(...) według mnie Bóg narodził się w umyśle człowieka jako mechanizm obronny mózgu przed perspektywą nieuchronnej śmierci (krótko po tym, jak ewolucja uznała, że samoświadomość będzie ludziom potrzebna do przetrwania).
Ależ my do dzisiaj zjawiska, których natury nie rozumiemy tłumaczymy często jako "nadprzyrodzone" lub "paranormalne". Człowiek robi tak od dawna, tyle, że na początku ustanowił sobie Boga, jak władcę tychże zjawisk. Przecież pioruny są we władaniu choćby Zeusa, morzami rządził Posejdon itp. W religiach monoteistycznych wszystkie te atuty są w ręku jednego wszechmogącego Boga.
Wspominałem o wadze religii starotestamentowej, czyli tej wyznawanej przez Izraelitów. Była dość przejrzysta, jasno były postawione zasady i wiadomo było, że Bóg będzie "swój" naród chronił, nawet za cenę swojego wizerunku, używając wszelkich dostępnych mu środków.
Po pojawieniu się Jezusa, zmianie ulega narracja. Od tego momentu, Jezus przedstawia go jako miłosiernego, ale doświadczającego swoich wyznawców, ładując dwa sprzeczne pojęcia do jednego worka wiary. Dalszej zmianie ulegają doktryny po jego śmierci na krzyżu. W zasadzie nie było zmian w nauczaniu przez apostołów, do momentu tzw. "nawrócenia" Pawła Apostoła. Nie był on apostołem, wręcz przeciwnie, był faryzeuszem i zwalczał apostołów, a nawet stał za męczeńską śmiercią św. Szczepana. Pod Damaszkiem doznał nawrócenia po objawieniu.
Od tego czasu zdaje się być bardziej apostolski od apostołów. To właśnie jemu zawdzięczamy podwaliny współczesnego chrześcijaństwa, jak choćby doktryna Trójcy Świętej. Stworzył tym samym paradoks trójbóstwa w religii monoteistycznej.