Kiedyś kiedy byłem dzieckiem miałem dziwny i lekko niepokojący sen, który powtórzył się dwa razy,z dnia na dzień.Poniżej postaram się opisać go tak dokładnie jak umiem.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem oślepiająca biel, w której widziałem mnóstwo czerwonych drzwi.Nagle usłyszałem głos, mówiący"Gdzie ma pan bilet?". Obróciłem się i zobaczyłem biurko, przy którym siedziała starsza kobieta
"Jaki bilet?" Powiedziałem zdziwiony.
"Przecież ma pan go w kieszeni!" Odpowiedziała zdenerwowana. Sięgnąłem do kieszeni spodni. Bilet faktycznie tam był. Podałem go kobiecie za biurkiem, a ona powiedziała "Może pan teraz otworzyć każde drzwi jakie pan chce." Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi i zobaczyłem mojego ojca z jego kolegami. Poszedłem do następnych drzwi. Otworzyłem je. Było za nimi wnętrze mojego domu. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Otworzyłem je ponownie aby sprawdzić, czy korytarz dalej tam jest, ale zobaczyłem tylko podwórko. Jednakże coś było nie tak. Wszyscy domownicy byli jacyś sztuczni, a w przedpokoju stała dziwaczna kukła. Po krótce była głową stracha na wróble zamocowaną na kiju. Odwróciłem wzrok i już jej tam nie było. Rozejrzałem się i stała obok schodów. Wtedy się obudziłem. Następnej nocy znowu znalazłem się w korytarzu, pani zza biurka powiedziała"Znowu pan?". Dałem jej bilet i oglądałem różne rzeczy za drzwiami.