Skocz do zawartości


Zdjęcie

Drzewo ludojad! Wytwór wyobraźni czy prawdziwy wróg?

drzewo ludojad

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6695
  • Tematów: 774
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zapewne wszyscy z Was słyszeli lub czytali o muchołówce, która nęci potencjalne ofiary (owady) kolorem i słodkim nektarem, by następnie trawić je przez kilka dni. Są nawet takie rośliny, które potrafią zjeść… mysz lub ptaka. A co powiecie na drzewa wysysające wszystkie soki z… ludzi, tak że pozostanie z nich tylko szkielet? Podobno takie właśnie rosły w dżunglach południowej Afryki i Ameryki, a zwane były „sidłami diabła”.

 

                       fot_01_A81.jpg

                       grafika:altao

 

Zacznę od przerażającej opowieści, którą opublikowały w latach 50. XX wieku niemieckie gazety. Nagłówek szalonego artykułu przyciągał wzrok: „W południowej Afryce odkryto drzewo drapieżcę, które pożera ptaki, zwierzęta oraz ludzi!”. Ale mało kto uwierzył w te rewelacje. W ten niby mit powstały w umysłach tubylców. „Zielona” bestia pożerająca człowieka – nonsens!

 

                       fot_079_A62.jpg

                       Mięsożerne drzewo znalezione w Afryce (źródło: wikimedia.org)

 

Jednak podróżnik Klaus von Schwimmer wiedział swoje i widział swoje. To on podzielił się tymi sensacyjnymi informacjami. Bo to on właśnie uczestniczył w niebezpiecznej wyprawie do serca tajemniczej, zalesionej Afryki…

 

Tereny współczesnej Zambii, okolice górnego biegu rzeki Kabompo

 

To tutaj, w miejsce, które inni chętnie by unikali, trafia Klaus, znany odkrywca, myśliwy i badacz rzadkich gatunków zwierząt. Doświadczony podróżnik ma kierować ekspedycją zorganizowaną przez bogatego miłośnika przygód w podeszłym wieku, który to pragnie przekonać wszystkich, że drzewo ludojad istnieje, i który sam niestety w owej wyprawie nie może uczestniczyć.

 

Von Swchimmer wraz z grupą złożoną z 5 białych i 20 czarnoskórych tragarzy pod przewodnictwem myśliwego z plemienia Barotse wyrusza z pobliskiej wioski Mujang przez lasy tropikalne. Czwartego dnia dopada ich dziwny, korzenny, nietypowy zapach. Niebezpieczeństwo wisi w powietrzu. Tym bardziej, że każdy z członków ekspedycji czuje nozdrzami ten aromat inaczej. Białym ludziom, w tym Klausowi przypomina ser camembert. Reszcie wydaje się, że to pieczona gęś, zamieniająca się w truskawki. Im bardziej idą w głąb dżungli, tym woń staje się natarczywa, więc hipnotyzuje...

 

Aż docierają na rozległą polanę o średnicy 100 metrów, na środku której rośnie samotne drzewo. Na pierwszy rzut oka wygląda niczym figowiec bengalski. Z ziemi wyrasta pień i jego kilka cieńszych braci. Z gałęzi zwisają długie liany. Nie wydaje się niebezpieczna, przecież to roślina. Może i nieco okazała i inna niż wszystkie, ale tylko roślina. Tak panowie myślą, bo tak każe im myśleć drzewo! Zmysły stają się słabe, zamroczone, instynkt nieaktywny. Wędrowcy chcą znaleźć się coraz bliżej, jakby słyszeli rozkazy. A następnie „zaklęcie” w postaci jednego słowa: śpij!. Nawet nie zauważają, że wchodząc na polanę, depczą po kościach i czaszkach. Jako pierwszy z letargu budzi się Klaus. I każe reszcie uciekać, gdzie pieprz rośnie!

 

„Wpadliśmy w pułapkę! To jest drapieżne drzewo! Ono zwabiło nas!” – krzyczy do mężczyzn, ale ci są jak zombie. Dopiero, gdy ich kopie, odzyskują poczucie rzeczywistości i oddalają się na bezpieczną odległość. Wspólnie postanawiają rozwikłać zagadkę „śmiercionośnego snu”. Zdobywają przynętę – zastrzelonego sępa, którego rzucają w kierunku drzewa.

 

                               fot_060_A0.jpg

                                grafika:altao

 

W ciągu kilka sekund przeciwnik reaguje. Zwisające z gałęzi liany poruszają się, chwytają ptaka i przenoszą go do poruszającej się korony drzewa. Ale drzewo nie jest najedzone. Jedna z lian po chwili strzela i jak lasso owija nogi stojącego zbyt blisko tragarza. Na szczęście zostaje uratowany dzięki maczetom.

 

Muszą opuścić to złowieszcze miejsce. Nic tu po nich. I już to zaczęli robić, gdy nagle z kierunku przeklętej polany dopada ich krzyk rozpaczy! Jeden z członków ekspedycji przez nieuwagę zostaje porwany i opleciony gąszczem lian. Coraz ciaśniej, coraz mocniej. Opór jest daremny. Uwolnić go nie ma jak. Lian jest więcej, i więcej…

 

Teraz już są pewni. Roślina istnieje. I jest śmiertelnie niebezpieczna. Należy ją zlikwidować. Z tym pomysłem nie zgadza się Klaus, dla którego drzewo jest „unikalne i stanowi szansę dla nauki", ale nikt nie jest w stanie przekonać resztę.

