W skrócie, doświadczenia miałem dwa, bliźniaczo podobne do siebie - niemal identyczne. W nocy wracałem z odległej dzielnicy do domu. W oby przypadkach, ta odległość zajęła by mi około 40 minut drogi autobusem, plus dojście do przystanku i z przystanku do domu (to było w dwóch różnych miastach i zdarzenia dzieliło 10 lat); taksówką około 30 minut, ale tą taksówkę trzeba było by mieć od razu pod ręką, co było by możliwe tylko w drugim przypadku, bo w pierwszym był to PRL i taksówkę złapać w nocy poza postojem to był cud.
W pierwszym przypadku miałem 14 lat i nie miałem kolegów posiadających samochody. W tym czasie jeszcze nie spożywałem alkoholu, nie paliłem zioła ani nawet nie piłem kawy.
W obu przypadkach, po wyjściu z domu (tam gdzie zaczyna się zdarzenie), do momentu jak wkładam klucz do zamka w swoim domu do którego zmierzałem upływa kilka minut i jest to przejście na tyle płynne, że od razu go nie zauważam (w obu przypadkach). Po wejściu do domu, dzwonię tam skąd przybyłem i informuję, że już jestem w domu, do którego bezpiecznie dotarłem (identycznie w obu przypadkach).
Słyszę w wtedy, że to niezły dowcip, bo dopiero co wyszedłem. W obu przypadkach doskonale wiedziałem o której godzinie wychodzę i obu sprawdzam czas, kiedy słyszę, że to dowcip. W obydwu upływa mniej więcej ta sama ilość czasu, czyli około 5 do 10 minut.
Jest to zbyt mało czasu na pokonanie tej odległości w tradycyjny sposób ( w obu przypadkach było to około 20 km) bez naruszania przepisów. Do dnia dzisiejszego nikt z moich znajomych się nie przyznał, żeby mnie podwoził czy pomagał mi dostać się do domu w jakikolwiek inny sposób. W drugim przypadku wchodziła w grę pomoc kolegi policjanta - transport radiowozem, ale wtedy nie miał służby i nikt nie wiedział, że będę wracał do domu akurat stamtąd, bo to był pewien spontan.
Generalnie, dwa zdarzenia wręcz identyczne dzieli dziesięć lat i od tamtego czasu się nie powtórzyły. Nie ma żadnych "skutków ubocznych" tego wydarzenia, poza brakiem świadomości tego, co się wydarzyło w czasie którego nie pamiętam. Nigdy nie miałem żadnych zaników pamięci czy schorzeń neurologicznych, które by mogły rzutować na zdarzenia.
To co opisałem nie wpłynęło w zasadzie na moje życie w żaden sposób, bo dopiero za drugim razem zdałem sobie sprawę z tego co się stało. Ten pierwszy raz pamiętałem, ale nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia, jak ten drugi. Po drugim razie szukałem odpowiedzi robiąc dość intensywne i dokładne śledztwo. Potwierdziło tylko ono wstępne ustalenia.