Sama chęć powrotu pokazuje, że coś istniało i zostało utracone. Teraz jest nowe i w ocenie ministra nie jest dobre.
Gra słów.
Przez wieki, rozwój cywilizacyjny "wymuszał" równości. Związane to było nie tylko z warunkami życia, ale również z technologią dostępną danej cywilizacji. Tak, jak kiedyś, robotę kowala mógł w zasadzie wykonywać tylko mężczyzna i to tylko ze względu na warunki fizyczne ( tak wiem, bywały również duże dziewczynki, ale uogólniam ). Kobieta, zajęta domem i wychowywaniem dzieci (od tych zajęć uciekał mężczyzna) nie miałaby czasu na naukę o metalurgii itp. Bywały płatnerskie wyjątki w postaci kobiet (szczególnie na wschodzie - Azja), ale te wyjątki tylko potwierdzają regułę.
Te socjologiczne podziały nie wzięły się znikąd. Kobieta pierwotna mimo swojej mocnej budowy i tak była słabsza fizycznie od męskiego rodzaju, stąd ten podział. Facet nie jest typem mającym w genach siedzenie w domu i robienie na drutach, ani kobieta nie jest gotowa pójść do pracy np. budowlanej (stricte).
Partnerstwo i kompromisy nie polegają na zamianie ról i chyba nie o to chodzi w tym temacie, a podziale obowiązków domowych, gdzie facet może coś od siebie zrobić, aby ulżyć obowiązkom domowym żony/partnerki. W dzisiejszych czasach, nawet pranie nie jest jakąś domeną kobiecą, bo robi to pralka.
Ja lubię dobrze zjeść, więc i gotowanie jest zajęciem, które czasem biorę na siebie. Jest kilka czynności "domowych" których nie cierpię:
- pierwsza, to mycie okien,
- druga to prasowanie.
Żona nie lubi porcjować mięsa, szczególnie kurczaka, nie przepada za gotowaniem, choć dzięki mojej cierpliwości od "przypalania wody na herbatę" doszła do smacznej i dobrej kuchni.
Wymieniamy się więc takimi nielubianym zajęciami w ramach kompromisu i nie ma tu mowy o powrocie, bo czasem najzwyczajniej pewnych prac za nią nie jestem w stanie wykonać na równym jej poziomie i odwrotnie.
Zarówno przywracanie cnót kobiecych, jak i równouprawnienie to takie pitolenie bez żadnych argumentów. Tylko równouprawnienie w sensie społecznym jest tym, o którym można prowadzić jakąś sensowną dyskusję.
Komuniści próbowali wprowadzić model równouprawnienia zawodowego i co z tego wyszło? Bajzel na kółkach. Przykład? Niejeden, a znamienitym było choćby otwarcie na typowo (wówczas) męski zawód - spawacz. Znam panią, która przepracowała w tym zawodzie 38 lat, a emeryturę ma niższą o ponad 30% od panów z którymi pracowała, bo miała niższą pensję. W tym przypadku, równouprawnienie skończyło się na dostępie do zawodu, ale nie do pensji. Co więcej, ta pani była uznawana za specjalistę wysokiej klasy i posiadała długą listę uprawnień spawalniczych, w tym tak egzotyczne, jak spawanie pod wodą.
O czym więc ma być ta dyskusja?