 

Gdy słońce budzi się do życia, ruszają z kulkami żywicy w nosie i chrustem w dłoniach na polanę. Podpalają wszystko, dodatkowo rzucając płonącymi gałęziami w roślinę, która nie daje rady obronić się swoimi „mackami”. Drapieżca zaczyna płonąć i wydzielać smród. Pozostanie po nim tylko popiół. Na drugi dzień nanoszą lokalizację tego pokonanego zielonego „stwora” na mapę.

 

Czy to ich wybujała wyobraźnia? Mózg plątający figle? Jak wyjaśnić te wydarzenia? Czy „inteligentne” drzewo faktycznie wysyłało im indywidualne telepatyczne wezwanie, a zapach dodatkowo atakował i zmieniał psychikę?

 

Ani botanicy, ani zoolodzy nie wierzą Klausowi i oskarżają go o mistyfikację! Mimo że towarzysze wyprawy pod przysięgą potwierdzają jego słowa, odnalezieni tubylcy również...

 

Amerykańska dżungla. W Brazylii mieszka Diabeł!

 

 W 1952 roku, dwa lata po artykule w niemieckiej prasie o drzewie ludojadzie, zostaje wydana książka pt. „Secret Cities of Old South America”. Jej autor Harold T. Wilkins opisuje tam dwie rośliny brazylijskie.

Pierwsza znajduje się w Mato Grosso (płaskowyż leżący w Brazylii, w północno-zachodniej części Wyżyny Brazylijskiej). A nosi nazwę „ośmionóg” lub też „drzewo diabelskie” (prawda, że „sympatyczne” imię?). Mieszkający niedaleko Indianie tak opisują ową roślinę: „Jest wielkości wierzby, ale można to ocenić dopiero wtedy, kiedy jest już za późno".

 

Gałęzie drzewa diabelskiego są ukryte głęboko wśród otaczającej je zieleni lub nawet pod ziemią. Kiedy nieświadome niebezpieczeństwa zwierzę lub człowiek potknie się o taki konar, wszystkie wypełzają z ukrycia i oplatają bezbronną ofiarę, miażdżąc ją w coraz ciaśniejszym uścisku! Jak cwana ośmiornica! Podobno w 1932 roku angielski kapitan Thomas W.H. Sarll udał się do amazońskiej dżungli, aby odnaleźć, wykopać i przywieźć żywy okazu tego morderczego organizmu. Niestety nie ma więcej informacji na temat jego wyprawy. Czyżby zaginął, zahipnotyzowany pięknem i duszącym zapachem rośliny? Czyżby zwykły sen przeobraził się w ten narkotyczny? Zwykły odpoczynek w wieczny?

 

Drugim opisanym przez Wilkinsa drzewem, jest tajemniczy wampir, także obdarzony długimi, wijącymi się mackami i wydzielający okropny fetor gnijącego mięsa (niczym największy kwiat na świecie, raflezja z Sumatry). Kusi niewielkie ptaki „jagodami” o słodkim smaku. Macki rośliny oplątują je i przyciskają mocno do pnia. Następnie specjalne ssawki o wyglądzie przepięknych kwiatów, wysysają ptasią krew. Po zakończonej uczcie uwolnione, ale już zwłoki, niemalże szkielety spadają na ziemię.

 

Na Madagaskarze nie rządzi lemur Julian, a drzewo ludożerca!

 

Wracamy do Afryki, a konkretniej na jej południowo-wschodnie tereny, a jeszcze konkretniej płyniemy na wyspę Madagaskar. To tam rośnie sobie drzewo zwane „tępym”.

 

W XIX wieku miał je podobno zaobserwować badacz Carl Liche. Ale dopiero pod koniec lat 90. XX wieku postanowił rozwiązać zagadkę rośliny czeski podróżnik Ivan Mackerle, który poszedł śladami Hearsta – byłego oficera armii brytyjskiej, który w 1935 r. spędził na Madagaskarze cztery miesiące i sfotografował nieznane drzewo, pod którym leżało wiele szkieletów dużych zwierząt. Owe fotografie zostały nawet gdzieś opublikowane, lecz ostatecznie przez świat nauki uznane za sprytne oszustwo i ślad po nich zaginął.

 

Rok 1998. Ivan przez miesiąc krąży po wyspie. Jakie jest jego zdziwienie, kiedy dzięki tłumaczowi odkrywa, że każdy z przepytanych mieszkańców (czy to botaników, czy dziennikarzy, czy zwykłych obywateli) pierwszy raz od niego słyszy o takim drzewie, o takiej legendzie. Sam Mackerle ludojadów odszukać nie potrafi. Ale natyka się na inne drzewa. Na trujących zabójców! O zresztą których nauka wie mało. Pierwszym jest „kuman-ga”, niebezpieczna w okresie kwitnienia roślina – jej spożywane przez bydło liście powodują, że zwierzęta te padają. Drugim „andrindritra” z gęstymi gałęziami wyposażonymi w haczykowate kolce.

 

                        fot_099_A96.jpg

                        Ivan Mackerle (źródło: karlshuker.blogspot.com)

 

A co Wy sądzicie o drzewach ludojadach? Istnieją czy nie? Skoro świat zwierząt nie odkrył jeszcze swoich wszystkich tajemnic, to i świat botaniki zapewne jakieś jeszcze skrywa...

 

                                                

                                                

 

Zwiastun horroru amerykańskiego z 2018 roku (studentka dziennikarstwa stara się dotrzeć do informacji na temat diabelskiego drzewa, w pobliżu którego dokonano wielu okrutnych i tajemniczych zbrodni):

 

                                                 

 

I klasyczny B-klasowiec z 1962 roku, czyli „Dzień Tryfidów”:

 

                                                 

 

Autor: pj

 

altao.png

 







Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych