Pomysł o napisaniu poniższego materiału narodził się kilka miesięcy temu, kiedy to otrzymałam informację od znajomych mieszkających w Irlandii. To oni, usłyszawszy niesamowitą historię Cmentarza Greyfraires (Szkocja) zasugerowali mi, iż mogłabym nieco bliżej przyjrzeć się wydarzeniom, które miały tam miejsce. Tą sprawą zajmowały się już stacje telewizyjne, takie jak Discovery czy BBC. Powstało wiele publikacji na ten temat. Opisują one kilkadziesiąt przypadków ataków niewidzialnej siły na ludzi.
Lista potwierdzonych przypadków liczy ok. 50 pozycji. Poniżej przytaczam kilka przykładów:
- 17 marca 1999 r. - zaglądająca do grobowca kobieta zostaje na oczach wielu świadków zrzucona ze schodów.
- 19 czerwca 1999 r. - turystka z Bostonu skarży się na mrożące zimno, po czym mdleje.
- 6 lipca 1999 r. - w ramach eksperymentu, na teren cmentarza zostaje wprowadzony pies, gdy właściciel próbuje wprowadzić go do Czarnego Mauzoleum, zwierzę rzuca się na niego.Jakiś czas potem wkrótce po odprawieniu egzorcyzmów na terenie cmentarza, umiera protestancki duchowny. Być może to tylko zbieg okoliczności i w powyższych wydarzeniach nie ma nic nadzwyczajnego. Faktem jednak jest, że liczba poszkodowanych tam osób jest bardzo duża więc trudno mówić o przypadku.
Edynburg zachwyca piękną i stylową architekturą. Niezwykła atmosfera tego miasta sprzyja powstawaniu niesamowitych opowieści. Czy jednak przypadek Cmentarza Greyfraires może być tylko legendą?
Cmentarz ten znajduje się niedaleko głównej ulicy miasta, zwanej Królewską Milą. Za jedną z hipotez starających się racjonalnie wyjaśnić wydarzenia z Edynburga są odpowiedzialne feromony. Są to substancje semiochemiczne podobne do hormonów, występujące u zwierząt i roślin, służą do komunikacji żywych organizmów. Niektórzy naukowcy sądzą, że niewielka ilość feromonów może występować także u ludzi. Właśnie wydarzenia na cmentarzu w Edynburgu spowodowały, że naukowcy zaczęli bliżej zajmować się tą hipotezą. Czy jest to jednak trafne spostrzeżenie?
Świadkowie dziwnych wydarzeń niechętnie wracają do wspomnień, a już w ogóle nie można ich namówić, by ponownie weszli na teren cmentarza. Niektórzy jednak zgadzają się opowiedzieć o swoich przeżyciach. Jan Reese jest jedną z takich osób. Na cmentarz Greyfraires przyszła kierowana ciekawością. Nie sądziła, że spotka ją coś dziwnego. Tymczasem jeszcze przed wejściem do grobowca poczuła się dziwnie. Miała wrażenie, że ktoś ją dotyka.
"Stałam na brzegu grupy i nagle poczułam jakby jakiś palec kreślił wzór z tyłu mojej głowy. Rozejrzałam się, by sprawdzić czy ktoś tam jest, pomyślałam, że ktoś mnie dotknął, ale wszyscy stali po mojej drugiej stronie. Sprawdziłam, czy nie ma tam drzewa. Mogła mnie przecież dotknąć gałąź lub coś takiego, ale tam nie było żadnych drzew. To było przerażające, jednak nie myślałam o tym zbyt wiele. Później przewodnik poprowadził nas do grobowca. Ponownie mówił przez chwilę, a wszyscy słuchali go w milczeniu. Ja stałam zupełnie z tyłu. Kilka osób wokół zaczęło się bać. Ja się jednak z tego się śmiałam. Nie wierzyłam w ani jedno słowo o obecności poltergeist czy czegoś podobnego. Nagle zrobiło mi się bardzo, bardzo niedobrze, zaczęłam odczuwać mdłości i myślałam, że za moment zemdleję. Bardzo zakręciło mi się w głowie i chciałam się jak najszybciej wydostać z grobowca. Później, kiedy wyszliśmy, poczułam się lepiej. Mdłości zniknęły, ale kiedy dotknęłam swojej twarzy, była przejmująco zimna. Policzki były tak zimne, jakbym była u dentysty i dostała znieczulenie. W ogóle ich nie czułam."
Zaskakujące jest to, że gdy Jan rok po tych wydarzeniach ponownie weszła do grobowca, przeżyła dokładnie to samo. Dziś na samą myśl o tym ogarnia ją przerażenie. Zapewnia, że już nigdy nie wejdzie do wnętrza grobowca.
Kolejną osobą, która postanowiła opowiedzieć o swoich przeżyciach jest Nichola Weyman, Kanadyjka od lat mieszkająca w Wielkiej Brytanii.
