szczepionkę, żeby indukować przeciwciała".
Lekarka potwierdza, że wirus SARS-CoV-2 mutuje, jednak nie wpływa to na skuteczność przygotowywanej szczepionki. "Mimo że obecnie mamy do czynienia z nieco innym wirusem niż tym pierwotnym, który wyszedł z Wuhan, jego baza pozostaje taka sama, charakterystyczna dla koronawirusów. Ta właśnie ta korona, złożona z białek, pozostaje niezmienna, a szczepionka działa właśnie przeciw tym białkom. Niewątpliwie więc obecna szczepionka będzie kompatybilna wobec genotypów, białek i wszystkich podstawowych odmian wirusowych tego koronawirusa" – zapewnia.
Fejk: "Szczepionką nie mogą się szczepić osoby o obniżonej odporności i osoby przyjmujące leki".
Obie te kwestie zostały wyjaśnione w ulotce dla pacjentów opublikowanej przez Pfizera. W sekcji "Ostrzeżenia i środki zapobiegawcze" napisano, by skonsultować się z lekarzem, farmaceutą lub pielęgniarką przed przyjęciem szczepionki, jeśli m.in. ma się "osłabiony system odporności - taki jak w przypadku zakażenia wirusem HIV - albo przyjmuje się leki, które wpływają na system odpornościowy".
Dodano, że "obecnie nie istnieją żadne dane dotyczące osób z osłabionym układem odpornościowym lub takich, które są w trakcie leczenia hamującego lub zapobiegającego odpowiedź immunologiczną".
Czyli w instrukcji nie ma zakazu szczepień dla osób o obniżonej odporności lub przyjmujących leki ją obniżające. Podawanie szczepionki jest przeciwskazane tylko dla osób, które są uczulone na jeden z jej składników aktywnych. Osoby o obniżonej odporności przyjęcie szczepionki powinny po prostu skonsultować z lekarzem.
W instrukcji brak także informacji, że "szczepionką nie mogą się szczepić osoby przyjmujące leki" bez doprecyzowania, o jakie leki chodzi. Mowa jest tylko ogólnie o lekach obniżających odporność, przy zażywaniu których należy konsultować się z lekarzem.
Ostrożność przy szczepieniu osób z obniżoną odpornością nie dotyczy zresztą wyłącznie szczepionek Pfizera czy w ogóle szczepionek na COVID-19.
Na stronie rządowego NIZP-PZH szczepienia.pzh.gov.pl wyjaśniono, że "wskazania do szczepień osób z obniżoną odpornością powinny być rozważane indywidualnie w odniesieniu do konkretnej szczepionki. (…) Osobom z obniżoną odpornością nie należy podawać szczepionek zawierających żywe wirusy (np. szczepionki przeciw odrze, śwince i różyczce, ospie wietrznej).
Niepożądane odczyny poszczepienne u osób z obniżeniem odporności mają taki sam charakter jak te występujące u osób zdrowych".
Szczepionka Pfizera nie jest tzw. szczepionką żywą, ponieważ zamiast żywych, osłabionych wirusów (w tym przypadku SARS-CoV-2) zawiera fragment kodu genetycznego mRNA z kolca koronawirusa.
Profesor Wojciech Szczeklik ze Szpitala Klinicznego w Krakowie, odpowiadając na Twitterze na pytanie, czy osoby z obniżoną odpornością (w przebiegu chorób lub leczenia) mogą się szczepić, napisał: "TAK, mogą i powinny. Szczepionka nie zawiera wirusa". Dodał, że nie wiadomo tylko, jak skuteczna będzie wytworzona przez szczepionkę odporność, prawdopodobnie słabsza niż u osób zdrowych.
Fejk: "Osoby zaszczepione na COVID-19 będą mniej odporne na inne choroby".
"To absurd. Nie ma naukowych podstaw, by twierdzić, że osoby zaszczepione będą mniej odporne na inne choroby. Żadna z dotychczasowych szczepionek nie powoduje zmniejszenia odporności na inne choroby u zaszczepionych osób" - tłumaczy epidemiolog prof. Maria Gańczak.
Fejk: "Szczepionka na koronawirusa wywoła zespół pocovidowy".
Zespół pocovidowy występujący u dzieci fachowo nazywa się pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny (paediatric inflammatory multisystem syndrome, w skrócie: PISM), a występujący u dorosłych - wieloukładowy zespół zapalny dorosłych (ang. multisystem inflammatory syndrome in adults, w skrócie: MIS-A). Eksperci informują, że wiązanie go ze szczepionką na koronawirusa jest błędem, a teza, że jest efektem zaszczepienia, jest fałszywa.
Tłumaczył to w Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego: "SARS-CoV-2 to wirus, który zakaża nie tylko płuca, ale i masę innych organów. Zakażenie prowadzi do bezpośredniego uszkodzenia tkanki nerwowej, naczyń krwionośnych, serca, nerek, trzustki – właściwie większość naszego organizmu.
Dodatkowo powoduje rozregulowanie układu odpornościowego, który sam siebie zaczyna atakować i bardzo często prowadzi to do śmierci. I to jest jedna z przyczyn, dla których występuje long-COVID, czyli zespół pocovidowy. Nie można cierpieć z powodu zakażenia, jeżeli do niego nie dojdzie".
"Twierdzenie, że szczepionka powoduje ten long-COVID, to bardzo niebezpieczna bzdura. Szczepionka ma nas ochronić przed ciężką postacią COVID-19, ale też przed tymi długofalowymi skutkami zakażenia" - podsumował prof. Pyrć.