"Usłyszeliśmy kilka historii i pamiętam, że każdy starał się być jak najbliżej innych. W grobowcu było bardzo zimno. Jednak nic nadzwyczajnego nie wydarzyło się tej nocy: nikt nie zemdlał, nikt nie został zaatakowany. Czułam się świetnie. Wyszliśmy z grobowca i poprowadzono nas do bramy. Poszłam prosto do domu. Nie zatrzymywałam się, nikogo nie spotkałam. W domu od razu położyłam się spać, gdyż było bardzo późno. Rano, po przebudzeniu leżąc w łóżku, uświadomiłam sobie, że pali mnie kark. To nie było swędzenie, to był ból. Poszłam do łazienki, wzięłam ręczne lusterko i ustawiłam je tak, żebym mogła zobaczyć swój kark. Odkryłam tam długie na około 2 cale (ok. 5 cm) zaczerwienione, zaognione zadrapania. Były tam zaschnięte kropelki krwi. Kiedy o tym pomyślę... nie kręcę się w łóżku, nie lunatykuję. Nie mogę w żaden sposób wytłumaczyć, jak mogłabym zrobić sobie coś takiego, np. paznokciami."
Jako pierwszy na dziwne wydarzenia zwrócił uwagę przewodnik wycieczek, Jan Henderson.
"Za pierwszym razem pomyślałem, że to po prostu ktoś, kto zasłabł. Podobnie za drugim razem. Gdy jednak liczba podobnych zdarzeń wzrosła do 12, pomyślałem, ze to już nie może być tylko przypadek. Zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z czymś bardzo niezwykłym."
Henderson twierdzi, że zwłaszcza dzieci uaktywniają jakąś niewidzialną siłę.
"Kiedy zobaczę na wycieczce 11 lub 12-letnie dziecko, jestem prawie pewien, że ktoś zemdleje. Nie będzie to dziecko. Jednak wiem, że wówczas ktoś ucieknie, ktoś poczuje zimno, itp."
Po wieloletnich obserwacjach tych zjawisk, Henderson skłania się ku wyżej wspomnianej hipotezie o feromonach. Twierdzi, że tajemniczy poltergeist, to nic innego jak obłok substancji chemicznych.
"Ludzie wydzielają do atmosfery feromony. Są to hormony, które wydzielamy, gdy jesteśmy przestraszeni. Poltergeist jest skumulowaną chmurą feromonów, która jest tak silna, że może wpływać na ludzi. Ma ona rodzaj samoświadomości. Poltergeist próbuje cię przestraszyć, bo jeżeli się przestraszysz, wydzielisz więcej feromonów, a on zyska na sile. Jest to bardzo dziwna teoria, ale to jedyna koncepcja pasująca do tutejszych wydarzeń." - stwierdza Henderson.
Nasuwa się pytanie: czy świadkowie mogli dać się oszukać jakąś prostą sztuczką?
Być może, ale jak w takim razie wytłumaczyć zadrapania Nichole Weyman? Pojawiły się one przecież już po opuszczeniu Czarnego Mauzoleum.
Zdarzeniami, które miały miejsce na terenie cmentarza zajmuje się do dziś grupa badawcza SPI, badająca zjawiska paranormalne. Założycielem grupy jest Brian Allen, z którym współpracują różnego rodzaju media. Wielokrotnie podczas badań sygnalizowały one, że czują na cmentarzu duży opór ze strony bytów niematerialnych. Mierniki pola magnetycznego wskazują na podwyższenie jego poziomu.
"Tego typu zjawiska występują również naturalnie. Niezwykłość polega na tym, że to co medium postrzega jako duchy, miernik odbiera jako wzrost pola magnetycznego" - stwierdza Allen.
Czy zatem przyczyną złego samopoczucia ludzi może być podwyższony wzrost pola magnetycznego? Nie jest to wykluczone. Odpowiedzialne mogą za to być - według Allena - tzw. niskie fale rzędu 5 do 7 Hz. Allen twierdzi, że ludzie, którzy mają spirytualny punkt widzenia, przypisują wydarzenia duchom. Media potwierdzają, że odczuwają mękę cierpiących. Faktem jednak jest, że miejsce rzeczywiście jest niezwykłe właśnie ze względu na bardzo znaczne natężenie pola magnetycznego.
Tak więc, co tak naprawdę jest odpowiedzialne za dziwne wydarzenia? Czy są to rzadkie zjawiska fizyczne czy też może oddziaływanie dusz pomordowanych tam dawniej ludzi?
Niepokojący jest fakt, że czymkolwiek jest zjawisko, z którym stykają się ludzie w Edynburgu, stanowi przejaw zła, które może przyjmować najróżniejsze postaci.
http://www.npn.ehost...o...amp;ucat=1